4.07.2019

Od Lucasa c.d Krzemienia


Wyczerpany po długiej nocy, spałem przez najbliższe dni, będąc całkowicie odciętym od zewnętrznego świata. Mój wypoczynek przerywał jedynie ciągły ból w okolicach odciętego skrzydła, który w pewnych momentach nasilał się. Z czasem miejsce w okolicy rany zaczęło drętwieć i stawać się mniej wrażliwe. Przebudziła mnie dopiero nagła iskra, która przeszyła całe moje ciało z powodu naruszenia odsłoniętej, wewnętrznej strony skóry. Nie miałem jednak siły, aby zrobić cokolwiek więcej niż tylko się skrzywić. Nawet moje powieki były na tyle słabe, żeby nie móc się chociaż odrobinę podnieść, dlatego już po paru minutach ponownie zasnąłem pomimo męczącego mnie bólu.
Obudziłem się kiedy zza horyzontu zaczęło wyłaniać się leniwe, letnie słońce. Wciąż leżąc, rozejrzałem się po miejscu, w którym teraz byłem. Całkowita zmiana otoczenie z tego, które zapamiętałem na nowe, obudziła we mnie niepokój. Zachowując jednak spokój, zacząłem dokładniej przyglądać się jaskini i wypatrywać, ewentualnie innych, znajdujących się tu osób oprócz mnie. Kiedy jednak poczułem, jak coś drobnego porusza się na grzbiecie po mojej sierści, momentalnie znieruchomiałem. "Zrzucić to szybko czy poczekać aż samo zejdzie?" - pomyślałem gdy stworzenie zatrzymało się w jednym miejscu. Spróbowałem po woli wstać, jednak już przy próbie wyprostowania jednej z przednich łap, przerwał mi pisk z góry.
- Nie kręć się! - odezwał się dość cienki głos, ale bardzo dobrze słyszalny i najwyraźniej lekko poirytowany.
Położyłem łapę na wcześniejszym miejscu i lekko wystraszony, ponownie zastygłem w bezruchu. Miałem mętlik w głowie i nie potrafiłem stwierdzić co takiego własnie się dzieje oraz czym jest stworzenie na moich plecach. Ciszę przerwał lekki brzdęk jak gdyby czegoś na podobieństwo metalu, a już po paru sekundach ponownie odczułem ból pod lewą łopatką na tyle silny, że nie mogłem się powstrzymać przed potrząśnięciem ramionami.
- Chcesz żebym wyrwała ci te drzazgi razem z mięsem?! - znów odezwał się ten sam głos. - Jeśli teraz tego nie powyjmuję to później może wdać się zakażenie. Wtedy to dopiero będziesz mieć problem! A masz teraz już i tak szczęście, bo gorączka spadła dość szybko.
Obok mnie spadł kawałek małego drewienka, praktycznie całego pokrytego już zeschniętą krwią. Następnie po nim spadały kolejne małe drzazgi i kamyczki, którym za każdym razem towarzyszyła fala bólu. Starałem się jak najbardziej przy tym ograniczać mój ruch, który jedynie pogarszał sytuację, sprawiając jeszcze dotkliwsze pulsowanie w miejscu brakującego skrzydła. Przez cały ten czas leżałem cicho, nie wiedząc nawet co powiedzieć ani jak o cokolwiek zapytać. Zapoznawanie się z nowymi osobami nie było moją mocną stroną, a sytuacja teraz temu towarzysząca, nie pomagała mi w żaden sposób.
Po usunięciu wszystkich przeszkadzających kawałków, poczułem jak na moją ranę spływa woda. Ponownie delikatnie się wstrząsnąłem, starając się nie wydawać żadnych niepożądanych dźwięków, które zdradzałyby mój stan. Następnie nieznajoma, drobna osoba, położyła na moje odsłonięte tkanki materiał nasączony czymś lekko zimnym, aby następnie z lekkim trudem zacząć owijać bandaż przechodzący wokół mojej klatki piersiowej oraz przez lewe ramię.
- Podnieś się żeż trochę, za spory jesteś żebym sama cię uniosła - wymamrotała, po czym zeszła ze mnie, aby przełożyć bandaż pode mną.
W końcu była to dla mnie okazja, aby zobaczyć z kim mam tak naprawdę do czynienia. Jeszcze bardziej więc mnie zatkało, kiedy zobaczyłem, że jest to, dość sporej wielkości jak na swój gatunek, biała mysz. Po dokładnym zawiązaniu bandażu, zaczęła zbierać wcześniej porozrzucane odłamki wyciągnięte z rany, a następnie także drobne narzędzia, które miała ze sobą. Były one naprawdę małych rozmiarów, ale mimo to porządnie wykonane w sam raz dla niej do użytku. Kiedy mysz była już prawie spakowana, do jaskini wszedł wyraźnie starszy wilk, mając przy sobie sporą ilość gałęzi.
- Podsumowując, rana nie jest aż tak tragiczna, na jaką wyglądała - zaczęła mówić mysz, chowając ostatnie materiały do skrzyneczki. - Kość od skrzydła została w całości usunięta razem z chrząstką, więc nie powinno być żadnych fenomenów przy zrastaniu. Większym problemem jest utrata dość sporej ilości krwi, dlatego poruszaj się, aby rana nie zrosła się źle, ale też zbyt nie przemęczaj się dopóki twój organizm nie nadrobi strat. Ważne są przy tym dość obfite posiłki. Natomiast odnośnie bandażu to należy go zmieniać na początku przynajmniej trzy lub cztery raz dziennie z użyciem maści, której większe ilości będziesz mógł dostać u mnie. Jak na razie zostawię ci porcje, która spokojnie wystarczy na dwa dni. Gdy już skóra zacznie się zrastać wystarczy sam bandaż, aby rana nie zabrudziła się. Co do kąpieli to jedna dziennie powinna być odpowiednia, ale tylko w przezroczystej wodzie. Całkowita regeneracja w obrębie łopatki potrwa zapewne od dwóch do trzech miesięcy. Przy ewentualnych, niepokojących zmianach, zgłoś się do mnie na kontrolę - skończyła mówić, łapiąc rączkę małej skrzynki w pyszczek. - To tyle, miłego dnia - wymamrotała jeszcze przez ściśnięte zęby, będąc już jednak dość zadowoloną, prawdopodobnie z powodu profesjonalnie wypełnionej przez siebie pracy.
- Dziękuję za pomoc - odparłem jedynie cicho w pośpiechu, aby zdążyła mnie jeszcze usłyszeć przed wyjściem.
Mysz opuściła jaskinię z lekko uniesionym do góry w dumie ogonem, tym samym zostawiając mnie samego z basiorem, który właśnie szykował coś nad palącym się ogniem z przyniesionych gałęzi. Najwidoczniej nie chciał wcześnie przerywać wypowiedzi gryzonia, bo dopiero teraz spojrzał na mnie.
Lekko się speszyłem kiedy poczułem na sobie jego wzrok. Nie wiedziałem czy odezwie się pierwszy, czy to może lepiej jeśli ja zacznę rozmowę. Wiadome było jednak dla mnie, że to na pewno nie mysz mnie tutaj sprowadziła i to nie w pierwszej kolejności jej mogłem być wdzięczny za uratowanie mojego życia. Pomimo uczucia bezpieczeństwa wolałem wciąż pozostać czujnym jedynie na wszelki wypadek, chociaż wilk ani trochę nie wydawał się być do mnie wrogo nastawionym. Wydawał się nawet patrzeć na mnie wręcz z lekkim wyrazem współczucia..
- Mam nadzieję, że nie byłem dla ciebie zbyt wielkim problemem - odważyłem się w końcu powiedzieć. - Jest może jakiś sposób aby mógł się tobie odwdzięczyć?

(Krzemień? Przepraszam, że odpowiedź po tak długim czasie)

1 komentarz:

  1. Luz, to ja tutaj nie odpisuję. Dopiero co wyjazd mi się skończył i dzisiaj zobaczyłam posta. Nie zapuść mi tylko korzeni i będzie dobrze

    OdpowiedzUsuń