Miałam nadzieję że nie postąpiłam zbyt lekkomyślnie. Miałam przyprowadzać ŻYWYCH członków do watahy a nie martwych. Westchnęłam przykładając sobie łapę do nasady mojego pyska zamykając oczy. Zabiją mnie za to. Położyłam moje próbki w dobrze ukrytym miejscu w mojej jaskini, gdyż nie chciałam żeby w jaskini hodowlanej któreś ze stworzeń z ciekawości zjadło to ohydztwo, albo dotknęło. Na samą myśl zjeżyła mi się sierść na karku, niczym jakiemuś kotu. Wyszłam nad rzekę by opłukać swoje łapy z śluzu, gdy poczułam znajomy zapach, ale jakby trochę... przywołałam skrzyła, i poleciałam za zapachem. Przy rzece znajdował się nie kto inny jak.. no. Drewno.
- Coś ci się umarło - mruknęłam lądując przy jego pysku. ten popatrzył na mnie swoimi zamglonymi oczami -jak żeś tu zawędrował to nie mam pojęcia ale to trochę duży kawał drogi.
- Phhh - mruknął tylko w odpowiedzi, jakby nie chciało mu się tracić czasu na odpowiedź. Rana na jego ogonie zaczęła paskudnie wyglądać, i zaczęłam rozmyślać nad amputacją.
- Gdzie masz zwitek papieru który ci dałam?
- Zgubiłem
- He he he... fajnie. - odwróciłam wzrok w stronę nutu rzeki uśmiechając się ze zrezygnowaniem. Nie miałam przy sobie torby z moimi maściami... na jego nieszczęście: nic przy sobie nie miałam - Chodź idziemy do Rose, bo znając życie szczurzyca jest zajęta. - Basior zaśmiał się na moje słowa, i ogarnęłam dlaczego: nie za bardzo mógł się ruszać.
- O BOGOWIE - jęknęłam. Jaskinia z moim zwierzyńcem była bliżej, a że nie grzeszyłam siłą, to tam było najłatwiej go zaprowadzić. Skupiłam myśli i dookoła basiora zaczął gromadzić się szaro-biały dymek, który tak naprawdę był niby chmurą, unoszącą basiora w górze. Zaczęłam iść przez chaszcze i grubą warstwę śniegu w stronę hodowli. Nie było to łatwe bo śniegu było w luj dużo. Tak dużo, że się zapadałam po łokcie, a to nie był koniec tego zapadliska. Mimo iż był to stary śnieg i zamarznięty, nowy już zaczął prószyć. O składniki o tej porze ciężko, i tylko się czasem jakieś owoce głogu zachowają albo jagody jako pokarm dla ptaków, chmurka miała najlepiej, bo przesuwała się za mną w powietrzu bez zapadania. Jakieś 5 min powinno mi wystarczyć, by zwołać Rose, która powinna to opatrzyć. Gdy tylko weszłam do jaskini, wezwałam Hermesa, który popatrzył na mnie zaciekawiony. Zleciłam mu pójście po uzdrowicielkę, i przy okazji dodałam że to pilne. Jej szczeniaki są już dorosłe, więc nie powinna mieć jakiś problemów, a jak dobrze kojarzę to nie miała też pacjentów za dużo, gdyż żadnej wojny (a szkoda) nie prowadzimy, więc rannych nie mamy. Smokowi obiecałam dać 3 jaszczurki jako przekąskę, więc z chęcią poleciał. Otrzepałam się ze śniegu uważając by nie poślizgnąć się na śliskich od lodu niby schodkach z kamienia. Jedno z największych drzew w grocie było zasypane śniegiem. Po chwili na przywitanie przyleciało czy przybiegło do mnie kilka zwierzątek, a lubiące obsiadać innych kulki przyczepiły się do Drewna robiąc z niego puszystą owieczkę. Zakażone miejsca szybko okryłam magią, by te nic nie świadome dziadygi przypadkowo tego nie dotknęły, bo potem nie miałam zamiaru latać za nimi z odkażaczem do łap.
- To jak masz na imię? - spytałam kładąc basiora na sianie w komorze gdzie zwykłam spań gdy nie chciało mi się chodzić do mojej jaskini, która zaczynała przypominać tylko magazyn na rupiecie
- Seibutsu - odparł po dłuższej chwili. Zastanawiałam się przez chwilę jak by to długie i nie wygodne imię skrócić
- Czyli Sebi, niczym Seba z osiedla - zaśmiałam się przypominając sobie opowieści ze świata ludzi. Po nie spełna kilku minutach przybyła do nas Rose, skarżąca się na śliskie wejście, i próbująca pomóc basiorowi. Ja na ten czas wyszłam z pomieszczenia by nie przeszkadzać uzdrowicielce.
< Seibutsu? >
28.01.2019
Od Seibutsu cd. Tenshi
Bogowie chyba naprawdę mnie nie lubią. Stałem sobie pośrodku tłumu umarlaków z pokąsanym ogonem, w który wda się zakażenie, a jakby tego było mało, moja jedyna sojuszniczka właśnie sobie odleciała. Fenomenalnie.
Zakładając, że uda mi się jakoś wydostać z tej przeklętej doliny: jak, u licha, mam odnaleźć tą całą watahę? Przecież ta wadera ma skrzydła. Za nic nie zdołam jej dogonić.
Powoli ruszyłem w dół zbocza, uważając, by nie potknąć się o wlekący się za mną bezwładnie ogon. Czułem lekkie mrowienie w okolicach rany. Czyżby zakażenie wdało się aż tak szybko? Potrząsnąłem głową, odganiając te paraliżujące myśli i skupiłem się na wydostaniu z Doliny. Zszedłem ze wzgórza i pobiegłem truchtem ku majaczącym w oddali drzewom, omijając większe grupki zombie. Potwory chyba wahały się przed zaatakowaniem mnie - zwłaszcza, że pod moimi łapami nadal czułem lepką, ciemną krew ich pobratymców. Zamiotłem ogonem i ogarnąłem wzrokiem okolicę. Wszędzie roiło się od tych pomiotów szatana, jednak udało mi się znaleźć wyrwę w przedziwnym kręgu, który utworzyły wokół mnie i zwłok. Z brzuchem przy ziemi zacząłem przemieszczać się w tamtym kierunku.
Kiedy byłem już niemal pewien, że uda mi się wyjść z tej sytuacji w miarę łatwo, jedna z bestii miała już chyba dość czekania. Obejrzałem się w lewo i z pewną dozą strachu zobaczyłem, że spory umarły z trzema ogonami biegnie w moim kierunku, dysząc ciężko. Jedynym sensownym wyjściem w sytuacji, gdy biegnie na ciebie potwór, wydaje się być ucieczka? Cóż, ja właśnie tak postąpiłem. I to był duży błąd.
Horda potworów, na czele z tym ogoniastym, zaczęła biec w moją stronę z przeraźliwym wyciem. Zakląłem siarczyście, przygotowując się do walki. Nie miałem szans z taką ilością tych bezmózgich bestii, ale liczyłem, że uda mi się jakoś im umknąć. Przesunąłem łapą po ziemi, z której jak na zawołanie wyrosły kamienne kolce. Pierwsze z zombie było już zaledwie kilkanaście metrów ode mnie, nie zdołało wyhamować i w konsekwencji nadziało się na skalny cierń. Cała reszta - a umarłych było już może około trzydziestu - jakby zwolniła, lecz gdy pierwsze osobniki dobiegły do strefy, w której przywołałem kolce, zaczęły uparcie przedzierać się do przodu, nie zwracając uwagi na odnoszone rany.
Zorientowałem się, że albo użyję wszystkich moich sztuczek, albo skończę jako karma dla tych potworów. Zebrałem całą energię i oplotłem swoje łapy drewnianymi pnączami, tworząc coś na kształt szczudeł. Były stabilne i sprawiały, że stałem się wyższy o dobre cztery metry. Teraz umarli musieliby wyskoczyć naprawdę wysoko, by mnie dosięgnąć.
Wykorzystałem moment, w którym bestie przedzierały się jeszcze przez ostre ciernie, i oderwałem wszystkie cztery umocnione drewnem kończyny od ziemi, by wykonać długi skok. W locie zauważyłem, że jeśli odpowiednio szybko uda mi się dobiec do linii drzew w kierunku, w którym odleciała wadera, to wyjdę z tej sytuacji w miarę bez szwanku i uda mi się sporządzić jakiś okład na zdrętwiały już ogon.
Wylądowałem za tłumem potworów, poza granicą skalnych kolców. Nie tracąc czasu ruszyłem biegiem przed siebie. Moje prowizoryczne szczudła trzeszczały lekko, sypały się drzazgi. Miałem nadzieję dobiec na nich jak najdalej, jednak moje łapy zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Zwolniłem.
Ta decyzja okazała się być dużym błędem.
Spostrzegłem kątem oka, jak w drewno wgryza się dwóch zombie. Niemal poczułem zacisk ich zaskakująco silnych szczęk, usłyszałem trzask miażdżonych gałęzi. Warknąłem wściekle i spróbowałem pozbyć się napastników, ale moje wysiłki spełzły na niczym. Co więcej - umarłych przybywało z każdą chwilą więcej. W mojej głowie kołatała jedna myśl: wszystko albo nic. Zdecydowanie bardziej wolałem opcję wszystkiego. Skupiłem się i zgromadziłem energię mniej więcej w miejscu za oczami. Kiedy odwróciłem się, by rzucić zaklęcie, moje szczudła całkiem się rozpadły. Teraz!
Z punktu, który stanowiło moje ciało, dookoła rozeszła się fala uderzeniowa koloru dojrzałych winogron, rozmywszy się dopiero kilkanaście metrów ode mnie. Odetchnąłem z ulgą widząc, że moja moc zadziałała - umarli dotknięci przeklętą energią (a byli to prawie wszyscy, którzy próbowali mnie zabić) padli na ziemie bez tchu, zdjęci nagłymi konwulsjami i sztywnością ciał. Z ich pysków toczyła się ciemna piana, a gardła wypełniał bulgoczący charkot.
Użyłem na nich zaklęcia zniewolenia - mocy, którą zachowuję zwykle na niecodzienne wypadki. Nic dziwnego - słaniałem się po użyciu fali energii niczym podchmielony menel. Ledwo co wyprostowałem łapy i nierównym zygzakiem zacząłem uciekać w stronę wcześniej obranego kierunku. Zniewolone bestie pożegnały mnie pluciem i syczeniem. Chciałem pomachać im z premedytacją ogonem, ale straciłem w nim czucie szybciej, niż myślałem. Zostało mi tylko rzucić na odchodnym - choć miałem świadomość, że te potwory niewiele kumają:
- Chyba trochę się zmęczyliście.
Starałem się pilnować rytmu, w jakim biegłem - lewa, prawa, lewa, prawa... Wkrótce i tak zaczynałem przebierać łapami bez ładu. Kręciło mi się w głowie ze zmęczenia, chyba dlatego, że rzadko używałem zniewolenia. Trudno, taka cena tego zwycięstwa. Teraz musiałem tylko znaleźć tę całą watahę. Zastanawiało mnie, jak będzie wyglądać. Od razu w mojej głowie pojawiły się obrazy dzikich wilków kulących się w brudnych, zawilgoconych jaskiniach, ale szybko odegnałem te czarne wizje. W końcu tamta wilczyca wyglądała na normalną, cywilizowaną osobę. Nie, nie mam się czego obawiać.
Powoli zbliżałem się do linii drzew. Szybko pozostawiłem Dolinę Umarłych za sobą i zacząłem przedzierać się przez las. Zastanawiało mnie jedno: gdzie, do diaska, podziała się ta uskrzydlona wadera?
Cóż, wkrótce miałem się przekonać.
<Tenshi? Sorki, że tak długo... Za to masz teraz Seibutsu do... dyspozycji heh xd>
27.01.2019
Od Mazikeen do Rimmona
Byłam w swojej jaskini, kiedy z impetem wbiegła do niej jakaś wadera. Shila wystraszona podskoczyła i rzuciła się na nowo przybyłą. I bardzo dobrze. Ja też do niej szybko doskoczyłam i ją powaliłam.
- Zostaw - moja towarzyszka posłusznie mnie usłuchała
Teraz mogłam się uważnie przyjrzeć osobie, która śmiała naruszyć mój święty spokój. Była niska, wyglądała na słabą. Miała czarny grzbiet, brzuch w białych odcieniach i blond grzywkę. Nie wyglądała jakby chciała mi coś zrobić, bardziej jakby była przerażona. Poluzowałam swój uścisk.
-Czego? Gdybym chciała, mogłabym Cię rozszarpać, więc szybko gadaj o co Ci chodzi, bo nie mam czasu.
- Rimmon - zdążyła wycharczeć
- No wiem, że szaleje po lesie, czuję, przecież mam nos. Wiatr przyniósł mi zapachy.
- Ale on wpadł w furię
- Wiem, wyszaleje się i przestanie.
Pomimo, że przeważnie jest opanowany, czasem zdarza się, że nerwy mu popuszczą i musi coś rozwalić. Jego rekord, to sześć godzin hasania i rozwalania wszystkiego na swojej drodze. Czułam, że zanosi mu się, na równie długi maraton. Ciekawe, co się stało. Później się go o to zapytam.
- Ale ja czuję, że coś jest nie tak. Spotkał kogoś i coś złego się stało. Nie wiem dokładnie co. Wyszedł ode mnie, ale nie był tak wściekły i zrozpaczony jak teraz. Jesteś jego kuzynką, proszę pomóż mi.
Stop. Co ona powiedziała?
- Ty potrafisz czuć emocje drugiego wilka?
- Dokładniej to aurę emocji, ale można tak to nazwać - to mi o czymś przypomniało. Słyszałam, o wilku z tej watahy, który potrafi takie rzeczy.
- Jesteś Sora? Szaman?
- Tak, a teraz pomóż. - Puściłam ją, na co szybko wstała i się otrzepała.
Wyszłyśmy przed moją jaskinię.
- Umiesz latać?
- Nie
- To będziesz latać - tak wiem, moje rozumowanie jest mądre. Jednak chwile później wzbiłyśmy się w powietrze. Ja leciałam, machając skrzydłami, a Sora została otoczona bańką z powietrza i leciała obok mnie z tą samą prędkością. Z początku nie mogła się połapać, o co chodzi, ale później nie najgorzej sobie radziła. Prędkość i kształt bańki, to oczywiście moja sprawa, ale ona sama musiała dojść do tego, że może normalnie się w niej ruszać, stać na łapach, czy grzebać w swojej torbie w poszukiwaniu czegoś. Po chwili przekonałam się, że chyba miała rację, że szał mojego kuzyna jest zupełnie inny niż ostatnio. W takim stanie jeszcze nigdy go nie widziałam, a ogólnie wpadać w jaką kolwiek furie zdarzało mu się naprawdę rzadko. Nie można było do niego normalnie podejść, na odległość co najmniej trzech metrów. Cały się palił, zresztą wszystko wokół niego też się hajcowało. Działał zupełnie w amoku. Podeszłam jak najbliżej mogłam.
- Rimmon! - Nie słyszał mnie - Rimmon, ogarnij się!
Dalej palił wszystko wokół siebie, nie mogąc przestać. Jego oczy były zamglone. Tak jakby mnie nie widział. O ciul. Jest naprawdę nie halo. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałam. Osłoniłam siebie wiatrem, tak jak Sorę. Teraz musiałam podtrzymywać naszą dwójkę, żeby nie ryzykować, że coś jej się stanie. Weszłam prosto w ogień, nie bojąc się, że coś mi się stanie. W końcu byłam zbyt dobrze wytrenowana w moim żywiole wiatru. Znowu spróbowałam go zawołać, ale nie reagował. Podeszłam i go dotknęłam. Odskoczył jak oparzony. Nie wiedział co robi. Był w transie wściekłości, bólu i niemożności. Próbował się na mnie rzucić, jednak nie pozwoliłam mu na to. Zamiast tego udało mi się zmusić go, aby wyleciał w powietrze razem ze mną. Tam miał mniejsze możliwości. Nie przestawał się palić i zaczął po kolei rzucać we mnie kulami ognia. Omijałam wszystkie, jednak w pewnym momencie udało mu się zrobić tak wielką kulę, że musiałam poluzować barierę Sory i wzmocnić swoją. Wleciałam prosto w ogień, którego się bałam. Jeśli jednak chodzi o Rimmona, musiałam się dla niego poświęcić. On zrobiłby to samo dla mnie. Muszę jak najszybciej go spacyfikować. Latałam szybko wokół niego, stając się powoli rozmazaną plamą, aby złapać moment w którym będę mogła go zaatakować. W pewnym momencie zauważyłam lukę w jego obronie i uderzyłam z całej siły. Musiałam działać szybko, a wadera, którą osłaniałam utrudniała mi nieco to zadanie, ponieważ musiałam się pilnować, aby była w powietrzu, żeby jej nie poparzyło. Zwarliśmy się w walce. Próbowałam rozdzielić mój żywioł na jeszcze jedną część - jedną osłaniałam się ja, drugą osłaniałam Sorę. Kłapaliśmy i warczeliśmy na siebie, próbując się na wzajem ugryźć. Rimmon jest silniejszy ode mnie i sprawiał mi trochę problemy, jednak ja jestem sprytniejsza. Próbowałam się wywinąć i w tym samym momencie dostałam w pysk, poleciała mi krew. Zdezorientowało mnie to całkowicie i zaczęłam spadać. Na szczęście byliśmy wysoko i po chwili się odbiłam, znowu wznosząc się w powietrze. W końcu udało mi się rozdzielić wiatr na trzecią, swobodną część i mogłam tłumić jego płomienie. Wykorzystując okazję, z całej siły skierowałam podmuch w jego skrzydła. Walną mocno o drzewo. Za mocno. Zjechał na sam dół nie ruszając się. Złożyłam skrzydła, aby jak najszybciej spaść do niego. Przed samą ziemią jeszcze raz wykorzystałam swój żywioł, aby się nie obić. Podbiegłam do niego. Leżał bez ruchu, jednak był przytomny. W jego oczach nareszcie zobaczyłam jasność. Zrzuciłam z siebie swoją osłonę i zgasiłam wszystko co się wokół nas paliło.
- Przepraszam - słabo wyszeptał
- Co się stało? - zapytałam
- Zacząłem myśleć o tym - dalej cicho szeptał
- Przecież nie wpadłbyś w taki szał
- Wiem, ale... - zawahał się - ja widziałem jednego z nich. Próbowałem go dopaść i mi uciekł, miał dar ziemi. Znikną pod nią. Ja... nie mogłem nic zrobić, rozumiesz? Nic. JA. Wstyd i hańba dla naszego rodu, dla mnie i dla tego, że po takim czasie poszukiwań zmarnowałem swoją okazję.
Automatycznie przestałam osłaniać waderę. Byłam wściekła, oczywiście nie na Rimmona. Wszystkie drzewa wokół mnie ugięły się prawie do samej ziemi. Wyczułam, że cała świecę na niebiesko. Mój głos stał się niski i warczący.
- Gdzie? - Wychrypiałam. Po takim czasie udało nam się dojść, do tego, że to oni wymordowali cały nasz ród. Grupa wilków, na czyjś rozkaz. My musimy się dowiedzieć na czyj.
- Zgubiłem go, tam gdzie zacząłem palić drzewa. Wtedy wpadłem w furię. Mazikeen, obiecaj mi coś.
- Co?
Że pomożesz. Pomożesz mi ich zabić. Wszystkich.
- Obiecuję - odpowiedziałam mu bez wahania. I tak pewnie bym to zrobiła. Gdybym któregoś spotkała, bez skrupułów rozszarpałabym wilka, który uczestniczył w wybiciu mojego rodu.
- Dziękuję - Widziałam po nim, że za mocno go potraktowałam, walczył resztkami sił, żeby nie zemdleć.
- Śpij, znajdę go. Zamknij oczy i śpij - polizałam go w czoło, a on mnie usłuchał. Chyba bardziej zemdlał niż zasną, ale trudno. Aktualnie sama byłam na granicy wybuchu.
Odwróciłam się do Sory. Nie widziałam sensu krycia mojego wyrazu pyska, skoro i tak mogła wyczuć moje emocje. Stała z boku nie wiedząc co ze sobą zrobić. Wiedziała, że nie zdoła mnie uspokoić, nie ważne w jaki sposób.
- Dziękuję- dalej warczałam, jednak jeśli na prawdę potrafiła czuć aurę emocji i moje zamiary, wiedziała, że nie warczałam na nią - Wyślę Ciebie i Rimmona do mojej jaskini, proszę, pomóż mu jakoś dojść do siebie.
Nie czekając na nic więcej, odleciałam szukając tej szui.
<Sora? Co prawda opowiadanie było od Mazi do Rimmona, ale fajnie by było, gdybyś coś napisała :P >
<Ps. Jeśli oczywiście chcesz ;P >
- Zostaw - moja towarzyszka posłusznie mnie usłuchała
Teraz mogłam się uważnie przyjrzeć osobie, która śmiała naruszyć mój święty spokój. Była niska, wyglądała na słabą. Miała czarny grzbiet, brzuch w białych odcieniach i blond grzywkę. Nie wyglądała jakby chciała mi coś zrobić, bardziej jakby była przerażona. Poluzowałam swój uścisk.
-Czego? Gdybym chciała, mogłabym Cię rozszarpać, więc szybko gadaj o co Ci chodzi, bo nie mam czasu.
- Rimmon - zdążyła wycharczeć
- No wiem, że szaleje po lesie, czuję, przecież mam nos. Wiatr przyniósł mi zapachy.
- Ale on wpadł w furię
- Wiem, wyszaleje się i przestanie.
Pomimo, że przeważnie jest opanowany, czasem zdarza się, że nerwy mu popuszczą i musi coś rozwalić. Jego rekord, to sześć godzin hasania i rozwalania wszystkiego na swojej drodze. Czułam, że zanosi mu się, na równie długi maraton. Ciekawe, co się stało. Później się go o to zapytam.
- Ale ja czuję, że coś jest nie tak. Spotkał kogoś i coś złego się stało. Nie wiem dokładnie co. Wyszedł ode mnie, ale nie był tak wściekły i zrozpaczony jak teraz. Jesteś jego kuzynką, proszę pomóż mi.
Stop. Co ona powiedziała?
- Ty potrafisz czuć emocje drugiego wilka?
- Dokładniej to aurę emocji, ale można tak to nazwać - to mi o czymś przypomniało. Słyszałam, o wilku z tej watahy, który potrafi takie rzeczy.
- Jesteś Sora? Szaman?
- Tak, a teraz pomóż. - Puściłam ją, na co szybko wstała i się otrzepała.
Wyszłyśmy przed moją jaskinię.
- Umiesz latać?
- Nie
- To będziesz latać - tak wiem, moje rozumowanie jest mądre. Jednak chwile później wzbiłyśmy się w powietrze. Ja leciałam, machając skrzydłami, a Sora została otoczona bańką z powietrza i leciała obok mnie z tą samą prędkością. Z początku nie mogła się połapać, o co chodzi, ale później nie najgorzej sobie radziła. Prędkość i kształt bańki, to oczywiście moja sprawa, ale ona sama musiała dojść do tego, że może normalnie się w niej ruszać, stać na łapach, czy grzebać w swojej torbie w poszukiwaniu czegoś. Po chwili przekonałam się, że chyba miała rację, że szał mojego kuzyna jest zupełnie inny niż ostatnio. W takim stanie jeszcze nigdy go nie widziałam, a ogólnie wpadać w jaką kolwiek furie zdarzało mu się naprawdę rzadko. Nie można było do niego normalnie podejść, na odległość co najmniej trzech metrów. Cały się palił, zresztą wszystko wokół niego też się hajcowało. Działał zupełnie w amoku. Podeszłam jak najbliżej mogłam.
- Rimmon! - Nie słyszał mnie - Rimmon, ogarnij się!
Dalej palił wszystko wokół siebie, nie mogąc przestać. Jego oczy były zamglone. Tak jakby mnie nie widział. O ciul. Jest naprawdę nie halo. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałam. Osłoniłam siebie wiatrem, tak jak Sorę. Teraz musiałam podtrzymywać naszą dwójkę, żeby nie ryzykować, że coś jej się stanie. Weszłam prosto w ogień, nie bojąc się, że coś mi się stanie. W końcu byłam zbyt dobrze wytrenowana w moim żywiole wiatru. Znowu spróbowałam go zawołać, ale nie reagował. Podeszłam i go dotknęłam. Odskoczył jak oparzony. Nie wiedział co robi. Był w transie wściekłości, bólu i niemożności. Próbował się na mnie rzucić, jednak nie pozwoliłam mu na to. Zamiast tego udało mi się zmusić go, aby wyleciał w powietrze razem ze mną. Tam miał mniejsze możliwości. Nie przestawał się palić i zaczął po kolei rzucać we mnie kulami ognia. Omijałam wszystkie, jednak w pewnym momencie udało mu się zrobić tak wielką kulę, że musiałam poluzować barierę Sory i wzmocnić swoją. Wleciałam prosto w ogień, którego się bałam. Jeśli jednak chodzi o Rimmona, musiałam się dla niego poświęcić. On zrobiłby to samo dla mnie. Muszę jak najszybciej go spacyfikować. Latałam szybko wokół niego, stając się powoli rozmazaną plamą, aby złapać moment w którym będę mogła go zaatakować. W pewnym momencie zauważyłam lukę w jego obronie i uderzyłam z całej siły. Musiałam działać szybko, a wadera, którą osłaniałam utrudniała mi nieco to zadanie, ponieważ musiałam się pilnować, aby była w powietrzu, żeby jej nie poparzyło. Zwarliśmy się w walce. Próbowałam rozdzielić mój żywioł na jeszcze jedną część - jedną osłaniałam się ja, drugą osłaniałam Sorę. Kłapaliśmy i warczeliśmy na siebie, próbując się na wzajem ugryźć. Rimmon jest silniejszy ode mnie i sprawiał mi trochę problemy, jednak ja jestem sprytniejsza. Próbowałam się wywinąć i w tym samym momencie dostałam w pysk, poleciała mi krew. Zdezorientowało mnie to całkowicie i zaczęłam spadać. Na szczęście byliśmy wysoko i po chwili się odbiłam, znowu wznosząc się w powietrze. W końcu udało mi się rozdzielić wiatr na trzecią, swobodną część i mogłam tłumić jego płomienie. Wykorzystując okazję, z całej siły skierowałam podmuch w jego skrzydła. Walną mocno o drzewo. Za mocno. Zjechał na sam dół nie ruszając się. Złożyłam skrzydła, aby jak najszybciej spaść do niego. Przed samą ziemią jeszcze raz wykorzystałam swój żywioł, aby się nie obić. Podbiegłam do niego. Leżał bez ruchu, jednak był przytomny. W jego oczach nareszcie zobaczyłam jasność. Zrzuciłam z siebie swoją osłonę i zgasiłam wszystko co się wokół nas paliło.
- Przepraszam - słabo wyszeptał
- Co się stało? - zapytałam
- Zacząłem myśleć o tym - dalej cicho szeptał
- Przecież nie wpadłbyś w taki szał
- Wiem, ale... - zawahał się - ja widziałem jednego z nich. Próbowałem go dopaść i mi uciekł, miał dar ziemi. Znikną pod nią. Ja... nie mogłem nic zrobić, rozumiesz? Nic. JA. Wstyd i hańba dla naszego rodu, dla mnie i dla tego, że po takim czasie poszukiwań zmarnowałem swoją okazję.
Automatycznie przestałam osłaniać waderę. Byłam wściekła, oczywiście nie na Rimmona. Wszystkie drzewa wokół mnie ugięły się prawie do samej ziemi. Wyczułam, że cała świecę na niebiesko. Mój głos stał się niski i warczący.
- Gdzie? - Wychrypiałam. Po takim czasie udało nam się dojść, do tego, że to oni wymordowali cały nasz ród. Grupa wilków, na czyjś rozkaz. My musimy się dowiedzieć na czyj.
- Zgubiłem go, tam gdzie zacząłem palić drzewa. Wtedy wpadłem w furię. Mazikeen, obiecaj mi coś.
- Co?
Że pomożesz. Pomożesz mi ich zabić. Wszystkich.
- Obiecuję - odpowiedziałam mu bez wahania. I tak pewnie bym to zrobiła. Gdybym któregoś spotkała, bez skrupułów rozszarpałabym wilka, który uczestniczył w wybiciu mojego rodu.
- Dziękuję - Widziałam po nim, że za mocno go potraktowałam, walczył resztkami sił, żeby nie zemdleć.
- Śpij, znajdę go. Zamknij oczy i śpij - polizałam go w czoło, a on mnie usłuchał. Chyba bardziej zemdlał niż zasną, ale trudno. Aktualnie sama byłam na granicy wybuchu.
Odwróciłam się do Sory. Nie widziałam sensu krycia mojego wyrazu pyska, skoro i tak mogła wyczuć moje emocje. Stała z boku nie wiedząc co ze sobą zrobić. Wiedziała, że nie zdoła mnie uspokoić, nie ważne w jaki sposób.
- Dziękuję- dalej warczałam, jednak jeśli na prawdę potrafiła czuć aurę emocji i moje zamiary, wiedziała, że nie warczałam na nią - Wyślę Ciebie i Rimmona do mojej jaskini, proszę, pomóż mu jakoś dojść do siebie.
Nie czekając na nic więcej, odleciałam szukając tej szui.
<Sora? Co prawda opowiadanie było od Mazi do Rimmona, ale fajnie by było, gdybyś coś napisała :P >
<Ps. Jeśli oczywiście chcesz ;P >
Od Gemini cd Aarona
Przechadzałam się po lesie oglądając piękne płatki śniegu, które masowo spadały z nieba. Jeden spadł mi na nos, lecz szybko się rozpuścił. Zaśmiałam się cicho. Ruszyłam dalej przed siebie, starałam się pod grubą warstwą śniegu znaleźć jakieś rośliny, które mogłabym zjeść. Westchnęłam cicho. Chyba będę musiała znowu zjeść mięso. Nici z mojego postanowienia, aby nie jeść mięsa przez 3 miesiące... Pora na polowanie. Przystanęłam na chwilę, zamknęłam oczy i zaczęłam węszyć, nasłuchiwać. Poczułam woń królika. Powoli pobiegłam za zapachem. Zza krzaków zauważyłam zwierzątko, lecz ktoś inny też go wypatrzył. Po gonitwie, nieznajomy złapał królika. Postanowiłam wyjść z ukrycia.
- To była niezła akcja! - zafascynowana krzyknęłam do basiora. Wilk podskoczył wystraszony.
- Oh, przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć. - uśmiechnęłam się przyjaźnie. Po chwili kontynuowałam - Mam na imię Gemini, a ty?
- Aaron. - odparł. Spojrzałam w jego oczy. Były dwu kolorowe. Nieświadomie przykmnęłam jedno oko i zaczęłam się zastanawiać.
- Pomożesz mi na coś zapolować? - Aaron zaskoczony na mnie spojrzał, lecz po chwili kiwnął głową. Po niedługim czasie razem goniliśmy sarnę. Wpadła między drzewa, lecz zdołaliśmy ją okrążyć. Sarna zawahała się chwilę, nie wiedząc gdzie uciekać i to wystarczyło by wpadła w naszą zasadzkę. Ja wbiłam zęby w jej udo, a Aaron rzucił jej się do gardła. Zwierzę krzyknęło przeraźliwie i padło na ziemię. Minęła chwila, sarna się wykrwawiła. Żal mi jej było, lecz głód był silniejszy. Zaczęłam się zajadać, Aaron jadł królika, lecz gdy go skończył, razem ze mną połykał resztki sarny. Po skończonym posiłku uznałam, że warto sobie odpocząć i przejść się gdzieś.
- Idziemy na jakiś spacer? - zaproponowałam. Aaron westchnął cicho, chyba liczył, że dłużej potrwa wylegiwanie się pod drzewkiem.
- Możemy pójść. Co myślisz o bibliotece?
- Hm... niby fajnie, ale ja bym wolała pójść gdzieś, gdzie jeszcze żaden inny wilk nie był. Razem odkryjemy jakiś nowy teren! Co ty na to? - podekscytowana spojrzałam na basiora.
- Jeśli chcesz...
- Okej! To chodźmy... tam. - wskazałam łapą jakiś randomowy kierunek. Ruszyłam w tamtą stronę i zadowolona machnęłam ogonem.
Rozglądałam się po lesie i podziwiałam białe drzewka, przez które prześwitywały promienie słońca. Śnieg już dawno przestał padać, lecz gruba warstwa leżała na ziemi. Utrudniało to przemieszczanie się, łapy szybko zaczynały boleć. W pewnym momencie, naszym oczom ukazał się długi, drewniany mostek. Wyglądał staro, był podniszczony, a na barierkach były zawinięte wysuszone, zarośla.
- Przechodzimy na drugą stronę? - zapytałam i spojrzałam wyczekująco na Aarona.
<Aaron? :3>
- To była niezła akcja! - zafascynowana krzyknęłam do basiora. Wilk podskoczył wystraszony.
- Oh, przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć. - uśmiechnęłam się przyjaźnie. Po chwili kontynuowałam - Mam na imię Gemini, a ty?
- Aaron. - odparł. Spojrzałam w jego oczy. Były dwu kolorowe. Nieświadomie przykmnęłam jedno oko i zaczęłam się zastanawiać.
- Pomożesz mi na coś zapolować? - Aaron zaskoczony na mnie spojrzał, lecz po chwili kiwnął głową. Po niedługim czasie razem goniliśmy sarnę. Wpadła między drzewa, lecz zdołaliśmy ją okrążyć. Sarna zawahała się chwilę, nie wiedząc gdzie uciekać i to wystarczyło by wpadła w naszą zasadzkę. Ja wbiłam zęby w jej udo, a Aaron rzucił jej się do gardła. Zwierzę krzyknęło przeraźliwie i padło na ziemię. Minęła chwila, sarna się wykrwawiła. Żal mi jej było, lecz głód był silniejszy. Zaczęłam się zajadać, Aaron jadł królika, lecz gdy go skończył, razem ze mną połykał resztki sarny. Po skończonym posiłku uznałam, że warto sobie odpocząć i przejść się gdzieś.
- Idziemy na jakiś spacer? - zaproponowałam. Aaron westchnął cicho, chyba liczył, że dłużej potrwa wylegiwanie się pod drzewkiem.
- Możemy pójść. Co myślisz o bibliotece?
- Hm... niby fajnie, ale ja bym wolała pójść gdzieś, gdzie jeszcze żaden inny wilk nie był. Razem odkryjemy jakiś nowy teren! Co ty na to? - podekscytowana spojrzałam na basiora.
- Jeśli chcesz...
- Okej! To chodźmy... tam. - wskazałam łapą jakiś randomowy kierunek. Ruszyłam w tamtą stronę i zadowolona machnęłam ogonem.
Rozglądałam się po lesie i podziwiałam białe drzewka, przez które prześwitywały promienie słońca. Śnieg już dawno przestał padać, lecz gruba warstwa leżała na ziemi. Utrudniało to przemieszczanie się, łapy szybko zaczynały boleć. W pewnym momencie, naszym oczom ukazał się długi, drewniany mostek. Wyglądał staro, był podniszczony, a na barierkach były zawinięte wysuszone, zarośla.
- Przechodzimy na drugą stronę? - zapytałam i spojrzałam wyczekująco na Aarona.
<Aaron? :3>
26.01.2019
Od Exana cd Rachel
Nic innego mi nie pozostało, jak spełnić życzenie Rachel, która zaczęła się do mnie zwracać, jakbym był jakiś zniedołężniały umysłowo. I nie musiała tak formułować swoich wypowiedzi. Gdy skierowaliśmy się w stronę watahy, wadera zaczęła się uspokajać, a na jej pysku pojawił się uśmiech. Dzień nadal pozostawał w nieskazitelnym porządku, od czasu do czasu wzbierał się lekki wiatr.
- No to tyle naszej przygody, chyba że masz ochotę na więcej?
- Co masz na myśli?- zapytała.
Rozglądam się wokół i swoim wzrokiem dostrzegłem niewielki rozciągający się na północ gaj.
- Może prześledzimy jeszcze tamte tereny?- zapytałem i wskazałem podbródkiem w stronę gaju.
- Jestem zmęczona...
Spojrzałem na nią i uniosłem lewy kącik ust.
- No dobrze, to kiedyś indziej. Skoro tak, to na mnie już pora.
Gdy już się odwracałem, wadera zatrzymała mnie słowem.
- Hej, zaczekaj, może ty też jesteś zmęczony, bo nie wierzę, że nie... to była spora trasa, poza tym na pewno straciłeś dużo energii, ratując mnie.
Kurcze, ta wadera nie dość, że wyjątkowo inteligentna, to jeszcze przenikliwa.
- Może i jestem zmęczony, ale to nie oznacza, że nie mam dość na dalsze przygody
- Usiądź na chwilę, napijmy się wody- zaproponowała wadera i pyskiem wskazała niewielki strumyk nieopodal.
- No dobrze.
<Rachel?>
- No to tyle naszej przygody, chyba że masz ochotę na więcej?
- Co masz na myśli?- zapytała.
Rozglądam się wokół i swoim wzrokiem dostrzegłem niewielki rozciągający się na północ gaj.
- Może prześledzimy jeszcze tamte tereny?- zapytałem i wskazałem podbródkiem w stronę gaju.
- Jestem zmęczona...
Spojrzałem na nią i uniosłem lewy kącik ust.
- No dobrze, to kiedyś indziej. Skoro tak, to na mnie już pora.
Gdy już się odwracałem, wadera zatrzymała mnie słowem.
- Hej, zaczekaj, może ty też jesteś zmęczony, bo nie wierzę, że nie... to była spora trasa, poza tym na pewno straciłeś dużo energii, ratując mnie.
Kurcze, ta wadera nie dość, że wyjątkowo inteligentna, to jeszcze przenikliwa.
- Może i jestem zmęczony, ale to nie oznacza, że nie mam dość na dalsze przygody
- Usiądź na chwilę, napijmy się wody- zaproponowała wadera i pyskiem wskazała niewielki strumyk nieopodal.
- No dobrze.
<Rachel?>
Od Aarona do kogoś
Po ostatnich wydarzeniach nie wychylałem nosa z jaskini. No chyba, że byłem już niesamowicie głodny. Dzisiaj jednak postanowiłem wybrać się na spacer. Na dworze było potwornie zimno. Postawiłem pierwsze, niepewne kroki na lodowatym śniegu. Przeszedł mnie niemały dreszcz. Cóż, nie mogę przecież całego życia spędzić ukryty przed światem. Las o tej porze roku był przepiękny. Moje białe futro wręcz tonęło na tle iskrzącego puchu. Po dłuższej chwili nawet pogoda przestała mi przeszkadzać. Właśnie tak, czas cieszyć się chwilą! Rzekę ominąłem szerokim łukiem. Zbyt wiele nieprzyjemnych wspomnień wiąże się z tym miejscem. Drzewa powoli rzedniały, odsłaniając pustą polankę. Pokrywała ją gruba warstwa śniegu. Nie zauważałem na niej żadnych odbitych śladów. Zwierzęta chyba unikają tak otwartych przestrzeni. Właściwie, sam wolałem trzymać się wśród drzew. Dawały poczucie bezpieczeństwa. Zamknąłem oczy, by lepiej oddać się chwili. Dawno nie czułem się tak dobrze, tak spokojnie. Nagle usłyszałem trzask. Podniosłem uszy, próbując zlokalizować źródła dźwięku. Zagrożenie? Nie. Na środek polany, do samotnego krzaczka podbiegł bury zając. Rozglądał się nerwowo, lecz po chwili zaczął skubać gałązki. Obserwowałem go, gdy sam zdałem sobie sprawę, że jestem głodny. Powoli zacząłem kroczyć w stronę nic niespodziewającego się zwierzęcia. Uważałem, aby każdy ruch wykonać jak najciszej. Złapanie królika na równym terenie, gdzie może się rozpędzić, może nie być proste. Na jego niekorzyść działało zapadanie się w zaspy. To trochę ułatwiało robotę. Szarak jednak usłyszał mnie i szybko odwrócił się. Spojrzał w moim kierunku. Na początku zdawało się, że mnie nie widzi. Białe futro czasem się przydaje. Królik, mimo to, po chwili wyczuł mój zapach. Ruszył biegiem przez polanę. Ja za nim. Wielkimi susami pokonywałem kolejne odległości. Byłem już blisko niego, gdy wysunąłem przednią łapę, by podciąć mu nogi. Udało mi się to i zwierzak po chwili upadł. Przez chwilę miotał się, próbując odzyskać grunt. Ja znalazłem się przy nim w mgnieniu oka. Zabiłem go szybkim ugryzieniem. Krew splamiła biały puch, pozostawiając na nim dosyć dużą kałużę.
- Dziękuję - szepnąłem do ucha zająca i przeniosłem go na drugą stronę łąki do swojej tymczasowej kryjówki. Ciecz kapała z rany przez całą drogę, barwiąc śnieg na czerwono. Zaszyłem się pomiędzy drzewami gotowy zacząć śniadanie.
- To była dobra akcja! - usłyszałem za sobą czyjś głos. Odskoczyłem, przygotowany do ataku. Mimowolnie nastroszyłem futro, nie lubię, gdy ktoś zachodzi mnie od tyłu.
<Ktoś?>
- Dziękuję - szepnąłem do ucha zająca i przeniosłem go na drugą stronę łąki do swojej tymczasowej kryjówki. Ciecz kapała z rany przez całą drogę, barwiąc śnieg na czerwono. Zaszyłem się pomiędzy drzewami gotowy zacząć śniadanie.
- To była dobra akcja! - usłyszałem za sobą czyjś głos. Odskoczyłem, przygotowany do ataku. Mimowolnie nastroszyłem futro, nie lubię, gdy ktoś zachodzi mnie od tyłu.
<Ktoś?>
25.01.2019
Od Rachel cd Exan
- Coś ty. Dziękuję ci za pomoc - westchnęłam z ulgą. Na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech mieszany ze strachem. Mam duży dług do spłacenia, chociaż sama nie mam pojęcia jak. Podziwiam jego odwagę - Ja na twoim miejscu nie wiedziałabym co zrobić. Dziękuję.
- Mam nadzieję, że to koniec dzisiejszych wrażeń. - mruknął zdyszany po czym spojrzał w horyzont. Zastanawiałam się, gdzie pójdziemy dalej. Co raz bardziej się ściemniało, co oznaczało, że robiło się także i niebezpiecznie. Exan zerknął przed siebie i nie wahając się poszedł dalej a ja za nim. Niepokoiły mnie dziwne szmery, aczkolwiek zachowałam spokój. Jeżeli basior ich nie słyszy, to znaczy, że mi się zdawało.
- Słyszysz to? - po tych słowach moje serce momentalnie stanęło - Coś jest w krzakach.
- Uhm. Nie sądzę by był to wilk - odwróciłam się i szybko dałam mu znak, byśmy trochę się oddalili od miejsca pochodzenia dźwięku. Żwawo, ale bezszelestnie schowaliśmy się za krzewy nasłuchując odgłosów. Były coraz bliżej co mnie szczerze obawiało. Exan nie wydawał się być poruszony, albo może dobrze to ukrywał - nie mam pojęcia.
- Może po prostu wyjdziemy? - zaproponował podnosząc głowę w górę. Chce nas w pakować w śmierć czy zaoszczędzić nasz czas?
- Chcesz nas wpakować w pewną śmierć? Równie dobrze może się okazać, że to niedźwiedź! - szepnęłam zdenerwowanym tonem. Za żadne skarby nie wyjdę!
- Od kiedy jesteś taka ostrożna? Po tym wypadku? Pewnie tak.
- A od kiedy ty taki chętny do przygód? A może chcesz się zabić? Jak tak, to proszę bardzo, wyjdź. Ja nie mam zamiaru.... - moje słowa przerwał potężny ryk. Napadła mnie wściekłość i wyszłam tym razem nie wahając się. Nad naszą głową pojawiły się burzowe chmury....Tak to jest jak się nie panuje nad mocą.
- Chowaj się! - wrzasnęłam do białego wilka. Usłyszeliśmy przeraźliwe grzmoty, raz po raz pioruny. Nie mogłam się uspokoić, wdech wydech, wdech wydech. Poczułam na swoim futrze krople zimnego deszczu, od razu było czuć wilgoć. Po chwili wszystko ustało, burzowe potwory powoli zanikały i w zastępstwie ujrzeliśmy nieskazitelne niebo. Rozejrzałam się w lewo i w prawo. Ustały szmery i ryki, to musiało przestraszyć nieznanego przeciwnika. Może wcale nie trzeba było go przeganiać? Pomimo to lepiej nie ryzykować. Zawołałam Exana i podeszłam do niego nieśmiało. Nie lubię, gdy ktoś się dowiaduję, że nie panuję nad mocą.
- Dzięki tobie znowu jesteśmy uratowani! - wrzasnęłam dosyć głośno ale i z radością pomieszaną z ekscytacją i smutkiem. Sama nie mogłam tego inaczej opisać.
- Jak przeze mnie? - Exan uniósł brew nie pojmując mojego entuzjazmu. Zaśmiałam się i usiadłam na zmokniętej trawie.
- Gdybyś mi nie powiedział, że mamy wyjść, to bym nie wyszła i moja moc nie wystraszyłaby tego kogoś.
- Tak ogólnie....to wiedziałaś generalnie kogo wystraszasz? -
- Nie. - strzeliłam tzw. ,,facepalm'' sama do siebie.
- Robi się ciemno. Wiesz może gdzie jesteśmy? - zadał mi dosyć trudne pytanie
- Nie.
- To jak wrócimy?
- Tam skąd przyszliśmy
- Bardzo mądre, wiesz?
- Uhm. Tak na serio, to chyba jesteśmy w środku jakiegoś lasu. Dokładnie nie mam pojęcia gdzie, ale gdzieś na pewno. Przecież dalej jesteśmy na powierzchni ziemi co oznacza, że jeszcze żyjemy, czyli mamy szansę wrócić.
- Dobra, dobra!
<Exan?>
- Mam nadzieję, że to koniec dzisiejszych wrażeń. - mruknął zdyszany po czym spojrzał w horyzont. Zastanawiałam się, gdzie pójdziemy dalej. Co raz bardziej się ściemniało, co oznaczało, że robiło się także i niebezpiecznie. Exan zerknął przed siebie i nie wahając się poszedł dalej a ja za nim. Niepokoiły mnie dziwne szmery, aczkolwiek zachowałam spokój. Jeżeli basior ich nie słyszy, to znaczy, że mi się zdawało.
- Słyszysz to? - po tych słowach moje serce momentalnie stanęło - Coś jest w krzakach.
- Uhm. Nie sądzę by był to wilk - odwróciłam się i szybko dałam mu znak, byśmy trochę się oddalili od miejsca pochodzenia dźwięku. Żwawo, ale bezszelestnie schowaliśmy się za krzewy nasłuchując odgłosów. Były coraz bliżej co mnie szczerze obawiało. Exan nie wydawał się być poruszony, albo może dobrze to ukrywał - nie mam pojęcia.
- Może po prostu wyjdziemy? - zaproponował podnosząc głowę w górę. Chce nas w pakować w śmierć czy zaoszczędzić nasz czas?
- Chcesz nas wpakować w pewną śmierć? Równie dobrze może się okazać, że to niedźwiedź! - szepnęłam zdenerwowanym tonem. Za żadne skarby nie wyjdę!
- Od kiedy jesteś taka ostrożna? Po tym wypadku? Pewnie tak.
- A od kiedy ty taki chętny do przygód? A może chcesz się zabić? Jak tak, to proszę bardzo, wyjdź. Ja nie mam zamiaru.... - moje słowa przerwał potężny ryk. Napadła mnie wściekłość i wyszłam tym razem nie wahając się. Nad naszą głową pojawiły się burzowe chmury....Tak to jest jak się nie panuje nad mocą.
- Chowaj się! - wrzasnęłam do białego wilka. Usłyszeliśmy przeraźliwe grzmoty, raz po raz pioruny. Nie mogłam się uspokoić, wdech wydech, wdech wydech. Poczułam na swoim futrze krople zimnego deszczu, od razu było czuć wilgoć. Po chwili wszystko ustało, burzowe potwory powoli zanikały i w zastępstwie ujrzeliśmy nieskazitelne niebo. Rozejrzałam się w lewo i w prawo. Ustały szmery i ryki, to musiało przestraszyć nieznanego przeciwnika. Może wcale nie trzeba było go przeganiać? Pomimo to lepiej nie ryzykować. Zawołałam Exana i podeszłam do niego nieśmiało. Nie lubię, gdy ktoś się dowiaduję, że nie panuję nad mocą.
- Dzięki tobie znowu jesteśmy uratowani! - wrzasnęłam dosyć głośno ale i z radością pomieszaną z ekscytacją i smutkiem. Sama nie mogłam tego inaczej opisać.
- Jak przeze mnie? - Exan uniósł brew nie pojmując mojego entuzjazmu. Zaśmiałam się i usiadłam na zmokniętej trawie.
- Gdybyś mi nie powiedział, że mamy wyjść, to bym nie wyszła i moja moc nie wystraszyłaby tego kogoś.
- Tak ogólnie....to wiedziałaś generalnie kogo wystraszasz? -
- Nie. - strzeliłam tzw. ,,facepalm'' sama do siebie.
- Robi się ciemno. Wiesz może gdzie jesteśmy? - zadał mi dosyć trudne pytanie
- Nie.
- To jak wrócimy?
- Tam skąd przyszliśmy
- Bardzo mądre, wiesz?
- Uhm. Tak na serio, to chyba jesteśmy w środku jakiegoś lasu. Dokładnie nie mam pojęcia gdzie, ale gdzieś na pewno. Przecież dalej jesteśmy na powierzchni ziemi co oznacza, że jeszcze żyjemy, czyli mamy szansę wrócić.
- Dobra, dobra!
<Exan?>
Od Rimmona do Sory
Ahhh - wydałem z siebie błogie westchnięcie. Byłem w moim żywiole. Nareszcie mogłem rozprostować sobie kości. Uwielbiam polować, dla mnie jest to rozrywka, najpierw wytropienie, a później atak. Ta cała pogoń za zwierzęciem. Taki mały dreszczyk emocji. Na samym końcu zatopienie kłów w mojej zdobyczy. Pogoniłbym jeszcze dłużej, jednak wilczyca, która mnie prosiła o jelenia podobno chce mieć go jak najszybciej, bo chce skończyć przed zmrokiem jakieś alchemiczne chuje-muje. Więc niestety musiałem wracać. Wziąłem tego nieszczęsnego Jelenia i powlokłem się w stronę wadery. Na śniegu zostawały ślady, które lśniły krwistą czerwienią. Poprawiłem uchwyt moich szczęk i poszłem dalej. Po chwili byłem już u celu. Zauważyłem jak drobna wilczka przebiera łapkami w śniegu. Usłyszałem tylko jak pod nosem jęczy słowa: Rimmon i jeleń.
-Ktoś mie woał? - niewyraźnie powiedziałem.
- Tak, ja! Nareszcie! - wesoła wilczka podbiegła do mnie. Pft. Ale niziutka. Jej zapał jednak nie ostygł. Położyłem jelenia na śniegu. Nie poddając się, próbowała przeciągnąć tego zwierza gdzieś tam gdzie chciała. Ja sobie patrzyłem. Udało jej się może o parę centymetrów. Pffft, jaka nie poradna. Przewróciłem oczami i w momencie, w którym się zastanawiała, jeszcze raz podniosłem cielsko jelenia, po czym popatrzyłem na nią, czekając gdzie mnie zaprowadzi. Usłyszałem dziękuję i zauważyłem jak posłała mi uśmiech. Chyba nie lubi zimy, bo drżała z zimna i miała nie co skwaszoną minę, kiedy szła po śniegu. Gdyby nie to, że prowadzi, mógłbym stopić śnieg, jednak szedłem za nią i nie miałem tej możliwości. Trudno, musi sobie poradzić sama. Jednak nie mogę zrozumieć. Jak można nie lubić zimy? To jest najlepsza pora w roku. Można wyczytać praktycznie wszystko w śniegu. Gdzie poszła zwierzyna, znaleźć ślady kogoś obcego i przede wszystkim śniegiem można się dobrze bawić. Mało tego śnieg bywa pomocny. Gdyby ktoś mnie gonił, wystarczyłoby tylko gdybym go lekko stopił. Przez temperaturę panującą na polu, w parę sekund by zamienił się w lód. Wtedy miałbym przewagę. W końcu po parenastu minutach doszliśmy do celu. Zaprosiła mnie do swojej jaskini. Dalej przeszliśmy do pracowni. Przynajmniej tak mi się wydaje. Było tam pełno jakiś dziwnych cosiów. Nawet zauważyłem szkielet jakiegoś małego zwierzątka. Wskazała mi miejsce, gdzie mam rzucić jelenia. Wykonałem jej prośbę, bo co innego mógłbym zrobić. Nie mam nic do roboty, więc sobie popatrzę, co mi szkodzi. Przysiadłem i uważnie obserwowałem, jak grzebie w torbie pełnej książek, zwojów papieru i dziwnych składników. Zaintrygowała mnie. Po chwili się odwróciła i rzuciła mi przelotne spojrzenie. Nie wydawała się zdziwiona, że tu jeszcze siedzę. Czyżbym źle się krył z moim zaciekawieniem? Przybrałem jeszcze bardziej beznamiętny wyraz pyska o ile to w ogóle możliwe.
-Jeśli tu i tak siedzisz, to przydaj mi się na coś. Wyciągnij mi wątrobę, razem z żółcią, która się w niej znajduje.
Bez słowa zrobiłem, to o co mnie prosiła. Rozdarłem łapą cały brzuch zwierzęcia, aż wnętrza same wypłynęły na wierzch. Nie musiałem grzebać w środku, tylko od razu miałem wszystko przygotowane. Delikatnie wbiłem pazury w potrzebny jej narząd i zaniosłem na stół. Wracając na poprzednie miejsce widziałem, jak wadera patrzy na mnie kątem oka. Mieszała coś tam w jakiejś kamiennej misie, po czym dolała do tego mocno różowego płynu, na co buchnęła na nią błękitna mgiełka. Zakaszlała, ale wydawała się zadowolona z uzyskanego efektu. Po jakimś czasie znudziło mnie siedzenie tutaj, więc stwierdziłem, że już pójdę. Nie będę jej przeszkadzać. Przyznam, jest to pierwszy wilk, jaki mnie zaintrygował w moim ponad trzyletnim życiu. Gratulacje. Wychodząc jednak przystanąłem na słowa wadery
- Nazywam się Sora, jeśli byś czegoś potrzebował to przyjdź do mnie.
- Rimmon - po chwili wahania dodała jeszcze
- Gdybyś... chciał się wygadać, albo o sobie opowiedzieć również zapraszam
Odwróciłem się w jej kierunku, patrząc intensywnie prosto na nią. Pysk miałem bez wyrazu, jednak moje wnętrze na te słowa zaczął rozrywać potworny ból, a złe wspomnienia zaczęły przelatywać mi przed oczami. Po paru sekundach otrząsnąłem się i zauważyłem, że się... cofa? Ale nie ze strachu, tylko jakby wiedziała co czuję...??? Nie możliwe, w ukrywaniu emocji jestem mistrzem. Bez słowa wyszedłem przed jaskinię i odleciałem, jednak gdzieś w środku dalej towarzyszył mi ból, pustka i nie pewność. Musiałem się wyżyć na jakimś drzewie, albo zwierzęciu.
<Sora?>
-Ktoś mie woał? - niewyraźnie powiedziałem.
- Tak, ja! Nareszcie! - wesoła wilczka podbiegła do mnie. Pft. Ale niziutka. Jej zapał jednak nie ostygł. Położyłem jelenia na śniegu. Nie poddając się, próbowała przeciągnąć tego zwierza gdzieś tam gdzie chciała. Ja sobie patrzyłem. Udało jej się może o parę centymetrów. Pffft, jaka nie poradna. Przewróciłem oczami i w momencie, w którym się zastanawiała, jeszcze raz podniosłem cielsko jelenia, po czym popatrzyłem na nią, czekając gdzie mnie zaprowadzi. Usłyszałem dziękuję i zauważyłem jak posłała mi uśmiech. Chyba nie lubi zimy, bo drżała z zimna i miała nie co skwaszoną minę, kiedy szła po śniegu. Gdyby nie to, że prowadzi, mógłbym stopić śnieg, jednak szedłem za nią i nie miałem tej możliwości. Trudno, musi sobie poradzić sama. Jednak nie mogę zrozumieć. Jak można nie lubić zimy? To jest najlepsza pora w roku. Można wyczytać praktycznie wszystko w śniegu. Gdzie poszła zwierzyna, znaleźć ślady kogoś obcego i przede wszystkim śniegiem można się dobrze bawić. Mało tego śnieg bywa pomocny. Gdyby ktoś mnie gonił, wystarczyłoby tylko gdybym go lekko stopił. Przez temperaturę panującą na polu, w parę sekund by zamienił się w lód. Wtedy miałbym przewagę. W końcu po parenastu minutach doszliśmy do celu. Zaprosiła mnie do swojej jaskini. Dalej przeszliśmy do pracowni. Przynajmniej tak mi się wydaje. Było tam pełno jakiś dziwnych cosiów. Nawet zauważyłem szkielet jakiegoś małego zwierzątka. Wskazała mi miejsce, gdzie mam rzucić jelenia. Wykonałem jej prośbę, bo co innego mógłbym zrobić. Nie mam nic do roboty, więc sobie popatrzę, co mi szkodzi. Przysiadłem i uważnie obserwowałem, jak grzebie w torbie pełnej książek, zwojów papieru i dziwnych składników. Zaintrygowała mnie. Po chwili się odwróciła i rzuciła mi przelotne spojrzenie. Nie wydawała się zdziwiona, że tu jeszcze siedzę. Czyżbym źle się krył z moim zaciekawieniem? Przybrałem jeszcze bardziej beznamiętny wyraz pyska o ile to w ogóle możliwe.
-Jeśli tu i tak siedzisz, to przydaj mi się na coś. Wyciągnij mi wątrobę, razem z żółcią, która się w niej znajduje.
Bez słowa zrobiłem, to o co mnie prosiła. Rozdarłem łapą cały brzuch zwierzęcia, aż wnętrza same wypłynęły na wierzch. Nie musiałem grzebać w środku, tylko od razu miałem wszystko przygotowane. Delikatnie wbiłem pazury w potrzebny jej narząd i zaniosłem na stół. Wracając na poprzednie miejsce widziałem, jak wadera patrzy na mnie kątem oka. Mieszała coś tam w jakiejś kamiennej misie, po czym dolała do tego mocno różowego płynu, na co buchnęła na nią błękitna mgiełka. Zakaszlała, ale wydawała się zadowolona z uzyskanego efektu. Po jakimś czasie znudziło mnie siedzenie tutaj, więc stwierdziłem, że już pójdę. Nie będę jej przeszkadzać. Przyznam, jest to pierwszy wilk, jaki mnie zaintrygował w moim ponad trzyletnim życiu. Gratulacje. Wychodząc jednak przystanąłem na słowa wadery
- Nazywam się Sora, jeśli byś czegoś potrzebował to przyjdź do mnie.
- Rimmon - po chwili wahania dodała jeszcze
- Gdybyś... chciał się wygadać, albo o sobie opowiedzieć również zapraszam
Odwróciłem się w jej kierunku, patrząc intensywnie prosto na nią. Pysk miałem bez wyrazu, jednak moje wnętrze na te słowa zaczął rozrywać potworny ból, a złe wspomnienia zaczęły przelatywać mi przed oczami. Po paru sekundach otrząsnąłem się i zauważyłem, że się... cofa? Ale nie ze strachu, tylko jakby wiedziała co czuję...??? Nie możliwe, w ukrywaniu emocji jestem mistrzem. Bez słowa wyszedłem przed jaskinię i odleciałem, jednak gdzieś w środku dalej towarzyszył mi ból, pustka i nie pewność. Musiałem się wyżyć na jakimś drzewie, albo zwierzęciu.
<Sora?>
Od Mauvais CD Videtura
Dosyć dziwne... Szklane monstrum jakby kompletnie zniknęło z egzystencji. Nie było go ani w teraźniejszości, ani, co dziwniejsze, w przyszłości. To wyglądało tak, jakby całkowicie zmienił się los nasz... a także tej całej mantykory.
- Nie widzę jej... - wymknęło mi się przypadkowo z moich myśli zanim zdążyłam to jakkolwiek zatrzymać. Popatrzyłam ponownie na ścieżkę, na której jeszcze przed chwilą była widoczna mantykora.
- Domyślam się - odpowiedział Videtur sprawiając, że gwałtownie i natychmiastowo odwróciłam wzrok w jego stronę. Przez chwilę wpatrywałam się w niego bez zrozumienia, jakby właśnie powiedział najgłupszą rzecz na świecie, która nijak odnosi się do zaistniałej sytuacji, ale niedługo potem oprzytomniałam.
- Nie o tym mówiłam - wywróciłam oczami, wiedząc, że będę musiała wszystko tłumaczyć, bo inaczej nei ruszymy dalej - Nie widzę jej owszem, również i na horyzoncie, ale bardziej chodziło mi o ten fakt, że zniknęła z przyszłości. Po prostu, jeszcze niedawno mogłam ujrzeć jak to pięknie potworne monstrum goni nas przez ten cały las, aż wyjdziemy na teren, gdzie jej zasieg już się konczy czy coś, a tu nagle stało się tak, że w ciągu kilku sekund przyszłość zmieniła swój bieg i potoczy się jakby nigdy żadnego potwora nie było. Dosyć dziwne, zważając na to, że wizje z przyszłości zazwyczaj pozostawały taką mocą, której nie da zmienić i nic nie można na nie zaradzić. Jeżeli ktoś ci przepowie, że umrzesz o północy dwunastego stycznia, to umrzesz, nieważne, że zarygujesz się w schowku. Możliwości jest wiele. Więc bardzo zaskakujący jest aspekt, iż wszystko się rozpłynęło i historia od nowa została napisana.
<Videtur? Dopiero teraz, ale cóż>
- Nie widzę jej... - wymknęło mi się przypadkowo z moich myśli zanim zdążyłam to jakkolwiek zatrzymać. Popatrzyłam ponownie na ścieżkę, na której jeszcze przed chwilą była widoczna mantykora.
- Domyślam się - odpowiedział Videtur sprawiając, że gwałtownie i natychmiastowo odwróciłam wzrok w jego stronę. Przez chwilę wpatrywałam się w niego bez zrozumienia, jakby właśnie powiedział najgłupszą rzecz na świecie, która nijak odnosi się do zaistniałej sytuacji, ale niedługo potem oprzytomniałam.
- Nie o tym mówiłam - wywróciłam oczami, wiedząc, że będę musiała wszystko tłumaczyć, bo inaczej nei ruszymy dalej - Nie widzę jej owszem, również i na horyzoncie, ale bardziej chodziło mi o ten fakt, że zniknęła z przyszłości. Po prostu, jeszcze niedawno mogłam ujrzeć jak to pięknie potworne monstrum goni nas przez ten cały las, aż wyjdziemy na teren, gdzie jej zasieg już się konczy czy coś, a tu nagle stało się tak, że w ciągu kilku sekund przyszłość zmieniła swój bieg i potoczy się jakby nigdy żadnego potwora nie było. Dosyć dziwne, zważając na to, że wizje z przyszłości zazwyczaj pozostawały taką mocą, której nie da zmienić i nic nie można na nie zaradzić. Jeżeli ktoś ci przepowie, że umrzesz o północy dwunastego stycznia, to umrzesz, nieważne, że zarygujesz się w schowku. Możliwości jest wiele. Więc bardzo zaskakujący jest aspekt, iż wszystko się rozpłynęło i historia od nowa została napisana.
<Videtur? Dopiero teraz, ale cóż>
24.01.2019
Od Sory Do Rimmona
Przebierałam łapkami zostawiając ślady na śniegu tworząc prawie, że idealny okrąg. Próbowałam tak się rozgrzać. Niestety powietrze nie miało za grosz litości i szczypało w nos oraz mokre od śniegu łapy. Nienawidzę zimy! Wszędzie jest mokro. Do tego zimno. Trudniej o jakiekolwiek pożywienie. A żeby upolować jakiegokolwiek zająca to trzeba, za każdym razem nurkować w śniegu. O tyle dobrze, że nie ma go teraz tak dużo. Micho powinien już przekazać moją prośbę wykwalifikowanemu osobnikowi to teraz tylko czekać aż przyniesie mi tego jelenia. Mimo że znałam go tylko z krótkich rozmów lub czasem na siebie wpadaliśmy to dowiedziałam się, że jest świetnym łowcą. Nie bez powodu dostał to stanowisko.
- Jiwo, na pewno wszystko mamy oprócz żółci? - spytałam myszkę. Wleciał on w moją wypełnioną po brzegi torbę uwieszoną na grzbiecie. Chwilę później przeleciał znów przede mnie i pokiwał główką na tak. Ten to ma dobrze nie czuje zimna, a przez śnieg może sobie przeniknąć. Ja mam całe łapy mokre i cierpię. - Niech Rimmon już przyniesie tego jelenia! - jęknęłam i zirytowana zmieniłam kierunek krążenia w kółko.
- Koś mie woał? - usłyszałam za sobą niewyraźny głos wspomnianego wcześniej basiora. Trzymał on w zębach pokaźnych rozmiarów jelenia. Oczywiście zagryzionego, martwego i całego we krwi jelenia. Piękny widok.
- Tak, ja! Nareszcie! - krzyknęłam uradowana. Moment później już stałam obok Rimmona i chciałam odebrać mój składnik. Czarny wilk odłożył zdobycz na śnieg. - Dziękuje! - Zadowolona i pełna energii dorwałam się do jelenia. Podniosłam go i z trudem przemieszczałam się w przód, ale udało mi się go przesunąć o zaledwie kilkanaście centymetrów. Zmęczona odpuściłam.
- Nienawidzę zimy... - moja energia i entuzjazm wyparowały. Rozmyślałam nad sposobem przetransportowania składniku. Zawiesiłam się na parę chwil. Dopiero, gdy jeleń się poruszył ogarnęłam, że Rimmon znów ma go w pysku. Zdałam sobie sprawę, że cały czas patrzył na moje zmagania z boku. Patrzył teraz swoimi ognistymi oczami wprost na mnie mówiąc nieme "Prowadź"
- Dziękuję - posłałam mu wdzięczny uśmiech. I poprawiając osuwającą się torbę i z trudem utrzymując równowagę na stworzonym przez szatana podłożu - lodzie, prowadziłam basiora do mojej jaskini.
<Rimmon?>
- Jiwo, na pewno wszystko mamy oprócz żółci? - spytałam myszkę. Wleciał on w moją wypełnioną po brzegi torbę uwieszoną na grzbiecie. Chwilę później przeleciał znów przede mnie i pokiwał główką na tak. Ten to ma dobrze nie czuje zimna, a przez śnieg może sobie przeniknąć. Ja mam całe łapy mokre i cierpię. - Niech Rimmon już przyniesie tego jelenia! - jęknęłam i zirytowana zmieniłam kierunek krążenia w kółko.
- Koś mie woał? - usłyszałam za sobą niewyraźny głos wspomnianego wcześniej basiora. Trzymał on w zębach pokaźnych rozmiarów jelenia. Oczywiście zagryzionego, martwego i całego we krwi jelenia. Piękny widok.
- Tak, ja! Nareszcie! - krzyknęłam uradowana. Moment później już stałam obok Rimmona i chciałam odebrać mój składnik. Czarny wilk odłożył zdobycz na śnieg. - Dziękuje! - Zadowolona i pełna energii dorwałam się do jelenia. Podniosłam go i z trudem przemieszczałam się w przód, ale udało mi się go przesunąć o zaledwie kilkanaście centymetrów. Zmęczona odpuściłam.
- Nienawidzę zimy... - moja energia i entuzjazm wyparowały. Rozmyślałam nad sposobem przetransportowania składniku. Zawiesiłam się na parę chwil. Dopiero, gdy jeleń się poruszył ogarnęłam, że Rimmon znów ma go w pysku. Zdałam sobie sprawę, że cały czas patrzył na moje zmagania z boku. Patrzył teraz swoimi ognistymi oczami wprost na mnie mówiąc nieme "Prowadź"
- Dziękuję - posłałam mu wdzięczny uśmiech. I poprawiając osuwającą się torbę i z trudem utrzymując równowagę na stworzonym przez szatana podłożu - lodzie, prowadziłam basiora do mojej jaskini.
<Rimmon?>
Nowa wadera! Yoshie
Autor WhiteSpritWolf
Właściciel: Shiko
Imię: Yoshie, Yosh, Yoshie-Chan
Wiek: 4 lata
Płeć: wadera
Żywioł: Materii ( umysł i głos)
Stanowisko: Psycholog
Cechy fizyczne: Yoshie jest szczupłym białym wilkiem z czarnymi skarpetkami na przednich łapach i czarnych uszach. Bardzo szybka i zwinna. Posiada piękne jasno niebieskie oczy, wręcz prawie białe.
Cechy charakteru: Jest agresywna co do Wilków których nie zna przez swoją przeszłość, bardzo trudno ją do siebie przekonać jeśli zrobiło się coś złego co czyni ją nie ufną. Lecz gdy chodzi o jej najbliższych lub pacjentów zachowuje się jak siostra czy nawet matka, opiekuńcza. Jest też bardzo honorowym wilkiem, honor dla niej jest na pierwszym miejscu ale wbrew pozorom nie jest odważna, jest płochliwa.
Cechy szczególne: Oczy, ma źrenice prawie białe ale nadal niebieskie i białą tęczówke, Wielka Szrama po pazurach na plecach
Lubi: Yoshie lubi niebo w dzień, patrzeć w chmury i podziwiać piękno natury
Nie lubi: barbarzyństwa ponieważ jej Wataha z dzieciństwa była barbarzyńska.
Boi się: ciemności, głębokości
Moce:
Głos- jej głos powoduję że osoby które z nią rozmawiają są bardziej chętne do wylewania swoich uczuć.
Umysł- Potrafi szperać w pamięci swoich rozmówców
Historia: przed przyjęciem do watahy była w watasze swojego ojca- Zewerusa, czarny wilka z złotym grzbietem i oczami koloru płynnego złota- w której wilki zabijały, porywały inne wilki dla zabawy. Jej ojciec był według niej najgorszym z najgorszych ale kochał jedną Waderę, jej matkę- Xsane, Białą wilczyce z czarnymi uszami, skarpetkami na przednich łapach i brzozowym oczami-. Miała dwójkę rodzeństwa dwóch braci- Vitye masywnego, wysokiego, puchatego srebrnego z czarnym połyskiem i złotymi oczami wilka i Akora biało- czarnego wilka z złotą maską i brązowymi Oczami- Odeszła od watahy przez walkę która rozegrała się pomiędzy Watahą w której była... Każdy walczył z każdym o co kolwiek o najdrobniejsze rzeczy aż w końcu jeden z Wilków zaatakował jej rodzinę przez nią, wymknęła się z watahy tamtej nocy i nigdy nie wróciła.
Zauroczenie: -
Głos: ochrypły ale melodyjny, namawiający do rozmów
Partner:-
Szczeniaki: Jeden Basior- młody ( 4 miesiące) czarny Wilk z złotymi elementami na grzbiecie i oczach koloru czerni.
Rodzina: Matka Xsana(nie wiadomo czy żyjąca)
Ojciec Zewerus( nie wiadomo czy żyje)
Brat młodszy Akor (uznany za zaginionego)
Syn Zefir,
starszy brat Vitya (Jest w pobliżu)
Jaskinia: jasna jaskinia z dużą ilością światła, wyściełana liśćmi z puchem by jej i pacjentom było wygodnie, z boku gniazdo z patyków, wyściełane liśćmi paproci, tak duże by mogła się zmieścić razem z Synem a pod sufitem latają świetliki
Medalion: czarny na srebrnym łańcuchu,
Towarzysz: -
Inne zdjęcia: -
Przedmioty kupione w sklepie: -
Dodatkowe informacje: -
Umiejętności:
: Siła: 100
: Zręczność: 100
: Wiedza: 150
: Spryt: 200
: Zwinność: 150
: Szybkość:150
Mana:
Nowy szczeniak! Zefir
Autor: fairychloe
Właściciel: Shiko
Imię: ZefirWiek: 4 miesiące
Płeć: basior
Cechy fizyczne: czarna sierść z złotymi elementami na grzbiecie, czarne Oczy
Cechy charakteru: Jest cichy, wręcz nic nie mówi, trzyma się matki na każdym kroku i jest bardzo nie ufny, jeśli chodzi o przygody to jest do nich jako ostatni ale odważnie robi przydzielone mu misję. Jego natura jest bardzo spokojna ale gdy się go wyprowadzi z równowagi może ugryźć!
Cechy szczególne: ślady kłów na opuszce
Lubi: Patrzeć na walkę innych, w ten sposób sam się jej uczy, bawić się jak to mały Wilk i przebywać z pacjentami matki jak i matkę.
Nie lubi: Gdy ktoś go zostawia w samotności
Boi się: Pająków
Historia: Jego matka została pokryta niechcianie przez wilka z jej poprzedniej watahy, który potem zaatakował jej rodzinę, gdy się urodził czyli w tę samą noc w której rodzina Yoshie została zaatakowana, jego matka uciekła z nim w pysku i biegła przez lasy iglaste przez długi czas przez ponieważ gonił ich jego ojciec - Awero- gdy wilczyca opadła z sił i lekko zwolniła jego ojciec złapał go kłami za łapę z tąd ślad, gdy jego matka uciekła od wszystkich jak najdalej wychowywał się z nią u boku przez 4 miesiące aż trafił do tej watahy.
Zauroczenie: -
Głos: Melodyjny i słodki, jak na szczenię, jest on też z lekką nutą troskliwości
Rodzina: Matka Yoshie,
Ojciec Awero,
Babcia Xsena(nie wiadomo czy żyje)
Dziadek Zewerus (Nie wiadomo czy żyje)
wuj Akor( uznany za zaginionego)
Wuj Vitya (Jest w pobliżu)
Jaskinia: jasna jaskinia z dużą ilością światła, wyściełana liśćmi z puchem by jemu i pacjentom jego mamy jak i samej mamie było wygodnie, z boku gniazdo z patyków, wyściełane liśćmi paproci, tak duże by mógł się zmieścić razem z Matką a pod sufitem latają świetliki.
Towarzysz:
Dodatkowe informacje: -
Coins: 5
Od Mazikeen do Rimmona
-Rimmi? - no ja nie wieżę... On. tutaj. Waliło moją watahą?! On tutaj w mojej watasze?!?! - Rmmi! Żulu!
Nie mogąc się powstrzymać rzuciłam się na niego jak szczeniak i zaczęłam go lizać po pysku. Mój boże. Tak dawno go nie widziałam. A on sobie tutaj dołączył.
- Mazi, serio? Tak mnie ładnie witasz, żulu mi mówisz?
- Tak.
Po chwili nasze przywitanie zmieniło się w przyjacielską przepychankę i walkę pełną jego i mojego śmiechu. Lubiłam go, kiedy się śmiał. Miał wtedy bardzo ładny i łagodny pysk. Jego śmiech jest przyjemny dla ucha i uspokaja mnie. Droczyłam się z nim, ciągnąc go za uszy i ogon, on nie pozostawał mi dłużny. Chciałam zwiać w powietrze, jednak przeczuwając moje zamiary skoczył na mnie. Wolał się wydurniać na ziemi pomimo tego, że również kochał latać jak ja. Jest jedynym wilkiem, który jest mi w stanie dorównać w powietrzu. Już wiem czemu nie chciał iść w górę. Cham jeden miał przewagę siłową. Jednak ja byłam sprytniejsza niż on i po chwili tym razem to ja siedziałam na nim. Nasze futra były zmierzwione. W pewnym momencie usłyszeliśmy trzask gałązek i za nami pojawił się Michio. Natychmiast się ogarnęliśmy, przybierając minę, nie zdradzającą naszych uczuć. Chłodnym wzrokiem patrzyliśmy obydwoje na niego. Za chwile jednak, kiedy ogarnęłam kto to, mój wzrok złagodniał. Chyba coś widział, bo stał zszokowany. To źle. Pokazaliśmy takjakby swoją słabość. Już wiedział, że nam na sobie zależy. Rimmon oczywiście musiał wyjść przede mnie i robić ze mnie kalekę "broniąc" mnie. Dla mnie było to nie do przyjęcia. Każdy wilk z mojej rodziny, nie ważne czy wadera czy basior, powinnien obronić się sam. Jednak oczywiście musiał być obrońcą uciśnionych. Wyszłam przed niego, lekko się o niego ocierając.
- Słucham Cię Michio, co Cię tu sprowadza? - Nie dziwiłam się, że jest zszokowany, bo pomimo tego, że go lubiłam, nie okazywałam mu szczerych uczuć. Przeważnie śmiałam się chłodnym śmiechem, jednak jemu to nie przeszkadzało. Pewnie uznał, że taka moja natura. Więc szokiem było dla niego, że potrafię śmiać się szczerze. Jednak z drugiej strony, przecież wiedział, że blokuje swoje emocje i mam beznamiętny wyraz pyska. Odniosłam wrażenie, że Michio stwierdził, że z naszej dwójki Rimmon jest gorszy. Niech się cieszy, że nie poznał naszych charakterów.
- Chciałem tylko powiedzieć, że Sora woła Rimmona. Prosi go aby upolował jej jelenia, ponieważ potrzebna jest jej żółć z jego żołądka, a ty jesteś łowcą - teraz popatrzył się prosto na niego. Widziałam jednak, że cofną się o krok, położył uszy po sobie i nie patrzył mu w oczy. No Rimmi, gratulacje. Widzę, że potrafisz swoim wyglądem wzbudzać strach, podobnie jak ja. Do mnie z początku nikt nawet nie podszedł. Dopiero sama musiałam do kogoś podejść - Sora będzie czekać przy wejściu do lasu.
Nie patrząc na żadne z naszej dwójki, uciekł potykając się o swoje łapy. Nie miałam żadnych wątpliwości, że jest miękki jak wnętrze zająca. Nawet nie potrafi sam siebie obronić. Pomyśleć, że na pierwszy rzut oka wydał mi się imponujący - na tę myśl zaśmiałam się w duchu.
<Sora? Napisz do Rimmona, ok? :) >
Nie mogąc się powstrzymać rzuciłam się na niego jak szczeniak i zaczęłam go lizać po pysku. Mój boże. Tak dawno go nie widziałam. A on sobie tutaj dołączył.
- Mazi, serio? Tak mnie ładnie witasz, żulu mi mówisz?
- Tak.
Po chwili nasze przywitanie zmieniło się w przyjacielską przepychankę i walkę pełną jego i mojego śmiechu. Lubiłam go, kiedy się śmiał. Miał wtedy bardzo ładny i łagodny pysk. Jego śmiech jest przyjemny dla ucha i uspokaja mnie. Droczyłam się z nim, ciągnąc go za uszy i ogon, on nie pozostawał mi dłużny. Chciałam zwiać w powietrze, jednak przeczuwając moje zamiary skoczył na mnie. Wolał się wydurniać na ziemi pomimo tego, że również kochał latać jak ja. Jest jedynym wilkiem, który jest mi w stanie dorównać w powietrzu. Już wiem czemu nie chciał iść w górę. Cham jeden miał przewagę siłową. Jednak ja byłam sprytniejsza niż on i po chwili tym razem to ja siedziałam na nim. Nasze futra były zmierzwione. W pewnym momencie usłyszeliśmy trzask gałązek i za nami pojawił się Michio. Natychmiast się ogarnęliśmy, przybierając minę, nie zdradzającą naszych uczuć. Chłodnym wzrokiem patrzyliśmy obydwoje na niego. Za chwile jednak, kiedy ogarnęłam kto to, mój wzrok złagodniał. Chyba coś widział, bo stał zszokowany. To źle. Pokazaliśmy takjakby swoją słabość. Już wiedział, że nam na sobie zależy. Rimmon oczywiście musiał wyjść przede mnie i robić ze mnie kalekę "broniąc" mnie. Dla mnie było to nie do przyjęcia. Każdy wilk z mojej rodziny, nie ważne czy wadera czy basior, powinnien obronić się sam. Jednak oczywiście musiał być obrońcą uciśnionych. Wyszłam przed niego, lekko się o niego ocierając.
- Słucham Cię Michio, co Cię tu sprowadza? - Nie dziwiłam się, że jest zszokowany, bo pomimo tego, że go lubiłam, nie okazywałam mu szczerych uczuć. Przeważnie śmiałam się chłodnym śmiechem, jednak jemu to nie przeszkadzało. Pewnie uznał, że taka moja natura. Więc szokiem było dla niego, że potrafię śmiać się szczerze. Jednak z drugiej strony, przecież wiedział, że blokuje swoje emocje i mam beznamiętny wyraz pyska. Odniosłam wrażenie, że Michio stwierdził, że z naszej dwójki Rimmon jest gorszy. Niech się cieszy, że nie poznał naszych charakterów.
- Chciałem tylko powiedzieć, że Sora woła Rimmona. Prosi go aby upolował jej jelenia, ponieważ potrzebna jest jej żółć z jego żołądka, a ty jesteś łowcą - teraz popatrzył się prosto na niego. Widziałam jednak, że cofną się o krok, położył uszy po sobie i nie patrzył mu w oczy. No Rimmi, gratulacje. Widzę, że potrafisz swoim wyglądem wzbudzać strach, podobnie jak ja. Do mnie z początku nikt nawet nie podszedł. Dopiero sama musiałam do kogoś podejść - Sora będzie czekać przy wejściu do lasu.
Nie patrząc na żadne z naszej dwójki, uciekł potykając się o swoje łapy. Nie miałam żadnych wątpliwości, że jest miękki jak wnętrze zająca. Nawet nie potrafi sam siebie obronić. Pomyśleć, że na pierwszy rzut oka wydał mi się imponujący - na tę myśl zaśmiałam się w duchu.
<Sora? Napisz do Rimmona, ok? :) >
Od Rimmona do Mazikeen
No to ten.. No... Biegłem sobie, bo co mam siedzieć w jaskini. Właśnie miałem sobie upolować fajnego tłustego króliczka, kiedy jednak zauważyłem waderę. Jednak nie byle jaką waderę. Aż mi się nie chciało wierzyć. Ona tutaj gdzie ja. Pachniała tą samą watahą, więc była w tej samej watasze Nie mogłem przepuścić takiej okazji. Przyczaiłem się na nią i z rozpędu skoczyłem, powalając ją. Wiedziałem, że ma żywioł wiatru, więc musiałem uważać z której strony wieje. Oczywiście udało mi się, bo jakżeby inaczej (ah ta skromność). Potoczyliśmy się w dół zbocza na którym stała. Na szczęście była to łagodna górka, więc nie koziołkowaliśmy długo. Wylądowała na plecach, więc przycisnąłem ją do ziemi, kładąc łapy na jej ramionach. Widziałem jej pełen niedowierzania wzrok. Niepewnym głosem zaczęła mówić
- Rimmi?
- Rimmi?
23.01.2019
Od Lii
Dorwałam folię bombelkową, którą przywiało tutaj wraz z Crystal. Młody, wciąż nie ogarniający życia wąż, próbował sprawdzić co jest w puszce od Monstera, ale w porę za pomocą wietrznego duszka, odstawiłam to na wyższą półkę.
- Gdy tu wleciałam miałam wrażenie że popsikałaś jaskinię jakimś nieznanym produktem o nazwie: mech. - zaczęła swój wywód smoczyca, skubiąc królika.
- Ja nic nie czuję - mruknęłam tykając łapą węża.
- Bo ty z niej prawie wcale nie wychodzisz
- Bo jest zimno
- Możesz wezwać ciepły wietrzyk
- Nie chce mi się - I tak mniej więcej wyglądały nasze rozmowy. Położyłam głowę na kapeluszu grzyba i przyglądałam się tęczowemu połyskowi na czarnych łuskach Shiona. Na zewnątrz był zachód słońca, przez co pomarańczowe światło zawzięcie świeciło w śnieg, który pod wpływem mrozu już się nie zapadał, i można było po nim normalnie chodzić, jednak mróz był nie do zniesienia, a często uczęszczane ścieżki zamrożone przez co można się było przewrócić a łapy rozjeżdżały się mimowolnie. Lepsze lodowisko niż na stawach.Wodospady zamarzały i tylko w nielicznych rzekach można było pod grubą warstwą lodu znaleźć rybę. Zjadłabym sushi... Myślami znowu wróciłam do rzeczywistości, gdzie młody wąż prześlizgiwał się po mchu. Nie dawno jadł więc... ugh. Czy Tenshi zrobiła to specjalnie bym się bardziej stresowała? A może zacznę hodować koty? W sumie o tym nie raz myślałam... stara panna z kotami. Nimi przynajmniej wiem jak się opiekować. Wzięłam węża w zęby i zeskoczyłam na mech, po czym odłożyłam go na ziemie i podeszłam do ogona Crystal, by się do niego przytulić. ta tylko wywróciła oczami i nadal jadła zająca, jakby mówiła: znalazłabyś se wreszcie kogoś do tulenia a nie...
Już wiem. Może sobie miśka kupie? Albo poduszkę fajną zrobię...
- Gdy tu wleciałam miałam wrażenie że popsikałaś jaskinię jakimś nieznanym produktem o nazwie: mech. - zaczęła swój wywód smoczyca, skubiąc królika.
- Ja nic nie czuję - mruknęłam tykając łapą węża.
- Bo ty z niej prawie wcale nie wychodzisz
- Bo jest zimno
- Możesz wezwać ciepły wietrzyk
- Nie chce mi się - I tak mniej więcej wyglądały nasze rozmowy. Położyłam głowę na kapeluszu grzyba i przyglądałam się tęczowemu połyskowi na czarnych łuskach Shiona. Na zewnątrz był zachód słońca, przez co pomarańczowe światło zawzięcie świeciło w śnieg, który pod wpływem mrozu już się nie zapadał, i można było po nim normalnie chodzić, jednak mróz był nie do zniesienia, a często uczęszczane ścieżki zamrożone przez co można się było przewrócić a łapy rozjeżdżały się mimowolnie. Lepsze lodowisko niż na stawach.Wodospady zamarzały i tylko w nielicznych rzekach można było pod grubą warstwą lodu znaleźć rybę. Zjadłabym sushi... Myślami znowu wróciłam do rzeczywistości, gdzie młody wąż prześlizgiwał się po mchu. Nie dawno jadł więc... ugh. Czy Tenshi zrobiła to specjalnie bym się bardziej stresowała? A może zacznę hodować koty? W sumie o tym nie raz myślałam... stara panna z kotami. Nimi przynajmniej wiem jak się opiekować. Wzięłam węża w zęby i zeskoczyłam na mech, po czym odłożyłam go na ziemie i podeszłam do ogona Crystal, by się do niego przytulić. ta tylko wywróciła oczami i nadal jadła zająca, jakby mówiła: znalazłabyś se wreszcie kogoś do tulenia a nie...
Już wiem. Może sobie miśka kupie? Albo poduszkę fajną zrobię...
22.01.2019
Od Exana cd Rachel
Wyczuwałem, że wadera pomimo wielkiej chęci dalszej podróży po niebezpieczeństwo, po które tak chętnie sięgała bała się, ale umiejętnie to ukrywała. W sumie, skoro wadera chce wrażeń to czemu by jej ich nie zapewnić? W dalszej naszej podróży znajdowaliśmy się na terenie, poznaczonym wgłębieniami w ziemi, które ich dno było zatopione przez mrok. Rzuciłem kamień, aby ocenić głębokość wgłębienia, po czym odgłos upadku dosięgnął moje lewe sprawne ucho, podpowiadając mi, że dno nie jest głębokie.
- Co o tym sądzisz? - zapytałem i spojrzałem w ziejący mrokiem otwór.
- Dość straszne i nie chciałabym tam wpaść- oznajmiła wadera i przekrzywiła kącik ust.
- Chodźmy dalej, może zdołamy coś jeszcze odkryć
Wadera odkąd znaleźliśmy się na tym terenie, trzymała się blisko mnie, co prawdę mówiąc trochę mi to schlebiało, że może liczyć na moją pomoc i ewentualną obronę...
Rozglądam się dookoła co jakiś czas, jakbym spodziewał się jakiegoś niebezpieczeństwa, ale na prawdę chciałem swoim wzrokiem zarejestrować każdy szczegół tego krajobrazu.
- Ciekawie tu...- powiedziała wadera, ale zanim dokończyła ostatnie zdanie, urwała je zastępując głośnym krzykiem. Automatycznie odwracam głowę i spoglądam na kolejną wyrwę w ziemi, a na jej krawędzi kurczowo wbite pazury wadery i jej przeraźliwy grymas na pysku.
- O kur...
Moje plugawe przekleństwo stłumił kolejny krzyk wadery. Podszedłem powoli, aby ziemia nie zapadła się i pode mną.
- Trzymaj się... już idę!
Złapałem swoimi masywnymi łapami jej drobne, łagodne... złapałem mocno zębami jej skórę na szyi... napinam mięśnie szyjne i ciągnę ją ku siebie.
- Już prawię.
Gdy wyciągnąłem waderę z niebezpieczeństwa, które może powrócić w każdej chwili, pchnąłem ją z całej siły, aż potoczyła się do bezpiecznego miejsca, a ja sam odskoczyłem, dopóki ziemia i mi nie usunie się spod łap.
Podchodzę do wadery, która już zdążyła się podnieść.
- Przepraszam, że potraktowałem cię tak brutalnie, ale inaczej nie mogłem
<Rachel?>
- Co o tym sądzisz? - zapytałem i spojrzałem w ziejący mrokiem otwór.
- Dość straszne i nie chciałabym tam wpaść- oznajmiła wadera i przekrzywiła kącik ust.
- Chodźmy dalej, może zdołamy coś jeszcze odkryć
Wadera odkąd znaleźliśmy się na tym terenie, trzymała się blisko mnie, co prawdę mówiąc trochę mi to schlebiało, że może liczyć na moją pomoc i ewentualną obronę...
Rozglądam się dookoła co jakiś czas, jakbym spodziewał się jakiegoś niebezpieczeństwa, ale na prawdę chciałem swoim wzrokiem zarejestrować każdy szczegół tego krajobrazu.
- Ciekawie tu...- powiedziała wadera, ale zanim dokończyła ostatnie zdanie, urwała je zastępując głośnym krzykiem. Automatycznie odwracam głowę i spoglądam na kolejną wyrwę w ziemi, a na jej krawędzi kurczowo wbite pazury wadery i jej przeraźliwy grymas na pysku.
- O kur...
Moje plugawe przekleństwo stłumił kolejny krzyk wadery. Podszedłem powoli, aby ziemia nie zapadła się i pode mną.
- Trzymaj się... już idę!
Złapałem swoimi masywnymi łapami jej drobne, łagodne... złapałem mocno zębami jej skórę na szyi... napinam mięśnie szyjne i ciągnę ją ku siebie.
- Już prawię.
Gdy wyciągnąłem waderę z niebezpieczeństwa, które może powrócić w każdej chwili, pchnąłem ją z całej siły, aż potoczyła się do bezpiecznego miejsca, a ja sam odskoczyłem, dopóki ziemia i mi nie usunie się spod łap.
Podchodzę do wadery, która już zdążyła się podnieść.
- Przepraszam, że potraktowałem cię tak brutalnie, ale inaczej nie mogłem
<Rachel?>
21.01.2019
Od Rachel cd Exan
- Myślisz, że tam może być coś ekscytującego? - mruknęłam odwracając się w stronę gór.
- Nie dowiemy się, jeżeli tam nie pójdziemy - odrzekł Exan, ruszając powoli w kierunku płaskowyżu. Przez głowę przebiegła mi myśl, że jednak lepiej nie ryzykować, więc poszłam za basiorem machając wesoło ogonem. Nad nami latało stadko ptaków, które wyglądały jakby chciały nam coś pokazać. Zatrzymałam się na chwilę i uniosłam łapę w górę.
- Co ty robisz? - mruknął ze zdziwieniem wilk i nawrócił się w moją stronę. Nie odpowiedziałam i ruszyłam dalej. Byliśmy coraz bliżej płaskowyżu. Widok był naprawdę godny podziwu. Szczerze mówiąc krajobraz wprawiał mnie w zachwyt, mimo to nie okazywałam tego tak bardzo. Odwróciłam wzrok i teraz wpatrywałam się w basiora unosząc brew.
- I co? Warto było? - spytał robiąc kroki do przodu. Poszłam za nim zachowując ostrożność. W sumie czemu by trochę nie ponarzekać?
- Może i tak, ale i tak chciałabym zobaczyć te góry. Tutaj nic się nie dzieje - mimo moich słów i tak trochę się bałam. Exan nie odpowiadając poszedł dalej, uważając na wszelkie zagłębienia a ja za nim.
- Jesteś pewny, że powinniśmy schodzić dalej? - zatrzymałam się nie dając kroku dalej.
- Przecież byłaś taka odważna. - odparł lekko ironicznym tonem.
- Byłam. Dobrze, że ująłeś to w czasie przeszłym
- Nie marudź. Idziemy dalej.
<Exan?>
Od Demona „Sny”
(To opowiadanie było pisane dość szybko tak jak reszta i nie zostało jeszcze sprawdzone, więc miłej zabawy¯\_(ツ)_/¯)
Każdy musi kiedyś spać. Ja o dziwo również, chociaż mało kto widział mnie, jak śpię. Jak już to zapewne tylko odpoczywałem (niektórzy myślą wtedy, że śpię).
Po całym dniu biegania, pracowania, polowania w końcu zasłużyłem sobie na odpoczynek. Wszedłem do mojej jaskini i pierwsze co zrobiłem, to położyłem się na mięciutkim, zielonkawym mchu, który zebrałem niedawno, by był jeszcze świeży i wygodny do spania.
Następnego dnia obudziłem się, ale już nie na moim kochanym zielonym meszku, ale na jakimś różowym w dodatku posypanym fioletowym brokatem. Jedyne co przychodziło mi do głowy to to, że ktoś mógł mnie przenieść na chwilę, kiedy spałem, a potem pofarbował mech i wysypać na niego brokat, a później znów mnie tam położyć. Jednak jedno mi się tu nie zgadza, no dobra może kilka rzeczy mi się tu nie zgadza. Po pierwsze, poczułbym jak by ktoś by mnie, chociaż delikatnie dotknął, no, chyba że dał mi jakiś środek uspokajający czy coś tam. Pi drugie, co to za farba, która potrafi tak szybko schnąć?! No, chyba że spałem jakieś 2 dni lub dłużej albo trochę krócej, w co wątpię Potrzebowałem rozwiązać tę zagadkę. Rozejrzałem się naokoło jaskini w poszukiwaniu tropów, które mogłyby mi pomóc w śledztwie.
I...
CDN (^_^;)
Każdy musi kiedyś spać. Ja o dziwo również, chociaż mało kto widział mnie, jak śpię. Jak już to zapewne tylko odpoczywałem (niektórzy myślą wtedy, że śpię).
Po całym dniu biegania, pracowania, polowania w końcu zasłużyłem sobie na odpoczynek. Wszedłem do mojej jaskini i pierwsze co zrobiłem, to położyłem się na mięciutkim, zielonkawym mchu, który zebrałem niedawno, by był jeszcze świeży i wygodny do spania.
Następnego dnia obudziłem się, ale już nie na moim kochanym zielonym meszku, ale na jakimś różowym w dodatku posypanym fioletowym brokatem. Jedyne co przychodziło mi do głowy to to, że ktoś mógł mnie przenieść na chwilę, kiedy spałem, a potem pofarbował mech i wysypać na niego brokat, a później znów mnie tam położyć. Jednak jedno mi się tu nie zgadza, no dobra może kilka rzeczy mi się tu nie zgadza. Po pierwsze, poczułbym jak by ktoś by mnie, chociaż delikatnie dotknął, no, chyba że dał mi jakiś środek uspokajający czy coś tam. Pi drugie, co to za farba, która potrafi tak szybko schnąć?! No, chyba że spałem jakieś 2 dni lub dłużej albo trochę krócej, w co wątpię Potrzebowałem rozwiązać tę zagadkę. Rozejrzałem się naokoło jaskini w poszukiwaniu tropów, które mogłyby mi pomóc w śledztwie.
I...
CDN (^_^;)
20.01.2019
Od Gemini cd Indigo
Razem z Indigo dotarłam do jaskini Alfy. Zadowolona weszłam do środka. Po krótkich wyjaśnieniach i rozmowie, zostałam członkinią watahy! Gdy wyszłam, Indigo czekała już na mnie. Razem postanowiłyśmy pójść w góry. Dziwnie, lecz jeszcze nigdy nie byłam w górach podczas zimy. Idąc przez las, podziwiałam śnieg na gałązkach choinek. Biały puch tak ładnie skrzył się w świetle słońca. Zapatrzona i zamyślona, wpadłam w zaspę śniegu. Mój nos tego nie przeżył. Znaczy w tej chwili tak mi się zdawało, okropnie bolał, a uczucie to potęgował śnieg. Indigo serdecznie zaczęła się śmiać. Rzeczywiście mogło to śmiesznie wyglądać. Moje wkurzenie momentalnie zniknęło, a ja zaczęłam się śmiać razem z waderą. Po chwili obie tarzałyśmy się w śniegu ze śmiechu. Powoli wstałam, jeszcze podśmiechując się pod nosem i otarłam łzy z oczu. Już dawno nie śmiałam się tak serdecznie. Co jakiś czas, jeszcze się chichrałyśmy. Dla rozwiania wszelkich wątpliwości, nie, nie byłyśmy na polu grzybków halucynków. Ogólnie to nie chciałabym ich próbować.
W końcu dotarłyśmy do podnóża góry. Przystanęłam i spojrzałam w górę. Szczyt wydawał się być tak wysoko. Indigo gwizdnęła cicho.
- Zapomniałam, że tutaj jest tak wysoko. - zaczęła mówić, a ja z zamyśleniem pokiwałam głową.
- To co, wchodzimy? - zapytałam z uśmiechem na pysku. Momentalnie poczułam dreszczyk emocji.
- Na sam szczyt? - zapytała mnie z motywacją w głosie.
- Na sam szczyt!
Droga strasznie mi się ciągnęła w nieskończoność. Już przestałam zwracać uwagę na piękno gór, które sobie tak upodobałam. Ośnieżone kamyczki i szron na liściach straciły swój urok. Myślałam już tylko o dotarciu do celu i odpoczynku. Popatrzyłam na Indigo. Chyba odczuwała to samo co ja. W końcu dotarłyśmy na szczyt. Obydwie padłyśmy zdyszane na pyszczki.
Indigo? C:
Od Exana cd Rachel
Wadera złożyła mi dość osobliwą propozycję... zwykle to inni unikają mojego towarzystwa... no bo w końcu, kto by wytrzymał z takim ponurakiem? Wstałem więc i poszedłem bez słowa za waderą.
- Może do takich celów powinniśmy wziąć kogoś, kto dłużej jest w watasze i zna dobrze te tereny...
- Hmmm... lepsza zabawa jest, jak się odkrywa coś samemu- powiedziała i odwracając się obdarzyła mnie uśmiechem.
Wzruszyłem tylko ramionami i zamilkłem.
Przez całą podróż rozmyślałem nad tym, co teraz robią inni w tej watasze... matki opiekują się swoimi młodymi, albo zajmują się czymś, basiory polują, albo zabijają swój czas na wspólnej nawalance, albo po to, aby jakaś wadera zawiesiła oko na zwycięscy.
Z zamyśleń wyrwała mnie wadera, która zechciała mi pokazać widok gór, wyrastających na linii horyzontu. Na błękitnym niebie, zasłanym puchem chmur latały orły jeśli ocena wielkości ich ciała dobrze mi podpowiadała... pewnie wypatrywały zdobyczy.
- Chcesz tam iść?
Wadera uniosła kącik ust.
- A czemu nie?
- To jest za daleko, a poza tym te góry są poza terenami watahy...
- Boisz się?
O proszę, czyżby nasza kochana Rachel postanowiła mi wskoczyć na ambicję?
- Nie obrażaj mnie, ja się nie boję- oznajmiłem stanowczo.
- No to chodźmy...
- Ale, to nie oznacza, że zatraciłem zdrowy rozsądek. Tam nie wiadomo czego się spodziewać- i wskazałem na widok górski...
- Jak chcesz, ja tylko zaproponowałam
- Dziękuję... ja proponuję, abyśmy się udali tam- wskazałem na rysujący się na krajobrazie płaskowyż, który rozciągał się aż do skraju lasu.
- Co ty na to?
<Rachel?>
- Może do takich celów powinniśmy wziąć kogoś, kto dłużej jest w watasze i zna dobrze te tereny...
- Hmmm... lepsza zabawa jest, jak się odkrywa coś samemu- powiedziała i odwracając się obdarzyła mnie uśmiechem.
Wzruszyłem tylko ramionami i zamilkłem.
Przez całą podróż rozmyślałem nad tym, co teraz robią inni w tej watasze... matki opiekują się swoimi młodymi, albo zajmują się czymś, basiory polują, albo zabijają swój czas na wspólnej nawalance, albo po to, aby jakaś wadera zawiesiła oko na zwycięscy.
Z zamyśleń wyrwała mnie wadera, która zechciała mi pokazać widok gór, wyrastających na linii horyzontu. Na błękitnym niebie, zasłanym puchem chmur latały orły jeśli ocena wielkości ich ciała dobrze mi podpowiadała... pewnie wypatrywały zdobyczy.
- Chcesz tam iść?
Wadera uniosła kącik ust.
- A czemu nie?
- To jest za daleko, a poza tym te góry są poza terenami watahy...
- Boisz się?
O proszę, czyżby nasza kochana Rachel postanowiła mi wskoczyć na ambicję?
- Nie obrażaj mnie, ja się nie boję- oznajmiłem stanowczo.
- No to chodźmy...
- Ale, to nie oznacza, że zatraciłem zdrowy rozsądek. Tam nie wiadomo czego się spodziewać- i wskazałem na widok górski...
- Jak chcesz, ja tylko zaproponowałam
- Dziękuję... ja proponuję, abyśmy się udali tam- wskazałem na rysujący się na krajobrazie płaskowyż, który rozciągał się aż do skraju lasu.
- Co ty na to?
<Rachel?>
Od Indigo c.d. Gemini
Nie byłam pewna, jak mam zagaić rozmowę, więc większość drogi spędziłam na spokojnym truchtaniu u boku jasnej wadery, machając przy tym ogonem na boki. Próbowałam utrzymać go na tyle wysoko, żeby nie zbierać w futro grudek śniegu, który pokrywał całą okolicę. Nie lubiłam tego bardziej niż jakichkolwiek ptaków, które swoją drogą kręciły się ponad naszymi głowami, jakby były co najmniej wygłodniałymi sępami. Nie podobało mi się to w nawet najmniejszym stopniu.
Nie wiedziałam, jak daleka droga nam została do legowiska alfy, ba, nie wiedziałam, czy w ogóle ona się tam znajduje. Byłam przecież w watasze maksymalnie dzień, góra dwa! Ale cóż, przecież zagubionym duszyczkom się nie odmawia, czyż nie? I nawet jeśli narażę się na pośmiewisko, nikt mi nie wmówi, że nie próbowałam!
— A więc — odezwałam się nagle, na co wadera przerwała swoje rozmyślania nad rzeczami pewnie ważnymi i ważniejszymi. Nie wyczytałam z jej spojrzenia żadnych konkretnych emocji, więc nie wiedziałam, jak miałam się odezwać. Postanowiłam pójść na żywioł — Co cię do nas tak dokładniej sprowadza?
— Mówiłam, że chcę spędzić gdzieś więcej niż jedną noc — odparła, a na jej pysku pojawił się delikatny uśmiech. Całkiem uroczy, jeśli mogę to określić w taki sposób.
— No wiem, wiem, jeszcze nie mam takiej słabej pamięci — Zaśmiałam się szczekliwie, a kiedy się opanowałam, ponownie zwróciłam się w stronę wadery — Ale każdy ma swój konkretny powód. Jaki jest twój?
— Nie wiem, czy powinnam mówić — Gemini westchnęła cicho, a ja skupiłam całą swoją uwagę na jej słowach. Nawet uśmiechnęłam się zachęcająco. Mimo marnych prób skłonienia wilczycy do rozmowy, zawiodłam się.
— Nie chcę o tym mówić.
— No dobra, nie zmuszam — Przyspieszyłam nieco, gdyż zobaczyłam znaną mi jaskinię w zasięgu wzorku — To tutaj. Poczekam na ciebie, a potem pokażę ci tereny, co ty na to?
< Gemini? Wybacz opóźnienie xD >
Nie wiedziałam, jak daleka droga nam została do legowiska alfy, ba, nie wiedziałam, czy w ogóle ona się tam znajduje. Byłam przecież w watasze maksymalnie dzień, góra dwa! Ale cóż, przecież zagubionym duszyczkom się nie odmawia, czyż nie? I nawet jeśli narażę się na pośmiewisko, nikt mi nie wmówi, że nie próbowałam!
— A więc — odezwałam się nagle, na co wadera przerwała swoje rozmyślania nad rzeczami pewnie ważnymi i ważniejszymi. Nie wyczytałam z jej spojrzenia żadnych konkretnych emocji, więc nie wiedziałam, jak miałam się odezwać. Postanowiłam pójść na żywioł — Co cię do nas tak dokładniej sprowadza?
— Mówiłam, że chcę spędzić gdzieś więcej niż jedną noc — odparła, a na jej pysku pojawił się delikatny uśmiech. Całkiem uroczy, jeśli mogę to określić w taki sposób.
— No wiem, wiem, jeszcze nie mam takiej słabej pamięci — Zaśmiałam się szczekliwie, a kiedy się opanowałam, ponownie zwróciłam się w stronę wadery — Ale każdy ma swój konkretny powód. Jaki jest twój?
— Nie wiem, czy powinnam mówić — Gemini westchnęła cicho, a ja skupiłam całą swoją uwagę na jej słowach. Nawet uśmiechnęłam się zachęcająco. Mimo marnych prób skłonienia wilczycy do rozmowy, zawiodłam się.
— Nie chcę o tym mówić.
— No dobra, nie zmuszam — Przyspieszyłam nieco, gdyż zobaczyłam znaną mi jaskinię w zasięgu wzorku — To tutaj. Poczekam na ciebie, a potem pokażę ci tereny, co ty na to?
< Gemini? Wybacz opóźnienie xD >
Od Rachel cd Exan
Po wspólnym polowaniu i po najedzeniu się, postanowiłam, że się przejdę. Nie miałam ochoty na siedzenie w jaskini, nie dzisiaj. Mały spacer nigdy przecież nikomu nie zaszkodził, prawda? Zastanawiało mnie też gdzie teraz znajduje się Exan. W prawdzie mówiąc mogłam go zapytać, czy nie chce iść obejrzeć terenów. Jako nowicjusze, przydałoby nam się to.
Wyszłam z jaskini znowu zerkając na ten sam obraz. Teraz już szybkim, pewnym siebie krokiem zeszłam. Tym razem postanowiłam iść inną drogą, oddalić się trochę od lasu. Uniosłam dumnie ogon. Poczułam wilgotną trawę dotykającą moich łap. Z daleka ujrzałam posturę wilka o białej, puszystej sierści i specyficznej grzywce. Leżał pod drzewem, byłam pewna, że to Exan. Nieśmiałym krokiem podeszłam bliżej i przyjrzałam się dokładnie jego ogonowi. Basior podniósł czujnie głowę i zerknął na mnie.
- Jak mnie znalazłaś? - spojrzał na mnie badawczo. Rzuciłam mu tajemniczy wzrok i usiadłam nieopodal niego.
- Dobre pytanie. Sama nie wiem. Może po prostu chciałam, dlatego mi się udało? - pokręciłam głową uśmiechając się lekko – Masz jaskinię? W sumie siedzenie pod drzewem to dosyć interesujące zajęcie. Mimo to lepiej coś mieć wynajętego
- Nie mam jaskini i raczej nie będę miał. - odparł i uniósł swój wzrok do góry, badając co się dzieje w górze.
- Nie chcesz? Czy nie możesz znaleźć? - zaczęłam grzebać łapą w ziemi.
- Jedno i to samo. Mieszkam, gdzie chcę.
- Podziw dla ciebie. A tak przy okazji...Zwiedziłeś już wszystkie tereny? Podejrzewam, że jest ich tu masę
Wyszłam z jaskini znowu zerkając na ten sam obraz. Teraz już szybkim, pewnym siebie krokiem zeszłam. Tym razem postanowiłam iść inną drogą, oddalić się trochę od lasu. Uniosłam dumnie ogon. Poczułam wilgotną trawę dotykającą moich łap. Z daleka ujrzałam posturę wilka o białej, puszystej sierści i specyficznej grzywce. Leżał pod drzewem, byłam pewna, że to Exan. Nieśmiałym krokiem podeszłam bliżej i przyjrzałam się dokładnie jego ogonowi. Basior podniósł czujnie głowę i zerknął na mnie.
- Jak mnie znalazłaś? - spojrzał na mnie badawczo. Rzuciłam mu tajemniczy wzrok i usiadłam nieopodal niego.
- Dobre pytanie. Sama nie wiem. Może po prostu chciałam, dlatego mi się udało? - pokręciłam głową uśmiechając się lekko – Masz jaskinię? W sumie siedzenie pod drzewem to dosyć interesujące zajęcie. Mimo to lepiej coś mieć wynajętego
- Nie mam jaskini i raczej nie będę miał. - odparł i uniósł swój wzrok do góry, badając co się dzieje w górze.
- Nie chcesz? Czy nie możesz znaleźć? - zaczęłam grzebać łapą w ziemi.
- Jedno i to samo. Mieszkam, gdzie chcę.
- Podziw dla ciebie. A tak przy okazji...Zwiedziłeś już wszystkie tereny? Podejrzewam, że jest ich tu masę
- Możliwe. Chętnie bym poszedł w góry, albo nad jakąś rzekę. Znasz jakieś? Może mnie zaprowadzisz? - Exan wstał i wyszedł spod drzewa. Szczerze mówiąc, nie wiedziałam, czy jest tutaj jakaś rzeka, czy góry.
- A nie lepiej na plantację? Nie mam pojęcia, czy to należy do terenów watahy. Mimo to, chcę tam pójść– na te słowa basior o białej sierści zrobił prawie niewidoczną skwaszoną minę – Czyli nie?
- A powiedziałem, że nie chcę?
- Widzę to po tobie. Umiem rozpoznać emocje wilka i nie używam to tego żadnej mocy - posłałam mu uśmiech - . A teraz, chodź, idziemy w poszukiwaniu rzek i gór – machnęłam łapą i ruszyłam przed siebie.
<Exan? Wybacz, za tyle dialogów>
Od Kasidi i Nestera 'Nowe nieszczęście'
Zmęczona zgiełkiem, który
powodowała hałaśliwa drużyna bogów, wyszłam na naszą małą antresolę zaczerpnąć
świeżego powietrza. Zirytowanym spojrzeniem zmierzyłam niebo. Oczywiście. Wenta
musiała przesadzić z tą swoją nocną bryzą akurat, kiedy miałam wolne. Cały
nieboskłon przesłonięty chmurami, w tak długą i mroźną noc; nawet księżyc ledwo
widać! Te zamieszkujące Ziemię robaczki bywały męczące, ale ostatnio
zachowywały się grzecznie i nie chciałabym, żeby stała im się niepotrzebna
krzywda spowodowana złą widocznością.
Niestety, dobre chęci oznaczały koniec odpoczynku. Westchnęłam, próbując dzięki temu pozbyć się złej energii, i skierowałam sięprosto do mojego wiernego laptopa
z zawsze włączonym GIMP-em na dalej wysuniętą chmurkę, by mieć lepszy widok
na otoczenie. Szybkim ruchem łba sprawdziłam jeszcze, czy nikomu z gromadki nie
przyszło do głowy mnie śledzić, i zaczęłam pracę.
Najpierw księżyc. Chętnie zostawiłabym go na koniec, bo niezbyt ochoczo ze mną współpracuje, ale lepiej zabrać się za niego, gdy mam jeszcze dużo energii. Skupiłam się na jego bladej tarczy.
Po około trzech minutach intensywnego wpatrywania się – zwykle idzie mi to szybciej, ale dziś chmury wcale nie ułatwiały sprawy – wreszcie coś poczułam. Natychmiast uczepiłam się tej myśli, i na moich oczach, wskutek przesyłanej do niego mocy, księżyc zaczął się rozjaśniać. Powoli, ale jednak.
Niedługo jego blask przebije się z łatwością przez obłoki i…
- Hej, Kas. – Odwróciłam się jak rażona piorunem, a więź z księżycem została momentalnie zerwana. – Co robisz?
Z trudem powstrzymywałam się od uduszenia mojego męża gołymi łapami. Gdyby przyszedł w jakimkolwiek innym momencie, wyczułabym go z odległości stu metrów; wiedział o tym, więc podszedł, kiedy pracowałam. Zapewne winszował sobie teraz sukcesu. Zdradziecki paneczek świata zdechlaków.
- Nic, do czego cię tu potrzeba – mruknęłam najbardziej zniechęcającym tonem, jaki mogłam wykrzesać. Nie patrząc na niego więcej, odwróciłam się z powrotem w stronę nieboskłonu, starając się znów skupić na beznadziejnie przerwanej pracy. Daremnie.
- Chciałem tylko być miły! – oburzony głos Nestera uniemożliwiał mi koncentrację na czymkolwiek. Obrzuciłam go jadowitym spojrzeniem. To, że to tylko durna wymówka, było jasne jak nablaszczona przez mnie gwiazda – on nigdy nie bywał miły. Wiedziałam o tym, a on zdawał sobie sprawę z mojej wiedzy. Zatem zamiast wrzeszczeć na niego o tym, że kłamie, po prostu syknęłam „coś ci nie wyszło”.
- Wspaniale – prychnął wyniośle – w takim razie żegnaj, idę sobie. – Odszedł już na kilka kroków, kiedy coś mu zaświtało i odwrócił się z powrotem ze złośliwym uśmiechem – Wenta na pewno się ucieszy.
Zbulwersowana jego zachowaniem, nie mogłam powstrzymać się od porażenia go po oczach moim blaskiem.
- Nie będzie żadnej Wenty! Nigdzie nie idziesz! – wrzasnęłam na niego. Jak on śmiał? No jak on śmiał choćby wspomnieć tą maszkarę?! Tak się we mnie gotowało, że zachowanie zwyczajowej ciszy i spokoju nie wchodziło w grę.
- Więc teraz nagle mnie chcesz, tak? – zapytał Nester obrażonym głosem, ale po jego pysku błąkał się tryumfalny uśmieszek. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, co powiedziałam, i westchnęłam z niedowierzaniem. Tej nocy nie uda mi się już nic zrobić; jeśli ktoś skręci sobie kostkę w ciemności, to trudno. Co miałam zrobić? Nie miałam ochoty na kłótnię, ale przepędzenie go do tej idiotki w żadnym razie nie wchodziło w grę.
- Możesz zostać – odparłam z rezygnacją, ale szybko dodałam: – jeśli wszystkich ładnie przeprosisz za swoje dzikie parapetówki.
- A jak nie przeproszę? – wrócił do mnie ze sporą pewnością siebie. – Co mi wtedy zrobisz?
Przez sekundkę patrzyłam na niego w milczeniu, szukając jakichś opcji, aż wreszcie znalazłam; skrzywił się z bólu, kiedy zmaterializowałam mu kulkę niespotykanie jasnego blasku tuż przed oczami.
- Dobra, dobra – mruknął szybko. – Przeproszę ich jutro.
- Jutro? – spytałam, gasząc światełko. – A czemu nie teraz?
- Przecież kazałaś mi tu zostać – uśmiechnął się szelmowsko, podchodząc bliżej. Cóż, może jego towarzystwo nie będzie takie złe, skoro już i tak przekreślił moje wymęczające plany na ten wieczór.
- Patrz, jak mi pewna osoba zasnuła niebo chmurami – zaczęłam narzekać, kiedy usiadł koło mnie. – Nic nie widać. Wszędzie egipskie ciemności.
- Mhm. To okropne. – Dopiero po chwili zauważyłam, że basior bynajmniej nie wpatruje się w zachmurzone niebo, a we mnie. Uśmiechnęłam się lekko i przytuliłam się do niego. Gwiazdki same z siebie błysnęły jakby jaśniej.
***
Następnego dnia wygoniłem wszystkich od nas z jaskini. Impreza nie mogła trwać wiecznie, a Aurora już chciała wzywać wszystkich na jakieś zebranie, żeby zapobiec głośności i zniwelować lenistwo. Sami z Kasidi wczoraj spędziliśmy miło czas, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że „te moje dzikie parapetówki”, jak to nazwała, są doskonałą strategią na jej dziwne, nieme humorki. Oczywiście, wyganiając wszystkich (a zwłaszcza Wentę, która strasznie działała na nerwy nie tylko Kas, ale również mnie), jak mnie prosiła, szybko ich przeprosiłem za to, że kazałem im się tu przywlec. I, pod groźbą stracenia wzroku, obiecałem, że to ostatnia okoliczność, na jaką ich zaprosiłem, na tak długi czas. Westchnąłem. No to nici z idealnego planu poprawy samopoczucia swojej ukochanej królowej dramatu przy następnej kłótni.
- Zadowolona?- fuknąłem niczym obrażony szczeniak.
Stop.
Ktoś zdychał. Rany...
Mógłbym zająć się teraz robotą i skrócić czas agonii jakiegoś wilczego ścierwa, które już nie wiem, który raz, samo prosi się o śmierć, albo... nacieszyć się dobrym humorem mojej ukochanej, a wilkowi dać szansę na doświadczenie cierpienia przez kilkakrotnie dłuższy czas lub dać mu się wyrwać z łap śmierci, co równałoby się z ostrym ochrzanem od Aurory, szczególnie po tym idiotycznym zakładzie z Haralis.
- Jeszcze jak!- uśmiechnęła się zwycięsko.
- Kas, kochanie, poleżmy razem. Nie odpoczywałaś od dawna, przyda ci się chwila wytchnienia- zacząłem cicho. Nie wierzyła mi. Widać było. Ciekawe skąd się brało się jej nieprzekonanie... Mój ton, mimika? Może okoliczności, w jakich to mówiłem, a może to dlatego, że rzadko mówiłem do niej takie rzeczy ostatnimi czasy. Eh, dobrze, niech nie wierzy. Intencje miałem szczere. Co najmniej w sześćdziesięciu trzech procentach. Ale skoro chce dupkowatego męża, to proszę. Droga wolna. - Nie chce mi się pracować, więc kładź się- warknąłem cicho. Tak to się kończy, jak starasz się być kochanym, milusim Nesterkiem.
Kasidi skinęła głową i położyła się na posłaniu, a ja dołączyłem. Aż dziwne. Zwykle wypomniałaby mi lenistwo, czy coś w tym stylu. Miło z niej strony.
Przysunęliśmy się do siebie i wpatrywaliśmy się jedno w drugie. Zdawało mi się, że Kas wyglądała dzisiaj wyjątkowo dobrze. Może to to, a może po prostu nie doceniałem jej piękna ostatnimi czasy. W jej oczach były już ledwo widoczne dzięki zmęczeniu wyładowania elektryczne, które dodawały jej uroku, zupełnie jak wtedy, kiedy pierwszy dostrzegłem w niej kogoś więcej niż tylko irytującą, błyszczącą i wiecznie zapracowaną księżniczkę dramatu. Kogoś znacznie więcej. Wydała mi się wtedy bliższa sercu, które, okazało się, jednak biło w mojej piersi, co nie raz insynuowała mi Larnis, ale uznawałem za punkt honoru wytykać jej wtedy zatrważającą niekompetencję. Uśmiechnąłem się delikatnie. Ale się ze mnie zrobił sentymentalny śmieć.
- Ślicznie wyglądasz- mruknąłem, czując nagły przypływ ciepła i czułości.
- Coraz lepiej wychodzi ci udawanie miłego.
- Wszędzie wietrzysz spisek, Kasi.- Pokręciłem głową- A jeśli nie udaję?- Kas zdawała się rzeczywiście mieć zagadkę na co najmniej kolejne trzy wieczory. Mogę się potem z nią podroczyć, czy dogryźć w bardziej lub mniej dotkliwy sposób. Niech nie myśli, że tak będzie codziennie. Chociaż... byłaby to w sumie miła odmiana.
Kas wtuliła się we mnie, a ja chciałem zbliżyć się do niej najbardziej, jak się dało. Chciałem być blisko niej. Dzisiaj i w najbliższym czasie. Chciałem, żeby odległość między nami była zerowa, a najlepiej ujemna. Chciałem...
- Kocham cię, Kasi.
***
Nasze stosunki poprawiły się od tamtego czasu. Kas co jakiś czas zdawała się zamyślona lub nieobecna, ale w większości, nawet gdy się nie odzywała, to rzadko widziałem ją bez uśmiechu. Do pewnego momentu... Znowu stała się cicha. Uciekała od rozmowy, od dotyku. Nie chciała wychodzić z jaskini, chyba że do Aurory. A mnie, wprost przeciwnie, wyganiała do pracy, mówiąc, że mój Zwiastun Zguby niedługo będzie potrzebny bardziej niż kiedykolwiek i żebym przygotował swoją grupę. Mówiła też coś o kontroli w najbliższym czasie, ale nie mogłem się na tym skupić. Myślałem tylko o niej, o jej zachowaniu. Nie wiedziałem co myśleć. Chciałem to wyjaśnić, ale zbywała mnie, najczęściej monosylabami.
Ona... Z pewnością nie czuje się ostatnio najlepiej. Gwiazdy ledwo migoczą, nie mówiąc już nawet o stałym świeceniu. Noce są ciemne, nijakie. Aurora, o dziwo, nic na ten temat nie mówi. Albo mówi, ale po raz kolejny nie byłem w gronie wtajemniczonych. Powoli zaczynałem mieć dość takiego stanu rzeczy. Kas, oby szybko ci przeszło...
***
- Nester, ja...- Jej oczy były podkrążone. Ostatnie kilka nocy spędziła w jaskini Aurory. Nie w naszej. Martwiłem się i to bardzo. Co się stało, że nasze stosunki tak diametralnie się zmieniły. Co było takim problemem, że musiała kryć się z tym nawet przede mną? Szczególnie przede mną? Co jej zrobiłem i kiedy?- Musimy porozmawiać. Poważnie...- Wadera rzeczywiście nie wyglądała, jakby miała humor na jakiekolwiek żarciki. Ja również nie wyrażałem skłonności do śmiechu czy chociażby ironii. Atmosfera była napięta i wiedziałem, że temat będzie dla niej trudny. Skinąłem głową. Kas podeszeła do mnie, jednak nadal zachowywała pewien dystans. Miałem się odezwać...?
- Jak się czujesz?
Taki banał zaserwować mogłaby nawet ameba. Coś odcinało mi dostęp do racjonalnego myślenia.
Ku mojemu zdziwieniu, Kasi jednak odpowiedziała.
- Różnie. Okropnie. Jestem zmęczona, mam mnóstwo energii, jest mi zimno, gorąco. Chcę leżeć i nie wstawać, ale mogłabym oblecieć całą tą zapchloną planetę z każdej strony. To mnie denerwuje, Nester.
- Może jesteś...
- Nie jestem chora.- Przerwała mi.- Wolałabym być. Nawet umierająca. Nieśmiertelna, umierająca Bogini Światła- pokręciła głową.
- Co ty gadasz...? Kas, co się dzieje?
- Ja sobie nie poradzę, wiesz?- mówiła rozpaczliwie.- Ja nie chce sobie poradzić. Chcę zniknąć. To mnie boli. Ono mnie boli, rozumiesz? Ja tak nie potrafię.- Jej co chwile przerywany głos coś mi uświadomił. Moja Kasi... płakała. Nie wiem kiedy ostatnio widziałem jej łzy, ale stanowczo nie chciałem do nich wracać. Wolałem moją Kasidi uśmiechniętą i szczęśliwą, a...
- Ćś, spokojnie...- zacząłem szeptem, tuląc ją do siebie.- Co się dzieje? Co cię boli, Kas? Zaradzimy coś. Aurora na pewno...
- AURORA MI Z TYM NIE POMOŻE, NESTER! TO CIEBIE POTRZEBUJĘ.- Kasidi wyrwała się z moich objęć, odchodząc na drugą stronę jaskini.- CIEBIE!
Zamilkłem. Było z nią źle. Nawet bardzo... Podszedłem do niej znowu, na spokojnie, jeszcze raz ją obejmując. Nie wzbraniała się.
- Kasi, musisz mi powiedzieć, co się dzieje- szepnąłem.
Kas nie odzywała się. Kiedy chciałem przypomnieć jej o pytaniu, odpowiedziała.
- Będziemy mieli szczeniaka.
....
C O K U * * A
//CDN c: i chcemy z Muuu za to cs//
Niestety, dobre chęci oznaczały koniec odpoczynku. Westchnęłam, próbując dzięki temu pozbyć się złej energii, i skierowałam się
Najpierw księżyc. Chętnie zostawiłabym go na koniec, bo niezbyt ochoczo ze mną współpracuje, ale lepiej zabrać się za niego, gdy mam jeszcze dużo energii. Skupiłam się na jego bladej tarczy.
Po około trzech minutach intensywnego wpatrywania się – zwykle idzie mi to szybciej, ale dziś chmury wcale nie ułatwiały sprawy – wreszcie coś poczułam. Natychmiast uczepiłam się tej myśli, i na moich oczach, wskutek przesyłanej do niego mocy, księżyc zaczął się rozjaśniać. Powoli, ale jednak.
Niedługo jego blask przebije się z łatwością przez obłoki i…
- Hej, Kas. – Odwróciłam się jak rażona piorunem, a więź z księżycem została momentalnie zerwana. – Co robisz?
Z trudem powstrzymywałam się od uduszenia mojego męża gołymi łapami. Gdyby przyszedł w jakimkolwiek innym momencie, wyczułabym go z odległości stu metrów; wiedział o tym, więc podszedł, kiedy pracowałam. Zapewne winszował sobie teraz sukcesu. Zdradziecki paneczek świata zdechlaków.
- Nic, do czego cię tu potrzeba – mruknęłam najbardziej zniechęcającym tonem, jaki mogłam wykrzesać. Nie patrząc na niego więcej, odwróciłam się z powrotem w stronę nieboskłonu, starając się znów skupić na beznadziejnie przerwanej pracy. Daremnie.
- Chciałem tylko być miły! – oburzony głos Nestera uniemożliwiał mi koncentrację na czymkolwiek. Obrzuciłam go jadowitym spojrzeniem. To, że to tylko durna wymówka, było jasne jak nablaszczona przez mnie gwiazda – on nigdy nie bywał miły. Wiedziałam o tym, a on zdawał sobie sprawę z mojej wiedzy. Zatem zamiast wrzeszczeć na niego o tym, że kłamie, po prostu syknęłam „coś ci nie wyszło”.
- Wspaniale – prychnął wyniośle – w takim razie żegnaj, idę sobie. – Odszedł już na kilka kroków, kiedy coś mu zaświtało i odwrócił się z powrotem ze złośliwym uśmiechem – Wenta na pewno się ucieszy.
Zbulwersowana jego zachowaniem, nie mogłam powstrzymać się od porażenia go po oczach moim blaskiem.
- Nie będzie żadnej Wenty! Nigdzie nie idziesz! – wrzasnęłam na niego. Jak on śmiał? No jak on śmiał choćby wspomnieć tą maszkarę?! Tak się we mnie gotowało, że zachowanie zwyczajowej ciszy i spokoju nie wchodziło w grę.
- Więc teraz nagle mnie chcesz, tak? – zapytał Nester obrażonym głosem, ale po jego pysku błąkał się tryumfalny uśmieszek. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, co powiedziałam, i westchnęłam z niedowierzaniem. Tej nocy nie uda mi się już nic zrobić; jeśli ktoś skręci sobie kostkę w ciemności, to trudno. Co miałam zrobić? Nie miałam ochoty na kłótnię, ale przepędzenie go do tej idiotki w żadnym razie nie wchodziło w grę.
- Możesz zostać – odparłam z rezygnacją, ale szybko dodałam: – jeśli wszystkich ładnie przeprosisz za swoje dzikie parapetówki.
- A jak nie przeproszę? – wrócił do mnie ze sporą pewnością siebie. – Co mi wtedy zrobisz?
Przez sekundkę patrzyłam na niego w milczeniu, szukając jakichś opcji, aż wreszcie znalazłam; skrzywił się z bólu, kiedy zmaterializowałam mu kulkę niespotykanie jasnego blasku tuż przed oczami.
- Dobra, dobra – mruknął szybko. – Przeproszę ich jutro.
- Jutro? – spytałam, gasząc światełko. – A czemu nie teraz?
- Przecież kazałaś mi tu zostać – uśmiechnął się szelmowsko, podchodząc bliżej. Cóż, może jego towarzystwo nie będzie takie złe, skoro już i tak przekreślił moje wymęczające plany na ten wieczór.
- Patrz, jak mi pewna osoba zasnuła niebo chmurami – zaczęłam narzekać, kiedy usiadł koło mnie. – Nic nie widać. Wszędzie egipskie ciemności.
- Mhm. To okropne. – Dopiero po chwili zauważyłam, że basior bynajmniej nie wpatruje się w zachmurzone niebo, a we mnie. Uśmiechnęłam się lekko i przytuliłam się do niego. Gwiazdki same z siebie błysnęły jakby jaśniej.
***
Następnego dnia wygoniłem wszystkich od nas z jaskini. Impreza nie mogła trwać wiecznie, a Aurora już chciała wzywać wszystkich na jakieś zebranie, żeby zapobiec głośności i zniwelować lenistwo. Sami z Kasidi wczoraj spędziliśmy miło czas, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że „te moje dzikie parapetówki”, jak to nazwała, są doskonałą strategią na jej dziwne, nieme humorki. Oczywiście, wyganiając wszystkich (a zwłaszcza Wentę, która strasznie działała na nerwy nie tylko Kas, ale również mnie), jak mnie prosiła, szybko ich przeprosiłem za to, że kazałem im się tu przywlec. I, pod groźbą stracenia wzroku, obiecałem, że to ostatnia okoliczność, na jaką ich zaprosiłem, na tak długi czas. Westchnąłem. No to nici z idealnego planu poprawy samopoczucia swojej ukochanej królowej dramatu przy następnej kłótni.
- Zadowolona?- fuknąłem niczym obrażony szczeniak.
Stop.
Ktoś zdychał. Rany...
Mógłbym zająć się teraz robotą i skrócić czas agonii jakiegoś wilczego ścierwa, które już nie wiem, który raz, samo prosi się o śmierć, albo... nacieszyć się dobrym humorem mojej ukochanej, a wilkowi dać szansę na doświadczenie cierpienia przez kilkakrotnie dłuższy czas lub dać mu się wyrwać z łap śmierci, co równałoby się z ostrym ochrzanem od Aurory, szczególnie po tym idiotycznym zakładzie z Haralis.
- Jeszcze jak!- uśmiechnęła się zwycięsko.
- Kas, kochanie, poleżmy razem. Nie odpoczywałaś od dawna, przyda ci się chwila wytchnienia- zacząłem cicho. Nie wierzyła mi. Widać było. Ciekawe skąd się brało się jej nieprzekonanie... Mój ton, mimika? Może okoliczności, w jakich to mówiłem, a może to dlatego, że rzadko mówiłem do niej takie rzeczy ostatnimi czasy. Eh, dobrze, niech nie wierzy. Intencje miałem szczere. Co najmniej w sześćdziesięciu trzech procentach. Ale skoro chce dupkowatego męża, to proszę. Droga wolna. - Nie chce mi się pracować, więc kładź się- warknąłem cicho. Tak to się kończy, jak starasz się być kochanym, milusim Nesterkiem.
Kasidi skinęła głową i położyła się na posłaniu, a ja dołączyłem. Aż dziwne. Zwykle wypomniałaby mi lenistwo, czy coś w tym stylu. Miło z niej strony.
Przysunęliśmy się do siebie i wpatrywaliśmy się jedno w drugie. Zdawało mi się, że Kas wyglądała dzisiaj wyjątkowo dobrze. Może to to, a może po prostu nie doceniałem jej piękna ostatnimi czasy. W jej oczach były już ledwo widoczne dzięki zmęczeniu wyładowania elektryczne, które dodawały jej uroku, zupełnie jak wtedy, kiedy pierwszy dostrzegłem w niej kogoś więcej niż tylko irytującą, błyszczącą i wiecznie zapracowaną księżniczkę dramatu. Kogoś znacznie więcej. Wydała mi się wtedy bliższa sercu, które, okazało się, jednak biło w mojej piersi, co nie raz insynuowała mi Larnis, ale uznawałem za punkt honoru wytykać jej wtedy zatrważającą niekompetencję. Uśmiechnąłem się delikatnie. Ale się ze mnie zrobił sentymentalny śmieć.
- Ślicznie wyglądasz- mruknąłem, czując nagły przypływ ciepła i czułości.
- Coraz lepiej wychodzi ci udawanie miłego.
- Wszędzie wietrzysz spisek, Kasi.- Pokręciłem głową- A jeśli nie udaję?- Kas zdawała się rzeczywiście mieć zagadkę na co najmniej kolejne trzy wieczory. Mogę się potem z nią podroczyć, czy dogryźć w bardziej lub mniej dotkliwy sposób. Niech nie myśli, że tak będzie codziennie. Chociaż... byłaby to w sumie miła odmiana.
Kas wtuliła się we mnie, a ja chciałem zbliżyć się do niej najbardziej, jak się dało. Chciałem być blisko niej. Dzisiaj i w najbliższym czasie. Chciałem, żeby odległość między nami była zerowa, a najlepiej ujemna. Chciałem...
- Kocham cię, Kasi.
***
Nasze stosunki poprawiły się od tamtego czasu. Kas co jakiś czas zdawała się zamyślona lub nieobecna, ale w większości, nawet gdy się nie odzywała, to rzadko widziałem ją bez uśmiechu. Do pewnego momentu... Znowu stała się cicha. Uciekała od rozmowy, od dotyku. Nie chciała wychodzić z jaskini, chyba że do Aurory. A mnie, wprost przeciwnie, wyganiała do pracy, mówiąc, że mój Zwiastun Zguby niedługo będzie potrzebny bardziej niż kiedykolwiek i żebym przygotował swoją grupę. Mówiła też coś o kontroli w najbliższym czasie, ale nie mogłem się na tym skupić. Myślałem tylko o niej, o jej zachowaniu. Nie wiedziałem co myśleć. Chciałem to wyjaśnić, ale zbywała mnie, najczęściej monosylabami.
Ona... Z pewnością nie czuje się ostatnio najlepiej. Gwiazdy ledwo migoczą, nie mówiąc już nawet o stałym świeceniu. Noce są ciemne, nijakie. Aurora, o dziwo, nic na ten temat nie mówi. Albo mówi, ale po raz kolejny nie byłem w gronie wtajemniczonych. Powoli zaczynałem mieć dość takiego stanu rzeczy. Kas, oby szybko ci przeszło...
***
- Nester, ja...- Jej oczy były podkrążone. Ostatnie kilka nocy spędziła w jaskini Aurory. Nie w naszej. Martwiłem się i to bardzo. Co się stało, że nasze stosunki tak diametralnie się zmieniły. Co było takim problemem, że musiała kryć się z tym nawet przede mną? Szczególnie przede mną? Co jej zrobiłem i kiedy?- Musimy porozmawiać. Poważnie...- Wadera rzeczywiście nie wyglądała, jakby miała humor na jakiekolwiek żarciki. Ja również nie wyrażałem skłonności do śmiechu czy chociażby ironii. Atmosfera była napięta i wiedziałem, że temat będzie dla niej trudny. Skinąłem głową. Kas podeszeła do mnie, jednak nadal zachowywała pewien dystans. Miałem się odezwać...?
- Jak się czujesz?
Taki banał zaserwować mogłaby nawet ameba. Coś odcinało mi dostęp do racjonalnego myślenia.
Ku mojemu zdziwieniu, Kasi jednak odpowiedziała.
- Różnie. Okropnie. Jestem zmęczona, mam mnóstwo energii, jest mi zimno, gorąco. Chcę leżeć i nie wstawać, ale mogłabym oblecieć całą tą zapchloną planetę z każdej strony. To mnie denerwuje, Nester.
- Może jesteś...
- Nie jestem chora.- Przerwała mi.- Wolałabym być. Nawet umierająca. Nieśmiertelna, umierająca Bogini Światła- pokręciła głową.
- Co ty gadasz...? Kas, co się dzieje?
- Ja sobie nie poradzę, wiesz?- mówiła rozpaczliwie.- Ja nie chce sobie poradzić. Chcę zniknąć. To mnie boli. Ono mnie boli, rozumiesz? Ja tak nie potrafię.- Jej co chwile przerywany głos coś mi uświadomił. Moja Kasi... płakała. Nie wiem kiedy ostatnio widziałem jej łzy, ale stanowczo nie chciałem do nich wracać. Wolałem moją Kasidi uśmiechniętą i szczęśliwą, a...
- Ćś, spokojnie...- zacząłem szeptem, tuląc ją do siebie.- Co się dzieje? Co cię boli, Kas? Zaradzimy coś. Aurora na pewno...
- AURORA MI Z TYM NIE POMOŻE, NESTER! TO CIEBIE POTRZEBUJĘ.- Kasidi wyrwała się z moich objęć, odchodząc na drugą stronę jaskini.- CIEBIE!
Zamilkłem. Było z nią źle. Nawet bardzo... Podszedłem do niej znowu, na spokojnie, jeszcze raz ją obejmując. Nie wzbraniała się.
- Kasi, musisz mi powiedzieć, co się dzieje- szepnąłem.
Kas nie odzywała się. Kiedy chciałem przypomnieć jej o pytaniu, odpowiedziała.
- Będziemy mieli szczeniaka.
....
C O K U * * A
//CDN c: i chcemy z Muuu za to cs//
19.01.2019
Od Gemini cd Rachel
Nastał piękny poranek, a ja patrząc na świt, uśmiechałam się z zadowoleniem, bo pierwsze promienie słońca przyjemnie grzały mi pysk. Jak rozpoczynać dzień, to tylko wcześnie rano, a kończyć późno w nocy. Myślałam, co dzisiaj smakowitego na śniadanko zrobię, co będę robić przez resztę godzin. Układałam plan na cały dzień. Gdy jako tako ogarnęłam to w głowie, udałam się na poranne ćwiczenia. Okropnie głodna poszłam z powrotem do jaskini, gdzie czekał na mnie mój posiłek. Po pysznym śniadaniu udałam się do dwóch szczeniąt, które miałam dzisiaj pilnować. Och, szczeniaki są takie urocze i pocieszenie. I wymęczające. Skąd one biorą tyle energii? Całe szczęście udało mi się wymęczyć ich na lekcji walki.
Po skończonej pracy uznałam, że pójdę gdzieś, by odpocząć. Idąc przez las, zauważyłam wiele kolorowych ptaków, które przeleciały przed moim pyskiem. Nagle wyczułam innego wilka. Dalej szłam przed siebie, gdy spotkałam się wzrokiem z obcą wilczycą.
- Cześć! Ty jesteś tutaj nowa, prawda? Nigdy wcześniej cię nie widziałam. - odezwałam się i spojrzałam na waderę.
- Tak. Nazywam się Rachel. Jestem nowa, owszem. - odparła. Po chwili kontynuowała – A twoje imię to?....
- Gemini. Miło mi ciebie poznać!
- Mi również. - uśmiechnęła się i spojrzała na mnie. Odwróciłam wzrok i zagadnęłam do niej.
- Jeśli chcesz, mogę cię oprowadzić po naszych terenach. Pomimo tego, że sama niedawno dołączyłam. - zaśmiałam się i kontynuowałam- ale umiem mniej więcej dojść tam gdzie chcę - uśmiechnęłam się, a Rachel odwzajemniła uśmiech.
- Z wielką chęcią. To gdzie proponujesz iść?
- Hm... - zamyśliłam się. Rachel w napięciu czekała na moją odpowiedź.
- Możemy pójść nad rzekę. - odparłam i spojrzałam na waderę.
- Okej. To prowadź! -
Zadowolone ruszyłyśmy przed siebie. W czasie drogi lustrowałam wzrokiem nowo poznaną wilczycę. Rachel ma fioletowe futro oraz żółto-pomarańczowy ogon. I to długi ogon. Strasznie mi się spodobał. Wilczyca jest niewiele wyższa ode mnie. Porusza się bardzo lekko i zgrabnie. Odwróciłam wzrok i zaczęłam wsłuchiwać się w rytm moich kroków. Wokoło były bialusieńkie drzewa, a trawa zniknęła pod ogromną czapą śniegu. Fioletowa Rachel bardzo się wyróżniała na śniegu, lecz mnie ledwo co było widać. I do tego te ogromne zaspy białego puchu. Nienawidzę się przez nie przedzierać, zawsze są o wiele większe ode mnie. Po pewnym czasie drzewa zaczęły pojawiać się coraz rzadziej, a my wyszłyśmy z lasu na skały, a wkrótce dotarłyśmy na miejsce. Lód na rzece już się roztopił, lecz nadal gdzieniegdzie pływały kawałki lodu. Nie czekając na Rachel wskoczyłam do lodowatej wody. Idealnie...
Rachel? Jak zaraagujesz na zachowanie Gemini? XD I tak, ona należy do klubu morsów, lecz jeszcze o tym nie wie.
Od Exana cd Rachel
- Jestem Exan..
Tak, tak... ten start dobry Exan, a ja również byłem nowy, więc miałem prawo widzieć waderę po raz pierwszy. Nie spodziewałem się, że nawiążę z kimkolwiek kontakt w ten piękny dzień. Napełniłem płuca powietrzem i zastanawiałem się, co powiedzieć dalej. Wadera wyręczyła mnie.
- Ty też tu jesteś nowy?
Wypuściłem powietrze przez pysk.
- Tak, jestem nowy... Tak więc nie jesteś sama w tej sytuacji.
Wadera uniosła lekko kącik ust, co w jej wykonaniu było słodkie.
Podszedłem do niej bliżej, aż za blisko i usiadłem przed nią... miała majestatyczne fioletowe oczy... a jej sierść w ametystowym kolorze, mimo iż nie była puszysta, ale robiła wrażenie. A w obszarze ogona łączyły się ciepłe kolory... czerwień, żółć..
- Co cię tutaj sprowadza?- zapytała
- Hmmm... postanowiłem się przejść... może po drodze upolowałbym coś...
No tak.. musiałem ruszyć ten mój leniwy tyłek, bo przecież królik sam się nie zagryzie.
- To ja też może coś zjem...
- Zapraszam więc do wspólnego polowania, zdobyczą dzielimy się po połowie.
- Zgoda.
Mimo, iż za dnia mało było zwierzyny do zdobycia, to Rachel wyczuła zapach szarego zająca. No i był nasz...
- Smacznego- powiedziałem.
- Dzięki
Po posiłku nasze drogi się rozeszły, ale coś czułem że nie na stałe. Mimo, iż nie miałem jaskini w której mógłbym się zatrzymać, to ułożyłem się pod drzewem i obserwowałem okolice, którą obejmowała słoneczną polanę, oraz las w oddali.
<Rachel?>
Tak, tak... ten start dobry Exan, a ja również byłem nowy, więc miałem prawo widzieć waderę po raz pierwszy. Nie spodziewałem się, że nawiążę z kimkolwiek kontakt w ten piękny dzień. Napełniłem płuca powietrzem i zastanawiałem się, co powiedzieć dalej. Wadera wyręczyła mnie.
- Ty też tu jesteś nowy?
Wypuściłem powietrze przez pysk.
- Tak, jestem nowy... Tak więc nie jesteś sama w tej sytuacji.
Wadera uniosła lekko kącik ust, co w jej wykonaniu było słodkie.
Podszedłem do niej bliżej, aż za blisko i usiadłem przed nią... miała majestatyczne fioletowe oczy... a jej sierść w ametystowym kolorze, mimo iż nie była puszysta, ale robiła wrażenie. A w obszarze ogona łączyły się ciepłe kolory... czerwień, żółć..
- Co cię tutaj sprowadza?- zapytała
- Hmmm... postanowiłem się przejść... może po drodze upolowałbym coś...
No tak.. musiałem ruszyć ten mój leniwy tyłek, bo przecież królik sam się nie zagryzie.
- To ja też może coś zjem...
- Zapraszam więc do wspólnego polowania, zdobyczą dzielimy się po połowie.
- Zgoda.
Mimo, iż za dnia mało było zwierzyny do zdobycia, to Rachel wyczuła zapach szarego zająca. No i był nasz...
- Smacznego- powiedziałem.
- Dzięki
Po posiłku nasze drogi się rozeszły, ale coś czułem że nie na stałe. Mimo, iż nie miałem jaskini w której mógłbym się zatrzymać, to ułożyłem się pod drzewem i obserwowałem okolice, którą obejmowała słoneczną polanę, oraz las w oddali.
<Rachel?>
18.01.2019
Nowy wilk w watasze c: Exan
Autor grafiki: WolfExan
Imię: Exan
Wiek: 3 lata
Płeć: Basior
Żywioł: Ogień
Stanowisko: Wojownik
Cechy fizyczne: Exan to wysoki, mocno zbudowany basior o gęstej białej sierści. Jest on chudy, co wydaje się on zwinny i szybki. Jego mocno zbudowane łapy nadają mu wrażenie silnego i wytrzymałego. Na jego głowie rozciąga się długa grzywa, którą tworzą proste lśniące włosy.
Cechy charakteru: Exan,to po prostu zwyczajny basior, o racjonalnym podejściu do życia i powiedzmy sobie szczerze, że nie wmówisz mu, iż życie to piękna bajka, którą czyta się małym szczeniaczkom na dobranoc. Wilk ten to filozof w skórze wojownika, który zawsze spogląda na wszystko ze złej strony (próbuje myśleć pozytywnie, ale życie go nauczyło, że na tym świecie tak się nie da). Jednak bywają chwilę, gdy Exan ściąga maskę kamiennego wyrazu i potrafi obdarzyć kogoś ciepłym uśmiechem, zamienić kilka miłych słów, albo szczerze, ale uprzejmie porozmawiać. Nie uważa siebie za jakiś ideał, nie ukrywa, że są lepsi od niego, więc nauczył się żyć w neutralnych stosunkach do innych. Jest bezstronny, więc nie spodziewaj się, że przyzna komuś rację w sytuacjach konfliktowych, ani że stanie po czyjejś stronie. Na co dzień, wilk ten jest opanowany, trudno go wyprowadzić z równowagi... krótko mówiąc, podchodzi do konfrontacji olewacyjnie, ale nie myśl sobie, że ustępując, okazuje oznakę słabości. Po prostu przyjął sobie w życiu zasadę " Zejdź z drogi głupcom, abyś i ty nie zniżył się do ich poziomu" Kiedy trzeba walczyć, to trzeba.Nienawidzi chamskich wilków, którzy widzą czubek własnego nosa, lub są wysoce przekonani o własnej wartości- według niego jesteś żałosny, jeśli wywyższasz się ponad wszystkich. Dla niego istnieje tylko równość.Nikomu nie narzuca swojego towarzystwa "Nie pchaj się tam, gdzie cię nie chcą"- Jak mawiał pewien wilk, którego już niestety nie pamięta. Zgrywa zamkniętego przed wszystkimi, tajemniczego... ale tak na prawdę i on potrzebuje towarzystwa. Nieważne czy wadery lub basiora. Ważne, żeby miał do kogo pysk otworzyć. Po alkohol sięga tylko w towarzysko, gdy atmosfera jest miła, przyjazna, jednak po paru kieliszkach ma przysłowiową "Ułańską Wyobraźnię". Po alkoholu, Exan spostrzega świat nieco inaczej, jako prosty,w którym jest wszystko możliwe- nawet serce twardej waderki. Podsumowując, to wilk towarzyski, ale nie narzuca się zbytnio, ponieważ bierze sobie do serca zdanie innych. Cichy i bezstronny, ale zapomniałem dodać, że jeśli wymaga tego sytuacja, potrafi stanąć po słusznej stronie. Dba o maniery i nie wymaga tego od innych. Wadery traktuje więcej, niż tylko erotyczny obiekt westchnień. Wadery traktuje z równością i szacunkiem...
Cechy szczególne:
Jak już mówiłem, Exan posiada długą grzywkę i tak jak ona, jego sierść jest gęsta i puszysta. Jego ogon jak na wilka jest długi i puszysty.
Lubi: Cóż... Exan jak to on, uwielbia przed śniadaniem niedługi bieg, czyli lubi aktywność fizyczną. Poza dobrze przyrządzonym jedzeniem, lubi się napić czegoś smacznego- Najlepiej słodkiego. Uwielbia czytać kryminały przy wielkim kieliszku koniaku bądź czegoś mocniejszego. Do tego lubi flirtować z napotkaną waderą.
Nie lubi: Exan nienawidzi chamskich osobników, którzy uważają się za lepszych od innych. Prymitywnych zboków i damskich bokserów.
Poza tym nienawidzi deszczowych dni, urozmaicone w burzliwe chmury.
Boi się: Cóż...Sam nie wie, czego się boi... chyba że upadku na łeb.
Moce:
*Ogniste skupienie- Exan, używając mocy ognia, który rodzi się w głowie wroga. Ofiara cierpi, a jego podświadomość podpowiada, aby uniknąć dalszych katuszy, ulega manipulacjom rzucającego urok.
* Tarcza Ognia- Exan nakłada na siebie tarczę, która chroni go przed ciosami przeciwników.
* Ognista wnyka- Z ziemi powstają płomienne linie, które otaczają się wokół szyi innego wilka, zadając mu ból.
* Smoczy oddech- Exan nabiera głęboki wdech i wypuszcza z pyska strumień ognia, który mknie w stronę przeciwnika
Historia: Exan wie tylko tyle, że został odebrany rodzicom, gdy był małym szczeniakiem, który jeszcze nie potrafił widzieć. Postanowiono, że na rzecz innej watahy będzie szkolony na wojownika, z dala od rodziny, gdyż wierzono, że "Gdy utwierdzi się w przekonaniu kogoś od małego, że nie ma dla kogo żyć, łatwiej przyjdzie mu zginąć w boju" Dlatego jest świadomy tego, że został potraktowany, jak maszyna zaprojektowana do walki i zbuntował się przeciwko temu. Zdezerterował.
Zauroczenie: Cóż... wszystkie są ładne, ale nie wie, czy jakaś zaakceptuje jego towarzystwo.
Głos: Link
Partner:....
Szczeniaki: Sorry, ale nie lubi szczeniaków.
Rodzina:
- Fiora- Matka
- Zed- Ojciec
- Jonathan- brat
- Deiona- babcia od strony ojca
- Tom- dziadek od strony ojca
- Rogon- wujek od strony matki.
- Maya- Ciotka od strony matki.
Jaskinia: Mieszka tu i tam.
Medalion: Link
Towarzysz: Może kiedyś indziej.
Inne zdjęcia: Link
Przedmioty kupione w sklepie: Brak.
Dodatkowe informacje:
- Ma uczulenie na miód
- Lewe ucho ma wrażliwsze od prawego.
Umiejętności:
: Siła: 200
: Zręczność:100
: Wiedza:100
: Spryt:100
: Zwinność:100
: Szybkość:100
:Mana:100
Mazi postanowiła dodać kolejnego wilka! c: Powitajmy Rimmona
Autor grafiki: Heyriel
Właściciel: asiawysopal@gmail.com
Imię: Rimmon
Wiek: 3 lata i 2 miesiące
Płeć: basior
Żywioł: ogień, mrok, iluzja, muzyka
Stanowisko: Strażnik Nocny, Łowca
Cechy fizyczne: dobrze zbudowany, szybki, zwinny, wysoki, ma przejrzyste, hipnotyzujące oczy.
Cechy charakteru: Jest on bardzo skryty, nie okazuje swoich uczuć. Jest on mistrzem w ukrywaniu emocji i bardzo trudno jest sprawić, aby zdjął z siebie swoją "maskę" pod którą są prawdziwe emocje i odczucia. Nienawidzi szczeniaków. Dla niego szczeniak = pomiot szatana. Aktualnie jedyną osobą jaką naprawdę lubi jest jego daleka kuzynka - Mazikeen. Jest to jedyna osoba z jego rodu - reszta została zamordowana. Z Mazikeen zawsze najłatwiej jest mu się dogadać, ona jedyna wie o nim prawie wszystko. Jest to jedyny wilk, któremu w pełni zaufał. Ona jemu zresztą też. Tylko przy niej potrafi pokazać, to co na prawdę czuje w danym momencie. Po za tym jest odważny, jeśli kogoś lubi i mu ufa, mógłby oddać za tą osobę nawet życie, potrafi żartować i bardzo lubi irytować Mazi ( z wzajemnością)
Cechy szczególne: po spotkaniu z nieznanym mu potworem, ma bliznę przecinającą jego prawe oko
Lubi: Mazikeen, jeść, polować, latać i irytować Mazikeen
Nie lubi: natrętnych osób, sytuacji gdy ktoś mu rozkazuje i szczeniaków
Boi się: Że w razie zagrożenia życia kogoś na kim mu zależy, nie zdąży go uratować
Moce: Potrafi się zamienić w płonącego wilka oraz rzucać kulami ognia, potrafi osłonić się mrokiem, umie stworzyć iluzję dowolnego wilka, lub rzeczy oraz swoim śpiewem potrafi złagodzić ból, zarówno fizyczny jak i psychiczny.
Historia: W wieku 7 miesięcy jego dom został zaatakowany przez nieznane mu wilki. Dosłownie parę minut przed wtargnięciem jego mama zdążyła go ukryć wraz z resztą rodzeństwa. Jednak nie mieli oni tyle szczęścia i zostali znalezieni i zabici razem z rodzicami. Widział przez szparę w swojej skrytce jak pięć wilków trzyma jego ojca, trzy jego matkę a reszta przeszukuje dom. Siłą wyciągnęli jego rodzeństwo i rozszarpali na oczach rodziców, a następnie torturowali jego rodziców. Zaczęli matce wyrywać pazury razem z kawałkami mięsa. To samo zrobili z jej zębami. Do teraz w głowie ma jej krzyk. Ojcu odcięli język i polali oczy kwasem. Dalej nie może zapomnieć obrazu pustych zakrwawionych oczodołów, żywego szamocącego się basiora. Nie wydał on jednak z siebie ani dźwięku. Jedynie po jego pysku płynęły łzy rozpaczy po stracie żony i dzieci. Dlatego Rimmon jest taki zamknięty w sobie. Bardzo ciężko jest sprawić, aby komuś zaufał. Nie mogąc oswoić się z tym, co zobaczył, z wielkim trudem udało mu się wczołgać z pozostałości po ich rodzinnym domu. Cały we krwi swojej rodziny poczołgał się w stronę lasu. Nie mogąc znieść tego co zobaczył, dostał wybuchu adrenaliny i przez pół dnia biegł do wysokiego klifu, aby następnie z niego skoczyć w celu zabicia się. Po skoku prawie umarł, jednak ciężko ranny przeżył, ponieważ dobry rybak uratował go. Opiekował się nim troskliwie, czasem mu śpiewając. Wtedy było mu bardzo przyjemnie. Osoba która go uratowała miała piękny jedwabisty głos. Właśnie wtedy odkrył swój pierwszy dar w życiu - śpiew. Rybak i Rimmon żyli razem szczęśliwie, jednak dwa lata później z racji wieku staruszek umarł. Rimmon bardzo nad tym rozpaczał. Pomimo, że był człowiekiem, byli do siebie mocno przywiązani. Staruszek traktował go niemal na równi ze sobą. Nie raz razem spali ogrzewając się na wzajem. W chwili śmierci starca Rimmon po raz drugi w swoim życiu płakał. Rybak ostatkiem sił głaskał go, aż w końcu zamkną oczy i się nie obudził. Między innymi właśnie wtedy basior po raz pierwszy użył swojego daru. Podczas umierania Rybaka, śpiewał mu cicho jednocześnie wylewając gorzkie łzy rozpaczy. Widział, że Rybakowi przynosi to ulgę, więc kontynuował to do czasu jego śmierci. Kiedy widział, że to już koniec, zawył rozpaczliwie. W pobliskim miasteczku, odległym o parenaście kilometrów, mówiono później o wyciu wilka. Z rozpaczy biegł przed siebie całą noc. Wiedział, że nie może się zabić, ponieważ nie bez powodu spotkał bardzo bliskiego mu człowieka. Rybak był dla basiora jak ojciec. Kiedy do kogoś się przywiąże, naprawdę jest w stanie oddać za niego życie. Jego strata była ogromna. W jego duszy powstała wielka dziura. Niedługo później spotkał Mazikeen. Nie pokazywał po sobie tego co czuje, nawet ona nie wie o jego rybaku. Wtedy nauczył się zakładać perfekcyjną maskę, która kryła jego uczucia. Jednak jego dalsza kuzynka miała w sobie coś, przez co się przełamał i potrafił czuć radość. Jednak jego drugi ojciec na zawsze pozostał mu w pamięci. Jego biologiczni rodzice nadali mu na imię Rimmon , ponieważ jedną z tradycji jego rodu jest nadawanie szczeniakom imion demonów.
Zauroczenie: brak
Głos: Link
Partner: brak
Szczeniaki: brak
Rodzina: kuzynka
Jaskinia: Link
Medalion: Link
Towarzysz: 'brak
Inne zdjęcia: inne obrazki przedstawiające postać
Przedmioty kupione w sklepie: brak
Dodatkowe informacje: brak
Umiejętności:
: Siła: 140
: Zręczność: 100
: Wiedza: 100
: Spryt: 110
: Zwinność: 110
: Szybkość: 130
:Mana: 110
Od Rachel
Mój pierwszy dzień w watasze zapowiadał się dobrze. Byłam bardzo podekscytowana na myśl, że w końcu zagadam do jakiejś żywej duszy. Moja jaskinia była niesłychanie wielka. Siedziałam przed wejściem do jaskini i spoglądałam na krajobraz. Byłam otoczona małym płotkiem, który według mnie był zbędny. Mimo to i tak wszystko idealnie komponowało się z jaskinią. Powoli zeszłam po wilgotnej ścieżce, bacząc na różne wgłębienia. Gdy już wiedziałam, że raczej nie napotkam się na jakąś niespodziankę, pewnie zbiegłam z górki. Przede mną znajdował się las, pełen ptaków i grzybów. Wolniejszym krokiem, zaczęłam spacerować po ściółce leśnej. Miałam nadzieję, że na kogoś napotkam. Podniosłam łebek w górę. Nade mną latało z kilkadziesiąt ptaków o różnych ubarwieniach. Wyglądało to cudownie, dlatego usiadłam, aż nie poczułam czyjejś obecności. Tak, usłyszałam kroki i poczułam zapach innego wilka. W duszy byłam lekko przestraszona, jednak nie okazywałam tego na zewnątrz. Przede mną ukazał się wilk. Wymieniliśmy ze sobą spojrzenia, chociaż dalej nie wydusiłam z siebie żadnego słowa. Aż w końcu do moich uszów dotarło:
- Witaj. Ty jesteś tutaj nowa, prawda? Nigdy cię nie widziałem/am. - na to zdanie lekko podskoczyłam. Pierwsze wrażenie, przecież jest najważniejsze, prawda?
- Tak. Nazywam się Rachel. Jestem nowa, owszem. - odparłam. Wilk spojrzał na mnie badawczo – A twoje imię to?....
Ktoś?
16.01.2019
Nowa wadera! Rachel c: (Boszu.... teraz będzie mi się mylić)
Autor: Rouka-Raska
Właściciel: nateeq123@gmail.com
Imię: Rachel
Wiek: 2,5 lat
Płeć: Wadera
Żywioł: Uczucia, głos, burza, ból, wiatr
Stanowisko: Psycholog, negocjator
Cechy fizyczne: Rachel nie jest zbyt potężna, można zdecydowanie powiedzieć, że jej budowa należy do przeciętnych. Mimo to, cechuje się zwinnością. Ma dosyć specyficzny sposób poruszania się – płynny oraz pociągający.
Cechy charakteru: Rachel jest dosyć dwulicowym wilkiem. Jej pierwsza strona? Cechuje ją duża charyzma. Ambicja to jej drugie imię. Zdecydowanie miła, charyzmatyczna, uczuciowa, pomocna, spokojna, uśmiechnięta, pewna siebie, inteligentna, entuzjastyczna, odważna, empatyczna, wrażliwa na krzywdę w stosunku do innych. Zawsze pomoże, da ci dobrą radę, wysłucha, nigdy nie ocenia. Potrafi oczarować drugiego wilka sposobem mówienia, poruszania się. Jest typem manipulatora – zdaje wrażenie miłej, perfekcyjnej, a tylko przy wilkach dobrze jej znanych jest prawdziwą sobą – czyli jej druga strona – jaka ona jest?. Zawsze chce dopiąć swego i przekonać innych, że się mylą. Gdy jej się to nie uda – jest wściekła i nie godzi się z tym. Ma problemy z opanowaniem jej burzowej mocy. Niestety, świadczy to o jej impulsywności i emocjonalności. Bardzo łatwo wpada w złość. Nie obchodzi ją co inni myślą o niej. Kłótliwa i pyskata, używa ciętego języka. Łamie wszelkie zasady. Do osiągania swojego celu używa innych. Oczywiście, tylko tych, które nie spodziewają się jaka ona jest naprawdę. Mimo to – jest bardzo dobra w pomaganiu wilkom jako psycholog.
Cechy szczególne: Brak
Lubi: wiatr, akcję, przygody, rozmawianie
Nie lubi: przegranej, gdy coś jej się nie uda
Boi się: śmierci
Moce:
- Potrafi bardzo dobrze manipulować
- Oczarowuje głosem, gdy mówi specjalnym tonem, sprawia, że nikt jej nie odmówi
- Umie sprawić, że wilk poczuje daną emocję
- Umie zadać ból fizyczny poprzez spojrzenie, gdy jest zła
- Gdy jest smutna, zrozpaczona lub gdy krzyczy – wywołuje powiewy wiatru
- Gdy jest wściekła, wywołuje burzę i pioruny w zasięgu 2 km.
- Wpływa na uczucia swojego rozmówcy
Historia: Rach urodziła się w kochającej i dobrej rodzinie. Nie posiadała rodzeństwa, jednak była znana jako miła i mądra wilczyca. Dlatego otaczało ją wiele znajomych, którzy uważali ją za przyjaciółkę idealną. Niestety, gdy miała rok dowiedziała się, że jej ojciec zdradza jej matkę. Bardzo ją to zabolało, dlatego zaczęła szukać kogoś komu mogła się by zwierzyć. Nienawidziła tego, że wszyscy myślą, że ona jest perfekcyjna– chociaż nie mogła tego wizerunku zmienić. Poznała wtedy Jennie – wilczycę z rozbitej rodziny. Mogła jej się zwierzyć ze wszystkiego co ją boli. Chciała uciec daleko stąd, jednak jej przyjaciółka nie była zbytnio do tego przekonana. Z tego powodu Rachel zrobiła najgorszą rzecz w jej życiu – porzuciła rodzinę i Jennie i uciekła w poszukiwaniu watahy. Tak natrafiła się na WMS
Zauroczenie: Brak
Głos: Link (Głos Rachel Amber – dziewczyna z niebieskim piórkiem)
Partner: Brak
Szczeniaki: Brak
Rodzina: Ojciec – Jake Matka – Rozie
Jaskinia: Link
Medalion: Link
Towarzysz: Brak
Inne zdjęcia: Brak
Przedmioty kupione w sklepie: Brak
Dodatkowe informacje: Brak
Umiejętności:
Siła: 100
Zręczność: 100
Wiedza: 133
Spryt: 201
Zwinność: 166
Szybkość: 100
15.01.2019
Od Videtura CD Mauvais
- Jasne... - sam nie wiedziałem, czy wypowiedziałem to na głos, czy
tylko w swoich myślach. Z każdym krokiem ból przechodził moje ciało, ale
musiałem biec. Do cholery, od tego zależy moje życie!
Te "kilkanaście sekund"o których mówiła wadera,naprawdę uratowało naszą skórę. W zasadzie nie mam pojęcia ile czasu trwał czar, ale wystarczyło go na to by dobie do gęstego lasu. Tylko tu możemy spróbować się ukryć... Wślizgnęliśmy się pomiędzy pnie, przedzierając się w głąb puszczy. To był naprawdę dziwny las. Miejsca pomiędzy grubymi pniami zajmowały mniejsze, może kilku roczne drzewka. Tak jakby chciały zająć, jak największą powierzchnię, nie patrząc na to, że dla większości zabraknie kiedyś miejsca. Przyznam, na pewno nie ułatwiało to nam ucieczki...
W oddali usłyszeliśmy głośny, przeraźliwy ryk mantykory. ,,Znowu się zaczyna..." pomyślałem, ale nagle potwór przestał ryczeć... Tak jakby nigdy nie istniał... Spojrzałem na Mauvais zdezorientowany. Mijały kolejne sekundy, a nawet minuty. Nic. Wyczuliłem wszystkie zmysły... Przysięgam, to wyglądało tak, jakby te monstrum było jakimś robotem i ktoś wcisną ,,wyłącznik". Znów spojrzałem na Vais.
- Mam co do tego złe przeczucia...
< Vais? >
Te "kilkanaście sekund"o których mówiła wadera,naprawdę uratowało naszą skórę. W zasadzie nie mam pojęcia ile czasu trwał czar, ale wystarczyło go na to by dobie do gęstego lasu. Tylko tu możemy spróbować się ukryć... Wślizgnęliśmy się pomiędzy pnie, przedzierając się w głąb puszczy. To był naprawdę dziwny las. Miejsca pomiędzy grubymi pniami zajmowały mniejsze, może kilku roczne drzewka. Tak jakby chciały zająć, jak największą powierzchnię, nie patrząc na to, że dla większości zabraknie kiedyś miejsca. Przyznam, na pewno nie ułatwiało to nam ucieczki...
W oddali usłyszeliśmy głośny, przeraźliwy ryk mantykory. ,,Znowu się zaczyna..." pomyślałem, ale nagle potwór przestał ryczeć... Tak jakby nigdy nie istniał... Spojrzałem na Mauvais zdezorientowany. Mijały kolejne sekundy, a nawet minuty. Nic. Wyczuliłem wszystkie zmysły... Przysięgam, to wyglądało tak, jakby te monstrum było jakimś robotem i ktoś wcisną ,,wyłącznik". Znów spojrzałem na Vais.
- Mam co do tego złe przeczucia...
< Vais? >
Subskrybuj:
Posty (Atom)