16.06.2019

Od Vi do kogoś

Od ucieczki minęło wiele miesięcy. Miałam już dość tego ciągłego włóczenia się. Wiadomo również, że kiedy jest się samemu w lesie i jeszcze jest się nie w pełni sił, szanse na przeżycie są dosyć niskie. Usiadłam przy drzewie, a kiedy usłyszałam szelest liści, spojrzałam w górę. Ujrzałam tam pięknego białego ptaka, którego pióra lśniły jakby były zrobione z metalu. Stworzenie chwilę mi się przyglądało, po czym odleciało co chwilę spoglądając na mnie.
- Aż taka straszna jestem? - położyłam się chcąc choć chwilkę odpocząć przed dalszą podróżą
- Tak... znaczy nie... n-no troszkę. Widziałaś się ostatnio? - usłyszałam
Postanowiłam zostawić to bez komentarza. Chciałam się nacieszyć spokojem, ciszą i otaczającym mnie pięknem lasu. Niestety nie trwało to zbyt długo.
- Coś się zbliża. Radzę ci się oddalić stąd jak najdalej. - powiedział jeden z moich głosów. Podniosłam się powoli i ruszyłam przed siebie. Nie chciałam sprawdzać co to było. Nie miałam siły na walkę, a nawet jeśli to nie było groźne to i tak wolałam nie ryzykować. Po dłuższym czasie dotarłam do jeziora. Przy nim znajdował się jakiś stary wilk, wpatrujący się w wodę. Nie byłam pewna co zrobić. Jeśli był wrogo nastawiony to już po mnie. Podeszłam więc parkę kroków bliżej by przekonać się czy zaatakuje. On tylko odwrócił się, spojrzał na mnie, zachichotał i wrócił do tego co przed chwilą robił. Podeszłam napić się wody. Starzec podszedł bliżej mnie po czym kamieniem narysował uśmiech z dwoma X zamiast oczu. Po tym jak wpatrywał się we mnie przez bardzo długo trwającą minutę odbiegł.
- Dziwak... - powiedział jeden z głosów
- Nie gorszy niż ja - zaśmiałam się i spojrzałam dookoła siebie. Znowu zostałam sama. Wszyscy się ode mnie oddalają. Samotność - to jedyne co mnie czeka. Zamknęłam oczy próbując odgonić od siebie te depresyjne myśli. Poczułam się senna i dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie, że nie pamiętam kiedy ostatnio spałam spokojnie. Bez koszmarów, bez budzenia się w środku nocy i uciekania. Na dodatek nie pamiętam kiedy ostatnio coś jadłam. Muszę udać się w jakieś bezpieczne miejsce i zadbać o siebie. Z tą myślą wstałam i kontynuowałam wędrówkę. Spokojnie próbując wymyślić dokąd się udać szłam powoli przed siebie. Nagle usłyszałam szelest liści. Odwróciłam się w tamtą stronę. Ujrzałam tego dziwnego starca. Pokazał mi żebym ruszyła za nim. Co było najgłupszą rzeczą którą mogłabym zrobić w tym momencie? Pójść za nim. Więc co zrobiłam? Poszłam za nim! Zrobiłam to tylko dlatego, że moje głosy w głowie powiedziały mi, żebym mu zaufała. Starzec prowadził mnie przez dwa dni bez przerwy. Nagle zatrzymał się po czym spojrzał na mnie, uśmiechnął się i zniknął. Nie mam pojęcia co to było. Może jestem już tak zmęczona, że widzę już rzeczy których nie ma... A może pogrążyłam się już w swoim szaleństwie? Rozejrzałam się dookoła. Nie zobaczyłam nic po za drzewami i jakąś postacią zbliżającą się do mnie. Super! Unikasz kłopotów, więc one same przychodzą do ciebie. Kiedy postać była coraz bliżej zaczęłam się cofać. Nie mam siły na użycie mocy. W końcu za mną znalazło się drzewo uniemożliwiając mi dalsze cofanie się. Zamknęłam oczy i czekałam na atak przeciwnika. I czekałam... i czekałam... I nic! Czyżby nie chciał mnie zabić? Otworzyłam oczy i usłyszałam, że cicho chichocze.
<Ktoś dokończy?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz