23.10.2016

Od Lii ,, Nic nie trwa wiecznie "

Czasem zastanawiam jaki sens ma moje życie. Mrok ssie co dziennie moje życie. jestem sama. Jest nic nie trwa wiecznie. W końcu wszyscy umrzemy. Nie będzie już liczyć się jak żyliśmy, kogo kochaliśmy. Nic. Mrok. Ciemność która się nie cofnie. Jesteśmy sami. Oszukiwanie śmierci jest bez sęsowne. To tak. Jakbyśmy uciekali przed nieuniknionym.

****
Była północ. Księżyc nie był pełny. Przypominał rogalika. Nie byłam w jaskini. Siedziałam na kamieniu przyglądając się pełni. Rozmyślałam o ostatnich wydarzeniach. To nie jest normalne. Kiedy tak siedziałam usłyszałam czyjś głos. Był spokojny ale zdenerwowany. Czułam to
- Przepraszam... - odwróciłam głowę. Za mną stała Hestia. Mała i przestraszona. Jakby się czegoś bała.
- Czemu nie jesteś w jaskini? - spytałam.
- Nie mogłam spać.
- Gdzie jest Katrin?
- Poszła gdzieś z wilkiem który mnie znalazł. - ,,No tak. Można by przypuszczać". Pomyślałam
- umiesz latać? - spytałam, bo to był jeden ze sposobów który wykorzystywałam kiedy nie mogłam zasnąć. Wadera nie ruszyła sie z miejsca tylko spuściła oczy w dół. Bała sie mnie?
- Nie...
- Mogę Cię nauczyć. - wadera patrzyła na mnie przez chwilę jak na zjawę.
- Ja... nie potrafię... 
- Skoro ja juz od ponad 1 roku umiem a mam 2 lata to ty tym bardziej.
- Masz żywioł wolności od urodzenia? - spytała mnie wadera ale jakby się potem przestraszyła, ze zadała takie pytanie.
- Owszem. Odziedziczyłam.
- Ja nie...
- Nie szkodzi. - powiedziałam.
***

Przez pół godziny uczyłam ją podstaw. Ale w jakimś dziwnym momencie usłyszałam cholerę... ( tą chorobę. )
- Co? Koszmary Ci się śniły? - spytałam z drwiacym niedowierzaniem ją z kamienia na którym stałam z Hestią.
- Bardzo smieszne. Po prostu mamy gościa.
- Gościa... - wadera jakby była szczęśliwa z mojej dezoriętacji.
- Jest to pewien basior...
- Aha? - w tym momencie zza pleców cholery wyszedł jakiś wilk. Był dziwny
- To jest Seven. - powiedziała uśmiechając się przy okazji pokazując kły.
- Czemu mi to mówisz?
- Czy ja wiem? - powiedziała. - Tak po prostu - coś musiało w tym być, że bo przyprowadziła. Nie ufałam jej. W tedy zauważyłam w jego oczach głód jak patrzył na Hestię która stała koło mnie. Popatrzyłam na swój łańcuszek na którym... a z resztą. Ściągnełam go i rzuciłam do tego basiora. Złapał to. Początkowo chyba myslał, że to mój medalion ale to nie był on. Mój medalion pozostawał na miejscu.
- Co to do cholery jest? - spytał patrząc na niebieski płyn w butelce,
- Przekonasz się. To nie jest trucizna ale nie mam ochoty patrzeć na kanibalstwo. Tyfusie.- ( teraz mamy dwie choroby. Tyfusa i cholerę ) Po tych słowach popatrzyłam na Hestię, dotknęłam jej łapą i się przeteleportowałysmy do mojej jaskini a samą jaskinię zabezpieczyłam. teraz tu nikt nie mógł wejść.

< Seven... to nie trucizna... >


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz