12.04.2021

Od Wichny do Lyna

 Jaskinia zaczęła wibrować jak podczas trzęsienia ziemi. Instynktownie odskoczyłam pod ścianę jaskini, żeby uniknąć osuwających się z sufitu odłamków skał, jednocześnie odsuwając się znacząco od Lyna. Słyszałam w uszach jakiś szmer, jak głos, ale zbyt niewyraźny, bym zrozumiała co mówi. Uznałam więc, że to echo pulsujących żył i staczających się kamieni, które po chwili lotu roztrzaskiwały się o podłoże pomieszczenia.
W naszą stronę przesuwały się coraz większe masy kamieni. Moje serce zaczynało bić jak szalone, odbierając mi z każdą chwilą resztki racjonalnego myślenia. Dlaczego ostatnio tak łatwo tracę kontrolę nad sobą? Czy to skutek tego, że nie mam już swoich mocy? Czy to przez demona, który jest za mną?
Rozejrzałam się wokół, ale nie widziałam żadnego wyjścia, którym moglibyśmy uciec. Wszystkie przejścia zostały zasypane. Nagle usłyszałam głośny trzask i odruchowo zacisnęłam powieki. Poczułam tylko ciało, dociskające mnie do ściany i kilka drobin, upadających zaraz na moją głowę. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam Lyna, osłaniającego nas barierą, a przed nami leżący rozsypaną kupę skał. Coś wielkiego musiało spaść z sufitu. Gdyby nie basior, już bym nie żyła. Złapałam pozytywkę i skupiłam się, próbując wymyślić jakiekolwiek rozwiązanie.
- Popatrz w górę… - usłyszałam szept, tym razem nieco wyraźniejszy, który mogłam spokojnie wyłapać i zrozumieć pośród ogólnego hałasu. Posłuchałam się głosu i uniosłam głowę. Rzeczywiście, w suficie zrobiła się niewielka szczelina, a przez nią zaczynało przebijać się słońce. Niestety, nadal nie mieliśmy możliwości, żeby gdziekolwiek się ruszyć.
- Ile jeszcze dasz radę nas osłaniać? - zapytałam w końcu swojego towarzysza.
- Nie jestem pewien, to zależy przed czym. Ale myślę, że wytrzymam jeszcze przynajmniej kilka takich. - wskazał głową rozłupany stalaktyt.
- To dobrze. Myślę, że już niedługo damy radę się z tego wykaraskać, ale musimy zostać w tym miejscu jeszcze chwilę. Sufit się zapada, widzisz? Możliwe, że stworzy się tu studnia, taki lej i będziemy mogli bezpiecznie wspiąć się do góry.
- Dobry pomysł. Postaram się nas ochraniać, nie widzę nad nami większych formacji, więc może nie będzie tak ciężko - Lyn przez cały czas utrzymywał nad nami osłonę - Co myślisz o tej pozytywce?
- Na razie myślę to, że zabranie jej spowodowało TO - podkreśliłam ostatnie słowo. - Pomyślimy nad tym kiedy już stąd wyjdziemy.
Rzeczywiście, po kilku minutach dziura nad nami się poszerzyła na tyle, że mogłoby przejść przez nią kilka wilków. Trąciłam Lyna, żeby zwrócić jego uwagę. Ten otrząsnął się jak z transu, a bariera, którą tworzył lekko zadrgała.
- Jeszcze tylko chwila - powiedziałam cicho. Ze ścian osuwało się coraz mniej skał.
Nagle jedna ze ścian pękła i przedostała się przez nią woda. Nie był to mały przeciek - w niecałą sekundę jaskinię, w której się znajdowaliśmy, zalało kilka metrów płynu.
Lyn przestał nas osłaniać. Woda zbliżała się do naszego poziomu, ale nie byliśmy jeszcze w stanie wejść po ścianach na górę. Po kilku chwilach staliśmy już po kolana w lodowatej cieczy. Basior wyraźnie wysilał się, żeby woda wokół niego pozostawała w stanie ciekłym.
Rzuciłam spojrzenie w stronę sufitu i w otworze spostrzegłam ciemną postać. Wyciągała chudą kończynę w naszym kierunku.
- Musimy przepłynąć na środek, pod tę dziurę. Nie możemy już liczyć na to, że nagle stworzą nam się tutaj schody. Szybko! - pospieszyłam zmęczonego już Lyna. Woda wzbierała coraz szybciej więc nie musieliśmy nawet schodzić w półki skalnej, żeby zabrał nas prąd. Rozdzieliło nas, kilka razy odbiłam się od ściany, nie widząc co dzieje się z basiorem. Zanurkowałam, żeby odzyskać panowanie nad tym gdzie płynę i w końcu udało mi się dotrzeć na środek jaskini. Chwilę później dołączył do mnie Lyn. Byliśmy już blisko otworu, który teraz był co najmniej dwa razy szerszy niż przedtem.
Nagle Lyn jakimś cudem dźwignął mnie i podsadził tak, że zdołałam dosięgnąć krawędzi wyrwy. Wyskoczyłam na ląd.
Z góry sytuacja wyglądała makabrycznie. Okazało się, że przez ściany jaskini, jak przez zniszczoną tamę przebiła się woda z jeziora. Lyn unosił się cały czas na powierzchni ale nie mógł dosięgnąć brzegu. Odstawiłam pozytywkę na ziemię i czym prędzej wyciągnęłam się, żeby złapać basiora za kark i pomóc mu się wydostać. Wydawało mi się to niemożliwe, ale w końcu złapałam go i podciągnęłam bliżej siebie z siłą, o którą nigdy bym się nie podejrzewała. Lyn skorzystał z pomocy, ale niechętnie. Kiedy się ku niemu schylałam patrzył się dziwnie, jakby się mnie… bał?
Gdy stał już na suchym lądzie nadal utrzymywał to samo spojrzenie.
- Co to było? - zapytał po chwili wahania.
- O czym mówisz?
- Jak mnie wyciągnęłaś? Nie powinnaś dać rady, widziałem coś… dziwnego. Coś się pojawiło na ułamek sekundy.
Pomyślałam natychmiast o śledzącej mnie istocie i postaci, którą widziałam przez otwór. Najwyraźniej ktoś pomógł mi wydostać Lyna z opresji.
- Nie wiem o czym mówisz. Woda ma dużą wyporność, nietrudno jest z niej kogoś wyciągnąć, nie byłeś też bezwładny. No i adrenalina, normalna rzecz. - uśmiechnęłam się do niego półgębkiem. - Chodź, zbadamy to pudełko.

<Lyn?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz