Początkowo sceptycznie podchodziłem do spróbowania zaczarowanego jedzenia. Mimo to, głód przezwyciężył. Mięso było soczyste, prawdopodobnie najlepsze jakie w życiu jadłem. Niewiele potrzebuję, by się najeść, jednak tym razem nie potrafiłem się powstrzymać. Skończyliśmy chwilę później. Dopiero teraz poczułem, jak bardzo znużony jestem. Czy aby bezpiecznie jest kłaść się spać w takim miejscu? Wątpliwe. Koniec końców, zmęczenie powaliło nas z łap. Sam nie wiem, kiedy zasnąłem.
Śniły mi się wilki. Nie rozpoznawałem ich pysków. Była to zwykła scenka rodzajowa. Obserwowałem ich z pewnej odległości. Wtedy zaczął wiać zimny wiatr. Rozpętała się burza. Usłyszałem przerażający huk i obudziłem się. Skoczyłem na równe łapy, gdy okazało się, że dźwięk nie pochodzi ze snu. To była Gemini. Z radością szczeniaka zrzucała na ziemię drogocenną zastawę. Z każdym upadkiem talerze z brzękiem rozbijały się o marmurową posadzkę. Nagle zatrzymała się. Jej futro najeżyło się.
- Gemini...? - zapytałem cicho i podszedłem powoli do wadery. Spostrzegłem, że wpatruje się ona w ciemny punkt w rogu pokoju. Bicie mojego serca przyśpieszyło. To nie zapowiada się dobrze. Stanąłem obok niej i ujrzałem postać. Była zakapturzona, nie posiadała postury wilka. Wyglądała na zdenerwowaną i obrzucała nas gniewnym spojrzeniem.
- Przybywamy w pokoju? - ratowałem sytuację. Istota wydawała z siebie dziwny dźwięk. Brzmiał trochę jak śpiew przerażonych ptaków, chociaż z drugiej strony był podobny do zawodzenia rannego kojota. Nie rozumiałem żadnego z wypowiadanych przez niego słów. Położyłem po sobie uszy i popchnąłem lekko Gemini do tyłu.
- Wycofajmy się - szepnąłem do wadery. Ta kiwnęła głową i szybko zeskoczyła z blatu stołu. Ruszyłem za nią. Dogoniłem ją dopiero u dołu schodów. Napotkana postać najwyraźniej nie goniła nas. Chociaż, nigdy nic nie wiadomo.
- Schowajmy się - poleciła wilczyca. Mruknąłem potakująco. Musimy obmyślić jakiś plan. Zamczysko wydawało się jeszcze straszniejsze niż przedtem. Bardzo nie chciałem tutaj być. Jak mamy wrócić do domu? Po krótkiej chwili znaleźliśmy się w ciemnym pomieszczeniu. Znajdowały się tam stare, okurzone meble. Wsunąłem się pod kanapę. Gemini za mną.
- To co zrobimy? - zacząłem prowadzić cichą rozmowę.
- Musimy znaleźć sposób, by się stąd wydostać - westchnęła przeciągle wadera. Żeby to było takie proste jak się wydaje. Machnąłem ogonem kilka razy z niesmakiem.
- A może ta istota z wcześniej mogłaby nam pomóc? - kontynuowała. - W końcu nie rzuciła się na nas...
- A kto wie? Osobiście, wolałbym nie ryzykować - odparłem. Nie mam zamiaru bratać się z czymś takim. Nawet jeśli nas nie zabiło, mogło mieć zawsze gorsze intencje. Wyssać duszę? Kto to wie. Kątem oka ujrzałem ruch. Dałem znak Gemini, by przez chwilę pozostawała cicho. Zdawało mi się? Cienie przemykały szybko, były ledwie zauważalne. Przyszedł czas na użycie moich jakże cudownych umiejętności. Rzuciłem prostą iluzję, dzięki której byliśmy niemal niewidoczni. Jeżeli wróg nie ma wyostrzonego węchu, nie odnajdzie nas. Usłyszałem głośniejsze kroki. Coś się zbliża.
<Gemini?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz