14.04.2021

Lyn

Mruknąłem gniewnie, gdy tylko promienie słoneczne dostały się do mojej jaskini. Przewróciłem się na drugi bok i zamierzałem spać dalej, jednak nie potrafiłem ponownie zasnąć.
-niech to!- fuknąłem i podniosłem się do siadu. Siedziałem przez chwilę, obserwując otoczenie przed moim miejscem zamieszkania i Stwierdziłem, że czas się zbierać. Wstałem więc  i porozciągałem się nieco. Zabierając ze sobą mój niedawno nabyty, posrebrzany grzebień, udałem się w stronę. Leżącej niedaleko sporej zaspy. Świeże górskie powietrze pobudziło mnie bardziej, utwierdzając w przekonaniu, iż dzisiejsza pogoda będzie sprzyjająca. Zmieniłem śnieg w wodę i wziąłem porządną kąpiel, po której ściągnąłem z siebie nadmiar wody, wysychając w ten sposób w niezwykle szybkim czasie. Następnie usiadłem wygodnie na mojej ulubionej skale i zacząłem rozczesywać mój jakże cudowny ogon, który w czasie snu niestety zdążył się poplątać. Starannie pozbywałem się każdej, nawet najmniejszej niedoskonałości z mojego drogiego przyjaciela i gdy w końcu skończyłem była godzina 12.
-idealna pora na śniadanie- uradowany swoją ciężką pracą ruszyłem na krótkie, aczkolwiek efektowne polowanie. Po posiłku urządziłem sobie trening, aby po nim ruszyć na patrol wzdłuż górskich granic, który trwał do północy. Gdy tylko wróciłem, zjadłem resztki obiadu i udałem się na spoczynek. Tak oto minął mi kolejny dzień w wataszy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz