27.06.2019

Od Mazikeen Do Tobiasa

Byłam nabuzowana emocjami. Tropiłam to ścierwo, które przyczyniło się do tego, że z mojego rodu zostały tylko dwa wilki. Wiedziałam, że po spotkaniu tego osobnika nie będę mieć dla niego ani trochę litości. Niespodziewanie wiatr przyniósł mi jego zapach. Z wrażenia aż przystanęłam. Poraziła mnie jego głupota, bo wyczuwałam, że się odsłonił. Naprawdę był kretynem myśląc, że nikt go nie będzie gonić. Pewnie nieźle się się zdziwi. Zjeżona jak kot i wkurwiona jak Lia kiedy nie wygra wyścigu w AO wyskoczyłam zza drzewa. Widać było, że się mnie nie spodziewał. Nie namyślając się wiele skoczyłam mu na kark atakując z zaskoczenia. Próbował się wyrwać, jednak nie puszczałam. Miał problem żeby mnie zrzucić z siebie i nie zrobił by tego, gdyby nie to, że jego żywiołem był ogień, którego nienawidziłam. Chciał podpalić mi futro, więc musiałam od niego odskoczyć. W odwecie poraziłam go elektrycznością z taką mocą, jakiej jeszcze na nikim nie użyłam. Moje futro automatycznie zaczęło świecić niebieską poświatą, oczy pewnie też. Dotknięty szokiem elektrycznym padł na ziemię. Podbiegłam do niego i miałam rozszarpać gardło, gdyby nie to, że nagle skoczyło na mnie białe cielsko i przygniotło do ziemi. Znowu widziałam jak z prędkością światłą niebieska aura wędruje do następnego wilka i go razi. Wszystko stało się w ułamku sekundy, więc nie miałam czasu, żeby zatrzymać cios zanim wyczułam, że osobnik pochodzi z mojej watahy. Widziałam, że następny wpadł w szok, który pewnie byłby słabszy, gdyby nie to, że on praktycznie na mnie leżał. Po dwóch próbach nareszcie udało mi się go z siebie zrzucić, jednak te krótkie chwile wystarczyły, żeby moja ofiara zwiała.

Z mojego gardła wydostało się niekontrolowane rozpaczliwe wycie, prawie natychmiast gdzieś na północ rozległo się drugie, również rozpaczliwe - Rimmona. Chyba pierwszy raz miałam taką sytuację, że autentycznie zakuło mnie w piersi - i to nie z bólu fizycznego. Nie panowałam nad sobą i niewiele myśląc rzuciłam się na wilka, który mi przeszkodził. Byłam zręczniejsza i prawie go ugryzłam, jednak zrobił coś czego się nie spodziewałam. Odsunął się minimalnie, przez co moje zęby minęły go odrobinkę, po czym podciął mnie, dzięki czemu upadłam. Następnie zwiał na drzewo, zawisając do góry nogami na gałęzi nade mną. W tym momencie logiczne myślenie przestało dla mnie istnieć. Sama nie wiem jak, ale zmieszałam wiatr i elektryczność, po czym cisnęłam tym w tego zasranego szkodnika. Spadł z drzewa. Skoczyłam do niego, jednak był zwinny i zniknął mi z oczu. Domyśliłam się, że będzie coś kombinować, więc osłoniłam się mrokiem. Czułam jego zdezorientowanie. Po upewnieniu się, że dobrze się ukryłam, próbowałam odczytać jego myśli, jednak nie opanowałam tego jeszcze do końca i nie wychodziło mi to. Powoli przejaśniało mi się w głowie. Wiedziałam, że jeśli go zabiję, na pewno poniosę jakieś konsekwencje. Jednak oprócz tego wiedziałam tez, że byłam bardzo bliska tego stanu. Bałam się, że za chwilę zrobię coś, czego będę żałować, więc wysiliłam się jak najbardziej mogłam, po czym wyskakując z osłony przycisnęłam go wiatrem do ziemi. Byłam wyczerpana, więc moja moc nie była do końca skuteczna, przez co białofutry próbował mnie drapać swoimi pazurami.
- DLACZEGO DO KURWY NĘDZY PRZESZKODZIŁEŚ MI W ZABICIU TEGO CHUJA?! - wydarłam się najspokojniej jak mogłam -JEST NOC! NOC! JA JESTEM STRAŻNIKIEM NOCNYM WIĘC DO CHUJA PANA NIE MIAŁEŚ PRAWA WTRĄCAĆ SIĘ DO TEGO CO ROBIŁAM!

Następnie zemdlałam ze zmęczenia. Tak po prostu.

<Tobias?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz