Myśl o tym, że ktoś nas śledził była przerażająca, ale możliwa. Jeśli jesteśmy obserwowani, pewnie niedługo coś może nas niemile zaskoczyć.
- Potrzymam wartę - zaproponowałem. - Później się zmienimy.
Gemini kiwnęła zmęczona głową i położyła się obok mnie. Zerknąłem na Jeżynka i Kamyka. Znałem ich krótko, nawet nie jesteśmy jednym gatunkiem, ale w pewien sposób przywiązałem się do nich i nie chciałem, aby gryfom stała się krzywda. Jeżeli Erato za tym wszystkim stoi, to mnie popamięta. Faktem jest, że nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby z nią ponownego spotkania. Sam się tego obawiam. Ale brutalny atak na gryfy nie może jej ujść na sucho.
Za dużo o tym myślę. Może to wcale nie ona? Istnieje możliwość, że to jacyś łowcy stoją za tym wszystkim, a my po prostu zakładamy najgorsze. Machnąłem niezadowolony ogonem. Dlaczego zawsze nas to spotyka? Zerknąłem na Gemini. Słodko spała. Jej boki podnosiły się w miarowym oddechu. Uśmiechnąłem się delikatnie. Ostatnio wyszliśmy z tego cało, teraz nam też się uda.
Wadera obudziła się jakiś czas potem sama. Nie miałem serca wyrywać jej ze snu. Wyglądała na bardzo zmęczoną. Teraz do jej oczu wrócił blask.
- Zastąpić Cię? - zapytała, jednocześnie wstając i przeciągając się w miejscu.
- Jeśli chcesz - powiedziałem. Nie dałem jednak rady powstrzymać ziewnięcia. Gemini usiadła obok mnie. Domyśliłem się, że jest to zachęta, bym trochę odpoczął. Nie kłóciłem się, a jedynie zwinąłem się w kulkę i zasnąłem. Nie śniło mi się jednak nic szczególnego. Czułem jedynie ciemność, niepewność i strach.
Po niespokojnej nocy obudziły mnie promienie światła. Gemini dalej leżała obok mnie.
- Witaj - przywitałem się z waderą. Wstałem i przeciągnąłem się.
- Dzień dobry - odpowiedziała wadera. - Jak się spało?
- Miewałem lepsze noce - wymamrotałem. Nie zdążyłem zapytać o jej samopoczucie, bo podbiegli do nas zaaferowani Jeżynek i Kamyk. Nim się spostrzegłem, mniejszy gryf wylądował mi na głowie. Nie miałem siły go strącać.
- Co się dzieje? - zapytała Gemini, zerkając na przestraszonego Jeżynka.
Ten zaskrzeczał głośno i pobiegł w stronę zarośli. Nie mieliśmy wyboru - pobiegliśmy za nim. Miałem ograniczone pole widzenia, bo młodszy gryf czasem zasłaniał mi oczy skrzydłami czy ogonem.
Po chwili szaleńczego galopu zatrzymaliśmy się przed wejściem do jakiejś piwnicy. Przed nami ukazały się kamienne schody, które prowadziły w ciemność. Czułem, jak jeży mi się futro na karku, widząc porozrzucane przed wejściem pióra. Jeżynek skrzeczał zrozpaczony. Kamyk skulił się na mojej głowie.
- Jesteście pewni? - Obawiałem się odpowiedzi "tak". Miejsce wyglądało przerażająco.
Gryf pokiwał powoli głową i położył pióra po swojej głowie. Postawiłem pierwszy niepewny krok na kamiennej trasie prowadzącej w dół. Po bokach zapaliły się pochodnie. Już wiedzą. Nie ma odwrotu.
<Gemini?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz