31.03.2019

Od Haraki cd. Kalego

Obudziła się nagle, pomijając powolny proces odzyskiwania świadomości. Nim zdążyła się zorientować, strzępki snu odpłynęły i po czymkolwiek, co jej się śniło, zaginął ślad. I dobrze. Coś podpowiadało jej, że nie było to nic przyjemnego.
Była noc, na ile mogła ocenić, jeszcze przed północą.
Nagle las wypełnił się rozdzierającym krzykiem rannego zwierzęcia. Rozpaczliwy, przepełniony bólem wrzask uwalniał zapomniane instynkty, nakazujące ucieczkę; po chwili urwał się nagle. A może został przerwany? Znów zapadła cisza, zakłócana tylko cichym szmerem poruszanych wiatrem gałęzi drzew. Haraka skrzywiła się. Jeśli zastanawiała się nad tym, co też obudziło ją w środku nocy, to teraz nie miała już wątpliwości.
“Ale może to dobrze”, pomyślała, podnosząc się. Gałąź kołysała się mocniej niż wtedy, kiedy zasypiała. “Przy sypianiu na otwartej przestrzeni może łatwo dojść do wychłodzenia ciała. Powinnam zejść”.
Spojrzała w dół. Drapieżnik, który przed chwilą zarżnął sarnę, wciąż krążył gdzieś w tym mroku. Na myśl o zejściu w tę nieprzeniknioną ciemność przeszły ją ciarki, choć wiedziała, że niebezpieczeństwo jest niewielkie - łowca zaspokoił już głód, a ktoś, kto poluje na większą zwierzynę, nie będzie fatygował się po szczurze mięso. Zresztą sama szczurzyca nie należała do najłatwiejszych do upolowania - inaczej jej kości już od dawna wyściełałyby żołądek jakiegoś mięsożercy.
Nie zmieniało to jednak faktu, że gdyby nie weszła i nie zasnęła tutaj, ten dylemat wcale by nie zaistniał. Żeby nie musieć martwić się zimnem, należałoby odpoczywać w zaciszu nory, której ściany skutecznie zatrzymywały ciepło blisko ciała, lub tuż obok kogoś innego…
Zacisnęła palce (bo co to jest?), dając upust irytacji. Nie będzie teraz o nim myśleć. Czas wracać do domu.
Bez dalszych rozważań wczepiła pazury w miękką korę i zbiegła po pniu w sposób, który właściwy jest szczurom. Znalazłszy się na ściółce, określiła swoje położenie i ruszyła w odpowiednim kierunku, przemykając niemal bezszelestnie wśród roślin runa leśnego.
To jednak nie wystarczyło.
Białka oczu błysnęły w świetle księżyca, kiedy bestia wychynęła z krzaków i zatrzymała się ledwie kilka metrów przed szczurzycą. Pięknie. Wykorzystując chwilę bezruchu drapieżnika, Haraka oceniła sytuację. Był o wiele większy od niej, co czyniło ucieczkę niemal niemożliwą. Nie chciała ryzykować wdrapywania się na najbliższe drzewo - chociaż wydawało się to dobrym wyjściem, nie mogła mieć pewności, czy stwór też nie potrafi się wspinać, a w takim wypadku byłaby stracona. Pozostawała walka. Skrzywiła się; była pewna swojego zwycięstwa, ale nie sprawiało to, że perspektywa przedłużenia się drogi do domu stawała się przyjemniejsza.
Wzięła wdech, żeby posmakować zapachu stworzenia - nie liczyła na to, że go rozpozna; w tych lasach żyło zdecydowanie za wiele magicznych gatunków i żeby natknąć się na każdy z nich trzeba by tu spędzić kilka dekad. Tym bardziej zaskoczyło ją to, jak bardzo był znajomy. Jej serce, które przed chwilą na perspektywę walki odpowiadało tylko znudzonym biciem w spoczynkowym rytmie, ścisnęło przerażenie. Co jak co, ale tej istoty ani trochę nie spodziewała się teraz spotkać.
- Kaliś?! - ledwie powstrzymała się od krzyku. Basior wyszedł z gąszczu.
<Happy birthdaaay i przepraszam za badziewie>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz