8.07.2019

Od Aarona cd. Gemini

Zabrakło mi tchu, gdy po szamotaninie z gryfem, ów zwierz porwał na swoim grzbiecie Gemini i powoli odlatywali w przestworza. Otrzepałem futro z kurzu i pobiegłem za nimi. Niestety szybko zgubiłem waderę i gryfa. Zbliżająca się noc wcale nie ułatwiała sprawy. Mimo to kontynuowałem pościg. Z trudem łapałem oddech, równocześnie tracąc siłę w łapach. Koniec końcom potknąłem się o wystający korzeń i zaliczyłem bolesny upadek. Byłem zgubiony. Ciemno, zimno, strach o Gemini. Ponownie wstałem z trawy i rozejrzałem się. Moją uwagę przykuła wznosząca się nad drzewami góra. Zdałem sobie sprawę, że to właśnie w jej kierunku cały czas biegłem. Tam gryf musiał zabrać moją przyjaciółkę! Nie miałem czasu do stracenia - skoczyłem między zarośla, licząc, że będzie to najkrótsza droga do miejsca docelowego.
Stanąłem u podnóża góry. Nie wydawała się strasznie wysoka, jednak zdawałem sobie sprawę, że wspinaczka trochę mi zajmie. Zbocze było pochyłe, przez co ciężko było mi zaczepić o coś łapy. W końcu mi się udało. Góra miejscu, gdzie aktualnie się znajdowałem była pełna wystających kamieni. Znacznie ułatwiło mi to dalszą drogę. Skakałem z półki skalnej na inną półkę skalną. Droga mijała mi szybko. W myślach powtarzałem sobie jedynie "Nie patrz w dół. Nie patrz w dół". Wzrok więc non stop kierowałem w stronę płasko ściętego szczytu. Przybliżałem się do niego, gdy pewny, że od zdobycia góry dzieli mnie kilka skoków, moje łapy ześlizgnęły się z kamienia i prawie runąłem w dół, gdyby nie moja szybka reakcja - zaczepiłem przednimi łapami o wystającą gałąź. Zwycięstwo. Z trudem podciągnąłem się wyżej. Podwójne zwycięstwo. Odsapnąłem, gdy ponownie znalazłem się na półce skalnej. Byłem padnięty, ale nie miałem czasu na przerwę. Kontynuowałem wspinaczkę.
W końcu zdobyłem szczyt. Padałem z łap. Usiadłem, by zregenerować siły i rozejrzałem się wokoło. Siedziałem na kamiennej posadce. Niedaleko zauważyłem jakieś ruiny. Pomiędzy kamiennymi murkami dojrzałem ruch. Przywarłem do ziemi i powoli przesunąłem się w pobliże zburzonej budowli. Od razu rozpoznałem znajomy zapach.
- Gemini! - zawołałem w stronę wadery. Ta początkowo zaskoczona spojrzała w moim kierunku. Najwyraźniej ucieszyła się na mój widok i zaczęła biec w moim kierunku. Uspokoiłem się, gdy zobaczyłem, że jest bezpieczna. Tylko gdzie jest gryf? Wtedy zobaczyłem zwierza - stanął naprzeciwko mnie, najwyraźniej zdenerwowany. Skoczyłem przed Gemini, gotowy do walki. Nastroszyłem futro i zacząłem głośno warczeć.
- Jeżynowe Skrzydło! Spokojnie! - usłyszałem głos wilczycy. Gemini nagle znalazła się przy gryfie. Co ona robi? Przecież może jej zrobić krzywdę! - To Aaron. Przyjaciel.
Z otwartym pyskiem obserwowałem całą scenę. Dlaczego ona z nim negocjuje?
- Jeżynowe Skrzydło? - zapytałem zdziwiony, powoli zbliżając się do wadery. Gryf obrzucił mnie niepewnym spojrzeniem, ale uspokoił się.
- To jego imię - wyjaśniła Gemini. - Nie zrobi nam krzywdy. Przyprowadził mnie tutaj, ale nie mam pojęcia dlaczego.
Pokiwałem łeb ze zrozumieniem. Ominąłem Jeżynowe Skrzydło i przyjrzałem się budowli. Była dosyć duża. Dopiero po chwili zauważyłem coś ciekawego. Gniazda i pióra. To musi być legowisko gryfów! Tylko dlaczego jest tutaj tylko ten delikwent?
- Chodźcie tutaj! - zwróciłem się do towarzyszy. - Jeżynowe Skrzydło, czy to twój dom?
Gryf pokiwał powoli głową. Było to niepokojące. Bałagan pozostawiony w ruinach świadczył, że od dawna tutaj nikogo nie było. Dodatkowo miejsce sprawiało wrażenia porzuconego w pośpiechu. Podniosłem z ziemi pióro. Było pokryte starą, zaschniętą krwią.
- Nie wiem, co tu się stało, ale musiało być przerażające - odparłem, odkładając przedmiot na miejsce.

<Gemini?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz