8.08.2019

Od Jasmine ,,Fioletowy odcień światła"

- Wpadnij jeszcze kiedyś na herbatę - uśmiechnęłam się i udałam się w głąb jaskini.

Zatrzymałam się na środku i spojrzałam na swoje łapy. Swoje drugi raz już tego dnia przemoczone łapy. Ugh, znowu będę musiała się suszyć. Żebym tylko chora nie była, bo to przecież jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogą się przydarzyć w lecie. Zostawiłam saszetki z herbatą na podłodze, po czym cofnęłam się jeszcze na chwilę do wejścia, aby porządnie się otrzepać. Niezbyt dużo to dało. Spojrzałam na dosyć dużą kałużę, a następnie odwróciłam się i podeszłam, aby chwycić zostawione na ziemi saszetki. Podreptałam z nimi do innej części jaskini i odłożyłam je na półkę, obok tych, które jeszcze zostały. Chwilę stałam bez ruchu, ale zaraz przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Odwróciłam się, żeby rozpalić ognisko, w celu rozgrzania i wysuszenia się. Gdy wszystko było już gotowe, położyłam się niedaleko ognia. Delektowałam się ciepłem, jakie daje, przy okazji wpatrując się w tańczące ogniste języki. Co jakiś czas z ogniska oddzielały się drobne iskierki, fruwając dookoła. Od czasu do czasu dało się również usłyszeć cichy trzask ognia. Westchnęłam cicho. Zaczęłam rozmyślać o dzisiejszym dniu. O nowo poznanym basiorze. Pomimo pierwszego wrażenia, okazał się być nawet miły. Osobliwy z niego typ, ale jednak. W sumie nawet przyjemnie się z nim rozmawiało i mam nadzieję, że rozpatrzy moją propozycję i wpadnie jeszcze kiedyś. Może uda nam się zaprzyjaźnić? A może nawet coś więcej...? Zaraz, co? NIE! O czym ja myślę?! Podniosłam gwałtownie głowę. Zauważyłam, że ognisko prawie już się nie pali, ja jestem praktycznie sucha, a w jaskini jakoś tak ciemniej się zrobiło. Przysnęłam? Eh, dobra, nieważne. Przygasiłam resztkę ognia i udałam się do innego przedziału jaskini, na swoje posłanie, a już po chwili ponownie zasnęłam.



~**~



Tej nocy BARDZO źle mi się spało. Nie mogłam znaleźć wygodnej pozycji, co dosłownie pięć minut przekręcałam się z boku na bok. Kiedy już udawało mi się przysypiać, coś musiało to psuć. A to szum liści wprawionych w ruch przez wiatr, a to tupot jakiś małych nóżek, a to pochukiwania sowy... Długo by wymieniać. W końcu zmęczona tymi wszystkimi hałasami, wstałam leniwie i przeciągnęłam się aby rozprostować kości, ziewając przy tym. Skierowałam się w stronę wyjścia z jaskini. Wychyliłam nos na zewnątrz. Moje oczy ujrzały piękne nocne, ciemnogranatowe niebo usłane tysiącem migoczących, mniejszych i większych gwiazd. Nie było na nim chyba ani jednej, nawet najmniejszej chmurki. Na samym środku tego jakże urzekającego nieba wisiał duży, jasny, a przy tym doskonale widoczny, prawie okrągły księżyc. Jego blask oświetlał pobliską lekko przerzedzoną trawę oraz krzewy, nadając im niezwykłego połysku. Ogólnie cały ten obraz wręcz zapierał dech w piersiach. W sumie jakoś tak nie czułam zmęczenia, pomimo pory dnia (a raczej nocy), jaką był sam środek nocy. Postanowiłam, że przejdę się trochę. Może świeże powietrze dobrze mi zrobi i po powrocie uda mi się zasnąć. O ile nie wrócę nad ranem. Ruszyłam więc przed siebie, podziwiając widoki. Oczywiście, jak na złość teraz dookoła panowała absolutna cisza, którą przerywały jedynie ciche odgłosy stąpania moich nóg. Starałam cieszyć się tą chwilą. Po niedługim czasie spacerowania, doszłam na niewielkie wzniesienie. Nie rosły na nim żadne drzewa czy krzewy, jedynie piękne kwiaty, których jakoś wcześniej nie widziałam. A może widziałam, tylko nie zwróciłam na nie większej uwagi. Podejrzewam, że ten gatunek rozwija swe płatki tylko nocą, dlatego go nie kojarzę. Przysiadłam na chwilkę. Obserwowałam nocne niebo w zamyśle.

- Nawet ładnie, nieprawdaż? - odezwał się nagle spokojny, męski głos tuż obok mnie, po mojej prawej. Właścicielem głosu okazał się dosiadający się Seikatsu, ten basior którego poznałam parę dni temu.

Mimowolnie odskoczyłam przestraszona do tyłu, wydając z siebie krzyk. Stałam przez chwilę w osłupieniu, aż do czasu, kiedy skojarzyłam fakty, i zaczaiłam że to Seikatsu.

- Zawału bym dostała wiesz?! - okrzyczałam basiora, powoli uspokajając oddech i telepiące z zawrotną prędkością serce. Gdy spojrzałam na jego pysk, dostrzegłam, że lekko się podśmiewuje.

- Eej, nie śmiej się! - dodałam, już sama rozbawiona zaistniałą sytuacją.

Chwilę później oboje głośno się śmialiśmy, nie mogąc się uspokoić. Jak już udało nam się to zrobić, przypomniało mi się, że basior zadał mi pytanie. Ale czy nie jest już za późno, by na nie odpowiadać? Siedzieliśmy chwilę w ciszy, wpatrując się w niebo.

- Tak, ładnie - powiedziałam nagle, ale spokojnie.

Kątem oka dostrzegłam, jak basior uśmiecha się delikatnie. Westchnęłam błogo. Nawet nie zauważyłam, kiedy samiec zbliżył się znacznie, a jego ogon prawie że spłatał się z moim. Zawstydziłam się mocno, a moje policzki pewnie się zarumieniły, ale na szczęście nie było tego widać przez moje gęste futro (a przynajmniej mam taką nadzieję).

- Um, wiesz, muszę już iść, bo inaczej będę spała do południa - powiedziałam i zaśmiałam się nerwowo.

Ciemnofutry spojrzał na mnie, jakby było mu przykro że już idę.

- No ok - powiedział tylko, jakby obojętnym tonem, jednak z doprawdy delikatną nutą smutku.

Wstałam, posyłając basiorowi uśmiech.

- Do zobaczenia - dodałam jeszcze na odchodne, po czym udałam się w stronę jaskini, zostawiając siedzącego nadal w tym samym miejscu basiora.



~**~



Siedząc i nudząc się w jaskini nabrałam ochoty na herbatę z miodem. W tym celu podniosłam się i udałam do "kuchni". Zagrzałam wodę, przelałam do kubka, a następnie sięgnęłam do półki po herbatę i miód a tam... Brak miodu!

- Nosz kur... - warknęłam rozzłoszczona.

Będę musiała iść kupić. Spojrzałam na kubek pełen wody, z którego unosiła się gorąca para. Nie wypiję teraz zwykłej herbaty! Chcę miód! Tupnęłam nogą i wyszłam na zewnątrz. Ruszyłam w kierunku w którym znajdował się najbliższy sklep. Miałam do niego trochę daleko, ale co z tego. Idąc, spojrzałam w niebo, a potem dookoła siebie. Na niebie nie było prawie żadnej chmury, słońce grzało niemiłosiernie. Roślinom chyba nie podobało się to tak samo jak mi, ich kolor nie był soczyście zielony, tylko lekko żółtawy. Większość stworzeń pochowało się przed gorącem gdzieś w cieniu, więc byłam sama. Zbliżałam się powoli w stronę rzeki. Nagle zobaczyłam samotnego wilka. To Seikatsu! Ucieszyłam się na jego widok i przyspieszyłam delikatnie.

- Cześć! - zawołałam radośnie, będąc już w odległości z której mnie usłyszy.

Basior odwrócił gwałtownie głowę, a gdy jego wzrok napotkał się z moim, na jego pysk wkradł się uśmiech.

- Cześć Jasmine - odpowiedział kiedy ustałam obok niego.

- Co tu robisz w taki gorąc? Bo wiesz, znaczy nie wiesz, ale ja idę do sklepu... Może chciałbyś iść ze mną? Mógłbyś później wpaść na herbatkę - powiedziałam pospiesznie, przypominając sobie o czekającej w domu gorącej wodzie. Chociaż, i tak nie zdążę wrócić do domu za nim wystygnie.

- Jasne. Ale poczekaj, masz tu coś - odpowiedział, podchodząc do mojego lewego boku.

Chciałam się zapytać co to, ale nie zdążyłam, bo poczułam nagłe, dosyć mocne pchnięcie, a ja zaczęłam spadać. Wydałam z siebie mimowolny krzyk. Z głośnym pluskiem moje ciało zatopiło się w zimnej, orzeźwiającej wodzie. Dopiero teraz skojarzyłam, że staliśmy obok rzeki. Na moje szczęście nurt nie był na tyle silny, aby mnie porwać. Po chwili uderzania łapami o taflę wody, udało mi się wydostać. Zaczerpnęłam głośno powietrza. Spojrzałam na basiora, który już od dłuższej chwili zanosił się od śmiechu. Wbiłam w niego mordercze spojrzenie i przysunęłam się jeszcze trochę. Otrzepałam się, ochlapując przy tym obficie rozbawionego basiora. Muszę przyznać, że coraz mniej lubię być mokra.




(Pisała Shira)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz