Wbicie z buta do jaskini Lii byłoby dobrym określeniem gdybym miał buty. Powoli i na spokojnie wyjaśniłem całą sytuację alphie, jak prosił Rudzielec, jednak nie była ona tym zbytnio zainteresowana
- I? Co mam z tym zrobić?
- W sumie to nic. Po prostu miałem cię poinformować
- Weź ogłoś że jakby się ktoś obcy pojawił na terenach to macie ich natychmiast zniewolić bo mam dość tych obcych dup pałętających się pod łapami
- No spoko - po tych słowach wróciłem do swojej jaskini w której dostałem ochrzan za nie przyniesienie jedzenia i włóczenie się po watasze. Oczywiście wszystko musiałem wyjaśnić. Gdyby Kaja i Nitaen się nie wyprowadzili to miałbym teraz podwójną jatkę. Niby mógłbym iść temu Rudzielcowi na pomoc jednak powiedziała, że jak wróci to wróci więc nie za bardzo się rwałem na obce tereny. Reszta dnia była nudna i dopiero w nocy zaczęło się coś dziać, do tego w moim łbie
- Dobranoc - powiedziałem do jeszcze aktywnej Rose i już dorosłych dziecków, przed zaśnięciem.
***A teraz opis snu bo nie mam pomysłu. A, i nie, nie jest to sen przepowiednia tylko zwykły.***
Rzadko mi się coś śni, a jak już to wszystko z pierwszej osoby. Teraz było jednak inaczej i występowałem jako obserwator. Możliwe że mi się coś na łeb rzuciło bo jakaś grupka wybiegała z mojej jaskini i bujała się na lianach i innych gałęziach za zewnątrz a coś chciało ich złapać. Potem jakaś apokalipsa zombie, białe mury, kury i ślub córki. Ja pier... zaraz, czemu tu jest tak mokro?
- Pobudka! - zerwałem się gwałtownie. Rose już dawno nie było a przede mną stał Nitaen. Spojrzałem nań swoimi ospałymi oczyma, i westchnąwszy powstałem ze swego łoża, by towarzyszyć mu w łowach... dobra dość. Czasy młodości się odezwały.
- Ładnie tak swojego ojca z snu zimną wodą budzić? - zeskoczyłem z posłania i otrzepałem się z kropel wody.
- Wiosna ci zaszkodziła? Gdzie jest ta ruda kwoka co miałeś jej pilnować? - Nitaen jak zawsze prosto z mostu. Podreptał do ,,zaufanej pułki" i wyciągnął z niej ciastka, które szybko mu odebrałem
- A śniadanie zjedzone? - basior popatrzył na mnie pobłażliwie. Już nie był dzieckiem...
- Godzinę temu
- Na pewno?
- Jak nie wierzysz to spytaj się Kai. Ona mi mięso siłą wpychała, bo jakieś eksperymenty na jedzeniu robi. - W to mogłem uwierzyć. Jako jedyna aktualnie miała władzę nad swoim bratem by nie dostał cukrzycy i dobrze się odżywiał. Akurat ta cecha mu nigdy nie minie. Nadal zastanawiało mnie jak to jest że pochłania tyle cukru, a ma czyste zęby i postawę wojownika. Oddałem mu ciastka.
- Chodź, idziemy na granice watahy, a potem w góry - samiec zadowolony wybiegł za mną z ciastkiem w pysku w pole. Po drodze wstąpiliśmy po zająca
<Kruczku? Co tam u ciebie?>
Aj znowu zaczynaja w szkole ale spoko czasem mam wrażenie że pani od biologi się na nas wyżywa
OdpowiedzUsuń