Nawet spokojnie pospać nie można. Jak się wilk chwilę zdrzemnie, to od razu go budzą, i to boleśnie.
- Czego? - warknąłem, podnosząc się. To Kijowa Żmija? Boziu...
Nie chciało mi się kontaktować, więc mruknąłem coś tylko o rachunku w kawiarni i znów się położyłem. Wonż znów chciał mnie kopnąć, ale zmyślnie zasłoniłem sie łapą. Ponieważ jednak ciosy powtarzały się, a ich generator najwyraźniej czerpał z nich przyjemność, postanowiłem się wreszcie porządnie obudzić.
- Czego chcesz!? - zawołałem, znowu wstając.
- Pomęczyć cię trochę, dupku.
- Hola hola, panienko, nikt go nie będzie tak nazywał - odezwał się.. jak on tam miał? Morgan? Niech mu tak będzie.
- Niby dlaczego? - parsknął Kij Yuko, ale cofnął sie.
- Ma się kasę. - przechyliłem głowę w złośliwym uśmiechu i, na widok łakomego spojrzenia Morgana, przysunąłem się bliżej swojego kuferka. Niespodziewanie dobiegły z niego piski.
- Cosz się... - otworzyłem bagaż, a ze środka jak z procy wystrzeliła czwórka futrzastych kul - dzieje!?
- Łiiiiii.... Ała! - niosło się po calym pokładzie, aż łódką zatrzęsło. Co. Skąd one się... Nieważne. Na widok otwierającego się pyska wilka-bosmana wcisnąłem mu do łapy 'dodatkową opłatę za towar', po czym pobiegłem szukać krzykliwych futrzaków. Wszystkie już gdzieś polądowały. Kallisto znalazła się sama, bo była najbardziej ogarnięta, Nico wyjąłem zza jakiejś beczki z podejrzanymi grzybkami, Temisto była pod zepsutym ratunkowym, a Tobiasa musiałem wyciągać z obskurnego klopa, ale w końcu się udało.
- Dobra, teraz: gdzie jest Ren? - zapytałem przepychające się szczeniaki.
- Nie ma! Usiemowany! - odpowiedział radośnie Tobias.
- Co proszę?
- Usiemiony! - poprawiła brata Kalli. W duchu ucieszyłem się, że przynajmniej nie ma tego irytującego agresywnego elementu, ale wciąż pozostawało wiele kwestii do rozwiązania.
- Dobrze, ale skąd WY się tu wzięliście?
- Nio bo... chcieliśmy zobasić kangurury, winc pośliśmy za tobą a tam był fioletowy kółek i weśliśmy a potem naś ściśnęło... - tłumaczył Tobi.
- On mnie kopnął! - poskarżyła się Tem.
- A ona...
- Cicho już! - starałem się ich uspokoić. - Nie wierzę w to, co mówię, ale... skoro portal się zamknął, a na jakieś dziewięćdziesiąt procent tak się stało, to musicie płynąć ze mną.
- Jeeeej!
- Odpływamy! - dobiegło z górnego pokładu i łajbą zakołysało. Wyszliśmy na morze.
- Ceszycie się jak głupi do sera. Wszyscy siebie warci - milutko podsumowała Wycieraczka Podłogi, schodząc do nas.
- Nie obrażaj ich, Kiju jeden! - syknąłem.
- Kto mi zabroni, krowi placku? - odgryzła się.
- Zakochana para! Jasiek i Barbara! - krzyknął Tobias.
- Co? - zapytała Kijowa Żmija, obkręcając się.
- Kto się czubi, ten się lubi!
- Weźmiecie ślup i weźmiecie menszem i szoną!
- Mogę być druhną?
- Przepraszam: CO!? - bardziej krzyknąłem, niż zapytałem, i w tamtej chwili miałem ochotę wywalić całe moje rodzenstwo za burtę. Szmija w kształcie Kija najwyraźniej w tym jednym się ze mną zgadzała.
<Szmijo zła?>
28.01.2018
od waszego kohaneko Efcia do Lilioslafy
Lekko uchyliłem powieki. Nie.
Nie, nie nie.
Nie, nie nie nie nie.
Proszę.
To znowu ta niezrównoważona psychicznie dziewczyna.
Mimo, że wcale nie chciałem z nią rozmawiać, otworzyłem oczy i zapytałem:
-Znowu ty?
Ona tylko wpatrywała się we mnie jak w obrazek Matki Boskiej częstochowskiej i cośtam mamrotała pod nosem, ale nie chciało mi się jej słuchać. Wstałem, po czym jednak nieszczęśliwie spowrotem upadłem na kanapę. Westchnąłem.
-Co mi jest?- im szybciej otrzymam diagnozę tym szybciej stąd wyjdę.
<Olkuszu tududu tududu>
Nie, nie nie.
Nie, nie nie nie nie.
Proszę.
To znowu ta niezrównoważona psychicznie dziewczyna.
Mimo, że wcale nie chciałem z nią rozmawiać, otworzyłem oczy i zapytałem:
-Znowu ty?
Ona tylko wpatrywała się we mnie jak w obrazek Matki Boskiej częstochowskiej i cośtam mamrotała pod nosem, ale nie chciało mi się jej słuchać. Wstałem, po czym jednak nieszczęśliwie spowrotem upadłem na kanapę. Westchnąłem.
-Co mi jest?- im szybciej otrzymam diagnozę tym szybciej stąd wyjdę.
<Olkuszu tududu tududu>
Od wkurzonej Kiiyuko do Dupka
Bez pukania wtarabaniłam się do środka. Choinka pod koniec stycznia? Tak. Głupota jest dziedziczna, albo przynajmniej zaraźliwa.
- Halo? - zawołałam wkurzona. Nie dość, że ten dupek aka kompletny matoł zepsuł mi życie, to jeszcze ktoś rzucił we mnie szyszką. Wszystko jego wina.
- Hę? - dobiegło zza jakichś drzwi, po czym do pokoju weszła Luna. Widząc mnie, westchnęła. Ha! Nawet nie była zdziwiona, czyli to na pewno wina tej szarnej kupy futra!
- Ren, komu ty jeszcze dolałeś tej zupy? - zaptała zmęczony, głosem, z nutą nagany, po czym wróciła za drzwi. Czyli to ten szczeniak? Meteoryt na pewno go do tego namówił!
- Halo! Ja tu wciąż jestem! - krzyknęłam, a głowa wadery znów pojawiła się w drzwiach. Dużo tych drzwi w moich myślach.- Gdzie poszedł ten du.. znaczy, pani syn?
- Poleciał do Australii - odparła, lekko zasmucona, i znów zniknęła.
Super. Z nimi nwet nie da się przeprowadzić normalnej rozmowy. Stwierdziłam, że pójdę w góry. Tu i tak nikt mnie nie chce, tam będę mieć trochę samotności...
****
Głupie winegry... Niby takie niebezpieczne, a dały się zamknâć w pułapce. Dobrze im tak! Strąciłam na nie ze swojej skarpy trochę kamieni, a one odpowiedziały mi skrzekiem. Nagle wyczułam w powietrzu... nie, na serio!? Skâd tu zapach tego gnojka!?
Rzuciłam się w kierunku ścieżki, żeby nie czuć jeo smrodu, ale nagle straciłam grunt pod nogami i otoczył mnie fiolet. Portal? Możliwe. Zemdlałam, a moim ostatnim odczuciem był lekko wyczuwalny smrodek Meteorytu.
~
Obudziłam się w rynsztoku. Fuj, jaki smród! Przynajmniej nie czuć tego krowiego placka. Powoli podniosłam się na łapy i rozejrzałam. Pełno tych dwunogich istot. Ukryłam się za jakâś beczką.
- Hej, mała - usłyszałam za sobą niski, chrapliwy głos, aż się wzdrygnęłam - zgubiłaś się?
Obróciłam głowę. Stał za mną potężny, umięśniony wilk, z sierścią pokrytą tysiącami tatuaży w stylu "Kocham Mariolkę" czy "Główny Trzepacz Tyłków".
-Po pierwsze: nie jestem mała.- zaczęłam.- Po drugie: tak, zgubiłam się; a po trzecie.. Czego?
Basior spojrzał na mnie, ja zaś lustrowałam wzrokiem jego ohydne tatuaże.
-Bo wiesz, mogę cię gdzieś podrzucić za niewielką sumkę, dla takich ładnych waderek mamy zniżkę. Skusisz się? -spojrzałam na niego wzrokiem "serio myślisz, że się na to nabiorę?", ale nie miałam nic lepszego do roboty, więc wstałam i otrzepałam się z tego syfu, w który wpadłam.
-Mhm, w sumie why not.- odpowiedziałam. Wilk zaprowadził mnie na obskurną łódkę. Było tam jeszcze kilka osób, ale nie poświęcałam im zbytniej uwagi, zresztą oni mnie też nie. Nagle do mojego.nosa doleciał znajomy zapach.. Nie. Znowu. Czemu nasze drogi wciąż się krzyżują? Poszłam za tropem, aż trafiłam pod pokład, a tam zobaczyłam... Tak, to na pewno był on. Dureń spał sobie w najlepsze na jakichś szmatach.. zaraz.. on też był dorosły! Jego łapy fosforyzowały w ciemności, a on sam tak słodko wyglądał jak spał... Stfu! Jakie słodko? Chciałam powiedzieć.. głupio!
Podeszłam do niedawnego przyjaciela i kopnęłam go w odsłoniętą słabiznę. Jęknął i otworzył oczy.
<D u p e k m a o d p i s a ć s z y b k o>
- Halo? - zawołałam wkurzona. Nie dość, że ten dupek aka kompletny matoł zepsuł mi życie, to jeszcze ktoś rzucił we mnie szyszką. Wszystko jego wina.
- Hę? - dobiegło zza jakichś drzwi, po czym do pokoju weszła Luna. Widząc mnie, westchnęła. Ha! Nawet nie była zdziwiona, czyli to na pewno wina tej szarnej kupy futra!
- Ren, komu ty jeszcze dolałeś tej zupy? - zaptała zmęczony, głosem, z nutą nagany, po czym wróciła za drzwi. Czyli to ten szczeniak? Meteoryt na pewno go do tego namówił!
- Halo! Ja tu wciąż jestem! - krzyknęłam, a głowa wadery znów pojawiła się w drzwiach. Dużo tych drzwi w moich myślach.- Gdzie poszedł ten du.. znaczy, pani syn?
- Poleciał do Australii - odparła, lekko zasmucona, i znów zniknęła.
Super. Z nimi nwet nie da się przeprowadzić normalnej rozmowy. Stwierdziłam, że pójdę w góry. Tu i tak nikt mnie nie chce, tam będę mieć trochę samotności...
****
Głupie winegry... Niby takie niebezpieczne, a dały się zamknâć w pułapce. Dobrze im tak! Strąciłam na nie ze swojej skarpy trochę kamieni, a one odpowiedziały mi skrzekiem. Nagle wyczułam w powietrzu... nie, na serio!? Skâd tu zapach tego gnojka!?
Rzuciłam się w kierunku ścieżki, żeby nie czuć jeo smrodu, ale nagle straciłam grunt pod nogami i otoczył mnie fiolet. Portal? Możliwe. Zemdlałam, a moim ostatnim odczuciem był lekko wyczuwalny smrodek Meteorytu.
~
Obudziłam się w rynsztoku. Fuj, jaki smród! Przynajmniej nie czuć tego krowiego placka. Powoli podniosłam się na łapy i rozejrzałam. Pełno tych dwunogich istot. Ukryłam się za jakâś beczką.
- Hej, mała - usłyszałam za sobą niski, chrapliwy głos, aż się wzdrygnęłam - zgubiłaś się?
Obróciłam głowę. Stał za mną potężny, umięśniony wilk, z sierścią pokrytą tysiącami tatuaży w stylu "Kocham Mariolkę" czy "Główny Trzepacz Tyłków".
-Po pierwsze: nie jestem mała.- zaczęłam.- Po drugie: tak, zgubiłam się; a po trzecie.. Czego?
Basior spojrzał na mnie, ja zaś lustrowałam wzrokiem jego ohydne tatuaże.
-Bo wiesz, mogę cię gdzieś podrzucić za niewielką sumkę, dla takich ładnych waderek mamy zniżkę. Skusisz się? -spojrzałam na niego wzrokiem "serio myślisz, że się na to nabiorę?", ale nie miałam nic lepszego do roboty, więc wstałam i otrzepałam się z tego syfu, w który wpadłam.
-Mhm, w sumie why not.- odpowiedziałam. Wilk zaprowadził mnie na obskurną łódkę. Było tam jeszcze kilka osób, ale nie poświęcałam im zbytniej uwagi, zresztą oni mnie też nie. Nagle do mojego.nosa doleciał znajomy zapach.. Nie. Znowu. Czemu nasze drogi wciąż się krzyżują? Poszłam za tropem, aż trafiłam pod pokład, a tam zobaczyłam... Tak, to na pewno był on. Dureń spał sobie w najlepsze na jakichś szmatach.. zaraz.. on też był dorosły! Jego łapy fosforyzowały w ciemności, a on sam tak słodko wyglądał jak spał... Stfu! Jakie słodko? Chciałam powiedzieć.. głupio!
Podeszłam do niedawnego przyjaciela i kopnęłam go w odsłoniętą słabiznę. Jęknął i otworzył oczy.
<D u p e k m a o d p i s a ć s z y b k o>
Dupek odpisuje Kijowemu Łapserdakowi
Eksperymentalne opko z narracją trzecioosobową! :D
Mateo wyszedł z jaskini z niewielkim kuferkiem podróżnym. Ledwo co udało mu się przekonać rodzinę do swojego pomysłu. Ojciec proponował nawet zabranie go do psychologa, `bo coś mu się na pewno od tej zupy w głowie poprzewracało`, ale wreszcie po wielu pożegnalnych całusach i zapewnieniach, że będzie pisał listy i wróci najszybciej jak się da, wreszcie ruszył w drogę.
Portale magiczne nie były wcale łatwe do znalezienia, najczęściej spotykane były jednak podobno w górach, niedaleko terytoriów winegr. Te do świata ludzi nie należały na szczęście do najrzadszych.
Zanim jednak Matołek zdołał jakoś znacząco zbliżyć się do granic terenu watahy, ujrzał maszerującą w stronę jego domu żmiję. Jak na swój gatunek, niezwykle Kijową.
Przemknęło mu przez myśl, że żmija wygląda calkiem ładnie, ładniej niż w swej postaci larwalnej (której węże nie mają, a więc widzicie, jaki ten był kijowy). Nikt nie mógł go jednak zmusić do wypowiedzenia tego na głos.
Nie miał wcale ochoty na dowiadywanie się, dlaczego chce ona odwiedzić jego jaskinię, toteż uskoczył w krzaki, żeby go nie zauważyła. Kiedy go mijała, dobitnie rzucił jej w głowę szyszką i oddalił się, rozkoszując się wściekłym `Aua!`, które dotarło do jego uszu.
Pokonał drogę szybko, prawie się nie męcząc.
Usiadł na skalnej skarpie, patrząc w dal i słuchając jazgotu potworów. Nie miał co robić, a w kuferku był tylko jego niewielki majątek i pluszowy zajączek. Co prawda nie powinny się tam zmieścić (to był naprawdę mały kuferek), ale Mateo odkrył u siebie niezwykłą zdolność do pakowania. Kiedy tak sobie rozmyślał o sprawach ostatnich dni, coś za nim trzasnęło. Obrócił głowę i zobaczył świecācy się na fioletowo portal. Po okropnym odorze poznał, že zaprowadzi go do celu. Nie namyślając sië wiele, skoczył w nieskończony filet... Znaczy się fiolet.
Wirując w niewymiarowej przestrzeni i pozaprzestrzennych wymiarach, dosłyszał jakieś cienkie głosiki:
- Tu wskoczył?
- Taa, ale fajne!
- Dawajcie!
Zanim jednak zdążył się nad nimi zastanowić, stracił świadomość.
<Szmijo? Mamy pasażerów na gapę>
Mateo wyszedł z jaskini z niewielkim kuferkiem podróżnym. Ledwo co udało mu się przekonać rodzinę do swojego pomysłu. Ojciec proponował nawet zabranie go do psychologa, `bo coś mu się na pewno od tej zupy w głowie poprzewracało`, ale wreszcie po wielu pożegnalnych całusach i zapewnieniach, że będzie pisał listy i wróci najszybciej jak się da, wreszcie ruszył w drogę.
Portale magiczne nie były wcale łatwe do znalezienia, najczęściej spotykane były jednak podobno w górach, niedaleko terytoriów winegr. Te do świata ludzi nie należały na szczęście do najrzadszych.
Zanim jednak Matołek zdołał jakoś znacząco zbliżyć się do granic terenu watahy, ujrzał maszerującą w stronę jego domu żmiję. Jak na swój gatunek, niezwykle Kijową.
Przemknęło mu przez myśl, że żmija wygląda calkiem ładnie, ładniej niż w swej postaci larwalnej (której węże nie mają, a więc widzicie, jaki ten był kijowy). Nikt nie mógł go jednak zmusić do wypowiedzenia tego na głos.
Nie miał wcale ochoty na dowiadywanie się, dlaczego chce ona odwiedzić jego jaskinię, toteż uskoczył w krzaki, żeby go nie zauważyła. Kiedy go mijała, dobitnie rzucił jej w głowę szyszką i oddalił się, rozkoszując się wściekłym `Aua!`, które dotarło do jego uszu.
Pokonał drogę szybko, prawie się nie męcząc.
Usiadł na skalnej skarpie, patrząc w dal i słuchając jazgotu potworów. Nie miał co robić, a w kuferku był tylko jego niewielki majątek i pluszowy zajączek. Co prawda nie powinny się tam zmieścić (to był naprawdę mały kuferek), ale Mateo odkrył u siebie niezwykłą zdolność do pakowania. Kiedy tak sobie rozmyślał o sprawach ostatnich dni, coś za nim trzasnęło. Obrócił głowę i zobaczył świecācy się na fioletowo portal. Po okropnym odorze poznał, že zaprowadzi go do celu. Nie namyślając sië wiele, skoczył w nieskończony filet... Znaczy się fiolet.
Wirując w niewymiarowej przestrzeni i pozaprzestrzennych wymiarach, dosłyszał jakieś cienkie głosiki:
- Tu wskoczył?
- Taa, ale fajne!
- Dawajcie!
Zanim jednak zdążył się nad nimi zastanowić, stracił świadomość.
<Szmijo? Mamy pasażerów na gapę>
Od Kiijosławy do Meteosia
Wyszłam dostojnie z kawiarni, ogon trzymając w powietrzu na gest obrazy. Pff, uważa się za niewiadomo kogo. Myślałam, że łączy nas coś więcej niż przyjaźń, mnie i Mateo, ale widocznie się myliłam.
Wpadłam do swojego pokoiku w sierocińcu i rzuciłam się na łóżko. Leżałam tak dobre paręnaście minut wydając nieartykułowane dźwięki, któremiały naśladować płacz, aż nagle usłyszałam czyjeś kroki, a zaraz potwm krzyk opiekunki. Leniwie podniosłam głowę z poduszki i spojrzałam na waderę.
-Czego pani ode mnie chce?- zapytałam.- Nie widzi pani, że teraz jestem zajęta leżeniem?
Patrzyła na mnie, jakby zobaczyła ducha.
-Chciałam zapytać o to samo!- wycedziła.- Niech pani się stąd wynosi! To jest sierociniec, a nie schronisko dla bezdomnych! Wypad!
Wstałam z posłania i ruszyłam w stronę wyjścia. Poczułam dziwne wrażenie, jakbym patrzyła na wszystko z góry. Wszystko było takie.. niższe.
Postanowiłam pójść przetrawić to, co się przed chwilą stało. Głupi, idiotyczny, durnowaty dupek Mateo. Jego myśli to kurde tylko jedno. Igazi, Igazi, Ignasia, bla bla bla.. Siebie warci.
Kopnęłam otoczaka, który akurat mi się nawinął pod łapę. Usłyszałam plusk. Kamyk wpadł do małej sadzawki. Podeszłam do brzegu stawiku i popatrzyłam się melancholijnie w wodę, jak to robią na tych wszystkich filmach. Oniemiałam. W tafli wody ujrzałam białą, szczupłą waderę. Była łudząco podobna do mnie, ale.. dorosła. Odskoczyłam.
-Durna woda, też sobie ze mnie żarty robi, hę?- mruknęłam pod nosem i jeszcze raz podeszłam do wody. Widok się nie zmienił, tylko tym razem wadera w odbiciu wykrzywiała twarz w grymasie zadowolonego klienta. Uśmiechnęłam się, ona zrobiła to samo. Zrobiłam głupią minę, na twarzy tej z tafli wykwitła identyczna.
Czyli to prawda.
Jestem dorosła.
Czemu?
Postanowiłam, że od teraz winę za wszelakie swoje problemy i porażki będę zrzucać na tego spaldinga, Mateo. Śmierdziel, przez niego moje ciało się tak zmieniło. Prychnęłam i poszłam złożyć skargę jego rodzicom. Podobno idiotyzm jest dziedziczny, więc nie wiedziałam, czy rozmowa z nimi będzie miała jakikolwiek sens, ale czułam, że muszę się komuś poskarżyć.
<Dupku, odpisz.>
Wpadłam do swojego pokoiku w sierocińcu i rzuciłam się na łóżko. Leżałam tak dobre paręnaście minut wydając nieartykułowane dźwięki, któremiały naśladować płacz, aż nagle usłyszałam czyjeś kroki, a zaraz potwm krzyk opiekunki. Leniwie podniosłam głowę z poduszki i spojrzałam na waderę.
-Czego pani ode mnie chce?- zapytałam.- Nie widzi pani, że teraz jestem zajęta leżeniem?
Patrzyła na mnie, jakby zobaczyła ducha.
-Chciałam zapytać o to samo!- wycedziła.- Niech pani się stąd wynosi! To jest sierociniec, a nie schronisko dla bezdomnych! Wypad!
Wstałam z posłania i ruszyłam w stronę wyjścia. Poczułam dziwne wrażenie, jakbym patrzyła na wszystko z góry. Wszystko było takie.. niższe.
Postanowiłam pójść przetrawić to, co się przed chwilą stało. Głupi, idiotyczny, durnowaty dupek Mateo. Jego myśli to kurde tylko jedno. Igazi, Igazi, Ignasia, bla bla bla.. Siebie warci.
Kopnęłam otoczaka, który akurat mi się nawinął pod łapę. Usłyszałam plusk. Kamyk wpadł do małej sadzawki. Podeszłam do brzegu stawiku i popatrzyłam się melancholijnie w wodę, jak to robią na tych wszystkich filmach. Oniemiałam. W tafli wody ujrzałam białą, szczupłą waderę. Była łudząco podobna do mnie, ale.. dorosła. Odskoczyłam.
-Durna woda, też sobie ze mnie żarty robi, hę?- mruknęłam pod nosem i jeszcze raz podeszłam do wody. Widok się nie zmienił, tylko tym razem wadera w odbiciu wykrzywiała twarz w grymasie zadowolonego klienta. Uśmiechnęłam się, ona zrobiła to samo. Zrobiłam głupią minę, na twarzy tej z tafli wykwitła identyczna.
Czyli to prawda.
Jestem dorosła.
Czemu?
Postanowiłam, że od teraz winę za wszelakie swoje problemy i porażki będę zrzucać na tego spaldinga, Mateo. Śmierdziel, przez niego moje ciało się tak zmieniło. Prychnęłam i poszłam złożyć skargę jego rodzicom. Podobno idiotyzm jest dziedziczny, więc nie wiedziałam, czy rozmowa z nimi będzie miała jakikolwiek sens, ale czułam, że muszę się komuś poskarżyć.
<Dupku, odpisz.>
27.01.2018
Mateo dorasta!
(teoretycznie Kiiyuko też, ale nie ma jeszcze forma)
Za zbytnie spersonalizowanie Matołkowego forma nie odpowiadam. No właściwie tak, ale csii.
Właścicielka: kotik na Hw, pumpumpum.mateo@gmail.com na gmailu.
Imię: Matołek nadchodzi! Czyli Mateo. Nie Matołek. Mateo. Aczkolwiek możesz zdrabniać jak chcesz, tylko nie mów na niego Mati.
Wiek: 2 latka i 10 miesięcy.
Płeć: Basior.
Żywioł: Energia, Materia i Harmonia :D Dududu Mój Mały Kuuucyyk, z nim co dnia przyjaźni czuję smak... Mój mały kucyk, kiedy ujrzę go, to pędzę jak wiatr... CZUŁE SERCE, MAGII CZAR, NASZEJ PRZYJAŹNI WIELKI DAR, MAMY RAZEM PRZYGÓD MOC, W KRAINIE MARZEŃ RAZEM DZIEŃ I NOOOOOOC... HARMONIA GÓRĄ!!!!!!1!!!11!1!!1!!!
Stanowisko: No dobra, dobra. Zostanie zwykłym hodowcą zwierzaczków. Ale egzorcyzmy dalej odprawia!
Cechy fizyczne: Nie podciągnął się zbytnio od szczenięcia. Dosyć szybki, umie chodzić po drzewach, niezbyt silny, a zwinny jest jak małpka. Jak na swój wiek jest też wysoki.
Cechy charakteru: Kiedyś Mateo był małą kupką czarnej sierści, strachliwą i zamkniętą w sobie, a na dodatek z zaburzeniami tożsamości. Potem, dzięki wpływom otoczenia, rozwinął się niczym pączek róży w odważnego, radosnego młodego wilka, z kochającą rodziną i wielkimi marzeniami.
Ale po co tyle gadać o przeszłości?
To był huragan, który zmienił wszystko. Zerwał nie tylko kilka klepek z dachów czy gałęzi z drzew, ale coś cenniejszego. Nić życia. Życia, które było ze wszystkich czarnemu najbliższe. To pozostawiło pierwszą rysę; pozbierałby się, gdyby po powrocie zastał choćby swoją najlepszą przyjaciółkę. Jednak tak się nie stało, a tak gwałtowna utrata dwóch bliskich osób sprawiła, że już nigdy miał się nie stać taki, jak dawniej. Z dnia na dzień... nie, nie wpadł w depresję, na to było już zbyt późno. Kiedy życie zabiera ci wszystko, czasem jedyne, co możesz zrobić, to śmiać się. W tym przypadku się sprawdziło. Mateo jest pogodnym wilkiem, ale w zakrzywieniu jego uśmiechu, w jego wyblakłych oczach kryje się coś co najmniej niepokojącego. Obłęd uwydatnia jego charyzmę, gdyby nie lekki ton, jakim podejmuje nawet tematy śmierci czy cierpienia, można by czasem zapomnieć o jego szaleństwie. Wiecznie błąkający się po pysku uśmiech nie jest tylko maską; Mateo może spędzić wiele godzin na wychwalaniu piękna tego świata. Jednak fakt, że w jego mniemaniu życie pozagrobowe jest prawdopodobnie jeszcze świetniejsze i całkowity brak oporów przed odejściem często budzi przerażenie. Basior pozbawiony jest krytycyzmu co do własnych działań i brak mu moralności; o ile dawniej brzydził się okrucieństwem, teraz mu ono nie przeszkadza, nawet, zastosowano by je na nim samym. Kwestia własnego (jak i innych) życia spotyka się z jego obojętnością, choć może wykazywać pewne odruchy obronne w stosunku do członków rodziny. Przez analogię uważa, że Igazi nie może żyć, gdyż jak Kiiyuko z własnej woli odeszła w nieznane i dotąd nie wróciła. To przekonanie stanowi główny czynnik, który wywołał u niego zmiany w psychice. Gdy ktoś próbuje to negować, może się nawet stać agresywny, a taka sytuacja stanowi w jego przypadku prawdziwy ewenement. Jeśli spotkasz Mateo, prawdopodobnie spojrzy na ciebie z perfekcyjnie odmierzonym zainteresowaniem - "Tak? O co chodzi?". Pamiętaj wtedy, że masz do czynienia z osobą psychicznie chorą i idź z nim w bezpieczne miejsce. Nie dopuszczaj do klifów ani szubienic.
Nie to, że chce się zabić. Jemu jest po prostu idealnie wszystko jedno.
Ale po co tyle gadać o przeszłości?
To był huragan, który zmienił wszystko. Zerwał nie tylko kilka klepek z dachów czy gałęzi z drzew, ale coś cenniejszego. Nić życia. Życia, które było ze wszystkich czarnemu najbliższe. To pozostawiło pierwszą rysę; pozbierałby się, gdyby po powrocie zastał choćby swoją najlepszą przyjaciółkę. Jednak tak się nie stało, a tak gwałtowna utrata dwóch bliskich osób sprawiła, że już nigdy miał się nie stać taki, jak dawniej. Z dnia na dzień... nie, nie wpadł w depresję, na to było już zbyt późno. Kiedy życie zabiera ci wszystko, czasem jedyne, co możesz zrobić, to śmiać się. W tym przypadku się sprawdziło. Mateo jest pogodnym wilkiem, ale w zakrzywieniu jego uśmiechu, w jego wyblakłych oczach kryje się coś co najmniej niepokojącego. Obłęd uwydatnia jego charyzmę, gdyby nie lekki ton, jakim podejmuje nawet tematy śmierci czy cierpienia, można by czasem zapomnieć o jego szaleństwie. Wiecznie błąkający się po pysku uśmiech nie jest tylko maską; Mateo może spędzić wiele godzin na wychwalaniu piękna tego świata. Jednak fakt, że w jego mniemaniu życie pozagrobowe jest prawdopodobnie jeszcze świetniejsze i całkowity brak oporów przed odejściem często budzi przerażenie. Basior pozbawiony jest krytycyzmu co do własnych działań i brak mu moralności; o ile dawniej brzydził się okrucieństwem, teraz mu ono nie przeszkadza, nawet, zastosowano by je na nim samym. Kwestia własnego (jak i innych) życia spotyka się z jego obojętnością, choć może wykazywać pewne odruchy obronne w stosunku do członków rodziny. Przez analogię uważa, że Igazi nie może żyć, gdyż jak Kiiyuko z własnej woli odeszła w nieznane i dotąd nie wróciła. To przekonanie stanowi główny czynnik, który wywołał u niego zmiany w psychice. Gdy ktoś próbuje to negować, może się nawet stać agresywny, a taka sytuacja stanowi w jego przypadku prawdziwy ewenement. Jeśli spotkasz Mateo, prawdopodobnie spojrzy na ciebie z perfekcyjnie odmierzonym zainteresowaniem - "Tak? O co chodzi?". Pamiętaj wtedy, że masz do czynienia z osobą psychicznie chorą i idź z nim w bezpieczne miejsce. Nie dopuszczaj do klifów ani szubienic.
Nie to, że chce się zabić. Jemu jest po prostu idealnie wszystko jedno.
Cechy szczególne: Kiedyś był czarny, nie licząc mieniących się odcieniami żółci i bursztynu spodów łapek. Teraz jest czarny po prostu, a dawniej miodowe oczy przybrały barwę wyblakłego żółtego sztormiaka.
Lubi: kiedy na dworze śpiewają ptaki, wschody i zachody słońca, drzewa, rzeki, ogółem całokształt dzikiej przyrody, towarzystwo wader.
Nie lubi: kiedy ktoś stwierdza, że Igazi może być żywa. Oprócz tego przestał nawet zwracać uwagę na poprawność językową, co chyba najlepiej świadczy o tym, jaka drastyczna zaszła w nim zmiana.
Boi się: Już nawet guziki nie potrafią wywołać w nim strachu. Kicha na demony.
Moce:
*wytwarzanie małych kulek światła i energii,
*sprawianie, że inny wilk zobaczy gwiazdki przed oczami,
*urok osobisty,
*wspomaganie godzenia się skłóconych wilków,
*kiedy jest wypoczęty, może wytwarzać i kształtować różne przedmioty siłą woli, aczkolwiek jest to wyczerpujące,
*pakowanie większej ilości rzeczy do walizki, niż powinno to być możliwe,
*mistrzostwo w wykonywaniu robótek ręcznych,
*wywoływanie niewielkich wyładowań atmosferycznych,
*pobieranie energii od innych stworzeń, a także przekazywanie jej.
Historia: No to jedziemy!
Ten czarny kłębek futra urodził się w Australii, w pewnej zabobonnej watasze. Wszystkie szczeniaki rodziły się jednokolorowe - dopiero kiedy dorastały, na ich futrze pojawiały się znaczenia w innym kolorze. Urodzenie się czarnego wilka uważano za zły omen, pospólstwo z pochodniami i widłami wdarło się do Matołkowej jaskini, toteż rodzice brzdąca wrzucili go do znajdującego się nieopodal Dołka Śmierci. Był on jednak na tyle płytki, że Mateo przeżył upadek, stracił tylko przytomność. Na dnie rowu znalazła go rodzina kolczatek, i uznając za jednego ze swoich, postanowiła go wychować. Mały wilczek przez cały czas myślał, że również jest stekowcem, gdyż nie pamiętał swoich pierwszych chwil życia. Jakoś mu się wiodło przez kilka miesięcy, rodzeństwo trochę się z niego śmiało, ale do przeżycia. Jednak jednego dnia przez nieuwagę nadział się na kolce przybranej rodziny i w niewyjaśnionych okolicznościach znalazł się na terenach Watahy Mrocznych Skrzydeł, gdzie uświadomił sobie swoją tożsamość. Trafił do sierocińca, z którego jednak został adoptowany przez Bethę watahy - Lunę. Potem rodzina się powiększyła, został obdarowany pięciorgiem rodzeństwa, w którego skład wchodzi Ren, Nico, Temisto, Kallisto, oraz ten ciumciak Tobias. Żyli sobie wszyscy z grubsza w spokoju, starając się uniknąć szczenięcej apokalipsy. Na niedługo przed drugimi urodzinami Kluskowi i Kii, z którą zdążył się jeszcze w międzyczasie pokłócić, podano (czytaj: Nitaen podał) Zupkę Babuni, potężny eliksir powodujący szybsze dorastanie u szczeniąt. W efekcie osiągnął dorosłość jeszcze tego samego dnia i jak to często bywa, uderzyła mu ona do głowy. Postanowił mianowicie odnaleźć swoją zagubioną rodzinę. W czasie podróży i kilku pomniejszych przygód zdołał między innymi spakować swoje rodzeństwo do walizki przemierzyć australijskie stepy, odnaleźć biologiczną siostrę i matkę oraz - na pewno się tego nie spodziewacie - pogodzić się ze Żmiją, a nawet- NIEE, nie ma tak łatwo! Pewnego dnia Kiiyuko oddaliła się od bezpiecznego miejsca, po czym zginęła tragicznie podczas huraganu. Jej.
Zauroczenie: Kijek. Tak było, póki nie umarła. Hurra. Teraz w sumie nie ma nikogo szczególnie na oku.
Głos: I'll think of you - Epic Patty (pierwszy męski głos, tego gościa, który zaczyna śpiewać w 37. sekundzie. Masz go? To teraz dodaj do tego swoje wyobrażenie o jego głosie, zmiksuj dobrze i pij przez słomkę.)
Partner: Przywróćcie tą białą istotkę do życia, wtedy porozmawiamy.
Szczeniaki: Jak wyżej.
Rodzina: Luna - przybrana mama, Kagekao - zły ojciec, Ren, Tobias Temisto, Kallisto i Nicol - niebiodegradowalne biologiczne rodzeństwo, Miriam - biologiczna siostra. Igazi - nie wiem.
Jaskinia: Lunusiowy domek.
Amulet: Taki ładny.
Coins: 2120.
Towarzysz: Świstak Bobslej.
Inne zdjęcia: Nie jest zbyt fotogeniczny.
Rzeczy ze sklepiku: Ma pół Zupki Babuni w lodówce i ZŁOTĄ KARTĘ. I Zestaw Eliksirów w... no, gdzieś. I jeszcze Tygrysa w Płynie. Niedawno dostał jeszcze leniwca.
Rzeczy znalezione w op: Rodzina, przyjaźń, radość, a potem choroba psychiczna.
Dodatkowe informacje: Ma pluszowego zająca z Australii!
Umiejętności: 1200 pkt
: Siła: 120
: Zręczność: 120
: Wiedza: 210
: Spryt: 200
: Zwinność: 120
: Szybkość: 230
: Mana: 100
Od Mateo CD Luny
Nowe pokolenie jest strasznie rozwydrzone. Rozumiem grzecznie poprosić, może trochę pomęczyć matkę, ale żeby krzyczeć w środku nocy z tak przyziemnych pobudek? Jeśli jednak zrobienie tego kakałka mogło ukrócić wrzaski, byłem skłonny mu je dać. Szybko zagrzałem mleko i spojrzałem naw wysoko usytuowaną szafkę z kakaem w proszku. Już miałem sięgnąć po stołeczek, żeby się do niej dostać, ale przeszyło mnie dziwne uczucie, po którym nastąpił lekki wstrząs. Dobra... niestrawność po tej kawie? Możliwe.
Szafka kuchenna nagle przestała się wydawać taka odległa i z pewnym zaskoczeniem odkryłem, że mogę bez trudu jej dosięgnąć. He, he. Fajnie.
Wsypałem porcjë brązowego proszku do mleka i po paru ruchach łyżeczki aromatyczny napój był już gotowy. Chwyciłem ucho kubka i wróciłem do mamy i Rena. Tam przekazałem młodemu jego kakałko, ale ten, zamiast pić, zrobił wielkie oczy.
- Mamo, co to za pan? - zapytał. Obejrzałem się, ale za mną nikogo nie było.
- Hę? Przecież to twój brat- odparła Luna z roztargnieniem, ale spojrzała na mnie. Na chwilę zamarła, po czym zaczęła wrzeszczeć.
- Kim jesteś!? I gdzie Mateo!?
- Ała, moje uszy... - mruknąłem, ale rozsierdzona z niezrozumiałego powodu matka czekała na odpowiedź. - Przecież tu stoję, mamo.
Mój głos zabrzmiał dziwnie, pewnisie zatkały mi się uszy. Z takim przekonaniem pochyliłem głowę i tupnąłem łapą, żeby je odetkać. A skoro mowa o łapach...
- Łoo, co się stało z moimi łapami?! - zawołałem, przysiadając z wrażenia. Moje kończyny przybrały żółty kolor i generowały tak samo żółtą poświatę! Ten dzień robił sië coraz dziwniejszy...
Wpatrzony w swoje członki, przestałem zwracać uwagę na mamę i brata, jednak teraz sobie o nich przypomniałem.
-...eba go sabijac, pachnie jak Mateo...- usłyszałem od Rena. Od razu skoczyłem na równe nogi.
- Zabijać mnie? Po co? - cofnąłem się pod ścianę.
- Po nico. Jak ma na imię i kim jest towarzysz Mateo? - rzuciła Luna gniewnie.
- Bobslej i jest świstakiem, ale dlaczego mówisz o mnie w trzeciej o...
- Jak ma na imię jego rodzeństwo? - przerwała mi.
- Kallisto, Temisto, Nico, Tobias - spojrzałem na brata, który zdążył się naburmuszyć - i Ren.
- Jak ma na imię jego najlepsze przyjaciółka?
Zjeżyłem sierść na karku.
- Igazi.
Mama uniosła brwi, ale nie dopytywała więcej.
- Dobrze, uznajmy, że to on. Ale co się z nim stało?
W tej chwili w mojej głowie coś drgnęło. Zanim zdążyłem skupić sięna tej myśli, ruszyła lawina.
Klarepa w kawie. Puste opakowania po obiedzie. Slogan Zupki Babuni. Dziwne uczucia. I taka sama kalarepa między pazurkami Rena.
Spokojnie usiadłem i zacząłem lizać łapy.
- No cóż, chyb przedwcześnie dorosłem - wyjaśniłem zdumionej rodzinie. Właściwie należało im się coś więcej, więc dodałem - ten knypek dolał mi magicznej zupy do kawy.
Luna zajęła się dochodzeniem do siebie, a potem strofowaniem Rena, a ja poszedłem do swojego pokoju. Aha, jestem dorosły. No fajnie.
Czyli mogę sam iść do świata tych dziwnych dwunogich istot i popłynâć do Australii odwiedziç kolczatki, he he. A może to nie taki zły pomysł...?
<Kijku?>
Szafka kuchenna nagle przestała się wydawać taka odległa i z pewnym zaskoczeniem odkryłem, że mogę bez trudu jej dosięgnąć. He, he. Fajnie.
Wsypałem porcjë brązowego proszku do mleka i po paru ruchach łyżeczki aromatyczny napój był już gotowy. Chwyciłem ucho kubka i wróciłem do mamy i Rena. Tam przekazałem młodemu jego kakałko, ale ten, zamiast pić, zrobił wielkie oczy.
- Mamo, co to za pan? - zapytał. Obejrzałem się, ale za mną nikogo nie było.
- Hę? Przecież to twój brat- odparła Luna z roztargnieniem, ale spojrzała na mnie. Na chwilę zamarła, po czym zaczęła wrzeszczeć.
- Kim jesteś!? I gdzie Mateo!?
- Ała, moje uszy... - mruknąłem, ale rozsierdzona z niezrozumiałego powodu matka czekała na odpowiedź. - Przecież tu stoję, mamo.
Mój głos zabrzmiał dziwnie, pewnisie zatkały mi się uszy. Z takim przekonaniem pochyliłem głowę i tupnąłem łapą, żeby je odetkać. A skoro mowa o łapach...
- Łoo, co się stało z moimi łapami?! - zawołałem, przysiadając z wrażenia. Moje kończyny przybrały żółty kolor i generowały tak samo żółtą poświatę! Ten dzień robił sië coraz dziwniejszy...
Wpatrzony w swoje członki, przestałem zwracać uwagę na mamę i brata, jednak teraz sobie o nich przypomniałem.
-...eba go sabijac, pachnie jak Mateo...- usłyszałem od Rena. Od razu skoczyłem na równe nogi.
- Zabijać mnie? Po co? - cofnąłem się pod ścianę.
- Po nico. Jak ma na imię i kim jest towarzysz Mateo? - rzuciła Luna gniewnie.
- Bobslej i jest świstakiem, ale dlaczego mówisz o mnie w trzeciej o...
- Jak ma na imię jego rodzeństwo? - przerwała mi.
- Kallisto, Temisto, Nico, Tobias - spojrzałem na brata, który zdążył się naburmuszyć - i Ren.
- Jak ma na imię jego najlepsze przyjaciółka?
Zjeżyłem sierść na karku.
- Igazi.
Mama uniosła brwi, ale nie dopytywała więcej.
- Dobrze, uznajmy, że to on. Ale co się z nim stało?
W tej chwili w mojej głowie coś drgnęło. Zanim zdążyłem skupić sięna tej myśli, ruszyła lawina.
Klarepa w kawie. Puste opakowania po obiedzie. Slogan Zupki Babuni. Dziwne uczucia. I taka sama kalarepa między pazurkami Rena.
Spokojnie usiadłem i zacząłem lizać łapy.
- No cóż, chyb przedwcześnie dorosłem - wyjaśniłem zdumionej rodzinie. Właściwie należało im się coś więcej, więc dodałem - ten knypek dolał mi magicznej zupy do kawy.
Luna zajęła się dochodzeniem do siebie, a potem strofowaniem Rena, a ja poszedłem do swojego pokoju. Aha, jestem dorosły. No fajnie.
Czyli mogę sam iść do świata tych dziwnych dwunogich istot i popłynâć do Australii odwiedziç kolczatki, he he. A może to nie taki zły pomysł...?
<Kijku?>
Od Moon do Tenshi
Galaretka od Nitaena była bardzo słodka, przez chwilę nawet chciałam znaleźć gdzieś wodopój. Był bardzo miły. Dziwiłam się, że ma zupełnie zdrowe zęby, i nie ma cukrzycy, a i jego sylwetka jest całkiem normalna, a je tyle słodyczy, i szkodliwych cukrów. Zainteresowałam się szczególnie jego skrzydłami... Były jak u smoka! Często mnie zapraszał do zabaw i nawet go polubiłam, a może nawet zaprzyjaźniliśmy się? Tego jeszcze nie wiem. Chciałam u nich zanocować, więc zgodzili się, szczególnie, bo Silver juz od kilku dni nie wraca na tereny watahy...
Znowu bawiłam się z Nitaenem, był ode mnie o wiele młodszy, ale był bardzo zabawny! Mieliśmy akurat iść do biblioteki, którą często ja sama odwiedzałam. Nagle ktoś wleciał przez specjalną szybę bez szkła i walnął w półkę, była to ona.
- Jesteśmy! - nie była sama, miała na plecach kolejną wilczycę, była bardzo ładna!
Nitaen zaczął wokół niej skakać, co ja przyjęłam po prostu jako denerwowanie.
- O hejka, jestem Kaja! - Powiedziała do mnie, ale niezbyt słuchałam, bo rozglądałam się za moją ulubioną książką.
- O... Hej... Jestem Moon, miło mi. - przywitałam się po dłuższym szukaniu.
- To jest Tenshi, już dorosła wilczyca! - wskazała wilczycę, która jeszcze nie dała rady pozbyć się Nitaena.
- Taa, miło mi. - Spojrzała w moją stronę i uśmiechnęła się.
- Nitaen! chodź znalazłam coś fajnego! - zawołałam Nitaena, który po usłyszeniu słowa ,,fajne" przyleci do was od razu
- Co to? Co to? Co to? - Podskakiwał, ale tym razem wokół mnie
- Mam twoje ulubione cukierki! - dałam mu jego ulubione cukierki, dużo rozwialiśmy, więc wiem jakie cukierki to jego ulubione.
- Uff, dzięki za ratunek. - odezwała się Tenshi,
- Nie ma za co. - uśmiechnęłam się i trochę zaśmiałam, ,,Uciekający dorosły wilk przed małym siedmiomiesięcznym szczeniakiem"
<Tenshi? Ssr że pakuje się w op, ale nie mogłam wytrzymać default smiley xd>
Znowu bawiłam się z Nitaenem, był ode mnie o wiele młodszy, ale był bardzo zabawny! Mieliśmy akurat iść do biblioteki, którą często ja sama odwiedzałam. Nagle ktoś wleciał przez specjalną szybę bez szkła i walnął w półkę, była to ona.
- Jesteśmy! - nie była sama, miała na plecach kolejną wilczycę, była bardzo ładna!
Nitaen zaczął wokół niej skakać, co ja przyjęłam po prostu jako denerwowanie.
- O hejka, jestem Kaja! - Powiedziała do mnie, ale niezbyt słuchałam, bo rozglądałam się za moją ulubioną książką.
- O... Hej... Jestem Moon, miło mi. - przywitałam się po dłuższym szukaniu.
- To jest Tenshi, już dorosła wilczyca! - wskazała wilczycę, która jeszcze nie dała rady pozbyć się Nitaena.
- Taa, miło mi. - Spojrzała w moją stronę i uśmiechnęła się.
- Nitaen! chodź znalazłam coś fajnego! - zawołałam Nitaena, który po usłyszeniu słowa ,,fajne" przyleci do was od razu
- Co to? Co to? Co to? - Podskakiwał, ale tym razem wokół mnie
- Mam twoje ulubione cukierki! - dałam mu jego ulubione cukierki, dużo rozwialiśmy, więc wiem jakie cukierki to jego ulubione.
- Uff, dzięki za ratunek. - odezwała się Tenshi,
- Nie ma za co. - uśmiechnęłam się i trochę zaśmiałam, ,,Uciekający dorosły wilk przed małym siedmiomiesięcznym szczeniakiem"
<Tenshi? Ssr że pakuje się w op, ale nie mogłam wytrzymać default smiley xd>
Od Luny do Mateo
- Kakłko! Ja ce kakałko! Bez kakałka nie pójde spać! - Ren od trzydziestu minut się tak wydzierał. Kagekao oczywiście musiał gdzieś pójść i zostawił mi całą opiekę nad piątką naszych rozbrykanych szczeniaków. Mateo też gdzieś wybył. Umieram.
- Renuś, ciszej, twoje rodzeństwo już śpi... - próbowałam uspokoić szczeniaka.
- Bede spokojny jak dostane kakałko! - basiorek nie dawał za wygraną.
- Dobrze już dobrze, zaraz zrobię to kakałko... Tylko poczekaj chwilkę.
Usłyszałam odgłos kroków dochodzący od wejścia. Pewnie Kagekao albo Mateo wrócił.
Nie myliłam się, do pomieszczenia wszedł mój przybrany syn. Coś chyba musiało się stać, bo wyglądał na nieźle zdenerwowanego. Rzucił tylko "Cześć mamo." i ruszył w stronę swojego pokoju.
- Matołku, zaczekaj! - powiedziałam półgłosem. Szczeniak się odwrócił i spojrzał na mnie. - Czemuś ty taki zły jak osa?
- Eh... Pokłóciłem się z Kiiyuko.
O nie. Sprawy damsko-męskie się zaczynają... Obym tylko nie musiała przeprowadzić poważnej rozmowy na TE tematy. Lepiej by było, gdyby Kagekao to zrobił. W końcu ja nie porozmawiam z nim jak facet z facetem... O czym ja w ogóle myślę?! Przecież Mateo to jeszcze szczeniak...
- Matołku, jak chcesz, to mogę z tobą o tym porozmawiać, ale najpierw pomóż mi uśpić Rena.
Szczeniak westchnął.
- Co mam zrobić? - spytał.
- Kakałko! - krzyknął zniecierpliwiony Ren.
- Właśnie... - przytaknęłam. - Kakao. Ren mówi, że bez tego nie uśnie. Reszta szczeniaków już śpi, a ja muszę mieć oko na Rena, spuszczanie go z oczu źle się kończy...
Mateo skinął głową i poszedł do kuchni, a ja w tym czasie pilnowałam Rena. Po chwili wyszedł z kuchni, w ręku trzymał kubek. Nie patrząc na szczeniaka, wzięłam od niego kubek i postawiłam przed Renem.
- Mamo, co to za pan? - spytał mój czteromiesięczny basiorek wybałuszając oczy i patrząc na miejsce, w którym stał Mateo.
- Hę? Przecież to twój starszy brat... - zdziwiona odwróciłam się i spojrzałam na miejsce, w którym stał mój przybrany syn. Moim oczom ukazał się dorosły basior mojego wzrostu. Kto to jest?! I co zrobił z Mateo?!
- Kim jesteś?! Gdzie Mateo?! - krzyknęłam, zapominając, że szczeniaki śpią.
<Mateo?>
- Renuś, ciszej, twoje rodzeństwo już śpi... - próbowałam uspokoić szczeniaka.
- Bede spokojny jak dostane kakałko! - basiorek nie dawał za wygraną.
- Dobrze już dobrze, zaraz zrobię to kakałko... Tylko poczekaj chwilkę.
Usłyszałam odgłos kroków dochodzący od wejścia. Pewnie Kagekao albo Mateo wrócił.
Nie myliłam się, do pomieszczenia wszedł mój przybrany syn. Coś chyba musiało się stać, bo wyglądał na nieźle zdenerwowanego. Rzucił tylko "Cześć mamo." i ruszył w stronę swojego pokoju.
- Matołku, zaczekaj! - powiedziałam półgłosem. Szczeniak się odwrócił i spojrzał na mnie. - Czemuś ty taki zły jak osa?
- Eh... Pokłóciłem się z Kiiyuko.
O nie. Sprawy damsko-męskie się zaczynają... Obym tylko nie musiała przeprowadzić poważnej rozmowy na TE tematy. Lepiej by było, gdyby Kagekao to zrobił. W końcu ja nie porozmawiam z nim jak facet z facetem... O czym ja w ogóle myślę?! Przecież Mateo to jeszcze szczeniak...
- Matołku, jak chcesz, to mogę z tobą o tym porozmawiać, ale najpierw pomóż mi uśpić Rena.
Szczeniak westchnął.
- Co mam zrobić? - spytał.
- Kakałko! - krzyknął zniecierpliwiony Ren.
- Właśnie... - przytaknęłam. - Kakao. Ren mówi, że bez tego nie uśnie. Reszta szczeniaków już śpi, a ja muszę mieć oko na Rena, spuszczanie go z oczu źle się kończy...
Mateo skinął głową i poszedł do kuchni, a ja w tym czasie pilnowałam Rena. Po chwili wyszedł z kuchni, w ręku trzymał kubek. Nie patrząc na szczeniaka, wzięłam od niego kubek i postawiłam przed Renem.
- Mamo, co to za pan? - spytał mój czteromiesięczny basiorek wybałuszając oczy i patrząc na miejsce, w którym stał Mateo.
- Hę? Przecież to twój starszy brat... - zdziwiona odwróciłam się i spojrzałam na miejsce, w którym stał mój przybrany syn. Moim oczom ukazał się dorosły basior mojego wzrostu. Kto to jest?! I co zrobił z Mateo?!
- Kim jesteś?! Gdzie Mateo?! - krzyknęłam, zapominając, że szczeniaki śpią.
<Mateo?>
Od Tenshi do Lily
Minęło już kilka miesięcy od tego beznadziejnego zdarzenia z moimi guzami. Byłam już dorosła, a to oznaczało... obowiązki. Co za beznadzieja. Wybrałam sobie stanowisko Hodowcy Magicznych Zwierząt. Poprosiłam Lexi o pomoc. Ta się zgodziła, jak będzie miała czas. Jak na razie miałam jednego smoka o wielkości jaszczurki, dwa Perytony latające wolno po watasze, oraz takie fajne puchate coś z niebieskimi skrzydłami. Do grupy należeli teraz: Ja, Nitaen, Lexi, Mateo, Kaja, Seven i Kallisto. Byłam jedynym dorosłym w tej bandzie, jeżeli nie liczyć Mateo który dorośnie za niedługo, Lexi która też dorośnie, i pani Lily, do której zawsze zapominam o tym, by prosiła, żeby mówić do niej na ty. Bywa.
- Tenshi! Wstawaj! - poczułam szarpanie za ucho. Coś małego, ale ciężkiego na mnie siedziało. Znaczy stało.
- Kaja, złaź ze mnie - jęknęłam i przewróciłam się na drugi bok. Powiedzenie szczeniakom gdzie mieszkam to był błąd. teraz mnie prześladują.
- Jest już 16! Spóźnimy się!
- To ty się uparłaś, by u mnie zostać - mruknęłam - masz już siedem miesięcy, poradzisz sobie.
- Zawołam Nitaena, i w tedy już nic nie poradzisz. - wstałam jak oparzona, szybko wzięłam torbę z naszykowanym wcześniej sprzętem, Kaję na grzbiet, i szybko wzleciałam w powietrze.
- Wiedziałam, że zadziała - zaśmiała się Kaja
- Wolę nie ryzykować spotkania z twoim.... bratem - Chciałam dodać chorego, ale Kaja nienawidzi jak się obraża jej rodzeństwo. Nitaen się na mnie uwziął. Przykleja się do mnie, i prosi by go głaskać. TO CHORE! Wleciałam niczym strzała przez specjalne okno bez szyby, do biblioteki, i walnęłam w półkę z książkami, wzniecając tumany kurzu.
- Jesteśmy! - zawołałam.
< Lily? Po 1-2 miesiącach xD >
- Tenshi! Wstawaj! - poczułam szarpanie za ucho. Coś małego, ale ciężkiego na mnie siedziało. Znaczy stało.
- Kaja, złaź ze mnie - jęknęłam i przewróciłam się na drugi bok. Powiedzenie szczeniakom gdzie mieszkam to był błąd. teraz mnie prześladują.
- Jest już 16! Spóźnimy się!
- To ty się uparłaś, by u mnie zostać - mruknęłam - masz już siedem miesięcy, poradzisz sobie.
- Zawołam Nitaena, i w tedy już nic nie poradzisz. - wstałam jak oparzona, szybko wzięłam torbę z naszykowanym wcześniej sprzętem, Kaję na grzbiet, i szybko wzleciałam w powietrze.
- Wiedziałam, że zadziała - zaśmiała się Kaja
- Wolę nie ryzykować spotkania z twoim.... bratem - Chciałam dodać chorego, ale Kaja nienawidzi jak się obraża jej rodzeństwo. Nitaen się na mnie uwziął. Przykleja się do mnie, i prosi by go głaskać. TO CHORE! Wleciałam niczym strzała przez specjalne okno bez szyby, do biblioteki, i walnęłam w półkę z książkami, wzniecając tumany kurzu.
- Jesteśmy! - zawołałam.
< Lily? Po 1-2 miesiącach xD >
Od Lii do Moon
Nowy szczeniak wydawał się sympatyczny. Uśmiechnęłam się. Jak ja nie lubię dzieci....
- Właśnie idę do szczeniaków Rose i Equela, uczę ich kilku przydatnych rzeczy, pójdziesz ze mną? - spytałam.
- No w sumie.. i tak nie mam nic ciekawszego do robienia. - powiedziała.
- To to chodź - ruszyłam w kierunku, w jakim wcześniej szłam. Waderka mnie dogoniła.
- Uczy pani jeszcze kogoś indywidualnie? - spytała
- Szczeniaki pary Betha - odparłam. - Wszystkie są od Ciebie młodsze - zaśmiałam się. Wadera jeszcze tam pytała o kilka rzeczy, ale nie była wścipska co sobie ceniłam. Po krótkim dość czasie dotarłam do znajomej mi jaskini.
- Dzieeeeeeeń dooooobry! - zawołałam wchodząc. Pierwszy przybiegł Nitaen
- Chce pani czekoladkę? - spytał podstawiając mi pod nos galaretki w czekoladzie. Dziwiłam się, że ma zupełnie zdrowe zęby, i nie ma cukrzycy, a i jego sylwetka jest całkiem normalna, a je tyle słodyczy, i szkodliwych cukrów.
- Może innym razem - odparłam. - Ale może poczęstujesz nową koleżankę? - spytałam i popatrzyłam na Moon.
- Ja chętnie - i wzięła jedną. Na twarzy szczeniaka pojawił się wielki banan.
- KAJA! CHODŹ! - zawołał, a ja weszłam głębiej w jaskinię. Szczeniaki przywitały mnie i Moon. W jaskini była tylko Rose, bo Equel wybrał się na tereny innej watahy w interesach.
- Czego pani ich tak właściwie uczy? - spytała Moon
- Tego co chcą. W większości tortury, oraz sposoby negocjacji i inne takie. - mruknęłam.
- To pani dzieci nie mają za wesoło...
- Nie mam dzieci, ani partnera. Zostanę starą panną - zaśmiałam się - No, chyba, że liczyć Lexi.
< Moon? Rozpisałam się... >
- Właśnie idę do szczeniaków Rose i Equela, uczę ich kilku przydatnych rzeczy, pójdziesz ze mną? - spytałam.
- No w sumie.. i tak nie mam nic ciekawszego do robienia. - powiedziała.
- To to chodź - ruszyłam w kierunku, w jakim wcześniej szłam. Waderka mnie dogoniła.
- Uczy pani jeszcze kogoś indywidualnie? - spytała
- Szczeniaki pary Betha - odparłam. - Wszystkie są od Ciebie młodsze - zaśmiałam się. Wadera jeszcze tam pytała o kilka rzeczy, ale nie była wścipska co sobie ceniłam. Po krótkim dość czasie dotarłam do znajomej mi jaskini.
- Dzieeeeeeeń dooooobry! - zawołałam wchodząc. Pierwszy przybiegł Nitaen
- Chce pani czekoladkę? - spytał podstawiając mi pod nos galaretki w czekoladzie. Dziwiłam się, że ma zupełnie zdrowe zęby, i nie ma cukrzycy, a i jego sylwetka jest całkiem normalna, a je tyle słodyczy, i szkodliwych cukrów.
- Może innym razem - odparłam. - Ale może poczęstujesz nową koleżankę? - spytałam i popatrzyłam na Moon.
- Ja chętnie - i wzięła jedną. Na twarzy szczeniaka pojawił się wielki banan.
- KAJA! CHODŹ! - zawołał, a ja weszłam głębiej w jaskinię. Szczeniaki przywitały mnie i Moon. W jaskini była tylko Rose, bo Equel wybrał się na tereny innej watahy w interesach.
- Czego pani ich tak właściwie uczy? - spytała Moon
- Tego co chcą. W większości tortury, oraz sposoby negocjacji i inne takie. - mruknęłam.
- To pani dzieci nie mają za wesoło...
- Nie mam dzieci, ani partnera. Zostanę starą panną - zaśmiałam się - No, chyba, że liczyć Lexi.
< Moon? Rozpisałam się... >
26.01.2018
Od Moon do Lii
Wreszcie ruszyłam w dalszą drogę... Chyba stałam tak z dobre pół godziny! Ciekawe czy tamta wilczyca też myślała o ucieczce? Zabiję się chyba! Kolejna wilczyca??!! Yhh... Silver mówił, by być miłą dla obcych, ale nie przegoni mojego strachu przed obcymi.
- Witaj! Jestem Lia, Alpha tej watahy. - w środku już dawno umarłam, ale na zewnątrz się jeszcze trzymam,
- Ja jestem Moon, cała przyjemność po mojej stronie - nie wiedziałam co robić, więc lekko dygnęłam na co ona się cicho zaśmiała,
- Nie musisz mnie traktować jak królową, raczej jak przyjaciółkę - Wow! to niesamowite! Mam Alphę w przyjaciołach! Totalnie się jaram!
<Lia? kontynuuj>
- Witaj! Jestem Lia, Alpha tej watahy. - w środku już dawno umarłam, ale na zewnątrz się jeszcze trzymam,
- Ja jestem Moon, cała przyjemność po mojej stronie - nie wiedziałam co robić, więc lekko dygnęłam na co ona się cicho zaśmiała,
- Nie musisz mnie traktować jak królową, raczej jak przyjaciółkę - Wow! to niesamowite! Mam Alphę w przyjaciołach! Totalnie się jaram!
<Lia? kontynuuj>
Od Moon do Luny
Postanowiłam przejść się po okolicy, było tak cudownie, że aż nie dam rady tego opisać! Gdy przechodziłam lasem, który był ośnieżony, śnieg sięgał mi do gardła. Ja chyba szczęście mam! Kolejny raz spotkałam wilka na mojej drodze... Chyba mój nowy rekord!
Wilczyca spojrzała na mnie z daleka, ale nie szła dalej w moją stronę, raczej ja się bardziej jej przestraszyłam niż ona mnie! Przez chwilę myślałam czy nie uciec jak najszybciej do jaskini, ale nieeee! musiałam stać jak słup soli... Ona chyba też to zauważyła...
<Luna? Brak pomysłów>
Wilczyca spojrzała na mnie z daleka, ale nie szła dalej w moją stronę, raczej ja się bardziej jej przestraszyłam niż ona mnie! Przez chwilę myślałam czy nie uciec jak najszybciej do jaskini, ale nieeee! musiałam stać jak słup soli... Ona chyba też to zauważyła...
<Luna? Brak pomysłów>
Od Moon do Mateo, Solisa i Silvera
Kolejny dzień szkoły... Jak zwykle lekcja za lekcją... Trzeba się uczyć, ale kiedy wreszcie dzień wolnego??!! Uff... na szczęście jest już po lekcjach. Tak jak się mówi: ,,Lekcja, lekcja i po lekcjach"... Chyba tak się mówi. Gdy wybiegłam z klasy jak błyskawica wpadłam na jakiegoś wilka... Chyba ze sto razy wpadłam w tej szkole na wilka... Ale ten był inny... Spodobał mi się!
- Ojeju! Bardzo przepraszam! Nic ci nie jest? - gadałam do niego cały czas
- Nie, nic mi nie jest... - wstał, przywitał się i odszedł... Nooo... Spodziewałam się trochę większego zainteresowania, ale cóż... pora wracać do domu...
Wracałam przy niezbyt dużej górce, ale kolejny wilk spadł prosto z nieba na moją głowę... I to dosłownie...
- Przepraszam! Żyjesz?! Mam nadzieję, że cię za bardzo nie zgniotłem! - wydukał błyskawicznie podnosząc się z ziemi i ze mnie przy okazji.
- Nie! nic mi się nie stało! Jestem Moon, a ty?
- Jestem Solis, miło mi - Podał mi łapę na powitanie. Oczywiście, że trochę rozmawialiśmy, ale spieszyło mi się i nie mogłam się spóźnić, więc pożegnałam się i poszłam dalej. Miałam spotkać przy okazji mojego przybranego tatę, Silvera... Cały czas mnie zostawiał i myślałam, że robił to specjalnie, ale nie... Musiał mieć coś bardzo ważnego.
<Mateo?, Solis?, Silver? wena padła T-T>
- Ojeju! Bardzo przepraszam! Nic ci nie jest? - gadałam do niego cały czas
- Nie, nic mi nie jest... - wstał, przywitał się i odszedł... Nooo... Spodziewałam się trochę większego zainteresowania, ale cóż... pora wracać do domu...
Wracałam przy niezbyt dużej górce, ale kolejny wilk spadł prosto z nieba na moją głowę... I to dosłownie...
- Przepraszam! Żyjesz?! Mam nadzieję, że cię za bardzo nie zgniotłem! - wydukał błyskawicznie podnosząc się z ziemi i ze mnie przy okazji.
- Nie! nic mi się nie stało! Jestem Moon, a ty?
- Jestem Solis, miło mi - Podał mi łapę na powitanie. Oczywiście, że trochę rozmawialiśmy, ale spieszyło mi się i nie mogłam się spóźnić, więc pożegnałam się i poszłam dalej. Miałam spotkać przy okazji mojego przybranego tatę, Silvera... Cały czas mnie zostawiał i myślałam, że robił to specjalnie, ale nie... Musiał mieć coś bardzo ważnego.
<Mateo?, Solis?, Silver? wena padła T-T>
Od Solisa do kogokolwiek
Eh... Nudy. Nudy! NUDY! Nic ciekawego się nie dzieje, każdy ma swoje sprawy. Mało kto w ogóle wychodzi z jaskini. W sumie to się nie dziwię, bo bywają tak mroźne dni, że po chwili na zewnątrz nie czuć łap, no ale no. Niech się coś zacznie dziać! Jedyne wydarzenia dziejące się w watasze to dorastanie szczeniaków, rodzenie szczeniaków i inne tego typu bzdety. Nawet Luna, ta wieczna stara panna ostatnio szczeniaki urodziła. Widziałem je, słodziutkie bękarty. Ale wracając do tematu... cóż, jednym słowem - nuda. Tak w ogóle zauważyłem, że ostatnio dużo narzekam. Chyba się starzeję... Jej! Stary depresyjny Solis! Dobra, zmieńmy temat...
Od paru... godzin? Chyba tak, godzin. No więc od paru godzin błąkam się bez celu, krocząc po tym mokrym, rozpaćkanym śniegu. Dzisiaj jest jeden z tych cieplejszych dni, temperatura jest wyższa i śnieg zamienił się w wodnistą maziaję, a miejscami całkiem się rozpuścił i powstały kałuże. Właśnie szedłem po małym wzniesieniu. No cóż, pomimo że śnieg jest paćką, to i tak jest śliski. Przekonałem się o tym na własnej skórze, bo właśnie się poślizgnąłem, poleciałem w dół górki i chyba wleciałem na jakiegoś wilka. Nie chyba, tylko na pewno. Cholera.
- Przepraszam! Żyjesz?! Mam nadzieję, że cię za bardzo nie zgniotłem! - wydukałem błyskawicznie podnosząc się z ziemi i z wilka przy okazji.
<Ktoś? Poratuje ktoś przypływem weny? T-T>
Od paru... godzin? Chyba tak, godzin. No więc od paru godzin błąkam się bez celu, krocząc po tym mokrym, rozpaćkanym śniegu. Dzisiaj jest jeden z tych cieplejszych dni, temperatura jest wyższa i śnieg zamienił się w wodnistą maziaję, a miejscami całkiem się rozpuścił i powstały kałuże. Właśnie szedłem po małym wzniesieniu. No cóż, pomimo że śnieg jest paćką, to i tak jest śliski. Przekonałem się o tym na własnej skórze, bo właśnie się poślizgnąłem, poleciałem w dół górki i chyba wleciałem na jakiegoś wilka. Nie chyba, tylko na pewno. Cholera.
- Przepraszam! Żyjesz?! Mam nadzieję, że cię za bardzo nie zgniotłem! - wydukałem błyskawicznie podnosząc się z ziemi i z wilka przy okazji.
<Ktoś? Poratuje ktoś przypływem weny? T-T>
25.01.2018
Nowa wadera! Moon
- Nick na Howrse: Nocna.PL
- Imię: Moon- Wiek: 1 rok 11 miesięcy
- Płeć: Wadera
- Cechy fizyczne: zwinna, szybka, silna, wytrwała
- Cechy Charakteru: miła, ciekawska, pomocna
- Cechy szczególne:
- Lubi: Noc, księżyc, mrok, mgłę, gwiazdy
- Nie lubi: przemocy
- Boi się: nieznajomych wilków
- Historia: Gdy miała dopiero rok, rodzice zostali zabici przez inną watahę. 10 miesięcy błąkała się w poszukiwaniu domu, znalazła ją dopiero miesiąc później, zaopiekowali się nią Basior o imieniu Silver, ale często ją zostawiał w szkole. Bardzo dobrze się uczy i dostaje pochwały od nauczycieli. Nocą nie wiadomo jak widuje duchy innych wilków, które proszą ją o pomoc. Czasami, wśród tych duchów dostrzega swoich rodziców, którzy proszą ją o przywrócenie jej córki. (oni nie wiedzą jak wyglądała ich córka, bardzo się zmieniła)
- Coins: 5
- Zauroczenie: brak
- Rodzina: nie wiadomo
- Głos: Link
- Jaskinia: Część jaskiń dla szczeniąt
- Towarzysz: brak
Dorosły formularz Tenshi
- Twój adres e-mail albo nik na Howrse: Karia
- Imię: Tenshi ( anioł )
- Wiek: 2 lata 2 miechy
- Płeć: wadera
- Żywioł: Ogień, Magia, Wolność
- Stanowisko: Hodowca Magicznych Zwierząt
- Cechy fizyczne: Ma nie typową zwinność, i skoczność. Jednak co do szybkości i siły... przeciętnie.
- Cechy Charakteru: Nie zmieniła się za wiele. Nadal nienawidzi zasad, kocha je łamać. Często bywa upierdliwa, używa sarkazmu, i zmieniają jej się humory.. za często. Szczeniaki często jej unikają, ze względu na jej sposób bycia, oraz dziwny, przenikliwy wzrok. Nienawidzi poważnych rozmów, ani szukania dziury w całym. Idealnie umie łączyć fakty, oraz rzeczy jakie się wokół niej dzieją. Prawie wszystkie przewinienia uchodzą jej na sucho.
- Cechy szczególne: skrzydła, które pojawiają się lub znikają. To zależy od tego czy je chce czy nie
- Lubi: Wszystko co żywe! No, prawie wszystko
- Nie lubi: Większość rzeczy, w tym zakazów i jak jej ktoś mówi co ma robić.
- Boi się: Że cały świat spoważnieje, i zostanie jedynym śmieszkiem, ataku ludzi, wybicia watahy
- Moce:
1. kontrolowanie ognia
2. Tworzenie różnych rzeczy za pomocą magii
3. Blokowanie umysłu.
4. Ma sny, które potrafią przewidzieć przyszłość.
5. Gdy spojrzy na mapę, może na niej zobaczyć to co chce aktualnie znaleźć. Jakby wszystko miało wszczepione jakieś nadajniki.
5. Czerpanie mocy ze środowiska i rzeczy, które ją otaczają.
6. Niewyobrażalna szybkość, i precyzja w walce.
7. Zmienianie się w cień (jakby mgiełkę). W tej postaci nie da się jej zabić.
- Historia: Żyła tutaj już wcześniej. ( nie chce mi się pisać )
- Zauroczenie: Nie ma nikogo na oku
- Głos: Link
- Partner: Brak
- Szczeniaki: NIEEEE
- Jaskinia: Link
- Amulet: Link
- Coins: 30
- Towarzysz: Ni ma
- Inne zdjęcia: brak
- Rzeczy ze sklepiku: 0
- Rzeczy znalezione w op: 0
- Dodatkowe informacje: -
- Umiejętności:
: Siła: 100
: Zręczność: 100
: Wiedza: 100
: Spryt: 100
: Zwinność: 200
: Szybkość:
: Mana: 100
Od Lii do Demoness
Ereos... ty chora na głowę marionetko bez rozumu! Rzuciłam się na niego, i rozciągnęłam jego grzbiet. A wyglądało to mniej więcej tak:
Wadera stoi na grzbiecie nałogowego ćpuna, chwyta go za ucho, tak że aż krwawi, i wyciąga do góry, przez co samiec robi ze swojego ciała pierścień, o nie zdrowym wyglądzie.
Wreszcie go puściłam, bo mógłby się złamać, a tego nie chcemy ( sarkazm ), a poza tym jeszcze Demo miała coś na nim zrobić, więc ja się nie będę wtrącać.
- W końcu ci nie pomożemy - burknęłam
- Szantażystka
- A żebyś wiedział.
< Demoness? Brakus wenus >
Wadera stoi na grzbiecie nałogowego ćpuna, chwyta go za ucho, tak że aż krwawi, i wyciąga do góry, przez co samiec robi ze swojego ciała pierścień, o nie zdrowym wyglądzie.
Wreszcie go puściłam, bo mógłby się złamać, a tego nie chcemy ( sarkazm ), a poza tym jeszcze Demo miała coś na nim zrobić, więc ja się nie będę wtrącać.
- W końcu ci nie pomożemy - burknęłam
- Szantażystka
- A żebyś wiedział.
< Demoness? Brakus wenus >
Od Equela ,, Z życia"
Wybrałem się z Rose i szczeniakami w góry, pozwiedzać krajobrazy. Tymczasowo był to dział dla zwiedzających. Chciałem jeszcze zabrać Ashley i Koiru, ale się Katniss nie zgodziła, więc poszliśmy bez nich. Rześki, zimny poranek. Chciałem skorzystać puki śnieg jeszcze nie stopniał. Szczeniaki trochę marudziły, ale wreszcie jakoś wstały.
- Ja, Rose, Nitaen, Kaja, Tori, Tora, Seven - wypowiedziałem licząc. - Wychodzimy!
- Jeszcze ciemno... - mruknęła Tori
- Ale się rozjaśni. Wciągnąłem ją i Sevena na grzbiet, a Rose wzięła Torę. Nitaen i Kaja byli na tyle duzi, by sami iść. Po godzinnej wędrówce dotarliśmy tam gdzie zamierzałem. Ustawiłem wszystkich tam gdzie trzeba było, rozłożyłem koc, który nie wchłaniał wilgoci ani zimna, i wszyscy na nim usiedli, a po dość krótkim czasie... ukazał się widok, na który czekałem.
Od Kaji
Od Kaji ,, Lekcja "
Zaczęła się lekcja. Przez trzy dni można było siedzieć z kim się chciało, więc usiadłam najpierw z Alshey. Jeszcze nie wiedziałam z kim chcę siedzieć. Jeszcze była Taravia i Phantome. Poznałam ich już, rozmawiając w sklepiku. Zaczęła się lekcja, nie było nauczyciela, więc na zastępstwo przyszła Betha... Yuko. Nie należała, o ile było mi wiadomo do rodziny Mateo, ale się nie wtrącam. Uczyłam się trochę w domu pożyczając książki od starszych. Najpierw oczywiście - alfabet
Zaczęła się lekcja. Przez trzy dni można było siedzieć z kim się chciało, więc usiadłam najpierw z Alshey. Jeszcze nie wiedziałam z kim chcę siedzieć. Jeszcze była Taravia i Phantome. Poznałam ich już, rozmawiając w sklepiku. Zaczęła się lekcja, nie było nauczyciela, więc na zastępstwo przyszła Betha... Yuko. Nie należała, o ile było mi wiadomo do rodziny Mateo, ale się nie wtrącam. Uczyłam się trochę w domu pożyczając książki od starszych. Najpierw oczywiście - alfabet
Od Kaji
Od Kaji
Cieszyłam się z pójścia do szkoły, ale widać było, że Nitaen nie za bardzo. Był jakby trochę zmieszany.
- Nic - odparł Koiru. Zgromiłam go wzrokiem. Nie zrobiło to na nim wrażenia.
- Ashley, cieszysz się z przyjścia do szkoły? - spytałam próbując zagaić rozmowę.
- W sumie to... no.. w pewnym sensie tak. - i tak zaczęłam rozmowę z moją siostrą. Dogadywało mi się z nią fajnie, ale bałam się o Nitaena. Nie wydawało mi się, by się polubili z Koiru
Od Nitaena
Od Nitaena
Nie byłem za bardzo przekonany co do przekonań siostry. Oprócz nas jeszcze byli:
Nie byłem za bardzo przekonany co do przekonań siostry. Oprócz nas jeszcze byli:
- Ashley
- Koiru
- Taravia
- Phantome
Czyli... też nasze rodzeństwo. Nie widziałem ich... a przynajmniej nie rozmawiałem od kilku miesięcy. Czasem widywaliśmy się na polanach czy gdzieś, ale tak tylko z widzenia...
- Cześć wam - uśmiechnąłem się nie pewnie - jak tam?
Od Nitaena
Od Nitaena
- NIE CHCĘ DO SZKOŁY! - broniłem się łapami, i wogóle wszystkim przed tym, by iść do tej chorej szkoły.
- Spokojnie. My mamy tylko Lekcje pisania i czytania.
- Mam to gdzieś! - walnąłem w nią pudełkiem po czekoladkach.
- NITAEN! - Siostra widać było, że się wkurzyła. W końcu jednak musiałem iść, bo miałbym szlaban na słodycze. Siostra się dobrze tam odnajdywała. Ale ja? W życiu tam nie byłem! Szedłem za siostrą z kwaśną miną. Po chwili dotarliśmy do szkoły.
- Jesteśmy - powiedziała z uśmiechem. - Spokojnie, już nas tata zapisał. Nauczyciele o tym wiedzą.
- NIE CHCĘ DO SZKOŁY! - broniłem się łapami, i wogóle wszystkim przed tym, by iść do tej chorej szkoły.
- Spokojnie. My mamy tylko Lekcje pisania i czytania.
- Mam to gdzieś! - walnąłem w nią pudełkiem po czekoladkach.
- NITAEN! - Siostra widać było, że się wkurzyła. W końcu jednak musiałem iść, bo miałbym szlaban na słodycze. Siostra się dobrze tam odnajdywała. Ale ja? W życiu tam nie byłem! Szedłem za siostrą z kwaśną miną. Po chwili dotarliśmy do szkoły.
- Jesteśmy - powiedziała z uśmiechem. - Spokojnie, już nas tata zapisał. Nauczyciele o tym wiedzą.
24.01.2018
Od Lily CD. Evana
Lia poprosiła mnie, Kagekao i Miranę, żebyśmy wyszli na zwiady. Alfa była zaniepokojona pogłoskami o wielkiej, nieuchwytnej bestii grasującej na terenach naszej watahy. Wyruszyliśmy od razu. Sprawdzanie zaczęliśmy od lasu. Po jakimś czasie postanowiliśmy się rozdzielić. Ustaliliśmy, że gdyby ktoś coś zauważył, lub, co gorsza, groziłoby mu niebezpieczeństwo, ma dać sygnał; wystrzelić w górę kolorowym światłem.
Było wcześnie i bardzo ciemno. Stąpałam powoli i ostrożnie, starając się nie poruszyć liści i gałązek pod łapami. Właśnie wychwyciłam dziwny, nieznany zapach. Zmierzałam w kierunku czegoś, do którego należał. Po chwili poczułam inną woń. Tym razem wilka. Ktoś mógł być w niebezpieczeństwie!
Przyspieszyłam. Boleśnie przedzierałam się przez krzaki, pnącza i kolce. Zapach wilka znacznie się nasilił. Byłam dosłownie parę metrów od niego... Kilkoma susami wpadłam na małą dróżkę. Widok mnie przeraził.
- Evan! - wrzasnęłam, kiedy go zobaczyłam. Leżał na środku drogi, krwawił z wielu ran. Oddychał szybko i nierówno. podeszłam do niego i uniosłam za pomocą magii. Znalazł się w wielkiej bańce ochronnej, której nic nie potrafiło przebić. Poczułam, że dziwny, nieznany zapach się nasilił. Stwór musiał być blisko. Wystrzeliłam w górę kolorowym światłem. Sprawą bestii będzie musiała zająć się reszta "ekipy". Teraz musiałam zająć się Evanem. Niedaleko zauważyłam kałużę i czym prędzej do niej podbiegłam. Zamknęłam oczy i się skupiłam. Woda w kałuży się podniosła i stworzyła falę, która uniosła mnie do góry. Popędziłam w kierunku jaskinii.
~~~*~~~
Wykończona, padłam na ziemię. Przynajmniej byliśmy bezpieczni. Za moim poleceniem bańka poleciała do kanapy i pękła tuż nad nią. Evan wylądował na miękkim podłożu. Poszłam po potrzebne "narzędzia". Podeszłam do niego i zaczęłam opatrywać mu rany. Widziałam, że oddycha, chociaż oczy miał zamknięte. Nagle lekko drgnął i się poruszył.
- Evan? - zapytałam z cieniem nadziei w głosie.
<EVAN? Błagam, odpisz mi...>
~~~*~~~
Wykończona, padłam na ziemię. Przynajmniej byliśmy bezpieczni. Za moim poleceniem bańka poleciała do kanapy i pękła tuż nad nią. Evan wylądował na miękkim podłożu. Poszłam po potrzebne "narzędzia". Podeszłam do niego i zaczęłam opatrywać mu rany. Widziałam, że oddycha, chociaż oczy miał zamknięte. Nagle lekko drgnął i się poruszył.
- Evan? - zapytałam z cieniem nadziei w głosie.
<EVAN? Błagam, odpisz mi...>
Od Lily CD. Silvera
Kiedy Silver opatrzył moją ranę, usiedliśmy przy stole.
- Lily? - zwrócił uwagę Silver.
Poruszyłam się niespokojnie na krześle. O co chciał mnie zapytać?
- Tak?
- Jak znalazłaś tą watahę? - spytał.
Zebrałam wszystkie myśli i zaczęłam opowieść.
- Urodziłam się w pewnej watasze. Miałam mamę, tatę rodzeństwo... Pewnego dnia zapalił się las, napadła na nas wroga wataha - załamał mi się głos. Uspokoiłam się i kontynuowałam: - Mama próbowała uciekać, ale ją dopadli. Mi udało się przeżyć... Nie wiem, co stało się z resztą mojej rodziny. Potem spotkałam pewnego wilka, Barry'ego. Był dla mnie jak ojciec. Nauczył mnie wszystkiego. Pewnej nocy wyszedł i nie wrócił. Myślę... Myślę, że dopadły go wilki ze "złej" watahy. A potem...
- Potem co? - zapytał Silver, wsłuchany w moją opowieść.
- Byłam zdana na siebie. Dość długo żyłam sama, ale w końcu znalazłam naszą watahę. Mój dom - zakończyłam z uśmiechem. - A teraz ty mi opowiedz, jak się tu dostałeś.
<Silver? Wybacz, że tak długo, i że opo takie krótkie...>
- Lily? - zwrócił uwagę Silver.
Poruszyłam się niespokojnie na krześle. O co chciał mnie zapytać?
- Tak?
- Jak znalazłaś tą watahę? - spytał.
Zebrałam wszystkie myśli i zaczęłam opowieść.
- Urodziłam się w pewnej watasze. Miałam mamę, tatę rodzeństwo... Pewnego dnia zapalił się las, napadła na nas wroga wataha - załamał mi się głos. Uspokoiłam się i kontynuowałam: - Mama próbowała uciekać, ale ją dopadli. Mi udało się przeżyć... Nie wiem, co stało się z resztą mojej rodziny. Potem spotkałam pewnego wilka, Barry'ego. Był dla mnie jak ojciec. Nauczył mnie wszystkiego. Pewnej nocy wyszedł i nie wrócił. Myślę... Myślę, że dopadły go wilki ze "złej" watahy. A potem...
- Potem co? - zapytał Silver, wsłuchany w moją opowieść.
- Byłam zdana na siebie. Dość długo żyłam sama, ale w końcu znalazłam naszą watahę. Mój dom - zakończyłam z uśmiechem. - A teraz ty mi opowiedz, jak się tu dostałeś.
<Silver? Wybacz, że tak długo, i że opo takie krótkie...>
Od Mateo do Kii (za jej zgodą)
Siedziałem sobie wygodnie na drzewie tuż ponad kawiarnią. Widok był niezbyt ciekawy, wzrok przyciągał tylko sam budynek, szary i brudny; na zewnątrz przy stolikach siedziało trochę wilków, najczęściej w parach, jednak zajęte były głównie powolnym sączeniem kawy i przewracaniem stron w gazetach. Dorośli. Nuda.
- Cześć! - rozległo się nagle za moimi plecami. Powitanie przyprawiło mnie nieomal o zawał serca, a o ile mój najważniejszy mięsień zdołął go uniknąć, o tyle moim łapom musiało się coś stać - poślizgnąłem się na sosnowej korze i spadłem z gałęzi. w ostatniej chwili udało mi się jednak złapać zębami za coś miękkiego, co wydało bolesny pisk.
- Phepraham - wymruczałem, gramoląc się z powrotem na wcześniejszą pozycję i wypluwając pomocną łapę.
Jak się okazało, dosłownie.
- Musisz mieć takie ostre zęby? - gderała Kii, wycierając sierść na kończynie o korę.
- Nie narzekaj, gdybym nie miał, to bym spadł, a ty teoretycznie mogłabyś spaść za mną - odparłem, - W każdym razie podziękowałbym ci teraz, gdyby nie to, że to przez ciebie prawie straciłem życie, a więc jesteśmy w pewnym sensie kwita - powiedziałem i uchyliłem się przed ciosem czarnej łapy.
- Będziemy tu tak siedzieć i się nudzić czy coś porobimy? - zapytała waderka, gryząc mnie w ogon, po czym uskoczyła na niższą gałąź. Zrezygnowałem z rewanżu i skoczyłem na inną.
- Możemy iść do kawiarni i poudawać sztywniaków - zasugerowałem, schodząc z drzewa. - Może mają jakąś przyjemność w takim siedzeniu i nicnierobieniu? Trzeba ją odkryć!
- Dobra - zgodziła się Kii i skierowaliśmy się do wolnego stolika. Z boku leżała jakaś nudna gazeta, przez chwilę próbowałem ją czytać, ale szybko mi się znudziło. Postanowiliśmy zamówić dwie kawy i dwie zupy na wynos - polecano je jako danie dnia, że niby dzieci rosną po nim jak grzyby po deszczu. Jak zwykle przesadzają.
- Jak samopoczucie? - zapytała waderka grubym głosem.
- Bardzo dobrze, a pani? - Podwinąłem ogon i zrobiłem sobie z niego wąsiki, na co przyjaciółka parsknęła śmiechem. Skupiwszy wzrok na niej, nie zauważyłem niepokojącego ruchu nieopodal naszego stolika. Upiłem łyk kawy. Kalarepa? Pewnie jakaś nowatorska mieszanka...
- Również. A jak sprawy prywatne? - Zrobiła niewinna minę i również pociągnęła z filiżanki.
- Co ma pani na myśli? - odparłem pytaniem na pytanie, w myślach zauważając, że sprawy prywatne powinny pozostać... no, prywatne.
- Ach... Chodziło mi o zdarzenia na polu sercowym - odpowiedziała, mrużąc lekko oczy.
- W takim razie... - zawahałem się. Na jakie tematy zboczyła ta rozmowa? - ...nic wartego wyłuszczenia.
Przez oczy waderki przemknął cień i zacząłem żałować, że to powiedziałem, cokolwiek miałoby być odpowiedzią prawidłową.
- W takim razie może jakieś drobniejsze szczegóły? - Pokręciłem głową, marszcząc brwi. - Nic?
Nawet drobnostki?
- No, może Ignasia się jakoś dziwnie zachowuje, ale... Kii, możesz przestać zadawać takie dziwne pytania? - poprosiłem poważnie, kończąc kawę. Naprawdę dziwny posmak.
Waderka podniosła się uderzyła łapą w stół, aż mimowolne się przykuliłem. Łyżeczki spadły ze spodków i zadzwoniły o blat.
- Nie - wycedziła przez zęby, mierząc mnie stalowym wzrokiem - nie mogę.
Zapadła chwila złowrogiej ciszy, którą ja, jako oczywisty głupek, musiałem przerwać niestosownym "Dlaczego?".
- BO JESTEŚ ŚLEPY! - wrzasnęła, ściągając na nas spojrzenia innych wilków, które oboje zignorowaliśmy. - JESTEŚ ŚLEPY I NICZEGO NIE WIDZISZ!
- Czego nie widzę, możesz mi, z łaski swojej, powiedzieć? - podniosłem głos. - Jeśli koniecznie chcesz, żebym coś wiedział, PO PROSTU MI TO POWIEDZ!
- Nie, bo... - Kii zawahała się na chwilę, a w jej oczach pojawiły się łzy, więc odwróciła wzrok. Jednak po kilku sekundach spojrzała na mnie wzrokiem jeszcze zimniejszym niż wcześniej. - Jesteś okropny, wiesz? Ty i twoja... niedomyślność. Wypchaj się Ignasią.
Po tych słowach zeskoczyła z krzesła, zrzucając ogonem filiżankę na ziemię, i pobiegła gdzieś daleko. Nie zamierzałem jej gonić. Niech się sama wypcha, czym tam chce. Podniosłem z ziemi opakowania z zupką... raczej po zupce, gdyż z zaskoczeniem stwierdziłem, że nic w nich nie ma. Byłem jednak zbyt rozeźlony, by się tym mocno przejąć. Zostawiłem w barze rachunek na Kiiyuko i wróciłem do domu.
<Kiiyuko?(albo Lunuś)>
- Cześć! - rozległo się nagle za moimi plecami. Powitanie przyprawiło mnie nieomal o zawał serca, a o ile mój najważniejszy mięsień zdołął go uniknąć, o tyle moim łapom musiało się coś stać - poślizgnąłem się na sosnowej korze i spadłem z gałęzi. w ostatniej chwili udało mi się jednak złapać zębami za coś miękkiego, co wydało bolesny pisk.
- Phepraham - wymruczałem, gramoląc się z powrotem na wcześniejszą pozycję i wypluwając pomocną łapę.
Jak się okazało, dosłownie.
- Musisz mieć takie ostre zęby? - gderała Kii, wycierając sierść na kończynie o korę.
- Nie narzekaj, gdybym nie miał, to bym spadł, a ty teoretycznie mogłabyś spaść za mną - odparłem, - W każdym razie podziękowałbym ci teraz, gdyby nie to, że to przez ciebie prawie straciłem życie, a więc jesteśmy w pewnym sensie kwita - powiedziałem i uchyliłem się przed ciosem czarnej łapy.
- Będziemy tu tak siedzieć i się nudzić czy coś porobimy? - zapytała waderka, gryząc mnie w ogon, po czym uskoczyła na niższą gałąź. Zrezygnowałem z rewanżu i skoczyłem na inną.
- Możemy iść do kawiarni i poudawać sztywniaków - zasugerowałem, schodząc z drzewa. - Może mają jakąś przyjemność w takim siedzeniu i nicnierobieniu? Trzeba ją odkryć!
- Dobra - zgodziła się Kii i skierowaliśmy się do wolnego stolika. Z boku leżała jakaś nudna gazeta, przez chwilę próbowałem ją czytać, ale szybko mi się znudziło. Postanowiliśmy zamówić dwie kawy i dwie zupy na wynos - polecano je jako danie dnia, że niby dzieci rosną po nim jak grzyby po deszczu. Jak zwykle przesadzają.
- Jak samopoczucie? - zapytała waderka grubym głosem.
- Bardzo dobrze, a pani? - Podwinąłem ogon i zrobiłem sobie z niego wąsiki, na co przyjaciółka parsknęła śmiechem. Skupiwszy wzrok na niej, nie zauważyłem niepokojącego ruchu nieopodal naszego stolika. Upiłem łyk kawy. Kalarepa? Pewnie jakaś nowatorska mieszanka...
- Również. A jak sprawy prywatne? - Zrobiła niewinna minę i również pociągnęła z filiżanki.
- Co ma pani na myśli? - odparłem pytaniem na pytanie, w myślach zauważając, że sprawy prywatne powinny pozostać... no, prywatne.
- Ach... Chodziło mi o zdarzenia na polu sercowym - odpowiedziała, mrużąc lekko oczy.
- W takim razie... - zawahałem się. Na jakie tematy zboczyła ta rozmowa? - ...nic wartego wyłuszczenia.
Przez oczy waderki przemknął cień i zacząłem żałować, że to powiedziałem, cokolwiek miałoby być odpowiedzią prawidłową.
- W takim razie może jakieś drobniejsze szczegóły? - Pokręciłem głową, marszcząc brwi. - Nic?
Nawet drobnostki?
- No, może Ignasia się jakoś dziwnie zachowuje, ale... Kii, możesz przestać zadawać takie dziwne pytania? - poprosiłem poważnie, kończąc kawę. Naprawdę dziwny posmak.
Waderka podniosła się uderzyła łapą w stół, aż mimowolne się przykuliłem. Łyżeczki spadły ze spodków i zadzwoniły o blat.
- Nie - wycedziła przez zęby, mierząc mnie stalowym wzrokiem - nie mogę.
Zapadła chwila złowrogiej ciszy, którą ja, jako oczywisty głupek, musiałem przerwać niestosownym "Dlaczego?".
- BO JESTEŚ ŚLEPY! - wrzasnęła, ściągając na nas spojrzenia innych wilków, które oboje zignorowaliśmy. - JESTEŚ ŚLEPY I NICZEGO NIE WIDZISZ!
- Czego nie widzę, możesz mi, z łaski swojej, powiedzieć? - podniosłem głos. - Jeśli koniecznie chcesz, żebym coś wiedział, PO PROSTU MI TO POWIEDZ!
- Nie, bo... - Kii zawahała się na chwilę, a w jej oczach pojawiły się łzy, więc odwróciła wzrok. Jednak po kilku sekundach spojrzała na mnie wzrokiem jeszcze zimniejszym niż wcześniej. - Jesteś okropny, wiesz? Ty i twoja... niedomyślność. Wypchaj się Ignasią.
Po tych słowach zeskoczyła z krzesła, zrzucając ogonem filiżankę na ziemię, i pobiegła gdzieś daleko. Nie zamierzałem jej gonić. Niech się sama wypcha, czym tam chce. Podniosłem z ziemi opakowania z zupką... raczej po zupce, gdyż z zaskoczeniem stwierdziłem, że nic w nich nie ma. Byłem jednak zbyt rozeźlony, by się tym mocno przejąć. Zostawiłem w barze rachunek na Kiiyuko i wróciłem do domu.
<Kiiyuko?(albo Lunuś)>
Trochę o zmianach
No więc nastąpiły drobne zmiany w regulaminie, dobrze by było, jeśli byście się z nimi zapoznali.
A tak poza tym, dla przypomnienia, niektóre szczeniaki skończyły już 6 miesiąc życia i mogą (a nawet muszą) pisać opowiadania. Są to:
Ashley
Koiru
Kaja
Nitaen
Taravia
Phantome
No i jeszcze tak na zakończenie...
Ludzie, piszcie opowiadania, nie pozwólcie tej watasze umrzeć ;-;
A tak poza tym, dla przypomnienia, niektóre szczeniaki skończyły już 6 miesiąc życia i mogą (a nawet muszą) pisać opowiadania. Są to:
Ashley
Koiru
Kaja
Nitaen
Taravia
Phantome
No i jeszcze tak na zakończenie...
Ludzie, piszcie opowiadania, nie pozwólcie tej watasze umrzeć ;-;
~Smutny Księżyc
23.01.2018
Od Equela "Z życia"
Zacząłem chodzić po terenach watahy. O piątej nad ranem ze zdenerwowaniem. Kaja zachorowała, pewnie przez wczorajsze taplanie się w zimnej brei, która powstała na ćwiczeniach w szkole, a ta że nie za bardzo miała co robić, to poszła tam, i przyglądała się temu, co robią. Sklep, wodospad, drzewo, góry, biblioteka. I tak w kółko. W końcu gdy po raz setny poszedłem do biblioteki, natknąłem się na Ashley i Koiru.
- Cześć młodzi, jak się macie? - podszedłem z szerokim uśmiechem. Koiru za mną nie przepadał. Jakby w jego umyśle było więcej moich genów.
- Może i ja młody, ale ty stary
- Koiru... To nasz tata... -odezwała się nie śmiało wadera.
- Spokojnie, w sumie to zostałem w pewnym sensie pozbawiony praw rodzicielskich. - zaśmiałem się. - Jak tam u was? Czego szukacie? - I tak minęła większość dnia. Gdy wróciłem do domu, przy okazji odprowadzając szczeniaki do Katniss, z ulgą stwierdziłem, że Kaja jest już prawie całkowicie zdrowa.
C.D.N
- Cześć młodzi, jak się macie? - podszedłem z szerokim uśmiechem. Koiru za mną nie przepadał. Jakby w jego umyśle było więcej moich genów.
- Może i ja młody, ale ty stary
- Koiru... To nasz tata... -odezwała się nie śmiało wadera.
- Spokojnie, w sumie to zostałem w pewnym sensie pozbawiony praw rodzicielskich. - zaśmiałem się. - Jak tam u was? Czego szukacie? - I tak minęła większość dnia. Gdy wróciłem do domu, przy okazji odprowadzając szczeniaki do Katniss, z ulgą stwierdziłem, że Kaja jest już prawie całkowicie zdrowa.
C.D.N
22.01.2018
GAZETA WYBORCZA
Witajcie ludzie! Tutaj ta mało żyjąca Alpha bojąca się pająków. A więc....
PISZCZE PROSZĘ OPOWIADANIA PRZEZ NASTĘPNE 4 LATA BO NIE CHCĘ ZGINĄĆ Z ŁAP WKURZONEJ BETHY ( mowa o Lunie która zobaczyła datę powstania WSC i że żyje ona przez 5 lat, i teraz WMS nie może umrzeć szybciej niż tamta wataha ) A zginęłam już kilka razy lądując w brzuchu tytana i zabijając się własnym klapkiem oraz ścianą. Tak więc bardzo proszem. Pisać i szukać ludzi do watahy. Może nawet nagrodę wymyślę xD takie chamstwo na koniec XD
Pa, pa!
PISZCZE PROSZĘ OPOWIADANIA PRZEZ NASTĘPNE 4 LATA BO NIE CHCĘ ZGINĄĆ Z ŁAP WKURZONEJ BETHY ( mowa o Lunie która zobaczyła datę powstania WSC i że żyje ona przez 5 lat, i teraz WMS nie może umrzeć szybciej niż tamta wataha ) A zginęłam już kilka razy lądując w brzuchu tytana i zabijając się własnym klapkiem oraz ścianą. Tak więc bardzo proszem. Pisać i szukać ludzi do watahy. Może nawet nagrodę wymyślę xD takie chamstwo na koniec XD
Pa, pa!
14.01.2018
Od Silvera do Lily
Ślizgaliśmy się po lodzie kiedy wadera uderzyła mocno w drzewo, a zaspa śniegu spadła na nią. Od razu ruszyłem w jej kierunku i zacząłem odkopywać ją. Pierwsze co zobaczyłem to zakrwawiony nos Lily.
- Jejku Lily! Boli cię bardzo? - zapytałem z przejęciem.
- Troszkę, ale chyba będę żyć. - zaśmiała się i zaczęła wychodzić z zaspy.
- Rana na twoim nosie nadal krwawi. Trzeba to oczyścić i opatrzyć. - zauważyłem.
- Masz rację.
- Mieszkam za rogiem. Opatrzymy to i zrobię nam herbatę, bo robi się już zimno. - zaproponowałem, a wadera skinęła łbem. Po 5 minutach byliśmy już u mnie. Od razu wziąłem się za oczyszczanie rany, a następnie przykleiłem jej plasterek w jednorożce. Zachichotała kiedy zobaczyła się w lustrze. Uśmiechnąłem się do niej i postawiłem dwa kubki herbaty oraz talerzyk ciastek na stole.
- Lily? - powiedziałem, żeby zwrócić uwagę wadery na moja osobę.
- Tak?
- Jak znalazłaś tą watahę?
[ Przepraszam, że tak późno. Lily?]
- Jejku Lily! Boli cię bardzo? - zapytałem z przejęciem.
- Troszkę, ale chyba będę żyć. - zaśmiała się i zaczęła wychodzić z zaspy.
- Rana na twoim nosie nadal krwawi. Trzeba to oczyścić i opatrzyć. - zauważyłem.
- Masz rację.
- Mieszkam za rogiem. Opatrzymy to i zrobię nam herbatę, bo robi się już zimno. - zaproponowałem, a wadera skinęła łbem. Po 5 minutach byliśmy już u mnie. Od razu wziąłem się za oczyszczanie rany, a następnie przykleiłem jej plasterek w jednorożce. Zachichotała kiedy zobaczyła się w lustrze. Uśmiechnąłem się do niej i postawiłem dwa kubki herbaty oraz talerzyk ciastek na stole.
- Lily? - powiedziałem, żeby zwrócić uwagę wadery na moja osobę.
- Tak?
- Jak znalazłaś tą watahę?
[ Przepraszam, że tak późno. Lily?]
11.01.2018
Od Demoness do Lii
Po słowach które wydobyły się z ust basiora, miałam wielką ochotę go zamordować. Ale nie w tradycyjnych torturach po drodze wymyśle sposób jak się zemścić. Lii chyba też miała za chwile żyłka pęknąć po słowach Ereos. Zaczęła go gonić próbując przy okazji zamordować, a ja jak to ja mam na wszystko wywalone. Wskoczyłam jednym susem na drzewo, o które wcześniej oparł się ten debil, bo na mówienie do niego po imieniu nie zasłużył. I posłałam na tor jego ucieczki języki ognia przez co nie miał w jaki sposób uciec przed Lią. Ona zaczęła swoją zabawę, a ja się zdrzemnęłam. Zemszczę się na nim później. Zginie najbardziej brutalną śmiercią dusząc się przez łaskotki. >D
<Lia? Nie umiem pisać dialogów D:>
<Lia? Nie umiem pisać dialogów D:>
7.01.2018
Od Lily CD. Silvera
Po śniadaniu Silver zaczął się zbierać.
- Jeszcze raz dziękuję za gościnę i zapraszam do siebie następnym razem - powiedział.
- Nie ma sprawy - odparłam z uśmiechem.
- To jak z tym jeziorem? - spytał.
Zamyśliłam się.
- Em... - zaczęłam niepewnie. - Percy idzie dzisiaj bawić się z kolegami, a ja nie mam żadnych planów. Dobrze - Zdecydowałam. - Pójdę z tobą się poślizgać.
Pospiesznie założyłam czapkę i oplotłam szyję szalikiem. Wyszliśmy z jaskini w kierunku zamarzniętego jeziora.
~~~*~~~
Weszliśmy na lód. Byłam bardziej pewna siebie niż ostatnio. Ślizganie wychodziło mi coraz lepiej. Zaczęłam powoli. Jechałam w kółko, coraz bardziej się rozpędzając. Nagle poczułam, że nie mogę skręcić.
- Lily! - rozległo się gdzieś za mną. - Uważaj!
Próbowałam zahamować, ale nic z tego nie wyszło. Z przerażeniem patrzyłam, jak zbliżam się do wielkiej sosny. Z niewyobrażalnym impetem wpadłam w drzewo. Pysk bardzo mnie zabolał. Po nosie ściekało mi coś ciepłego. "Krew", pomyślałam. Chwilę potem, z góry spadła na mnie wielka, biała zaspa śniegu.
<Silver?>
- Jeszcze raz dziękuję za gościnę i zapraszam do siebie następnym razem - powiedział.
- Nie ma sprawy - odparłam z uśmiechem.
- To jak z tym jeziorem? - spytał.
Zamyśliłam się.
- Em... - zaczęłam niepewnie. - Percy idzie dzisiaj bawić się z kolegami, a ja nie mam żadnych planów. Dobrze - Zdecydowałam. - Pójdę z tobą się poślizgać.
Pospiesznie założyłam czapkę i oplotłam szyję szalikiem. Wyszliśmy z jaskini w kierunku zamarzniętego jeziora.
~~~*~~~
Weszliśmy na lód. Byłam bardziej pewna siebie niż ostatnio. Ślizganie wychodziło mi coraz lepiej. Zaczęłam powoli. Jechałam w kółko, coraz bardziej się rozpędzając. Nagle poczułam, że nie mogę skręcić.
- Lily! - rozległo się gdzieś za mną. - Uważaj!
Próbowałam zahamować, ale nic z tego nie wyszło. Z przerażeniem patrzyłam, jak zbliżam się do wielkiej sosny. Z niewyobrażalnym impetem wpadłam w drzewo. Pysk bardzo mnie zabolał. Po nosie ściekało mi coś ciepłego. "Krew", pomyślałam. Chwilę potem, z góry spadła na mnie wielka, biała zaspa śniegu.
<Silver?>
Od Silvera do Lily
Obudziłem się około
8 rano i od razu ruszyłem do kuchni z myślą, że znajdę tam Lily. Moje
przypuszczenia okazały się trafne.
- Dzień dobry. Jak się spało? - odezwała się Lily.
- Dzień dobry. Bardzo dobrze i przy okazji dziękuję za gościnę.
- Nie ma sprawy. Jakieś plany na dziś?
- Chyba wybiorę się na jezioro, żeby się poślizgać. Jeśli masz ochotę możesz do mnie dołączyć?
- Cóż ja bar… - nie dokończyła ponieważ do kuchni wpadł Percy przerywając nam rozmowę.
- Dzień dobry. Jak się spało? - odezwała się Lily.
- Dzień dobry. Bardzo dobrze i przy okazji dziękuję za gościnę.
- Nie ma sprawy. Jakieś plany na dziś?
- Chyba wybiorę się na jezioro, żeby się poślizgać. Jeśli masz ochotę możesz do mnie dołączyć?
- Cóż ja bar… - nie dokończyła ponieważ do kuchni wpadł Percy przerywając nam rozmowę.
Następnie wadera zaprosiła nas do stołu, a po
śniadaniu pomogłem jej posprzątać. Zacząłem zbierać swoje rzeczy i kierowałem
się już do wyjścia.
- Dziękuję ci jeszcze raz za gościnę i zapraszam do siebie następnym razem. - powiedziałem.
- Nie ma sprawy.
- To jak z tym jeziorem? - zapytałem
- Dziękuję ci jeszcze raz za gościnę i zapraszam do siebie następnym razem. - powiedziałem.
- Nie ma sprawy.
- To jak z tym jeziorem? - zapytałem
[Lily?]
6.01.2018
Od Lily CD. Silvera
Kiedy usłyszałam cichy, równy oddech Silvera, byłam pewna, że zasnął. Pogasiłam w domu wszystkie światła i wróciłam do pokoju. Nie minęło dużo czasu, zanim zasnęłam.
~~Rano~~
Otworzyłam zaspane oczy i zerknęłam na zegar. 4:30... Byłam głodna, a oprócz mnie były jeszcze dwie osoby, które też potrzebowały jedzenia.
Wyruszyłam. Był wyjątkowo ciepły dzień, ale dla bezpieczeństwa założyłam szalik. Po jakimś czasie wywęszyłam zwierzynę. Dobrze wykarmiona, dorosła łania. Kiedy zobaczyłam zwierzę, przyczaiłam się, a kiedy mnie nie widziała, skoczyłam. Po paru chwilach było już po wszystkim. Ze zdobyczą w pysku wróciłam do domu. Odłożyłam ją i w oczekiwaniu na domowników, zaparzyłam sobie herbatę.
< Silver? Sorry za długość, ale nie miałam pomysłu. :\ >
Wyruszyłam. Był wyjątkowo ciepły dzień, ale dla bezpieczeństwa założyłam szalik. Po jakimś czasie wywęszyłam zwierzynę. Dobrze wykarmiona, dorosła łania. Kiedy zobaczyłam zwierzę, przyczaiłam się, a kiedy mnie nie widziała, skoczyłam. Po paru chwilach było już po wszystkim. Ze zdobyczą w pysku wróciłam do domu. Odłożyłam ją i w oczekiwaniu na domowników, zaparzyłam sobie herbatę.
< Silver? Sorry za długość, ale nie miałam pomysłu. :\ >
2.01.2018
Od Lii do Demoness ( nareszcie XD Ale nie spodziewaj się za wiele )
Następnego dnia, Ereos obudził mnie wcześnie rano. O wiele ZA wcześnie, oblewając zimną wodą.
- CO, GDZIE, JAK?! - podskoczyłam jak oparzona. Potem gdy ochłonęłam, usiadłam i ziewnęłam szeroko - Za jakie grzechy... Czemu jest tak ciemno?
- Bo jest 5 rano.
- COOOO?!
- Co się drzecie, dajcie spać. - wybełkotała Demo - po czym znowu by zasnęła, gdyby Ereos nie oblał jej tak samo jak mnie wodą. Ta zamiast się wydrzeć, próbowała go zabić, ale jakoś się uspokoiła. Jakoś.
- Ciemno wszędzie, co to będzie - mruknęłam.
- Zimno wszędzie, nic nie będzie - bąknęła wadera idąc za basiorem. Powoli zaczęło się rozjaśniać. Powoli, powolutku. Zaczęło się robić różowo. Szliśmy 2 godziny? Zaczęłam się wkurzać. A wkurzyło mnie jeszcze bardziej to, że koleś zatrzymał się pod drzewem, zaczął go obwąchiwać, i się położył.
- Zaraz, co ty robisz? - spytałam
- Śpię.
- Ale spaliśmy tam, to po jaką cholerę naś budził.
- Tam mi było niewygodnie. - wymieniliśmy z waderą porozumiewawcze spojrzenia.
< Demo? I tam coś nabazgrałam >
1.01.2018
Od Rose do Equela
Obudziłam się z mocno bijącym sercem. Spokojnie... To tylko sen... - powtarzałam sobie w duchu. Było jeszcze ciemno, ale powoli się rozjaśniało. Equel leżał za mną spokojnie, oblepiony pięcioma szczeniakami, które leżały na nim, przed nim, koło niego... ogólnie wszędzie gdzie było im wygodnie. Wstałam powoli I po cichu. O tej porze powinno zbierać się pewną roślinę, która była mi teraz potrzebna. Wyszykowałam torbę, i wyszłam na zewnątrz. Nie było dużo widać, i do tego zamiast śniegu, była masa błota, ale z tym można było sobie poradzić. Gorzej z tym, że na miejscu, zamiast zapach lasu, Tak jak zawsze, poczułam... zapach ludzi. Był mocny. Skąd ludzie wzięli się w tym miejscu? Przecież to zupełnie inny świat. Nie rozumiałam o co chodzi. Ale byłam pewna że to ludzie. Rozglądnęłam się do wokół. Usłyszałam (dźwięk chodzenia po śniegu) z prawej strony. Z kolejnej strony ktoś mnie zaatakował. Zrobiłam szybki unik, i postanowiłam wykonać taktyczny odwrót. Ale tamci nadal mnie gonili było ich bodajże 3 ale nie jestem pewna. 1 z nich zbytnio się do mnie zbliżył. Już czułam że prawie mnie złapał. Ale w tym momencie Przybył mój wybawca. Kątem oka ujrzałam Equela, a za nim nasze szczeniaki. Pierwszego z ludzi unieruchomił, a drugiemu wgryzł się w kark tym samym go zabijając. Stałam jak wryta podziwiając jego sylwetkę.
- Rose! - krzyknął potrząsając mną.
Wtedy skierowała wzrok na trzeciego mężczyznę, trzymającego w dłoniach nasze szczeniaki. Nie byłam do końca pewna, co się dzieje. Wszystkie pięć szczeniaków wylądowało w klatce. Więc to o nie chodziło? Kolejny mniej zmutowany facet celował we mnie z pistoletu, ale Equel I tak już wkurzony jednym zerknięciem rozerwał mu wnętrzności, tym samym natychmiastowo zabijając, lecz ten co wziął szczeniaki, popsikał go dziwną, zimną substancją, która zablokowała jego wszelkie moce. Potem tylko poraziła bo kilka razy elektryczność. Nie mogłam nic zrobić. Przyglądałam się tylko, jak mężczyzna wchodzi do dziwnego portalu, i w nim znika, razem z naszymi szczeniakami. Gdy portal miał się już zamknąć na dobre, mój partner jakby odzyskał zmysły, I chwyciwszy mnie wskoczył do portalu.
< Equel? >
- Rose! - krzyknął potrząsając mną.
Wtedy skierowała wzrok na trzeciego mężczyznę, trzymającego w dłoniach nasze szczeniaki. Nie byłam do końca pewna, co się dzieje. Wszystkie pięć szczeniaków wylądowało w klatce. Więc to o nie chodziło? Kolejny mniej zmutowany facet celował we mnie z pistoletu, ale Equel I tak już wkurzony jednym zerknięciem rozerwał mu wnętrzności, tym samym natychmiastowo zabijając, lecz ten co wziął szczeniaki, popsikał go dziwną, zimną substancją, która zablokowała jego wszelkie moce. Potem tylko poraziła bo kilka razy elektryczność. Nie mogłam nic zrobić. Przyglądałam się tylko, jak mężczyzna wchodzi do dziwnego portalu, i w nim znika, razem z naszymi szczeniakami. Gdy portal miał się już zamknąć na dobre, mój partner jakby odzyskał zmysły, I chwyciwszy mnie wskoczył do portalu.
< Equel? >
Subskrybuj:
Posty (Atom)