30.06.2019
Od Shiry CD Vi
- Cześć - przywitała się - chcesz coś porobić?
- Hej, jasne! Umm... Może się przejdziemy to znajdziemy coś do roboty? - zapytałam.
Wadera zgodziła się. Teraz szłam dalej przez las, jednak już nie sama. Idąc, gadałyśmy w najlepsze. W końcu naszym oczom ukazało się jezioro.
- O, patrz! Jezioro! Lubisz pływać? - powiedziałam radośnie.
W sumie to celowo kierowałam się w jego stronę, tylko trochę naokoło. Może pokażę Vi jakieś sztuczki?
<Vi?>
28.06.2019
Od Vi CD Shira
Uśmiechnęłam się na słowa wadery. Teraz czas zacząć wszystko na nowo. Poprosiłam waderę jeszcze o jej sierść. Dziwnie na mnie spojrzała, ale po chwili dała. Nie chciało mi się tłumaczyć, że potrzebna będzie mi do późniejszego odnalezienia jej. Powiedziałam jej, że jestem zmęczona po czym udałam się nad jezioro. Położyłam się i usnęłam. W moim śnie jak zwykle znajdowałam się w jakiejś świątyni. Otoczona byłam przez dziwne wilki. Przede mną była księga w skórzanej czerwonej okładce z czarnym kryształem na jej środku. Wilki tylko co chwile chichotały. Nic nie mówiły, ani nie ruszały się. Kiedy podeszłam i dotknęłam księgi, obudziłam się. Sen ten miałam od dawna. Na początku mnie przerażał. Teraz jest dla mnie codziennością. Może coś znaczy? Nie chcąc dalej o tym myśleć wzięłam sierść Shiry i rzuciłam mówiąc zaklęcie. Przede mną pojawił się czarny dym i zaprowadził mnie do wadery. Kiedy tylko podeszłam dym zniknął, a ja uśmiechnęłam się. Mówiąc szczerze polubiłam ją i jej towarzystwo.
- Cześć - przywitałam się - Chcesz coś porobić?
<Shira?>
27.06.2019
Od Shiry CD Vi
- Jasne, za mną! - odpowiedziałam wesoło.
Żwawo ruszyłam przed siebie, a Vi zaraz za mną. Miałyśmy różne miejsca, a ja przy okazji opowiadałam o nich i o watasze. Po dłuższej chwili ujrzałam już znaną mi jaskinię Lii. Pokazałam Vi gestem głowy, aby ze mną weszła. Wadera zawahała się chwilkę, ale ruszyła u mego boku. Oczywiście zastałyśmy Lię w środku.
- Puk, puk, hej Lia! Patrz kogo ci przyprowadziłam. To jest Vi i chciałaby do nas dołączyć - powiedziałam, spoglądając na wilczycę.
Alfa na początku krzywo się spojrzała, coś tam burknęła pod nosem, ale zgodziła się. Pożegnałyśmy się i opuściłyśmy dom Lii. Gdy byłyśmy na zewnątrz przystanęłam na chwilę i powiedziałam:
- Witaj w watasze, Vi - posłałam jej ciepły uśmiech.
<Vi?>
Od Videtura CD Mauvais
- VAIS! - Błyskawicznie podbiegłem do niej. Szturchnąłem ją łapą, lecz była już nieprzytomna. Dodatkowo obcy wilk przygotowywał się do nowego ataku. Muszę oddalić się od wadery, inaczej może oberwać jeszcze raz... Odskoczyłem więc w bok i zacząłem biec. Moc basiora jednak mnie dopadła, sprawiając, że nie czułem moich tylnych nóg (przez co zrobiłem całkiem niezłego fikołka). Gdy moje zmysły wróciły do normalności, tamten wilk był parę metrów ode mnie. Ciężko dyszał, jego oczy były czarne i wciąż powolnym krokiem podchodził. Próbowałem uciec lub chociaż oddalić się od niego. Użyłem swojej mocy, by zatruć mu umysł myślą ,,spokój" lub ,,sen". O dziwo, zadziałało- jego oczy nie były już czarne, a on sam znów bardziej przypominał zagubionego wilka. Po paru sekundach zasnął. Pięknie, znowu zostałem sam. Mrowienie szło dalej po moim ciele, a moje oczy same się zamykały.
< Vais? >
Od Mazikeen Do Tobiasa
Z mojego gardła wydostało się niekontrolowane rozpaczliwe wycie, prawie natychmiast gdzieś na północ rozległo się drugie, również rozpaczliwe - Rimmona. Chyba pierwszy raz miałam taką sytuację, że autentycznie zakuło mnie w piersi - i to nie z bólu fizycznego. Nie panowałam nad sobą i niewiele myśląc rzuciłam się na wilka, który mi przeszkodził. Byłam zręczniejsza i prawie go ugryzłam, jednak zrobił coś czego się nie spodziewałam. Odsunął się minimalnie, przez co moje zęby minęły go odrobinkę, po czym podciął mnie, dzięki czemu upadłam. Następnie zwiał na drzewo, zawisając do góry nogami na gałęzi nade mną. W tym momencie logiczne myślenie przestało dla mnie istnieć. Sama nie wiem jak, ale zmieszałam wiatr i elektryczność, po czym cisnęłam tym w tego zasranego szkodnika. Spadł z drzewa. Skoczyłam do niego, jednak był zwinny i zniknął mi z oczu. Domyśliłam się, że będzie coś kombinować, więc osłoniłam się mrokiem. Czułam jego zdezorientowanie. Po upewnieniu się, że dobrze się ukryłam, próbowałam odczytać jego myśli, jednak nie opanowałam tego jeszcze do końca i nie wychodziło mi to. Powoli przejaśniało mi się w głowie. Wiedziałam, że jeśli go zabiję, na pewno poniosę jakieś konsekwencje. Jednak oprócz tego wiedziałam tez, że byłam bardzo bliska tego stanu. Bałam się, że za chwilę zrobię coś, czego będę żałować, więc wysiliłam się jak najbardziej mogłam, po czym wyskakując z osłony przycisnęłam go wiatrem do ziemi. Byłam wyczerpana, więc moja moc nie była do końca skuteczna, przez co białofutry próbował mnie drapać swoimi pazurami.
- DLACZEGO DO KURWY NĘDZY PRZESZKODZIŁEŚ MI W ZABICIU TEGO CHUJA?! - wydarłam się najspokojniej jak mogłam -JEST NOC! NOC! JA JESTEM STRAŻNIKIEM NOCNYM WIĘC DO CHUJA PANA NIE MIAŁEŚ PRAWA WTRĄCAĆ SIĘ DO TEGO CO ROBIŁAM!
Następnie zemdlałam ze zmęczenia. Tak po prostu.
<Tobias?>
26.06.2019
Od Artemisii c.d Tobias
Zdołałam zczołgać się z ciała basiora i rozejrzeć nieco po otaczającym nas terenie. Sytuacja generalnie miała się beznadziejnie, albo i gorzej. Trafiliśmy to tak niefortunnie uformowanej wyrwy skalnej, że najbliższe kamienie czy korzenie, po których można by się wspiąć były zdecydowanie poza naszym zasięgiem. A już na pewno były poza naszym zasięgiem w takim stanie, w jakim byliśmy. Tobias pojękiwał cicho i bardzo słabo, gdy całkiem wykrzywiona odwróciłam się do niego i przedstawiłam naszą sytuację:
- Nie wiem, czy uda nam się stąd wydostać. Wiesz może, czy damy radę skontaktować się z kimś? - mówiłam z wielkim trudem otwierając pyszczek i starając się odpierać ból. Tobias jednak nie był w stanie mi odpowiedzieć. Wyglądał, jakby miał stracić przytomność. Panika zaczynała ogarniać moje ciało niczym ów ból, musiałam jednak za wszelką cenę myśleć, jakby tu nas wydostać. Kamienne ściany naszego swoistego więzienia działały na mnie przytłaczająco, pogarszając tylko strach. Musiałam zamknąć oczy, by uspokoić szalejące myśli. By uspokoić siebie, bo inaczej długo nie wytrzymałabym z moimi emocjami i mogłabym… wybuchnąć. No właśnie, wybuchnąć! Jeżeli ktokolwiek miałby zauważyć coś dziwnego, to może ogromne wyładowanie elektryczne w środku lasu ich do tego zmusi! Tylko, czy to nie spowoduje pożaru? Czy ktokolwiek w ogóle pokusi się o przyjście tu i sprawdzenie, o co chodzi?.. Co jeśli jesteśmy zbyt daleko od watahy? Albo jeśli ktoś tu przyjdzie, ale nas nie zauważy, bo oboje stracimy przytomność? Tyle rzeczy, które mogą pójść nie tak… Jednak nie mogłam nic poradzić na swoje emocje. Czułam zbyt duży strach, by nie pobudzało to wybuchu, który i tak przecież zbliżał się ostatnio. Lepiej zrobić to kontrolowanie, niż kompletnie bez żadnej świadomości, np. gdybym straciła przytomność. Zdałam sobie sprawę, że muszę ochronić Tobiasa. Przekręciłam się bardziej w jego stronę i spróbowałam wstać. Nie przyszło mi to łatwo, ale w końcu się udało. Zauważyłam, iż prawdopodobnie nie był już świadomy tego, co się wokół niego działo. Miałam więc coraz mniej czasu. Skupiłam resztki sił, jakie mi zostały i wyczarowałam lodową kulę wokół niego. Taka bariera już nieraz okazywała się skuteczna, gdyż mogłam tę kulę kontrolować pod względem przyjmowania prądu czy błyskawic. Pytanie, czy tym razem z tak miernymi siłami również mi się to uda? Nie miałam jednakże zbyt dużego wyboru. Głowa bolała mnie coraz bardziej, a iskry na łapach czy znakach na moim ciele były coraz jaśniejsze i sięgały dużo dalej niż normalnie. Zbliżał się wybuch, czy tego chciałam czy też nie.
Spróbowałam stanąć mocniej na łapach, cały czas usilnie kontrolując lodowe półkole, pod którym leżał basior. I wypuściłam pierwszą iskrę. Reszta poszła za nią w ślady i już po chwili całą dziurę, w której się znajdowaliśmy wypełniło niezwykle jasne światło. Błyskawice otaczały mnie i Tobiasa, pełzły po moim ciele i lodowej barierze, strzelały w niebo. Ale też i skupiały się na ścianach naszego więziennego dołu, jakby próbując go rozsadzić od środka. Nie wiedziałam, czy to dobrze czy źle. Zaczęły spadać pierwsze kamienie. Jeden z nich leciał prosto na mnie jednak skupiłam większość swojej energii na tym, by go rozsadzić i zmienił się w mnóstwo pyłu, który zaczął krążyć pośród białego światła, którym raziły błyskawice. Słysząc jak ziemia i skały wokoło nas się rozpadają byłam po części uradowana, ale także przerażona bardziej niż poprzednio. A co jeśli jakiś wielki odłamek spadnie prosto na nas? Traciłam pole widzenia coraz bardziej, po części przez coraz to większe natężenie światła wydobywające się ze mnie, a po części przez większą ilość pyłu unoszącego się w powietrzu, powstałego przez niszczenie coraz to większej ilości kamieni. Wszystko to tworzyło przerażający, ale też po części piękny widok. Przerażająco piękny.
Kiedy błyskawice zaczęły zmieniać kolor na niebieski, wiedziałam, że nadchodzi koniec mojego wyładowania. Większość pyłu opadła na tyle, że mogłam się zorientować mniej więcej w całej sytuacji. Nasz dół stał się dużo większy i trochę przypominał krater. Gdyby udało mi się skierować moc na jedną ze stron, wtedy może stworzyłaby się droga, która umożliwiłaby nam wydostanie się z tej przeklętej pułapki. Nie wiedziałam ile jeszcze wybuch będzie trwał, ani jak długo ja sama wytrzymam to męczące wyrzucanie z siebie energii jednocześnie utrzymując lodową osłonę i starając się niszczyć niebezpieczne kamienie. Wiedziałam jednak, że niebieskie błyskawice oznaczają najwięcej mocy i miałam zamiar wykorzystać ten fakt, by spróbować nas ocalić.
Mimo wielkiego zmęczenia zmusiłam się do nasilenia błyskawic i zmienienia toru ich biegu. Nie było to proste, iście gargantuicznym wysiłkiem okazało się przesunięcie ich odrobinę. Byłam jednak zdeterminowana, by przesunąć je, choćby miało to być centymetr po centymetrze. Ale nie miałam aż tyle czasu. Coraz więcej energii musiałam włożyć również w utrzymaniu ich wielkości i siły, co oznaczało, iż coraz mniej mogłam jej włożyć w utrzymanie lodowej kopuły nad nieprzytomnym Tobiasem. Byłam przerażona. Musiałam zdobywać się na coraz to większy wysiłek, a byłam dużo słabsza, niż zazwyczaj. Kontrola tego wszystkiego opanowała mój umysł tak bardzo, że aż sama zapomniałam o swoim bólu. Jeśli miałam paść wyczerpana, to musiałam wpierw osiągnąć swój cel. Potem mogłam już padać. Znajdując w sobie ostatki energii i myśląc o siostrze, którą muszę się opiekować ryknęłam i prawie całą swoją energią skierowałam powoli znikające już błyskawice na jedną stronę kamiennej ściany. Kamienie zaczęły spadać w naszą stronę, a ja nie miałam już siły, żeby je hamować. Jeden z, na szczęście, mniejszych spadł na lodową kopułę, a ja nie miałam już sił, by ją wspomóc, więc pękła i rozbiła się na drobne kawałki. Tobiasowi nic się przez to nie stało, był jedynie przysypany lekko lodowym pyłem. Leciało na nas jeszcze trochę kamieni, więc niewiele myśląc padłam na niego, by żaden w niego nie uderzył. Mógłby tego nie przeżyć. Ledwo widziałam już z wyczerpania, jak leciał na mnie jeden z kamieni. Będąc na skraju wycieńczenia i omdlenia przyjęłam cios na plecy i kompletnie straciłam przytomność.
<Tobias? Ktoś nas ocali?>
24.06.2019
Vi CD Shira
Po zjedzeniu królika poczułam się lepiej. Od razu wróciły mi siły i wiedziałam, że ponownie mogę używać swoich mocy. A co do zmęczenia... nie przeszkadzało mi ono tak bardzo. Już nie. Głosy w mojej głowię ciągle krzyczały abym wykorzystała jakąś z mocy. Starałam się je zignorować, ale te stawały się coraz głośniejsze.
- Hej, a nie jest ci przypadkiem gorąco? - zapytała Shira i po chwili poczułam przyjemne i zimne powietrze. Muszę przyznać, że czarna sierść to prawdziwe utrapienie czasami. Szczególnie kiedy słońce grzeje prosto na ciebie, a w pobliżu nie ma żadnych drzew.
- Tak... Dziękuję - uśmiechnęłam się i po chwili wstałam i ruszyłam w nieznaną mi stronę mając nadzieję, że znajdę jakiś cień w który mogłabym wskoczyć i przebyć chociaż niewielki dystans.
- Gdzie idziesz? - zapytała Shira, szybko do mnie dołączając. - Sprawdzić, czy moje moce już wróciły. Szłyśmy w ciszy przed siebie. Kiedy nareszcie dotarłyśmy do lasu, od razu wskoczyłam w cień. Jak mi tego brakowało! Szybko się wynurzyłam i spojrzałam za siebie. Na całe szczęście nie udałam się zbyt daleko, bo widziałam Shirę. Szybko się do niej udałam.
- Chyba jestem gotowa, żeby dołączyć. Zaprowadzisz mnie?
- Jasne, za mną! Przez całą drogę byłam zdenerwowana. Wymyślanie czarnych scenariuszy to moja specjalność... przynajmniej mam coś wspólnego z członkami poprzedniej watahy. Znaczy ja też uważałam, że nic nie dzieje się przez przypadek. Ale wierzyłam w to że mamy wybór... nie tak jak oni.
- Hej! Przestań! Miałaś nie myśleć o przeszłości. Zacznij się martwić teraźniejszością. - usłyszałam Racja. Co było było i nic z tym się nie zrobi. Nagle Shira się zatrzymała. Spojrzałam na nią. - Już jesteśmy - powiedziała
<Shira?>
22.06.2019
Od Tii CD. Sixa (Czyli ożywienie się nieprzytomnego tostera ze snu zimowego)
- Six! - krzyknęłam przerażona.
Podbiegłam do basiora chwiejnym krokiem. Co ja zrobiłam... Stałam nad nieprzytomnym wilkiem dłuższą chwilę. Postanowiłam wezwać medyka. Tylko jak zaciągnąć te truchło do lekarza?
Wzięłam głębszy wdech i próbowałam nie zwymiotować. Czego? Sama nie wiem. Chwyciłam Sixa za pomocą swoich ząbków i zaczęłam go wyciągać z kałuży krwi. Ten krótki kawałek bardzo mnie wymęczył. Ile to waży?! Dwie tony?!? Puściłam go sapiąc. Popatrzyłam na Peryta. Stał w miejscu i nic nie robił. Zaskomlałam i poczłapałam do Sixa szepcząc mu do ucha
- Spokojnie, Six, zaraz sprowadzę medyka i wszystko będzie dobrze... - kilka moich łez kapnęło mi na policzek. Szybko się poderwałam i zaczęłam biec nawołując
- Pomocy!!! Niech mi ktoś pomoże!! - ledwo krzyczałam, a głos mój się załamywał. Po chwili zwolniłam tępa i zaczęłam się trząść ze strachu oraz chlipać cicho.
Wróciłam do leżącego Sixa, patrzyłam na niego intensywnie myśląc nad planem. To był pierwszy raz w moim życiu kiedy się o kogoś aż tak martwię. Strasznym czynem byłoby nie pomóc basiorowi,który poświęcił życie by ratować jakieś bezczelne szczenię przed niebezpieczeństwem, które samo na siebie sprowadziło. Machnęłam ogonem niespokojnie. Albo nadal szukać bez sensu zbawienia w lesie, albo zaciągnąć go do szpitala. Byłam w kropce. Może powinnam stać się na chwilę Sixem? Przybrałam jego często wykonywaną pozę podczas siedzenia i pomyślałam, co by teraz on zrobił. Najpewniej wziąłby tego wilka na grzbiet i zaprowadził do medyka. Westchnęłam ciężko i podeszłam do basiora. Ostatni raz spojrzałam na zamrożonego Peryta. Przyglądałam się chwilę Sixowi, po czym wgramoliłam łeb pod niego (co było niezłym wyzwaniem) podrzucałam lekko do góry (też nie wysoko), przez co ten opadał na mój grzbiet. Pod wpływem ciężaru wilka moje łapy zaczęły drgać. Powoli zaczęłam się podnosić i zmierzać w jakąkolwiek stronę licząc, że wpadnę na szpital albo medyka, który pomógłby mojemu wybawcy.
***Time skip po oddaniu truchła Sixa do szpitala. Powiedzmy, że trafem był niedaleko a Tia zostawiła tam Sixa pod opieką jakiegokolwiek medyka***
Wyszłam wyczerpana z budynku. Spojrzałam za siebie zmartwiona, mam nadzieję, że Six przeżyje. Będę miała wtedy okazję go przeprosić.
Obym miała szansę to wszystko naprawić...
<<Sixu? Obyś się tam nie wykrwawił pomimo mojego snu zimowego>>
21.06.2019
Od Krzemienia cd Lucas
Zacząłem niepewnie rozglądać się po okolicy w nadziei, że być może znajdę jakieś ślady walki. Nic, nawet udeptanej trawy, ani martwego niedźwiedzia. Cholibka, co ja mam z nim zrobić? Chyba go tak nie zostawię…chociaż może? Nie, nie nie nie, później go znajdą, dowiedzą się, że byłeś świadkiem, obwinią cię o morderstwo i sam skończysz martwy w jakimś rowie albo od razu cię wywalą. Moment, on w ogóle dycha? Dycha, świetnie. Chociaż nie tak świetnie, łatwiej by było, gdyby go tak trochę...NIE. Co ty wyprawiasz, już i tak masz wystarczająco dużo krwi na łapach i wilków na sumieniu. Zostaw go tak i zatrzyj ślady, może nikt się nie dowie!
Rzuciłem jeszcze raz okiem na nieznajomego i dałem sobie pomyśleć dłuższą chwilę.
Cholibka, co ja wyprawiam!
- Chodź do tatusia...- mruknąłem gardłowo i wrzuciłem sobie nieprzytomnego na grzbiet. Kręgi mi strzyknęły, nogi zadygotały z wysiłku.- Na Aurorę, ile ty ważysz! Uaa, może i dobrze, że pozbyłeś się tego skrzydła. Ciężkie pewnie było. Dobrze dla mnie, hah.- zaśmiałem się z własnego beznadziejnego żartu, a mój głos rozpłynął się w samotności i wieczornej mgle. Słońce już zmierzchało, musiałem się pospieszyć.
Ogień trzaskał pośród dźwięków nocy, a jego ciepły blask otulał rannego dziwną aurą. Przestał wyglądać w moich oczach jak niedołęga, a nabrał odrobiny szacunku w samej tylko skupionej i powykręcanej od bólu twarzy. Wpatrywałem się w niego jeszcze przez chwilę i ruszyłem do magazynu po apteczkę. Uzdrowicielem co prawda nie byłem, ale pracując ze szczeniakami bez instynktu samozachowawczego oraz głowami pełnymi idiotycznych i źle kończących się pomysłów, siłą rzeczy wilk uczy się podstaw pierwszej pomocy i opatrywania jakiś tam ran. Wiedziałem, co było na odkażanie, co na opatrunek. Wlałem do moździerza trochę nalewki imbirowej, dodałem liście babki lancetowatej i wszystko zbiłem na papkę. Wszystko nałożyłem jak maść na ropiejącą ranę, mając nadzieje, że to może wybije zakażenie. Twarz wilka skręcała się w grymasie za każdym razem, gdy dotykałem jego ropiejącego ciała papką. Musi szczeniak wytrzymać, nic na to nie poradzę.
(Lucas? Ale dostałeś pielęgniareczkę, ciesz się chłopie xd )
20.06.2019
Od Khana
Dźwięczne głosy ptaków cichły, gdy ostatnie promienie słońca leniwie chowały się za skalistymi szczytami gór. Całkiem urokliwy widok roztaczał się właśnie przede mną, gdy dość szybkim krokiem pokonywałem niewielki kanion. Owinięty wokół mojej szyi Ahas opierał łeb na moim karku, całkowicie już znużony podróżą. Rozumiałem go całkowicie, gdyż w mojej głowie tkwiła już tylko chęć odpoczynku, lecz nie mogłem zatrzymać się na noc w takim miejscu. Powoli otulający kanion półmrok motywował mnie do narzucenia sobie szybszego tempa marszu.
Zmęczenie zaczynało ogarniać moje ciało - całodniowa wędrówka potrafi dać w kość nawet tak zahartowanemu osobnikowi jak ja. Bardziej drażniły mnie wbijające się w łapy kamienie.
Opuściłem skalisty teren dopiero, gdy mrok całkowicie zapanował nad okolicą. Widok pierwszych drzew dodał mi otuchy, więc z nieco lepszym nastrojem ruszyłem w ich kierunku. Dotyk miękkiej trawy skwitowałem cichym westchnięciem. Rozbudzony i zaciekawiony zmianą krajobrazu Ahas przepełznął na grunt, uwalniając mnie ze swego nieznacznego uścisku, aby następnie wraz ze mną omijać rosłe świerki.
Gdy niespodziewany dźwięk rozdarł nocną ciszę, w odruchu okryłem nas płaszczem iluzji, mającym na celu zakamuflować nas w leśnym otoczeniu.
- I tak już cię widziałam - kobiecy głos sprawił, że sierść na karku wręcz stanęła mi dęba, a po grzbiecie przebiegł chłodny dreszcz.
- Skoro tak, to może też się mi pokażesz? - odrzekłem po wnikliwym przeanalizowaniu wzrokiem najbliższego obszaru, nadal nie zdejmując iluzji. Ahas najwidoczniej umknął uwadze wadery, bezszelestnie pełznąc w kierunku obcego źródła ciepła, jakim było ciało nieznajomej.
<?>
Nowy wilk! Khan
DoggiGame - Shinkou
Howrse - marta03
Imię: Khan (wszelkich zdrobnień lub przezwisk nie uznaje)
Wiek: 4 lata
Płeć: basior
Żywioł: Trucizna, Ból, Iluzja, Umysł
Stanowisko: Szpieg, negocjator
Cechy fizyczne: Khan jest posiadaczem dość szczupłej sylwetki i lekkiej budowy ciała, która umożliwia mu szybkie i zwinne poruszanie się. Może i nie grzeszy siłą, lecz swej wytrzymałości z pewnością by się nie powstydził. Sprawdza się jako dobry pływak.
Cechy charakteru: Ten zahartowany przez doświadczenia realista nie jest typem kogoś, kto łatwo zawiera nowe znajomości - przeciwnie, wręcz stara się ich unikać. Z wiadomych dla siebie powodów traktuje większość z dystansem, tworząc wokół siebie aurę niepokojącej tajemnicy. Zdarza mu się zbywać zbyt ciekawskich sarkazmem, używając go jedynie jako mechanizmu obronnego. Na ogół stara się sprawiać wrażenie opanowanego i trzeźwo myślącego, gdyż tak w rzeczywistości jest. Bardzo ciężko jest wytrącić Khana z równowagi, szczególnie w celowym przypadku. Nagłe, wymagające myślenia sytuacje nie są dla niego wyzwaniem - potrafi podejmować spontaniczne decyzje, odgórnie przewidując ich możliwe skutki. Wydaje się być starszym niż w rzeczywistości - powodem tego może być jego na ogół poważny wyraz twarzy. Może niewątpliwie pochwalić się umiejętnością dochowania obietnicy - potrafi wzbudzić wśród innych zaufanie, mimo swojej na pewien sposób chłodnej postawy. Spryt i spostrzegawczość czynią z niego dobrego stratega i negocjatora.
Cechy szczególne: wyraźnie jasne futro w okolicach oczu i kontrastujące z całokształtem niebieskie oczy.
Lubi: burzę, adrenalinę, rośliny, Ahasa
Nie lubi: kłamstwa, nietoperzy, zbyt wysokiej temperatory
Boi się: silnych więzi interpersonalnych, otwartej wody typu morze lub ocean
Moce: Czytanie w myślach, odporność na trucizny i manipulacja nimi, przelewanie swego bólu na inne istoty, tworzenie iluzji i przenoszenie ich do rzeczywistości
Historia: Urodził się w watasze o starych tradycjach i obyczajach, całą swoją działalność skupiającej wokół zwierząt, jakimi były węże. Szczególną czcią ogarniane były gatunki jadowite, i taki właśnie wąż został patronem Khana - ujawniło się to w momencie, gdy odkryty został jego pierwszy żywioł, jakim była trucizna. Dodatkowo szokujący był fakt, iż w składzie jego krwi doszukano się zawierających cytotoksyny enzymów, które nie miały żadnego negatywnego wpływu na zdrowie wilka. Wręcz przeciwnie - uczyniły go zahartowanym na działalność jadu przede wszystkim węży żmijowatych. W młodym wieku przyczyniło się to do objęcia przez Khana stanowiska Bethy i głównego generała oddziałów. Jego świetne zdolności nie sprawdziły się jednak, gdy atak nadszedł znienacka. Po praktycznie całkowitej zagładzie watahy udało mu się uciec ze swoim towarzyszem. Wkrótce dotarł do tej watahy, mroczne szczegóły z przeszłości zachowując jedynie w swojej pamięci.
Zauroczenie: ---
Głos: Ashes Remain - Change my Life
Partner: ---
Szczeniaki: ---
Rodzina: matka nieznana, ojciec zapomniany
Jaskinia: utrzymana w minimalistycznym stylu, gdzieniegdzie ozdobiona jedynie przedmiotami kultu
Medalion: Link
Towarzysz: Link
Inne zdjęcia: ---
Przedmioty kupione w sklepie: ---
Dodatkowe informacje: jest wyznawcą kultu węża, co oznacza, że nie wierzy w lokalnych bogów. Nie obnosi się z tym faktem, chcąc uniknąć wszelkich nieporozumień
Umiejętności:
: Siła: 100
: Zręczność: 100
: Wiedza: 110
: Spryt: 120
: Zwinność: 130
: Szybkość: 140
:Mana: 100
Od Mauvais CD Videtura
- Czemu on tu jest, już wystarczyła mi lisia postać - mruknęłam do siebie, pochylając głowę do przodu, jakby to miało cokolwiek pomóc. Bo nie pomaga, prawda? Podniosłam głowę i popatrzyłam na obcego osobnika, wzrokiem szukając jakiegoś wytłumaczenia, dlaczego on tu jest. Milczał, nie miał zamiaru się odezwać, więc popatrzyłam na Videtura. Napotkałam jego wzrok, widać, było, że on również nic z tego nie rozumie. Westchnęłam w duchu i zrobiłam jeden, drobny krok do przodu, aby dokładniej przyjrzeć się wilkowi z bliższej perspektywy. Najwyraźniej odebrał to jako atak, bo jego oczy zaszły głębokim mrokiem. Nie mrugał, nie potrzebował tego. Wokół jego ciała zmaterializowała się lśniąca obręcz, która z każdą sekundą powiększała się i powiększała, aż w końcu dosięgnęła mojej osoby. Zbyt wielka siła odrzuciła mnie do tyłu, sprawiając, że grzbietem wpadłam na ścianę, powodując na niej niewielkie pęknięcie. Nie wiem czy to tajemnicza moc, czy bliskie spotkanie ze ścianą sprawiło, że straciłam przytomność, nie obchodziło mnie to w tym momencie. Przed oczami pojawiły mi się mroczki i mimo tego, że usilnie próbowałam nie zamykać oczu, powieki same przysłoniły mi widok, a ja odpłynęłam gdzieś daleko. Wszystkie głosy się rozmyły, słyszałam je jakbym była w wodzie, coraz dalej, aż w końcu wszystko zniknęło, nastała cisza i ciemność. Czyli wszystko jest w jego rękach, nieprawdaż?
<Vide?>
Od Stormy- Włóżmy Cienie między bajki II z II
Obudziłam się w dziwnym miejscu. Strasznie bolała mnie głowa, więc z trudem rozejrzałam się wokoło. Byłam w przeraźliwie białym i jasnym miejscu. Leżałam na podłodze, która przypominała chmurę.
-Co się stało? Gdzie jestem? Jest tu ktoś?- Spytałam, chyba tylko powietrze. Ostrożnie wstałam. Lekko chwiejnym krokiem szłam kawałek pomieszczeniem. Nie widziałam ścian, tylko kryształowe kolumny. Tworzyły one coś na kształt korytarza. Miejsce w którym się znalazłam było niezwykle duże. Podeszłam do jednej z kolumn aby jej się przyjrzeć. W Krysztale znajdował się wilk. We wszystkich kolumnach były wilki, niektóre miały skrzydła, a inne tylko blizny po nich. Te ze skrzydłami wyglądały na zadowolone., natomiast te bez nich były zrozpaczone. Wszystkie wilki wyglądały jakby spały, chociaż domyślam się, że umarły. Wśród nich znalazłam wilczycę bardzo podobną do mnie. Była tylko nieco większa. Na szyi miała naszyjnik z srebrnym piórem. Nagle usłyszałam ciepły i spokojny głos…
-To twoja matka- odwróciłam się i rozejrzałam, ale nikogo nie zobaczyłam.
-Dlaczego ona nie żyje?- spytałam powietrze, zupełnie nie czując niepokoju. Byłam niewyobrażalnie spokojna, co w ogóle nie było do mnie podobne -Jak umarła?
-Część wilków wolności ma chorobę genetyczną zwaną „Próchnica”. Twoja matka na nią umarła chwilę po Twoich narodzinach.
-Próchnica jest przecież na zębach. Jak można na nią umrzeć?- Powietrze westchnęło i odpowiedziało
-Ta „Próchnica” jest inna. Drąży kości wilków wolności od środka, aż stają się za cienkie i za słabe, by unieść ciało, wtedy wilk musi leżeć w bólach. Nie może się ruszać, bo nie ma czym, nie morze spać, jeść i pić. Po kilku dniach męki chory wilk umiera, a jego dusz przenosi się tutaj. Twoje narodziny skróciły mękę Twojej matki.
-Czyli ja ją zabiłam?- spytałam z łzami w oczach
-Nie! Nie zabiłaś jej, tylko jej ulżyłaś… -milczałam, po moich policzkach powoli spływały pojedyncze łzy. Wpatrywałam się w swoją matkę i próbowałam powstrzymać płacz, co mi nie wychodziło.
-Nie płacz już Stormy… Spójrz na nią. Jest szczęśliwa. Miała taki wyraz twarzy gdy umierała. Gdy Cię zobaczyła uśmiechnęła się i ze spokojem odeszła. Powinno Cię to cieszyć. Dałaś jej radość.- Skupiłam się na mimice twarzy mojej matki. Faktycznie się uśmiechała. Powoli się uspokoiłam. Przeszłam do innej kolumny. Była ona z ciemnego i popękanego kryształu. W jej środku znajdował się wilk z rozpaczającą miną. To co przykuło moją uwagę, to był brak jednego skrzydła i pęknięte, czarne serduszko, które lewitowało nad jego głową. Wyglądał na basiora, strasznie wychudzonego, ale basiora. Ciekawiło mnie, co mu się stało za życia.
-Dlaczego on tak wygląda?- spytałam Ktosia. Nie odpowiedział od razu, zamiast tego zrobiło się ciemniej i zawiał mocny wiatr. Gdy się odwróciłam ujrzałam czarną wilczycę z jednym okiem czerwonym, a drugim niebieskim. Z tego czerwonego oka uciekał dymek. Wilczyca miała dumną postawę, z wysoko uniesioną głową, nad którą unosiły się 4 serduszka. Dwa z nich były czarne i popękane, a pozostałe były złote i bił od nich blask. Poczułam strach.
-Stormy…- rozległ się ten sam głos, z którym rozmawiałam wcześniej. –To upadły wilk wolności. Jego żona złamała mu serce. Wy wilki wolności jesteście takie słabe psychicznie. Przejmujecie się bardziej od innych. Okaleczacie się, popadacie w nałogi lub wpadacie w złe kręgi. Tracicie przez to zdolność latania. Niektórzy tracą skrzydła, a inni je niszczą. Wyrywają pióra, tną się, łamią kości, aż w końcu popełniają samobójstwo.
-Kim jesteś? Skąd to wiesz? Wyglądasz jak jeden z cieni. –Powiedziałam to, co pierwsze przyszło mi do głowy. Czułam strach, smutek i gniew. *Dlaczego nikt mnie nie uprzedził?! Czemu ojciec to przemilczał?! JAK MÓGŁ MNIE OKŁAMYWAĆ?!* Źrenice przybrały kształt wąskiego owalu, wyostrzył mi się wzrok. Nie wiedziałam co mnie napadło. Potrzebowałam się wyżyć, ale najpierw musiałam poznać odpowiedź wadery.
-Nagle się boisz? Chcesz wiedzieć? W porządku. Jestem Umbra. Obecna królowa Cieni. Moim zadaniem jest pilnowanie harmonii w życiu między cieniami, a wolnością. Teraz jesteśmy w „Auli” tu trafiają ciała wszystkich wilków wolności. Jeśli szczęśliwie umarły ich dusze trafiają na niebo, jako nowe gwiazdy. Jeśli upadły zmieniają się w cienie. To Nie bajki dla szczeniąt Stromy, to fakt!
Wszystko zawirowało, a ja straciłam przytomność. Obudziłam się w tych dziwnych skałach, gdzie miałam potyczkę z cieniami. Wstałam i dokończyłam patrol. Gdy wracałam do domu powtarzałam sobie w myślach, to co widziałam i słyszałam.
-A jeśli to nie bajki?- spytałam sama siebie. –Muszę udać się do biblioteki. Ale to jutro…
19.06.2019
Od Shiry CD Vi
- Chcesz go zabić? - zapytałam Vi, na co kiwnęła głową w odpowiedzi.
Podeszła do zwierzecia i zacisnęła szczęki na jego gardle. Podniosła głowę i obróciła ją w moją stronę.
- No jedz, śmiało - zachęciłam waderę.
Ah, jeszcze liany. Odplątałam z nich zwierzynę, a wilczyca zaczęła nieśmiało jeść. I w tym momencie podeszła do nas Rayla z dwoma zającami w pysku. Odłożyła obydwa na ziemię, a jednego podsunęła mi.
- To dla ciebie - powiedziała krótko, a sama zaczęła pochłaniać swój posiłek. Czemu ona potrafi być miła tylko dla mnie?
Po zjedzeniu zajęcy przypomniało mi się, że Vi musi być gorąco. Zapomniałam!
- Hej, a nie jest ci przypadkiem gorąco? - zapytałam, ale nie dałam jej odpowiedzieć, bo już otoczyłam ją zimnym powietrzem a me oczy stały się znów świetlisto-białe - lepiej?
<Vi?>
Od Jasmine ,, Fioletowy odcień światła"
Powietrze nasycone zapachem siana, ciepła i wakacyjnego okresu zdawało się przenikać całe moje ciało. Upał mi nie przeszkadzał, kochałam takie dni. Dni, przez które można się rozpłynąć i nic nie robić. Zadowolona z przyjemnego, ciepłego wiatru położyłam się na zacienionej ziemi pod szumiącym drzewem. Był ranek, więc ptaki które zazwyczaj w nocy nie dawały o sobie znać, teraz oznajmiały głośno swoją obecność. Wpatrzyłam się w prawie nie naruszoną taflę wody jeziora, obok którego byłam. Przede mną rozciągały się zarysy gór, i naświetlona polana przepełniona ziołami. Dookoła las.... tylko ta samotna grupka drzew pod którą leżałam wydawała się być odosobniona, zaprzyjaźniona z tą rozpaloną łąką. Po jakimś czasie poczułam pod futrem nieco chłodniejszy wiatr. Czyżbym przysnęła? Podniosłam głowę do góry. Moje oczy napotkały chmury burzowe. Po tylu upalnych dniach mogłam się spodziewać takiego obrotu akcji, ale czemu akurat teraz? Westchnęłam zamykając oczy i wstając. Do jaskini mam trochę daleko, ale chyba zdążę. Wiatr zaczął się nasilać. Nie boję się deszczu, wręcz przeciwnie. Mokra sierść od letniego deszczyku jest dla mnie wręcz wybawieniem. Boli mnie natomiast to, że grzmi. Jesteśmy w lesie, tutaj wszystko może się zdarzyć. Pożar, spalone drzewa, porażenie prądem. Przyśpieszyłam kroku, jednak gdy tylko przeszłam nieco dalej musiałam zrobić szybki unik, gdyż obok mojej głowy przemknął kamień wielkości pięści. Zamiast gradu będzie kamieniowanie? Po chwili szoku poznałam przyczynę tego ataku. Nieco dalej, pośród mchu przechadzał się samiec, o wiele większy ode mnie. Miał ciemne umaszczenie, i pierwsze co rzuciło się w oczy to.... no właśnie. Jego gałki oczne. Nie powiem, wyglądał demonicznie. Oprócz tego dało się wyczuć od niego chłód, mimo gorącego dnia. Samiec wyglądał na zdenerwowanego. Chodził w kółko wyżywając się na wszelkiej roślinności, oprócz deptania jej i wyrywania to jeszcze pod wpływem dotknięcia jej przez łapy, roślinność stawała się jakby spalona od nadmiaru słońca.
- Em...dzień dobry! Przepraszam ale.... - basior odwrócił się do mnie gwałtownie, powstrzymując łapę przed kopnięciem kolejnego kamienia. Nie zrażona jego zdenerwowanym, ale lekko zaskoczonym wzrokiem kontynuowałam - Nie bezpiecznie jest się tak kręcić o tej porze! Powinien pan się gdzieś schować przed burzą. - powiedziałam stanowczo.
- Pf, lekki wietrzyk i wyładowania elektryczności siły nawet nie wartej uwagi. Co mi to może zrobić? Bo chyba nie poszkodować - mruknął kpiąco.
- Poza tym powinieneś uważać, gdzie kopiesz kamienie. Mogłeś kogoś trafić! - powiedziałam przypominając sobie wcześniejszą próbę uśmiercenia mnie. Basior przez chwilę się naburmuszył, jakbym powiedziała coś obraźliwego, ale o chwili wziął głęboki oddech, ścisnął oczy i jego mięśnie się jakby rozluźniły. Ciekawy sposób na opanowanie emocji.
- Idź już bo zmokniesz - mruknął patrząc nie na mnie, tylko gdzieś w bok. Podeszłam do niego, żeby przejść obok w stronę jaskini. Mam do niej jakieś dwa kilometry, a chmury były prawie nad moimi plecami.
- Jesteś nowy? - Nie doczekałam się odpowiedzi, gdyż chmury nad nami postanowiły pójść na całość. Rozległ się grzmot, przez który położyłam po sobie uszy i powiedziawszy szybkie ,,Pa" pognałam w stronę jaskini, zostawiając za sobą dziwnego osobnika patrzącego w niebo, z dziwnym uśmiechem. Dziwne są na tej ziemi osobniki nie powiem. Deszcz złapał mnie w połowie drogi, więc mój bieg na nic się zdał. Zwolniłam kroku do takiego typowego spacerowego, i pozwoliłam żeby zacinający deszcz moczył moje futro. O wiele bardziej obawiałam się burzy, jednak wolałam podczas niej nie biegać. Pod koniec, gdy wreszcie dotarłam do domu moje łapy były całe w trawie i błocie, przez co musiałam je sobie obmyć. Otrzepałam się z wody, patrząc przez otwór do groty na gwałtowny taniec deszczu, który miał się szybko nie skończyć.
Odwróciłam się z zamiarem przygotowania czegoś do roboty na dłuższy okres czasu. Może zrobiłabym herbatę? Chyba zostało kilka saszetek. Trzeba będzie pójść kupić więcej. Nie teraz. Po burzy. Jeszcze życie mi miłe. Wkroczyłam do części, w której znajdowało się mini palenisko. Rozpaliłam ogień i zaczęłam gotować wodę. Stałam chwilę przy płomieniach, susząc swoje zmoczone deszczem futro, ale zaraz trzeba było przygotować herbatę. Odwróciłam się na pięcie (tak się da?) i pomaszerowałam bo kubek z przygotowaną w środku mieszanką liści i suszonych owoców. Mój mózg nie był przygotowany na wyłaniającą się z cienia postać, która ociekająca wodą pojawiła się tuż przed moim pyskiem. Przez chwilę miałam laga mózgu, po czym pisnęłam jak głupia odskakując do tyłu, przy okazji wpadajac w poślizg i lądując na tylnej części ciała. Napastnik gdy tylko zobaczył moją reakcję zaczął się dusić ze śmiechu, powodując iż kałuża na kamiennej podłodze robiła się większa. Dopiero po chwili ogarnęłam że go już gdzieś widziałam
- Ładnie tak napadać kogoś w czyimś domu? - spytałam upominalsko. Czułam się jakbym karciła jakieś dziecko. Samiec uśmiechnął się krzywo ale jednocześnie nie było w tym cienia wrogości. Wstałam otrzepując się.
- Śledziłeś mnie? - basior nic nie odpowiedział, tylko mnie ominął i usiadł przy ognisku. Zmarszczyłam brwi podążając za nim wzrokiem.
- Swoją jaskinię miałeś za daleko? Może herbaty? - na te pytania też nie dostałam odpowiedzi. Już lekko poirytowana zadałam ostatnie pytanie
- A mogę chociaż wiedzieć jak się nazywasz? - Czekałam chwilę ale ten znowu nic nie powiedział. Mruknęłam tylko pod nosem zła na nieznajomego. Już się odwracałam by iść po tą nieszczęsną herbatę, gdy zatrzymał mnie głos mówiący...
- Seikatsu. - zatrzymałam się by na niego popatrzeć - tak mam na imię - dokończył zdanie z niebywałą lekkością, i znowu spojrzał na niebo ukryte pod skalną kopułą. Zdaje mi się że trafiam na samych dziwnych osobników.
Od Vi CD Shira
Całe szczęście, że mnie znalazła zanim ktoś inny to zrobił. Zanim jednak wadera pojawiła się przy mnie, ponownie zauważyłam tego pięknego ptaka. Latał chwilę dookoła mnie po czym ponownie odleciał. Od razu po tym jak odleciał zjawiła się Shira. Kiedy ją zobaczyłam uśmiechnęłam się lekko. Chyba podjęłam już decyzję o dołączeniu do watahy. Chciałam jednak spędzić jeszcze trochę czasu z nią. Kiedy zaburczało mi w brzuchu poczułam zawstydzenie.
- A może chciałabyś coś zjeść? Coś upoluję - zaproponowała wadera
- W sumie... dawno nic nie jadłam - wyszeptałam
- Dobrze, ale przed polowaniem pójdziemy po Raylę
Pokiwałam głową i ruszyłam za Shirą. Tym razem pilnowałam gdzie idzie, żeby się nie zgubić. Na szczęście okazało się, że nie oddaliłam się zbyt daleko bo już po krótkiej chwili znalazłyśmy się przy towarzyszu wilczycy.
- To teraz chodźmy na polowanie. Zam świetne miejsce!
- Prowadź - uśmiechnęłam się
Przyznam się bez bicia, że polowania nie wychodziły mi za dobrze. Znaczy było super kiedy miałam swoje moce. Głównie to na nich polegałam, a teraz gdy jestem za słaba by ich używać i mogłabym sobie zrobić krzywdę... Będzie trudno. Oczywiście nie miałam zamiaru siedzieć i czekać na zrobione! Nie lubię wykorzystywać innych, a kiedy nawet mi pomagali w drobnych rzeczach tak właśnie się czułam. Jakbym ich wykorzystywała. No i nagle zatrzymałyśmy się. Shira pokazała mi żebym była cicho.
<Shira?>
18.06.2019
Od Shiry CD Vi
- Chyba zgubiłaś swoją nową psiapsi - prychnęła z lekkim rozbawieniem.
Rozejrzałam się gorączkowo. Faktycznie! Nigdzie nie było widać wadery. Jak ja tak mogłam!?
- Vi? Vi?! Viiiiiiiiiiii?!!? - zaczęłam nawoływać, mając nadzieję, że to coś da.
Kiedy po kilku sekundach nic nie zobaczyłam ani nie usłyszałam, wzbiłam się w powietrze. Może uda mi się ją wypatrzeć. Na szczęście byłyśmy akurat na polanie usłanej tylko niewielką ilością drzew. Polatałam trochę w kółko, aż w końcu moim oczom ukazała się czarno-biała postać. To musi być ona! Zanurkowałam, kierując się wprost na nią, nie myśląc nawet, że to może nie być Vi. Z zawrotną prędkością zbliżałam się do ziemi, a będąc tuż przy niej, wylądowałam zaraz przed wypatrzoną postacią. Na szczęście okazało się, że to Vi.
- Ah, gluptasku, przecież idziemy w drugą stronę! - powiedziałam miło, nie ukrywając radości - masz szczęście, że szybko cię znalazłam. Mogłabyś się zgubić na dobre! - dodałam wciąż uśmiechnięta.
Rozejrzałam się dookoła.
- Chodź, Rayla czeka - dopowiedziałam, wskazując głową kierunek w którym powinnyśmy się udać.
Wilczycy zaburczało w brzuchu.
- A może chciałabyś coś zjeść? Coś upoluję - zaproponowałam.
<Vi?>
Od Tobiasa c.d Artemisia
- Nie poznałaś jeszcze większości członków watahy, prawda? - zapytałem by zagaić rozmowę, wtedy kiedy mój oddech już trochę się uspokoił.
- Tak, jedynie Alfe i parę innych członków - odpowiedziała, po czym również usiadła.
Niestety nie było jej dane odpocząć po męczącym biegu, gdyż jakimś cudem kawałek ściółki leśnej, który jeszcze przed chwilą wytrzymał ciężar biegnącego wilka, załamał się centralnie pod nią. Przerażona zaskomlała bijąc powietrze łapami, próbując czegoś się złapać aby nie wpaść całkowicie do środka dziury. Nim na dobre spadła w głąb wyrwy, zdążyła chwycić się łapami mojego ogona. Będąc zszokowany całą tą nagłą i nieprzewidzianą sytuacją nie zdążyłem zareagować w żaden sposób, kiedy to wciągnęła mnie wraz z sobą do przepaści. Gdybym tylko nie był taki odrętwiały, może zdążyłbym złapać się jakiegoś konara czy czegoś podobnego.
Nie miałem czasu przemyśleć wszystkich możliwych opcji, dlatego wykonałem to, co przyszło mi do głowy jako pierwsze. A o czym pierwszym mógłby pomyśleć altruista?
Od Lucasa "Krwawe łowy" do (?)
Delikatna mgła towarzyszyła tej nocy księżycowi w nowiu, a powietrze, pomimo swojego chłodu, ciążyło nieprzyjemnie na barkach. Natura w otoczeniu zdawała się milczeć, jak gdyby bojąc się, że zostanie odkryta przez kogoś niewłaściwego. Ciszę przerywały jedynie odbijające się echem obce nawoływania w oddali oraz niekiedy uginanie się ściółki leśnej pod ciężarem intruzów. Te drobne dźwięki wręcz dudniły w moich uszach, utrzymując mnie w ciągłym czuwaniu naprzeciw zmęczeniu.
Obława rozpoczęła się już wczesnym wieczorem i wciąż trwała, depcząc mi po ogonie i tylko czekając na moment, w którym poddam się ograniczeniom własnego ciała. W pewnych chwilach, gdy dookoła cichło, swoje szatańskie kuszenia rozpoczynał upragniony przeze mnie sen, który był przerywany przez ponownie powtarzające się krzyki, wywołujące na moim całym ciele dreszcze pobudzenia.
Cała trwająca sytuacja wciąż pozostawała dla mnie nie do końca rozumiana, jednak ponad moją paniką wciąż stawały próby trzeźwego myślenia, umożliwiające mi dalszą ucieczkę i przetrwanie. Podczas gdy cała natura pozostawała w swoim nienaruszonym świecie, nie mając świadomości tego, co dzieje się pośród niej, mój świat, który dotychczas myślałem, że dobrze znam, właśnie się rozpadał. Szukanie tymczasowej kryjówki, nasłuchiwanie i oczekiwanie, aby następnie znaleźć nowe, bezpieczne schronienie - ta rutyna wciąż trwała dla mnie tej nocy. Mijana przeze mnie roślinność, skały i zbiorniki wodne były mi całkowicie obce, a w czarnym pokryciu nocy wręcz przemieniały w wrogie. W każdy momencie, to zza tego spróchniałego dębu, zza tej pokrytej mchem skały czy też z pośród tych dziko rosnących jagód, mógł wyłonić się wróg.
Moje wytężone zmysły, będąc moimi sojusznikami, jednocześnie uniemożliwiały mi zaznanie spokoju. Wszystko dookoła było wyraźniejsze w mroku niż innych nocy, zapachy były intensywniejsze i bardziej natarczywe dla nosa, niż przez ostatnie lata, a krew w moich żyłach pomimo swojego pędu wydawała się wołać o więcej, pragnąc nadmiaru adrenaliny i uczucia dzikości. Pomimo tego, że wciąż to ja byłem poszukiwaną ofiarą, moje ciało pragnęło przemienić się w łowcę, wyrywając się tym samym z niewygodnego ograniczenia, które teraz sobie narzucałem. Nie wiedziałem jakie mogłyby być efekty mojej próby odwrócenia swojej roli, jednak to nie strach przed porażką mnie przed tym powstrzymywał, a strach przed poznaniem swojej całkowicie innej twarzy.
Z przesuwającym się w dół horyzontu księżycem milkły nawołujące mnie coraz rzadziej głosy w oddali, ostatecznie pozostając wciąż już tylko w mojej głowie, jako drobne figle ze strony przemęczenia. Przenikliwy ból zaczął pulsować w okolicach mojej lewej łopatki, gdy po woli wrzące we mnie emocje zaczynały opadać. Sierść w jej okolicach była pokryta krwią, już zastygłą i lekko sczerniałą przy końcach. Nasilające się odrętwienie z powodu zmęczenia organizmu i utraty w nim równowagi przez niezasklepioną ranę, uniemożliwiło mi dalsze przemieszczanie się. Wykorzystując najbliższe otoczenie, skryłem się pomiędzy dwoma większymi głazami, mając nadzieję, że będą one wystarczającym schronieniem na tę chwilę. Patrząc na już lekko wschodzące słońce, mimowolnie zamknąłem powieki, aby po chwili pogrążyć się w gonionym przez całą noc śnie.
Tego nowiu uchowałem swoje życie w zamian za utratę jednego skrzydła, jednak nadchodzące dni z powodu głębokiej rany wciąż miały pozostać dla mnie niewiadomymi.
<Ktoś chętny popisać?>
Od Krzemienia CD Michio
-Mam was pchlarze! - Zarechotał rudy młodzik, unosząc nas nad ziemię. - Heniek, łap tego drugiego!
Poczułem jak czyjeś grube łapska ciągną mnie w górę.
Zacząłem rwać się i ujadać jak wściekły, stalowe futro ślizgało się grubasowi w palcach. Czułem, że powoli tracę sreberko, przecież ten efekt nie trwa długo. Szybko się mu wyrwałem zanim będzie za późno. Pognałem przez las. Nie na długo. Usłyszałem strzał, poczułem ukłucie w tyłek, mroczki, łapy z waty, aż w końcu potknąłem się, a świadomość uciekła ze mnie momentalnie.
***
Obudziło mnie ciepłe, letnie słońce. Mięśnie były zdrętwiałe, miałem sucho w pysku, oczy piekły mnie masakrycznie. Zabrało mi chwilę, żeby dojść do siebie i uspokoić myśli.
Dobra. Znowu jestem w klatce. Jest dzień, piękny i bezchmurny. Karawana samochodów jedzie leniwie przez leśną ścieżkę, wzbijając tumany kurzu. Leżę tuż obok tego drobnego, żółtego basiorka. Pamiętam go. Nawet słodko wygląda jak się tak tuli-iiiiCZEKAJ CO? Poderwałem się na nogi, wyrywając się z objęć. Próbowałem zapomnieć o fakcie, że ja tuliłem się podobnie ciasno.
- Ał! - Wilk uderzył głową o dno klatki. Podniósł się niezgranie, masując dolną szczękę. - Co tak gwałtownie, spokojnie.
- To z nerwów.
Poczekałem aż dojdzie do siebie.
- Cóż. - Westchnąłem. - Jestem Krzemień. Zacznijmy od tego, skoro mamy tu kiblować razem.
-Michio. Miło mi. - Odparł. - Też cię zestrzelili?
- A żebyś wiedział. Brutalnie i z zaskoczenia, chociaż byłem tu dosłownie przez moment. Portal zamknął się za mną zanim zdążyłbym wrócić. - Przysiadłem koło niego. - A ty; co ci w życiu nie wyszło, że tu skończyłeś?
Miał mi odpowiedzieć, ale jeden mężczyzn wskoczył na bagażnik wozu, uderzając ciężkimi butami o podłogę. To był ten młody rudzielec, co złapał Michia za kark. Nie wyglądał wprawdzie na silnego, ale o basiorze mogłem powiedzieć to samo. Chłopak usiadł okrakiem z tyłu wozu, żując w zębach szluga. Kiedy przejechaliśmy pod starą lipą, urwał jedną z gałęzi i chyba ze znudzenia zaczął drażnić zwierzęta jej końcem między prętami. Micho cofnął się o krok, przez co chłopak nie mógł go dosięgnąć, ja zrobiłem to samo. Jednak stary niedźwiedź ciężko znosił dźganie w bok, zaczął warczeć i wierzgać, aż wreszcie złapał zębami za koniec pociągnął z całą siłą do siebie. Rudzielec poleciał do przodu, uderzając twarzą o pręty klatki. Chwila nieuwagi dłużej, a zwierzę odgryzłoby mu rękę.
- Szlag!- Młodzik odskoczył w ostatnim momencie. - Co to ma być za potwór! Na waszym miejscu ja bym ich nawet z lasu nie wynosił.
- Przymknij się, są nam potrzebne. - Mruknął jeden z brodaczy siedzących na przednim siedzeniu.
- Ja wiem wiem, ale twoja wymówka z tym jakimś czary-mary mnie nie przekonuje. - Fuknął nadąsany i przełożył głowę przez otwarte tylne okno. - Gdzieś mam waszych naukowców, wiecie? Wszystko co mają to te swoje domysły. Hipoteza o magii jest wyssana z palca, mówię wam. Kto niby zaobserwował, że te bestie umieją czarować? Budja. Zwykłe pchlarze, ja nic więcej nie widzę.
Oczy zwęziły mu się w szparki gdy próbował objąć wszystkie nasze klatki wzrokiem. Starszy mężczyzna parsknął na niego i machnął ręką.
- Mało na tym świecie żyjesz i mało wiesz,więc nie próbuj być żołnierzem i biologiem eksperymentalnym jednocześnie. Magia to rzecz, której nie pojmiesz. Wiele razy widziano jak jakieś drapieżniki straszyły myśliwych anomaliami z ognia, wiatru i mgły, przepędzały zwierzęta łowne ludziom albo sprawiały, że te już ustrzelone stawały na nogi. Ja nawet raz to widziałem: Raz, gdy zrobiłem wycieczkę rowerową z moją żoną, stado wilków biegło lasem późnym wieczorem. Gdy podjechaliśmy bliżej, jeden z nich zaczął świecić w ciemności. Jakby był cholernym świetlikiem.
- Ha, no nie gadaj. - Zaśmiał się grubas za kierownicą.
- Albo napromieniowany, albo się po prostu znowu za dużo upiłeś. To ci się zdarza Radek.
- Mówiłem smarkaczu, że nie zrozumiesz.
Chłopak wyjął głowę z framugi okna samochodowego.
- Skąd wiecie, że te, które złapaliście są zaczarowane?
-Nie wiemy młody. - odparł kierowca. - Dlatego kazali nam je zabrać do centrali. Tam są ludzie mądrzejsi od nas, oni wiedzą jak to udowodnić. Teraz proszę, oszczędź mi cierpliwości i nie gadaj tyle jakbyś mógł. Próbuję prowadzić, a do Detroid jeszcze długa droga.
Rudzielec nadąsał się, ale siedział już cicho. Przysiadł z tyłu i zaczął bawić się wypalonym szlugiem.
- Oj cholibka.- Westchnąłem do Michia.- Nie chcesz do tego ich miasta. Okropne miejsce. Czyste jakieś i kanciaste.
- Nie byłem.- Przerwał mi.- Ale mam dość jakikolwiek wycieczek. Wiejmy stąd! Czekaj, jak ty to wcześniej zrobiłeś?
Odwróciłem się do wyjścia z klatki. W miejscu gdzie powinna być kłódka, ktoś wetknął drewniany kołek. Chyba komuś się profesjonalny sprzęt skończył na nasze nieszczęście.
Nie tym razem młody. Nie roztopię prętów, podtrzymują półtonowy dach, są za duże, rozleją się na 1000 stopniową kałużę tuż na naszej drodze ucieczki.
- Przebiegłbym.
- Straciłbyś łapy. Inne pomysły?
(Michio? Wenka pobudzona? )
Od Vi CD Shira
Tego się nie spodziewałam. Przez kilka minut jedynie patrzyłam na waderę nie będąc w stanie nic powiedzieć. Nie dość, że nie była wrogo nastawiona to jeszcze rozmawiała ze mną! I w dodatku wydawała się bardzo miła. Pewnie dlatego, że nie poznała mnie jeszcze. Nie byłam pewna co do tej sytuacji. Może to była pułapka, ale głosy siedziały cicho, co oznaczało, że byłam bezpieczna. Na razie.... Coś jest nie tak. Czyżby los postanowił się do mnie uśmiechnąć? Odpłacić za te wszystkie przykrości, które mnie spotkały? Po chwili zorientowałam się, że jak idiotka stoję i się gapię na wilczycę.
- Wiesz, że niegrzecznie jest nie odpowiadać na zadane ci pytanie? - powiedział głos
- Tak, wiem..
- Co? - zapytała Shira spoglądając na mnie
- Jestem Vi - powiedziałam szybko, uśmiechając się - A co do watahy to nie jestem pewna czy to dobry pomysł, abym dołączyła... znaczy może... Chyba, że oprowadziłabyś mnie? Dzięki temu zobaczę co i jak i podejmę decyzję.
Chwilę się zastanawiała.
- Chętnie - powiedziała i ruszyłyśmy w drogę. Szłam za wilczycą. Krok w krok. Nie miałam pojęcia dokąd mnie prowadzi. A co jeśli się zgubię? Przecież jestem na terenach obcej watahy. Nie każdy może być pokojowo nastawiony jak ona. Miałam szczęście, które w każdej chwili mogło się skończyć.
Kroczyłam przed siebie rozglądając się dookoła by zapamiętać drogę którą prowadziła mnie wadera. Powiem szczerze. Nienawidzę nowych miejsc. Lubię wiedzieć gdzie chodzę, ale przecież każde miejsce do którego udajemy się po raz pierwszy jest nowe. Dopiero po kilku dniach lub tygodniach uczymy się na pamięć jak do tego miejsca dojść bez żadnych wskazówek, gdzie co się znajduje i zaczniemy czuć się tam bezpiecznie. Inaczej jest jednak z domem, którego chwilowo mi brak. Jednak gdybym dołączyła do watahy o której mówiła Shira to zyskałabym to ważne dla większości istnień miejsce. Miałabym dokąd wracać i...
- Zgubiłaś się - usłyszałam. Rozejrzałam się dookoła. Prawda. Nigdzie nie widziałam Shiry i Rayly. No i wykrakałam. A do tego z każdą minutą robiłam się coraz słabsza... i głodniejsza. Może jak po prostu pójdę przed siebie to ją znajdę? Jak pomyślałam tak też zrobiłam.
<Shira?>
17.06.2019
Od Shiry CD Vi
- N-nie musisz się bać, nic ci nie zrobię - powiedziałam z uśmiechem - jej też nie - dodałam prędko, wskazując na tygrysicę.
Wadera odrobinę się rozluźniła, lecz nadal pozostawała spięta. Jak dla mnie wyglądała na głodną i wyczerpaną.
- Jestem Shira, członkini Watahy Mrocznych Skrzydeł, a to moja towarzyszka Rayla - przedstawiłam nas, a po chwili ciszy dodałam - chciałabyś do nas dołączyć? A może jesteś nowa i po prostu cię jeszcze nie widziałam? Jak chcesz, to zaprowadzę cię do Lii, ona na pewno cię przyjmie! - zaczęłam paplać bez większego namysłu.
Zaraz jednak doszło do mnie, że nie daję jej dojść do słowa.
-Oh, przepraszam, za dużo mówię... - powiedziałam zawstydzona, znacznie ciszej niż wcześniej, kładąc uszy.
Znając życie już zdążyłam odstraszyć i zniechęcić do siebie tą wilczycę. Jednak jak to optymistka, został mi cień nadziei na to, że jeszcze wszystkiego nie popsułam.
<Vi?>
16.06.2019
Od Asterii c.d Chętny
Serce waliło mi w klatce piersiowej dziesięć razy szybciej niż zazwyczaj. Całe moje ciało przechodziły fale nieprzyjemnego mrowienia, jakby oblazły mnie mrówki. Podniosłam się po chwili dziwnie obolała. Dawno nie miałam koszmarów, ale ten był bardzo znajomy. Przez fakt, iż ponad rok uciekałyśmy z siostrą przed ludźmi, którzy omal nas nie zabili, przez jej opowieść o tej okropnej nocy, której nie pamiętam, a mimo to wydaje się być niezwykle żywa i barwna, gdy o niej myślę, przez to wszystko, co nas spotkało w każdym moim koszmarze są albo ludzie, albo moja umierająca siostra. Dziś było i to, i to. Nieźle.
Skierowałam się do jaskini Misi, ale jej tam nie było. Zdziwiłam się, że tak wcześnie gdzieś wyszła, ale z drugiej strony wiedziałam, gdzie poszła. Upiera się, by dalej przynosić mi jedzenie. Nawet jeśli zostałam zaganiaczką, co teoretycznie oznacza, iż to ja powinnam łapać jedzenie dla niej. Cóż, z moją siostrą często w zdania trzeba było wplatać słowo „teoretyczne”.
Postanowiłam trochę pobiegać z rana i być może złapać coś na śniadanie. Ruszyłam z jaskini żwawym krokiem i skierowałam się w stronę terenów łownych. Słońce zaczynało już przygrzewać, zapowiadał się kolejny upalny dzień. O dziwo nie spotkałam nikogo po drodze, choć wydawało mi się, że przecież powinnam kogoś minąć póki jeszcze nie jest tak gorąco. Nie natrafiłam na żadne ciekawsze zwierzę prócz zająca, ale zadowoliłam się nim w pełni. Był tłusty i całkiem duży, w sam raz na śniadanie. Po posiłku poleżałam chwilę, po czym postanowiłam poruszać się i urządziłam sobie gonitwę między trawami. Dotarłam do małego jeziorka otoczonego dużymi kamieniami. Postanowiłam ochłodzić się w nim nieco, jednak nie znając głębokości wytworzyłam kilka kuli wodnych i przy ich pomocy ochłodziłam nieco futro. Po tych zabiegach położyłam się na jednym z ogromnych kamieni i przymknęłam oczy. Generalnie nie lubię odpoczywać w ciągu dnia, czy leniuchować, ale w taki skwar ciężko skupić się na czymkolwiek sensownym. Miałam ochotę wywalić jęzor na wierzch i po prostu zapomnieć o wszystkim. Rozmyślałam też nad tym, że w tak teoretycznie idealnym miejscu do spędzenia upalnego dnia nie ma nikogo. Albo to pech, albo moja siostra wystraszyła wszystkich potencjalnych rozmówców w strachu o moje życie. Ehh, ciężko jest mieć nadopiekuńcze rodzeństwo. Słońce zaczynało już naprawdę palić, dziwiłam się, że jeziorko jeszcze nie wyparowało. Zeskoczyłam z kamienia i ukryłam się pod nim, ponownie też ochłodziłam się przy pomocy wodnych kulek. „Teraz to już na pewno nie zobaczę, czy ktoś tu będzie przechodził” przemknęło mi przez głowę. Jednak mimo swoich marnych szans na dojrzenie kogokolwiek niedługo później usłyszałam ciche kroki i ciężki oddech. Oho, ktoś w końcu przybył! Wygrzebałam się spod głazu i ujrzałam samotnego wilka. Zanim jeszcze podszedł do mnie, przedstawiłam się:
- Witaj, jestem Asteria. Niedawno dołączyłam z siostrą do watahy. - uśmiechnęłam się jak najbardziej przyjaźnie mogłam.
<Ktoś?... >
Od Kalego CD. Haraczki
Podejrzewałem przez chwilę, że wkurzyłem się na tyle, by osiągnąć 'red alert', ale co miałoby mnie tak wkurzyć? Zresztą nieważne. Nie czułem się jak na 'red'. Nie panikowałem. Byłem świadomy swoich przemyśleń.
Nic nie stało w ogniu.
Przedzierałem się przez krzaki. Skrzywiłem się lekko, gdy otarłem się o ostrzejszą gałąź. Pokręciłem głową, zastanawiając się, która może być godzina. Po chwili zrezygnowałem z wszelkich prób dostrzeżenia ułożenia księżyca czy też już słońca w tym gąszczu. Walona wiosna.
Nie ważne. Wracam do siebie.
Wylazłem z krzaków, przez które musiałem się przedrzeć, by trafić szybciej na utartą ścieżkę.
Zatrzymałem się, próbując przypomnieć sobie, z której strony przylazłem albo chociaż, gdzie tu jest jakaś woda. Krew zaczynała zasychać, a to źle robiło na futro. Trudno to potem zmyć. Chociaż raczej się przyzwyczaiłem, ale to i tak niezłe uniedogodnienie.
Księżyc błysnął wysoko na niebie, gdy las okazał się nie być taki gęsty w swojej zachodniej części. Powietrze było rześkie i pobudzające.
Warknąłem pod nosem. Wszystko tak prowokująco ze sobą nie współgrało. W nocy powinno chcieć się spać. Chociaż może jednak był ranek?
- Kaliś!?
Mówiłem coś o „irytującym niewspółgraniu"?
Nadawczyni tych słów była jedną wielką sprzecznością, która tą sprzeczność zasiewała i we mnie. Nie lubiłem tego, ale czułem, że nie dam rady samodzielnie temu zapobiec. Z jednej strony chciałem, a z drugiej cholernie nie chciałem niczego zmieniać. Wolałem mieć zrytą banię co dzień do końca życia, niż teraz odpuścić znajomość z Panią Doktor. Szczególnie że czułem się już lepiej. Ciekawe, czy ona też, bo po jej tonie wnioskuję, że nie bardzo chce mnie widzieć. A może chce? Jestem beznadziejny w odczytywaniu takich rzeczy.
- Bry- mruknąłem cicho. Nie wiedziałem, czy postawić na ranek, czy raczej wieczór, więc pozostawiłem tę formę przywitania tak, jak była. Szczurzyca stała jak wryta.
- Bry, bry!- prychnęła w końcu, przedrzeźniając mnie.- Jak ty wyglądasz!?- Przerwała chwilę ciszy, która zaraz wykiełkowała na nowo.
Krew zasychała na mojej sierści powoli, ale skutecznie. Trzeba było jak najszybciej się tego pozbyć. Patrzyłem na szczurzycę, która podchodziła do mnie, zachowując, potrzebny do ciul wie czego, dystans.
- Miałem właśnie się ogarniać- mruknąłem cicho.- To... do zobaczenia?
- Chyba ci się w łebku przewróciło, Kaliś.
... Chyba te częste utraty przytomności źle mi robią na mózg.
- Słucham?
<Haraczka?>
Od Vi do kogoś
- Aż taka straszna jestem? - położyłam się chcąc choć chwilkę odpocząć przed dalszą podróżą
- Tak... znaczy nie... n-no troszkę. Widziałaś się ostatnio? - usłyszałam
Postanowiłam zostawić to bez komentarza. Chciałam się nacieszyć spokojem, ciszą i otaczającym mnie pięknem lasu. Niestety nie trwało to zbyt długo.
- Coś się zbliża. Radzę ci się oddalić stąd jak najdalej. - powiedział jeden z moich głosów. Podniosłam się powoli i ruszyłam przed siebie. Nie chciałam sprawdzać co to było. Nie miałam siły na walkę, a nawet jeśli to nie było groźne to i tak wolałam nie ryzykować. Po dłuższym czasie dotarłam do jeziora. Przy nim znajdował się jakiś stary wilk, wpatrujący się w wodę. Nie byłam pewna co zrobić. Jeśli był wrogo nastawiony to już po mnie. Podeszłam więc parkę kroków bliżej by przekonać się czy zaatakuje. On tylko odwrócił się, spojrzał na mnie, zachichotał i wrócił do tego co przed chwilą robił. Podeszłam napić się wody. Starzec podszedł bliżej mnie po czym kamieniem narysował uśmiech z dwoma X zamiast oczu. Po tym jak wpatrywał się we mnie przez bardzo długo trwającą minutę odbiegł.
- Dziwak... - powiedział jeden z głosów
- Nie gorszy niż ja - zaśmiałam się i spojrzałam dookoła siebie. Znowu zostałam sama. Wszyscy się ode mnie oddalają. Samotność - to jedyne co mnie czeka. Zamknęłam oczy próbując odgonić od siebie te depresyjne myśli. Poczułam się senna i dopiero w tym momencie uświadomiłam sobie, że nie pamiętam kiedy ostatnio spałam spokojnie. Bez koszmarów, bez budzenia się w środku nocy i uciekania. Na dodatek nie pamiętam kiedy ostatnio coś jadłam. Muszę udać się w jakieś bezpieczne miejsce i zadbać o siebie. Z tą myślą wstałam i kontynuowałam wędrówkę. Spokojnie próbując wymyślić dokąd się udać szłam powoli przed siebie. Nagle usłyszałam szelest liści. Odwróciłam się w tamtą stronę. Ujrzałam tego dziwnego starca. Pokazał mi żebym ruszyła za nim. Co było najgłupszą rzeczą którą mogłabym zrobić w tym momencie? Pójść za nim. Więc co zrobiłam? Poszłam za nim! Zrobiłam to tylko dlatego, że moje głosy w głowie powiedziały mi, żebym mu zaufała. Starzec prowadził mnie przez dwa dni bez przerwy. Nagle zatrzymał się po czym spojrzał na mnie, uśmiechnął się i zniknął. Nie mam pojęcia co to było. Może jestem już tak zmęczona, że widzę już rzeczy których nie ma... A może pogrążyłam się już w swoim szaleństwie? Rozejrzałam się dookoła. Nie zobaczyłam nic po za drzewami i jakąś postacią zbliżającą się do mnie. Super! Unikasz kłopotów, więc one same przychodzą do ciebie. Kiedy postać była coraz bliżej zaczęłam się cofać. Nie mam siły na użycie mocy. W końcu za mną znalazło się drzewo uniemożliwiając mi dalsze cofanie się. Zamknęłam oczy i czekałam na atak przeciwnika. I czekałam... i czekałam... I nic! Czyżby nie chciał mnie zabić? Otworzyłam oczy i usłyszałam, że cicho chichocze.
<Ktoś dokończy?>
Od Artemisii cd. Tobias
- Dołączyłam niedawno. - odparłam cicho. - Z siostrą.
Byłam dosyć zmieszana. Albo byłam mało charakterystyczna podczas przedstawiania, albo nigdy wcześniej nie widziałam tego wilka. Nie pamiętałam, żebym go widziała, ale niewiele wilków przyuważyłam. „Tak się kończy unikanie członków stada. Potem mają cię za intruza.”
- W takim razie przepraszam, nie chciałem cię urazić ani nic takiego. - odparł jakby przestraszony, że mogło mi się zrobić przykro. Odrobinę zaskoczyła mnie jego postawa, wydawać by się mogło, że to raczej ja byłam winna jego podejrzeniom, nie ukazując się wcześniej.
- Nic się przecież nie stało… - lekko uniosłam kąciki w lekko niezręcznym uśmiechu.
Zapadła bardzo niezręczna cisza. Wilk wydawał się bardzo zamyślony, a ja nie wiedziałam, co robić. Wyrwać go z zamyślenia? Może odejść? Nie, lepiej coś powiedzieć. Tylko co? Nigdy nie miałam głowy do rozmów, nawiązywania kontaktów, czy choćby sklecenia prostego pytania by zagaić obcego wilka.
Stałam tak, usiłując wysilić swój móżdżek, by w końcu pojawił się w nim jakiś zalążek tematu do rozmowy. Jednak zanim zdołałam cokolwiek wymyśleć, basior wyrwał się z zamyślenia.
- Przepraszam, zamyśliłem się. I w ogóle, gdzie moje maniery! Mam na imię Tobias, jestem strażnikiem dziennym. - uśmiechnął się niepewnie i przepraszająco zarazem. Och, no tak. Nawet nie pomyślałam, że mogłabym mu się przedstawić. „Czemu muszę być taka nieporadna towarzysko? Nawet nie wiem jak ten basior się nazywa. Nie dość, że nie mogłam znaleźć żadnego tematu do rozmowy, to nawet nie zdawałam sobie sprawy, że nie znam jego imienia! Ehhh, czemu to wszystko jest takie trudne.” Zorientowałam się, że trochę zbyt długo zwlekam z podaniem swojego imienia, więc czym prędzej powiedziałam:
- Ja jestem Artemisia. Dostałam stanowisko zabójczyni i wojowniczki. Miło mi cię poznać.
- Mnie też bardzo miło poznać nową waderę. - uśmiechnął się. Poczułam się zobligowana, by odpowiedzieć mu uśmiechem. Poniosłam więc ponownie kąciki pyska i wąsy. Próbując znowu znaleźć jakiś temat, najchętniej taki, na który ja nie musiałabym zbyt dużo mówić, uczepiłam się informacji o jego profesji.
- Zatem jesteś strażnikiem. To wyjaśnia czemu mnie tak przydybałeś. - zagaiłam.
- Cóż, moim obowiązkiem jest ochrona terenów. Nie potrzebujemy nieproszonych gości, ani wrogów. - odrzekł. - Nie myśl, że uważam cię za wroga. - dodał szybko. - Trzeba być zawsze czujnym na służbie.
- Rozumiem. - odpowiedziałam. Mogło to jednak zabrzmieć jakbym jednak była o to zła. Szybko postanowiłam dodać: - Masz szczęście, że dostał ci się patrol w lesie. Gdybyś miał tam, na otwartej przestrzeni to… - wzdrygnęłam się - Można się ugotować.
Niestety nie trafiłam z tematem. Tobias wyraźnie się zmieszał. Prawie przewrócił się o konar drzewa, który wystawał spod jego łap.
- Emm, taaak… Cóż, nie do końca tak jest… - zaczął się tłumaczyć, jednak co chwila przerywając. Kiedy już miał kończyć zdanie nadstawiłam uszu. Ktoś się zbliżał. Zmieszany dotąd Tobias szybko poszedł w moje ślady i już nie wydawał się być zmieszany, a bardzo spanikowany.
- Nie powinno Cię tu być, prawda? - wyszeptałam do niego, również momentalnie przejęta. Nie do końca wiedziałam dlaczego, ale zdenerwowałam się równie bardzo, jakbym to ja robiła coś złego. Tobias rzucił się do ucieczki, a ja niewiele myśląc popędziłam za nim. Trzymałam się z tyłu, nie wiedząc dokąd biegniemy. Część mnie kompletnie nie rozumiała, czemu pędzę na oślep za nowopoznanym wilkiem w głąb lasu, którego nie znam, w dodatku zupełnie bez powodu. Była to teoretycznie racjonalna część, która jednak w tamtym momencie zdawała się do mnie kompletnie nie trafiać. Czułam, że gdybym została, naraziłabym się na więcej rozmów, może nawet konieczne wyjaśnienia, nie chciałam też wpakować dopiero co poznanego basiora w kłopoty. Pozostało mi tylko wpatrywać się w koniec jego ogona, gdy pędził przed siebie. Wspomagał się swoimi pazurami by swobodnie odpychać się od pniaków powalonych drzew, wielkich kamieni, które mijaliśmy co jakiś czas, wystających korzeni ogromnych, rozłożystych drzew, czy samych ich pni. Ledwo za nim nadążałam, jednak nie było trudno za nim trafiać, dużo przy tym biegu hałasował. Gorzej było z odnalezieniem się w zupełnie obcym terenie.
Biegliśmy dobre dziesięć minut bez przerwy, w pełnym pędzie. Dawno już straciłam orientację w terenie, czy jakąkolwiek nadzieję, że dałabym radę wrócić do jaskini. W końcu basior zaczął zwalniać i zatrzymał się. Zaczynało mi już brakować tchu, więc również szybko wyhamowałam. Niestety potknęłam się o korzeń i prześlizgnęłam lekko łapami, ale Tobias na szczęście był odwrócony. Jeszcze tego brakowało, żeby zobaczył jak się przewracam. Zapamiętałby mnie jako powodującą kłopoty niezdarę. Jakbym nie narobiła sobie już bigosu lecąc tu za nim na łeb na szyję.
- Nie wiedziałam, czy jeśli zostanę nie będę się musiała jakoś tłumaczyć. Czy coś. - bąknęłam na usprawiedliwienie swojej ucieczki z nim. Czułam się jakoś dziwnie zawstydzona.
<Tobias? Napisałam chyba najnudniejsze dialogi na świecie xD>
15.06.2019
Od Tobiasa c.d Artemisia
W pewnym momencie upał stał się tak nieznośny, że wręcz musiałem skręcić do zacienionego lasu. Jeżeli zachowam odpowiednie środki czujności, nie powinienem zostać wykryty przez alfę ani rodziców. Gdyby tylko się mama się dowiedziała, na pewno rozpowiedziałaby to reszcie bet, a wtedy już krótka droga do Rachel. Nie uśmiechało mi się zostać skrzyczanym za to, że lenię się podczas godzin pracy. Muszę znaleźć jakieś zacienione miejsce, najlepiej zagłębione w ziemi. Jakaś nora pod korzeniami wielkiego drzewa byłaby idealna. Ciemna, zimna i ciasna.
Kiedy przedzierałem się wśród gęstwiny leśnych krzewów, jak najciszej tylko się dało, zdołałem wyczuć obcy mi zapach. Nieznajomy? Poczułem charakterystyczne uczucie w okolicy mostka, jakby ktoś wbił mi metalowy, zimny pręt. Serce zaczęło mi szybciej bić, a ja jakby instynktownie napiąłem wszystkie mięśnie, jakby gotowy do ataku. Bałem się, że mogę trafić na kogoś, kogo można by nazwać drugim Zero.
Podniosłem wyżej głowę, otwierając lekko pysk. Woń była mocna - nieznajomy musiał być blisko. Zdecydowanie nigdy wcześniej nie czułem tego zapachu. Jednak, posiadała w sobie coś, co uspokoiło troszkę moje napięte nerwy. Pachniała kobieco, co zmniejszało choć troszkę możliwość natrafienia na agresywnego osobnika. W końcu w większości wadery są spokojniejsze, nieprawdaż?
Pewniej, ruszyłem w kierunku, z którego dobiegała woń. Nie musiałem jednak daleko chodzić. Dosyć szybko zdołałem zauważyć waderę o czarnej sierści i niebieskich, jakby świecących przebarwieniach. Nie wyglądała jakby była agresywnym osobnikiem, co uspokoiło mnie już na dobre. Teraz jedynie podejść do niej i uświadomić że przebywa na zamieszkałych terenach, tak jak powinien strażnik podczas swojej służby. Kiedy do niej podchodziłem, musiała zauważyć moją obecność. Zwolniła, ostatecznie się zatrzymując.
– Witaj – przywitałem się grzecznie. – Co taka zbłąkana duszyczka robi na terenach Watahy Mrocznych Skrzydeł?
– Ostatnio tu dołączyłam – rzekła z ledwo wyczuwalnym spięciem w głosie.
Czyli była nowa? Zrobiło mi się troszkę głupio, co można było zobaczyć po mojej minie.
– Chciałem cię przegnać, ponieważ myślałem że jesteś następnym samotnym wilkiem polującym na naszych terenach… Przepraszam. – Mówiąc to położyłem po sobie uszy. – Musiałaś naprawdę niedawno tu dołączyć skoro cię nie poznałem. Kiedy to było?
< Artemisia? No kiedy dołączyłaś do watahy? >
Nowy basior! Markus (a może mam pisać Toxic...?)
Autor grafiki: Naprawdę nie znany lub nie do znalezienia. Jednak strona, z której jest to 'UI-EX".
Właściciel: mqrkus76@gmail.com
Imię: Markus, leczy wszyscy myślą, że ma na imię Toxic i tak się do niego zwracają. Nikt nie wie, że ma na prawdę na imię Markus. Pseudonim Toxic powstał od tego, że Markus zabija swoje ofiary trującym gazem.
Wiek: 3 lata
Płeć: Basior/Samiec
Żywioł: Trucizna, Śmierć, Ból, Cierpienie.
Stanowisko: Zabójca i zwiadowca.
Cechy fizyczne: Markus jest wysoki i chudy. Jego nogi są długie. Ma na sobie maskę gazową. Na jego szyi widoczna jest czarna obroża z kosmitą. Toxic ma krótkie rogi. Jego futro jest czarna i długie. Ma zielone piękne oczy. Jego pysk zdaję się spokojna, lecz zimny.
Cechy charakteru: Wilk jest spokojny. Szybko wybacza innym. Jest bardzo mściwy. Zabija swoje ofiary trującym gazem. Jest bardzo poważny. Czasami pożartuje z innymi, ale to rzadko. Szybko przywiązuje się do innych. Lubi podrywać inne wilki. Jeśli ktoś z nim zadrze nie będzie mieć długo od niego spokoju. Symbolizuje apokalipsę lub zarazę. Często inne wilki go omijają z daleka. Jest aspołeczny. Stawia pracę na pierwszym miejscu. Jest pracoholikiem.
Cechy szczególne: Nosi maskę przeciwgazową. Ma długie i chude łapy. Jest bardzo wychudzony co ma symbolizować epidemie i zarazę.
Lubi: Toxic lubi biegać i pływać. Kocha siać zniszczenie. Markus uwielbia węże, gady i owady. Pasuje mu tylko cisza i spokój.
Nie lubi: Nienawidzi hałasu.
Boi się: Poznać kogoś bliskiego.
Moce: Sieje epidemie i zarazę. Tworzy trujący gaz. Podłoże, po którym idzie w miejscach jego śladów ocieka trującą zieloną mazią. Rośliny pod jego łapami więdną,gniją lub obumierają.
Historia: Wilk błąkał się po lesie, szukając "szczęścia". Rośliny pod jego łapami obumierały. Tak bardzo chciał dotknąć rośliny. Wpatrzeć się w nią powąchać. Usiadł na ziemi. Zakradł się do krzewów. Zauważył stado saran i jeleni. Z jego maski wydobył się zielony trujący gaz. Zwierzęta po chwili padł na ziemie. Ptaki, sarny, jelenie... Leżały martwe na trawię. Ominął tą polanę szerokim łukiem i zaczął iść przed siebie. Z daleka zauważył zwierzęta. Z jego maski znowu poleciał zielony gaz. Podchodził powoli do istot. Okazało się, że to były inne wilki. Gaz przestał lecieć z maski. Markus zapoznał się z nimi i dołączył do Watahy Mrocznych Skrzydeł.
Zauroczenie: Nie ma.
Głos: ReTo - Piotruś Pan
Partner: Brak, cały czas szuka. Jest to dość trudne.
Szczeniaki: Brak, ale chciałby mieć.
Rodzina: Nikt je nie zna, a Markus o niej nie mówi.
Jaskinia: Mieszka w cichej i oddalonej od innych jaskini.
Medalion: Link
Towarzysz: brak
Inne zdjęcia: brak
Przedmioty kupione w sklepie: brak
Dodatkowe informacje: Chyba to wszystko
Umiejętności:
: Siła: 40
: Zręczność: 90
: Wiedza:50
: Spryt: 110
: Zwinność: 100
: Szybkość:100
:Mana: 310
Od Artemisii c.d Chętny
Po szybkim polowaniu i zjedzonym śniadaniu wróciłam jeszcze na chwilę do domu, by zostawić Asterii królika. Nie było jej, ale nie zepsuje się przecież. Jako że słońce było już wysoko na niebie zaczynał się robić upał, toteż postanowiłam pójść na spacer do lasu. Przechadzałam się między ogromnymi, powykręcanymi drzewami, a iskry na moich przednich łapach wydawały się lśnić bardziej niż zwykle. „Będę musiała niedługo trochę poćwiczyć, żeby się wyładować” pomyślałam. W tym samym momencie usłyszałam szelest. Nie tylko ja wpadłam na ten genialny pomysł by w tak słoneczny dzień udać się na spacer do lasu. Cóż za niespodzianka. Za drzewami majaczyła samotna postać i ewidentnie zmierzała w moją stronę.
<Ktoś dokończy?>
Poznajcie Artemisie i Asterie, siostry które zdecydowały dołączyć do Naszej watahy!
Imię: Artemisia, siostra mówi na nią Misia
Wiek: 3 lata 5 miesięcy
Płeć: Wadera
Żywioł: Błyskawica, woda, chaos, mrok
Stanowisko: Zabójca, Wojownik
Cechy fizyczne: Jest mocno zbudowana, nie gruba, ale przysadzista. Ma czarną, puszystą i grubą sierść z niebieskimi znakami i plamami, które delikatnie mienią się na niebiesko (a gdy ktoś się przyjrzy, może zauważyć, iż wygląda to jakby skrzyły się niczym miliony malutkich błyskawic). Ma przebite uszy i liczne kolczyki.
Cechy charakteru: Artemisia jest raczej wycofana, spokojna i smutna. Próbuje maskować swój smutek przed siostrą, która jest dla niej najważniejsza na świecie. Miewa momenty załamania, w których może myśleć tylko o tym, że zawiodła swoją rodzinę, ucieka wtedy od wszystkich. To bardzo sumienna wadera, uprzejma, najczęściej miła, ale niewielu ma okazję się o tym przekonać. Ze względu na swoją wrażliwość rzadko kogoś do siebie dopuszcza. Najczęściej ucieka od towarzystwa. W jej życiu nigdy nie była z nikim naprawdę blisko, od wszystkich raczej się odsuwa. Siostra jest jedyną osobą, przy której czuje się w miarę spokojnie, ale też nie całkowicie. Nie ma tak naprawdę kogoś, kto by ją zrozumiał, większość czasu jest więc sama.
Cechy szczególne: Jej znamiona opisane wyżej. Kolczyki w uszach.
Lubi: Samotne spacery, cień, chłodną pogodę, przebywać blisko wody, czytać, trenować walkę. Bardzo lubi jeść. Najbardziej lubi spokój.
Nie lubi: Cóż, dużo by się tego znalazło. Nieprzyjemnych, nachalnych, irytujących wilków. Upałów.
Boi się: Że może znaleźć się w sytuacji, gdy nie będzie mogła się wyładować (w przenośni i dosłownie). Ale najbardziej martwi się o swoją siostrę, została jej tylko ona i próbuje ją chronić za wszelką cenę.
Moce:
~ Może przeniknąć w cień, staje się wtedy niewidoczna, może to być naprawdę niewielki skrawek cienia
~ Potrafi wytworzyć wokół siebie bądź innych kopuły czy też bariery z wody, a następnie wedle własnego życzenia może sprawić by znalazły się pod śmiertelnym napięciem, sama decyduje też czy ma być ono niebezpieczne od zewnątrz czy też od wewnątrz, zależy to od jej intencji - może to być bronią, może być ochroną
~ Czasem miewa napady jak to nazywa „szału elektrycznego”, wtedy to z jej znaków, uszu, oczu, pazurów, które normalnie jedynie się skrzą zaczynają się wydobywać prawdziwe błyskawice o niebotycznej sile, niebieskie światło rażące najbliższe otoczenie, wtedy też jej natura chaosu wychodzi na wierzch i ledwo powstrzymuje się przed rozszarpywaniem wszystkiego na strzępy, wygląda wtedy inaczej, strasznie; prawie jest już w stanie kontrolować te ataki, jednak w chwilach wielkiej wściekłości mogłoby się jej to nie udać
~ Niekiedy wzmacnia swoje uderzenia, ciosy, drapnięcia czy ugryzienia błyskawicami, wtedy są jeszcze silniejsze
~ Doskonale widzi w ciemnościach
Historia: Urodziła się jako jedyna wadera w miocie. Jej rodzice nie należeli do żadnej watahy, mieli tylko siebie. Musiała od małego pomagać w zdobywaniu jedzenia, tak naprawdę nie miała beztroskiego dzieciństwa, co chwilę musieli się przenosić. Kiedy dalej była maluchem jej matka ponownie urodziła, tym razem siódemkę. Przeżycie ich wszystkich było nieomal niemożliwe. Pierwsze miesiące przetrwała piątka, czwórka z nich była bardzo silna, jedna dziewczynka, Asteria, bardzo słaba. Wtedy natrafili na watahę magicznych wilków, takich jak oni. Przyjęli ich do siebie, a Artemisia czuła ogromną ulgę nie musząc się już martwić o jedzenie dla młodszego rodzeństwa, o to, czy nie będą musieli porzucać swoich kryjówek na rzecz innych stworzeń. Jednak bezpieczeństwo to nie trwało długo. Pewnego wyjątkowo ponurego wieczoru siedlisko ich watahy zostało odnalezione przez ludzi. Najpierw słychać było wycie ich psów. Potem zjawili się oni, zaczęli narzucać sieci na wilki, strzelać z dziwnie wygiętych patyków, podpalać ich domy. Łapali ich, zabijali, podpalali. W furii nie zważali na nic. Wtedy dwuletnia Artemisia popędziła do drzewa przy którym mieszkała wraz z rodziną. Zobaczyła jak ojciec walczył z ludzkimi psami. Umarł na jej oczach. Chwilę po tym, kiedy jeszcze biegła w stronę domu zawaliło się drzewo, podpalone przez ludzi. Zatorowało drogę do jaskini, w której utknęło jej rodzeństwo i matka. Próbowała sprowadzić swoich braci, których wcześniej widziała walczących, ale nie mogła ich znaleźć. Wszyscy uciekali lub ginęli. W końcu udało jej się uratować najmniejszą z młodszego rodzeństwa, tylko ona zdołała się przecisnąć pod zawalonym drzewem. Uciekła z nią starając się nie myśleć o tym, że przez nią ginie jej rodzina. Później tułały się razem po lasach i górach i dolinach. Nie mogły znaleźć nikogo ze starej watahy, o braciach słuch także zaginął. W końcu natrafiły na kolejną watahę.
Zauroczenie: Brak
Głos: Debbie Harry
Partner: Brak
Szczeniaki: Brak
Rodzina: Rodzice jak i młodsze rodzeństwo (poza Asterią) zginęli, jej braci (Arminiusa i Clarence’a) uznaje się za zaginionych, jednak najbardziej prawdopodobne jest, iż również nie przeżyli
Jaskinia: To jaskinia połączona z jaskinią jej siostry niezbyt dużym tunelem
Medalion: ~~~
Towarzysz: Brak
Inne zdjęcia:
kiedy była mała
kiedy jest w szale (autor PineappleBarghest)
Przedmioty kupione w sklepie: Brak
Dodatkowe informacje:
~ Nosi swój medalion przewiązany na tylnej łapie
~ Podczas używania mocy jej nos świeci się na niebiesko
Umiejętności:
: Siła: 200
: Zręczność: 100
: Wiedza: 100
: Spryt: 100
: Zwinność: 120
: Szybkość: 100
:Mana: 80
Imię: Asteria, w skrócie Asti
Wiek: 2 lata 6 miesięcy
Płeć: Wadera
Żywioł: Woda, lód, powietrze, jeszcze jednego nie odkryła
Stanowisko: Nauczyciel liczenia, Zaganiacz
Cechy fizyczne: Asti jest niska jak na wilka. Ta młodziutka, szczupła wadera ma bardzo puszystą sierść i ogon przypominający szczotkę. Jej czarne futerko przecinają gdzieniegdzie białe lub niebieskie, (słabo) świecące w ciemności plamy. Ma bardzo puszysty szal z futerka wokół szyi, a długa sierść często wpada w oczy.
Cechy charakteru: Asteria jest dosyć radosną i cieszącą się z życia wilczycą. Jest bardzo przyjazna, towarzyska i miła. Przy siostrze bywa czasem wycofana i zamknięta w swoim świecie, ale dużo częściej jest narwana i do bólu optymistyczna. Należy do osób, które nie mogą się nudzić, ani nic nie robić. Próbuje udowodnić siostrze, że ta nie musi się o nią nieustannie martwić, więc mimo swojej dziecinności stara się zachowywać jak dojrzała wilczyca. Jest bardzo empatyczna i domyślna, uważa, że ma szósty zmysł, który nigdy jej nie zawodzi.
Cechy szczególne: Bardzo często śpiewa albo nuci pod nosem. Na jej ciele są niebieskie znaki, które świecą w ciemnościach na błękitny kolor.
Lubi: Śpiewać, biegać, przepada za słodyczami. Musi też czuć się potrzebna, więc lubi mieć coś do roboty. Uwielbia polowania, aktywność fizyczną, ale także usiąść i poczytać książkę, więc jej plan dnia jest zazwyczaj dokładnie ułożony, by miała czas na wszystko.
Nie lubi: Niesprawiedliwości, oszustw i kłamstw, zdrady to w jej mniemaniu jedna z najobrzydliwszych rzeczy. Ponadto nie przepada za zadufanymi w sobie, ale kto by lubił cokolwiek z wymienionych tu rzeczy. Nie znosi też smutku, zawsze próbuje jakoś naprawić sytuację czy też humor innego wilka.
Boi się: Że ktoś może przez nią cierpieć, że straci swoją siostrę, że jej siostra nie będzie miała nigdy szczęścia w swoim życiu. Nieswojo czuje się również w otoczeniu bardzo, bardzo wysokich drzew.
Moce:
~ Potrafi manipulować wodą (o ile jest jakaś w pobliżu) i walczyć za pomocą robionych z niej kul bądź biczy
~ Umie lewitować, ale nie trwa to zbyt długo (nie wytrzyma więcej niż godzinę), wtedy może się również poruszać, więc tak jakby biegnie w powietrzu, jest to jednak dosyć wyczerpujące; dzięki temu jest również superszybka, gdyż podczas susów wspomaga się zdolnością do lewitowania na dosłownie ułamek sekundy, po czym wspomaga się wytworzonym pędem by osiągać zawrotne prędkości czy poprawić zwrotność
~ Może zrobić wokół siebie kopułę z lodu, ewentualnie tarczę z lodu przy innym wilku (taką część kopuły), jest ona nieomal nie do przebicia
~ Jest w stanie chodzić po wodzie tworząc na jej powierzchni małe punkty z lodu, bądź zamienić całą taflę w lód (nawet na słońcu)
Historia: Historia jest opisana w formularzu jej siostry, Asteria praktycznie nic nie pamięta ze straszliwej nocy, głównie jej tułaczkę z siostrą.
Zauroczenie: Brak, ale kto wie czy nie znajdzie się jakiś miły wilczek, który wpadnie jej w oko…?
Głos: Dolly Parton
Partner: Brak
Szczeniaki: Brak
Rodzina: Rodzice i trójka rodzeństwa z tego samego miotu nie żyją, nie wiadomo co ze starszymi braćmi, starsza siostra żyje i mieszka z nią
Jaskinia: Jest połączona w kompleks jaskiń z jaskinią jej siostry
Medalion: ~~~
Towarzysz: Póki co brak
Inne zdjęcia: Brak
Przedmioty kupione w sklepie: Brak
Dodatkowe informacje:
~ Ma wielką słabość do ładnych kamieni (nie tylko szlachetnych) i je kolekcjonuje
~ Tak jak jej siostra nosi swój medalion zawiązany na łapie
Umiejętności:
: Siła: 50
: Zręczność: 120
: Wiedza: 120
: Spryt: 100
: Zwinność: 150
: Szybkość: 200
: Mana: 60