Wiosna w pełnym rozkwicie, co tu dużo mówić. Śnieg powoli topniał, ukazując mieszaninę gówna, błota i martwej ale mokrej trawy. Brzmi jak idealne "ciasto" którym bawią się wypuszczone na wolność szczeniaki, których rodzice zawzięcie rozmawiają nad tym, jak to w rodzinie u nich bywa i czego to ich dzieci nie zrobiły. Ewentualnie narzekają na sąsiadów albo teściowe. Swoją drogą, boli mnie brak szczeniaków. Nie żebym była ich jakąś miłośniczką, ale populacja watahy i tak już spadła. Czy powinnam się tym przejmować? Niby tak, ale już dawno zwaliłam większość moich obowiązków na radnych i opiekunów, więc mało czym się przejmowałam. Poza tym nie pasowałam do tej roli. Kto wpadł na taki głupi pomysł? A nawet jeśli bym się bardziej tej sprawie przyjrzała, to co miałam niby zrobić, masową hodowlę randomowych wilków? Chociaż z niektórych połączeń wyszłyby ładne potworki. Plus dorosłości jest taki, że moi opiekunowie za mną nie chodzą.
Niestety dość potężnym minusem jest fakt, iż jak coś rozwalisz to twoja taryfa ulgowa jaką zapewniał ci młody wiek, znika. No i jedzenie. Ciepły wiatr, przywiał ze sobą szare chmurska, a wraz z nimi, zaczął powoli i mozolnie spadać deszcz. Jego mozolność jednak nie trwała długo, bowiem zaraz lunęło z góry, jakby Zeus uznał, że właśnie wyleje z olimpu wodę po myciu posadzki. Mruknęłam jakieś przekleństwo z niezadowoleniem, po czym weszłam pod największe skupisko gałęzi jakie udało mi się znaleźć. Całym sercem kocham wiosnę, jednak częste ulewy gdy jesteś na zewnątrz, mogą doprowadzić do frustracji. No bo serio, kto lubi być mokry będąc nad wodą, a nie pod nią? Dźwięk deszczu jest przyjemny, ale jak jesteś suchy albo akurat masz ochotę by wpaść w nastrój do stania w deszczu i patrzenia w górę. Ah i jeszcze brak rozwiniętych do końca liści. Po tym, jak deszcz ustał wstałam i rozciągnęłam swoje zastane łapy. Byłam w suchej części ziemi o kształcie prostokąta. Dlaczego w takim dziwnym kształcie? Deszcz okazał się zbyt silny jak na gałęzie drzew i musiałam użyć jednego lustra jako dachu nad głową. Otrzepałam się, schowałam resztki energii z używania żywiołu materii do tego dziwnego kamienia na mojej szyi zawiedzonego na sznurku i wróciłam do swojego zajęcia nic nie robienia. Albo przynajmniej taki był zamiar. Zatrzymałam się i poniuchałam trochę w powietrzu. Pachnie znajomo, wygląda znajomo. Więc czemu jestem spięta? Ach, no tak. Zapomniałam. Jestem pizdą. Wilk po chwili szukania mnie zauważył. Przez chwilę patrzyliśmy tak na siebie. Co ja mam zrobić? Przecież się znamy. Znaczy, w pewnym sensie. Mam odejść bez przywitania? Albo po prostu kiwnąć głową? Ryech. Przecież się znamy. Znaczy, teoretycznie. Właśnie. To jest moim głównym problemem. Gdyby to był Vespre to nawet bym się nie przywitałam tylko od razu podbiła.
<Exan? Tsum ma lekkiego laga>
16.04.2021
Od Tsumi do Exana
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz