Chyba za dużo sypnęłam przyprawy do piernika. Chyba. No ale, raz się żyje! Po tym pierniku raczej długo nie pożyjemy.
- Crys, weź rozgrzej piec! - zawołałam do smoka. Samica coś tam burknęła pod nosem unosząc powieki, i przechylając głowę w moją stronę.
- Naucz się używać zapałek - burknęła zataczając się na bok, i tak leżąc.
- No choć tu. Kici kici - uśmiechnęłam się pod nosem, gdy smoczyca parsknęła, po czym wstała by rozgrzać niby piec. No, i fajnie.
***Przeskok czasowy bo nie chce mi się opisywać czekania aż się upiecze i reszty robienia ciasta***
Odmierzanie czasu było równie nudne co czekanie na zaschnięcie się farby na ścianie, albo aż herbata ci ostygnie, bo przez wrażliwy język nie możesz pić gorącego. Duszki wietrzne wyłożyły blachę z piernikiem na deskę. Podeszłam by zobaczyć czy się nie spalił. Nie wyglądało na to. Para unosząca sie w powietrzu mówiła sama za siebie, że ciasta nie trza ruszać. I teraz od nowa czekanie, aż ciasto wystygnie.
<Noe? Czy tylko ja nie mam na to pomysłu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz