26.01.2018

Od Solisa do kogokolwiek

Eh... Nudy. Nudy! NUDY! Nic ciekawego się nie dzieje, każdy ma swoje sprawy. Mało kto w ogóle wychodzi z jaskini. W sumie to się nie dziwię, bo bywają tak mroźne dni, że po chwili na zewnątrz nie czuć łap, no ale no. Niech się coś zacznie dziać! Jedyne wydarzenia dziejące się w watasze to dorastanie szczeniaków, rodzenie szczeniaków i inne tego typu bzdety. Nawet Luna, ta wieczna stara panna ostatnio szczeniaki urodziła. Widziałem je, słodziutkie bękarty. Ale wracając do tematu... cóż, jednym słowem - nuda. Tak w ogóle zauważyłem, że ostatnio dużo narzekam. Chyba się starzeję... Jej! Stary depresyjny Solis! Dobra, zmieńmy temat...
Od paru... godzin? Chyba tak, godzin. No więc od paru godzin błąkam się bez celu, krocząc po tym mokrym, rozpaćkanym śniegu. Dzisiaj jest jeden z tych cieplejszych dni, temperatura jest wyższa i śnieg zamienił się w wodnistą maziaję, a miejscami całkiem się rozpuścił i powstały kałuże. Właśnie szedłem po małym wzniesieniu. No cóż, pomimo że śnieg jest paćką, to i tak jest śliski. Przekonałem się o tym na własnej skórze, bo właśnie się poślizgnąłem, poleciałem w dół górki i chyba wleciałem na jakiegoś wilka. Nie chyba, tylko na pewno. Cholera.
- Przepraszam! Żyjesz?! Mam nadzieję, że cię za bardzo nie zgniotłem! - wydukałem błyskawicznie podnosząc się z ziemi i z wilka przy okazji.

<Ktoś? Poratuje ktoś przypływem weny? T-T>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz