Nie mam pojęcia co tutaj się dzieje. Obudziłem się na ciemnym dywanie. Próbowałem wstać, ale uniemożliwiały mi to związane łapy oraz niesamowite zawroty głowy. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Mój wzrok zatrzymał się na Gemini. Była owinięta jakąś rośliną. Rzuciła mi szybkie spojrzenie, gdy do sali weszła elfka. Jej dostojna postać znieruchomiała, wpatrując się w nas przenikliwie. Co może chodzić jej po głowie? W pewnym momencie skrzywiła się i szybkim krokiem wyszła z pokoju. Drzwi zostawiła otwarte, zaraz tutaj wróci. Jej kroki ucichły. Zacząłem podejmować nieudane próby ściągnięcia krępującego mnie materiału. Na nic. Gdybym tylko dostał tam zębami... Niestety, unikałem wszelakich gimnastyk przez całe życie. Bycie leniwą kluską właśnie dało się we znaki.
- Gemini... Co robimy? - szepnąłem w stronę wadery. Ta zwróciła głowę w moim kierunku.
- Nie mam bladego pojęcia - odparła cicho. - Musimy się stąd wydostać jak najszybciej.
Samo mówienie o ucieczce w niczym nie pomoże. Kontynuowałem nieszczęsne zabiegi mające na celu oswobodzenia moich kończyn. Nic z tego. Ponownie usłyszeliśmy równy stukot. Ktoś się zbliża. A właściwie, po dźwięku mogę się domyślić, że odwiedzi nas dwie osoby. Do pomieszczenia powróciła elfka. Jej twarz była zimna i kamienna. Spoglądała za siebie, w stronę drzwi, z których wyłoniła się kolejna sylwetka. Tym razem był to mężczyzna. Bo długich, ostrych uszach rozpoznałem, że również jest elfem. Jego włosy były długie i posiadały podobny odcień co włosy jego towarzyszki. Zerknął na nas i oburzony mruknął coś do elfki. Ich język był inny. Wydawał się melodyjny i łagodny. Szkoda, że w obecnej sytuacji nie mogę się nim nacieszyć. Prawdopodobnie para planuje, jak się nas pozbyć. Co innego mogłaby myśleć o dwójce intruzów we własnym domu? Bo to chyba ich zamek. Powróciłem myślami do świata zewnętrznego. Do zimowego lasu, skrzącego się na wszystkie kolory tęczy w blasku Słońca. Wspominałem chłodny wiatr mierzwiący i zwierzęta przemykające się pomiędzy łysymi krzewami. Jak ja bardzo chciałem się tam teraz znaleźć! Albo w mojej ciepłej bibliotece, gdy doradzałem klientom książki. Ciekawe jak sobie tam radzą? Z zamyślenia wyrwały mnie krzyki. Elfy były w trakcie zaciętej kłótni. Wymieniłem z Gemini zdziwione spojrzenia. Co takiego zmusiło te dwie opanowane istoty do podniesienia głosu? Ah, tak. My. Przyglądałem się zwaśnionym. Wyglądali podobnie. Możliwe, iż są rodzeństwem. W pewnym momencie chłopak zaczął się do mnie przybliżać. Z jego mimiki nie wynikało, że jest szczęśliwy. Nie podchodź, nie podchodź, nie podchodź, proszę. Ciemnowłosy wysunął rękę pod sam mój pysk. I odwrócił się w stronę "siostry", wypowiadając jakieś słowa. Naszła mnie ochota, by ugryźć delikwenta. Ale nie chciałem pakować się w więcej niesnasek, niż do tej pory. Postanowiłem więc poznać jedynie zapach elfa. Był delikatny oraz mogłem porównać go do zapachu wieczornej rosy. Momentalnie przestałem mieć złe myśli. Najwyraźniej chłopak nie ma złych zamiarów, więc co ważne, my również nie możemy pokazać się ze złej strony. Wstał i odwrócił się w stronę elfki. Opowiadał o czymś, a jego głos brzmiał błagalnie.
- Hej, wypuście nas - zawołałem w jego kierunku. - Nie jesteśmy tutaj z własnej woli! Uwierzcie, że bardzo nie chcemy tutaj być!
Obie postacie odwróciły się zdziwione, tak jakby nie mogły uwierzyć, że też znam mowę. Szkoda tylko, że rozmawiamy w innych językach. Jeżeli kiedykolwiek uda mi się wrócić do domu, przyrzekam, że nauczę się elfickiego. Gemini szybko również podjęła próbę ratowania naszej sytuacji.
- To nie nasza wina - odparła, próbując poprawić obrastającą ją roślinę. Jej ciernie musiały wbijać się w jej skórę. Biedactwo! - To wina kruka!
Na ostatnie słowa elf wydała z siebie zaskoczony dźwięk. Wymienił spojrzenia z towarzyszką i zniekształcenie, ale zrozumiale powtórzył:
- Kruka?
<Gemini?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz