Siedziałam pod kanapą z Aaronem i nasłuchiwałam. Delikatnie wychyliłam łebek, żeby cokolwiek zobaczyć i wtedy zdusiłam w swoim pysku krzyk przerażenia. Po ścianach snuły się cienie różnych stworzeń, wilków, elfów, ludzi albo innych człekokształtnych stworzeń, których nie potrafiłam zidentyfikować. Całe szczęście, poruszały się tylko po powierzchni ścian pokoju. Jeden z cieni nagle wpadł do wnętrza i wysunął się ze ściany, materializując się na środku pokoju. To ta zakapturzona postać, którą spotkałam w jadalni. Wsunęłam się głębiej pod kanapę i przysunęłam bliżej do Aarona. Drżałam na całym ciele. W duchu modliłam się tylko, żeby nas nie znalazł. Postać rozejrzała się po pokoju. Aaron wykrzywił pysk w grymasie. Och, on tworzył iluzję! Westchnęłam cicho z ulgą. Myślałam, że jesteśmy uratowani, lecz nie tym razem. Zakapturzony osobnik powoli obracał głowę, lustrując przestrzeń. Po chwili zatrzymał wzrok na kanapie. Machnął ręką, gdy nasze schronienie wyleciało w górę i przeleciało nad postacią. Kunsztowna wersalka uderzyła w ścianę, a postacie na niej się rozpierzchły w popłochu, niektóre grożąc pięściami, a jeszcze inne palcami... Spanikowana rozejrzałam się szybko i wrzasnęłam do Aarona, rzucając się na wyjście z pokoju. Basior pobiegł za mną, a razem z nami, ruszył także ten dziwny osobnik. Nie patrzyłam przed siebie, pędziłam ile sił w łapach, aby jak najdalej zostawić pościg. W pewnym momencie obejrzałam się za siebie, żeby zobaczyć, czy Aaron nadal biegł za mną. Całe szczęście był. Tylko postać gdzieś zniknęła. Nie zdążyłam z powrotem obrócić łba, przerażony Aaron chciał coś krzyknąć, gdy ja wpadłam z impetem na właśnie goniącego nas osobnika. Nienaturalnie szybko mnie pochwycił i złapał za szyję. Powoli unosił mnie na wysokość swoich oczu. Szamotałam się i starałam się wyrwać, pogryźć, lecz coraz bardziej brakowało mi tlenu, żeby racjonalnie myśleć i próbować walczyć. Gdy byłam pół przytomna i dosyć wysoko nad ziemią, spojrzałam na postać w kapturze. Była to elfica o czarnych oczach bez białek, miała nienaturalnie bladą skórę, cienie pod oczami oraz ciernie bardzo podobne do moich, które oplatały jej twarz. Po chwili zupełnie straciłam oddech i świadomość.
***
Obudziłam się spętana plączami. Nie, inaczej. Obudziłam się z okropnym bólem głowy, szyi, gardła, owinięta nie plączami, tak jak wcześniej myślałam, tylko cierniami, które niemiłosiernie wpijały się w skórę, plącząc przy okazji sierść, przy każdym najmniejszym ruchu. Leżałam na czarnym dywanie, zresztą bardzo był mięciutki, tylko kiedy chciałam się ruszyć, pnącza bardzo szybko ściskały mnie coraz mocniej. Kątem oka byłam w stanie zobaczyć tylko to, że Aaron leżał obok i miarowo oddychał. Był owinięty brudnymi bandażami, którymi miał związane wszystkie łapy razem. Spojrzałam na siebie. Byłam o wiele bardziej zawinięta niż Aaron. Zadrżałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Oczywiście na ścianach tańczyły cienie, a sam pokój przypominał coś na w stylu ekskluzywnej celi. Przykmnęłam oczy zmęczona. Wsłuchałam się w bicie mojego serca. Po chwili udało mi się usłyszeć szepty. To cienie na ścianach szeptały coś do mnie, lecz nie byłam w stanie ich zrozumieć. Było ich za dużo, do tego wszystkie brzmiały w obcych dla mnie językach. Bardzo mocno skupiłam się na dźwiękach, gdy do celi wpadła elfica, lecz tym razem bez założonego kaptura. Jej długi, czarny warkocz powiewał za nią przy każdym jej kroku. Mimika elficy nic nie zdradzała, jej twarz zasytgła w zimnym i obojętnym wyrazie. Spojrzała na nas i znieruchomiała, jakby nad czymś się intensywnie zastanawiała.
<Aaron? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz