21.03.2019

Od Equela do Czarnego Kruka


Wadera wybyła do przodu, jakby nie miała nic lepszego do roboty jak tylko wbicie do nie zadbanej jaskini. A ja powolutku... szybowałem oglądając jasne chmury. Po moim ciele przeszedł zimny dreszcz, spowodowany beznadziejną pogodą. Mgła zaczęła osiadać przy wilgotnym mchu, tworząc niby magiczną osłonę, dla bladej kory, jeszcze łysych drzew, które powoli wypuszczały swoje pączki. Niby małe, ale jakby wytężyć wzrok, lub podlecieć bliżej, można by zobaczyć lekki, leciutki zarys zieleni, jakby zanikającą pod swoją brązową łupiną. Zachód słońca byłby teraz piękny, jeśli na niego czekać, i uchwycić moment zachodzącej czerwieni. Teraz natomiast niebo było szaro-perłowe, gdzie nie gdzie z rozproszonymi strzępami chmur. Przyśpieszyłem, gdyż zimno nadal nie przyjemnie za mną goniło. W końcu wylądowałem przy wejściu do jaskini, i gdy zauważyłem kolejne dziwne wilki, nie chciało mi się już być dyplomatą. W sumie mógłbym teraz zwołać watahę, ale no bez przesady. Gdzie są strażnicy dzienni? I po jakiego boga ten rudzielec przywiązał się do łańcucha? Aż taka posłuszna? Wbiłem na dół spokojnie schodząc. Żadne bachory nie będą mi chodzić po terenach
- Ej, matka nie uczyła, że po terenach obcej watahy się nie chodzi? Serio u was wszyscy są dysmózgami i ignorują swojego przeciwnika? - Ominąłem Kruka i stanąłem nieco bliżej basiorów, którzy byli na jakimś lekkim wzniesieniu nieco dalej.
- O, a to co? Siostra sobie pomocnika znalazła?
- Słuchaj szczeniaku - warknąłem podnosząc ogon(y?)  do góry - albo się stąd natychmiast wynosisz ze swoim przydupasem, albo zwołuję całą watahę. Co wy na to? Chcecie sobie posiedzieć w lochach albo skorzystać z usług torturowych? - mruknąłem przyglądając się im uważnie.
- Nie możemy już siostry odwiedzić? - prychnął z kpiną samiec
- Odwiedzicie sobie w podziemiach. A teraz wara! Jak chcecie przyjść ze sprawami dyplomatycznymi to zapraszam w inny dzień do alphy
- Arrow, idziemy. - Wyższy z nich zeskoczył po kamieniach w dół, i przeszedł blisko mnie, kłapiąc zębami. Nawet nie drgnąłem. Drugi przeszedł już spokojnie i oba wybyły z terenów.
- Trzeba będzie wzmocnić straże - mruknąłem ziewając - Coś taka spięta? Grzybki jednak źle działają? - zaśmiałem się patrząc na dziwną minę samicy.

< Rudzielcu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz