6.11.2020

Od Tsumi do Vespre

 Zamrugałam, po czym poruszyłam nieznacznie skrzydłami, które swoją drogą miały w sobie coraz więcej czarnego. 
- Hai, hai..... -westchnęłam, po czym na chwilę zniknęłam w komorze obok, by odłożyć na swoje miejsce strusie pióro, którego używałam do pisania - Idziesz ze mną, czy zostajesz? - wystawiłam głowę zza kamiennej ściany, by zaraz potem wyjść zza niej cała i skierować się do wyjścia. Basior wzruszył ramionami 
- W sumie mogę iść - Spojrzałam przez chwilę na niego, kiedy go mijałam i kierowałam się ku wyjściu. Pewnie i tak by tu nie został. Sądząc po wypowiedzi, nie przepadał za przebywaniu w tej szczelinie z wilgocią unoszącą się w powietrzu. Nie minęło wiele czasu gdy wlecieliśmy do pałacu, przy okazji zostawiając mokre ślady łap na posadzce. Popatrzyłam za siebie zdegustowana. Potem dostanę ochrzan od moich opiekunów. Popatrzyłam na Vespre 
- Nie, nie chce mi się siedzieć tutaj Bóg wie ile czasu, na zimnej płycie czekając aż skończycie - odpowiedział patrząc na mnie znacząco. Nie odpowiedziałam, tylko po raz kolejny westchnęłam i wybiegłam po wielkich głównych schodach do góry, raz po raz podlatując, gdyż jak każdy wie, moja kondycja cielesna była beznadziejna. Po chwili wbiłam do komnaty, w której byli już członkowie rady, moi opiekunowie oraz Kagekao, którego szczerze mówiąc nie widziałam od wieków.  W sali panowała cisza, która kiedy zwykle była ukojeniem, tutaj sprawiała że chciałam zniknąć z aktualnego miejsca. 
Gdy wszyscy byli już na swoich miejscach (w tym ja, między łapami Arietesa) zaczęła się obrada. Nie przepadałam za nimi. Owszem, brałam w nich udział i wyrażałam swoje zdanie, ale nadal byłam tylko uczącym się szczeniakiem, który nie wie wszystkiego. O dziwo, zaczął Kage. 
- Łowcy i zwiadowcy coraz częściej znajdują poszarpaną, zagryzioną zwierzynę na naszych terenach - powiedział nie wyrażającym jakichkolwiek emocji głosem. Pewnie spałabym na jego wykładach, gdyby nie mówił głośno, przez co dźwięk odbijał mi się wyraźnie w uszach - Zaczęło się to jakiś czas temu. Mięso jest nie tknięte - tu popatrzył na każdego z rady - Nie wiemy jednak czy jest zatrute. Trzeba by iść z tym do jakiegoś szamana. Na początku były to pojedyncze zwierzęta, jednak teraz zabijane są całe stada. W dodatku jak już mówiłem, nie wiemy czy jest zdatne do zjedzenia - tutaj zamilkł, dając radzie czas na analizę. Popatrzyłam w górę na pysk mojego opiekuna, co było zabiegiem bezsensownym, gdyż miał na nim maskę, a maska to maska. Potem mój wzrok wylądował na każdym z rady. Zabita zwierzyna? Starsi nigdy mi o tym nie opowiadali. Niby było to ponad 100 lat temu i mogło się tu pozmieniać, jednak.... to czyste tereny, chroniły je bóstwa. Zabite stworzenia? Przyszły z wcześniejszych terenów watahy? 

<Vespre?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz