Nowe pokolenie jest strasznie rozwydrzone. Rozumiem grzecznie poprosić, może trochę pomęczyć matkę, ale żeby krzyczeć w środku nocy z tak przyziemnych pobudek? Jeśli jednak zrobienie tego kakałka mogło ukrócić wrzaski, byłem skłonny mu je dać. Szybko zagrzałem mleko i spojrzałem naw wysoko usytuowaną szafkę z kakaem w proszku. Już miałem sięgnąć po stołeczek, żeby się do niej dostać, ale przeszyło mnie dziwne uczucie, po którym nastąpił lekki wstrząs. Dobra... niestrawność po tej kawie? Możliwe.
Szafka kuchenna nagle przestała się wydawać taka odległa i z pewnym zaskoczeniem odkryłem, że mogę bez trudu jej dosięgnąć. He, he. Fajnie.
Wsypałem porcjë brązowego proszku do mleka i po paru ruchach łyżeczki aromatyczny napój był już gotowy. Chwyciłem ucho kubka i wróciłem do mamy i Rena. Tam przekazałem młodemu jego kakałko, ale ten, zamiast pić, zrobił wielkie oczy.
- Mamo, co to za pan? - zapytał. Obejrzałem się, ale za mną nikogo nie było.
- Hę? Przecież to twój brat- odparła Luna z roztargnieniem, ale spojrzała na mnie. Na chwilę zamarła, po czym zaczęła wrzeszczeć.
- Kim jesteś!? I gdzie Mateo!?
- Ała, moje uszy... - mruknąłem, ale rozsierdzona z niezrozumiałego powodu matka czekała na odpowiedź. - Przecież tu stoję, mamo.
Mój głos zabrzmiał dziwnie, pewnisie zatkały mi się uszy. Z takim przekonaniem pochyliłem głowę i tupnąłem łapą, żeby je odetkać. A skoro mowa o łapach...
- Łoo, co się stało z moimi łapami?! - zawołałem, przysiadając z wrażenia. Moje kończyny przybrały żółty kolor i generowały tak samo żółtą poświatę! Ten dzień robił sië coraz dziwniejszy...
Wpatrzony w swoje członki, przestałem zwracać uwagę na mamę i brata, jednak teraz sobie o nich przypomniałem.
-...eba go sabijac, pachnie jak Mateo...- usłyszałem od Rena. Od razu skoczyłem na równe nogi.
- Zabijać mnie? Po co? - cofnąłem się pod ścianę.
- Po nico. Jak ma na imię i kim jest towarzysz Mateo? - rzuciła Luna gniewnie.
- Bobslej i jest świstakiem, ale dlaczego mówisz o mnie w trzeciej o...
- Jak ma na imię jego rodzeństwo? - przerwała mi.
- Kallisto, Temisto, Nico, Tobias - spojrzałem na brata, który zdążył się naburmuszyć - i Ren.
- Jak ma na imię jego najlepsze przyjaciółka?
Zjeżyłem sierść na karku.
- Igazi.
Mama uniosła brwi, ale nie dopytywała więcej.
- Dobrze, uznajmy, że to on. Ale co się z nim stało?
W tej chwili w mojej głowie coś drgnęło. Zanim zdążyłem skupić sięna tej myśli, ruszyła lawina.
Klarepa w kawie. Puste opakowania po obiedzie. Slogan Zupki Babuni. Dziwne uczucia. I taka sama kalarepa między pazurkami Rena.
Spokojnie usiadłem i zacząłem lizać łapy.
- No cóż, chyb przedwcześnie dorosłem - wyjaśniłem zdumionej rodzinie. Właściwie należało im się coś więcej, więc dodałem - ten knypek dolał mi magicznej zupy do kawy.
Luna zajęła się dochodzeniem do siebie, a potem strofowaniem Rena, a ja poszedłem do swojego pokoju. Aha, jestem dorosły. No fajnie.
Czyli mogę sam iść do świata tych dziwnych dwunogich istot i popłynâć do Australii odwiedziç kolczatki, he he. A może to nie taki zły pomysł...?
<Kijku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz