Mój kruk wrócił do sierocińca wcześnie rano. Powiedział mi, że w nocy obleciał całą wielką watahę. No i że znalazł kilka miejsc, w które koniecznie musi mnie zabrać w najbliższym czasie. Najlepiej teraz.
No i poszedłem, bo co innego miałem mieć do roboty? A Royce obiecał, że znajdzie mi coś fajnego do roboty podczas tego zwiedzania. Zwykle nie odchodziłem zbyt daleko od centrum watahy swojego kochaniutkiego miejsca do spania. Eiele bym dał za jakiś miękki kocyk...
Zdecydowałem się, że na spacerku poszukam jakiegoś miejsca do urządzenia się, gdy już osiągnę odpowiedni wiek, tak jak jakiś czas temu truł mi ten ptak, o czym stwierdziłem, że mu powiem. A on uznał, że to wspaniały pomysł i w sumie to, czemu nie? Z tym że postanowił, że jaskiniom przyjrzymy się trochę później.
Po szybkim napiciu się wody wyszedłem razem z nim z jaskini sierocińca. Ciepłe promienie słoneczne i chłodny wietrzyk wywołały uśmiech na moim pyszczku. Cudna pogoda. Taka mogłaby być zawsze. Nie za gorąco, nie za zimno, za to ciepło i da się oddychać bez dyszenia i jednocześnie nie zgrzyta się zębami przy każdym wdechu. Po prostu rewelacja.
- Gdzie idziemy najpierw?- zagadałem wesoło, machając ogonem. Kruk zniżył lot i za chwilę przysiadł na ziemi. Zatrzymałem się, żeby go nie zdeptać.
- Właściwie, to mam dla ciebie zadanie bojowe- odparł na tyle cicho, że musiałem się schylić, żeby nie zgubić tego zdania między szmerem liści a wiatrem. Przez jego ton i dobór słów, od razu wychwyciłem potencjalnie fajną, nową zabawę.
- Tak kapitanie! Co to za zadanie bojowe?
Royce, najwyraźniej zadowolony, że się wkręciłem, kontynuował:
- Jesteś gotowy stawić czoła nowemu wyzwaniu i uratować watahę przed... niegodziwymi najeźdźcami i tym samym zostać jej obrońcą?
- Oczywiście, że tak!- Zerwałem się na równe łapy.- Co mam zrobić, szefie?
Royce zakrakał radośnie i zatrzepotał skrzydłami.
- Musisz dostarczyć ten oto...- Rozejrzał się i po chwili przesunął skrzydłem średniej wielkości patyk w moją stronę.-... arcyważny list z zaszyfrowaną wiadomością do Alphy, żeby mogła wiedzieć, że ma spodziewać się przestępców. W liście znajduje się jeszcze jedna informacja, ale dowiesz się, jaka gdy już osiągniemy cel podróży. Jesteś gotowy na tę niebezpieczną wędrówkę? Tylko musisz uważać, żeby bandyci nie dorwali cię po drodze!
- Jestem! I spoko, nikt mnie nie dorwie. Najwyżej zostaniesz moją tarczą- zażartowałem.
- A dasz radę temu wyzwaniu? To nie rozrywka dla szczeniaków, wiesz?- odgryzł się.
- Sam jesteś szczeniak, ty ćwirze- prychnąłem ze śmiechem.- Kiedy zaczynamy?- Chwyciłem „arcyważny list do Alphy" między zęby. Zastanawiałem się, gdzie tak naprawdę mieliśmy pójść. Dawno nie bawiłem się w takie zabawy. A już szczególnie nie zapuszczałem się dalej w tych terenach. Nie bardzo czułem taką potrzebę.
- Teraz. Oczywiście, jeśli się nie boisz.
- Chyba ty się boisz!
Pobiegłem za nim, kiedy tylko wzbił się w powietrze. Z tymi swoimi śmiesznymi skrzydełkami był szybszy niż ja, więc musiałem się nieźle wysilić, żeby go nie zgubić, jednocześnie patrząc pod łapy i nie wywracając się. Było to szczególnie trudne, kiedy musiało się przy okazji rozglądać, czy przypadkiem żaden przestępca nie ma cię na oku.
- Zwolnij, zaraz się zatrzymujemy!- zawołał z góry, zataczając koło nade mną.- Lepiej dla ciebie będzie, jeśli przed Alphą będziesz czysty, a nie wytarzany w ziemi przez swoje wywrotki.
Chciałem szybko odpowiedzieć, ale wypuściłbym patyk, który był kluczem tej zabawy, więc zrezygnowałem no i zwolniłem, a już niecałą chwilkę potem totalnie się zatrzymałem. Wypuściłem patyk i usiadłem obok niego. Zrezygnowałem z odpowiedzi na wcześniejszą dogryzkę i postanowiłem dopytać o kilka spraw.
- To, komu zanieść ten patyk? I co to za sekretna wiadomość?- W tej zabawie chyba ta właśnie zaszyfrowana wiadomość w niby-liście-ale-jednak-patyku ciekawiła mnie najbardziej. Oprócz tego przydałoby się wiedzieć, dokąd idziemy.
- Zobaczysz w swoim czasie. Zrobimy krótką przerwę, a potem pójdziemy dalej.
Kruk podleciał do drzewa, po czym wszedł do dziury w pniu. Wstałem i podszedłem bliżej.
- Co robisz?- Kiedy nie odpowiadał przez dłuższą chwilę, podniosłem łapę i podrapałem korę.
- Nie skrob drzewa, Noe. Tu w środku jest kilka razy głośniej. Zaraz wyjdę.
- Jak wyjdziesz teraz, to nie będzie kilka razy głośniej- rzuciłem pierwsze, co przyszło mi do głowy i znowu przejechałem pazurami po drzewie.
- Noe, litości!
Spojrzałem nienawistnie na wredną konstrukcję z gałązek i liści.
- Roooyce, chodź na dóół- jęknąłem przeciągle i położyłem się pod drzewem. I leżałem tak dobre parę długich chwil.
Nagle coś brzdęknęło obok mnie. Odwróciłem uwagę od drzewa i spojrzałem za siebie, kiedy coś spadło z drzewa i zabrzęczało. Podszedłem do tego. Trąciłem materiał łapą. Wysypało się z tego kilka złotych kółek.
- To są coins. Kupisz sobie coś na targach.
- Gdzie?
- Zobaczysz.- Sfrunął z drzewa i przystanął na woreczku.- Mam nadzieję, że pilnujesz tego listu, bo zaraz ci się przyda.
Odwróciłem się, żeby zgarnąć patyk z ziemi, ale gdy tylko przekręciłem głowę, wyprostowałem się jak struna, która zdawało się, że może w każdej chwili pęknąć.
Pewna szara wadera właśnie szła sobie obok wielkiego smoczyska w moim kierunku. Cofnąłem się nieznacznie do Royce'a mając już gdzieś tę całą zabawę w listonosza.
Okay, to wielkie coś ma mnie na gryza. Uciekać, czy nie wykonywać gwałtownych ruchów?
- Tak jak mówiłem, spotkasz się z Alphą. Idziecie na targi. Super, prawda?- Zaświergotało wesoło czarne ptaszysko, po czym poleciało przywitać Panią Alphę.
Ostatni raz uwierzyłem w to głupie „zadanie bojowe".
Dobra, kruczku... Tak chcesz się bawić?
Wziąłem głęboki oddech i starałem się nie cofnąć, kiedy cała trójka była coraz bliżej mnie. Wymusiłem na sobie przyjazny uśmiech.
Podstępna gnida - jeden, Noe - zero. Ale jeszcze wyrównam ten wynik.
<Lia? Udław się>