1.07.2019

Od Tobiasa c.d Mazikeen

Osunęła się na ziemię, jakby wcale przed chwilą nie wyglądała, jakby chciała rozerwać mnie na małe strzępki, po czym brutalnie zeżreć moją duszę. Albo co gorsza, zaatakować patelnią i w razie, jakbym jeszcze żył - dobić szpadlem. Po drugim wilku, którego przed chwilą uratowałem przed niewątpliwą śmiercią nie było już ani śladu. Czarna wadera leżała na ziemi nadzwyczaj spokojnie. W końcu, czego można by było się spodziewać po kimś nieprzytomnym?
Mimo lekkiej niechęci kotłującej się w środku mojej klatki piersiowej, czułem że nie mogę jej tak zostawić. Jakby coś się jej stało podczas tych paru minut bezbronności, nie byłbym w stanie spojrzeć jej w oczy. Tym bardziej, jeśli byłyby puste, wgapione w nieznany żadnemu żywemu człowiekowi punkt. Lepiej gdybym zaciągnął ją do szpitala i po tym, jak odzyska przytomność, wytłumaczył się i przeprosił. Nie chcę mieć żadnych wrogów, nawet jeśli czuję lekką urazę. Jednak jestem pewny, że wydarła się tak na mnie tylko dlatego że była nabuzowana emocjami. Prawda...?
Podszedłem do niej i przez chwilę zastanowiłem się z której strony ją zabrać. Po chwili namyśleń, zdecydowałem się że najlepiej będzie przełożyć ją sobie przez plecy. Ułożyłem ją bokiem uważając na jej czarne skrzydła po czym sam położyłem się obok niej. Przełożyłem najpierw jej prawą przednią łapę, następnie lewą i przeciągnąłem ją troszkę dalej w prawą stronę. Jeszcze by zsunęła się podczas wstawania. Doskonale pamiętałem jak Haraka parę dni temu zakazała mi zbytnio się przemęczać. Mam nadzieje że wybaczy mi to, co zamierzałem za chwilę zrobić.
Po upewnieniu się że dobrze leży zdecydowałem się wstać. Złapałem w pysk delikatnie jej lewą łapę, na wypadek gdyby chciała zjechać. Powoli i ostrożnie wstałem na cztery łapy. Leżała niemal idealnie, lekka waga tylko ułatwiała zadanie. Zerknąłem jeszcze kątem oka czy ze skrzydłami wszystko w porządku, a kiedy zauważyłem że jedno z nich niebezpiecznie wisiało niemal nad ziemią, spróbowałem poprawić jego położenie za pomocą ogona. Gdy wszystko było gotowe, ruszyłem powoli w stronę szpitala.
Moja przebieżka nie była jednak zbyt długa. Gdzieś w połowie drogi poczułem ruch na moich plecach. Nie zdążyłem jednak zareagować, gdyż wadera zesunęła się z moich pleców uderzając głową o ziemię. Zmuszony byłem puścić jej lewą łapę. Jeszcze bym ją skręcił. Zdziwiony spojrzałem na leżącą na ziemi. A co jeśli ten upadek tylko pogorszył jej samopoczucie?
- Wszystko dobrze? - zapytałem bojąc się pogorszenia jej, nieznajomej mi, dolegliwości.
Obraz niewinnego, bezbronnego pyszczka sprzed paru minut rozpłynął się w powietrzu niczym czarny ojciec po urodzeniu dziecka wtedy, kiedy spojrzała na mnie burzliwym spojrzeniem. Moje serce zostało przebite przez strzałę strachu, jakby strzelała z swoich niebieskich oczu prawdziwymi błyskawicami.

<Mazikeen? Nie zdobędziesz nowej duszy do kolekcji~>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz