30.11.2020

Od Antilii do Nashi

 – Nashi! – zawołałyśmy obydwie, gdy zobaczyłyśmy, jak młody gryf porywa małą waderę, niosąc ją w stronę pieczary w stóp góry, która miała być metą dla naszego wyścigu. Oboje zniknęli w ciemnej jaskini, a my nadal uciekałyśmy przed stadem gryfów. Dorosłe osobniki zacięcie nas atakowały a my ledwie unikałyśmy ciosu. Te stworzenia są bardzo silne, trzeba to przyznać a przednia część, zbudowana z orlich nóg i ostrych szponów, były bardziej niż niebezpieczne. Byłam coraz bardziej zmęczona a siły, które zdążyły się zregenerować podczas pierwszego, od dłuższego czasu odpoczynku, były mu na granicy wyczerpania. Byłam zła na siebie, że przez ten czas nie uznałam czegoś takiego jak odpoczynek… I teraz mam tego konsekwencje… Byłam też zła, że zamyśliłam się do tego stopnia, że dosłownie w ostatniej chwili uniknęłam wielkiego dzioba lecącego w moją stronę. Odbiłam w lewo, dzięki czemu gryf chwycił jedynie kępkę mojej sierści. Gorączkowo szukałam Stormy, ponieważ nagle straciłam ją z oczu. Na szczęście szara wadera pojawiła się nagle kilkanaście metrów przede mną, ścigana przez drugiego gryfa.
– Stormy! – krzyknęłam. Wilczyca chyba usłyszała, bo przelotnie na mnie spojrzała, lecz musiała uniknąć ataku ze strony hybrydy lwa i orła. Postanowiłam polecieć do niej, a przynajmniej na tyle, aby mogła usłyszeć co mówię. Po kilku minutach udało mi się zbliżyć, lecz wtedy oba gryfy postanowiły połączyć siły.
– Musimy odlecieć! – zawołałam do towarzyszki. Oczywiście oburzyła się, co przewidziałam.
– Nie zostawię Nashi – odpowiedziała zła, odbijając w prawo i wracając do poprzedniej pozycji.
– Nie mówię, żeby ją zostawić! Musimy wymyślić plan jak ją odbić! – Oddaliłam się na chwilę powrócić. – Lećmy na tamtą polane. Może odpuszczą.
Szara wadera niechętnie kiwnęła głową. Widziałam po oczach jej wzburzenie oraz gniew, ale również troskę o małą… Ale w głębi duszy przyznała mi rację, że uciekając przed dorosłymi gryfami, nie pomożemy Nashi… Skierowałyśmy się w stronę wskazanej przeze mnie polany, gdzie, jak miałam nadzieję, gryfy odpuszczą pościg…

• • • • •

– Skąd wiedziałaś, że odlecą? – zapytała Stormy stojąca obok mnie. Ja patrzyłam na górę, w której gniazdo założyły gryfy. "I tam trzymają Nashi" – dodałam w myślach.
– Okolica góry to część ich terytorium. Podobnie jak wy wcześniej, kiedy mnie ścigałyście, bronią swojego domu – powiedziałam na głos. Wilczyca mruknęła potakująco. – Nie byłam w stu procentach pewna… – dodałam.
– Najważniejsze, że dały nam spokój – skwitowała. Odwróciła się i zeszła w dół klifu, na którym obserwowałyśmy szczyt. Ja nadal siedziałam i wpatrywałam się w krajobraz, próbując znaleźć sposób na uratowanie Nashi. Nagle poczułam, jakbym przywaliła głową o litą skałę. Ból głowy był jednocześnie tępy i ostry. Wiedziałam, co to znaczy… Powoli dochodziłam do swoich granic. Myślałam, że odpoczynek w tej norze pomoże mi zregenerować siły, ale na swoje nieszczęście byłam w błędzie. Tak długi okres ciągłej wędrówki, braku snu oraz trudne warunki i tereny, przez które musiałam przejść. Przetarłam oczy, starając się pozbyć ciemnych plamek sprzed oczu. Nie czułam się dobrze, ale starałam się nie poznać tego po sobie. Zeszłam w końcu w dolinę do mojej towarzyszki. Stormy obserwowała moje zejście. Poślizgnęłam się, ale w porę złapałam równowagę.
– W porządku? – spytała
– Aha – odparłam i zeskoczyłam z półki. – Masz jakiś pomysł?
– Nie… Jeszcze nie – Wadera westchnęła. – Żałuję, że nie dokończyłyśmy wyścigu.
Nie skomentowałam, nadal myśląc nad planem odbicia małej ze szponów gryfów.
– Przydałoby się wymyślić jakąś sztuczkę, żeby Nashi stamtąd…
"Sztuczka…" Obracałam to słowo w myślach, aż w końcu wpadłam na pomysł, który może się udać. Nie wiem jednak co powie na niego Stormy…

• • • • •

– Może się udać… Tylko dlaczego ja muszę robić za przynętę?
– Ponieważ panujesz na żywiołem pogody a ja znam magię. Możesz zrobić małą burzę, odwracając uwagę gryfów podczas gdy ja będę szukać małej w pieczarze ukryta pod iluzją niewidzialności – wytłumaczyłam. Nie miałyśmy lepszych pomysłów niż ten, który wymyśliłam na szybko.
– Musimy spróbować… – powiedziała. Przytaknęłam, po czym po chwili wzbiłyśmy się w powietrze. Ból głowy i rosnące zmęczenie nie malało, jednakże teraz ważniejsze było uratowanie Nashi. Miałam nadzieję, że uda mi się pokonać słabość i w końcu porządnie się wyspać w wygodnym łóżku. Kilka kilometrów przed górą rozdzieliłyśmy się – Stormy poleciała wyżej, ja natomiast zniżyłam lot i wylądowałam za dużą skałą. Ostrożnie wyjrzałam zza rogu i obserwowałam wejście do groty. Nie musiałam długo czekać, bo już po chwili spod stóp góry wyleciały dwa znajome gryfy. Patrzyłam, jak lecą za szarą waderą wysoko aż zniknęły mi z oczu, kiedy wleciały w grupę chmur. Odliczyłam do dziesięciu, po czym ruszyłam w stronę wejścia do jaskini. Moje pióra lekko szeleściły na wietrze kiedy zbliżałam się do celu. Wylądowałam niezgrabnie niedaleko pieczary. Z każdą chwilą czułam się coraz gorzej. Postanowiłam w końcu użyć szczypty magii uzdrowicielskiej, by odgonić nieprzyjemne uczucia. Nie zwalczyło to bólu, lecz go uśmierzyło, lecz dzięki temu poczułam się, jakbym odzyskała część sił. Musiałam jednak uważać, aby nie przekroczyć cienkiej granicy. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam do wejścia. Powoli stawiałam kroki, bacznie nasłuchując i wypatrując ewentualnych innych… mieszkańców. Szłam tak przez kilka minut, aż w końcu zobaczyłam promienie słoneczne oraz usłyszałam głos znajomego szczeniaka.
– …naprawdę, musisz tak robić? – irytowała się Nashi. – Rozwalasz mi futro!
Wyjrzałam ostrożnie, chcąc zobaczyć co się tam dzieje. Duże gniazdo zostało uwite na szerokiej półce skalnej. W środku, oprócz małej wadery, był jeszcze młody gryf. Delikatnie dziobał i "układał" dziobem futro wilczątka. Nashi, widocznie poirytowana, miała rozwalone włosy na całej długości jej grzbietu. Opierała głowę, z przyłożonymi do niej uszami, o kraniec gniazda podczas gdy stworzenie bawiło się w psiego stylistę, radośnie skrzecząc. Okej, pora na mnie.
Zamknęłam oczy i przywołałam obraz jednego z gryfów, najprawdopodobniej matki. Wyobraziłam sobie jak tutaj wchodzi i woła po ptasiemu swoje dziecko, aby razem gdzieś polecieli. Ból przybrał na sile a nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. "Masz za swoje, pani Niezniszczalna" – warknęłam na siebie. Jednakże zignorowałam zrzędzenie swojego ciała. Otworzyłam oczy, a po chwili zobaczyłam iluzję hybrydy orła i lwa. Dumnie szedł w stronę gniazda. Iluzja wydała piskliwy dźwięk, a malec uradował się i wyskoczył z gniazda. Imitacja rodzica rozłożyła skrzydła i odleciała gdzieś, w stronę północno-wschodnim. Malec również rozwinął skrzydła i poleciał za fałszywą mamą. Lub tatą. Najważniejsze, że zadziało. Wyszłam z ukrycia. Nashi patrzyła jak jej "dręczyciel" odlatywał a po chwili zauważyła moją obecność. Wyskoczyła z gniazda, cała uradowana.
– Antilia! – zawołała. Wyskoczyła z gniazda, po czym podbiegła do mnie i przytuliła się do mnie.– Mam nadzieję, że nie będę musiała szykować nowych ziół. – Odwzajemniłam uścisk.
– Posklejana sierść się liczy? – zapytała Nashi.
Zaśmiałam się, lecz nagle nogi zaczęły mi się gwałtownie trząść. Poczułam się jakby ktoś zabrał mi całą energię, nawet magię. Na szczęście udało mi się to ukryć przed małą, wykrzesując z siebie resztki sił. Już chciałam iść w stronę tunelu prowadzącego do wyjścia u stóp góry kiedy coś usłyszałam. Szelest skrzydeł. Ale nie wilczych tylko…
Nagle zza skały wyskoczył prawdziwy gryf. Szponami i łapami wbił się w lita skałę, wrzeszcząc we wniebogłosy. Ostry jak nóż dziób ruszył w naszą stronę. Popchnęła Nashi w stronę wyjścia a ja odskoczyłam w drugą stronę. Przeturlałam się kilka razy, po czym szybko skoczyłam na równe nogi. Gdy gryf zobaczył puste gniazdo, jego oczy zapłonęły gniewem. Ataki stawały się coraz szybsze i agresywniejsze. Mała patrzyła na to, zastanawiając się, czy jest w stanie mi pomóc, lecz wszystko mówiło jej przeczącą odpowiedź.
– Antilia! – usłyszałam w jej głosie strach. Nagle mnie olśniło. "To jest to!". Poczekałam na odpowiedni moment a podczas uników tworzyłam odpowiedniego przeciwnika dla gryfa. Gdy stworzenie postanowiło zmienić pozycję, ja sięgnęłam po ostatni zapas mocy magicznej, tworząc iluzję dużego smoka górskiego. Najpierw stworzyłam łopot skrzydeł, a następnie monstrualne, czarne ciało pokryte łuskami. Smok przysiadł na krawędzi półki i spojrzał z góry na przeciwnika. Spojrzenie hybrydy lwa z orłem z gniewnego zmieniło się na wystraszone, lecz nadal nie wycofał się. Postanowiłam iść na całość i stworzyłam głośny ryk gada. To przeważyło szalę – gryf odleciał, zdominowany przez nieistniejącego smoka. Iluzja rozpuściła się w powietrzu w chwili gdy Nashi podbiegła do mnie
– Antilia! – wołała. – Nic ci nie jest?! – szturchnęła mnie.
– Tylko się zdrzemnę… – mruknęłam. I oddałam się w objęcia Morfeusza.

(Nashi? Sorry że tak długo :/ Dasz An się zdrzemnąć? xd) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz