12.11.2020

Od Wichny do kogoś

 Spowiła mnie ciemność, jaka prawdopodobnie otacza tonących w odmętach oceanu. Nie dosięgała mnie najmniejsza drobina światła. Wiedziałam, że… nawet nie zorientowałam się, kiedy opuściły mnie jakiekolwiek myśli. W głowie czułam całkowitą pustkę, co nie pomagało mi w odgadnięciu sytuacji, w jakiej się znalazłam. Spróbowałam wziąć oddech i nagle zrozumiałam dlaczego jest tak ciemno. Moje płuca wypełniła chłodna woda. Zaczęłam się rzucać, próbowałam znaleźć powierzchnię, ale nie udało mi się przesunąć nawet odrobinę. Obróciłam się tylko wokół własnej osi. Moje ciało zaczęło szybko tracić siły bez obietnicy oddechu. Opadałam coraz niżej, tonąc niczym w gęstej smole. W jednym momencie poczułam silny ucisk w piersi i na karku, jakby coś przebiło się przez moją skórę i szarpnęło za samo serce. Uczucie nie zniknęło, póki moja głowa nie wychynęła nad powierzchnię wody. Zaczęłam łapczywie napierać powietrze i krztusić się. Kaszlałam, rozpaczliwie machając łapami by utrzymać się ponad  poziomem śmiercionośnej cieczy. Kiedy udało mi się przestać dławić, spojrzałam na to, gdzie się znalazłam. Moim oczom ukazała się nieskazitelnie czarna tafla jeziora, prawie nie odróżniająca się od sklepienia nocnego nieba. Zobaczyłam mroczną postać unoszącą się kilka, może kilkanaście metrów przede mną, na drodze do brzegu. Ruszyłam w tamtą stronę; jeszcze chwila, a zabrakłoby mi sił, by płynąć. Kiedy minęłam cień, ten skierował się za mną i odprowadził mnie na ląd.
- Dzięki - rzuciłam - byłabym jeszcze bardziej wdzięczna za ratunek, gdybyś przysiągł, że to nie ty mnie tam wrzuciłeś.
Demon nie odpowiedział. Prychnęłam.
- Jestem twoim żywicielem. Nie powinieneś próbować mnie zabić.
- Wyciągnąłem cię - istota odezwała się pierwszy raz od dłuższego czasu. Zdążyłam zapomnieć, jak obrzydliwie brzmi jej głos; gulgoczący syk, jak wąż dławiący się własną śliną. - Nie życzę ci śmierci, nie poddawajmy się stereotypom. I ja chcę, żebyś odzyskała swoje moce. Wiesz, że i mi to przyniesie korzyści, tak jak się zresztą umawialiśmy...
Znów się żachnęłam. Odkąd zawarłam z nim pakt, zrobił się nie do zniesienia. Wcześniej po prostu szwędał się za mną, był, powiedzmy, irytującym towarzyszem, którego nie mogłam odgonić. Teraz stał się pasożytem, a ja jego żywicielką. Przez takie sytuacje zaczynam żałować, że pomogłam Aidenowi, kiedy wpadł do mojej pracowni. Gdyby nie to, co do niego przywarło i mnie zaatakowało, nie musiałabym znosić prób terapii szokowej, która ma mi podobno zwrócić utracone zdolności.
- Wiesz przecież, że “on” odebrał mi moce. Zabrał je, wyciął, usunął, zdezintegrował! One nie są ukryte czy zapomniane, ja ich najzwyczajniej nie mam! Żaden szon czy hipnoza w niczym nie pomoże, cokolwiek by nie myślał jakiś pomniejszy demon. - wlepiłam w niego wrogie spojrzenie.
- Poniżej pasa. W przeciwieństwie do ciebie, ja przynajmniej mogę nadal się za niego uważać. Ty jesteś już jedynie starym, wyssanym… ogryzkiem, że tak to ujmę. Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- Przypomnij mi chociaż jak się tutaj znaleźliśmy, co działo się przedtem. Nie pamiętam niczego, co mogło się dziać przez ostatnie kilka dni.
- Jesteśmy przy górskim jeziorze, niedaleko morza. Przyszliśmy tutaj… Przyszłaś tutaj pieszo. To właśnie robiłaś przez ostatnie kilka dni, smażyłaś się na czczo w jesiennym słońcu, żeby przygotować się do próby. Żeby przygotować nas do próby, nie oszukujmy się, dla mnie ta podróż też nie była przyjemna. Cóż, okazuje się, że to wszystko poszło na marne. Wracajmy więc.

- Nie wierzę…
Nie skończyłam mówić, szkoda strzępić języka. Rzeczywiście, powoli zapominam jak to jest być prawdziwym demonem. Kiedy słucham tego głosu bez wyrazu, bez emocji, jak przez mgłę przypominam sobie tę beztroskę, kiedy wiedziałam, że nigdy nie umrę, że jestem niepokonana. Uśmiechnęłam się do tych wspomnień. Ruszyłam w stronę, która zdawała się prowadzić na tereny, gdzie leży moja jaskinia. Demon wczepił się w sierść na moich plecach i przylgnął do nich na płask. Po niedługim czasie wstąpiłam na znane mi rejony i usłyszałam radosne głosy. Mimochodem zawahałam się i uświadomiłam sobie, że nadal mam kłopot z nawiązywaniem kontaktu z wilkami. Zmusiłam swoje łapy do zrobienia kolejnych kroków. W końcu minęłam się z biegającą wesoło grupką. Kilka basiorów zwróciło oczy w moją stronę i się uśmiechnęło. Wadery ledwo mnie zauważyły. Nie zorientowałam się kiedy jeden z wilków zatrzymał się przede mną i zaczął coś mówić. Zamrugałam. Cały czas czułam ciężar eterycznego stworzenia na moich plecach, a łapy uginały mi się ze zmęczenia.- Przepraszam, możesz powtórzyć? - wymamrotałam. Byłam naprawdę zmęczona.

<Wilku?>

1 komentarz: