23.01.2018

Od Equela "Z życia"

Zacząłem chodzić po terenach watahy. O piątej nad ranem ze zdenerwowaniem. Kaja zachorowała, pewnie przez wczorajsze taplanie się w zimnej brei, która powstała na ćwiczeniach w szkole, a ta że nie za bardzo miała co robić, to poszła tam, i przyglądała się temu, co robią. Sklep, wodospad, drzewo, góry, biblioteka. I tak w kółko. W końcu gdy po raz setny poszedłem do biblioteki, natknąłem się na Ashley i Koiru.
- Cześć młodzi, jak się macie? - podszedłem z szerokim uśmiechem. Koiru za mną nie przepadał. Jakby w jego umyśle było więcej moich genów.
- Może i ja młody, ale ty stary
- Koiru... To nasz tata... -odezwała się nie śmiało wadera.
- Spokojnie, w sumie to zostałem w pewnym sensie pozbawiony praw rodzicielskich. - zaśmiałem się. - Jak tam u was? Czego szukacie? - I tak minęła większość dnia. Gdy wróciłem do domu, przy okazji odprowadzając szczeniaki do Katniss, z ulgą stwierdziłem, że Kaja jest już prawie całkowicie zdrowa.

C.D.N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz