11.04.2021

Stormy i kwieciste wianki

 Właśnie wracałam z porannego patrolu. Dzisiejszy dzień zapowiadał się cudownie. Piękna, słoneczna pogoda, delikatny orzeźwiający wietrzyk i praktycznie żadnej chmurki na niebie. Przelatując nad łąkami i brzegiem rzeki widziałam w dole różne, wielobarwne kwiaty.  Postanowiłam, że skoro mam dzisiaj wolne popołudnie, to udam się spacer po górskiej łące, gdzie też upoluję jakiegoś szaraka na obiad, a następnie skorzystam z uroków dnia. Zanim jednak wyruszyłam dalej, sprawdziłam co u Pełni. Młoda wilczyca właśnie wracała z lekcji polowania, a co za tym idzie powinna być po posiłku.
-Pełnio, skarbie. Jak minęły Ci dzisiaj lekcje? - spytałam, gdy obie przytuliłyśmy się na przywitanie. Wilczyca z dumą wypięła pierś i się wyprostowała, unosząc przy tym głowę.
-Dzisiaj upolowałam najwięcej z grupy. Nashi, mówiła, że przyjdzie z Tobą porozmawiać na temat możliwości, wcześniejszego zdawania egzaminów.- uśmiechnęła się, a jej oczy zaiskrzyły z entuzjazmu. Poczochrałam, zawsze dla mnie małą, wilczycę po głowie. 
-Nawet sobie nie wyobrażasz, jaka dumna z Ciebie jestem Pełnio. Gdy tylko spotkam Nashi, na pewno wyrażę zgodę na Twoje wcześniejsze egzaminy. - rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę po czym młoda, skrzydlata wadera oznajmiła że idzie na przechadzkę z rówieśnikami. Poinformowałam szybko wilczycę o moich planach i nie przeszkadzałam jej więcej. Następnie zabrałam moją szmacianą torbę na zioła i kwiaty, po czym spacerkiem udałam się w kierunku górskiej łąki, która powinna być obecnie usłana wieloma kolorowymi kwiatami. 

Przechodziłam się osłoniona cieniem kwitnących drzew i głęboko oddychałam, pochłaniając zapachy wielu kwitnących roślin. Do moich nozdrzy dotarł zapach, przyniesiony mi przez delikatny wietrzyk. Doskonale go znałam, a już kilka chwil później ujrzałam jego źródło. Zatrzymałam się przy jednej z kępek z fioletowymi katami. Przylaszczka - moja pierwsza wiosenna zdobycz. wyszeptałam szybko formułę jedynego znanego mi zaklęcia, które pozwalało kwiatom na dwutygodniowe zachowanie życia po zerwaniu, po czym zebrałam nieco kwiecia. Przez chwile przyglądałam się owemu miejscu. Najwidoczniej lasek u podnóża gór wyjątkowo upodobały sobie właśnie przylaszczki i krzaki czerwonych jagód, które zaczęły wypuszczać nowe listki.  Po napatrzeniu się powoli ruszyłam dalej, wznoszącym się terem. Już po kilku minutach dotarłam do upragnionego przeze mnie miejsca. Odstawiłam torbę z kwiatami obok wielkiego głazu, po czym zaczęłam węszyć za jakimś zbłąkanym zającem. już po chwili złapałam jego świeży trop. Ustawiając się z wiatrem ostrożnie, lecz szybko ruszyłam w kierunku mojej ofiary. niespełna piętnaście sekund później zacisnęłam swoje szczęki na szyi  zwierzęcia, zgrabnie wyzbywając się z niego życia. Spożyłam swój obiad, po czym poleciałam do pobliskiego potoku, aby obmyć się z zajęczej krwi, następnie wróciłam na polanę do mojej torby. Z góry omiotłam najbliższe okolice wzrokiem i stwierdziłam, że nikogo nie ma oprócz mnie i kilku niczego nie świadomych zajęcy.  Korzystając z okazji pozwoliłam ukazać się światu mojej szczenięcej duszy i wykonując skoki przechadzałam się po łące zbierając różnobarwne kwiaty. gdy nazbierałam całą torbę położyłam się w końcu ze spokojem  i grzejąc się w słońcu zaczęłam zaplatać z zebranych roślin wianki. jeden wykonałam dla Pełni, a drugi dla siebie i od razu założyłam go na głowę. Poleżałam jeszcze z jakaś godzinę, grzejąc się na słońcu, a gdy słońce zaczęło zachodzić spacerkiem ruszyłam w drogę do domu. To był cudowny dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz