23.11.2020

Od Antilii do Nashi

 – Martwi się o Ciebie – odpowiedziałam małej waderze na jej pytanie. Spojrzała na mnie pytająco. – Ostatnio dużo się działo i naraziłaś się na wiele niebezpieczeństw. Znam tę dwójkę… Są silnymi przeciwnikami i łatwo się nie poddają.

– Jak ich pokonałaś? – Nashi zbyt gwałtownie wstała, przez co naruszyła uszkodzone mięśnie. – Nie widziałam tego…

– Czasami spryt wygrywa nad siłą mięśni – odpowiedziałam. Chwyciłam za kawałek materiału, jaki znalazła jeszcze Stormy. Zdezynfekowałam go przy użyciu odpowiedniego uroku, podobnie jak ranę na boku. Małą może czekać długie leczenie. Ma jednak bardzo silną determinację, która może pomóc jej w rekonwalescencji. Szczerze mówiąc, zaczęłam ją lubić… Stormy znam nieco krócej, lecz rozumiem jej zachowanie. Martwi się o tego szczeniaka i chce zapewnić jej bezpieczeństwo, a nie ratować ją z tarapatów. Skończyłam wiązać opatrunek. Dorzuciłam jeszcze szybko zaklęcie znieczulające (nie eliminowało ono całkowicie bólu, lecz tylko go osłabiał, żeby młoda nie zapomniała o swojej przygodzie) oraz przekazałam jej swoje rady.

– Zdrzemnij się, abyś lepiej zniosła podróż, dobrze?

– Podróż? Nie rozumiem…

– Myślę, że to czas na poznanie waszej Alfy i rozmowę o moim dołączeniu – uśmiechnęłam się lekko. Nashi nie posiadała się z radości, a przynajmniej na tyle, na ile pozwała jej rana na boku.

– Ale super! – wołała. Podskoczyła do mnie i mocno mnie przytuliła. W pierwszej chwili byłam zaskoczona i lekko… zagubiona. Nie wiedziałam co robić. Po chwili jednak zrelaksowałam się i przytuliłam się do małej waderki. Nagle przed moimi oczami pojawił się obraz…

„Piękna, słoneczna pogoda. Kilka chmur formacji columbus na niebie. Siedziałam z kimś z jednej z chmur. Nieznajomy wilk mówi coś do mnie, ale ja nic nie rozumiem, choć kiwam głową, po czym się przytulam do wilka i również coś mówię, czego nie rozumiem…”

–…ej! – wołała Nashi. – Wszystko w porządku? Przez chwilę się nie ruszałaś…

Zamrugałam zamroczona.

– Nic mi nie jest… – bąknęłam. Wstałam i ruszyłam do wyjścia. – Leż spokojnie i odpocznij – poleciłam. W odpowiedzi usłyszałam cichy komentarz, ale mała zastosowała się do mojej prośby. Wyszłam na zewnątrz i wciągnęłam w płuca nocne powietrze. Noc była cicha i spokojna, tak jak lubię. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu Stormy. Znalazłam waderę kilka metrów od nory. Podeszłam do niej i w ciszy usiadłam obok. Wpatrywałam się w gwiazdozbiory północne, które goszczą na naszym nieboskłonie co jesień i zimę.

– Dziękuję, że uratowałaś Nashi przed tymi wilkami – odezwała się pierwsza. Ja nic nie mówiłam, tylko spojrzałam na skrzydlatą waderę obok mnie. – Kim ty jesteś?

– Co masz na myśli? – Zaskoczona unoszę brew.

– Pomagasz nam. Musisz mieć jakiś cel.

– Chcę po prostu znaleźć odpowiedź na zadane przez Ciebie pytanie – odparłam sucho. Stormy już się nie odezwała, tylko patrzyła w niebo. Widziałam gwiazdozbiór Mohira. Wpatrywałam się w migoczące gwiazdy, zupełnie jakby chciały przekazać mi swój sekret.

– Postanowiłam dołączyć do waszej watahy – przerwałam głuchą ciszę.

Stormy uśmiechnęła się pod nosem.

– Witaj w naszej szalonej rodzince – powiedziała wesoło. – Jutro wyruszymy z samego rana, dobrze?

Przytaknęłam i spojrzałam na szarą waderę obok mnie posiadającą skrzydła, zupełnie jak ja…

„Rodzina". Dawno tego słowa nie słyszałam. O ile w ogóle je słyszałam…

• • • • •

Słońce świeciło przyjemnie, a wiatr pchał puszyste chmury w kierunku południa. Stormy wraz z Nashi na grzbiecie leciały przodem, by wskazać nam kierunek. Ja natomiast szybowałam kawałek za nimi, podziwiając krajobrazy w dole. Tereny watahy były bardzo urozmaicone, ale też piękne, zwłaszcza podczas ciepłych pór roku. Teraz żywe kolory stawały się melancholijne, lecz nadal pejzaż był piękny.

– Niedługo będziemy na miejscu! – zawołała Nashi z grzbietu starszej wilczycy. Wpadłam na pewien pomysł… Podleciałam bliżej wader.

– Stormy? Ścigamy się? – krzyknęłam w stronę moich towarzyszek. Stormy uśmiechnęła się szeroko i zwróciła się do swojej pasażerki.

– Nashi, trzymaj się! Będzie trzęsło!

– Ścigamy się do tamtej góry? – Wskazałam wierzchołek góry dwa kilometry od nas. Zgodziła się, uśmiechając się jeszcze szerzej.

– A i jeszcze coś! – dodałam szybko. – Na imię mam Antilia! 

– Miło cię poznać Antilio! – zawołały obie wadery. Zaśmiały się obie szczerym śmiechem. Uśmiechnęłam się pod nosem, przygotowywując się do wyścigu. 

– Start! – zawołałyśmy obydwie. Nashi pisnęła szczęśliwa, kiedy ruszyła do przodu. Nagle w mojej głowie rozległ się cichy alarm, że zbliża się niebezpieczeństwo. Zignorowałam go.

I to był błąd…


|Nashi? Może być smok albo inny latająca gadzina xD|


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz