Obudziłam się pod wpływem wyjątkowo jasnego światła, które wdzierało się do moich oczu przez zmęczone powieki. W pierwszej chwili byłam zdezorientowana, gdyż w mojej jaskini światło nie było tak silne. Potem do mnie dotarło, co się wydarzyło, a raczej powoli zaczęło docierać.
Chciałam zerwać się z miejsca i zobaczyć, czy wszystko w porządku z Tobiasem, ale jedyne na co miałam siły i się zdobyłam, to otworzenie oczu. Światło początkowo oślepiło mnie, ale potem powoli zaczęłam widzieć coraz więcej. Znajdywałam się w jakimś obcym miejscu, w otoczeniu jakichś liści i prawdopodobnie lekarstw. Leżałam na jakimś miękkim podłożu, ale mimo to powoli zaczął do mnie docierać ból, jaki odczuwałam na całym ciele, od podbić łap po głowę. Najbardziej jednak ból raził od pleców i kości grzbietowych, co tylko wzmagało wspomnienia latających wszędzie kamieni, podczas gdy ja byłam w szale elektrycznym. Nie pamiętałam nic po tym, jak oberwałam w grzbiet, ale zgadywałam, że zostałam przeniesiona do jakiegoś szpitala watahy, czy czegoś w tym rodzaju. Moje założenia zostały po chwili potwierdzone, gdy ujrzałam szczura i wilka, którzy zostali mi przedstawieni jako medycy. Po chwili ujrzałam również leżącego nieopodal Tobiasa. Próbowałam się przekręcić, by skierować się bardziej w jego stronę i spróbować odezwać, ale okazało się to niezwykle bolesne.
- Leż spokojnie. - odezwał się do mnie cicho wilk, zupełnie jakby czytając mi w myślach. Poczułam jak dotknął mojego grzbietu i jęknęłam z bólu, długo i zdecydowanie za głośno. Chyba obudziłam tym Tobiasa, bo po chwili usłyszałam głos szczurzycy uspokajającej go. Najwidoczniej również próbował się ruszyć.
- Szo siee szaało? - zapytał dziwnie rozmytym głosem, po czym ponownie został skarcony.
Obraz zaczął mi się powoli rozmywać, przed oczami widziałam dziwne mroczki i wzorki, a w uszach dzwoniło i zatykało się na zmianę. Dotarło do mnie jeszcze, że ktoś tłumaczył Tobiasowi, co zaszło, ale słyszałam co któreś słowo, nie mogłam więc wywnioskować, jak nas znaleźli i przetransportowali z powrotem do domu. Zresztą, nie byłam w stanie na wnioskowanie czegokolwiek. Tuż przed zapadnięciem w mocny sen usłyszałam, jak mi się wydawało, swoje imię, a potem oddałam się w objęcia Morfeusza.
Kiedy ponownie się ocknęłam czułam się już nieco lepiej. Może to dużo powiedziane w moim stanie, ale przynajmniej nie bolała mnie już tak głowa, zdołałam nawet otworzyć oczy na całkiem długo. Poza medykiem dostrzegłam niedaleko moją siostrę, która gdy tylko zauważyła, że nie się obudziłam, podeszła do mnie.
- Jak się czujesz? Wiesz, jak się zamartwiałam?! Coś ty robiła, gdziekolwiek tam byłaś?! - zaczęła na mnie krzyczeć po cichu z bardzo zmartwioną miną i smutnymi oczami. Czułam się dziwnie. To nie ja byłam osobą, o którą powinno się martwić, wręcz odwrotnie. To ja opiekuję się swoją siostrą. A to spojrzenie w jej oczach było nie do zniesienia. Jakbym zrobiła coś złego. A przecież to nie była moja wina! Ja tylko starałam się ocalić siebie i Tobiasa. I nie chciałam, żeby ktoś miał przeze mnie kłopoty. Teraz prawdopodobnie oboje będziemy je mieć, ale w końcu to był tylko wypadek.
Nie zdołałam zdobyć się na odpowiedzenie Asterii, a ta została poproszona o przyjście później, a także nie krzyczenie przy chorych. Po cichu odetchnęłam na to z ulgą, a po kolejnej dawce lekarstw i jakichś dziwnych mikstur ponownie zapadłam w długi, mocny sen.
<Tobias? Niesamowita akcja, wiem XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz