18.06.2019
Od Krzemienia CD Michio
-Mam was pchlarze! - Zarechotał rudy młodzik, unosząc nas nad ziemię. - Heniek, łap tego drugiego!
Poczułem jak czyjeś grube łapska ciągną mnie w górę.
Zacząłem rwać się i ujadać jak wściekły, stalowe futro ślizgało się grubasowi w palcach. Czułem, że powoli tracę sreberko, przecież ten efekt nie trwa długo. Szybko się mu wyrwałem zanim będzie za późno. Pognałem przez las. Nie na długo. Usłyszałem strzał, poczułem ukłucie w tyłek, mroczki, łapy z waty, aż w końcu potknąłem się, a świadomość uciekła ze mnie momentalnie.
***
Obudziło mnie ciepłe, letnie słońce. Mięśnie były zdrętwiałe, miałem sucho w pysku, oczy piekły mnie masakrycznie. Zabrało mi chwilę, żeby dojść do siebie i uspokoić myśli.
Dobra. Znowu jestem w klatce. Jest dzień, piękny i bezchmurny. Karawana samochodów jedzie leniwie przez leśną ścieżkę, wzbijając tumany kurzu. Leżę tuż obok tego drobnego, żółtego basiorka. Pamiętam go. Nawet słodko wygląda jak się tak tuli-iiiiCZEKAJ CO? Poderwałem się na nogi, wyrywając się z objęć. Próbowałem zapomnieć o fakcie, że ja tuliłem się podobnie ciasno.
- Ał! - Wilk uderzył głową o dno klatki. Podniósł się niezgranie, masując dolną szczękę. - Co tak gwałtownie, spokojnie.
- To z nerwów.
Poczekałem aż dojdzie do siebie.
- Cóż. - Westchnąłem. - Jestem Krzemień. Zacznijmy od tego, skoro mamy tu kiblować razem.
-Michio. Miło mi. - Odparł. - Też cię zestrzelili?
- A żebyś wiedział. Brutalnie i z zaskoczenia, chociaż byłem tu dosłownie przez moment. Portal zamknął się za mną zanim zdążyłbym wrócić. - Przysiadłem koło niego. - A ty; co ci w życiu nie wyszło, że tu skończyłeś?
Miał mi odpowiedzieć, ale jeden mężczyzn wskoczył na bagażnik wozu, uderzając ciężkimi butami o podłogę. To był ten młody rudzielec, co złapał Michia za kark. Nie wyglądał wprawdzie na silnego, ale o basiorze mogłem powiedzieć to samo. Chłopak usiadł okrakiem z tyłu wozu, żując w zębach szluga. Kiedy przejechaliśmy pod starą lipą, urwał jedną z gałęzi i chyba ze znudzenia zaczął drażnić zwierzęta jej końcem między prętami. Micho cofnął się o krok, przez co chłopak nie mógł go dosięgnąć, ja zrobiłem to samo. Jednak stary niedźwiedź ciężko znosił dźganie w bok, zaczął warczeć i wierzgać, aż wreszcie złapał zębami za koniec pociągnął z całą siłą do siebie. Rudzielec poleciał do przodu, uderzając twarzą o pręty klatki. Chwila nieuwagi dłużej, a zwierzę odgryzłoby mu rękę.
- Szlag!- Młodzik odskoczył w ostatnim momencie. - Co to ma być za potwór! Na waszym miejscu ja bym ich nawet z lasu nie wynosił.
- Przymknij się, są nam potrzebne. - Mruknął jeden z brodaczy siedzących na przednim siedzeniu.
- Ja wiem wiem, ale twoja wymówka z tym jakimś czary-mary mnie nie przekonuje. - Fuknął nadąsany i przełożył głowę przez otwarte tylne okno. - Gdzieś mam waszych naukowców, wiecie? Wszystko co mają to te swoje domysły. Hipoteza o magii jest wyssana z palca, mówię wam. Kto niby zaobserwował, że te bestie umieją czarować? Budja. Zwykłe pchlarze, ja nic więcej nie widzę.
Oczy zwęziły mu się w szparki gdy próbował objąć wszystkie nasze klatki wzrokiem. Starszy mężczyzna parsknął na niego i machnął ręką.
- Mało na tym świecie żyjesz i mało wiesz,więc nie próbuj być żołnierzem i biologiem eksperymentalnym jednocześnie. Magia to rzecz, której nie pojmiesz. Wiele razy widziano jak jakieś drapieżniki straszyły myśliwych anomaliami z ognia, wiatru i mgły, przepędzały zwierzęta łowne ludziom albo sprawiały, że te już ustrzelone stawały na nogi. Ja nawet raz to widziałem: Raz, gdy zrobiłem wycieczkę rowerową z moją żoną, stado wilków biegło lasem późnym wieczorem. Gdy podjechaliśmy bliżej, jeden z nich zaczął świecić w ciemności. Jakby był cholernym świetlikiem.
- Ha, no nie gadaj. - Zaśmiał się grubas za kierownicą.
- Albo napromieniowany, albo się po prostu znowu za dużo upiłeś. To ci się zdarza Radek.
- Mówiłem smarkaczu, że nie zrozumiesz.
Chłopak wyjął głowę z framugi okna samochodowego.
- Skąd wiecie, że te, które złapaliście są zaczarowane?
-Nie wiemy młody. - odparł kierowca. - Dlatego kazali nam je zabrać do centrali. Tam są ludzie mądrzejsi od nas, oni wiedzą jak to udowodnić. Teraz proszę, oszczędź mi cierpliwości i nie gadaj tyle jakbyś mógł. Próbuję prowadzić, a do Detroid jeszcze długa droga.
Rudzielec nadąsał się, ale siedział już cicho. Przysiadł z tyłu i zaczął bawić się wypalonym szlugiem.
- Oj cholibka.- Westchnąłem do Michia.- Nie chcesz do tego ich miasta. Okropne miejsce. Czyste jakieś i kanciaste.
- Nie byłem.- Przerwał mi.- Ale mam dość jakikolwiek wycieczek. Wiejmy stąd! Czekaj, jak ty to wcześniej zrobiłeś?
Odwróciłem się do wyjścia z klatki. W miejscu gdzie powinna być kłódka, ktoś wetknął drewniany kołek. Chyba komuś się profesjonalny sprzęt skończył na nasze nieszczęście.
Nie tym razem młody. Nie roztopię prętów, podtrzymują półtonowy dach, są za duże, rozleją się na 1000 stopniową kałużę tuż na naszej drodze ucieczki.
- Przebiegłbym.
- Straciłbyś łapy. Inne pomysły?
(Michio? Wenka pobudzona? )
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz