Obudziła się nagle, pomijając powolny proces odzyskiwania świadomości. Nim zdążyła się zorientować, strzępki snu odpłynęły i po czymkolwiek, co jej się śniło, zaginął ślad. I dobrze. Coś podpowiadało jej, że nie było to nic przyjemnego.
Była noc, na ile mogła ocenić, jeszcze przed północą.
Nagle las wypełnił się rozdzierającym krzykiem rannego zwierzęcia. Rozpaczliwy, przepełniony bólem wrzask uwalniał zapomniane instynkty, nakazujące ucieczkę; po chwili urwał się nagle. A może został przerwany? Znów zapadła cisza, zakłócana tylko cichym szmerem poruszanych wiatrem gałęzi drzew. Haraka skrzywiła się. Jeśli zastanawiała się nad tym, co też obudziło ją w środku nocy, to teraz nie miała już wątpliwości.
“Ale może to dobrze”, pomyślała, podnosząc się. Gałąź kołysała się mocniej niż wtedy, kiedy zasypiała. “Przy sypianiu na otwartej przestrzeni może łatwo dojść do wychłodzenia ciała. Powinnam zejść”.
Spojrzała w dół. Drapieżnik, który przed chwilą zarżnął sarnę, wciąż krążył gdzieś w tym mroku. Na myśl o zejściu w tę nieprzeniknioną ciemność przeszły ją ciarki, choć wiedziała, że niebezpieczeństwo jest niewielkie - łowca zaspokoił już głód, a ktoś, kto poluje na większą zwierzynę, nie będzie fatygował się po szczurze mięso. Zresztą sama szczurzyca nie należała do najłatwiejszych do upolowania - inaczej jej kości już od dawna wyściełałyby żołądek jakiegoś mięsożercy.
Nie zmieniało to jednak faktu, że gdyby nie weszła i nie zasnęła tutaj, ten dylemat wcale by nie zaistniał. Żeby nie musieć martwić się zimnem, należałoby odpoczywać w zaciszu nory, której ściany skutecznie zatrzymywały ciepło blisko ciała, lub tuż obok kogoś innego…
Zacisnęła palce (bo co to jest?), dając upust irytacji. Nie będzie teraz o nim myśleć. Czas wracać do domu.
Bez dalszych rozważań wczepiła pazury w miękką korę i zbiegła po pniu w sposób, który właściwy jest szczurom. Znalazłszy się na ściółce, określiła swoje położenie i ruszyła w odpowiednim kierunku, przemykając niemal bezszelestnie wśród roślin runa leśnego.
To jednak nie wystarczyło.
Białka oczu błysnęły w świetle księżyca, kiedy bestia wychynęła z krzaków i zatrzymała się ledwie kilka metrów przed szczurzycą. Pięknie. Wykorzystując chwilę bezruchu drapieżnika, Haraka oceniła sytuację. Był o wiele większy od niej, co czyniło ucieczkę niemal niemożliwą. Nie chciała ryzykować wdrapywania się na najbliższe drzewo - chociaż wydawało się to dobrym wyjściem, nie mogła mieć pewności, czy stwór też nie potrafi się wspinać, a w takim wypadku byłaby stracona. Pozostawała walka. Skrzywiła się; była pewna swojego zwycięstwa, ale nie sprawiało to, że perspektywa przedłużenia się drogi do domu stawała się przyjemniejsza.
Wzięła wdech, żeby posmakować zapachu stworzenia - nie liczyła na to, że go rozpozna; w tych lasach żyło zdecydowanie za wiele magicznych gatunków i żeby natknąć się na każdy z nich trzeba by tu spędzić kilka dekad. Tym bardziej zaskoczyło ją to, jak bardzo był znajomy. Jej serce, które przed chwilą na perspektywę walki odpowiadało tylko znudzonym biciem w spoczynkowym rytmie, ścisnęło przerażenie. Co jak co, ale tej istoty ani trochę nie spodziewała się teraz spotkać.
- Kaliś?! - ledwie powstrzymała się od krzyku. Basior wyszedł z gąszczu.
<Happy birthdaaay i przepraszam za badziewie>
31.03.2019
Wszystkiego Najlepszego c:
Wszystkiego najlepszego Misiu! Z tej jakże szczęśliwej okazji (wysłałabym żółwia ale dopiero dzisiaj ogarnęłam, więc no) twoje postacie dostają po 70 cs, i jedno z nich może sobie wybrać jakąś rzecz z czarnego rynku albo sklepiku...
Pozdrawiam
~Lia
Pozdrawiam
~Lia
30.03.2019
Od Gemini cd Aarona
W dalszym ciągu byłam owinięta cierniami, a obydwa elfy nie wyglądały na zadowolone naszą obecnością.
- To nie nasza wina - starałam się poprzeć Aarona oraz poprawić ciernie. Wbijały mi się dosłownie wszędzie. - To wina kruka! - zdesperowana krzyknęłam i zamilkłam. Elfy momentalnie się do nas odwróciły i zdziwieni popatrzyli.
- Kruka? - spytała elfka.
- No tak, kruka. Jakiś problem czy coś...? -zapytałam niepewnie. Elfka wydała zduszony okrzyk i machnęła ręką. Ciernie się poluzowały, później całkowicie zniknęły, a spętany Aaron również został uwolniony.
- Chodźcie za mną. - rzuciła szybko i ruszyła przed siebie. Niepewnie spojrzałam na Aarona. On również nie wyglądał na przekonanego. Zniecierpliwiona elfka pospieszyła nas ruchem dłoni. Z ociąganiem ruszyliśmy za nią, a jej "brat" zamknął za nami pochód. Wyszliśmy na niekończący się korytarz i zaczęliśmy iść przed siebie. Zaciekawiona oglądałam kątem oka mijane meble, etażerki, stoliczki, a na nich książki, figurki i inne dziwne rzeczy. Dopiero teraz zauważyłam, że większość figurek i obrazów przedstawiały podobiznę kruków i pewnej zakapturzonej postaci...
- Dotarliśmy na miejsce. Teraz będziecie musieli się mnie słuchać, inaczej przypłacicie to życiem. - elfka na chwilę zamilkła. Musiałam się bardzo skupić, żeby zrozumieć co do nas mówi, bo ledwo co potrafiła się posługiwać naszym językiem. Zadrżałam lekko, a elfka znowu się do nas odezwała, starannie dobierając słowa.
- Teraz przejdziemy przez portal, lecz będziemy musieli zrobić magiczny okrąg. Kiedy się przeniesiemy i wszystko pójdzie dobrze, nie będziecie spali pół dnia, ani żadne zbłąkane dusze nie będą chciały się do was dobrać. A, jeszcze jedno. Ja jestem Urania, a to mój brat Linos. On nie potrafi mówić w waszym języku, więc raczej nie będzie się za często odzywał. - pokiwała lekko głową i pchnęła drzwi. Nagły, silny wiatr i oślepiające światło uderzyło w nas z pełną mocą. Zachwiałam się i otworzyłam oczy. Krzyknęłam wystraszona, bo cały pokój wypełniał niebieski, szalejący wir.
- To jest ten portal?! - wrzasnęłam do Urani. Ledwo potrafiłam siebie usłyszeć, a co do tego innych. Urania tylko pokiwała głową i złapała mnie za łapę, a Linosa za rękę.
- Musisz trzymać ręk..łapę swojego towarzysza, a on musi chwycić rękę brata. Pamiętaj, za wszelką cenę nie możecie przerwać kręgu! - Urania krzyczała i starała się porozumieć ze swoim bratem w swoim języku. W pewnym momencie skoczyli, ciągnąc mnie i Aarona za sobą. W ostatniej chwili udało im się złapać za ręce. Ostre białe światło oślepiło mnie, a ja poczułam, że tracę oddech.
Wydawało mi się, że mijają wieki, kiedy nagle poczułam uderzenie. Otworzyłam oczy. To zaniepokojony Aaron stał nade mną i lekko klepnął mnie po policzku.
- Gemini, obudź się. Gemini... O, wstałaś! - westchnął z ulgą i poczekał aż usiadłam. Chciał szepnąć coś mi do ucha, gdy przerwał mu donośny głos.
- W końcu się obudziłaś kochana. Nawet nie wiesz jak długo na ciebie czekałam! - wykrzyknęła jakąś postać z niezdrowym zafascynowaniem. Na pewno nie był to głos Urani. Zadrżałam lekko.
- Kim jesteś? I czego chcesz? - zapytałam się głosu, lecz odpowiedział mi tylko śmiech.
- Pokaż się! - starałam się zabrzmieć groźnie, ale nawet ja struchlałam ze strachu. Co ja tu robię?! Gdzie jestem?
- Ależ oczywiście. - zaśmiał się cicho głos i nagle przed nami pojawiła się postać w kapturze. No pięknie, kolejny kaptur. Skrzywiłam się niezadowolona. Dopiero teraz zauważyłam, że niedaleko nas stali Urania i Linos. Gdy zakapturzona postać się pojawiła, oni uklękli na kolano, pochylając głowy. Ona tylko zbyła ich łapą. Czekaj, łapą?
- Widzę twoje zdziwienie złociutka. Coś się stało? - zapytała mnie z przesadzoną troskliwością w głosie.
- Odsuń kaptur z głowy. - powiedział Aaron. Postać udała, że nie słyszy i ukradkiem spojrzała na niego pogardliwie. Wkurzona również powtórzyłam po Aaronie. Dopiero wtedy doczekałam się jakiejś reakcji.
- Och, czy na pewno tego chcesz? - zapytała, a ja coraz bardziej poirytowana sama strzepnęłam jej kaptur. Zdusiłam okrzyk przerażenia w krtani. Zaczęłam się cofać do tyłu, lecz napotkałam plecami na Linosa. Odskoczyłam z warknięciem, co wtedy zabrzmiało to jak skomlenie szczeniaka.
- Gemini, nie musisz się przecież mnie bać. Wiesz, że za tobą tęskniłam? - uśmiechnęła się. Nienawidzę jej całym sercem, a teraz jeszcze złapałam się w jej sidła. Nagle przyleciał ten sam kruk, który mi wyrwał włosy i mnie atakował!
- To ten mały skurczybyk! Już ja mu dam...? - zdziwiona zapatrzyłam się, jak kruk usiadł na ramieniu Erato.
- Podoba ci się mój kruczek, Nigrum? - zapytała się.
- Czekajcie, co się tutaj dzieje? Kim ty w ogóle jesteś? - zapytał zdezorientowany Aaron.
- Ach, jeszcze ty tutaj jesteś. - mruknęła wilczyca. Miała podłużny pysk i cienie pod czarnymi oczami, gryzły się one z jej jasną, jakby brudną, szarą sierścią. Uszy miała dosyć duże i spiczaste, a sama wygląda na bardzo chudą.
- Jestem Erato, starą przyjaciółką Gemini.
- Nie jesteś moją przyjaciółką! To ty na mnie rzuciłaś tą cholerną klątwę! Przez ciebie nie mam życia! Ani rodziny. Nikogo... Zapłacisz mi za to. - warknęłam i łzy popłynęły mi z oczu. Nie sądziłam, że tak łatwo się rozkleję. Otarłam oczy i spojrzałam wyzywająco na Erato. Ona tylko kpiąco się na mnie spojrzała i parsknęła.
- Skończyłaś? - zapytała, a ja tylko spuściłam głowę. - Dobrze, wezwałam ciebie tutaj po to, żebyś ponownie została moją uczennicą.
- Nigdy! - wrzasnęłam. Erato cicho mruknęła i z kpiącym uśmiechem powiedziała:
- Niestety nie mam wyboru, muszę od kogoś czerpać swoją energię, a te dwa pachołki przestają mi starczać. - rzuciła przelotne spojrzenie na dwa elfy i zanim zdążyłam zareagować, rzuciła się na Aarona. Wbiła mu długie pazury prosto w pierś i zaczęła zabierać mu jego magię. Aaron szamotał się, lecz z każdą chwilą coraz bardziej słabł.
- Nie! - wrzasnęłam. Rzuciłam się na Erato, wgryzając się jej w kark. Czarna krew połynęła, a Erato zdławiła okrzyk zdziwienia i bólu. Wyrwała pazury z Aarona i była gotowa na to aby rzucić się na mnie.
- Zrobię wszystko co zechcesz, tylko puść Aarona wolno. Nie chcę, żeby przeze mnie zginęły kolejne wilki. - spuściłam głowę. Erato wwiercała wzrok we mnie, poczym uśmiechnęła się drwiąco.
- Wiesz, że uczucia przeszkadzają w osiągnięciu celu? - po krótkiej chwili znowu zaczęła mówić - Hm, więc mówisz, że mam go puścić wolno? - zapytała i spojrzała na Aarona, który dyszał ciężko w kącie.
- Tak, proszę. - odpowiedziałam błagalnym tonem.
- Dobrze. Tylko nie zapominajmy, że nigdy nikogo nie puszczam bez prezentu. - uśmiechnęła się jadowicie - Aaronie, jeżeli chcesz mogę dać Ci cokolwiek czego pragniesz. Na przykład, magię? Co ty na to?
- Ja... - przebąknął cicho.
- Och, nie musisz się niczym martwić, to będzie na zasadzie wymiany. W końcu każda magia ma swoją cenę.
- Tylko ja nie mam jak zapłacić. - odpowiedział niepewny Aaron.
- Ależ oczywiście, że masz. Ja dam ci umiejętności posługiwania się magią, nie jakimiś dziwnymi iluzjami, a ty w zamian oddasz mi swoją wrażliwość. Proste, co nie? - uśmiechnęła się.
<Aaron? Mam nadzieję, że jakoś jest to zrozumiałe xD >
- To nie nasza wina - starałam się poprzeć Aarona oraz poprawić ciernie. Wbijały mi się dosłownie wszędzie. - To wina kruka! - zdesperowana krzyknęłam i zamilkłam. Elfy momentalnie się do nas odwróciły i zdziwieni popatrzyli.
- Kruka? - spytała elfka.
- No tak, kruka. Jakiś problem czy coś...? -zapytałam niepewnie. Elfka wydała zduszony okrzyk i machnęła ręką. Ciernie się poluzowały, później całkowicie zniknęły, a spętany Aaron również został uwolniony.
- Chodźcie za mną. - rzuciła szybko i ruszyła przed siebie. Niepewnie spojrzałam na Aarona. On również nie wyglądał na przekonanego. Zniecierpliwiona elfka pospieszyła nas ruchem dłoni. Z ociąganiem ruszyliśmy za nią, a jej "brat" zamknął za nami pochód. Wyszliśmy na niekończący się korytarz i zaczęliśmy iść przed siebie. Zaciekawiona oglądałam kątem oka mijane meble, etażerki, stoliczki, a na nich książki, figurki i inne dziwne rzeczy. Dopiero teraz zauważyłam, że większość figurek i obrazów przedstawiały podobiznę kruków i pewnej zakapturzonej postaci...
- Dotarliśmy na miejsce. Teraz będziecie musieli się mnie słuchać, inaczej przypłacicie to życiem. - elfka na chwilę zamilkła. Musiałam się bardzo skupić, żeby zrozumieć co do nas mówi, bo ledwo co potrafiła się posługiwać naszym językiem. Zadrżałam lekko, a elfka znowu się do nas odezwała, starannie dobierając słowa.
- Teraz przejdziemy przez portal, lecz będziemy musieli zrobić magiczny okrąg. Kiedy się przeniesiemy i wszystko pójdzie dobrze, nie będziecie spali pół dnia, ani żadne zbłąkane dusze nie będą chciały się do was dobrać. A, jeszcze jedno. Ja jestem Urania, a to mój brat Linos. On nie potrafi mówić w waszym języku, więc raczej nie będzie się za często odzywał. - pokiwała lekko głową i pchnęła drzwi. Nagły, silny wiatr i oślepiające światło uderzyło w nas z pełną mocą. Zachwiałam się i otworzyłam oczy. Krzyknęłam wystraszona, bo cały pokój wypełniał niebieski, szalejący wir.
- To jest ten portal?! - wrzasnęłam do Urani. Ledwo potrafiłam siebie usłyszeć, a co do tego innych. Urania tylko pokiwała głową i złapała mnie za łapę, a Linosa za rękę.
- Musisz trzymać ręk..łapę swojego towarzysza, a on musi chwycić rękę brata. Pamiętaj, za wszelką cenę nie możecie przerwać kręgu! - Urania krzyczała i starała się porozumieć ze swoim bratem w swoim języku. W pewnym momencie skoczyli, ciągnąc mnie i Aarona za sobą. W ostatniej chwili udało im się złapać za ręce. Ostre białe światło oślepiło mnie, a ja poczułam, że tracę oddech.
Wydawało mi się, że mijają wieki, kiedy nagle poczułam uderzenie. Otworzyłam oczy. To zaniepokojony Aaron stał nade mną i lekko klepnął mnie po policzku.
- Gemini, obudź się. Gemini... O, wstałaś! - westchnął z ulgą i poczekał aż usiadłam. Chciał szepnąć coś mi do ucha, gdy przerwał mu donośny głos.
- W końcu się obudziłaś kochana. Nawet nie wiesz jak długo na ciebie czekałam! - wykrzyknęła jakąś postać z niezdrowym zafascynowaniem. Na pewno nie był to głos Urani. Zadrżałam lekko.
- Kim jesteś? I czego chcesz? - zapytałam się głosu, lecz odpowiedział mi tylko śmiech.
- Pokaż się! - starałam się zabrzmieć groźnie, ale nawet ja struchlałam ze strachu. Co ja tu robię?! Gdzie jestem?
- Ależ oczywiście. - zaśmiał się cicho głos i nagle przed nami pojawiła się postać w kapturze. No pięknie, kolejny kaptur. Skrzywiłam się niezadowolona. Dopiero teraz zauważyłam, że niedaleko nas stali Urania i Linos. Gdy zakapturzona postać się pojawiła, oni uklękli na kolano, pochylając głowy. Ona tylko zbyła ich łapą. Czekaj, łapą?
- Widzę twoje zdziwienie złociutka. Coś się stało? - zapytała mnie z przesadzoną troskliwością w głosie.
- Odsuń kaptur z głowy. - powiedział Aaron. Postać udała, że nie słyszy i ukradkiem spojrzała na niego pogardliwie. Wkurzona również powtórzyłam po Aaronie. Dopiero wtedy doczekałam się jakiejś reakcji.
- Och, czy na pewno tego chcesz? - zapytała, a ja coraz bardziej poirytowana sama strzepnęłam jej kaptur. Zdusiłam okrzyk przerażenia w krtani. Zaczęłam się cofać do tyłu, lecz napotkałam plecami na Linosa. Odskoczyłam z warknięciem, co wtedy zabrzmiało to jak skomlenie szczeniaka.
- Gemini, nie musisz się przecież mnie bać. Wiesz, że za tobą tęskniłam? - uśmiechnęła się. Nienawidzę jej całym sercem, a teraz jeszcze złapałam się w jej sidła. Nagle przyleciał ten sam kruk, który mi wyrwał włosy i mnie atakował!
- To ten mały skurczybyk! Już ja mu dam...? - zdziwiona zapatrzyłam się, jak kruk usiadł na ramieniu Erato.
- Podoba ci się mój kruczek, Nigrum? - zapytała się.
- Czekajcie, co się tutaj dzieje? Kim ty w ogóle jesteś? - zapytał zdezorientowany Aaron.
- Ach, jeszcze ty tutaj jesteś. - mruknęła wilczyca. Miała podłużny pysk i cienie pod czarnymi oczami, gryzły się one z jej jasną, jakby brudną, szarą sierścią. Uszy miała dosyć duże i spiczaste, a sama wygląda na bardzo chudą.
- Jestem Erato, starą przyjaciółką Gemini.
- Nie jesteś moją przyjaciółką! To ty na mnie rzuciłaś tą cholerną klątwę! Przez ciebie nie mam życia! Ani rodziny. Nikogo... Zapłacisz mi za to. - warknęłam i łzy popłynęły mi z oczu. Nie sądziłam, że tak łatwo się rozkleję. Otarłam oczy i spojrzałam wyzywająco na Erato. Ona tylko kpiąco się na mnie spojrzała i parsknęła.
- Skończyłaś? - zapytała, a ja tylko spuściłam głowę. - Dobrze, wezwałam ciebie tutaj po to, żebyś ponownie została moją uczennicą.
- Nigdy! - wrzasnęłam. Erato cicho mruknęła i z kpiącym uśmiechem powiedziała:
- Niestety nie mam wyboru, muszę od kogoś czerpać swoją energię, a te dwa pachołki przestają mi starczać. - rzuciła przelotne spojrzenie na dwa elfy i zanim zdążyłam zareagować, rzuciła się na Aarona. Wbiła mu długie pazury prosto w pierś i zaczęła zabierać mu jego magię. Aaron szamotał się, lecz z każdą chwilą coraz bardziej słabł.
- Nie! - wrzasnęłam. Rzuciłam się na Erato, wgryzając się jej w kark. Czarna krew połynęła, a Erato zdławiła okrzyk zdziwienia i bólu. Wyrwała pazury z Aarona i była gotowa na to aby rzucić się na mnie.
- Zrobię wszystko co zechcesz, tylko puść Aarona wolno. Nie chcę, żeby przeze mnie zginęły kolejne wilki. - spuściłam głowę. Erato wwiercała wzrok we mnie, poczym uśmiechnęła się drwiąco.
- Wiesz, że uczucia przeszkadzają w osiągnięciu celu? - po krótkiej chwili znowu zaczęła mówić - Hm, więc mówisz, że mam go puścić wolno? - zapytała i spojrzała na Aarona, który dyszał ciężko w kącie.
- Tak, proszę. - odpowiedziałam błagalnym tonem.
- Dobrze. Tylko nie zapominajmy, że nigdy nikogo nie puszczam bez prezentu. - uśmiechnęła się jadowicie - Aaronie, jeżeli chcesz mogę dać Ci cokolwiek czego pragniesz. Na przykład, magię? Co ty na to?
- Ja... - przebąknął cicho.
- Och, nie musisz się niczym martwić, to będzie na zasadzie wymiany. W końcu każda magia ma swoją cenę.
- Tylko ja nie mam jak zapłacić. - odpowiedział niepewny Aaron.
- Ależ oczywiście, że masz. Ja dam ci umiejętności posługiwania się magią, nie jakimiś dziwnymi iluzjami, a ty w zamian oddasz mi swoją wrażliwość. Proste, co nie? - uśmiechnęła się.
<Aaron? Mam nadzieję, że jakoś jest to zrozumiałe xD >
28.03.2019
Od Aarona cd. Gemini
Nie mam pojęcia co tutaj się dzieje. Obudziłem się na ciemnym dywanie. Próbowałem wstać, ale uniemożliwiały mi to związane łapy oraz niesamowite zawroty głowy. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Mój wzrok zatrzymał się na Gemini. Była owinięta jakąś rośliną. Rzuciła mi szybkie spojrzenie, gdy do sali weszła elfka. Jej dostojna postać znieruchomiała, wpatrując się w nas przenikliwie. Co może chodzić jej po głowie? W pewnym momencie skrzywiła się i szybkim krokiem wyszła z pokoju. Drzwi zostawiła otwarte, zaraz tutaj wróci. Jej kroki ucichły. Zacząłem podejmować nieudane próby ściągnięcia krępującego mnie materiału. Na nic. Gdybym tylko dostał tam zębami... Niestety, unikałem wszelakich gimnastyk przez całe życie. Bycie leniwą kluską właśnie dało się we znaki.
- Gemini... Co robimy? - szepnąłem w stronę wadery. Ta zwróciła głowę w moim kierunku.
- Nie mam bladego pojęcia - odparła cicho. - Musimy się stąd wydostać jak najszybciej.
Samo mówienie o ucieczce w niczym nie pomoże. Kontynuowałem nieszczęsne zabiegi mające na celu oswobodzenia moich kończyn. Nic z tego. Ponownie usłyszeliśmy równy stukot. Ktoś się zbliża. A właściwie, po dźwięku mogę się domyślić, że odwiedzi nas dwie osoby. Do pomieszczenia powróciła elfka. Jej twarz była zimna i kamienna. Spoglądała za siebie, w stronę drzwi, z których wyłoniła się kolejna sylwetka. Tym razem był to mężczyzna. Bo długich, ostrych uszach rozpoznałem, że również jest elfem. Jego włosy były długie i posiadały podobny odcień co włosy jego towarzyszki. Zerknął na nas i oburzony mruknął coś do elfki. Ich język był inny. Wydawał się melodyjny i łagodny. Szkoda, że w obecnej sytuacji nie mogę się nim nacieszyć. Prawdopodobnie para planuje, jak się nas pozbyć. Co innego mogłaby myśleć o dwójce intruzów we własnym domu? Bo to chyba ich zamek. Powróciłem myślami do świata zewnętrznego. Do zimowego lasu, skrzącego się na wszystkie kolory tęczy w blasku Słońca. Wspominałem chłodny wiatr mierzwiący i zwierzęta przemykające się pomiędzy łysymi krzewami. Jak ja bardzo chciałem się tam teraz znaleźć! Albo w mojej ciepłej bibliotece, gdy doradzałem klientom książki. Ciekawe jak sobie tam radzą? Z zamyślenia wyrwały mnie krzyki. Elfy były w trakcie zaciętej kłótni. Wymieniłem z Gemini zdziwione spojrzenia. Co takiego zmusiło te dwie opanowane istoty do podniesienia głosu? Ah, tak. My. Przyglądałem się zwaśnionym. Wyglądali podobnie. Możliwe, iż są rodzeństwem. W pewnym momencie chłopak zaczął się do mnie przybliżać. Z jego mimiki nie wynikało, że jest szczęśliwy. Nie podchodź, nie podchodź, nie podchodź, proszę. Ciemnowłosy wysunął rękę pod sam mój pysk. I odwrócił się w stronę "siostry", wypowiadając jakieś słowa. Naszła mnie ochota, by ugryźć delikwenta. Ale nie chciałem pakować się w więcej niesnasek, niż do tej pory. Postanowiłem więc poznać jedynie zapach elfa. Był delikatny oraz mogłem porównać go do zapachu wieczornej rosy. Momentalnie przestałem mieć złe myśli. Najwyraźniej chłopak nie ma złych zamiarów, więc co ważne, my również nie możemy pokazać się ze złej strony. Wstał i odwrócił się w stronę elfki. Opowiadał o czymś, a jego głos brzmiał błagalnie.
- Hej, wypuście nas - zawołałem w jego kierunku. - Nie jesteśmy tutaj z własnej woli! Uwierzcie, że bardzo nie chcemy tutaj być!
Obie postacie odwróciły się zdziwione, tak jakby nie mogły uwierzyć, że też znam mowę. Szkoda tylko, że rozmawiamy w innych językach. Jeżeli kiedykolwiek uda mi się wrócić do domu, przyrzekam, że nauczę się elfickiego. Gemini szybko również podjęła próbę ratowania naszej sytuacji.
- To nie nasza wina - odparła, próbując poprawić obrastającą ją roślinę. Jej ciernie musiały wbijać się w jej skórę. Biedactwo! - To wina kruka!
Na ostatnie słowa elf wydała z siebie zaskoczony dźwięk. Wymienił spojrzenia z towarzyszką i zniekształcenie, ale zrozumiale powtórzył:
- Kruka?
<Gemini?>
- Gemini... Co robimy? - szepnąłem w stronę wadery. Ta zwróciła głowę w moim kierunku.
- Nie mam bladego pojęcia - odparła cicho. - Musimy się stąd wydostać jak najszybciej.
Samo mówienie o ucieczce w niczym nie pomoże. Kontynuowałem nieszczęsne zabiegi mające na celu oswobodzenia moich kończyn. Nic z tego. Ponownie usłyszeliśmy równy stukot. Ktoś się zbliża. A właściwie, po dźwięku mogę się domyślić, że odwiedzi nas dwie osoby. Do pomieszczenia powróciła elfka. Jej twarz była zimna i kamienna. Spoglądała za siebie, w stronę drzwi, z których wyłoniła się kolejna sylwetka. Tym razem był to mężczyzna. Bo długich, ostrych uszach rozpoznałem, że również jest elfem. Jego włosy były długie i posiadały podobny odcień co włosy jego towarzyszki. Zerknął na nas i oburzony mruknął coś do elfki. Ich język był inny. Wydawał się melodyjny i łagodny. Szkoda, że w obecnej sytuacji nie mogę się nim nacieszyć. Prawdopodobnie para planuje, jak się nas pozbyć. Co innego mogłaby myśleć o dwójce intruzów we własnym domu? Bo to chyba ich zamek. Powróciłem myślami do świata zewnętrznego. Do zimowego lasu, skrzącego się na wszystkie kolory tęczy w blasku Słońca. Wspominałem chłodny wiatr mierzwiący i zwierzęta przemykające się pomiędzy łysymi krzewami. Jak ja bardzo chciałem się tam teraz znaleźć! Albo w mojej ciepłej bibliotece, gdy doradzałem klientom książki. Ciekawe jak sobie tam radzą? Z zamyślenia wyrwały mnie krzyki. Elfy były w trakcie zaciętej kłótni. Wymieniłem z Gemini zdziwione spojrzenia. Co takiego zmusiło te dwie opanowane istoty do podniesienia głosu? Ah, tak. My. Przyglądałem się zwaśnionym. Wyglądali podobnie. Możliwe, iż są rodzeństwem. W pewnym momencie chłopak zaczął się do mnie przybliżać. Z jego mimiki nie wynikało, że jest szczęśliwy. Nie podchodź, nie podchodź, nie podchodź, proszę. Ciemnowłosy wysunął rękę pod sam mój pysk. I odwrócił się w stronę "siostry", wypowiadając jakieś słowa. Naszła mnie ochota, by ugryźć delikwenta. Ale nie chciałem pakować się w więcej niesnasek, niż do tej pory. Postanowiłem więc poznać jedynie zapach elfa. Był delikatny oraz mogłem porównać go do zapachu wieczornej rosy. Momentalnie przestałem mieć złe myśli. Najwyraźniej chłopak nie ma złych zamiarów, więc co ważne, my również nie możemy pokazać się ze złej strony. Wstał i odwrócił się w stronę elfki. Opowiadał o czymś, a jego głos brzmiał błagalnie.
- Hej, wypuście nas - zawołałem w jego kierunku. - Nie jesteśmy tutaj z własnej woli! Uwierzcie, że bardzo nie chcemy tutaj być!
Obie postacie odwróciły się zdziwione, tak jakby nie mogły uwierzyć, że też znam mowę. Szkoda tylko, że rozmawiamy w innych językach. Jeżeli kiedykolwiek uda mi się wrócić do domu, przyrzekam, że nauczę się elfickiego. Gemini szybko również podjęła próbę ratowania naszej sytuacji.
- To nie nasza wina - odparła, próbując poprawić obrastającą ją roślinę. Jej ciernie musiały wbijać się w jej skórę. Biedactwo! - To wina kruka!
Na ostatnie słowa elf wydała z siebie zaskoczony dźwięk. Wymienił spojrzenia z towarzyszką i zniekształcenie, ale zrozumiale powtórzył:
- Kruka?
<Gemini?>
Od Czarnego Kruka Do Equela
Szłam spokojnie między braćmi i obmyślałam plan. Oczywiście nie mogło się obejść bez ich zabicia. Przydałoby się stanąć pod drzewem, żeby dusze utraconych nas nie wypatrzyły. Akurat przechodziliśmy pod wielką lipą. Skoczyłam i wylądowałam na Sticku. Arrow rzucił się na mnie, szarpiąc jeszcze bardziej moją ranę, ale na szczeście grzybki jeszcze działały. Odepchnęłam go i wgryzłam się w gardło Sticka, ten zaskomlał i padł martwy. Obróciłam się do Arrowa a ten zadrapał mi trzema pazurami oko. Skoczyłam i wykonałam ruch mojej matki, korek. Przeleciałam pod bratem drapiąc go w bok, po czym wskoczyłam mu na kark.
-Powiec Breackowi, że jego wysiłki idą na marne. Nigdy mnie nie złapią... - szepnęłam mu do ucha, podpalając jego ogon. Zaskomlał i zaczął uciekać, w pewnym momencie jednak obrócił się jeszcze i krzyknął:
-To jeszcze nie koniec, mała!- po czym odbiegł. Przeklęłam pod nosem; czemu oni nie mogą mieć sklerozy? Popatrzyłam na górę i zobaczyłam wilki cieni. Wyczuły krew, trzeba będzie się schować. Weszłam w krzaki i zobaczyłam wieczorny patrol. Uczestniczyli w nim Maikel, Breack, Aplle i moja matka. Skręciłam w krzaki. Nie miałam zamiaru sie z nią spotkać.
-10 godzin później-
Jestem już dwadzieścia siedem kilometrów od watahy mojego brata. Od kiedy weszłam na tereny Watahy Mrocznych Skrzydeł czuję się, jakbym była obserwowana. Wytężyłam zmysły i usłyszałam myśli jakiegoś wilka.
- Znowu ktoś obcy? Czemu akurat ja, no? Tylko Kaja mn... on ma zadrapania? Bedzie łatwiej. -Zablokowałam myśli. Lepiej było się nie wtrącać. Zanim zdążyłam się zorientować, leżałam na ziemi, a nade mną stał basior z brazowym umaszczeniem i wielkimi skrzydłami demona. Wyczułam od niego woń Equela, więc był to ktoś z jego rodziny. Z trudem zrzuciłam go z siebie i przyjęłam pozycję bojową, rozkładając skrzydła na całą szerokość.
-Słuchaj, ja nie chcę się bić, chcę... - starałam się wyjaśnić, ale przerwał mi.
- A ja chcę - powiedział chamsko i otoczył mnie cieniami. Dobrze wiedziałam, co to znaczy. Podskoczyłam, a cienie zacisneły się bezlitośnie na miejscu, w którym przed chwilą przebywałam. Machnęłam skrzydłami, powodując mocny wiatr przez siłę uderzenia. Wilk zachwiał się, ale się nie przewrócił. Cienie znowu mnie otoczyły, ale tym razem nie zdążyłam podskoczyć. Zacisnęły się wokół mnie, a ja zaskomlałam. Trzeba było przyspieszyć. Cienie zaciskały się coraz mocniej, a basior popatrzył na jakiś niewidoczny punkt. Cienie zacisnęły się i już prawie zaczęły mnie dusić...
Equel?
Mam wierszyk:
Siedzę na lekcji polskiego
Dzwonek ją przerywa
Pakuję się bardzo szybko
Bo jestem szczęśliwa
26.03.2019
Od Equela do Czarnego Kruka
Wbicie z buta do jaskini Lii byłoby dobrym określeniem gdybym miał buty. Powoli i na spokojnie wyjaśniłem całą sytuację alphie, jak prosił Rudzielec, jednak nie była ona tym zbytnio zainteresowana
- I? Co mam z tym zrobić?
- W sumie to nic. Po prostu miałem cię poinformować
- Weź ogłoś że jakby się ktoś obcy pojawił na terenach to macie ich natychmiast zniewolić bo mam dość tych obcych dup pałętających się pod łapami
- No spoko - po tych słowach wróciłem do swojej jaskini w której dostałem ochrzan za nie przyniesienie jedzenia i włóczenie się po watasze. Oczywiście wszystko musiałem wyjaśnić. Gdyby Kaja i Nitaen się nie wyprowadzili to miałbym teraz podwójną jatkę. Niby mógłbym iść temu Rudzielcowi na pomoc jednak powiedziała, że jak wróci to wróci więc nie za bardzo się rwałem na obce tereny. Reszta dnia była nudna i dopiero w nocy zaczęło się coś dziać, do tego w moim łbie
- Dobranoc - powiedziałem do jeszcze aktywnej Rose i już dorosłych dziecków, przed zaśnięciem.
***A teraz opis snu bo nie mam pomysłu. A, i nie, nie jest to sen przepowiednia tylko zwykły.***
Rzadko mi się coś śni, a jak już to wszystko z pierwszej osoby. Teraz było jednak inaczej i występowałem jako obserwator. Możliwe że mi się coś na łeb rzuciło bo jakaś grupka wybiegała z mojej jaskini i bujała się na lianach i innych gałęziach za zewnątrz a coś chciało ich złapać. Potem jakaś apokalipsa zombie, białe mury, kury i ślub córki. Ja pier... zaraz, czemu tu jest tak mokro?
- Pobudka! - zerwałem się gwałtownie. Rose już dawno nie było a przede mną stał Nitaen. Spojrzałem nań swoimi ospałymi oczyma, i westchnąwszy powstałem ze swego łoża, by towarzyszyć mu w łowach... dobra dość. Czasy młodości się odezwały.
- Ładnie tak swojego ojca z snu zimną wodą budzić? - zeskoczyłem z posłania i otrzepałem się z kropel wody.
- Wiosna ci zaszkodziła? Gdzie jest ta ruda kwoka co miałeś jej pilnować? - Nitaen jak zawsze prosto z mostu. Podreptał do ,,zaufanej pułki" i wyciągnął z niej ciastka, które szybko mu odebrałem
- A śniadanie zjedzone? - basior popatrzył na mnie pobłażliwie. Już nie był dzieckiem...
- Godzinę temu
- Na pewno?
- Jak nie wierzysz to spytaj się Kai. Ona mi mięso siłą wpychała, bo jakieś eksperymenty na jedzeniu robi. - W to mogłem uwierzyć. Jako jedyna aktualnie miała władzę nad swoim bratem by nie dostał cukrzycy i dobrze się odżywiał. Akurat ta cecha mu nigdy nie minie. Nadal zastanawiało mnie jak to jest że pochłania tyle cukru, a ma czyste zęby i postawę wojownika. Oddałem mu ciastka.
- Chodź, idziemy na granice watahy, a potem w góry - samiec zadowolony wybiegł za mną z ciastkiem w pysku w pole. Po drodze wstąpiliśmy po zająca
<Kruczku? Co tam u ciebie?>
25.03.2019
Od Shiry cd. Exan
To... Co teraz robimy? - zapytałam.
Zanim dałam odpowiedzieć basiorowi, wpadłam na pomysł:
- Czekaj, skoro ty tu wszedłeś, to ktoś inny też może. Przydałoby się tu zrobić jakieś drzwi - stwierdziłam po czym podreptałam w stronę wyjścia.
Niechętnie wychylilam się z ciepłej jaskini. Rozłożyłam skrzydło i przesunęłam nim po górnej części wejścia. Z tego miejsca wyrosły liściaste liany, które niemal zasłoniły wejście tworząc jakby zasłonę.
- No - odezwałam się zadowolona i wróciłam do jaskini.
Spojrzałam na Exana który mi się przyglądał na swoim dawnym miejscu. Usiadłam z powrotem obok. Po chwili namysłu zapytałam:
- Herbatki? Czekaj, stop. Nie mam w czym - roześmiałam się ze swojej głupoty.
Exan zaśmiał się ze mną. Ziewnęłam przeciągle.
- Ja chyba już idę spać - mruknęłam po czym ułożyłam się na kępie mchu. Odwróciłam wzrok w stronę basiora.
- Możesz poszukać sobie jakiegoś miejsca do spania - powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko żeby nie zabrzmiało to lekceważąco.
<Exan?>
Zanim dałam odpowiedzieć basiorowi, wpadłam na pomysł:
- Czekaj, skoro ty tu wszedłeś, to ktoś inny też może. Przydałoby się tu zrobić jakieś drzwi - stwierdziłam po czym podreptałam w stronę wyjścia.
Niechętnie wychylilam się z ciepłej jaskini. Rozłożyłam skrzydło i przesunęłam nim po górnej części wejścia. Z tego miejsca wyrosły liściaste liany, które niemal zasłoniły wejście tworząc jakby zasłonę.
- No - odezwałam się zadowolona i wróciłam do jaskini.
Spojrzałam na Exana który mi się przyglądał na swoim dawnym miejscu. Usiadłam z powrotem obok. Po chwili namysłu zapytałam:
- Herbatki? Czekaj, stop. Nie mam w czym - roześmiałam się ze swojej głupoty.
Exan zaśmiał się ze mną. Ziewnęłam przeciągle.
- Ja chyba już idę spać - mruknęłam po czym ułożyłam się na kępie mchu. Odwróciłam wzrok w stronę basiora.
- Możesz poszukać sobie jakiegoś miejsca do spania - powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko żeby nie zabrzmiało to lekceważąco.
<Exan?>
23.03.2019
Od Exana cd Shira
- Zostać tu? Z tobą?
- A czemu nie?
Posłałem jej przyjemny uśmiech, zbliżając się powoli. Rayla z parsknięciem odeszła w głąb jaskini i bez złowrogiego wzroku z jej strony się nie obeszło. Jednak najmniej interesowały mnie fochy tygrysicy, wiedząc, że znów mam okazję porozmawiać ze swoją przyjaciółką.
- Co robiłaś, gdy mnie nie było?
- Chodziłam tu i tam, tam sobie polatałam, tamtędy skrzydła sprostowałam- w sumie cała ta moja rutyna- mówiła tak spokojnym głosem, a jej oczy lśniły w blasku emitowanego światła.
Usiadłem obok niej.
- A u ciebie co tam?
Spojrzałem na nią i przekrzywiłem kącik ust, szukając w pamięci szczegółów z mojej dzisiejszej przygody.
- No... spotkanie z wojownikami, potem odwiedziłem medyczkę, która pomogła nam zmyć to świństwo no i poza moim wrodzonym włóczęgostwem, to nic takiego... podsumowując, nuda na wielkich kołach.
- Rozumiem twój ból- zaśmiała się wesoło Shira.
<Shira?> Czy ty też odczuwasz brak pomysłów?
- A czemu nie?
Posłałem jej przyjemny uśmiech, zbliżając się powoli. Rayla z parsknięciem odeszła w głąb jaskini i bez złowrogiego wzroku z jej strony się nie obeszło. Jednak najmniej interesowały mnie fochy tygrysicy, wiedząc, że znów mam okazję porozmawiać ze swoją przyjaciółką.
- Co robiłaś, gdy mnie nie było?
- Chodziłam tu i tam, tam sobie polatałam, tamtędy skrzydła sprostowałam- w sumie cała ta moja rutyna- mówiła tak spokojnym głosem, a jej oczy lśniły w blasku emitowanego światła.
Usiadłem obok niej.
- A u ciebie co tam?
Spojrzałem na nią i przekrzywiłem kącik ust, szukając w pamięci szczegółów z mojej dzisiejszej przygody.
- No... spotkanie z wojownikami, potem odwiedziłem medyczkę, która pomogła nam zmyć to świństwo no i poza moim wrodzonym włóczęgostwem, to nic takiego... podsumowując, nuda na wielkich kołach.
- Rozumiem twój ból- zaśmiała się wesoło Shira.
<Shira?> Czy ty też odczuwasz brak pomysłów?
Od Shiry cd. Exan
Już prawie spałam, gdy nagle usłyszałam stukot pazurów o twardą ziemię, a do mojego nosa doszedł znajomy zapach... Exan! Zerwałam się niezgrabnie na równe nogi. Machnęłam przyjaźnie ogonem.
- Jak nas znalazłeś? - zapytałam.
- W sumie to przypadkiem mnie tu przywiało - odpowiedział, po czym spojrzał się na Raylę leżącą za mną.
Przekręciła się na drugi bok. Chyba się budzi. Tygrysica ziewnęła przeciągle i zwróciła swe zaspane oczy na Exana.
- Co. On. Tu. Robi. - powiedziała naburmuszona.
- Możesz iść spać głębiej w jaskini - uśmiechnęłam się.
- Wszystko lepsze, byleby nie on - burknęła i ruszyła w głąb jaskini.
"Chłodno tu" pomyślałam po czym przywołałam ciepłe powietrze i zastąpiłam nim te zimne. Spojrzałam z powrotem na przybyłego basiora i powiedziałam:
- Skoro już tu jesteś, to może zostaniesz? Chyba nie chcesz wracać w taką ciemnicę? - zapytałam. W sumie to nawet polubiłam Exana. Tak w sensie, że jako przyjaciela.
<Exan?>
- Jak nas znalazłeś? - zapytałam.
- W sumie to przypadkiem mnie tu przywiało - odpowiedział, po czym spojrzał się na Raylę leżącą za mną.
Przekręciła się na drugi bok. Chyba się budzi. Tygrysica ziewnęła przeciągle i zwróciła swe zaspane oczy na Exana.
- Co. On. Tu. Robi. - powiedziała naburmuszona.
- Możesz iść spać głębiej w jaskini - uśmiechnęłam się.
- Wszystko lepsze, byleby nie on - burknęła i ruszyła w głąb jaskini.
"Chłodno tu" pomyślałam po czym przywołałam ciepłe powietrze i zastąpiłam nim te zimne. Spojrzałam z powrotem na przybyłego basiora i powiedziałam:
- Skoro już tu jesteś, to może zostaniesz? Chyba nie chcesz wracać w taką ciemnicę? - zapytałam. W sumie to nawet polubiłam Exana. Tak w sensie, że jako przyjaciela.
<Exan?>
22.03.2019
Od Czarnego Kruka CD. Equel
- Zadziałały, zadziałały- odpowiedziałam. Miałam wielką nadzieję, że nie usłyszał tego, co mówili moi bracia, ale... oni raczej nie odpuszczą tak łatwo. A sądząc po tonie, to Equel raczej nie żartował.
- A ty coś taka posłuszna nagle?- zapytał się.
- Chce w końcu zdjąć ta obroże!- warknęłam- Dusi mnie, nie mogę ćwiczyć moich mocy i w dodatku wyglądam jak oswojony wilk prostych!
- Czego?- zapytał.
- Prostych.
- Co to?- zapytał się.
- To takie stworzenia, co chodzą na dwóch nogach i mają codziennie inne futra.
- To są ludzie!- żachnął się zdziwiony- Czemu powiedziałaś 'prostych'?
- Chodzą na dwóch nogach i są prości- powiedziałam.
-Skip Time-
- Jest ok, jest ok, jest ok...bo już po mnie, już po mnie- śpiewałam sobie.
- Możesz się uciszyć? Ja tu się chce zdrzemnąć!- krzyknął.
- Jest ok, jest ok... Nie, bo mi się nudzi!- odparłam nieco głośniej.- Jak zaraz coś wybuchnie, to będzie twoja wina!- krzyknęłam.
- Chcesz się zająć dzieciarnią?- zapytał. Moje oczy błysnęły.
- A są jakieś?- zapytałam z determinacją.
- Tak, lubią się bawić. Najbardziej z Rudzielcami...- mamrotał.
- Jakbyś chciał wiedzieć, to jest krwisty kolor, Geniuszu- powiedziałam.
- To jak cię przezywać? Mała? Hahhahah-zażartował. Zastygłam w bezruchu, a mój ogon, który bujał się na boki, teraz leżał na ziemi.
- Pójdę do tych szczeniaków...- powiedziałam nieprzytomnie.
- Ale n...
- Trafię, po co mi nos?- powiedziałam.- odepniesz?
Equel niepewnie podszedł i odpiął smycz. Machnęłam skrzydłami i poleciałam ponad chmury. Gdy wzlatywałam, obłoki były ciemne, ale gdy wzeszłam poza nie, wszystko było pomarańczowo-różowe. Ble. Machnęłam skrzydłami, odganiając chmury. Światło błysnęło na ziemię. Ciepły wiatr wiał od południa, przynosząc zapachy kwiatów, nadnaturalnych stworzeń, drzew, owoców, zwierzyny i wilków. Drzewa delikatnie szumiały. Zamknęłam oczy. Do nosa dotarł oczekiwany zapach... Szczeniaczki! Wylądowałam i zobaczyłam trzy szczeniaki. Zabawę przerwała mała brązowa waderka z niebieskimi ognikami. Lustrowała mnie wzrokiem i podbiegła do mnie.
- Hej!- powiedziała.
- Pani wie, że z obcymi się nie rozmawia?- zapytałam, śmiesznie zniżając łeb do poziomu małej.
- Nie! Lubie poznawać nowe osoby. Ty jesteś chyba ta nowa, co mówiła Lia? Na pewno! Lubisz watahy? A skąd jesteś? Jak się nazywasz? Jeśli się nie znamy, to możemy się poznać! Dobrze? A kto się tobą zajmuję? Nie Kali? Dziwne zwykle on nowymi się zajmuję...-mała cały czas paplała, a mi nie udało się ukryć rozbawienia.
- Czekaj... ja jestem Czarny Kruk, ale możecie mi różnie mówić. Jestem z północy. I nie wiem, po co ci to wiedzieć, czy lubię watahy. A jak się nazywacie?-powiedziałam.
- Ja jestem Suri, ten za mną to Noe, a ten, co siedzi na rogu to Zefir- Wow, powiedziała to, nawet się nie oglądając. Po kilku minutach bawiłam się z nimi w najlepsze. Z Zefirem jest bardzo trudno, z Noe było trudno, ale okazało się, że jest spoko. Najbardziej podobała mi się Suri. Bawiliśmy się, póki jakaś gałązka nie pękła. W oddali błysnęły srebrne kły. Kurczaki! Mówiłam! Położyłam uszy po sobie. Zefir zrobił to samo, bo pokazałam to w jego stronę. Za nim czaił się Stick.
- Dzieciaki cisza- powiedziałam, popychając Suri. Te usłyszały warczenie, ale skojarzyły, że rzucę się na Zefira. W tej chwili przyleciał Equel. Skoczyłam, ale wiedziałam, że już za późno. Doskoczyłam i rzuciłam Zefira w stronę dzieciaków. Po sekundzie poczułam ogromny ból w łopatce. Zapiszczałam z bólu i szybko się odwróciłam. Wilczki zdezorientowane skuliły się. Tylko Zefir patrzył na mnie otępiale i stał prosto.
- Arrow!- ryknęłam, odwracając się w stronę brata.- Won! Wyjazd z terytoriów Watahy Mrocznych Skrzydeł!
Brat powoli wyszedł. Ja najeżyłam się, przez co wyglądałam na dwa razy większą. Obniżyłam zęby, ale usłyszałam chrzest i odwróciłam się szybko. Był to Equel. Mysie Łajno! Zapomniałam o Stick'u. Gdy z powrotem się odwróciłam, Arrowa już nie było. Stick trzymał Noego.
- Nie!- krzyknęłam, z jego karku zaczęła się lać krew.- Odstaw go!
- Jak z nami pójdziesz!- powiedział przez zęby.
- Dobra, ale go zostaw!- krzyknęłam. Stick powoli odłożył szczeniaka, a on podbiegł mi pod nogi z resztą.- Equel!- wilk podbiegł do mnie. A ja szepnęłam mu do ucha...- Leć do watahy, łap Noego i zanieś go do medyka, resztę zostaw pod opieką dorosłego. Powiedz Alphie, co się stało. Jak nie wrócę, powiedz szczeniakom, że nie żyję, polubiły mnie.- Odeszłam do moich braci, ruszyliśmy w las na północ.
<Equel?>
21.03.2019
Od Equela do Czarnego Kruka
Wadera wybyła do przodu, jakby nie miała nic lepszego do roboty jak tylko wbicie do nie zadbanej jaskini. A ja powolutku... szybowałem oglądając jasne chmury. Po moim ciele przeszedł zimny dreszcz, spowodowany beznadziejną pogodą. Mgła zaczęła osiadać przy wilgotnym mchu, tworząc niby magiczną osłonę, dla bladej kory, jeszcze łysych drzew, które powoli wypuszczały swoje pączki. Niby małe, ale jakby wytężyć wzrok, lub podlecieć bliżej, można by zobaczyć lekki, leciutki zarys zieleni, jakby zanikającą pod swoją brązową łupiną. Zachód słońca byłby teraz piękny, jeśli na niego czekać, i uchwycić moment zachodzącej czerwieni. Teraz natomiast niebo było szaro-perłowe, gdzie nie gdzie z rozproszonymi strzępami chmur. Przyśpieszyłem, gdyż zimno nadal nie przyjemnie za mną goniło. W końcu wylądowałem przy wejściu do jaskini, i gdy zauważyłem kolejne dziwne wilki, nie chciało mi się już być dyplomatą. W sumie mógłbym teraz zwołać watahę, ale no bez przesady. Gdzie są strażnicy dzienni? I po jakiego boga ten rudzielec przywiązał się do łańcucha? Aż taka posłuszna? Wbiłem na dół spokojnie schodząc. Żadne bachory nie będą mi chodzić po terenach
- Ej, matka nie uczyła, że po terenach obcej watahy się nie chodzi? Serio u was wszyscy są dysmózgami i ignorują swojego przeciwnika? - Ominąłem Kruka i stanąłem nieco bliżej basiorów, którzy byli na jakimś lekkim wzniesieniu nieco dalej.
- O, a to co? Siostra sobie pomocnika znalazła?
- Słuchaj szczeniaku - warknąłem podnosząc ogon(y?) do góry - albo się stąd natychmiast wynosisz ze swoim przydupasem, albo zwołuję całą watahę. Co wy na to? Chcecie sobie posiedzieć w lochach albo skorzystać z usług torturowych? - mruknąłem przyglądając się im uważnie.
- Nie możemy już siostry odwiedzić? - prychnął z kpiną samiec
- Odwiedzicie sobie w podziemiach. A teraz wara! Jak chcecie przyjść ze sprawami dyplomatycznymi to zapraszam w inny dzień do alphy
- Arrow, idziemy. - Wyższy z nich zeskoczył po kamieniach w dół, i przeszedł blisko mnie, kłapiąc zębami. Nawet nie drgnąłem. Drugi przeszedł już spokojnie i oba wybyły z terenów.
- Trzeba będzie wzmocnić straże - mruknąłem ziewając - Coś taka spięta? Grzybki jednak źle działają? - zaśmiałem się patrząc na dziwną minę samicy.
< Rudzielcu?>
19.03.2019
Od Czarnego Kruka CD. Equel
Niepewnie za nim ruszyłam, ale po chwili stanęłam.
- Macie jakieś trucizny czy coś?- zapytałam z nadzieją.
- Chcesz nas otruć?- zapytał dziwnie.
- Nie! Chce...- przerwałam, bo zobaczyłam bezkronsy (to inaczej muchomory sromotnikowe). Podeszłam i zjadłam jednego. Sięgnęłam po drugiego, ale Equel mnie popchnął.
- Oszalałaś?! To są śmiertelne grzyby!-krzyknął wściekły.
- Ah, nie panikuj cykorze, ja je jadłam bez przerwy- powiedziałam i podeszłam z powrotem. Chwyciłam jednego.- Patrz- powiedziałam przez zęby. Podrzuciłam bezkronsa i kłapnęłam zębami, połykając go. Poczekałam kilka chwil. I nie czułam żadnego bólu, chociaż rana obwicie krwawiła. Sięgnęłam po liść i pajęczynę, przykleiłam do rany.- Już. Iść dalej, polować czy wracamy?- zapytałam z błyskiem rozbawienia w oku.
- Wracamy- powiedział. Gdy szliśmy, mamrotał pod nosem słowa typu „żywy trup” czy „wariatka". Wyczułam zapach kilku wilków.
- Rusz się...- powiedziałam mu do ucha i popchnęłam. Pobiegliśmy truchtem w stronę obozu. Wilki nas zgubiły. Gdy doszliśmy, niektórzy już jedli. Equel poszedł jeść, a ja odeszłam na bok, szukając beskronsów. Pewnie głupio wyglądałam w tej obroży jak... jak... jak oswojony wilk prostych. Po chwili znalazłam kilka grzybków i schowałam je pod skrzydła. Podeszłam do Equela.
- Ej, wracam do jaskini- powiedziałam i zanim zdążył odpowiedzieć, wzbiłam się w powietrze i złapałam grzybki w pysk. Poleciałam prosto i szybko do jaskini i przypięłam sobie łańcuch do obroży.
- Witamy, witamy, witamy...- powiedział ktoś. Odwróciłam się na pięcie. Kurczaki! Trzeba było sprawdzić jaskinię, zanim się zapięłam albo poczekać na Equela. Ujrzałam dwa wilki. Jeden mniejszy, a drugi wysoki. Oba były takie same. Na szczęście były bezpieczne. Bo to moi bracia...
- Patrz, ma obroże! Pies prostych!- krzyknął jeden, a ja warknęłam.- Siostra! Czemu zachowujesz się jak kuropatwa?! Albo Kruk?! Hhahhahahah- nienawidziłam swoich braci. Stąd było moje imię — Czarny Kruk. Ich imiona były proste. Każdy dostawał imie pasujące do wyglądu. Mniejszy dostał Arrow, bo miał ostre jak diament pazury i zęby, a także puszysty czerwony ogon. Był cały brązowy oprócz ogona, imię wyższego brata charakteryzowało się długim ciałem i długimi nogami Stick, a moje? No cóż, gdy się narodziłam, siadał na mnie czarny kruk, a poza tym mam czarne skrzydła, ale miała normalne imię.
- No Mała! Mała kruka chciała!- powiedział Stick. Warknęłam ostro. Nienawidziłam tego imienia.
<Equel?>
PS: Please, nie rozdzieraj ich od środka ;-;
17.03.2019
Od Exana cd Shira
Padlinożerne ptaki kołowały nad skażonym bagnem, jakby był jedynym miejscem na żerowisko. Nie spodobał mi się ten widok, aczkolwiek jakieś nieostrożne zwierzęta wpadły w sidła skażonego błota. Tym razem szczęścia nie miał królik, którego uszy wystawały z warstwy błota, niczym zasadzone marchewki, jeleń oraz jakiś lis, który nie popisał się sprytem.
Jeden z ptaków wylądował na truchle jelenia i swoim zakrzywionym dziobem zaczął szarpać skórę pokrytą futrem. Czując, że zbiera mi się na wymioty odszedłem czym prędzej- a nawet żeby uniknąć zwrócenia uwagi żarłocznych ptaków.
Zbliżało się popołudnie, a po chmurach zgadywałem, że nadeszła godzina piętnasta.
Wataha wróciła do życia. W trakcie mojego spaceru napotkałem parę postaci, które kojarzyłem z widzenia.
Napotkałem Gemini, którą przywitałem miłym uśmiechem, później spotkałem też Rimmona, który był w towarzystwie wadery, która miała piękną blond grzywkę. Minąłem ich bez słowa i pobiegłem w stronę kryjówki medyczki Temisto, która pomogła mi z tym okropnym szlamem.
- Jak sierść?- zapytała.
- Wszystko jest okej, ale coś mi się zdaje, że po tym jest jeszcze bardziej puszysta.
Medyczka zaśmiała się.
Nie miała pacjentów, była kompletnie sama.
- To ja ci już nie przeszkadzam, przyszedłem tylko aby zapytać, co tam u ciebie. No i podziękować jeszcze raz.
Użyczyłem ją wdzięcznym uśmiechem.
Później jeszcze zerknąłem do kryjówki wojowników, aby spojrzeć na spis zadań. Nic nie było ciekawego, więc nie pozostało mi nic innego, jak zasiąść przed jakimś ciekawym kryminałem.
Ciekawe co robiła Shira.
Parę godzin później słońce już dotykało horyzontu, a na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy.
Wyszedłem z kryjówki wojowników i ruszyłem na zachód gdzie znalazłem pustą... mam nadzieję, że pustą jaskinię. Wejście było pochłonięte przez półmrok, zakłócany przez tajemnicze światło, wydobywające się z oddali. Gdy wszedłem, ogarnął mnie znany mi dobrze chłód. Gdy zaszedłem dalej, na środku jaskini na kępie mchu leżała skrzydlata wadera, a obok niej tygrys.
Shira i Rayla.
<Shira?>
Jeden z ptaków wylądował na truchle jelenia i swoim zakrzywionym dziobem zaczął szarpać skórę pokrytą futrem. Czując, że zbiera mi się na wymioty odszedłem czym prędzej- a nawet żeby uniknąć zwrócenia uwagi żarłocznych ptaków.
Zbliżało się popołudnie, a po chmurach zgadywałem, że nadeszła godzina piętnasta.
Wataha wróciła do życia. W trakcie mojego spaceru napotkałem parę postaci, które kojarzyłem z widzenia.
Napotkałem Gemini, którą przywitałem miłym uśmiechem, później spotkałem też Rimmona, który był w towarzystwie wadery, która miała piękną blond grzywkę. Minąłem ich bez słowa i pobiegłem w stronę kryjówki medyczki Temisto, która pomogła mi z tym okropnym szlamem.
- Jak sierść?- zapytała.
- Wszystko jest okej, ale coś mi się zdaje, że po tym jest jeszcze bardziej puszysta.
Medyczka zaśmiała się.
Nie miała pacjentów, była kompletnie sama.
- To ja ci już nie przeszkadzam, przyszedłem tylko aby zapytać, co tam u ciebie. No i podziękować jeszcze raz.
Użyczyłem ją wdzięcznym uśmiechem.
Później jeszcze zerknąłem do kryjówki wojowników, aby spojrzeć na spis zadań. Nic nie było ciekawego, więc nie pozostało mi nic innego, jak zasiąść przed jakimś ciekawym kryminałem.
Ciekawe co robiła Shira.
Parę godzin później słońce już dotykało horyzontu, a na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy.
Wyszedłem z kryjówki wojowników i ruszyłem na zachód gdzie znalazłem pustą... mam nadzieję, że pustą jaskinię. Wejście było pochłonięte przez półmrok, zakłócany przez tajemnicze światło, wydobywające się z oddali. Gdy wszedłem, ogarnął mnie znany mi dobrze chłód. Gdy zaszedłem dalej, na środku jaskini na kępie mchu leżała skrzydlata wadera, a obok niej tygrys.
Shira i Rayla.
<Shira?>
Od Gemini cd Aarona
Siedziałam pod kanapą z Aaronem i nasłuchiwałam. Delikatnie wychyliłam łebek, żeby cokolwiek zobaczyć i wtedy zdusiłam w swoim pysku krzyk przerażenia. Po ścianach snuły się cienie różnych stworzeń, wilków, elfów, ludzi albo innych człekokształtnych stworzeń, których nie potrafiłam zidentyfikować. Całe szczęście, poruszały się tylko po powierzchni ścian pokoju. Jeden z cieni nagle wpadł do wnętrza i wysunął się ze ściany, materializując się na środku pokoju. To ta zakapturzona postać, którą spotkałam w jadalni. Wsunęłam się głębiej pod kanapę i przysunęłam bliżej do Aarona. Drżałam na całym ciele. W duchu modliłam się tylko, żeby nas nie znalazł. Postać rozejrzała się po pokoju. Aaron wykrzywił pysk w grymasie. Och, on tworzył iluzję! Westchnęłam cicho z ulgą. Myślałam, że jesteśmy uratowani, lecz nie tym razem. Zakapturzony osobnik powoli obracał głowę, lustrując przestrzeń. Po chwili zatrzymał wzrok na kanapie. Machnął ręką, gdy nasze schronienie wyleciało w górę i przeleciało nad postacią. Kunsztowna wersalka uderzyła w ścianę, a postacie na niej się rozpierzchły w popłochu, niektóre grożąc pięściami, a jeszcze inne palcami... Spanikowana rozejrzałam się szybko i wrzasnęłam do Aarona, rzucając się na wyjście z pokoju. Basior pobiegł za mną, a razem z nami, ruszył także ten dziwny osobnik. Nie patrzyłam przed siebie, pędziłam ile sił w łapach, aby jak najdalej zostawić pościg. W pewnym momencie obejrzałam się za siebie, żeby zobaczyć, czy Aaron nadal biegł za mną. Całe szczęście był. Tylko postać gdzieś zniknęła. Nie zdążyłam z powrotem obrócić łba, przerażony Aaron chciał coś krzyknąć, gdy ja wpadłam z impetem na właśnie goniącego nas osobnika. Nienaturalnie szybko mnie pochwycił i złapał za szyję. Powoli unosił mnie na wysokość swoich oczu. Szamotałam się i starałam się wyrwać, pogryźć, lecz coraz bardziej brakowało mi tlenu, żeby racjonalnie myśleć i próbować walczyć. Gdy byłam pół przytomna i dosyć wysoko nad ziemią, spojrzałam na postać w kapturze. Była to elfica o czarnych oczach bez białek, miała nienaturalnie bladą skórę, cienie pod oczami oraz ciernie bardzo podobne do moich, które oplatały jej twarz. Po chwili zupełnie straciłam oddech i świadomość.
***
Obudziłam się spętana plączami. Nie, inaczej. Obudziłam się z okropnym bólem głowy, szyi, gardła, owinięta nie plączami, tak jak wcześniej myślałam, tylko cierniami, które niemiłosiernie wpijały się w skórę, plącząc przy okazji sierść, przy każdym najmniejszym ruchu. Leżałam na czarnym dywanie, zresztą bardzo był mięciutki, tylko kiedy chciałam się ruszyć, pnącza bardzo szybko ściskały mnie coraz mocniej. Kątem oka byłam w stanie zobaczyć tylko to, że Aaron leżał obok i miarowo oddychał. Był owinięty brudnymi bandażami, którymi miał związane wszystkie łapy razem. Spojrzałam na siebie. Byłam o wiele bardziej zawinięta niż Aaron. Zadrżałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Oczywiście na ścianach tańczyły cienie, a sam pokój przypominał coś na w stylu ekskluzywnej celi. Przykmnęłam oczy zmęczona. Wsłuchałam się w bicie mojego serca. Po chwili udało mi się usłyszeć szepty. To cienie na ścianach szeptały coś do mnie, lecz nie byłam w stanie ich zrozumieć. Było ich za dużo, do tego wszystkie brzmiały w obcych dla mnie językach. Bardzo mocno skupiłam się na dźwiękach, gdy do celi wpadła elfica, lecz tym razem bez założonego kaptura. Jej długi, czarny warkocz powiewał za nią przy każdym jej kroku. Mimika elficy nic nie zdradzała, jej twarz zasytgła w zimnym i obojętnym wyrazie. Spojrzała na nas i znieruchomiała, jakby nad czymś się intensywnie zastanawiała.
<Aaron? :3>
***
Obudziłam się spętana plączami. Nie, inaczej. Obudziłam się z okropnym bólem głowy, szyi, gardła, owinięta nie plączami, tak jak wcześniej myślałam, tylko cierniami, które niemiłosiernie wpijały się w skórę, plącząc przy okazji sierść, przy każdym najmniejszym ruchu. Leżałam na czarnym dywanie, zresztą bardzo był mięciutki, tylko kiedy chciałam się ruszyć, pnącza bardzo szybko ściskały mnie coraz mocniej. Kątem oka byłam w stanie zobaczyć tylko to, że Aaron leżał obok i miarowo oddychał. Był owinięty brudnymi bandażami, którymi miał związane wszystkie łapy razem. Spojrzałam na siebie. Byłam o wiele bardziej zawinięta niż Aaron. Zadrżałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Oczywiście na ścianach tańczyły cienie, a sam pokój przypominał coś na w stylu ekskluzywnej celi. Przykmnęłam oczy zmęczona. Wsłuchałam się w bicie mojego serca. Po chwili udało mi się usłyszeć szepty. To cienie na ścianach szeptały coś do mnie, lecz nie byłam w stanie ich zrozumieć. Było ich za dużo, do tego wszystkie brzmiały w obcych dla mnie językach. Bardzo mocno skupiłam się na dźwiękach, gdy do celi wpadła elfica, lecz tym razem bez założonego kaptura. Jej długi, czarny warkocz powiewał za nią przy każdym jej kroku. Mimika elficy nic nie zdradzała, jej twarz zasytgła w zimnym i obojętnym wyrazie. Spojrzała na nas i znieruchomiała, jakby nad czymś się intensywnie zastanawiała.
<Aaron? :3>
16.03.2019
Od Shiry cd. Exan
Nie no spoko, pewnie i tak już nigdy ci nie wybaczy - zaśmiałam się, na co Rayla również się uśmiechnęła.
- To co, wracamy do domu? - zapytała tygrysica.
- Chyba musimy się pożegnać Exan - i tu zwróciłam się do basiora - papa! Może jeszcze kiedyś się zobaczymy.
- Do zobaczenia! - odparł basior.
Ruszyłyśmy z Raylą w swoją stronę. Problem był w tym, że my nie miałyśmy domu. Trzeba będzie znaleźć coś na szybko. Trawa po której szłyśmy była nadal mokra, więc zaczęłam lecieć nisko nad ziemią. Po paru kilometrach dostrzegłam wejście do jaskini.
- Zobaczymy czy jest pusta? - zapytałam tygrysicy.
- Nawet jeśli nie jest, to zaraz może być - powiedziała szczerząc kły.
Pokręciłam głową. Zajrzałam do jaskini.
- Halooo? Jest tu kto? - moje echo rozniosło się po widocznie pustej jaskini. Weszłyśmy z Raylą do środka. Wnętrze było dość jasne. Głębiej ze ściany wypływała woda, która na ziemi tworzyła mały zbiornik wodny. Idealny. Przy wejściu, po dwóch stronach wyrastały dwa duże drzewa pokryte częściowo zielonym mchem. Część ścian też była zielona. Jedno miejsce było obficie porośnięte miękkim mchem. Będzie się dobrze sprawdzać jako łóżko. Ogólnie w całej jaskini było zielono i przytulnie. Podeszłam do zbiornika z wodą. Była krystalicznie czysta. Nagle z jakiegoś kąta wyleciał wściekły borsuk. Pewnie tu mieszkał. Nie zdążyłam zareagować, a Rayla już rzuciła się na niego, zabijając go. Świetnie, będzie kolacja. Chociaż, pewnie dla tygrysa nie wystarczy. Rayla oblizała pysk i powiedziała:
- Zjedz, ja sobie coś upoluję i zaraz wrócę.
- Ok - powiedziałam i zabrałam się do jedzenia.
Borsuki nie są tak smaczne jak jelenie, ale ujdą w tłoku. Gdy zjadłam, tygrysica wróciła z młodą łanią. Ja poszłam umyć pysk z krwi. W jaskini zaczęło robić się coraz ciemniej. Nagle z sufitu zaczęło się świecić. Spojrzałam w górę. Świecącym obiektem okazały się małe grzybki. Dawały delikatne niebieskie światło, co dodawało jaskini uroku. Podeszłam do kępy mchu i się na niej ułożyłam. Zawołałam Raylę i obie zasnęłyśmy w nowym domu.
<Exan? Wymyślisz coś jeszcze?>
- To co, wracamy do domu? - zapytała tygrysica.
- Chyba musimy się pożegnać Exan - i tu zwróciłam się do basiora - papa! Może jeszcze kiedyś się zobaczymy.
- Do zobaczenia! - odparł basior.
Ruszyłyśmy z Raylą w swoją stronę. Problem był w tym, że my nie miałyśmy domu. Trzeba będzie znaleźć coś na szybko. Trawa po której szłyśmy była nadal mokra, więc zaczęłam lecieć nisko nad ziemią. Po paru kilometrach dostrzegłam wejście do jaskini.
- Zobaczymy czy jest pusta? - zapytałam tygrysicy.
- Nawet jeśli nie jest, to zaraz może być - powiedziała szczerząc kły.
Pokręciłam głową. Zajrzałam do jaskini.
- Halooo? Jest tu kto? - moje echo rozniosło się po widocznie pustej jaskini. Weszłyśmy z Raylą do środka. Wnętrze było dość jasne. Głębiej ze ściany wypływała woda, która na ziemi tworzyła mały zbiornik wodny. Idealny. Przy wejściu, po dwóch stronach wyrastały dwa duże drzewa pokryte częściowo zielonym mchem. Część ścian też była zielona. Jedno miejsce było obficie porośnięte miękkim mchem. Będzie się dobrze sprawdzać jako łóżko. Ogólnie w całej jaskini było zielono i przytulnie. Podeszłam do zbiornika z wodą. Była krystalicznie czysta. Nagle z jakiegoś kąta wyleciał wściekły borsuk. Pewnie tu mieszkał. Nie zdążyłam zareagować, a Rayla już rzuciła się na niego, zabijając go. Świetnie, będzie kolacja. Chociaż, pewnie dla tygrysa nie wystarczy. Rayla oblizała pysk i powiedziała:
- Zjedz, ja sobie coś upoluję i zaraz wrócę.
- Ok - powiedziałam i zabrałam się do jedzenia.
Borsuki nie są tak smaczne jak jelenie, ale ujdą w tłoku. Gdy zjadłam, tygrysica wróciła z młodą łanią. Ja poszłam umyć pysk z krwi. W jaskini zaczęło robić się coraz ciemniej. Nagle z sufitu zaczęło się świecić. Spojrzałam w górę. Świecącym obiektem okazały się małe grzybki. Dawały delikatne niebieskie światło, co dodawało jaskini uroku. Podeszłam do kępy mchu i się na niej ułożyłam. Zawołałam Raylę i obie zasnęłyśmy w nowym domu.
Od Rimmona do Sory
Szedłem jak zbity pies koło niskiej wadery. Dalej nie mogę sobie wybaczyć, że wrogi wilk mi zwiał. Byłem przygnębiony i zamyślony. Mało tego, jeszcze bałem się, że coś się stanie mojej niezbyt mądrej kuzynce. Szedłem otumaniony wydarzeniami, które nie dawno miały miejsce. Z tyłu głowy dalej kołatały mi się myśli: Wstyd, że go nie dogoniłem, hańba, wstyd i hańba. Żeby wadera przez moją nieudolność musiała biegać za tym gnojem. Po chwili znaleźliśmy się w jaskini Sory. Zaprowadziła mnie znowu do jej pracowni. Dała mi jakieś niebieskie coś do wypicia, dzięki czemu mój umysł się przejaśnił. Kiedy byłem już w pełni rozumowania, znowu mogłem założyć swoją maskę chroniącą przed światem zewnętrznym, bo to co się działo wewnątrz mnie było już moją sprawą i nikt nie miał prawa w to ingerować, ani tym bardziej o tym wiedzieć.
- Usiądź tu i się rozluźnij, bo będzie boleć. Muszę Ci odbudować całe żebro. - posłusznie wykonałem jej polecenia, po czym wypiłem mi wręczony przez nią następny eliksir, tym razem koloru jaskrawo-żółtego. Chwilę później zaryłem pyskiem o podłogę i skurczyłem się z bólu. Widziałem współczujące spojrzenie wilczycy, jednak nie wydałem z siebie żadnego dźwięku. Po ponad dziesięciu minutach ból ustał, a ja rozluźniłem się i leżałem na przyjemnie chłodnej posadzce. Chwilę później byłem wstanie się podnieść i otrzepać. Znowu usłyszałem głos Sory
- Chodź za mną, odpoczniesz w moim legowisku - skinąłem głową. Była bardzo przyjacielska i o dziwo nawet się mnie nie bała. Przeważnie nawet basiory, które były mniejszych rozmiarów starały się trzymać w odległości ode mnie. Przyznam szczerze, że się nią zainteresowałem. Poszedłem za nią, tam gdzie mnie poprowadziła. Po chwili ukazało mi się miejsce, gdzie śpi wadera. Byłem padnięty, więc wlazłem i usiadłem na poduszkach, które mi wskazała. Były przyjemne i miękkie w dotyku. Ładnie pachniały - waderą.
- Usiądź tu i się rozluźnij, bo będzie boleć. Muszę Ci odbudować całe żebro. - posłusznie wykonałem jej polecenia, po czym wypiłem mi wręczony przez nią następny eliksir, tym razem koloru jaskrawo-żółtego. Chwilę później zaryłem pyskiem o podłogę i skurczyłem się z bólu. Widziałem współczujące spojrzenie wilczycy, jednak nie wydałem z siebie żadnego dźwięku. Po ponad dziesięciu minutach ból ustał, a ja rozluźniłem się i leżałem na przyjemnie chłodnej posadzce. Chwilę później byłem wstanie się podnieść i otrzepać. Znowu usłyszałem głos Sory
- Chodź za mną, odpoczniesz w moim legowisku - skinąłem głową. Była bardzo przyjacielska i o dziwo nawet się mnie nie bała. Przeważnie nawet basiory, które były mniejszych rozmiarów starały się trzymać w odległości ode mnie. Przyznam szczerze, że się nią zainteresowałem. Poszedłem za nią, tam gdzie mnie poprowadziła. Po chwili ukazało mi się miejsce, gdzie śpi wadera. Byłem padnięty, więc wlazłem i usiadłem na poduszkach, które mi wskazała. Były przyjemne i miękkie w dotyku. Ładnie pachniały - waderą.
Od Exana cd Shira
Szlag by to trafił, gdy wpadłem w tę ohydną maź... Tam gdzie wpadłem, było jednym wielkim bagnem chemicznym, ponieważ po wynurzeniu się z niego, zaczęło mi się kręcić w głowie. Jednak zachowane resztki świadomości pozwoliły mi ostrzec Shirę.
- Shira odejdź ode mnie! Nie zbliżaj się do mnie..
Shira spojrzała na mnie pytająco, a następnie wzrok przeniosła na swoją towarzyszkę, która równie tak samo była zdziwiona. Wstrząsnąłem głową, gdyż mroczki zaczęły się pojawiać przed moimi oczami... cholera.
- Nie udawaj... wiem, że chcesz ratować swój męski honor, szczurze...- powiedziała Rayla ironicznie.
Spojrzałem na nią jadowitym wzrokiem.
- Tu nie chodzi o honor, głupi kocie!- warknąłem na tygrysicę, a ta pokazała kły, marszcząc pysk.
Muszę się jak najszybciej z tego obmyć, dopóki jeszcze nie jest za późno.
- Ale czemu to bagno miałoby być skażone?- zapytała Shira lekko zaniepokojona.
- Nie wiem...
Nie daleko od nas była woda... w jednej sekundzie jednak opamiętałem się i powstrzymałem moją chęć obmycia się.
- Z tej wody piją inni członkowie watahy?
- Nie jestem pewna, chyba tak...
Odsunąłem się od rzeki.
- Nie mogę się w niej umyć... cholera...
Otrząsnąłem głową ponownie.
- Exan musimy iść do medyka!
Shira już miała mnie objąć i wzbić się w powietrze, ale szybko ją powstrzymałem.
- Nie, Shira... nie dotykaj mnie!
- Daj spokój, ja też jestem tym umazana, gdy cię wyciągałam!
Odwróciłem się do niej i spojrzałem zaciekawiony.
- I jak się czujesz?
- Też mam lekkie zawroty głowy... ale damy radę.
Na słowa Shiry, Rayla zaniepokoiła się.
- Ty głupku, jeśli przez ciebie Shira się pochoruje, połamię ci wszystkie kości!- warknęła Rayla.
Zignorowałem jej groźbę. Shira wzbiła się wraz ze mną w powietrze i polecieliśmy do medyka. Tam zmyliśmy ohydny szlam z naszych sierści, a młoda medyczka Temisto podała nam leki.
- Wszystko w porządku?- zapytałem Shirę.
- Tak, wszystko jest ok...
- Przepraszam, że nawrzeszczałem na Raylę i nazwałem ją głupim kotem, ale nieraz doprowadza mnie do nerwów.
<Shira?>
- Shira odejdź ode mnie! Nie zbliżaj się do mnie..
Shira spojrzała na mnie pytająco, a następnie wzrok przeniosła na swoją towarzyszkę, która równie tak samo była zdziwiona. Wstrząsnąłem głową, gdyż mroczki zaczęły się pojawiać przed moimi oczami... cholera.
- Nie udawaj... wiem, że chcesz ratować swój męski honor, szczurze...- powiedziała Rayla ironicznie.
Spojrzałem na nią jadowitym wzrokiem.
- Tu nie chodzi o honor, głupi kocie!- warknąłem na tygrysicę, a ta pokazała kły, marszcząc pysk.
Muszę się jak najszybciej z tego obmyć, dopóki jeszcze nie jest za późno.
- Ale czemu to bagno miałoby być skażone?- zapytała Shira lekko zaniepokojona.
- Nie wiem...
Nie daleko od nas była woda... w jednej sekundzie jednak opamiętałem się i powstrzymałem moją chęć obmycia się.
- Z tej wody piją inni członkowie watahy?
- Nie jestem pewna, chyba tak...
Odsunąłem się od rzeki.
- Nie mogę się w niej umyć... cholera...
Otrząsnąłem głową ponownie.
- Exan musimy iść do medyka!
Shira już miała mnie objąć i wzbić się w powietrze, ale szybko ją powstrzymałem.
- Nie, Shira... nie dotykaj mnie!
- Daj spokój, ja też jestem tym umazana, gdy cię wyciągałam!
Odwróciłem się do niej i spojrzałem zaciekawiony.
- I jak się czujesz?
- Też mam lekkie zawroty głowy... ale damy radę.
Na słowa Shiry, Rayla zaniepokoiła się.
- Ty głupku, jeśli przez ciebie Shira się pochoruje, połamię ci wszystkie kości!- warknęła Rayla.
Zignorowałem jej groźbę. Shira wzbiła się wraz ze mną w powietrze i polecieliśmy do medyka. Tam zmyliśmy ohydny szlam z naszych sierści, a młoda medyczka Temisto podała nam leki.
- Wszystko w porządku?- zapytałem Shirę.
- Tak, wszystko jest ok...
- Przepraszam, że nawrzeszczałem na Raylę i nazwałem ją głupim kotem, ale nieraz doprowadza mnie do nerwów.
<Shira?>
15.03.2019
Od Tenshi ,,Kiedy grzybki za mocno wejdą"
- NA DOBRE I NA ZŁEE, ZNAJDĘ WRESZCIEE - darła się wadera zataczając koła. Popijanie grzybków alkoholem to nie jest dobry pomysł, jednak aktualnie kremowa samica nie zawracała sobie tym głowy. Można by powiedzieć, że pękała jej głowa, jednak teraz bardziej przejmowała się tekstem piosenki, którego zapomniała, i teraz zatrzymując się na chwilę próbowała ogarnąć jakie były słowa, jednak myśli rozmazywały się szybciej niż powstawały - Cholera. - zaklnęła i poszła w dół zbocza zataczając jeszcze większe koła. Kompletnie nie zauważyła basiora należącego do straży nocnej, który właśnie patrolował małą polankę. Samiec przyglądał się temu zjawisku przez chwilę, aż wreszcie zdecydował się odezwać, gdyż to wszystko wydawało się komiczne
- Przepraszam, ale co ci jest? - spytał z nutką rozbawienia w głosie, podchodząc do 'ledwo żywej' Tenshi.
- A je-est mi coś? - spytała odwracając się dziwnie by złapać równowagę.
- Czymrześ się upiła?
- Rimmuuuś - uśmiechnęła się wadera jakby zadowolona że ktoś wyraża zainteresowanie w kierunku jej eksperymentów, ale zaraz jakby odpłynęła. Jej wzrok padł na jakiś patyk. Podeszła do niego, a Rimmon który nadal nie rozumiał o co chodzi oglądał tą całą parodię. Podniosłam patyk, podpaliłam koniec niebiesko-fioletowym płomieniem i zaczęłam nim machać na prawo i lewo
-Pasz... faefeki - próbowała powiedzieć stając na dwóch łapach, co poskutkowało wywrotem na plecy, i zgaszeniem ognia. Po krótkim czasie zza krzaków wyszła Kallisto, która przez chwilę nie ogarniała życia, ale szybko do mnie podeszła, i stanęła nad pyskiem Tenshi z krzywym wyrazem na pysku.
- ooOOooO! Pani betha wersja junior! - zarechotała kremowa wadera, co tylko wywołało krzywy uśmiech na pysku samicy
- Brała coś? - spytała strażniczka terenów
- Sam się zastanawiam
- Ona się nie miała zajmować Seibutsu?
- Seba jest bezpieczny! - zawołała z pretensją w głosie - nic mu nie zrobiłam! Słowo! - Wadera próbowała wstać, co wyglądało niczym próby zrobienia ludzika z galarety.
- Trzeba ją zaprowadzić do jaskini - odezwał się Rimmon podchodząc do kremówki. Kalli nie była aż taka chętna ale ostatecznie się zgodziła. Po wielu próbach doprowadzenia wilczycy do jaskini, wreszcie się udało, jednak była ona bardzo nie zadowolona z faktu, iż nie została przeniesiona do hodowli zwierząt.
Po całym wydarzeniu... w sumie nic się nie stało, a wszystko było tak jak wcześniej, oprócz zakazania używania dziwnego produktu Tenshi. Jaki był sens tego opowiadania? Absolutnie żaden. Po prostu chciałam trochę zapełnić posty.
- Przepraszam, ale co ci jest? - spytał z nutką rozbawienia w głosie, podchodząc do 'ledwo żywej' Tenshi.
- A je-est mi coś? - spytała odwracając się dziwnie by złapać równowagę.
- Czymrześ się upiła?
- Rimmuuuś - uśmiechnęła się wadera jakby zadowolona że ktoś wyraża zainteresowanie w kierunku jej eksperymentów, ale zaraz jakby odpłynęła. Jej wzrok padł na jakiś patyk. Podeszła do niego, a Rimmon który nadal nie rozumiał o co chodzi oglądał tą całą parodię. Podniosłam patyk, podpaliłam koniec niebiesko-fioletowym płomieniem i zaczęłam nim machać na prawo i lewo
-Pasz... faefeki - próbowała powiedzieć stając na dwóch łapach, co poskutkowało wywrotem na plecy, i zgaszeniem ognia. Po krótkim czasie zza krzaków wyszła Kallisto, która przez chwilę nie ogarniała życia, ale szybko do mnie podeszła, i stanęła nad pyskiem Tenshi z krzywym wyrazem na pysku.
- ooOOooO! Pani betha wersja junior! - zarechotała kremowa wadera, co tylko wywołało krzywy uśmiech na pysku samicy
- Brała coś? - spytała strażniczka terenów
- Sam się zastanawiam
- Ona się nie miała zajmować Seibutsu?
- Seba jest bezpieczny! - zawołała z pretensją w głosie - nic mu nie zrobiłam! Słowo! - Wadera próbowała wstać, co wyglądało niczym próby zrobienia ludzika z galarety.
- Trzeba ją zaprowadzić do jaskini - odezwał się Rimmon podchodząc do kremówki. Kalli nie była aż taka chętna ale ostatecznie się zgodziła. Po wielu próbach doprowadzenia wilczycy do jaskini, wreszcie się udało, jednak była ona bardzo nie zadowolona z faktu, iż nie została przeniesiona do hodowli zwierząt.
Po całym wydarzeniu... w sumie nic się nie stało, a wszystko było tak jak wcześniej, oprócz zakazania używania dziwnego produktu Tenshi. Jaki był sens tego opowiadania? Absolutnie żaden. Po prostu chciałam trochę zapełnić posty.
Od Aarona cd. Gemini
Początkowo sceptycznie podchodziłem do spróbowania zaczarowanego jedzenia. Mimo to, głód przezwyciężył. Mięso było soczyste, prawdopodobnie najlepsze jakie w życiu jadłem. Niewiele potrzebuję, by się najeść, jednak tym razem nie potrafiłem się powstrzymać. Skończyliśmy chwilę później. Dopiero teraz poczułem, jak bardzo znużony jestem. Czy aby bezpiecznie jest kłaść się spać w takim miejscu? Wątpliwe. Koniec końców, zmęczenie powaliło nas z łap. Sam nie wiem, kiedy zasnąłem.
Śniły mi się wilki. Nie rozpoznawałem ich pysków. Była to zwykła scenka rodzajowa. Obserwowałem ich z pewnej odległości. Wtedy zaczął wiać zimny wiatr. Rozpętała się burza. Usłyszałem przerażający huk i obudziłem się. Skoczyłem na równe łapy, gdy okazało się, że dźwięk nie pochodzi ze snu. To była Gemini. Z radością szczeniaka zrzucała na ziemię drogocenną zastawę. Z każdym upadkiem talerze z brzękiem rozbijały się o marmurową posadzkę. Nagle zatrzymała się. Jej futro najeżyło się.
- Gemini...? - zapytałem cicho i podszedłem powoli do wadery. Spostrzegłem, że wpatruje się ona w ciemny punkt w rogu pokoju. Bicie mojego serca przyśpieszyło. To nie zapowiada się dobrze. Stanąłem obok niej i ujrzałem postać. Była zakapturzona, nie posiadała postury wilka. Wyglądała na zdenerwowaną i obrzucała nas gniewnym spojrzeniem.
- Przybywamy w pokoju? - ratowałem sytuację. Istota wydawała z siebie dziwny dźwięk. Brzmiał trochę jak śpiew przerażonych ptaków, chociaż z drugiej strony był podobny do zawodzenia rannego kojota. Nie rozumiałem żadnego z wypowiadanych przez niego słów. Położyłem po sobie uszy i popchnąłem lekko Gemini do tyłu.
- Wycofajmy się - szepnąłem do wadery. Ta kiwnęła głową i szybko zeskoczyła z blatu stołu. Ruszyłem za nią. Dogoniłem ją dopiero u dołu schodów. Napotkana postać najwyraźniej nie goniła nas. Chociaż, nigdy nic nie wiadomo.
- Schowajmy się - poleciła wilczyca. Mruknąłem potakująco. Musimy obmyślić jakiś plan. Zamczysko wydawało się jeszcze straszniejsze niż przedtem. Bardzo nie chciałem tutaj być. Jak mamy wrócić do domu? Po krótkiej chwili znaleźliśmy się w ciemnym pomieszczeniu. Znajdowały się tam stare, okurzone meble. Wsunąłem się pod kanapę. Gemini za mną.
- To co zrobimy? - zacząłem prowadzić cichą rozmowę.
- Musimy znaleźć sposób, by się stąd wydostać - westchnęła przeciągle wadera. Żeby to było takie proste jak się wydaje. Machnąłem ogonem kilka razy z niesmakiem.
- A może ta istota z wcześniej mogłaby nam pomóc? - kontynuowała. - W końcu nie rzuciła się na nas...
- A kto wie? Osobiście, wolałbym nie ryzykować - odparłem. Nie mam zamiaru bratać się z czymś takim. Nawet jeśli nas nie zabiło, mogło mieć zawsze gorsze intencje. Wyssać duszę? Kto to wie. Kątem oka ujrzałem ruch. Dałem znak Gemini, by przez chwilę pozostawała cicho. Zdawało mi się? Cienie przemykały szybko, były ledwie zauważalne. Przyszedł czas na użycie moich jakże cudownych umiejętności. Rzuciłem prostą iluzję, dzięki której byliśmy niemal niewidoczni. Jeżeli wróg nie ma wyostrzonego węchu, nie odnajdzie nas. Usłyszałem głośniejsze kroki. Coś się zbliża.
<Gemini?>
Śniły mi się wilki. Nie rozpoznawałem ich pysków. Była to zwykła scenka rodzajowa. Obserwowałem ich z pewnej odległości. Wtedy zaczął wiać zimny wiatr. Rozpętała się burza. Usłyszałem przerażający huk i obudziłem się. Skoczyłem na równe łapy, gdy okazało się, że dźwięk nie pochodzi ze snu. To była Gemini. Z radością szczeniaka zrzucała na ziemię drogocenną zastawę. Z każdym upadkiem talerze z brzękiem rozbijały się o marmurową posadzkę. Nagle zatrzymała się. Jej futro najeżyło się.
- Gemini...? - zapytałem cicho i podszedłem powoli do wadery. Spostrzegłem, że wpatruje się ona w ciemny punkt w rogu pokoju. Bicie mojego serca przyśpieszyło. To nie zapowiada się dobrze. Stanąłem obok niej i ujrzałem postać. Była zakapturzona, nie posiadała postury wilka. Wyglądała na zdenerwowaną i obrzucała nas gniewnym spojrzeniem.
- Przybywamy w pokoju? - ratowałem sytuację. Istota wydawała z siebie dziwny dźwięk. Brzmiał trochę jak śpiew przerażonych ptaków, chociaż z drugiej strony był podobny do zawodzenia rannego kojota. Nie rozumiałem żadnego z wypowiadanych przez niego słów. Położyłem po sobie uszy i popchnąłem lekko Gemini do tyłu.
- Wycofajmy się - szepnąłem do wadery. Ta kiwnęła głową i szybko zeskoczyła z blatu stołu. Ruszyłem za nią. Dogoniłem ją dopiero u dołu schodów. Napotkana postać najwyraźniej nie goniła nas. Chociaż, nigdy nic nie wiadomo.
- Schowajmy się - poleciła wilczyca. Mruknąłem potakująco. Musimy obmyślić jakiś plan. Zamczysko wydawało się jeszcze straszniejsze niż przedtem. Bardzo nie chciałem tutaj być. Jak mamy wrócić do domu? Po krótkiej chwili znaleźliśmy się w ciemnym pomieszczeniu. Znajdowały się tam stare, okurzone meble. Wsunąłem się pod kanapę. Gemini za mną.
- To co zrobimy? - zacząłem prowadzić cichą rozmowę.
- Musimy znaleźć sposób, by się stąd wydostać - westchnęła przeciągle wadera. Żeby to było takie proste jak się wydaje. Machnąłem ogonem kilka razy z niesmakiem.
- A może ta istota z wcześniej mogłaby nam pomóc? - kontynuowała. - W końcu nie rzuciła się na nas...
- A kto wie? Osobiście, wolałbym nie ryzykować - odparłem. Nie mam zamiaru bratać się z czymś takim. Nawet jeśli nas nie zabiło, mogło mieć zawsze gorsze intencje. Wyssać duszę? Kto to wie. Kątem oka ujrzałem ruch. Dałem znak Gemini, by przez chwilę pozostawała cicho. Zdawało mi się? Cienie przemykały szybko, były ledwie zauważalne. Przyszedł czas na użycie moich jakże cudownych umiejętności. Rzuciłem prostą iluzję, dzięki której byliśmy niemal niewidoczni. Jeżeli wróg nie ma wyostrzonego węchu, nie odnajdzie nas. Usłyszałem głośniejsze kroki. Coś się zbliża.
<Gemini?>
Od Shiry cd. Exan
Chwilę po ponownym ułożeniu się obok tygrysicy znowu zasnęłam. Jednak szybko wstałam w pełni wypoczęła. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po jaskini. Nie było w niej Exana. Podniosłam się i przeciągnęłam powoli. Rayla jeszcze spała. Oparłam się przednimi łapami o jej plecy i wyciągając szyję polizałam jej włochaty policzek. Tygrysica otworzyła leniwie oczy i spojrzała na mnie z lekkim wyrzutem, ale zaraz potem zachichotała. Obkręciła się i podniosła głowę.
- O jak miło, nie ma tego szczura - powiedziała widocznie zadowolona.
- Nie mów tak. Co ty do niego masz?
- A co, podoba ci się, nie? - odrzekła złośliwe.
- Co ty gadasz. To tylko przyjaciel. - pokręciłam głową.
Swoją drogą ciekawe gdzie poszedł - pomyślałam.
- Idziemy? - zapytałam.
- Szukać twojego chłopaka?
Ah, czemu ona tak lubi się ze mną droczyć? Udając mądrą powiedziałam wyniosłym głosem:
- Niestety muszę cię zmartwić, ponieważ owy basior nie jest mym chłopakiem.
Rayla zaśmiała się. Wyszłyśmy z jaskini. Trawa była cała mokra. Dookoła było sporo kałuż i błota. Lubię deszcz, ale mokrej ziemi już nie. Wskoczyłam na moją towarzyszkę.
- Wiśta wio! - zawołałam klepiąc ją ogonem.
- Nie ma mowy mała - odparła Rayla i zaczęła się wierzgać niczym nieujarzmiony mustang.
Nie dałam za wygraną i mocno się złapałam. Tygrysica ustąpiła i zaczęła iść przed siebie ze mną na grzbiecie. Wędrowałyśmy tak przez jakiś czas, aż moją uwagę przykuło stworzenie zatopione po szyję w małym bagnie. Najwyraźniej utknęło. Wskazałam Rayli kierunek i gdy się zbliżyłyśmy, uwięzionym stworzeniem okazał się Exan. Zeskoczyłam z tygrysicy i zapytałam lekko rozbawiona widokiem przybitego łebka Exana:
- Pomóc?
Odpowiedź byłaby oczywista, więc basior spojrzał tylko błagalnym wzrokiem. Cóż, męska duma ucierpiała. Zachichotałam. Oderwałam się od ziemi, by dostać się do Exana i go uwolnić. Zanurzyłam łapy w błocie, żeby go złapać. Udało mi się wyciągnąć go na brzeg. Moje ubłocone kończyny przybrały barwę błotnistego brązu. I nie tylko moje. Exan był dosłownie cały pokryty tą ohydną mazią. No, może poza głową.
- Jak ty się tam znalazłeś? - zapytałam, obmyślając już w głowie plan pozbycia się brudu.
<Exan?>
- O jak miło, nie ma tego szczura - powiedziała widocznie zadowolona.
- Nie mów tak. Co ty do niego masz?
- A co, podoba ci się, nie? - odrzekła złośliwe.
- Co ty gadasz. To tylko przyjaciel. - pokręciłam głową.
Swoją drogą ciekawe gdzie poszedł - pomyślałam.
- Idziemy? - zapytałam.
- Szukać twojego chłopaka?
Ah, czemu ona tak lubi się ze mną droczyć? Udając mądrą powiedziałam wyniosłym głosem:
- Niestety muszę cię zmartwić, ponieważ owy basior nie jest mym chłopakiem.
Rayla zaśmiała się. Wyszłyśmy z jaskini. Trawa była cała mokra. Dookoła było sporo kałuż i błota. Lubię deszcz, ale mokrej ziemi już nie. Wskoczyłam na moją towarzyszkę.
- Wiśta wio! - zawołałam klepiąc ją ogonem.
- Nie ma mowy mała - odparła Rayla i zaczęła się wierzgać niczym nieujarzmiony mustang.
Nie dałam za wygraną i mocno się złapałam. Tygrysica ustąpiła i zaczęła iść przed siebie ze mną na grzbiecie. Wędrowałyśmy tak przez jakiś czas, aż moją uwagę przykuło stworzenie zatopione po szyję w małym bagnie. Najwyraźniej utknęło. Wskazałam Rayli kierunek i gdy się zbliżyłyśmy, uwięzionym stworzeniem okazał się Exan. Zeskoczyłam z tygrysicy i zapytałam lekko rozbawiona widokiem przybitego łebka Exana:
- Pomóc?
Odpowiedź byłaby oczywista, więc basior spojrzał tylko błagalnym wzrokiem. Cóż, męska duma ucierpiała. Zachichotałam. Oderwałam się od ziemi, by dostać się do Exana i go uwolnić. Zanurzyłam łapy w błocie, żeby go złapać. Udało mi się wyciągnąć go na brzeg. Moje ubłocone kończyny przybrały barwę błotnistego brązu. I nie tylko moje. Exan był dosłownie cały pokryty tą ohydną mazią. No, może poza głową.
- Jak ty się tam znalazłeś? - zapytałam, obmyślając już w głowie plan pozbycia się brudu.
14.03.2019
Od Exana cd Shira
Wadera krzyknęła, jakby wszystkie ciemne moce rżnęły jej wnętrzności od środka żywym ogniem. Cholera... miała sen. Rayla, jej towarzyszka zaalarmowana jej krzykiem zerwała się i pierwsze warknięcie skierowała na mnie, myśląc, że to ja jestem przyczyną zmartwień Shiry.
Uspokój się gigantyczny kocie- mruknąłem w myślach. Wstałem, minąłem warczącą Raylę i podszedłem do Shiry.
- Wszystko w porządku?- zapytałem waderę, ale nie mogłem uporządkować myśli przez ciągłe ględzenie Rayli, ale po chwili się uspokoiła.
Shira spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
- Nie, wszystko w porządku, ale miałam dziwny i straszny sen.
- Jaki? Chętnie posłucha,
- Nie, nie może nie- odparła i cofnęła się do swojej towarzyszki. Ok, to było dziwne.
Wadera rozpostarła skrzydła na możliwą długość, po czym je znowu zwinęła i ułożyła się znów obok tygrysicy. To może ja nie będę przeszkadzać. Wyściubiłem nos poza kryjówkę.
Deszcz przestał padać, pozostawiając po sobie dobrze odczuwalny i doskonale widoczny ślad. Sierść aż mokła, gdy ocierałem się o mokre fragmenty krzewów. Długa trawa moczyła moją klatkę piersiową. Niebo było zasłane białym puchem, a bure chmury zmierzały już na zachód.
- Tak, masz rację, zmykaj stąd- rzuciłem ponurym monologiem, gdy spojrzałem na oddalające się bure chmury.
Udałem się na wschód... a potem? Hmmm dalej to się okaże.
Ciekaw byłem już tylko, co robi nasza kochana Shira ze swoją jakże przemiłą Raylą.
<Shira?>
Uspokój się gigantyczny kocie- mruknąłem w myślach. Wstałem, minąłem warczącą Raylę i podszedłem do Shiry.
- Wszystko w porządku?- zapytałem waderę, ale nie mogłem uporządkować myśli przez ciągłe ględzenie Rayli, ale po chwili się uspokoiła.
Shira spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
- Nie, wszystko w porządku, ale miałam dziwny i straszny sen.
- Jaki? Chętnie posłucha,
- Nie, nie może nie- odparła i cofnęła się do swojej towarzyszki. Ok, to było dziwne.
Wadera rozpostarła skrzydła na możliwą długość, po czym je znowu zwinęła i ułożyła się znów obok tygrysicy. To może ja nie będę przeszkadzać. Wyściubiłem nos poza kryjówkę.
Deszcz przestał padać, pozostawiając po sobie dobrze odczuwalny i doskonale widoczny ślad. Sierść aż mokła, gdy ocierałem się o mokre fragmenty krzewów. Długa trawa moczyła moją klatkę piersiową. Niebo było zasłane białym puchem, a bure chmury zmierzały już na zachód.
- Tak, masz rację, zmykaj stąd- rzuciłem ponurym monologiem, gdy spojrzałem na oddalające się bure chmury.
Udałem się na wschód... a potem? Hmmm dalej to się okaże.
Ciekaw byłem już tylko, co robi nasza kochana Shira ze swoją jakże przemiłą Raylą.
<Shira?>
Od Shiry CD. Exan
Ziewnęłam.
- A może ja też się zdrzemnę? - powiedziałam jakby sama do siebie.
- Jeśli chcesz, to proszę - odpowiedział basior siedzący nieopodal.
Ułożyłam się wygodnie obok Rayli, tak, że nasze grzbiety się stykały. Lubię spać w ten sposób, bo jej futro jest dość miękkie (choć nie tak bardzo jak moje). Chwilę po tym zasnęłam. Miałam dziwny sen: szłam sobie jakąś polanką i przede mną pojawia się wilk, który miał być najprawdopodobniej Exanem. Podchodzi do mnie i próbuje dać mi buziaka. Dałam mu z liścia tak mocno, że aż się zachwiał. Nagle z nikąd wyskakuje Rayla, rzuca się na Exana i gdy basior już leżał pół-martwy rozpłynęła się w powietrzu. Podbiegłam do niego, a ten chwilkę potem skonał.
Obudziłam się.
- Nie! - krzyknęłam podnosząc głowę.
Nie wiem czy Exan spał, ale wyglądał na zdziwionego moim zachowaniem. Uff, to był tylko sen.
<Exan? Przepraszam, ale pomysłu nie miałam :V>
- A może ja też się zdrzemnę? - powiedziałam jakby sama do siebie.
- Jeśli chcesz, to proszę - odpowiedział basior siedzący nieopodal.
Ułożyłam się wygodnie obok Rayli, tak, że nasze grzbiety się stykały. Lubię spać w ten sposób, bo jej futro jest dość miękkie (choć nie tak bardzo jak moje). Chwilę po tym zasnęłam. Miałam dziwny sen: szłam sobie jakąś polanką i przede mną pojawia się wilk, który miał być najprawdopodobniej Exanem. Podchodzi do mnie i próbuje dać mi buziaka. Dałam mu z liścia tak mocno, że aż się zachwiał. Nagle z nikąd wyskakuje Rayla, rzuca się na Exana i gdy basior już leżał pół-martwy rozpłynęła się w powietrzu. Podbiegłam do niego, a ten chwilkę potem skonał.
Obudziłam się.
- Nie! - krzyknęłam podnosząc głowę.
Nie wiem czy Exan spał, ale wyglądał na zdziwionego moim zachowaniem. Uff, to był tylko sen.
11.03.2019
Od Exana cd Shira
Wadera chciała mi pomóc i swoim skrzydłem stworzyła mi prowizoryczny parasol. Uśmiechnąłem się do niej miło.
- Shira nie musisz- powiedziałem, ale wadera pokręciła tylko głową i rozpostarła jeszcze bardziej swoje skrzydło, tak wielkie, że mogłoby zakryć jeszcze dwie osoby.
Pokręciłem oczami.
- Dziękuję ci.
Gdy dotarliśmy na miejsce, gdzie mogliśmy się schronić i spokojnie zjeść, Shira ułożyła mięsiwo gdzieś pod ścianą naszej kryjówki.
- Smacznego- powiedziała z uśmiechem.
- Wybacz, ale nie jestem głody, śmiało, jedz.
Shira westchnęła tylko.
- Nie chcę jeść sama...
- Ja mogę zjeść z tobą- odezwał się odgłos za nami. Odwróciliśmy się. W deszczu stała ta ogromna tygrysica- towarzyszka Shiry, która na powitanie obdarowała mnie kwaśnym spojrzeniem. Ta tygrysica bez wątpienia coś do mnie miała i nie podobało mi się to. Shira musiała ją nieźle zrugać za napaść na mnie, może dlatego jest na mnie taka zła? Nie wiem. Obie panie jadły, a do mojego ucha trafiały odgłosy rozrywanego mięsa i roztrzaskiwanie kości, pod naciskiem mocnych szczęk.
- Ale się objadłam- skomentowała tygrysica i położyła się na lewy bok. Shira natomiast oblizała się tylko i pomasowała się po brzuszku.
- Zaraz pęknę- mruknęła Shira.
- Oto skutek nadmiernego objadania się- zażartowałem tylko. Shira zachichotała, a tygrysica prychnęła gniewnie, Zmrużyłem oczy w jej kierunku, gdy odwróciła ode mnie wzrok. Czego ona chce?
- Zmęczeni?- zapytałem.
- Ja? Trochę, a ty Rayla?
Tygrysica nie odpowiedziała. Widocznie już spała.
- Tak, najwidoczniej była.
<Shira?>
- Shira nie musisz- powiedziałem, ale wadera pokręciła tylko głową i rozpostarła jeszcze bardziej swoje skrzydło, tak wielkie, że mogłoby zakryć jeszcze dwie osoby.
Pokręciłem oczami.
- Dziękuję ci.
Gdy dotarliśmy na miejsce, gdzie mogliśmy się schronić i spokojnie zjeść, Shira ułożyła mięsiwo gdzieś pod ścianą naszej kryjówki.
- Smacznego- powiedziała z uśmiechem.
- Wybacz, ale nie jestem głody, śmiało, jedz.
Shira westchnęła tylko.
- Nie chcę jeść sama...
- Ja mogę zjeść z tobą- odezwał się odgłos za nami. Odwróciliśmy się. W deszczu stała ta ogromna tygrysica- towarzyszka Shiry, która na powitanie obdarowała mnie kwaśnym spojrzeniem. Ta tygrysica bez wątpienia coś do mnie miała i nie podobało mi się to. Shira musiała ją nieźle zrugać za napaść na mnie, może dlatego jest na mnie taka zła? Nie wiem. Obie panie jadły, a do mojego ucha trafiały odgłosy rozrywanego mięsa i roztrzaskiwanie kości, pod naciskiem mocnych szczęk.
- Ale się objadłam- skomentowała tygrysica i położyła się na lewy bok. Shira natomiast oblizała się tylko i pomasowała się po brzuszku.
- Zaraz pęknę- mruknęła Shira.
- Oto skutek nadmiernego objadania się- zażartowałem tylko. Shira zachichotała, a tygrysica prychnęła gniewnie, Zmrużyłem oczy w jej kierunku, gdy odwróciła ode mnie wzrok. Czego ona chce?
- Zmęczeni?- zapytałem.
- Ja? Trochę, a ty Rayla?
Tygrysica nie odpowiedziała. Widocznie już spała.
- Tak, najwidoczniej była.
<Shira?>
Od Gemini cd Aarona
Szliśmy przez długi korytarz, który na samym końcu ginął w mroku, więc tak naprawdę nie miałam bladego pojęcia, gdzie się kończy. Ogromny żyrandol na suficie dawał tylko nikłe światło na pewną odległość, dalej czaiła się ciemność. Gdy szliśmy dalej przed siebie, regularnie zaczęły pojawiać się pokoje bez drzwi. Pierwszy pokój po prawej to była jadalnia, w środku stał długi, drewniany stół, a wokół niego drewniane krzesła, które były przyozdobione czerwoną skórą. Na ziemi leżał futrzasty czerwonawy dywan. Wzdrygnęłam się. Mam nadzieję, że nie było to zrobione z wilka. Na stole zauważyłam zastawę ze złota, w kielichach połyskiwały czerwone kamienie. Obrzeża talerzy miały bardzo ładne zdobienia, a sam talerz był tak czysty, że mógłby mi służyć za lustro. W sali panował półmrok, było nienaturalnie cicho. Na końcu jednej ściany stał stary, przeszklony kredens.
- Żadnego jedzenia tu nie ma. - powiedziałam smutno w stronę basiora.
- Nie wejdziesz tu? - zapytałam po chwili zdziwiona. Aaron nadal stał spięty na korytarzu.
- Ja... stanę na czatach. - odpowiedział z wahaniem.
- Oj tam, chodź, nic się nie stanie. W końcu nie widzę tutaj zagrożenia. - odparłam i wzruszyłam łapą. Aaron cicho westchnął, lecz w końcu wszedł do sali.
- Och, zjadłabym takiego soczystego jelenia. Co z tego, że chciałam nie jeść mięsa w ogóle, ale dzisiaj już zrobiłam wyjątek. - uśmiechnęłam się rozmarzona. Aaron nie zdążył nic odpowiedzieć, bo na półmisku, na środku stołu, pojawiła się parująca pieczeń. Ślina napłynęła mi do ust. Dopiero teraz zauważyłam jaka jestem głodna.
- Jeleń...! - wykrzyknęłam i podbiegłam do półmiska. Wielkimi oczyma patrzyłam na mięso. Tak przepiękne pachniało... Już chciałam skubnąć trochę, gdy Aaron zaniepokojony krzyknął.
- Nie jedz tego! Nie wiadomo czy to jest zatrute. A do tego tak nagle to się tutaj pojawiło... Obawiam się, że nas obserwują.
- Oh, bez przesady, jestem pewna że jesteś strasznie głodny, a do tego może być to sala, która spełnia życzenia. Wiem, niedorzecznie to brzmi, ale zdaje mi się, że tutaj jest wszystko możliwe. - uśmiechnęłam się. - Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru patrzeć jak takie mięsko się marnuje. - odwróciłam łeb w stronę pieczeni i zaczęłam jeść. Najpierw powoli, lecz później jadłam bez opamiętania. Aaron niepewnie mi się przyglądał. Po pięciu minutach, dołączył do mnie. Jadliśmy zachłannie i bardzo szybko, a jeleń wyglądał tak, jakby nigdy miał się nie skończyć. W końcu, z pełnymi brzuchami padliśmy wyczerpani na stole i momentalnie zasnęliśmy. Przez sen widziałam przebiegające cienie na ścianach i słyszałam ciche szepty. Albo to był tylko sen?
***
Mruknęłam cicho i z bólem się poruszyłam. Nadal czułam dyskomfort w żołądku z przejedzenia. Przez zasłony zaczęło prześwitywać poranne słońce. Moje kości się zastały od długiego leżenia na twardym stole. Obraz przed oczami nadal mi się rozmazywał. Gdy w końcu udało mi się ogarnąć wzrok, zauważyłam, że w sali prawdopodobnie nie byłam sama. Odwróciłam się, całe szczęście Aaron nadal spał obok, z lekkim uśmiechem na pysku. Stanęłam na łapach i gdyby nigdy nic, zaczęłam się przechadzać po stole. Te piękne talerze tak bardzo prosiły się o zrzucenie... "Oj tam, pewnie tutaj nikogo innego nie ma" pomyślałam i szczęśliwa zaczęłam kopać i zrzucać talerze. Huk obudził wystraszonego Aarona. Był zdezorientowany, nie wiedział co się dzieje. Ja szczęśliwa jak szczeniak skakałam po stole, gdy dotarłam na koniec stołu. W cieniu, gdzie nie docierało światło, stała zakapturzona postać, która nie wyglądała na zadowoloną.
<Aaron? Znowu przepraszam, że tak strasznie długo to trwało, ale parę rzeczy się wydarzyło, które nie pozwoliły mi na spędzenie wystarczająco dużo czasu na blogi ;/ >
- Żadnego jedzenia tu nie ma. - powiedziałam smutno w stronę basiora.
- Nie wejdziesz tu? - zapytałam po chwili zdziwiona. Aaron nadal stał spięty na korytarzu.
- Ja... stanę na czatach. - odpowiedział z wahaniem.
- Oj tam, chodź, nic się nie stanie. W końcu nie widzę tutaj zagrożenia. - odparłam i wzruszyłam łapą. Aaron cicho westchnął, lecz w końcu wszedł do sali.
- Och, zjadłabym takiego soczystego jelenia. Co z tego, że chciałam nie jeść mięsa w ogóle, ale dzisiaj już zrobiłam wyjątek. - uśmiechnęłam się rozmarzona. Aaron nie zdążył nic odpowiedzieć, bo na półmisku, na środku stołu, pojawiła się parująca pieczeń. Ślina napłynęła mi do ust. Dopiero teraz zauważyłam jaka jestem głodna.
- Jeleń...! - wykrzyknęłam i podbiegłam do półmiska. Wielkimi oczyma patrzyłam na mięso. Tak przepiękne pachniało... Już chciałam skubnąć trochę, gdy Aaron zaniepokojony krzyknął.
- Nie jedz tego! Nie wiadomo czy to jest zatrute. A do tego tak nagle to się tutaj pojawiło... Obawiam się, że nas obserwują.
- Oh, bez przesady, jestem pewna że jesteś strasznie głodny, a do tego może być to sala, która spełnia życzenia. Wiem, niedorzecznie to brzmi, ale zdaje mi się, że tutaj jest wszystko możliwe. - uśmiechnęłam się. - Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru patrzeć jak takie mięsko się marnuje. - odwróciłam łeb w stronę pieczeni i zaczęłam jeść. Najpierw powoli, lecz później jadłam bez opamiętania. Aaron niepewnie mi się przyglądał. Po pięciu minutach, dołączył do mnie. Jadliśmy zachłannie i bardzo szybko, a jeleń wyglądał tak, jakby nigdy miał się nie skończyć. W końcu, z pełnymi brzuchami padliśmy wyczerpani na stole i momentalnie zasnęliśmy. Przez sen widziałam przebiegające cienie na ścianach i słyszałam ciche szepty. Albo to był tylko sen?
***
Mruknęłam cicho i z bólem się poruszyłam. Nadal czułam dyskomfort w żołądku z przejedzenia. Przez zasłony zaczęło prześwitywać poranne słońce. Moje kości się zastały od długiego leżenia na twardym stole. Obraz przed oczami nadal mi się rozmazywał. Gdy w końcu udało mi się ogarnąć wzrok, zauważyłam, że w sali prawdopodobnie nie byłam sama. Odwróciłam się, całe szczęście Aaron nadal spał obok, z lekkim uśmiechem na pysku. Stanęłam na łapach i gdyby nigdy nic, zaczęłam się przechadzać po stole. Te piękne talerze tak bardzo prosiły się o zrzucenie... "Oj tam, pewnie tutaj nikogo innego nie ma" pomyślałam i szczęśliwa zaczęłam kopać i zrzucać talerze. Huk obudził wystraszonego Aarona. Był zdezorientowany, nie wiedział co się dzieje. Ja szczęśliwa jak szczeniak skakałam po stole, gdy dotarłam na koniec stołu. W cieniu, gdzie nie docierało światło, stała zakapturzona postać, która nie wyglądała na zadowoloną.
<Aaron? Znowu przepraszam, że tak strasznie długo to trwało, ale parę rzeczy się wydarzyło, które nie pozwoliły mi na spędzenie wystarczająco dużo czasu na blogi ;/ >
10.03.2019
Mamy nowego boga na watasze!
No więc mamy nowego boga na watasze. Jest to jeszcze szczeniak (wpisałam mu już prawie wszystko żebym nie musiała potem tego uzupełniać) i aktualnie dopiero poznaje prawa życia. Na tym teraz ogólnie będzie się opierać fabuła bloga (wątek główny), ale to za jakiś czas.
Imię: Seikatsu (albo Seki, Saika...)
Wiek: Nieśmiertelny jednak dopiero urodzony, chociaż wygląda na rocznego.
Płeć: Basior
Żywioł: Magia bogów, Cień, Dusza
Stanowisko: Bóg
Cechy charakteru: Chciwe wilczysko i chytre. Chętnie coś ukradnie albo kogoś okłamie. jest w tym świetny. Jest pokorny tylko wobec rodziców. Innych ma głęboko w czterech literach. Ma smykałkę w interesach i nie da się go oszukać.
Cechy fizyczne: Szybki, silny samiec. Już od urodzenia lubił znikać sprzed oczu, i pojawiać się za innymi. Trudno go wytropić
Moce:
1. Zaglądanie do myśli innych
2. Zamienianie się w cień
3. Doprowadzanie dusz do świata zmarłych
4. Przewidywanie niedalekiej przyszłości oraz widzenia z przeszłości u danego wilka
5. Wtapianie się w jakieś przedmioty czy opętywanie zwierząt
6. Zaklinanie przedmiotów, zdarzeń, idei
Opiekun: Złodziei oraz zagubionych dusz
Partnerka: Brak
Szczeniaki: Sam nim jest
Jaskinia: Mieszka z rodziną
Amulet: Link
Od Shiry cd. Exan
- Dzięki - powiedziałam wchodząc do ciemnej jaskini - dosyć tu... ponuro.
Podeszłam trochę bliżej do basiora.
- Wiesz, właśnie szłam (a raczej leciałam) na polowanie... Może chcesz iść ze mną? Chyba, że chcesz tu siedzieć.
- Ale zaraz będzie padać - powiedział niezbyt przekonany.
- Czyli musimy się spieszyć! - uśmiechnęłam się pokazując kły.
Basior westchnął krótko i wstał kierując się do wyjścia. Ruszyłam za nim zadowolona. Wyszliśmy z ciemnej jaskini. Oślepiające słońce dotarli do mych oczu zaraz po wychyleniu głowy z jaskini. Niestety prawie mnie nie ogrzewało, bo kolor biały odbija światło. Wzięłam głęboki wdech próbując wyłapać jakieś zapachy. Przez kilka następnych kroków rozglądałam się dookoła. W końcu wśród drzew dostrzegłam młodego jelenia. Biorąc pod uwagę wcześniej słowa Exana i zbierające się nad nami chmury postanowiłam się spieszyć. Odwróciłam głowę w stronę mego towarzysza.
- Mogę ja się nim zająć?
- Pewnie - odparł krótko.
Skradałam się do zwierzyny, chociaż pewnie nie było to konieczne, bo mój plan był inny. Gdy byłam wystarczająco blisko wyczarowałam z ziemi pnącza które oplotły nogi jelenia. Zwierz przewrócił się. Podeszliśmy z Exanem do unieruchomionego, jeszcze żywego posiłku.
- Chcesz uczynić honory? - zachichotałam.
Basior schylił się do szamoczącego się zwierzęcia i zacisnął szczęki na jego szyi. Usunęłam pnącza, bo przeszkadzały by w jedzeniu.
- Smacznego - powiedziałam zabierając się do jedzenia.
Niestety nasz spokojny posiłek przerwał wyczekiwany już wcześniej przez basiora deszcz. Nawet lubię deszcz, w końcu to też woda. Ale co my mamy teraz zrobić? W sumie, byliśmy blisko jaskini, z której przyszliśmy, więc możemy się tam przenieść. Exan westchnął głęboko.
- Ostrzegałem.
- Nie marudź tylko chodź, zanim rozpada się na dobre - odpowiedziałam unosząc jelenia za pomocą magii powietrza. Niestety zapomniałam o tym, że nie umiem wykonywać dwóch "zaklęć" na raz, bo w tym samym momencie próbowałam skierować deszcz tak, żeby na nas nie padał. W skutek tego truchło upadło z hukiem na ziemię. Pokręciłam głową i podniosłam je z powrotem. Spojrzałam na Exana dając znak, że ruszamy. Ten położył uszy. Chyba na prawdę nie lubi deszczu. Rozłożyłam skrzydło tworząc niby-parasolkę dla basiora. Obdarzył mnie szerokim uśmiechem.
<Exan?>
Od Exana cd Shira
Gdy wadera zadała mi te pytanie, jej tygrysia towarzyszka spojrzała na mnie kwaśno. Uśmiechnąłem się do niej sceptycznie i spojrzałem na Shirę.
- Oczywiście, kiedy tylko chcesz.
Wadera obdarowała mnie miłym uśmiechem i wraz z tygrysicą odeszła. Jej towarzyszka szepnęła coś do niej, myśląc że nie usłyszę. Nawet nie wiedziała, jak bardzo się myliła.
- Czemu chcesz się z nim zadawać?
Wydałem z siebie cichy i przeciągły chichot i odszedłem w swoją stronę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nowy dzień przyniósł nowe i pożyteczne aspekty w moim życiu, na przykład dziś na niebie zawisło słońce, które zsyłały upalne promienie. Wyczuwałem jednak, że za niedługo spadnie deszcz i przerwie tę piękną pogodę. Nowo poznany wilk imieniem Shira od jakiegoś czasu łazi mi po głowie, ale nie w sensie miłosnym, tylko z czystym zainteresowaniem rozmyślam, co też ona porabia.
Wyściubiłem nos na zewnątrz i zilustrowałem wzrokiem okolicę, a gdy pomyślałem o Shirze, zadarłem więc też łeb w górę. Niebo było czyste, po którym snuły się postacie ptaków.
Mimo takiej ładnej pogody strasznie nie chciało mi się nawet ruszyć się, aby chociaż ułożyć się pod jakimś drzewem. Dziś wolałem pobyć w mroku. Cofnąłem się od wyjścia po czym ułożyłem w jakimś mrocznym kącie.
- Halo?- po dziesięciu minutach jakiś głos rozbrzmiał w mojej kryjówce. To był głos wadery... znajomej mi wadery. Shira!
- Tak?
- Exan, to ty? Co ty tu robisz w tak ponurym miejscu?
- Ja... w sumie to... to nic- odparłem, zastanawiając się co powiedzieć- A ciebie co tu sprowadza?
- Wyczułam twój zapach, więc pomyślałam, że przyjdę, mogę wejść?
- Pewnie, wchodź.
<Shira?>
- Oczywiście, kiedy tylko chcesz.
Wadera obdarowała mnie miłym uśmiechem i wraz z tygrysicą odeszła. Jej towarzyszka szepnęła coś do niej, myśląc że nie usłyszę. Nawet nie wiedziała, jak bardzo się myliła.
- Czemu chcesz się z nim zadawać?
Wydałem z siebie cichy i przeciągły chichot i odszedłem w swoją stronę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nowy dzień przyniósł nowe i pożyteczne aspekty w moim życiu, na przykład dziś na niebie zawisło słońce, które zsyłały upalne promienie. Wyczuwałem jednak, że za niedługo spadnie deszcz i przerwie tę piękną pogodę. Nowo poznany wilk imieniem Shira od jakiegoś czasu łazi mi po głowie, ale nie w sensie miłosnym, tylko z czystym zainteresowaniem rozmyślam, co też ona porabia.
Wyściubiłem nos na zewnątrz i zilustrowałem wzrokiem okolicę, a gdy pomyślałem o Shirze, zadarłem więc też łeb w górę. Niebo było czyste, po którym snuły się postacie ptaków.
Mimo takiej ładnej pogody strasznie nie chciało mi się nawet ruszyć się, aby chociaż ułożyć się pod jakimś drzewem. Dziś wolałem pobyć w mroku. Cofnąłem się od wyjścia po czym ułożyłem w jakimś mrocznym kącie.
- Halo?- po dziesięciu minutach jakiś głos rozbrzmiał w mojej kryjówce. To był głos wadery... znajomej mi wadery. Shira!
- Tak?
- Exan, to ty? Co ty tu robisz w tak ponurym miejscu?
- Ja... w sumie to... to nic- odparłem, zastanawiając się co powiedzieć- A ciebie co tu sprowadza?
- Wyczułam twój zapach, więc pomyślałam, że przyjdę, mogę wejść?
- Pewnie, wchodź.
<Shira?>
Od Lii do Noego
Ziewnęłam, gdyż poczułam się nagle śpiąca.
- A bo ja wiem? godzinę? dwie? półtorej? Wybacz... moje poczucie czasu jest strasznie małe. Jak się nudzisz mogę ci coś dać... nie wiem... lubisz rysować? Dłubać w ziemi? Wyrywać pióra?
- Objadać spiżarnię - mruknęła Crystal
- Och, no zamknij się - warknęłam - jak chcesz możesz tu spać, a rano mogę odprowadzić cię do twojego 'domu', albo Crys, jakbym nie wstała - mruknęłam - Chyba że zamiast spać wolisz coś upiec? Dawno nic takiego nie robiłam. Jedynie ciasto na halloween... było pomarańczowe, jednak zapomniałam czy było zdobione z marchwi czy z dyni. A może to był piernik? - zaczęłam swoje dziwne rozkminy.
- To.... ja może... coś porobię - Noe wyglądał na trochę zmieszanego
<Noe? Co ja mam niby pisać powiedz mi -_->
- A bo ja wiem? godzinę? dwie? półtorej? Wybacz... moje poczucie czasu jest strasznie małe. Jak się nudzisz mogę ci coś dać... nie wiem... lubisz rysować? Dłubać w ziemi? Wyrywać pióra?
- Objadać spiżarnię - mruknęła Crystal
- Och, no zamknij się - warknęłam - jak chcesz możesz tu spać, a rano mogę odprowadzić cię do twojego 'domu', albo Crys, jakbym nie wstała - mruknęłam - Chyba że zamiast spać wolisz coś upiec? Dawno nic takiego nie robiłam. Jedynie ciasto na halloween... było pomarańczowe, jednak zapomniałam czy było zdobione z marchwi czy z dyni. A może to był piernik? - zaczęłam swoje dziwne rozkminy.
- To.... ja może... coś porobię - Noe wyglądał na trochę zmieszanego
<Noe? Co ja mam niby pisać powiedz mi -_->
Od Shiry CD. Exan
- To miłe z twojej strony - powiedziałam cicho.
Szłam powoli, nadal lekko przybita, choć starałam się to ukryć. Idąc w półmroku napotkaliśmy małą rzeczkę. Była dosyć wąska, ale jestem leniwa i zamiast ją przeskoczyć przeszłam po niej. Sztuczka polegała na tym, że pod moimi łapami tworzyła się warstewka lodu, która topniała zaraz po podniesieniu z niej łapy. Moje oczy stały się niebieskie. Exan który właśnie przeskoczył rzekę pewnie zaraz zacznie się o nie wypytywać. O dziwo tylko w nie spojrzał. W sumie to było bardziej onieśmielające niż pytanie. Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam wolnym krokiem przed siebie. Szliśmy rozmawiając wśród raz wysokich, a raz niższych drzew. Niebo było bezchmurne i pełne gwiazd. Księżyc oświetlał nam drogę. W końcu las zaczął się przerzedzać i ustępować gołej polanie. Dostrzegłam Raylę leżącą pod drzewem na drugim jej końcu. Podeszliśmy do niej. Tygrysica przywitała Exana kwaśną miną.
- On ciągle z tobą jest? A poza tym co tak długo? - burknęła.
Westchnęłam. Później jej opowiem.
- To ja już pójdę... - odezwał się basior.
Obrócił się i ruszył w przeciwnym kierunku.
- Zaczekaj! - zawołałam na co Rayla przewróciła oczami.
Exan stanął i odwrócił głowę.
- Zobaczymy się jeszcze kiedyś? - zapytałam i obdarzyłam go uśmiechem.
<Exan?>
9.03.2019
Od Exana cd Shira
Nagle Shira krzyknęła, co zaalarmowało mój układ współczulny do przygotowania się do działania. Shira schowała się za mnie i pisnęła.
- Zabierz ode mnie to paskudztwo!
Rozglądałem się dookoła i przez chwilę pomyślałem, że Shirze się coś przewidziało, gdy nagle przed moim nosem przeleciała Ćma. Uspokoiłem się i zacząłem się śmiać.
- Shira nie wydurniaj się, przecież to tylko ćma- zachichotałem i odgoniłem ćmę machnięciem łapy.
- To nie jest ćma, to jest bestia najokropniejsza- wyjrzała za mnie i rozejrzała się, czy nie ma gdzieś w pobliżu tej "Bestii najokropniejszej".
- Shira daj spokój, już nie ma jej.
- Jesteś pewien?
- Tak, jestem pewien, chodź, obronię cię.
Shira wyłoniła się zza mojej osoby i dość niepewnie i lękliwie poruszała się obok mnie, ruszała nerwowo skrzydłami, przez co łaskotała mnie piórami po brzuchu.
- Shira na miłość Boską, uspokój się, nic tu nie ma takiego, żeby było powodem do strachu, rozumiesz?
Shira przestała ruszać skrzydłami, ale opuściła lekko głowę. Westchnąłem cicho i zatrzymałem się przed nią. Łapą uniosłem jej pyszczek palcem, żeby wadera spojrzała w moje oczy.
- Shira, co jest?
- Nic... po prostu boję się ciem, okej? Wiem brzmi to dziwnie...
- Każdy się czegoś boi. Ja na przykład boję się urazu głowy
- Ale twój lęk jest dość poważniejszy od mojego...
- Nie, jest tak samo naturalny, jak twój- skwitowałem i uśmiechnąłem się do niej. Ona uczyniła to samo.
- Miło, że się uśmiechnęłaś, chodź, ze mną nic ci się nie stanie.
<Shira?>
- Zabierz ode mnie to paskudztwo!
Rozglądałem się dookoła i przez chwilę pomyślałem, że Shirze się coś przewidziało, gdy nagle przed moim nosem przeleciała Ćma. Uspokoiłem się i zacząłem się śmiać.
- Shira nie wydurniaj się, przecież to tylko ćma- zachichotałem i odgoniłem ćmę machnięciem łapy.
- To nie jest ćma, to jest bestia najokropniejsza- wyjrzała za mnie i rozejrzała się, czy nie ma gdzieś w pobliżu tej "Bestii najokropniejszej".
- Shira daj spokój, już nie ma jej.
- Jesteś pewien?
- Tak, jestem pewien, chodź, obronię cię.
Shira wyłoniła się zza mojej osoby i dość niepewnie i lękliwie poruszała się obok mnie, ruszała nerwowo skrzydłami, przez co łaskotała mnie piórami po brzuchu.
- Shira na miłość Boską, uspokój się, nic tu nie ma takiego, żeby było powodem do strachu, rozumiesz?
Shira przestała ruszać skrzydłami, ale opuściła lekko głowę. Westchnąłem cicho i zatrzymałem się przed nią. Łapą uniosłem jej pyszczek palcem, żeby wadera spojrzała w moje oczy.
- Shira, co jest?
- Nic... po prostu boję się ciem, okej? Wiem brzmi to dziwnie...
- Każdy się czegoś boi. Ja na przykład boję się urazu głowy
- Ale twój lęk jest dość poważniejszy od mojego...
- Nie, jest tak samo naturalny, jak twój- skwitowałem i uśmiechnąłem się do niej. Ona uczyniła to samo.
- Miło, że się uśmiechnęłaś, chodź, ze mną nic ci się nie stanie.
<Shira?>
Od Shiry CD. Exan
Siedziałam i przyglądałam się widokowi. Po krótkiej chwili powiedziałam:
- Niedługo będzie zachód słońca. Może zostaniemy tu żeby go obejrzeć?
- Czemu nie - powiedział z uśmiechem basior.
Ja również obdarzyłam go uśmiechem. Tylko... co do tego czasu będziemy robić? Wstałam i rozprostowałam skrzydła. W sumie to nie miało większego celu niż tylko przeciągnięcie się. Ciekawe co teraz robi Rayla. Ech, to teraz nie ważne. Rozmawialiśmy z Exanem aż nadszedł zachód. Westchnęłam krótko. Zachody słońca są takie piękne! A zwłaszcza z takich miejsc jak to. Ale chyba czas się stąd zmywać. Po ciemku nie będzie tu zbyt bezpiecznie.
- Chyba czas już wracać - zwróciłam się do Exana - może zlecimy żeby było szybciej?
- No dobrze - uśmiechnął się.
Więc chwyciłam basiora i wzbiłam się w powietrze. Lepiej nie będę nurkować, po prostu zlecimy w dół. Po kilku minutach byliśmy już na dole. Wylądowaliśmy w lesie, tym samym na który patrzyliśmy z góry. Zaczęło się ściemniać.
- Może cię odprowadzić? - zapytał Exan.
- Dzięki - uśmiechnęłam się lekko.
Tylko gdzie on ma mnie odprowadzić? Ja nawet domu nie mam. No, chyba że do miejsca w którym zostawiłam Raylę. Szliśmy sobie powoli, przez jeszcze nie do końca ciemny las. Wszystko byłoby wspaniale gdyby nie to, co przeleciało mi przed nosem. To była ćma! Pisnęłam i schowałam się za zdezorientowanego basiora.
- Weź ode mnie to paskudztwo!
<Exan?>
8.03.2019
Od Exana cd Shira
Na niebie snuły się spokojnie stado gryfów, a ich śpiew pobudzał nasz słuch. Ich pióra falowały pod wpływem wiatru, ogony niczym chorągiewki targały się w powietrzu.
- Nie ruszaj się, gryfy są wrażliwe na gwałtowne ruchy i mogą zareagować agresją- mówię do Shiry, która obserwowała mknące w powietrzu Gryfy.
- Chodźmy dalej- Powiedziałem i wadera szybko dotrzymała mi kroku. Po pewnym czasie nasz spacer rozciągnął się spiralną drogą, która później doprowadziła nas do jakiegoś wejścia w jaskini.
- Patrz, jaskinia... Sprawdzimy, co tam jest?- zapytałem i spojrzałem na waderę, która nie do końca była przekonana, co do tego pomysłu.
- No nie wiem, nie chcę tam wchodzić- odpowiedziała i odsunęła się o krok.
- Boisz się, ze mną nic ci się nie stanie, przyrzekam- zapewniłem ją i heroicznie wypiąłem pierś, napinając przy tym masywne mięśnie i wyszczerzyłem się do wadery.
Żartobliwie jednak podszedłem do tego, więc wróciłem do poprzedniej pozy i spojrzałem jeszcze raz na wejście do jaskini, z której ziało mrokiem.
- Jak chcesz. Chciałabyś jeszcze gdzieś iść?
Shira usiadła i spojrzała na las z widoku górskiego.
- Pięknie tu, aż chcę wystartować i pomknąć w kierunku lasu- powiedziała i westchnęła krótko na końcu zdania.
- Chciałbym mieć skrzydła i to ciebie wziąć na taki lot- powiedziałem i nagle przypomniał mi się jej łagodny zapach.
- Ano.. szkoda- powiedziała wadera.
- Idziemy dalej, czy opuszczamy te góry?
- Daj mi jeszcze się przyjrzeć temu widokowi, dobrze?- spojrzała na widok lasu z góry.
Usiadłem tylko kilka ogonów dalej od wadery.
Górski wiatr przybrał na sile, ale później opanował się za sprawką Shiry, która jak mi wiadomo panowała nad tym żywiołem.
<Shira?>
- Nie ruszaj się, gryfy są wrażliwe na gwałtowne ruchy i mogą zareagować agresją- mówię do Shiry, która obserwowała mknące w powietrzu Gryfy.
- Chodźmy dalej- Powiedziałem i wadera szybko dotrzymała mi kroku. Po pewnym czasie nasz spacer rozciągnął się spiralną drogą, która później doprowadziła nas do jakiegoś wejścia w jaskini.
- Patrz, jaskinia... Sprawdzimy, co tam jest?- zapytałem i spojrzałem na waderę, która nie do końca była przekonana, co do tego pomysłu.
- No nie wiem, nie chcę tam wchodzić- odpowiedziała i odsunęła się o krok.
- Boisz się, ze mną nic ci się nie stanie, przyrzekam- zapewniłem ją i heroicznie wypiąłem pierś, napinając przy tym masywne mięśnie i wyszczerzyłem się do wadery.
Żartobliwie jednak podszedłem do tego, więc wróciłem do poprzedniej pozy i spojrzałem jeszcze raz na wejście do jaskini, z której ziało mrokiem.
- Jak chcesz. Chciałabyś jeszcze gdzieś iść?
Shira usiadła i spojrzała na las z widoku górskiego.
- Pięknie tu, aż chcę wystartować i pomknąć w kierunku lasu- powiedziała i westchnęła krótko na końcu zdania.
- Chciałbym mieć skrzydła i to ciebie wziąć na taki lot- powiedziałem i nagle przypomniał mi się jej łagodny zapach.
- Ano.. szkoda- powiedziała wadera.
- Idziemy dalej, czy opuszczamy te góry?
- Daj mi jeszcze się przyjrzeć temu widokowi, dobrze?- spojrzała na widok lasu z góry.
Usiadłem tylko kilka ogonów dalej od wadery.
Górski wiatr przybrał na sile, ale później opanował się za sprawką Shiry, która jak mi wiadomo panowała nad tym żywiołem.
<Shira?>
Od Shiry CD. Exan
Przyglądałam się basiorowi który trochę nieudolnie próbował upolować kozicę. W końcu udało mu się złapać młodego osobnika. To bardzo miłe z jego strony.
- Smacznego - powiedział kładąc kozicę przede mną.
- Dziękuję - powiedziałam z uśmiechem i oboje zaczęliśmy jeść.
W krótką chwilę zjedliśmy niemalże wszystko. Oblizałam pysk z krwi i zapytałam?
- Może pospacerujemy po górach?
- Możemy - uśmiechnął się.
Ruszyliśmy więc przed siebie. Chodzienie po górach nie jest takie łatwe jak mi się wydawało. W końcu zwykle przelatuję nad nimi a nie po nich chodzę. Starałam się, żeby się nie potknąć, bo mogłabym się sturlać. Udawało mi się to do czasu, aż nie weszliśmy jeszcze wyżej, gdzie było jeszcze bardziej stromo. Akurat los tak chciał, że pod moją łapę wślizgnął się kamień na którym się poślizgnęłam i o mało nie spadłam. Na szczęście w ostatniej chwili złapał mnie Exan.
- Uff, dzięki wielkie.
- Nie ma za co - uśmiechnął się.
Serce waliło mi jak szalone na myśl o tym co mogło mi się stać. Jednak szybko się uspokoiłam. Przecież nic mi nie jest. Jeszcze. Zaczął wiać wiatr, co jeszcze bardziej utrudniało sprawę. A może dam radę go uspokoić? Ustałam w miejscu. Exan też. Spróbowałam skupić swoją energię na wietrze. Nic. Shira, skup się! Jeszcze raz. Wiatr uspokoił się nieco. Jeszcze trochę. Teraz wiatr znacznie ucichł, choć niecałkiem. Zadowolona chciałam już ruszać, ale nagle wiatr zaczął wiać na nowo. Warknęłam przez zęby, kopiąc kamień. Exan cały czas przyglądał się mi z wyrazem pyska jakby chciał powiedzieć: "co ty wyprawiasz". Zrezygnowana burknęłam:
- Idziemy.
- Na pewno następnym razem ci się uda - próbował pocieszyć mnie basior.
Odpowiedziałam mu uśmiechem, ale nie byłam już taka szczęśliwa. Jednak ponowna radość szybko zastąpiła smutek i złość. Chyba nie umiem się na siebie długo gniewać. A może to dzięki Exanowi? Szliśmy teraz rozmawiając i śmiejąc się co chwilę. Niestety ta chwila nie trwała długo. Nagle moje oczy ujrzały... gryfy.
<Exan?>
5.03.2019
Od Exana cd Shira
- Następnym razem, jak będę chciał zginąć rozwalając sobie łeb, to dam znać- Odparłem nieco ironicznie, ale potem pożałowałem moich słów, bo myślałem, że tymi słowami uraziłem Shirę. Rzeczywiście, trochę przekrzywiła usta w dół.
- Było super- dodałem z miłym uśmiechem a potem spojrzałem na moją zabandażowaną łapę- i jeszcze raz dziękuję.
Lot jaki zafundowała mi wadera była mocno zmierzwiona i wilgotna...
Adrenalina buzowała w moim organizmie i wciąż nie mogłem wyrównać oddechu... serce waliło mi jak młotem... nigdy więcej takich niespodziewanych akcji.
Ale... to, że wadera miała dobre chęci to nie miałem do niej żalu.
- Co chcesz jeszcze robić?- zapytała wadera.
- A na co ty masz ochotę?- odpowiedziałem na pytanie pytaniem, bo sam nie wiedziałem, co wybrać a nawet nie wiedziałem, czy mojej towarzyszce by się to spodobało.
- Hmmm... może polecimy?
Westchnąłem tylko. Cóż, ona jest damą, to niech ona wybiera.
- No dobrze, ale lećmy nisko nad ziemią, dobrze?
- Nie ufasz mi, jestem na tyle silna i na tyle zdolna w magii wiatru, że utrzymam cię bez problemu, pomimo że wyglądasz na ciężkiego.
Westchnąłem po raz drugi.
- No dobrze...
Wadera chwyciła mnie i uniosła w górę, czując jak wiatr mierzwi mi sierść, gdy wzbijamy się w górę. Czułem jej łagodny i miły zapach, który spowodował, że przestałem się bać, ale adrenalina wzrosła w moim organizmie.
Tym oto sposobem dotarliśmy do jakiejś grani nieopodal. Wylądowaliśmy na skalistym podłożu a po ścianach górskich skakały kozice.
- Głodna?- zapytałem waderę nie tracąc wzroku ze zwierzęcia.
- Trochę, może poproszę Raylę, żeby nam coś upolowała.
- Niech odpoczywa w końcu wdała się w bójkę z dorosłym basiorem- może zabrzmiało to heroicznie i ekstrawagancko, ale broniłem się dzielnie. Niestety nie byłem przyzwyczajony do polowania na otwartym terenie i do tego skalnym, gdyż kozice na tych terenach były niemalże nie do przechwycenia, ale zrezygnować przy waderze było że tak powiem... no... godne wstydu. Próbowałem na wszelkie sposoby. W końcu złapałem młodą kozicę, która niemądra odłączyła się od stada i zdezorientowana trafiła na moje kły i pazury.
- Smacznego- powiedziałem i położyłem kozicę przed Shirą.
<Shira?>
- Było super- dodałem z miłym uśmiechem a potem spojrzałem na moją zabandażowaną łapę- i jeszcze raz dziękuję.
Lot jaki zafundowała mi wadera była mocno zmierzwiona i wilgotna...
Adrenalina buzowała w moim organizmie i wciąż nie mogłem wyrównać oddechu... serce waliło mi jak młotem... nigdy więcej takich niespodziewanych akcji.
Ale... to, że wadera miała dobre chęci to nie miałem do niej żalu.
- Co chcesz jeszcze robić?- zapytała wadera.
- A na co ty masz ochotę?- odpowiedziałem na pytanie pytaniem, bo sam nie wiedziałem, co wybrać a nawet nie wiedziałem, czy mojej towarzyszce by się to spodobało.
- Hmmm... może polecimy?
Westchnąłem tylko. Cóż, ona jest damą, to niech ona wybiera.
- No dobrze, ale lećmy nisko nad ziemią, dobrze?
- Nie ufasz mi, jestem na tyle silna i na tyle zdolna w magii wiatru, że utrzymam cię bez problemu, pomimo że wyglądasz na ciężkiego.
Westchnąłem po raz drugi.
- No dobrze...
Wadera chwyciła mnie i uniosła w górę, czując jak wiatr mierzwi mi sierść, gdy wzbijamy się w górę. Czułem jej łagodny i miły zapach, który spowodował, że przestałem się bać, ale adrenalina wzrosła w moim organizmie.
Tym oto sposobem dotarliśmy do jakiejś grani nieopodal. Wylądowaliśmy na skalistym podłożu a po ścianach górskich skakały kozice.
- Głodna?- zapytałem waderę nie tracąc wzroku ze zwierzęcia.
- Trochę, może poproszę Raylę, żeby nam coś upolowała.
- Niech odpoczywa w końcu wdała się w bójkę z dorosłym basiorem- może zabrzmiało to heroicznie i ekstrawagancko, ale broniłem się dzielnie. Niestety nie byłem przyzwyczajony do polowania na otwartym terenie i do tego skalnym, gdyż kozice na tych terenach były niemalże nie do przechwycenia, ale zrezygnować przy waderze było że tak powiem... no... godne wstydu. Próbowałem na wszelkie sposoby. W końcu złapałem młodą kozicę, która niemądra odłączyła się od stada i zdezorientowana trafiła na moje kły i pazury.
- Smacznego- powiedziałem i położyłem kozicę przed Shirą.
<Shira?>
Od Shiry CD. Exan
- W sumie to śmiesznie byłoby zobaczyć jak mnie prosisz, ale nie musisz tego robić - zgodziłam się.
Rayla spojrzała na mnie krzywo.
- Spokojnie, nie musisz iść. Tylko zostań gdzieś w pobliżu.
- No nie wiem... A jak coś ci się stanie? - zwątpiła tygrysica.
- Nie jestem dzieckiem. Jak coś się będzie dziać to cię wezwę. Zaufaj mi.
Rayla się zgodziła. Basior przyglądał się naszej rozmowie.
- Tak w ogóle to jak masz na imię?
- Exan - odpowiedział krótko.
- Shira.
Uśmiechnęłam się i podeszłam bliżej do Exana.
- Nie pozwolę ci tak iść z tą raną. Daj mi ją chociaż opatrzyć.
- Dam sobie radę!
Chociaż że się nie zgodził to ja wyczarowałam kilka leczniczych roślinek i owinęłam wokół jego łapy. Żeby było trwalej to zrobiłam jeszcze jedną warstwę że zwykłych pnączy.
- Lepiej?
- Niech ci będzie - uśmiechnął się.
- Teraz możemy iść. Ale wiesz, że ja totalnie nie znam terenów watahy, prawda? - zaśmiałam się - chodźmy.
Zaczęłam powoli iść przed siebie, a basior za chwilę dorównał mi kroku, chociaż że trochę kulał. Zrobiło mi się go żal i zaczęłam mieć wyrzuty sumienia. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę, więc na razie szłam w ciszy. Może on zagada? Spojrzałam na niebo. Było trochę zachmurzone, ale co tam. A może sobie polatamy? Odwróciłam głowę do basiora i na mym pysku zawitał mały uśmieszek.
- Może chciałbyś ze mną polatać?
- Ale jak? Ja nie mam skrzydeł.
- To już nie problem - powiedziałam i oderwałam się od ziemi.
Złapałam Exana i go uniosłam (tak na prawdę to magia powietrza mi pomogła). Zaczęłam lecieć w górę. Coraz wyżej i wyżej. Zatrzymałam się żebyśmy mogli podziwiać widoki. Wszystko było doskonale widać. Basior westchnął z zachwytu. Teraz zaczęłam lecieć wolno, przed siebie. Zauważyłam małą chmurkę przed nami. Przelecieliśmy przez sam środek. Chmury są takie... no, są bardzo fajne. Wzleciałam jeszcze wyżej, na tyle że teraz byliśmy nad chmurami. Przez chwilę ustałam w miejscu żeby Exan się jeszcze trochę pozachwycał. Zniżyłam się tak, żeby basior sunął łapami po chmurach. Lecieliśmy tak, aż chmury się skończyły. Chyba już czas wrócić na ziemię. Zanurkowałam. Z każdą sekunda coraz szybciej. Chyba trochę przesadziłam, bo basior zaczął krzyczeć...
- Nie zachowuj się jak dziewczyna! - zachichotałam.
Byliśmy tuż przy samej ziemi. W ostatniej chwili, kiedy Exan pewnie był już pewny śmierci, rozłożyłam skrzydła, odstawiłam basiora na ziemię i zgrabnie wylądowałam. Lekko zdyszana zapytałam:
- Chyba nie było aż TAK źle cooo? - zrobiłam maślane oczka.
<Exan?>
3.03.2019
Od Exana cd Shira
W tym dzisiejszym dniu przeżyłem aż trzy nieprzyjemne sytuacje..
Po pierwsze w mojej kryjówce zalęgły się szczury, więc czym prędzej musiałem brać łapy za pas i poszukać innej... drugą sytuacją był pusty brzuch, gdyż nie było w pobliżu żadnego zwierzęcia i trzecia najgorsza... zostałem napadnięty przez wielką brutalną tygrysicę, która żeby było śmieszniej była na usługach skrzydlatej wadery. Towarzyszka tygrysicy zaczęła mnie przepraszać.
- Nie no, nic się nie stało, serio- powiedziałem, ukrywając ślad ugryzienia na prawej przedniej łapie.
Tygrysica wyglądała jakby w ogóle nie żałowała, że na mnie napadła, aczkolwiek nawet spoglądała na mnie groźnie.
- Zrobię dla ciebie wszystko, ale nie zgłaszaj tego Alfie, proszę.
Przewracam oczami i podchodzę do lekko załamanej wadery.
- Na serio nic się nie stało a ja z natury nie zwykłem skarżyć na kogoś o byle co- po tym uśmiechnąłem się miło i tym samym uśmiechem obdarzyłem moją napastniczkę, która prychnęła nerwowo.
- Rayla, proszę cię!
- Nie, nie krzycz na nią, już jej wybaczyłem dwa razy- z mojego gardła wydobył się cichy chichot i skierowałem się w swoją stronę.
- Poczekaj!
Odwracam się do wadery.
- Musisz iść do medyka, widzę jak utykasz- zawołała za mną.
- Nic mi nie będzie, wyliżę się z tego.
- Jesteś pewien?
Podchodzę do niej z lekkim grymasem zadziorności.
- Słuchaj, jak chcesz się uspokoić i poczuć choćby nawet minimalne odczucie, że ci wybaczyłem, zapraszam cię na spacer, co ty na to?
- No nie wiem- odpowiedziała wadera i spojrzała na swoją towarzyszkę, która zrobiła taką minę, jakby zaraz miała cierpieć ze względu na moje skromne towarzystwo.
- No nie daj się prosić, hmmm?
<Shira?>
Po pierwsze w mojej kryjówce zalęgły się szczury, więc czym prędzej musiałem brać łapy za pas i poszukać innej... drugą sytuacją był pusty brzuch, gdyż nie było w pobliżu żadnego zwierzęcia i trzecia najgorsza... zostałem napadnięty przez wielką brutalną tygrysicę, która żeby było śmieszniej była na usługach skrzydlatej wadery. Towarzyszka tygrysicy zaczęła mnie przepraszać.
- Nie no, nic się nie stało, serio- powiedziałem, ukrywając ślad ugryzienia na prawej przedniej łapie.
Tygrysica wyglądała jakby w ogóle nie żałowała, że na mnie napadła, aczkolwiek nawet spoglądała na mnie groźnie.
- Zrobię dla ciebie wszystko, ale nie zgłaszaj tego Alfie, proszę.
Przewracam oczami i podchodzę do lekko załamanej wadery.
- Na serio nic się nie stało a ja z natury nie zwykłem skarżyć na kogoś o byle co- po tym uśmiechnąłem się miło i tym samym uśmiechem obdarzyłem moją napastniczkę, która prychnęła nerwowo.
- Rayla, proszę cię!
- Nie, nie krzycz na nią, już jej wybaczyłem dwa razy- z mojego gardła wydobył się cichy chichot i skierowałem się w swoją stronę.
- Poczekaj!
Odwracam się do wadery.
- Musisz iść do medyka, widzę jak utykasz- zawołała za mną.
- Nic mi nie będzie, wyliżę się z tego.
- Jesteś pewien?
Podchodzę do niej z lekkim grymasem zadziorności.
- Słuchaj, jak chcesz się uspokoić i poczuć choćby nawet minimalne odczucie, że ci wybaczyłem, zapraszam cię na spacer, co ty na to?
- No nie wiem- odpowiedziała wadera i spojrzała na swoją towarzyszkę, która zrobiła taką minę, jakby zaraz miała cierpieć ze względu na moje skromne towarzystwo.
- No nie daj się prosić, hmmm?
<Shira?>
2.03.2019
Od Videtura CD Mauvais
- O-oczywiście!
- odpowiedziałem nagle. Przez głowę przeleciała mi myśl o tym, że może
gdybym szybko zdobył zaufanie Mauvais, to może jednak by mnie nie
zabiła... Jednak w tym samym momencie przypomniały mi się słowa wadery o
tym, że przyszłości nie można zmienić. Jedyne co mogłem teraz zrobić to
czekać i wierzyć w dobre intencje wilczycy.
Hej! Przecież nie widziała jak ginę, a to jest całkiem dobra wieść!
W ciszy ruszyliśmy do dalszej wędrówki przez dziwny las. Nagle się zatrzymałem, znów słysząc jakiś szept. Odwróciłem głowę w stronę Mauvais. Również stanęła i nasłuchiwała. Z zaniepokojeniem rozglądałem się dookoła. Dostrzegłem tylko małe cienie przemieszczające się pomiędzy drzewami. Wyglądało na to, że zostaliśmy przez kogoś albo coś otoczeni. Lekko przysunąłem się do Vais, czułem jak moje łapy zaczynają drżeć...
Nagle z cienia wysunęła się mała, podobna do lisa postać z egzotyczną maską na pyszczku. Chyba coś powiedziała, ale jedyną rzeczą, którą mogłem usłyszeć, był jakiś szum. Zmrużyłem lekko oczy, jakbym pytał się co się tutaj dzieje. Nie byłem przygotowany na takie coś...
Zamierzałem powiedzieć coś do wadery gdy nagle poczułem ukłucie w lewym boku... Spojrzałem tam i dostrzegłem coś przypominającego czarną strzałę. Od razu odczułem, że jest tam zawarty środek usypiający lub jakaś trucizna. Napiąłem wszystkie mięśnie, próbując stawić opór substancji. Wiem, że jestem odporny na trucizny, jednak z każdą chwilą robiłem się co raz słabszy. Mojemu upadkowi towarzyszył tylko szum.
< Vais? :> )
Hej! Przecież nie widziała jak ginę, a to jest całkiem dobra wieść!
W ciszy ruszyliśmy do dalszej wędrówki przez dziwny las. Nagle się zatrzymałem, znów słysząc jakiś szept. Odwróciłem głowę w stronę Mauvais. Również stanęła i nasłuchiwała. Z zaniepokojeniem rozglądałem się dookoła. Dostrzegłem tylko małe cienie przemieszczające się pomiędzy drzewami. Wyglądało na to, że zostaliśmy przez kogoś albo coś otoczeni. Lekko przysunąłem się do Vais, czułem jak moje łapy zaczynają drżeć...
Nagle z cienia wysunęła się mała, podobna do lisa postać z egzotyczną maską na pyszczku. Chyba coś powiedziała, ale jedyną rzeczą, którą mogłem usłyszeć, był jakiś szum. Zmrużyłem lekko oczy, jakbym pytał się co się tutaj dzieje. Nie byłem przygotowany na takie coś...
Zamierzałem powiedzieć coś do wadery gdy nagle poczułem ukłucie w lewym boku... Spojrzałem tam i dostrzegłem coś przypominającego czarną strzałę. Od razu odczułem, że jest tam zawarty środek usypiający lub jakaś trucizna. Napiąłem wszystkie mięśnie, próbując stawić opór substancji. Wiem, że jestem odporny na trucizny, jednak z każdą chwilą robiłem się co raz słabszy. Mojemu upadkowi towarzyszył tylko szum.
< Vais? :> )
1.03.2019
Od Shiry do kogoś
Słońce było już wysoko, a ja wciąż nie miałam nic do roboty. Leżałam z Raylą pod drzewem.
- Może się gdzieś przejdziemy? - zaproponowałam.
Tygrysica skinęła głową na tak. Wstała i się przeciągnęła, a ja po chwili zrobiłam to samo.
- Więc prowadź. To był twój pomysł - powiedziała jakby od niechcenia.
Ruszyłam przed siebie. Powinnam zwiedzić tereny watahy. Stąpałam po zamarzniętym śniegu, nie zapadając się. Rayla była za ciężka i poruszała się z trudem, ale nie narzekała. Chyba lubi zimę. Zrobiło mi się zimno chociaż że wcześniej leżałam na śniegu i nie było mi tak zimno. Przywołałam ciepłe powietrze tworząc wokół siebie osłonę przed zimnem. Przez to oczy zrobiły mi się białe. Po tygrysicy nie było widać że marznie, więc nie zapytałam czy też chce. A co mi tam, najwyżej później będzie się skarżyć. Rozejrzałam się dookoła i moje oczy ujrzały kilka drzew że zwisającymi soplami z gałęzi.
Ładnie tu - odezwała się Rayla.
Miała rację. Było ślicznie. Po kilku minutach doszłyśmy na małą polanę. Może zatrzymamy się tu na chwilkę? Co możemy robić? Usiadłam na zimnej skorupie śnieżnej. Postawiłam łapę kawałek dalej, żeby roztopić śnieg pod nią. Wstałam i włożyłam przednie łapy w powstały dołek. Śnieg pod nimi się roztopił i wpadłam w dół. Gdy wstałam widać było tylko moją głowę. Chociaż w sumie to nawet głowy nie było za bardzo widać, bo przecież jest biała. Rayla przyglądała mi się z dziwną miną na pysku. Pewnie zastanawiała się co ja wyprawiam. Ja zakryłam śniegiem górę dołka zostawiając otwór na głowę. Wystawiłam łepek z dziury. Musiałam dziwnie wyglądać bo Rayla zaczęła się śmiać. Dobra, dosyć tego. Wygramoliłam się spod skorupy. Otrzepałam się ze śniegu i spojrzałam na dziurę. Pewnie ktoś do niej wpadnie, jak nie ja sama za chwilę. Lepiej ją zakryję. Stworzyłam śnieg w miejscu dziury.
- Teraz patrz na to! - rzuciłam do tygrysicy.
Wzbiłam się w powietrze i zrobiłam trzy salta do tyłu. Wzleciałam wyżej. Zanurkowałam robiąc śrubę. Zatrzymałam się tuż nad ziemią rozpościerając skrzydła i wzbiłam się z powrotem w górę. Zaczęłam wywijać ósemki, tyle że na boku, czyli bardziej znak nieskończoności. Po chwili wylądowałam na ziemię.
- I jak? - zapytałam zdyszana.
- Ee, nic nowego. To co zwykle.
A ta jak zawsze obojętna. No, prawie zawsze.
- Słyszałaś to? - zapytała nagle odwracając nerwowo głowę.
Przechyliłam pytająco głowę. Ja tam nic nie słyszałam, a słuch mam dobry! Spojrzałam w ta samą stronę. Jakoś nic nie widziałam. Tygrysica wstała, jakby gotowa do ataku.
- Uspokój się, to na pewno nic groźnego.
- Nie, ja tam kogoś słyszałam. I to nie małego zajączka - zaprzeczyła robiąc trzy kroki wprzód.
Pewnie znowu coś sobie ubzdurała. W tym momencie i ja coś usłyszałam. Zastrzygłam uszami. Nagle Rayla zerwała się z miejsca i rzuciła w stronę słyszanego dźwięku.
- Aaa! Pomocy!
Tym razem dobrze słyszałam dźwięk przerażenia. Najprawdopodobniej był to niegroźny wilk z tej watahy.
- Rayla, zostaw! - krzyknęłam lecąc w jej stronę.
Tygrysica rzuciła się na niego, ale zanim zdążyła zrobić mu coś poważnego ja zainterweniowałam. Uniosłam Raylę za pomocą magii powietrza i postawiłam ją obok. Chyba nie zrobiła temu komuś nic poważnego.
- J-ja... Strasznie Cię za nią przepraszam... - próbowałam jakoś to naprawić widząc, że jest podrapany.
Wilk powoli wstał, otrzepując się. Ok, czyli może chodzić, nie jest tak źle.
Posłałam Rayli mordercze spojrzenie. Będę musiała się tłumaczyć... Jeszcze wymyślę jej jakąś karę.
- N- naprawdę ogromnie przepraszam... Wynagrodzę to jakoś... Ona też przeprasza - i tu zwróciłam się do tygrysicy - prawda Rayla?
- Tak... tak... - odpowiedziała udając skruchę.
Przewróciłam oczami.
- Nie zwracaj na nią uwagi, ona już taka jest.
<Ktoś? Rayla nie chciała, ona jest po prostu zbyt... ostrożna?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)