22.06.2019

Od Tii CD. Sixa (Czyli ożywienie się nieprzytomnego tostera ze snu zimowego)

  Biegłam ile sił w łapach, za szybko, mimo, że czułam wielkie zmęczenie, kończyny same biegły. Patrzyłam na Sixa przerażona. Nic nie słyszałam, krew dudniła mi w uszach tak głośno, że wyczuwałam tylko swój nierówny oddech. Po chwili zahamowałam. Peryt już mnie nie gonił, a Six... Przy nim było dużo krwi. Dużo, to mało powiedziane. Krew była wszędzie.
 - Six! - krzyknęłam przerażona.
 Podbiegłam do basiora chwiejnym krokiem. Co ja zrobiłam... Stałam nad nieprzytomnym wilkiem dłuższą chwilę. Postanowiłam wezwać medyka. Tylko jak zaciągnąć te truchło do lekarza?
 Wzięłam głębszy wdech i próbowałam nie zwymiotować. Czego? Sama nie wiem. Chwyciłam Sixa za pomocą swoich ząbków i zaczęłam go wyciągać z kałuży krwi. Ten krótki kawałek bardzo mnie wymęczył. Ile to waży?! Dwie tony?!? Puściłam go sapiąc. Popatrzyłam na Peryta. Stał w miejscu i nic nie robił. Zaskomlałam i poczłapałam do Sixa szepcząc mu do ucha
 - Spokojnie, Six, zaraz sprowadzę medyka i wszystko będzie dobrze... - kilka moich łez kapnęło mi na policzek. Szybko się poderwałam i zaczęłam biec nawołując
 - Pomocy!!! Niech mi ktoś pomoże!! - ledwo krzyczałam, a głos mój się załamywał. Po chwili zwolniłam tępa i zaczęłam się trząść ze strachu oraz chlipać cicho.
 Wróciłam do leżącego Sixa, patrzyłam na niego intensywnie myśląc nad planem. To był pierwszy raz w moim życiu kiedy się o kogoś aż tak martwię. Strasznym czynem byłoby nie pomóc basiorowi,który poświęcił życie by ratować jakieś bezczelne szczenię przed niebezpieczeństwem, które samo na siebie sprowadziło. Machnęłam ogonem niespokojnie. Albo nadal szukać bez sensu zbawienia w lesie, albo zaciągnąć go do szpitala. Byłam w kropce. Może powinnam stać się na chwilę Sixem? Przybrałam jego często wykonywaną pozę podczas siedzenia i pomyślałam, co by teraz on zrobił. Najpewniej wziąłby tego wilka na grzbiet i zaprowadził do medyka. Westchnęłam ciężko i podeszłam do basiora. Ostatni raz spojrzałam na zamrożonego Peryta. Przyglądałam się chwilę Sixowi, po czym wgramoliłam łeb pod niego (co było niezłym wyzwaniem) podrzucałam lekko do góry (też nie wysoko), przez co ten opadał na mój grzbiet. Pod wpływem ciężaru wilka moje łapy zaczęły drgać. Powoli zaczęłam się podnosić i zmierzać w jakąkolwiek stronę licząc, że wpadnę na szpital albo medyka, który pomógłby mojemu wybawcy.

***Time skip po oddaniu truchła Sixa do szpitala. Powiedzmy, że trafem był niedaleko a Tia zostawiła tam Sixa pod opieką jakiegokolwiek medyka***
 Wyszłam wyczerpana z budynku. Spojrzałam za siebie zmartwiona, mam nadzieję, że Six przeżyje. Będę miała wtedy okazję go przeprosić.
 Obym miała szansę to wszystko naprawić...
<<Sixu? Obyś się tam nie wykrwawił pomimo mojego snu zimowego>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz