2.08.2019

Od Lii do Noego

To było nagłe. Bardzo nagłe. Po prostu z samego rana (czytaj 11 coś bo o tej się budzę) wstałam z dziwnym wrażeniem, że wiatr na zewnątrz gra melodię, uderzając o skały. Przeszywając podłoże trawy i przemierzając trawiaste dolinki.
- Crystal! Shion! Chono tu! - krzyknęłam, przewracając się z pozycji leżącej na plecach, na brzuch, podnosząc głowę ponad łapy. Po dłuższej chwili zobaczyłam dwa cienie. Jeden wlatujący przez otwór w jaskini, a drugi pełznący gdzieś na poszyciu.
- Pali się? - spytałam uszczypliwy ton samicy, która patrzyła na mnie z góry siedząc prosto.
- Idziemy na targ!
- Co, po co
- Po koty - uśmiechnęłam się z jadem rysującym się na moim pysku. Crystal nie trawiła tych stworzeń, więc na dźwięk wypowiedzianych słów skrzywiła się wyraźnie
- Po co ci one. To wredne futrzaki nie znające swojego miejsca.
- Hybrydy są ładne...
- Są jadalne? - usłyszałam głos jeszcze nie śpiącego węża, który do tej pory postanowił się nie odzywać. Popatrzyłam na jego lśniący łebek.
- Hę? nie, nie, to będą nowi mieszkańcy jaskini.
- Zaczynasz się bawić w hodowcę czy jak... - skrzywiła się smoczyca, trochę odchodząc od grzyba na którym leżałam.
- Powiedzmy. A teraz idziem! Shion, ty nie musisz. Pewnie nie przepadasz za słońcem - mruknęłam patrząc na węża który wchodził w jakąś szczelinę skalną. Po chwili jednak wystawił łebek i popatrzył na mnie z wdzięcznością. Nie wiem co on tam robił w nocy ale dzisiaj przyszedł cały w jakimś obcym zapachu, pewnie z innych terenów.

<Noe?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz