8.04.2020

Od Ichaboda

Basior truchtał naprzód, stawiając rytmicznie łapy na niezbyt suchym, skalnym podłożu. Z jego uchylonego pyska zwisał długi, różowy jęzor, pomagając utrzymać organizm basiora w odpowiedniej dla niego temperaturze. W powietrzu unosił się zapach deszczu zmieszany z tą charakterystyczną dla gór świeżą wonią. Całkiem przyjemna mieszanka, jednak nie dla kroczącego przed siebie pana. O nie, Icky burczał do siebie nerwowo pod nosem, wyczuwając woń tych małych kropelek zwykle spadających z pokrytego chmurami nieba. Dlaczego? Proste - deszcz oznaczał wodę, woda oznaczała zimno, a zimno oznaczało ochłodzenie ciała. Że też zawsze musiało zbierać się na deszcz kiedy akurat ON wychodził. Ichabod chciał o prostu wyjść z jaskini i nacieszyć się wiosennym, jeszcze nie aż tak grzejącym słoneczkiem, zanim utonie za linią horyzontu pogrążając tereny watahy w ciemności. Ale nie, oczywiście po tym, jak zawędrował już jakiś kawałek od swojej jaskini, chmury zakryły w całości niebo i zbierało się na deszcz. Ichabod zaczął dokładnie analizować sytuację w jakiej aktualnie się znalazł - był zbyt daleko od swojej jaskini, by zdążyć tam na czas, unikając zmoknięcia. A jeśli nawet deszcz miałby spaść trochę później, to jeśli teraz zawróci to jak dotrze na miejsce będzie mokry w każdym calu, a jego futro będzie nasiąknięte wodą aż do skóry. Icky szybko wstrząsnął głową, próbując się pozbyć okropnej wizji z głowy. Inną opcją było poszukanie schronienia tutaj, na zachodzie, co było bardziej interesującą propozycją. Niekoniecznie jeszcze orientował się na nowym terenie, ale był pewien, że w pobliżu znajdują się jakieś puste jaskinie, jeszcze niezamieszkane przez nikogo. Ichabod z każdą kolejną kroplą rozbryzgującą się na jego ciemnym nosie i karku czuł uciekający czas. Basior w końcu zaczął biec w kierunku najbliższej jaskini w jego zasięgu wzroku, próbując unikać przynajmniej tych większych kropli. Wbiegł między wysokie skały, co już dało mu częściowe schronienie przed deszczem. Wilk zaczął oruszać delikatnie noskiem, wyczuwając coraz więcej zapachów. Ups, jaskinia raczej nie była niezamieszkana, a po świeżych zapachach Icky wywnioskował, że na pewno nie jest pusta w tym momencie. Basior jednak widząc pogodę, jaka szalała na zewnątrz, usiadł gdzieś w kącie i liczył na to, że nikt go nie wyczuje bądź nie zobaczy. Niestety, szybko po tym, jak zaczął pozbywać się kropel wody z futra, usłyszał czyiś głos. Wkrótce przed brązowym pojawiła się wysoka, smukła wadera, świdrująca przybysza fiołkowym spojrzeniem. Basior szybko zmierzył samicę wzrokiem od pazurów do czubka głowy. Białe futro z czarnymi łapami i końcówką ogona były dosyć niespotykane w jego poprzednim domu, jednak tym, co najbardziej przykuło uwagę samca były duże skrzydła wyrastające z grzbietu najpewniej właścicielki jaskini. Za nią dostrzegł ciemne, pokryte złotymi pręgami cielsko wielkiego kota. Patrząc na potwora znajdującego się za waderą, może jednak złym pomysłem było pchać się do czyjejś jaskini?
— Czego tu szukasz? — zapytała ostrożnie, bacznie obserwując niespodziewanego gościa.
— Zaczęło padać, więc szukałem schronienia na chwilkę. — odpowiedział basior, skupiając swoją uwagę bardziej na dużym kocie niż na waderze. — Mógłbym... posiedzieć sobie tutaj, skoro już rozmawiamy? Powiedzmy, że nie przepadam za deszczem...

<Shira? Pozwolisz przeczekać deszczyk? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz