****
Była północ. Księżyc nie był pełny. Przypominał rogalika. Nie byłam w jaskini. Siedziałam na kamieniu przyglądając się pełni. Rozmyślałam o ostatnich wydarzeniach. To nie jest normalne. Kiedy tak siedziałam usłyszałam czyjś głos. Był spokojny ale zdenerwowany. Czułam to
- Przepraszam... - odwróciłam głowę. Za mną stała Hestia. Mała i przestraszona. Jakby się czegoś bała.
- Czemu nie jesteś w jaskini? - spytałam.
- Nie mogłam spać.
- Gdzie jest Katrin?
- Poszła gdzieś z wilkiem który mnie znalazł. - ,,No tak. Można by przypuszczać". Pomyślałam
- umiesz latać? - spytałam, bo to był jeden ze sposobów który wykorzystywałam kiedy nie mogłam zasnąć. Wadera nie ruszyła sie z miejsca tylko spuściła oczy w dół. Bała sie mnie?
- Nie...
- Mogę Cię nauczyć. - wadera patrzyła na mnie przez chwilę jak na zjawę.
- Ja... nie potrafię...
- Skoro ja juz od ponad 1 roku umiem a mam 2 lata to ty tym bardziej.
- Masz żywioł wolności od urodzenia? - spytała mnie wadera ale jakby się potem przestraszyła, ze zadała takie pytanie.
- Owszem. Odziedziczyłam.
- Ja nie...
- Nie szkodzi. - powiedziałam.
***
Przez pół godziny uczyłam ją podstaw. Ale w jakimś dziwnym momencie usłyszałam cholerę... ( tą chorobę. )
- Co? Koszmary Ci się śniły? - spytałam z drwiacym niedowierzaniem ją z kamienia na którym stałam z Hestią.
- Bardzo smieszne. Po prostu mamy gościa.
- Gościa... - wadera jakby była szczęśliwa z mojej dezoriętacji.
- Jest to pewien basior...
- Aha? - w tym momencie zza pleców cholery wyszedł jakiś wilk. Był dziwny
- To jest Seven. - powiedziała uśmiechając się przy okazji pokazując kły.
- Czemu mi to mówisz?
- Czy ja wiem? - powiedziała. - Tak po prostu - coś musiało w tym być, że bo przyprowadziła. Nie ufałam jej. W tedy zauważyłam w jego oczach głód jak patrzył na Hestię która stała koło mnie. Popatrzyłam na swój łańcuszek na którym... a z resztą. Ściągnełam go i rzuciłam do tego basiora. Złapał to. Początkowo chyba myslał, że to mój medalion ale to nie był on. Mój medalion pozostawał na miejscu.
- Co to do cholery jest? - spytał patrząc na niebieski płyn w butelce,
- Przekonasz się. To nie jest trucizna ale nie mam ochoty patrzeć na kanibalstwo. Tyfusie.- ( teraz mamy dwie choroby. Tyfusa i cholerę ) Po tych słowach popatrzyłam na Hestię, dotknęłam jej łapą i się przeteleportowałysmy do mojej jaskini a samą jaskinię zabezpieczyłam. teraz tu nikt nie mógł wejść.
< Seven... to nie trucizna... >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz