28.08.2019

*Od Shiry CD Tenshi "zabawa w hodowanie" #3

- W sumie to bardzo chętnie będę pracować razem z tobą - odpowiedziałam, uśmiechając się i jakby ośmielając.
- Noo, więc za mną! - powiedziała i ruszyła prawdopodobnie w stronę tej "jaskini hodowlanej".
Razem z Raylą udałyśmy się tuż za nią. Przez jakiś czas wpatrywałam się w jej kołysający w takt kroku ogon i słuchałam odgłosu łap. Po chwili wahania, zrównałam krok z waderą. Tygrysica została w tyle, widocznie nie przeszkadzało jej to. Nim się obejrzałam, znalazłyśmy się przed jaskinią. Dla mnie nawet lepiej, że byłyśmy tak blisko, bo i tak byłam zmęczona po łażeniu po całych terenach.
- Zapraszam! - powiedziała wadera, wchodząc do jaskini.
Przekraczając próg przeszło mi przez myśl, że Rayla mogłaby wypłoszyć stąd niektóre zwierzątka, a nawet je pozjadać. Nieee. Przecież nie zrobiłaby tego, prawda? Jak nie, nie okłamuj się. Gdy weszłam wgłąb jaskini, nie zdążyłam się rozejrzeć, a już kilka, a może nawet kilkanaście najróżniejszych zwierzątek otoczyło lub obsiadło mnie. No tak, tutaj wszyscy mnie lubią, a na zewnątrz nic nie chciało się pokazać. No, ale i tak mam wrażenie że zwierzęta wyczuwają ode mnie żywioł natury. Albo wszystkie do mnie ciągną, tak po prostu.
Zachichotałam cicho, kiedy coś siedzącego mi na głowie, połaskotało mnie ogonem w nos. Jednak udało mi się dostrzec kogoś, kto przykuł moją uwagę. Był to szaro-kremowy smok, trzymający się blisko... Właśnie, nie zapytałam jej o imię!
- Właściwie, to jak masz na imię? - zapytałam, starając się nie zrzucić z siebie żadnego stworzonka.


<Tenshi?>

25.08.2019

Od Kennego do kogoś

Podróżowałem szukając jakiegoś miejsca, gdzie w spokoju mógłbym opisać ostatnie dni. Spotkałem wiele ciekawych zwierząt, widziałem piękne kwiaty oraz wspaniałe miejsca. Byłem już trochę zmęczony i wyglądało na to że mój towarzysz Haku również miał dość, mimo tego że już od kilku godzin siedział na moim grzbiecie. W pewnym momencie zauważyłem kogoś. Podbiegłem, do jak się okazało, wadery.
- Wiesz może gdzie tutaj jest jakieś bezpieczne i spokojne miejsce? - zapytałem
Ta nie odwracając się odpowiedziała, że w pobliżu znajduje się wataha. Podziękowałem jej i odbiegłem w stronę którą pokazała nieznajoma. Nie zajęło to nawet kilku minut i już znalazłem się na terenach watahy. Tak przynajmniej wywnioskowałem kiedy zostałem zaatakowany przez waderę z niedowagą. Zapytany co tu robię, odpowiedziałem, że szukam watahy. Ta z uśmiechem zaproponowała, że zaprowadzi mnie do alfy.
- Nazywam się Vi i jestem tutejszym szamanem - uśmiechnęła się przed tym jak zostawiła mnie przed jaskinią. Zostałem przyjęty i jedyne co mi na tą chwilę pozostało to znaleźć jakieś miejsce gdzie będę mieszkał. Nie mając nic innego do robienia ruszyłem na poszukiwania. Bardzo pomógł mi Haku, który latał do stworzeń i pytał się czy nie ma w pobliżu jakiejś niezamieszkałej jaskini. Jak się okazało to był mój szczęśliwy dzień bo właśnie z jakiejś wyprowadzała się para niedźwiedzi. Skorzystałem z tej okazji i zabezpieczyłem tereny dookoła jaskini magią po czym zostało tylko się wprowadzić. Kiedy tam wszedłem okazało się, że jaskinia wewnątrz jest piękna i umeblowana. Do jednej z półek włożyłem swoje dzienniki oraz szkicownik. Moja siostra kochała go podkradać i oglądać moje bazgroły. Uważała, że mam wielki talent i że nie powinienem go marnować. Będę za nią tęsknić. Widząc, że Haku ułożył się wygodnie na łóżku wyszedłem na zewnątrz. Nie chciałem go budzić. Jak się obudzi to przyjdzie, a teraz niech odpoczywa. Chciałem rozejrzeć się trochę po okolicy. Do tego nie potrzebowałem mojego towarzysza. Udałem się więc przed siebie. Jedyne na co natrafiłem to wielka skała na środku niczego. Muszę tu przyjść o zachodzie słońca z moim szkicownikiem i Haku! Nagle usłyszałem szelest i po zmienieniu się w małego smoka wskoczyłem na skałę. Z miejsca z którego przed chwilą usłyszałem szelest wyszedł wilk.
< Ktoś chętny?>

Nowy basior! Kenny


Właściciel: Mika913
Imię: Kenny
Wiek: 4 lata
Płeć: basior
Żywioł: Czas, natura, magia, iluzja
Stanowisko: Mag
Cechy fizyczne: Kenny jest przeciętnego wzrostu basiorem. Nie jest zbyt silny, jednak nadrabia to swoją szybkością, zwinnością i wytrzymałością.
Cechy charakteru: Kenny jest bardzo ciekawski. Uwielbia obserwować i zapisywać wszystko w swoim notatniku. Jest przyjaźnie nastawiony do wszystkich i rzadko kiedy można zobaczyć go zdenerwowanego. Emocji woli nie pokazywać nikomu, nie ważne jak mocno by cierpiał (nie zawsze mu się to udaje).
Cechy szczególne: Błękitne oczy bez źrenic, kolczyk w uchu oraz rogi.
Lubi: Ciszę, spokój i zwierzęta.
Nie lubi: Kłótni, hałasu i rozkazów
Boi się: Burzy
Moce: 
- Potrafi zamienić się w stworzenia (i zwierzęta) które już kiedyś widział
- Magia - był uczniem pewnego maga. Nie jest najlepszy w rzucaniu zaklęć i dalej się uczy.
- Potrafi na dłuższą chwilę zatrzymać czas.
- Kiedy się skupi jest możliwość, że zobaczy niedaleką przyszłość.
- Iluzja
Historia: Podczas jego narodzin zmarła jego matka. Wychowywał ich ojciec co nie było łatwym zadaniem. Szczególnie, że była ich czwórka. Pewnego dnia ojciec został wezwany na służbę, gdyż wilki z sąsiedniej watahy postanowiły zaatakować. Nie chcąc zostawiać dzieci samych poprosił o pomoc zaprzyjaźnionego maga, który mieszkał w lesie niedaleko. Jak się okazało Kenny zamiast bawić się ze swoim rodzeństwem wolał obserwować poczynania maga i tedy też odkryli jeden z jego talentów. Mag ten przygarnął go pod swoje skrzydła i nauczał. Kiedy ojciec wrócił zakazał młodemu wilkowi uczyć się magi. Uważał, że jest ona niebezpieczna i że Kenny sobie z nią nie poradzi. Jednak zmieniło się to gdy jego starsza siostra zachorowała i nikt nie umiał jej pomóc, a Kenny pokazał czego się nauczył i uratował jej życie. Wtedy to też uznano, że basior jest gotowy i może opuścić watahę w celu odkrycia własnego przeznaczenia.
Zauroczenie: Brak
Głos: The Hoosiers - Everything Goes Dark 
Partner: Brak
Szczeniaki: Brak
Rodzina: Mamy zmarła przy jego porodzie. Wychowywał się z trójką rodzeństwa - braćmi Kurtem i Jeremim oraz siostrą Aiom.
Jaskinia: Link
Medalion: Link
Towarzysz: Haku
Inne zdjęcia: -
Przedmioty kupione w sklepie: brak
Dodatkowe informacje: Kenny na ogonie nosi bandaż. Nie dlatego, że jest ranny. Jest to bardzo ważna pamiątka dla niego.
Umiejętności:
Siła: 90
Zręczność: 115
Wiedza: 122
Spryt: 122
Zwinność: 117
Szybkość: 118
Mana: 116

22.08.2019

Od Lii do Noego

W sumie nie spodziewałam się kogokolwiek zobaczyć. O tej porze albo wszyscy robili swoje, albo unikali światła słonecznego, albo w sumie nie wiem co można robić o tej porze, ale na pewno nie być akurat tutaj.
- Heej, co tam? - spytałam, gdy czarny ptak wylądował na głowie Crystal, która zamiast coś powiedzieć, tylko prychnęła niezadowolona w jego kierunku, unosząc gorące powietrze do góry.
- Postanowiliśmy z Noe, że przyłączymy się no wycieczki targowej - powiedziała czarna kupka piór, która już zdążyła się wygodnie ulokować na głowie białego gada.
- hmm? Szybka decyzja, skoro dopiero co tutaj doszłyśmy - spojrzałam w górę na ptaka który wydawał się zadowolony ze swojej pomysłowości, czy też tego że ma darmowy przewóz. Mój wzrok powędrował na szczeniaka o podobnych kolorach co jego towarzysz, po czym przebył krótką drogę w tył na woreczek, z którego wystawały złote monety. Westchnęłam zamykając oczy, po czym przeszłam obok szczeniaka
- Choć młody, o tej porze powinni mieć jeszcze jakie dobre towary. Potem same śmieci zostaną, z których nic nie będziesz mógł wygrzebać - uśmiechnęłam się sama do siebie. Może znajdę coś godnego uwagi. W sumie szłam tam ze względu na chęć posiadania w jaskini dodatkowych osób do gadania, a że lubiłam koty, to miałam nadzieję że właśnie tam na coś trafię. W sumie powinnam coś brać z tych wyłapywanych a nie od hodowców, gdyż te hodowlane zazwyczaj mają się dobrze.... wyłapywane już nieco mniej. Odwróciłam się, by upewnić się że szczeniak idzie za mną. Był tam, i patrzył nienawistnie na wygodnie usadowionego ptaka, który albo specjalnie go ignorował, albo nie zdawał sobie sprawy że młody wypalał mu właśnie dziurę w ciele.

< Noe? nie umiem opisywać podróży>

Od Tenshi do Shiry

Grzyby są dobre na wszystko. Chodzi mi tu o te takie grzybki na cienkich nogach z paskami pod kapeluszem. Zerknęłam za siebie, gdy jakiś głos postanowił mi przeszkodzić w wyłączeniu się od świata i nie myśleniu.
- Ee, cześć. Wiesz może kto tu jest hodowcą zwierząt? Potrzebuję jej...  - pytanie było zadane tak z dupy, więc nie za bardzo wiedziałam kto je wypowiedział. Po głosie też jakoś nie mogłam rozpoznać. Odwróciłam się, a przede mną stała biała wadera i duży kotek. Bardzo duży kotek.
- Skąd wiesz że to ona, może hodowcą jest stary zboczeniec po 14'stce. - Mruknęłam przypatrując się obcym. Pachnieli normalnie, jak wataha. Nic szczególnego mogłabym powiedzieć. Widząc ich nie pewne miny westchnęłam przeciągle i odłożyłam grzyby gdyż przeszkadzały mi w mówieniu, po czym odgryzłam jakiś liść by razem z przegryzioną jego resztką jak i sokiem pomieszanym z właściwościami grzyba wypluć go potem na trawę - Mnie szukacie. O co chodzi?
- Jestem nowa w hodowli i potrzebuję nieco gatunków... - powiedziała lustrując mnie wzrokiem.
- Ech... tak, tak i potem pewnie znikniesz jak pozostali. No dobra... potrzebujesz czegoś konkretnego? - Wydałam z siebie odgłos podobny do wołania psa, po czym z krzewów i traw wyleciało kilka puszystych kulek ze skrzydełkami które za dobre osiedliły się w jaskini hodowlanej i uwielbiały się przylepiać do innych. Po prośbie, by zabrały zerwane grzyby do jaskini (nie mojej oczywiście bo w tej akurat nie spędzam dużo czasu) wadera znowu zajęła moją uwagę.
- Nie koniecznie, najpierw chciałabym sprawdzić jakie są gatunki i ile ich jest - powiedziała podążając za mną.
- Jest ich sporo, jednak z racji iż jestem tylko ja, hodowla idzie powoli, chociaż mam więcej czasu na namysł.
- Ok, i jeszcze jedno pytanie jak na razie
- No, mów
- Pracujemy razem czy osobno?
- Jak ci wygodniej. Z resztą robiliśmy wszystko w jaskini do której właśnie idziemy, więc tam jest wszystko. Potrzebne rzeczy, wygodne miejsca i tp, tak samo jak wszystkie zapiski z poprzednich hodowli. Jak nie jest ci to potrzebne to zawsze możesz szukać jakiejś innej jaskini, np jakiejś porzuconej czy coś...

<Shira?>

21.08.2019

Od Vi cd Cyan


Kiedy wilk powiedział, że to w krzakach to nie był on zaczął mnie na nowo ogarniać strach. Zaczęłam się zastanawiać co to mogło być. Nagle znikąd pojawiło się pełno głosów.
- Może to był królik... Wiewiór...Niedźwiedź!... Demon? - wymieniały ciągle
- Przecież wtedy mój klon by coś znalazł! - krzyknęłam by je uciszyć, co poskutkowało tylko ich nagłośnieniem.
- S-swoją drogą, jestem Cyan. - powiedział, dzięki czemu udało mi się skupić uwagę na nim i wszystkie szepty które słyszałam umilkły. Na całe szczęście! Czasami są nie do wytrzymania. Spojrzałam ponownie na basiora i uśmiechnęłam się.
- Jestem Vi. I nie przejmuj się jaskinią. Najważniejsze jest w środku. A i mam radę. Nie śledź w nocy nikogo, bo źle się to może skończyć - zaśmiałam się.
Widać było, że Cyan trochę się rozluźnił. Robiło się coraz jaśniej i wpadłam na pewien pomysł. Ruszyłam do miejsca w którym kilka minut wcześniej słyszałam ten szelest. Znaczy... taką miałam nadzieję. Wszystkie krzaki wyglądają tak samo... Idąc odruchowo spojrzałam w tył i zobaczyłam, że basior kroczył za mną. Wyglądał jakby chciał się czegoś zapytać, ale szuka odpowiednich słów.
- Idę sprawdzić czy to coś co tam było zostawiło za sobą jakieś ślady.
Wilk spojrzał na mnie i pokiwał głową na znak, że zrozumiał. Kiedy dotarliśmy... chyba na miejsce zaczęłam się rozglądać. Szukałam na drodze, na drzewie. Musiałam wyglądać dziwnie wchodząc do krzaków, ale wiodłam nudne życie... na chwilę obecną. A to coś mogło być ciekawą zagadką do rozwiązania. Może się także okazać, że odkryjemy jakiś nowy gatunek!
- Albo zginiecie.
- Dzięki - mruknęłam
- Co? - zapytał Cyan o którym zapomniałam.
- Em... mówiłam tylko, że nic nie znalazłam.
- Ja znalazłem jakiś symbol ułożony z kamieni.
Podeszłam by zobaczyć jego znalezisko. Symbol wyglądał jak V z kreską nad nim. W sumie jak Y. Do końca nie można było stwierdzić. Uhu. Nigdy nie widziałam takiego czegoś. Kiedy zapytałam wilka o to, również odpowiedział że nie wie co on oznacza. Ale wiedziałam na pewno Cyan jest lepszy w szukaniu śladów na miejscu zbrodni... i że nie jest to głupie zwierze. Czyli wiewiórka odpada! Chyba, że wiedźma. Dobra niedobór snu nie jest dla mnie dobry. Spróbowałam go narysować na ziemi i sprawdzić czy jakoś zadziała, ale nie. Nic się nie stało. Postanowiłam więc poszukać w mojej księdze czegoś takiego. Odwróciłam się do basiora i powiedziałam:
- Idę teraz do swojej jaskini poszukać tego symbolu i przygotować się na podróż. Jeśli chcesz poszukać tego czegoś to przyjdź pod jaskinię kiedy będzie się ściemniać.
Poczekałam jeszcze chwilę i udałam się do domu. Wyciągnęłam księgi ze znakami, symbolami, zaklęciami i słowniki. Mogło się przecież okazać, że to jakaś litera. Wzięłam więc pierwszą z nich. I zaczęłam przerzucać kartki i sprawdzać każde zdjęcie, czy nie przypomina chodziarz trochę tego co znaleźliśmy na drodze. Po nieudanym przeszukiwaniu pierwszej książki zabrałam się za drugą. Potem trzecią. Aż w końcu przeszukałam wszystkie. Każdą stronę sprawdzałam po kilka razy. Nic nie znalazłam. Posprzątałam bajzel, który za sobą zostawiłam i podeszłam do półki. Trzeba przygotować parę drobnych rzeczy na podróż. Założyłam srebrną i złotą bransoletę na lewą łapę. Schowałam trochę soli do torby, fiolek z różnymi substancjami, bandaże na wszelki wypadek, wodę święconą (nie pytajcie skąd ją mam) i trochę jedzenia. Powtórzyłam jeszcze parę "zaklęć" które mogły się przydać. Wiedząc, że mam jeszcze bardzo dużo czasu udałam się nad jezioro. Od dłuższego czasu codziennie ćwiczyłam iluzję. Szło mi coraz lepiej i coraz dłużej mogłam ją utrzymywać. Wyobraziłam sobie, że dookoła mnie jest pełno kwiatów i zwierząt. Było tak spokojnie, że oczy same mi się kleiły. Położyłam się na trawie i przymknęłam na chwilę oczy... tak mi się przynajmniej wydawało, bo kiedy się obudziłam zaczynało się ściemniać. Nie chciałam by Cyan na mnie czekał. Biegiem udałam się na miejsce spotkania. Zastałam tam basiora.
- Jesteś pewien, że chcesz iść? - zapytałam podchodząc bliżej. - może być niebezpiecznie.
Odwróciłam się pokazując, że jestem gotowa do drogi i powoli ruszyłam przed siebie. Bałam się tej przygody a zarazem byłam bardzo szczęśliwa i nią mogłam się doczekać jej początku.
- Ostatnia szansa na wycofanie się.

<Cyan?>

20.08.2019

Od Cyana CD Vi


To chyba najgorsze pierwsze wrażenie, jakie kiedykolwiek zrobiłem. A złych wrażeń robiłem, niestety, wiele. Jednak żadne z nich nigdy nie zawierało słów "nie zabijaj mnie, proszę" skierowanych w moją stronę. Prędzej to ja prosiłem innych o litość. To było dla mnie całkowicie nowe doświadczenie i zdecydowanie mi się nie podobało.
-
Zaczęło się od tego, że nie mogłem spać. Nie licząc, że i tak rzadko sypiam, ta noc była dla mnie wyjątkowo niełaskawa. Kilka duchów, znudzonych moim brakiem reakcji na ich zaczepki, urządziło sobie bardzo głośną i emocjonalną rozmowę tuż nad moim łbem. Nawet nie próbowałem ich uciszyć. Nigdy nie udawało mi się zmusić zjaw do czegokolwiek, a w szczególności do zamknięcia się. Głowa coraz bardziej mnie bolała od nadmiaru głosów i krzyków, i zaczynało mi dzwonić w uszach, co tylko pogarszało hałas. Dlaczego zawsze takie sytuacje muszą dziać się przy mnie? Dlaczego duchy po prostu sobie nie pójdą porozmawiać gdzieś w prywatności? Postanowiłem opuścić to niezbyt przyjemne towarzystwo i udać się na krótki spacer, chociaż kilka umarłych i tak powlokło się za mną, nadal próbując coś do mnie mówić. Przy odrobinie szczęścia może odeśpię tę noc w dzień.
Mijając jedną z jaskiń, na kamiennym zboczu zauważyłem jakąś roślinę. Miała długie, zakręcone liście, które zwisały z kamiennej ściany, a na końcu krótkiej łodygi dojrzałem mały, niebieski kwiatek. Nigdy takiej nie widziałem i chciałem się jej bliżej przyjrzeć, bo w sumie co lepszego miałem do roboty. Flora zawsze była dla mnie ciekawa. A w końcu właściciel jaskini nie będzie miał nic przeciwko, żebym pooglądał trochę kwiatów, prawda? Chcąc obejrzeć roślinę pod lepszym kątem, wdrapałem się na zbocze jaskini. Traf chciał, że zrobiłem to niezwykle nieudolnie i nadepnąłem na zły kamień, który osunął się spod moich łap i z głośnym hukiem wylądował przed wejściem do jaskini.
Serce momentalnie podskoczyło mi do gardła i najszybciej jak umiałem uciekłem z miejsca zdarzenia prosto w pobliskie krzaki. Nie chciałem, żeby ktokolwiek, kto zamieszkiwał jaskinię, był na mnie zły za niszczenie wystroju otoczenia i samowolkę budowlaną. Z wnętrza jaskini wyszła nieznana mi wadera, widoczne przyciągnięta hałasem i musiałem przełknąć ciężką świadomość, że chyba mnie widziała. Po krótkiej chwili wilczyca ruszyła przed siebie, prawdopodobnie również wpadłszy na pomysł nocnej przechadzki lub w celu znalezienia źródła hałasu.
Zrobiło mi się głupio. Pewnie ją obudziłem i przestraszyłem, i wypadałoby co najmniej przeprosić za wyrządzone szkody, tym bardziej, że jeśli faktycznie mnie widziała, mogłaby mnie potem rozpoznać. Ruszyłem za nią, nadal ukryty w krzakach, czekając na odpowiedni moment, by do niej podejść. Ta jednak prowadziła ożywioną konwersację z kimś lub czymś, czego nie widziałem. Nie wiedziałem czy byłoby na miejscu jej przerywać, więc ciągle trzymałem się w ukryciu, nie potrafiąc się zmusić do stawienia jej czoła. W pewnym momencie wydawało mi się, że mnie usłyszała. Wilczyca zatrzymała się nagle i zaczęła rozglądać, po czym wysłała w krzaki coś, co wyglądało jak druga ona. Momentalnie spanikowałem i ukryłem się w najciemniejszym kącie pobliskiego drzewa. Klon jednak nie ruszył w moim kierunku, a w kompletnie innym. Czyżby ktoś jeszcze czuł się źle za niszczenie mienia i próbował znaleźć odpowiedni moment na zaczęcie rozmowy? Raczej nie sądzę. Raczej to była jakaś wiewiórka lub zając. Nie zmieniło to faktu, że wadera odbiegła w kierunku swojej jaskini, a ja zostałem sam, wtulony w korzenie drzewa.
"Świetnie ci poszło, stalkerze", usłyszałem gdzieś z tyłu głowy. Tym się nigdy nie znudzi komentowane mojego życia.
Ruszyłem znowu za waderą. Nieznajoma po chwili biegu zwolniła tempo do normalnego chodu i uznałem, że trochę ją wyprzedzę. Zachodzenie od tyłu kogoś, kto i tak już jest zdenerwowany może być niebezpieczne z więcej niż jednej przyczyny.
Kiedy wyszedłem na przeciw wilczycy, ta zatrzymała się nagle i wyglądała, jakby właśnie zobaczyła najbardziej przerażającą rzecz.
- Nie zabijaj mnie, proszę... - wydusiła z siebie cała przerażona.
Stanąłem jak wryty. O nie. O nie, nie, nie, nienienie, powinienem był poczekać aż nastanie ranek i dopiero z nią porozmawiać. Spuściłem wzrok, czując jak zaczyna ogarniać mnie panika. Jestem takim idiotą.
- J-ja nie chcę cię skrzywdzić... - wydukałem cicho, kładąc po sobie uszy i kuląc ogon. W ogóle praktycznie cały się skuliłem, chcąc wyglądać jak jak najmniejsze zagrożenie. - Przepraszam, że cię wystraszyłem..
Zrobiłem kilka niepewnych kroków w tył, nadal wbijając wzrok w ziemię. Co ja w ogóle myślałem? Łazić po nocach za nieznajomą waderą? Każdy normalny uznałby to za co najmniej niepokojące.
- Strąciłem kamień ze zbocza twojej jaskini i chciałem cię przeprosić, ale ty byłaś zajęta jakąś rozmową, i nie wiedziałem czy mogę cię zaczepić, i potem szedłem za tobą w krzakach, i prawdopodobnie teraz myślisz, że cię śledziłem, ale ja po prostu chciałem... przeprosić cię... za hałas... - z mojego pyska polał się potok słów. Z każdym wyrazem mówiłem coraz ciszej i mniej wyraźnie, nadal się cofając. Nie wiedziałem czy wadera była w stanie w ogóle zrozumieć końcówkę mojej wypowiedzi.
Zaryzykowałem spojrzenie na nieznajomą. Ta patrzyła na mnie szeroko otwartymi ślepiami. Dopiero teraz zauważyłam, że były całkowicie czarne i sączyła się z niej substancja, przypominająca krew. Wadera wyglądała też na niedożywioną.
- Czyli to ty byłeś tą postacią, uciekającą spod mojej jaskini? - spytała mnie. Na szczęście nie usłyszałem w jej głosie wrogości. Bardziej niepewność.
Pokiwałem łbem na tak. Nie było co kłamać. Prawda i tak kiedyś wyszłaby na jaw, a nawet gdyby nie wyszła to źle bym się z tym czuł. Poza tym, przecież i tak już się przyznałem.
- I to ciebie słyszałam w krzakach podczas mojego spaceru...?
Spodziewałem się tego pytania. Niestety odpowiedź na nie wymagała użycia słów.
- Nie - powiedziałem cicho. - Znaczy, szedłem za tobą, ale ty posłałaś swojego... chyba klona... w zupełnie innym kierunku, niż gdzie ja byłem.
Wilczyca wyglądała, jakby przez chwilę się zastanawiała.
- Wiem, ale w takim razie, co to było? - powiedziała nagle, jakby do kogoś innego. Nie mógł to być żaden duch, bo wtedy bym go raczej widział. - Przecież wtedy mój klon by coś znalazł! - dodała po chwili, jakby po wysłuchaniu odpowiedzi kogokolwiek, z kim rozmawiała.
Panika powoli ze mnie schodziła. Wadera nie wyglądała, jakby miała mi cokolwiek za złe. A przynajmniej na chwilę obecną tak nie wyglądała.
- S-swoją drogą, jestem Cyan. - wymusiłem na sobie słaby uśmiech, chcąc może jakoś zaprzyjaźnić się z nieznajomą. Nie jestem mistrzem zawierania nowych znajomości, ale spróbować zawsze można.
Moja nagła wypowiedź znów skierowała jej uwagę znów na mnie. W razie, gdyby jednak miała mi cokolwiek za złe, byłem gotowy do natychmiastowej ucieczki.

< Vi? >

Od Cyana CD Stormy


W duchu dziękowałem wszystkim bóstwom, których imiona na tę chwilę pamiętałem, że napotkana wadera nie tylko okazała się być członkinią poszukiwanej przeze mnie watahy, ale też była niezwykle miła. Chociaż moje standardy na bycie miłym są dość niskie. A nie codziennie spotykałem kogoś, kto przy pierwszej interakcji by nie nakazał mi mówić głośniej, powtórzyć co przed chwilą powiedziałem lub pospieszyć się z odpowiedzią.
Wilczyca, Stormy, była trochę większa ode mnie, ale wyraźnie młodsza. Była smukła i miała szarą sierść z niebieskimi akcentami na pysku, łapach i.. skrzydłach. Nauczyłem się nie kwestionować wyglądu niektórych stworzeń, które napotykałem, ale skrzydła zawsze przyciągały moją uwagę, nie ważne kto był ich właścielem. Może dlatego, że sam marzyłem o larze skrzydeł, szczególnie kiedy byłem młodszy. Często się zastanawiałwm czy wysoko na niebie też są duchy.
"Ładna", skomentował któryś z duchów, co sprowadziło mnie z powrotem na ziemię i na powrót skierowało moją uwagę na wilczycę. A raczej jej ogon, bo ta zdążyła już zrobić kilka kroków przed siebie i wyraźnie czekała, aż i ja się ruszę.
Bez dalszego gadania, poszedłem za waderą. Poruszała się energicznie i praktyczne podskakiwała przy każdym kroku, trzymając głowę wysoko, co mocno kontrastowało z moimi ostrożnymi ruchami i wiecznie spuszczonym łbem.
- Mogę cię zabrać na krótkie zwiedzanie okolicy, zanim znajdziemy do alfy. - wilczyca trochę zwolniła tempo, żeby iść obok mnie, a nie przede mną. - Jeśli chcesz, oczywiście - dodała.
Milczałem przez chwilę. Nie miałem pewności czy zostanę przyjęty. Jakby nie patrzeć, do najmłodszych już nie należałem i na dobrą sprawę nie posiadałem żadnych umiejętności, które mogłyby w jakikolwiek sposób urozmaicić czy ułatwić życie wilków w watasze. Znajomość najbliższych terenów mogłaby być przydatna, gdybym chciał się tu kręcić, zanim pójdę szukać szczęścia gdzieś indziej.
- Byłoby mi miło. - uśmiechnąłem się słabo do Stormy. Gdzieś za jej grzbietem widziałem kilka półprzezroczystych postaci, przyglądających się nam, ale je zignorowałem. Duchy często gapiły się na żyjących.
- Świetnie! - wadera zamachała wesoło ogonem i od razu przyspieszyła tempo tak, że znów byłem trochę za nią.

< Stormy? >

19.08.2019

Od Vi do kogoś


Obudził mnie głośny huk na zewnątrz mojej jaskini. Wyszłam by zobaczyć co to było jednak kiedy znalazłam się przed, jedyne co ujrzałam to uciekająca postać. Nie za bardzo miałam humor na gonienie za nieznajomym, szczególnie że mogło to być jakieś groźne stworzenie. Na dodatek było ciemno, a jedynym źródłem światła był srebrzysty księżyc połyskujący nad drzewami. Wiedząc, że nie dane mi będzie zasnąć postanowiłam się przejść. Trochę głupio, bo ciemności przyciągają wiele wrogo nastawionych zwierząt. Jednakże nie chciałam siedzieć sama jak palec i czekać na świt, a często słyszałam, że las najpiękniejszy jest w nocy. Czas się przekonać. Ruszyłam przed siebie. Na szczęście po drodze dały o sobie znać głosy i dyskutowałam z nimi o tym co mogło się stać gdybym wyszła wcześniej albo co za stworzenie uciekło spod mojego domu. Oczywiście te najmroczniejsze scenariusze były tymi najciekawszymi.
- A co jak był to wielki niedźwiedź z taką raną na pysku i ten huk to jego wcześniejsza ofiara?
Usłyszawszy szelest przystanęłam i rozejrzałam się dookoła. Głosy umilkły i mogłam się skupić na krzakach z których ten dźwięk dobiegał. Wytworzyłam więc swojego klona i posłałam go do krzaków. Okazało się że niczego tam było i pomyślałam ze to tylko moja wyobraźnia płata mi figle o tak późnej porze. Nie chcąc ryzykować stwierdziłam, że dobrym pomysłem będzie zawrócić. Kiedy się odwróciłam i zrobiłam krok poczułam, że ktoś mnie obserwuje.
- Myślę, że powinnaś uciekać - usłyszałam - Na trzy.... raz, dwa...
- Trzy! - dokończyłam wystraszona i zaczęłam biec w stronę jaskini. Ale czego ja się bałam? Zawierałam pakty z demonami, rozmawiałam z duchami, zjawami. Czasami chodziłam do strasznych miejsc tylko, żeby zdobyć składniki do rytuału. Nie będę się bać jakiegoś zwierzęcia z lasu! Zatrzymałam się więc i czekałam. Nic nie nadeszło. Zaczynało się robić coraz jaśniej. Dobrze. Za chwile nastanie ranek i może ktoś mi pomoże... jak będę tego potrzebować. Może się przecież okazać, że była to wiewiórka. A czego nie należy pokazywać dzikim zwierzętom? Strachu! Tak więc spokojnie ruszyłam w stronę domu. Kiedy znajome otoczenie pojawiło się w zasięgu mojego wzroku ucieszona chciałam pobiec i znaleźć się w bezpiecznej strefie, ale kiedy już zamierzałam przyspieszyć przede mną pojawił się wilk. Zatrzymałam się. A co jeśli to on mnie gonił? Strach, który przed chwilą zniknął, powrócił.
- A może to ktoś kto kolekcjonuje czaszki wilków i stwierdził, że twoja będzie pasować na jego półeczce w jaskini? - powiedział jeden z głosów
Spojrzałam jeszcze raz na basiora stojącego przede mną. Jedyne co udało mi się wydusić to:
- Nie zabijaj mnie, proszę...

<Ktoś chętny?>

18.08.2019

Od Shiry CD Rimmon

- Ugh, kolejnego chłopaka se znalazłaś? - burknęła kąśliwie tygrysica, obrzucając Rimmona pogardliwym spojrzeniem.
Przewróciłam oczami i pokiwałam delikatnie głową na boki. I tak dobrze, że nie powiedziała nic więcej.
- Nie słuchaj jej, Rimmon - zwróciłam się do basiora, ale gdy na niego spojrzałam, zobaczyłam że jest raczej delikatnie rozbawiony, aniżeli urażony. Nie najgorzej.
- To co, ruszamy? - zapytał basior, na co ja energicznie pokiwałam głową.
Rayla ruszyła się z miejsca i podeszła bliżej, aby zrównać z nami krok, ocierając przy tym swoim wielkim łbem o moją szyję. O, no proszę, cóż za zmiana charakteru. Czyżby zaczynała być zazdrosna? Idąc, zamyśliłam się, próbując sobie przypomnieć bardziej szczegółowe informacje o tym zwierzu, które to mamy przyprowadzić alfie. Właściwie, po co Lii takie coś? Westchnęłam. Daleka droga przed nami, a my ledwie oddaliliśmy się od mojej jaskini na kilkanaście metrów. A może powinniśmy zabrać coś jeszcze ze sobą?


<Rimmon?>

11.08.2019

Od Rimmona CD Shira

- A nie możemy od razu iść? - powiedziałem - będzie szybciej i będą większe szanse na złapanie tego czegoś
- Ale mój towarzysz...
- Dobra, tylko szybko - przewróciłem oczami
Shira pobiegła w znanym tylko sobie kierunku, a ja nie mając wyjścia podążyłem za nią. Może się okaże że jej towarzysz będzie chociaż jakimś przydatnym drapieżnikiem. Biegliśmy szybko omijając drzewa i skały oraz skręcając tam gdzie trzeba. Niedługo później byliśmy w jakimś nieznanym mi miejscu, gdzie wadera stanęła i się wydarła
-Rayla! Chodź idziemy w małą podróż!
O, czyli jej towarzysz okazał się towarzyszką. Chwilę później moim oczom ukazał się uży tygrys, który był większy nawet ode mnie. Przyznam, że mi to zaimponowało, bo nie często się zdarza, żeby komuś udało się zapanować nad magicznym dzikim kotem. One są bardzo kapryśne. Skąd wiedziałem że magiczny? Ta bestyjka miała czarno-zielone futro, które na pewno nie było czymś normalnym u tygrysów. Tym razem Shira zwróciła się do mnie
- To jest Rayla, Rayla poznaj Rimmona  - Mam nadzieję że sierściuch będzie potrafił coś sobie upolować

Od Vi dc Stormy


Po tym jak wadera odeszła udałam się nad jezioro, jak to wcześniej planowałam. Cisza i spokój pozwoliły mi się zrelaksować i pomyśleć. Nagle usłyszałam szelest i odwróciłam się. Głosy krzyczały bym uważała. Ja tylko chciałam trochę spokoju... Zza krzaków wyszedł czarny kot.
- Witaj Vi - odezwał się
- Nie masz lepszego ciała do opętywania? - zapytałam - Czego chcesz?
- Przyszedłem tylko sprawdzić jak sobie radzisz ze spłacaniem długu - powiedział wskakując na kamień niedaleko mnie. Przez chwilę przyglądał się mnie i uśmiechnął się - Ale widzę, że nawet nie zaczęłaś...
- Spłacę go. Kiedyś. Chcę ci tylko przypomnieć, że to nie mój dług Crowley więc byłabym wdzięczna gdybyś sobie poszedł i nie wracał gdy cię nie wzywam.
Crowley zasyczał i wskoczył do krzaków. Zaczynało się już ściemniać więc postanowiłam udać się do jaskini. Kiedy byłam już na miejscu zauważyłam kilka sakiewek i karteczkę. Przeczytałam napis na niej i uśmiechnęłam się. Pierwszy wilk któremu pomogłam. Wzięłam sakiewki i zaniosłam je do szafki z odpowiednim oznaczeniem. Zmęczona udałam się do łóżka i zasnęłam.

Od Aarona cd. Gemini

Myśl o tym, że ktoś nas śledził była przerażająca, ale możliwa. Jeśli jesteśmy obserwowani, pewnie niedługo coś może nas niemile zaskoczyć.
- Potrzymam wartę - zaproponowałem. - Później się zmienimy.
Gemini kiwnęła zmęczona głową i położyła się obok mnie. Zerknąłem na Jeżynka i Kamyka. Znałem ich krótko, nawet nie jesteśmy jednym gatunkiem, ale w pewien sposób przywiązałem się do nich i nie chciałem, aby gryfom stała się krzywda. Jeżeli Erato za tym wszystkim stoi, to mnie popamięta. Faktem jest, że nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby z nią ponownego spotkania. Sam się tego obawiam. Ale brutalny atak na gryfy nie może jej ujść na sucho.
Za dużo o tym myślę. Może to wcale nie ona? Istnieje możliwość, że to jacyś łowcy stoją za tym wszystkim, a my po prostu zakładamy najgorsze. Machnąłem niezadowolony ogonem. Dlaczego zawsze nas to spotyka? Zerknąłem na Gemini. Słodko spała. Jej boki podnosiły się w miarowym oddechu. Uśmiechnąłem się delikatnie. Ostatnio wyszliśmy z tego cało, teraz nam też się uda.
Wadera obudziła się jakiś czas potem sama. Nie miałem serca wyrywać jej ze snu. Wyglądała na bardzo zmęczoną. Teraz do jej oczu wrócił blask.
- Zastąpić Cię? - zapytała, jednocześnie wstając i przeciągając się w miejscu.
- Jeśli chcesz - powiedziałem. Nie dałem jednak rady powstrzymać ziewnięcia. Gemini usiadła obok mnie. Domyśliłem się, że jest to zachęta, bym trochę odpoczął. Nie kłóciłem się, a jedynie zwinąłem się w kulkę i zasnąłem. Nie śniło mi się jednak nic szczególnego. Czułem jedynie ciemność, niepewność i strach.
Po niespokojnej nocy obudziły mnie promienie światła. Gemini dalej leżała obok mnie.
- Witaj - przywitałem się z waderą. Wstałem i przeciągnąłem się.
- Dzień dobry - odpowiedziała wadera. - Jak się spało?
- Miewałem lepsze noce - wymamrotałem. Nie zdążyłem zapytać o jej samopoczucie, bo podbiegli do nas zaaferowani Jeżynek i Kamyk. Nim się spostrzegłem, mniejszy gryf wylądował mi na głowie. Nie miałem siły go strącać.
- Co się dzieje? - zapytała Gemini, zerkając na przestraszonego Jeżynka.
Ten zaskrzeczał głośno i pobiegł w stronę zarośli. Nie mieliśmy wyboru - pobiegliśmy za nim. Miałem ograniczone pole widzenia, bo młodszy gryf czasem zasłaniał mi oczy skrzydłami czy ogonem.
Po chwili szaleńczego galopu zatrzymaliśmy się przed wejściem do jakiejś piwnicy. Przed nami ukazały się kamienne schody, które prowadziły w ciemność. Czułem, jak jeży mi się futro na karku, widząc porozrzucane przed wejściem pióra. Jeżynek skrzeczał zrozpaczony. Kamyk skulił się na mojej głowie.
- Jesteście pewni? - Obawiałem się odpowiedzi "tak". Miejsce wyglądało przerażająco.
Gryf pokiwał powoli głową i położył pióra po swojej głowie. Postawiłem pierwszy niepewny krok na kamiennej trasie prowadzącej w dół. Po bokach zapaliły się pochodnie. Już wiedzą. Nie ma odwrotu.

<Gemini?>

10.08.2019

Od Shiry CD Rimmon

W końcu udało nam się wyczołgać z tej dziwnej jaskini, a pierwszym co zobaczyłam po wyjściu, to obcy, ciemny basior, trzymający w pysku jakiś papier. Ku mojemu zdziwieniu, po krótkiej chwili rzucił ten papier w moją stronę, po czym szybko przemówił. Przedstawił krótko całą sytuację, podczas gdy ja czytałam zawartość kartki. No, ciekawe muszę przyznać. Mruknęła pod nosem, że w skrócie będę mówić na to aldv, bo to pierwsze litery łacińskiej nazwy. Zaraz potem zwątpiłam w to co powiedziałam, zauważając że dosyć trudno się to wymawia. Później coś wymyślę. Zwróciłam spojrzenie na stojącą obok mnie Vi.
- Chyba będę musiała z nim iść. Wpadnę do ciebie jak wrócimy - powiedziałam pogodnie.
Wadera kiwnęła potakująco głową, po czym pożegnała się i powoli ruszyła w stronę swojego domu. Ok, zostałam sam na sam z tym basiorem. Chyba nie będzie aż tak źle, co? Już chciałam coś powiedzieć, ale nagle przypomniało mi się o Rayli która została w domu. A może weźmiemy ją ze sobą? Bo tak właściwie, to ile nas nie będzie? A nawet jeśli Rayla miałaby zostać, to przecież muszę jej o tym powiedzieć!
- Tooo, kiedy wyruszamy? Bo jeśli już teraz, to muszę o tym powiedzieć mojej towarzyszce, albo zabrać ją ze sobą - oznajmiłam spokojnie, a w mych oczach zabłysnęły radosne iskierki, na myśl swego rodzaju "misji".


<Rimmon?>

Od Seikatsu "Fioletowy odcień światła"

Sam nie wiem dlaczego, ale ta waderka mnie okrutnie bawiła. Wepchnięcie do wody sprawiło mi niemal tak wielką przyjemność jak dokuczanie Heoronowi, który był niezwykle wybuchowym bogiem nienawiści, co na swój sposób dawało mu jeszcze +10 do chęci drażnienia go. Ostatnio można powiedzieć, że hmm... pewne sprawy mają się na tyle dobrze, że jestem przez ostatnie parę dni niezwykle pogodny, co do mnie zupełnie nie pasuje. Rozbawiony pokręciłem głową, po czym odwróciłem się tyłem i ruszyłem przed siebie zatapiając się w swoich myślach. Już za niedługo będę musiał wrócić do pozostałych bogów. Dość długi czas już zabawiłem na ziemi i muszę się postarać, aby nikt się nie dowiedział o moich małych wakacjach, jakie sobie urządzam wymykając się na ziemię. Ojj tak, miałbym zdrowo przesrane gdyby ktoś się dowiedział. I stary sarkastyczny Seikatsu wraca. To dobrze, nie powinienem się zachowywać jak jakiś głupi roześmiany szczeniak. Jednak fakt, że przez pewną sprawę ostatnio byłem zbyt wesoły był niezaprzeczalny i  taki bardzo... "meh". Udało mi się spoważnieć i wreszcie zacząć myśleć realnie. Będę musiał się zająć sprawą... - nawet nie dane mi było dokończyć tej myśli, ponieważ koło mnie pojawiła się hałaśliwa i nie do końca sucha wilczyca.
- To jak idziesz ze mną do tego sklepu? - zagadnęła niepewnie
- Po co niby? - ziewnąłem znudzony
- Po miód do herbaty. Skończył mi się i dlatego właściwie wyszłam z domu.
- Serio? Ze sklepu? Przecież lepszy jest naturalny prosto od pszczół. - popatrzyłem się na nią jak na kretynkę. to chyba oczywiste dla każdego, kto uwielbia ten przysmak. W tym i dla mnie. Oczywiście najlepiej smakował mi miód pitny, ale zwykły też bardzo lubię.
- Od dzikich pszczół? - popatrzyła na mnie niepewnie
- Nieee, skąd... Tych tresowanych - rzekłem jak do małego dziecka uśmiechając się cynicznie
- Pfff - nadęła policzki
- Oj nie marudź, tylko chodź - powiedziałem po czym ruszyłem przed siebie wiedząc doskonale, gdzie można znaleźć ten zajebisty pokarm. I pomyśleć, że to jedyne rzygi jakie jem z uwielbieniem. Te pszczoły muszą być jakieś prestiżowe. Zbierają sobie pyłek z kwiatków, rzygają nim do specjalnie zrobionych przez nie miejsc, je to około 80 procent żyjątek na świecie. I bogowie też.

Słyszałem łapki naburmuszonej Jasmine podążającej za mną. Zaprowadziłem nas do wielkiej łąki na której był zwalony pień drzewa. W środku zbutwiałego i niestety już martwego kawałka drewna znajdowało się sporych rozmiarów gniazdo. Nie chcąc, aby wadera się domyśliła, że mam o wiele potężniejsze moce niż powinienem i że nie mogę być zwykłym wilkiem, musiałem użyć starych sprawdzonych metod pszczelarzy, czyli po prostu odurzyć dymem z ognia wszystkie pszczółki w ich ulu. Wziąłem dwie gałęzie, po czym rozpaliłem niewielkie ognisko w pobliżu zwalonego pnia, kierując dym na gniazdo. Widziałem jak we wnętrzu pracowały wszystkie pszczoły i na swój sposób było to fascynujące, ale niestety miały doczynienia z bogiem złodziei. To logiczne, że nie miały ze mną żadnych szans
Widziałem uważny wzrok Jasmine. Obserwowała z zaciekawieniem co robię, nie wiedząc że gdybym użył swojej prawdziwej mocy, to mógłbym to zrobić trzy razy szybciej, ponieważ wystarczyłoby tylko, abym opętał cały rój i było by po sprawie. Teraz musieliśmy czekać przynajmniej 15 minut, aby lekko odurzyć skrzydlate. Koło nas latały niektóre osobniki i niestety były nieco agresywniejsze, przez co zarobiłem parę ukłuć w moje zacne cztery litery i zajebisty pysk. Na szczęście wadera nie była o wiele lepsza, bo widziałem jak z niezadowoleniem drapie się po plecach, bokach i innych użądlonych miejscach. Po upływie odpowiedniej ilości czasu i wyczuciu, że w gnieździe jest tak jakby jakoś spokojniej, podszedłem do kawałka drewna i odłamałem delikatnie zębami odpowiedni fragment drewna pozwalający mi na dostanie się do środka i odpowiednie manewrowanie pośród poprzylepianych od środka pnia plastrów miodu i wosku. Bardzo dobrze, bo nie wyczuwały one zagrożenia.

Zaciekawiona Jasmine podeszła do mnie zaglądając do środka. Widziałem po jej minie, że jest zafascynowana pracą pszczół i tym co znajduje się w ich gnieździe. Oderwałem delikatnie najpierw jeden plaster miodu, dając go wilczycy, a później drugi kładąc na ziemi. Wziąłem jeszcze trochę pszczelego wosku, po czym zakryłem ułamanym drewienkiem zrobioną przeze mnie dziurę. Zadeptałem ogień pilnując, aby na pewno zgasł po czym odwróciłem się w stronę Jasmine.
-Chodź, wracamy
- Mhmmm - wadera zgodziła się w odpowiedzi mając w pysku plaster z miodem. Widziałem jak się jej świecą oczy, pewnie zdążyła już poczuć smak i zapach tego cuda, które zasługiwało na miano najlepszych pszczelich rzygów świata. Ruszyła szybko przed siebie, zapewne chcąc być jak najszybciej w wyznaczonym przez siebie miejscu. Znowu się pogrążyłem w swoich myślach i niosąc miód oraz wosk nawet nie zauważyłem, że wylądowałem przed drzwiami jej domu. Huh. Ostatnio coś dziwnego się ze mną dzieje. Nie mając za bardzo wyjścia wszedłem do jej domu. Wadera skierowała się do kuchni, więc podążyłem za nią. Położyła swoją część miodu obok czajniczka z ciepłą wodą. Następnie zaczęła grzać tę wodę jeszcze raz, po czym grzebała za herbatą, którą w końcu wyjęła i zasypała.  Następnie obrzuciła mnie pytającym wzrokiem patrząc na pszczeli wosk. No ona se chyba jaja robi.
- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że nie wiesz co to jest? - wskazałem łapą na leżący przede mną kawałek pszczelej pracy.
- Nieeee - przeciągnęła ostatnią literę, a ja miałem ochotę napierdalać łbem w ścianę
- Jakim ty cudem przeżyłaś sama przez około 2 lata i jeszcze żyjesz? - widziałem jak wilczka lekko się zrumieniła burmusząc się. Jak ja uwielbiam kogoś irytować, jakby mi za to płacili, byłbym miliarderem. Jezu, to przecież mój zawód życia. - To jest - zacząłem tłumaczyć jak dziecku widząc irytację na jej pysku, która mnie bawiła - wosk przczeli. Pszczółki budują z tego plastry, w których znajduje się miód, więc kiedy zjesz swój miód też będziesz takie mieć. A teraz pokaże Ci magię. - Wziąłem garnek, roztopiłem w nim na ogniu połowę swojego wosku, po czym pozwoliłem przegrzebać sobie kuchnię wadery w poszukiwaniu pojemniczków i knota do świeczki, który na szczęście znalazłem. Następnie przelałem wosk do wszystkich trzech znalezionych przeze mnie pojemniczków i w środek wetknąłem kawałek odpowiednio zmodyfikowanego sznureczka. Po wyschnięciu wyjąłem z dwóch improwizowanych foremek gotowe świeczki, a trzecia zostawiłem. Na tych dwóch wyjętych naskrobałem sobie 2 wzorki, po czym wręczyłem wszystkie trzy świece Jasmine, kłaniając się jej niczym zawodowy magik.
- Proszę, o to świeczki z wosku pszczelego, tylko się nie poparz ofiaro życia. I umyj pysk, bo masz polepiony od miodu - posłałem jej następny sarkastyczno - cyniczny uśmieszek.
Podobny obrazPodobny obrazZnalezione obrazy dla zapytania świeca z wosku pszczelego w szkle
(Pisane przez Mazikeen)



Od Sixa CD. Tii

Pierwszym, co poczułem była suchość w ustach. Mruknąłem cicho niezadowolony, po chwili zdając sobie sprawę z tego, jaką trudność sprawiło mi wydobycie z siebie tak prostego dźwięku. Powieki również zdawały się niewiarygodnie ciężkie. Tak jak cała głowa i reszta ciała. Przekonałem się o tym, gdy spróbowałem się podnieść. Mogłem tylko sapnąć zrezygnowany. Czułem się jak przywiązany. A do tego... Założyli mi coś na głowę?
Kilka chwil, może dłuższych, może krótszych później usłyszałem rozmowy niedaleko siebie. Głosy stawały się coraz głośniejsze i nie miałem pojęcia, czy ktoś się tu, gdziekolwiek byłem, zbliża, czy coraz głośniej papla. Jeśli to drugie, to chyba się pogniewamy...

Po chwili poczułem lekko cytrynowy, orzeźwiający, ale mocny i gryzący zapach jakiegoś zielska pod nosem. Przekręciłem głowę w bok i jęknąłem cierpiętniczo. Dopiero przyzwyczaiłem się do normalnego powietrza, rany...
- Meliska na poprawę humoru!- zawołał radośnie głosik tuż przy mnie.- Jak się czujemy? Rąbie w główce? Nudności? Ból, dyskomfort, pogorszone samopoczucie?

- U-uh.- Nie zapamiętałem nawet połowy z tego, co usłyszałem. Ruszyłem się niespokojnie, próbując otworzyć te cholerne oczy. Przynajmniej już wiedziałem, gdzie się znajduję.- Źle się czujemy- mruknąłem cicho.- Okropnie źle.
- Oj, ja nie lepiej. Morda w kubeł, nie narzekaj. To nie ty tu całą noc sterczysz jak głupi przy nieprzytomnym basiorku z wydłubanym okiem i wstrząśnieniem mózgu, z którego krew się leje jak z konewki- prychnęła.
- Że... co?
- Pstro. Nie wstawaj, bo sobie krzywdę zrobisz, wilczku. Zaparzę tą meliskę. Może mózgownica zacznie ci pracować.- Kilka szmerów później poczułem, że coś na mnie ląduje. Chwilę potem to coś się odezwało. I to głosem medyczki.
- Kim jest ta kupa futra, która cię tu przytargała, co? Jak ona tam... Tita? Tuti?
- T-Tbia.
- Nie poprawiaj mnie, bo podczepię ci coś do kroplówki- odwarknęła cicho.- Tak, ona.

Zaraz, jak się okazało, mniejsza niż można by się spodziewać medyczka zawołała kogoś, kto miał ściągnąć tu Tię.

- A i jeszcze jedno. Niedługo znieczulenie przestanie działać. Mam nadzieję, że stać cię na pokrycie kosztów następnego, prawda? Inaczej może nie być zbyt przyjemnie. O! Meliska gotowa!

<Tibia? Masz, skarbie>

Od Noego CD. Lii 'Podstępna gnida - jeden, Noe - zero'

Mój kruk wrócił do sierocińca wcześnie rano. Powiedział mi, że w nocy obleciał całą wielką watahę. No i że znalazł kilka miejsc, w które koniecznie musi mnie zabrać w najbliższym czasie. Najlepiej teraz.
No i poszedłem, bo co innego miałem mieć do roboty? A Royce obiecał, że znajdzie mi coś fajnego do roboty podczas tego zwiedzania. Zwykle nie odchodziłem zbyt daleko od centrum watahy swojego kochaniutkiego miejsca do spania. Eiele bym dał za jakiś miękki kocyk...

 Zdecydowałem się, że na spacerku poszukam jakiegoś miejsca do urządzenia się, gdy już osiągnę odpowiedni wiek, tak jak jakiś czas temu truł mi ten ptak, o czym stwierdziłem, że mu powiem. A on uznał, że to wspaniały pomysł i w sumie to, czemu nie? Z tym że postanowił, że jaskiniom przyjrzymy się trochę później.
Po szybkim napiciu się wody wyszedłem razem z nim z jaskini sierocińca. Ciepłe promienie słoneczne i chłodny wietrzyk wywołały uśmiech na moim pyszczku. Cudna pogoda. Taka mogłaby być zawsze. Nie za gorąco, nie za zimno, za to ciepło i da się oddychać bez dyszenia i jednocześnie nie zgrzyta się zębami przy każdym wdechu. Po prostu rewelacja.

- Gdzie idziemy najpierw?- zagadałem wesoło, machając ogonem. Kruk zniżył lot i za chwilę przysiadł na ziemi. Zatrzymałem się, żeby go nie zdeptać.
- Właściwie, to mam dla ciebie zadanie bojowe- odparł na tyle cicho, że musiałem się schylić, żeby nie zgubić tego zdania między szmerem liści a wiatrem. Przez jego ton i dobór słów, od razu wychwyciłem potencjalnie fajną, nową zabawę.
- Tak kapitanie! Co to za zadanie bojowe?

Royce, najwyraźniej zadowolony, że się wkręciłem, kontynuował:
- Jesteś gotowy stawić czoła nowemu wyzwaniu i uratować watahę przed... niegodziwymi najeźdźcami i tym samym zostać jej obrońcą?
- Oczywiście, że tak!- Zerwałem się na równe łapy.- Co mam zrobić, szefie?

Royce zakrakał radośnie i zatrzepotał skrzydłami.

- Musisz dostarczyć ten oto...- Rozejrzał się i po chwili przesunął skrzydłem średniej wielkości patyk w moją stronę.-... arcyważny list z zaszyfrowaną wiadomością do Alphy, żeby mogła wiedzieć, że ma spodziewać się przestępców. W liście znajduje się jeszcze jedna informacja, ale dowiesz się, jaka gdy już osiągniemy cel podróży. Jesteś gotowy na tę niebezpieczną wędrówkę? Tylko musisz uważać, żeby bandyci nie dorwali cię po drodze!
- Jestem! I spoko, nikt mnie nie dorwie. Najwyżej zostaniesz moją tarczą- zażartowałem.
- A dasz radę temu wyzwaniu? To nie rozrywka dla szczeniaków, wiesz?- odgryzł się.
- Sam jesteś szczeniak, ty ćwirze- prychnąłem ze śmiechem.- Kiedy zaczynamy?- Chwyciłem „arcyważny list do Alphy" między zęby. Zastanawiałem się, gdzie tak naprawdę mieliśmy pójść. Dawno nie bawiłem się w takie zabawy. A już szczególnie nie zapuszczałem się dalej w tych terenach. Nie bardzo czułem taką potrzebę.
- Teraz. Oczywiście, jeśli się nie boisz.
- Chyba ty się boisz!

Pobiegłem za nim, kiedy tylko wzbił się w powietrze. Z tymi swoimi śmiesznymi skrzydełkami był szybszy niż ja, więc musiałem się nieźle wysilić, żeby go nie zgubić, jednocześnie patrząc pod łapy i nie wywracając się. Było to szczególnie trudne, kiedy musiało się przy okazji rozglądać, czy przypadkiem żaden przestępca nie ma cię na oku.

- Zwolnij, zaraz się zatrzymujemy!- zawołał z góry, zataczając koło nade mną.- Lepiej dla ciebie będzie, jeśli przed Alphą będziesz czysty, a nie wytarzany w ziemi przez swoje wywrotki.

Chciałem szybko odpowiedzieć, ale wypuściłbym patyk, który był kluczem tej zabawy, więc zrezygnowałem no i zwolniłem, a już niecałą chwilkę potem totalnie się zatrzymałem. Wypuściłem patyk i usiadłem obok niego. Zrezygnowałem z odpowiedzi na wcześniejszą dogryzkę i postanowiłem dopytać o kilka spraw.
- To, komu zanieść ten patyk? I co to za sekretna wiadomość?- W tej zabawie chyba ta właśnie zaszyfrowana wiadomość w niby-liście-ale-jednak-patyku ciekawiła mnie najbardziej. Oprócz tego przydałoby się wiedzieć, dokąd idziemy.
- Zobaczysz w swoim czasie. Zrobimy krótką przerwę, a potem pójdziemy dalej.

Kruk podleciał do drzewa, po czym wszedł do dziury w pniu. Wstałem i podszedłem bliżej.
- Co robisz?- Kiedy nie odpowiadał przez dłuższą chwilę, podniosłem łapę i podrapałem korę.
- Nie skrob drzewa, Noe. Tu w środku jest kilka razy głośniej. Zaraz wyjdę.
- Jak wyjdziesz teraz, to nie będzie kilka razy głośniej- rzuciłem pierwsze, co przyszło mi do głowy i znowu przejechałem pazurami po drzewie.
- Noe, litości!
Spojrzałem nienawistnie na wredną konstrukcję z gałązek i liści.

- Roooyce, chodź na dóół- jęknąłem przeciągle i położyłem się pod drzewem. I leżałem tak dobre parę długich chwil.

Nagle coś brzdęknęło obok mnie. Odwróciłem uwagę od drzewa i spojrzałem za siebie, kiedy coś spadło z drzewa i zabrzęczało. Podszedłem do tego. Trąciłem materiał łapą. Wysypało się z tego kilka złotych kółek.
- To są coins. Kupisz sobie coś na targach.
- Gdzie?
- Zobaczysz.- Sfrunął z drzewa i przystanął na woreczku.- Mam nadzieję, że pilnujesz tego listu, bo zaraz ci się przyda.

Odwróciłem się, żeby zgarnąć patyk z ziemi, ale gdy tylko przekręciłem głowę, wyprostowałem się jak struna, która zdawało się, że może w każdej chwili pęknąć.

Pewna szara wadera właśnie szła sobie obok wielkiego smoczyska w moim kierunku. Cofnąłem się nieznacznie do Royce'a mając już gdzieś tę całą zabawę w listonosza.

Okay, to wielkie coś ma mnie na gryza. Uciekać, czy nie wykonywać gwałtownych ruchów?

- Tak jak mówiłem, spotkasz się z Alphą. Idziecie na targi. Super, prawda?- Zaświergotało wesoło czarne ptaszysko, po czym poleciało przywitać Panią Alphę.

Ostatni raz uwierzyłem w to głupie „zadanie bojowe".

Dobra, kruczku... Tak chcesz się bawić?

Wziąłem głęboki oddech i starałem się nie cofnąć, kiedy cała trójka była coraz bliżej mnie. Wymusiłem na sobie przyjazny uśmiech.

Podstępna gnida - jeden, Noe - zero. Ale jeszcze wyrównam ten wynik.

<Lia? Udław się>

9.08.2019

Od Stormy cd. Vi

Zabrałam branzoletkę od Vi i podziękowałam. Założyłam ją na prawą łapę i wyszłam. Moim zdaniem, zrobiłam za mało, by na nią zasłużyć. Poszłam szukać kolejnych kamieni szlachetnych. Błąkałam się po kolejnych tunelach i zbierałam, każdy kamień szlachetny i półszlachetny jaki spotkałam. Miałam tego mnóstwo. Rubiny, opale, agaty, tygrysie oko, cytryny, jaspisy, onyksy i wiele, wiele więcej. Gdy wróciłam do jaskini Szamanki, jej samej nie zastałam. Zostawiłam minerały w kilku sakiewkach i położyłam obok nich kartę z napisem: "Dziękuję za pomoc. Stormy"
i wyszłam.

Udałam się do domu i zmęczona poszukiwaniem kamieni, rzuciłam się na moje łózko. Było takie mięciutkie i wygodne. Przez cały następny dzień leżałam i nie ruszałam się.
-Mam nadzieję, że cienie faktycznie dają mi spokój.- powiedziałam i spojrzałam na złoty klejnot, na mojej łapie.


<Vi?
Ja bym to zakończyła, ale nwm co o tym myślisz. Jeśli chcesz to zakończ.>

8.08.2019

Od Jasmine ,,Fioletowy odcień światła"

- Wpadnij jeszcze kiedyś na herbatę - uśmiechnęłam się i udałam się w głąb jaskini.

Zatrzymałam się na środku i spojrzałam na swoje łapy. Swoje drugi raz już tego dnia przemoczone łapy. Ugh, znowu będę musiała się suszyć. Żebym tylko chora nie była, bo to przecież jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogą się przydarzyć w lecie. Zostawiłam saszetki z herbatą na podłodze, po czym cofnęłam się jeszcze na chwilę do wejścia, aby porządnie się otrzepać. Niezbyt dużo to dało. Spojrzałam na dosyć dużą kałużę, a następnie odwróciłam się i podeszłam, aby chwycić zostawione na ziemi saszetki. Podreptałam z nimi do innej części jaskini i odłożyłam je na półkę, obok tych, które jeszcze zostały. Chwilę stałam bez ruchu, ale zaraz przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Odwróciłam się, żeby rozpalić ognisko, w celu rozgrzania i wysuszenia się. Gdy wszystko było już gotowe, położyłam się niedaleko ognia. Delektowałam się ciepłem, jakie daje, przy okazji wpatrując się w tańczące ogniste języki. Co jakiś czas z ogniska oddzielały się drobne iskierki, fruwając dookoła. Od czasu do czasu dało się również usłyszeć cichy trzask ognia. Westchnęłam cicho. Zaczęłam rozmyślać o dzisiejszym dniu. O nowo poznanym basiorze. Pomimo pierwszego wrażenia, okazał się być nawet miły. Osobliwy z niego typ, ale jednak. W sumie nawet przyjemnie się z nim rozmawiało i mam nadzieję, że rozpatrzy moją propozycję i wpadnie jeszcze kiedyś. Może uda nam się zaprzyjaźnić? A może nawet coś więcej...? Zaraz, co? NIE! O czym ja myślę?! Podniosłam gwałtownie głowę. Zauważyłam, że ognisko prawie już się nie pali, ja jestem praktycznie sucha, a w jaskini jakoś tak ciemniej się zrobiło. Przysnęłam? Eh, dobra, nieważne. Przygasiłam resztkę ognia i udałam się do innego przedziału jaskini, na swoje posłanie, a już po chwili ponownie zasnęłam.



~**~



Tej nocy BARDZO źle mi się spało. Nie mogłam znaleźć wygodnej pozycji, co dosłownie pięć minut przekręcałam się z boku na bok. Kiedy już udawało mi się przysypiać, coś musiało to psuć. A to szum liści wprawionych w ruch przez wiatr, a to tupot jakiś małych nóżek, a to pochukiwania sowy... Długo by wymieniać. W końcu zmęczona tymi wszystkimi hałasami, wstałam leniwie i przeciągnęłam się aby rozprostować kości, ziewając przy tym. Skierowałam się w stronę wyjścia z jaskini. Wychyliłam nos na zewnątrz. Moje oczy ujrzały piękne nocne, ciemnogranatowe niebo usłane tysiącem migoczących, mniejszych i większych gwiazd. Nie było na nim chyba ani jednej, nawet najmniejszej chmurki. Na samym środku tego jakże urzekającego nieba wisiał duży, jasny, a przy tym doskonale widoczny, prawie okrągły księżyc. Jego blask oświetlał pobliską lekko przerzedzoną trawę oraz krzewy, nadając im niezwykłego połysku. Ogólnie cały ten obraz wręcz zapierał dech w piersiach. W sumie jakoś tak nie czułam zmęczenia, pomimo pory dnia (a raczej nocy), jaką był sam środek nocy. Postanowiłam, że przejdę się trochę. Może świeże powietrze dobrze mi zrobi i po powrocie uda mi się zasnąć. O ile nie wrócę nad ranem. Ruszyłam więc przed siebie, podziwiając widoki. Oczywiście, jak na złość teraz dookoła panowała absolutna cisza, którą przerywały jedynie ciche odgłosy stąpania moich nóg. Starałam cieszyć się tą chwilą. Po niedługim czasie spacerowania, doszłam na niewielkie wzniesienie. Nie rosły na nim żadne drzewa czy krzewy, jedynie piękne kwiaty, których jakoś wcześniej nie widziałam. A może widziałam, tylko nie zwróciłam na nie większej uwagi. Podejrzewam, że ten gatunek rozwija swe płatki tylko nocą, dlatego go nie kojarzę. Przysiadłam na chwilkę. Obserwowałam nocne niebo w zamyśle.

- Nawet ładnie, nieprawdaż? - odezwał się nagle spokojny, męski głos tuż obok mnie, po mojej prawej. Właścicielem głosu okazał się dosiadający się Seikatsu, ten basior którego poznałam parę dni temu.

Mimowolnie odskoczyłam przestraszona do tyłu, wydając z siebie krzyk. Stałam przez chwilę w osłupieniu, aż do czasu, kiedy skojarzyłam fakty, i zaczaiłam że to Seikatsu.

- Zawału bym dostała wiesz?! - okrzyczałam basiora, powoli uspokajając oddech i telepiące z zawrotną prędkością serce. Gdy spojrzałam na jego pysk, dostrzegłam, że lekko się podśmiewuje.

- Eej, nie śmiej się! - dodałam, już sama rozbawiona zaistniałą sytuacją.

Chwilę później oboje głośno się śmialiśmy, nie mogąc się uspokoić. Jak już udało nam się to zrobić, przypomniało mi się, że basior zadał mi pytanie. Ale czy nie jest już za późno, by na nie odpowiadać? Siedzieliśmy chwilę w ciszy, wpatrując się w niebo.

- Tak, ładnie - powiedziałam nagle, ale spokojnie.

Kątem oka dostrzegłam, jak basior uśmiecha się delikatnie. Westchnęłam błogo. Nawet nie zauważyłam, kiedy samiec zbliżył się znacznie, a jego ogon prawie że spłatał się z moim. Zawstydziłam się mocno, a moje policzki pewnie się zarumieniły, ale na szczęście nie było tego widać przez moje gęste futro (a przynajmniej mam taką nadzieję).

- Um, wiesz, muszę już iść, bo inaczej będę spała do południa - powiedziałam i zaśmiałam się nerwowo.

Ciemnofutry spojrzał na mnie, jakby było mu przykro że już idę.

- No ok - powiedział tylko, jakby obojętnym tonem, jednak z doprawdy delikatną nutą smutku.

Wstałam, posyłając basiorowi uśmiech.

- Do zobaczenia - dodałam jeszcze na odchodne, po czym udałam się w stronę jaskini, zostawiając siedzącego nadal w tym samym miejscu basiora.



~**~



Siedząc i nudząc się w jaskini nabrałam ochoty na herbatę z miodem. W tym celu podniosłam się i udałam do "kuchni". Zagrzałam wodę, przelałam do kubka, a następnie sięgnęłam do półki po herbatę i miód a tam... Brak miodu!

- Nosz kur... - warknęłam rozzłoszczona.

Będę musiała iść kupić. Spojrzałam na kubek pełen wody, z którego unosiła się gorąca para. Nie wypiję teraz zwykłej herbaty! Chcę miód! Tupnęłam nogą i wyszłam na zewnątrz. Ruszyłam w kierunku w którym znajdował się najbliższy sklep. Miałam do niego trochę daleko, ale co z tego. Idąc, spojrzałam w niebo, a potem dookoła siebie. Na niebie nie było prawie żadnej chmury, słońce grzało niemiłosiernie. Roślinom chyba nie podobało się to tak samo jak mi, ich kolor nie był soczyście zielony, tylko lekko żółtawy. Większość stworzeń pochowało się przed gorącem gdzieś w cieniu, więc byłam sama. Zbliżałam się powoli w stronę rzeki. Nagle zobaczyłam samotnego wilka. To Seikatsu! Ucieszyłam się na jego widok i przyspieszyłam delikatnie.

- Cześć! - zawołałam radośnie, będąc już w odległości z której mnie usłyszy.

Basior odwrócił gwałtownie głowę, a gdy jego wzrok napotkał się z moim, na jego pysk wkradł się uśmiech.

- Cześć Jasmine - odpowiedział kiedy ustałam obok niego.

- Co tu robisz w taki gorąc? Bo wiesz, znaczy nie wiesz, ale ja idę do sklepu... Może chciałbyś iść ze mną? Mógłbyś później wpaść na herbatkę - powiedziałam pospiesznie, przypominając sobie o czekającej w domu gorącej wodzie. Chociaż, i tak nie zdążę wrócić do domu za nim wystygnie.

- Jasne. Ale poczekaj, masz tu coś - odpowiedział, podchodząc do mojego lewego boku.

Chciałam się zapytać co to, ale nie zdążyłam, bo poczułam nagłe, dosyć mocne pchnięcie, a ja zaczęłam spadać. Wydałam z siebie mimowolny krzyk. Z głośnym pluskiem moje ciało zatopiło się w zimnej, orzeźwiającej wodzie. Dopiero teraz skojarzyłam, że staliśmy obok rzeki. Na moje szczęście nurt nie był na tyle silny, aby mnie porwać. Po chwili uderzania łapami o taflę wody, udało mi się wydostać. Zaczerpnęłam głośno powietrza. Spojrzałam na basiora, który już od dłuższej chwili zanosił się od śmiechu. Wbiłam w niego mordercze spojrzenie i przysunęłam się jeszcze trochę. Otrzepałam się, ochlapując przy tym obficie rozbawionego basiora. Muszę przyznać, że coraz mniej lubię być mokra.




(Pisała Shira)

6.08.2019

Od Stormy C.D Cyan

Kończyłam właśnie patrol. Nie miałam już problemów z cieniami. odkąd mam słoneczną branzoletkę od szamanki Vi cienie nie są mi straszne.  Został mi jeszcze las, a że jest on dość spory zajmuje mi to sporo czasu. Nie byłam nawet w jednej trzeciej biomu, gdy zauważyłam niewielkiego wilka. chciałam wylądować kilka metrów przednim i zapytać sie kim jest i co robi na terenach naszej watahy. Ponieważ jestem strażnikiem powietrznym znam wszystkie wilki w wataszy, a tego wilka zdecydowanie nie znałam. Źle obliczyłam siłę nośna prądu wietrznego i zleciałam zdecydowanie za szybko. Nie dość, że ledwo ustałam na łapach, to wylądowałam dalej niż planowałam i nie zapomnijmy o tajemniczym wilku, którego pewnie wystraszyłam. Odwróciłam się do niego przodem i wolno podeszłam. Zauważyłam, że stoję przed niewysokim basiorem o brązowej sierści. szczególną uwagę przykuły jego oczy. czarne białka i białe źrenice i tęczówki. Był widocznie przestraszony.
-Przepraszam bardzo..?- Wyszeptał. -Czy wiesz może, gdzie znajdę alfę watahy z tych terenów?-Nie spodziewałam się takiego pytania. Stał przede mną prawdopodobnie nowy członek watahy!
-Zaprowadzę Cię, ale najpierw zdradź mi swoje imię. Ja jestem Stormy, ze straży powietrznej.- Uśmiechnęłam się miło i dałam znak głową, by poszedł za mną. Basior przez chwilę milczał, nie popędzałam go. Widziałam, że to tylko pogorszy sprawę. Po chwili odpowiedział:
-Jestem Cyan

5.08.2019

Od Rimmona do Shiry

Właśnie wyszedłem z jaskini alfy. Dostałem moją pierwszą misję prościutko od Lii. Miałem znaleźć jakieś niebezpieczne małe trujące gónwo razem z jakąś waderą o imieniu Shira. Teraz tylko musiałem ją znaleźć i jej pokazać zwitek papieru który właśnie trzymałem w pysku. Na owym pergaminie był naszkicowany jaszczurkopodobny mający skrzydła potworek ukazujący swoje ostre trujące kiełki oraz dodany niżej opis, który mówił że to coś o zacnej i jakże zjebanej nazwie Alata devastanteque lacerta venenata jest małe agresywne i lubiące jeść większe od siebie zwierzątka. Oprócz tego niezwykle rzadkie występujące nocą stworzonko łapane jest głównie przez to, że jego trucizna jest niezwykle trudna do zniwelowania i polowanie na to coś przez jedyny tydzień w obecnym miesiącu w którym wyłazi na powierzchnię może się nie udać, zwłaszcza, że nasza dwójka nie będzie jedynymi osobami chcącymi ją złapać. Cóź... teraz muszę znaleźć przydzieloną mi do zadania osobę i to jak najszybciej, bo już jutro zaczyna się ten tydzień. Jakby nie można mi było powiedzieć o tym wcześniej.
Z westchnięciem ruszyłem do jej jaskini do której drogę wytłumaczyła mi alfa. Zajęło mi to chwilę, ale kiedy dotarłem na miejsce okazało się, że jej już nie było. Czułem jeszcze jej zapach, co oznaczało, że musiała niedawno wyjść. Postanowiłem podjąć trop, który zaprowadził mnie do jakiejś dziury, gdzie jej zapach stawał się mocniejszy. Oprócz samej wadery wyczułem też innego wilka i najprawdopodobniej też była to wadera. Podszedłem do krawędzi i zajrzałem w dół, gdzie zobaczyłem białą waderę i jej biało-czarną-szarą towarzyszkę - również waderę. Właśnie wyczołgiwały się stamtąd gdzie najprawdopodobniej wcześniej wpadły. Obydwie popatrzyły na mnie najpewniej zastanawiając się czego od nich chcę. Chcąc jak najszybciej wyruszyć rzuciłem białofutrej waderze ze skrzydłami zwinięty rulonik, po czym szybko przemówiłem.
- Jestem Rimmon, ty penie jesteś Shira, ciebie nie znam, ale nie martw się, bo i tak mam misję tylko z nią - kiwnąłem łbem w stronę białofutrej, która czytała to co było zapisane o tym małym gadzie. Wreszcie podniosła wzrok  na mnie, a ja kontynuowałem - Liia przydzieliła nas do tej misji razem, ponieważ ty jesteś hodowcą magicznych zwierząt, a ja strażnikiem nocnym i łowcą. Widziałem że ja tym irytuję i w jakiś dziwny sposób mnie to cieszyło. Słyszałem też, jak oscentacyjnie mruczy pod nosem, że w skrócie na to coś będzie mówić Adlv, bo to pierwsze litery łacińskiej nazwy. 

4.08.2019

*Od Shiry "zabawa w hodowanie" #2

Wyszłam z domu żwawym, wesołym krokiem, a Rayla... Cóż, tak jak zwykle.
- To gdzie chcesz szukać tych "zwierzątek"? - zapytała, przy ostatnim słowie naśladując mój głos, nie zwalniając tempa.
Zatrzymałam się w półkroku, a następnie rozejrzałam się dookoła.
- Eeee, wiesz co? Nie mam pojęcia - odparłam, zastanawiając się, który kierunek by tu obrać. Kolorowa tygrysica prychnęła kpiąco. Przewróciłam oczami.
- Tooooo w tamtą! - wskazałam skrzydłem losowy kierunek, padło na północ.
Ruszyłyśmy więc w tamtą stronę. Miałam nadzieję, że znajdziemy kogoś ciekawego. Niestety, na próżno. Pierwsze pół godziny - nic. Nie widać było ani jednego interesującego zwierzęcia, pomimo bacznego rozglądania się na wszystkie strony (niestety tylko przeze mnie). Aż w końcu naszym oczom ukazała się nieduża, ruda wiewiórka. No cóż, z braku laku dobre i to.
- Eee, hej? - przywitałam się, tym samym zmuszając gryzonia do przerwania spożywania posiłku.
Stworzenie popatrzyło się na mnie jak na głupią.
- Spierdalaj - wypaliła nagle wiewiórka i czmychnęła gdzieś w zarośla.
Ja i Rayla spojrzałyśmy się po sobie, a ona wybuchnęła śmiechem.
- No, widać zwierzęta cię kochają tak mocno, że nawet nie chcą cię widzieć - powiedziała między spazmami śmiechu.
Prychnęłam, przewracając oczami.
- Dobra, nieważne, idziemy dalej.
Wlekłyśmy się przez jeszcze długi czas. Czemu akurat wtedy kiedy potrzebuję jakiegokolwiek zwierzaka, to żadnego nie ma?! A przecież jeszcze wczoraj niemal właziły mi na łapy. Muszę przyznać, że nogi zaczynały mnie boleć od tego łażenia.
Mam
Już
Dość.
Poddaję się.
- E, Rayla - zwróciłam się do towarzyszki - bo tu w watasze był jakiś hodowca, nie?
- A bo ja wiem - powiedziała obojętnym tonem.
- No taak, mówię ci.
- No to chodźmy do niej - mruknęła tak, jakby to było oczywiste.
Tylko... Gdzie ona mieszka...? A tam, idźmy dalej przed siebie to może ktoś nam powie. Właściwie to nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłyśmy zataczać koło. W końcu, ujrzałam skrzydlatą waderę zbierającą jakieś grzybki, czy coś. Postanowiłam zagadać. Podeszłam jeszcze parę kroków.
- Ee, cześć. Wiesz może kto tu jest hodowcą zwierząt? Potrzebuję jej... - zapytałam dosyć niepewnie.


<Tenshi?>

3.08.2019

*Od Shiry "zabawa w hodowanie" #1

Uchyliłam delikatnie powieki, sennie rozglądając się po mojej jaskini. To już ranek? Przekręciłam się na posłaniu z boku na bok, z cichym jękiem. Ziewnęłam przeciągle, po czym wstałam szukając wzrokiem mojej towarzyszki. Chrapała sobie spokojnie w drugim kącie. Zbliżyłam się do niej nieco, kołysząc lekko ogonem. Biedna, niczego się nie spodziewała.
- E, Rayla. Kici kici! - zawołałam jej nad uchem.
Tygrysica na te słowa strzepnęła ogonem, a po chwili dźwignęła łeb do góry.
- Co chcesz? - zapytała leniwie.
- Idziemy poszukać ci przyjaciół - niemal szepnęłam jej do ucha.
Rayla w mgnieniu oka zerwała się na równe nogi.
- ŻE CO?! Chyba zapomniałaś, ale tygrysy to samotniki. Sa-mot-ni-ki! - warknęła niezadowolona.
Zachichotałam cicho.
- Przecież żartuję - powiedziałam rozbawiona - zapomniałaś, jaki mam zawód w tej watasze?
Tygryska burknęła w odpowiedzi. Ja za to wzięłam materiałową torbę, żeby schować w niej jakieś przekąski. Może uda się zwabić jakieś zwierzątka jedzeniem? Chwyciłam kilka pierwszych lepszych owoców, które miałam akurat pod łapą i wrzuciłam je do torby. Może jeszcze po drodze się coś znajdzie. Szczerze wątpię że to będzie potrzebne. Odwróciłam głowę w stronę tygrysicy, która stała cały czas w tym samym miejscu, machając ogonem. Pokręciła głową.
- Ruszajmy więc! - powiedziałam wesoło, kierując się w stronę wyjścia z jaskini.


C.D.N

2.08.2019

Od Cyana do ktosia


- Musisz przejść przez ten strumień i iść dalej na północ. Nie powinieneś przegapić terenów watahy, no bo, cóż... Jest tam sporo innych wilków. – delikatny głos półprzezroczystej łani był jak najsłodsza muzyka dla moich uszu.
Nie jestem największym fanem pytania duchów o cokolwiek, ale na szczęście ten konkretny okazał się przyjacielsko nastawiony. Po śmierci nawet naturalni wrogowie mogą mieć dobre relacje. Uśmiechnąłem się słabo do łani i skinąłem do niej łbem w ramach podziękowania, i poszedłem ze wskazanym przez nią kierunku. Widziałem jej lekko zaniepokojone spojrzenie na wianuszek innych duchów wszelkich gatunków, który kręcił się wokół mnie. Niektóre próbowały coś do mnie mówić, ale je ignorowałem. Jak zawsze.
Po krótkim spacerku urządziłem trochę dłuższe oglądanie widoków. Mijałem ogromne skaliste góry, z których wypływały wodospady. Musiałem przyznać, że krajobrazik naprawdę śliczny.
Im dłużej szedłem, tym mocniej łomotało mi serce. Nigdy wcześniej nie dołączałem do żadnej watahy, ba, do niedawna nawet tego nie rozważałem. Od kiedy opuściłem rodzime tereny zawsze byłem tylko ja, co najmniej trzy duchy i ewentualnie czasem ktoś inny. Raz to były inne wilki, raz dzikie psy czy nawet lisy, a w pewnym momencie życia trzymałem się też blisko ludzi. Nigdy jednak nie spędziłem w czyimś towarzystwie dłużej niż rok. Co, jeśli ta wataha mnie nie zechce i tylko się zbłaźnię przed nimi? Albo uznają mnie za świetną zabawkę do dręczenia i nie dadzą mi nawet odejść?
Jedyne, co nadal trzymało mnie przy decyzji o znalezieniu watahy to była nadzieja, że wreszcie spotkam jakiegoś specjalistę od duchów. Nawet jeśli w samej watasze nie ma nikogo takiego, to przecież członkowie mogą mieć znajomości, prawda? Grupa zawsze ma większe szanse na rozwiązanie problemu.
Gdzieś przed oczami, wcale nie tak daleko ode mnie, mignął mi zarys jakiegoś wilka. Nie byłem w stanie powiedzieć czy była to wadera, czy basior, ale byłem prawie na 87% pewien, że był to wilk. To zapewne oznaczało, że dobrze trafiłem.
Okej, Cyan, głęboki wdech i wydech. Jedyne, co musisz zrobić to zapytać o alfę, prawda? To nie może być takie trudne.
Zacząłem niepewnie iść w kierunku wilka. Czułem, że miałem podkulony ogon, ale nie mogłem zebrać w sobie siły, żeby trzymać go prosto.
- Przepraszam bardzo...? – wydusiłem z siebie, kiedy już wyraźnie widziałem plecy nieznajomego. – Czy wiesz może, gdzie znajdę alfę watahy z tych terenów.
Mam nadzieję, że wilk mnie usłyszał, bo jakbym musiał się powtarzać, to pewnie bym zszedł na miejscu ze wstydu i nerwów.
W uszach brzmiały mi głosy duchów, które przyplątały się za mną. "Gdybyś teraz go zaatakował, mógłbyś go łatwo zabić". "Wiesz, że i tak nikt nie będzie cię chciał w swojej watasze?". "Upoluj królika i spal go, używając siarki!". "Błagam, powiedz mojej partnerce, że ją kochałem". Nie pomagały mi one w uspokojeniu się.

< Ktoś coś? >

Od Tenshi

Westchnęłam przeciągle, patrząc z uporczywością w jajo. Zrobiłam hybrydę kolejnego zwierzęcia, przez co nie było można za bardzo go urodzić, więc jedynym sposobem było wyklucie. Musiałam wyglądać przekomicznie. Nie byłam pewna co z tego wyjdzie, więc tylko siedziałam skupiona patrząc w jeden punkt skoncentrowana. Hermes natomiast patrzył na mnie jak na idiotkę która jest otoczona przez ręczniki, wszelkiego rodzaju pokarm i inne pierdoły, łącznie z utrzymującą się w powietrzu księgą i piórem, gotowym do zapisywania wszystkiego od początku wyklucia. Siedziałam tak już któryś tydzień, wymieniając się na zmianę z Hermesem czy innymi zwierzętami jak również tymi uporczywymi puchatymi kulkami które upodobały sobie obsiadanie wszystkiego, jak również tego jaja. W końcu skorupka zaczęła pękać. Moje napięcie poruszyło smoka, który od razu zleciał w dół i przysiadł obok mnie patrząc się z zaciekawieniem w jajko. Siedzieliśmy tak w milczeniu, aż w końcu z jaja wyłoniła się dziwna futrzasta istotka.
- Ptak
- Definitywnie - mruknęłam zapisując jakieś pierdoły w księdze szybkimi, płynnymi ruchami. Połączenie jelenia i jakiegoś ptaka. Bo czemu nie?
- Co to je? - spytał Hermes
- Eeee..... połączenie ssaka i ptaka powinno żreć i larwy i mleko ale...
- Mleko z larw. - burknął lekko przekrzywiając głowę
- Nie obrzydzaj mi śniadania - tykłam łapą dziwne stworzenie, które z zaciekawieniem spoglądało na moją łapę - jest to samica. Tylko jak to nazwiemy...
- Ciasto.
- Głodny jesteś
- Tak.
- A więc będzie miała na imię Oiri i będzie dobrze. A teraz ić spać





PS: TO NIE MA SENSU

Od Lii do Noego

To było nagłe. Bardzo nagłe. Po prostu z samego rana (czytaj 11 coś bo o tej się budzę) wstałam z dziwnym wrażeniem, że wiatr na zewnątrz gra melodię, uderzając o skały. Przeszywając podłoże trawy i przemierzając trawiaste dolinki.
- Crystal! Shion! Chono tu! - krzyknęłam, przewracając się z pozycji leżącej na plecach, na brzuch, podnosząc głowę ponad łapy. Po dłuższej chwili zobaczyłam dwa cienie. Jeden wlatujący przez otwór w jaskini, a drugi pełznący gdzieś na poszyciu.
- Pali się? - spytałam uszczypliwy ton samicy, która patrzyła na mnie z góry siedząc prosto.
- Idziemy na targ!
- Co, po co
- Po koty - uśmiechnęłam się z jadem rysującym się na moim pysku. Crystal nie trawiła tych stworzeń, więc na dźwięk wypowiedzianych słów skrzywiła się wyraźnie
- Po co ci one. To wredne futrzaki nie znające swojego miejsca.
- Hybrydy są ładne...
- Są jadalne? - usłyszałam głos jeszcze nie śpiącego węża, który do tej pory postanowił się nie odzywać. Popatrzyłam na jego lśniący łebek.
- Hę? nie, nie, to będą nowi mieszkańcy jaskini.
- Zaczynasz się bawić w hodowcę czy jak... - skrzywiła się smoczyca, trochę odchodząc od grzyba na którym leżałam.
- Powiedzmy. A teraz idziem! Shion, ty nie musisz. Pewnie nie przepadasz za słońcem - mruknęłam patrząc na węża który wchodził w jakąś szczelinę skalną. Po chwili jednak wystawił łebek i popatrzył na mnie z wdzięcznością. Nie wiem co on tam robił w nocy ale dzisiaj przyszedł cały w jakimś obcym zapachu, pewnie z innych terenów.

<Noe?>

Nowy wilk! Cyan

Autor grafiki: CanisAlbus (deviantart)


Właściciel: Brail (howrse)
Imię: Cyan
Wiek: 6 lat
Płeć: Basior
Żywioł: Śmierć
Stanowisko: Medyk/Szaman
Cechy fizyczne: Cyan z wyglądu jest najzwyklejszym w świecie wilkiem. Nie jest szczególnie mały, ale jest widocznie mniejszy niż przeciętny basior (a nawet niż przeciętna wadera). Wilk jest chuderlawy i jego kondycja nie ma się zbyt dobrze; po dłuższym biegu dostaje zadyszki, a sprintując często nie jest w stanie dogonić swojej, nawet kulejącej, zdobyczy. Polując zwykle stawia na zasadzkę i element zaskoczenia. Basior ma brązową sierść; kremową na brzuchu i ciemnoczekoladową, prawie czarną, na grzbiecie. Nie jest ona zbyt puchata i może sprawiać wrażenie potarganej. Jedyne, co w jego wyglądzie jest nietypowe to jego czarne białka oczu i białe tęczówki oraz źrenice.
Cechy charakteru: Cyan jest typem zamkniętego w sobie obserwatora. Przy czym jego obserwacje wcale nie polegają na analizowaniu wszystkiego i wszystkich dookoła, żeby potem mieć materiały na blackmailing. On po prostu woli stanąć obok i nie brać udziału w rozmowie, ale jej słuchać. Rzadko się odzywa, a jak już to robi to często mówi za cicho, żeby w ogóle ktoś go usłyszał. Żaden z żyjących ani umarłych nigdy nie słyszał, żeby wilk podniósł głos, a co dopiero krzyknął. Basior jest raczej uległy i woli się wycofać z wszelkich konfliktów, nawet jeśli wie, że to on ma rację. Stanie w swojej obronie tylko, jeśli konflikt dotyczy ważnych dla niego spraw lub wynik sporu może zaważyć o czyimś zdrowiu/życiu. Cyan jest tchórzem i wstydzi się tego tylko trochę. Nie potrafi walczyć, a wyskoczenie na niego z ciemnego zaułka może przyprawić go o zawał. Wilkowi trudno przychodzi otwieranie się na innych, ale to nie znaczy, że nie lubi zainteresowania swoją osobą (chyba, że ktoś zadaje mu 100 pytań na raz). Kiedy poczuje się komfortowo w czyimś towarzystwie, potrafi gadać zaskakująco długo o rzeczach, które go interesują. W stosunku do przyjaciół jest szczerzy i lojalny do bólu.
Cechy szczególne: Na czole wilka czasami pojawiają się białe, półprzezroczyste oczy. Najlepiej widać je w ciemności.
Lubi: Mimo swojej nieśmiałości, wilk bardzo lubi interakcje z innymi. Podczas rozmowy jest stanie w miarę ignorować głosy w swojej głowie. Kocha owoce, w szczególności borówki.
Nie lubi: Basior wręcz nienawidzi, kiedy inni próbują mu wmówić, że jego moce są fajne i powinien się z nich cieszyć. Poza tym, nie znosi głośnych dźwięków, sprawiają, że łeb mu pęka. Bycie w centrum uwagi i przemówienia publiczne tez nie należą do jego ulubionych zajęć.
Boi się: Cyana przerażają jego własne moce. Boi się wszystkich duchów, które widzi, nawet jeśli wie, że nie chcą go skrzywdzić. Poza tym, panikuje kiedy ktoś na niego krzyczy i nie radzi sobie w konfliktach. Nie potrafi walczyć, więc wszelkie ataki na niego też nie są przez niego mile widziane.
Moce: Cyan widzi duchy. I to tyle. Widzi i te dobre duchy, i te złe, a owe duchy niestety wiedzą, że je widzi. Nie ma dnia, w którym basior nie jest nawiedzany przez wszystkie możliwe duchy i zjawy z okolicy, które żądają od niego dokończenia ich spraw, chcą by złożył im ofiary lub namawiają do robienia rzeczy moralnie niepoprawnych. Czasami wilk dostaje ataków paniki przez natłok głosów w jego głowie,
Historia: Cyan urodził się najsłabszy z miotu i jako jedyny nie kontrolować swoich mocy. Oboje jego rodziców było potężnymi medium, potrafiącymi porozumiewać się z duchami. Jedyna różnica była taka, że oni potrafili wybierać, z którymi duchami chcą rozmawiać i kiedy chcą rozmawiać, a Cyan nie potrafił. Długi czas nie umiał odróżnić zjawy od żyjącego, a głosy umarłych mieszały mu się z prawdziwymi. Rodzina i znawcy z jego watahy próbowali nauczyć go kontrolować jego moce, ale nie udało się. Wilk jedynie nauczył się jak rozróżnić żyjących od umarłych. Jego matka zawsze otaczała go większą opieką, niż swoje pozostałe szczenięta. Wiecznie trzymała Cyana przy sobie i nie pozwalała mu na żadne ryzyko, bojąc się, że jakiś duch zwiedzie jej syna i zrobi mu krzywdę. Przez to, Cyan wyrósł na mało samodzielnego wilka. Kiedy osiągnął wiek 3 lat matka nadal była w jego stosunku nadopiekuńcza, więc basior zdecydował odciąć się od niej na dobre, opuszczając watahę. Kierowała nim również nadzieja, że kiedyś znajdzie się ktoś, kto pomoże mu opanować swoje moce. Przez jakiś czas zdarzyło mu się nawet kręcić wokół ludzkiego miasta, którego mieszkańcy okazjonalnie rzucali mu resztki z obiadu.
Zauroczenie: Nie ma
Głos: Basior ma spokojny i dość niski głos. Nigdy go nie podnosi; zawsze mówi tak, że jest się go w stanie ledwie usłyszeć Link
Partner: Byłoby miło mieć kiedyś jakiegoś
Szczeniaki: Nie ma (i raczej nie będzie miał)
Rodzina: Żyje gdzieś na innych terenach. Pamięta tylko matkę, Sabrinę. Ojca i rodzeństwa w ogóle nie jest w stanie sobie przypomnieć.
Jaskinia: Stara jaskinia, cała porośnięta mchem i wszelkimi dziwnymi roślinami, których nasiona przytargał wiatr
Medalion: Link
Towarzysz: Nie ma
Inne zdjęcia: -
Przedmioty kupione w sklepie: Brak
Dodatkowe informacje: Cyan zdecydowanie woli basiory
Umiejętności:
: Siła: 20
: Zręczność: 100
: Wiedza: 270
: Spryt: 260
: Zwinność: 100
: Szybkość: 40
:Mana: 10

1.08.2019

Nowa wadera! Kaoma

Autor grafiki: https://www.deviantart.com/kalambo


Właściciel: Fever [doggi-game]
Imię: Została obdarzona nader egzotycznym imieniem, a brzmi ono Kaoma.
Wiek: 7 lat
Płeć: Wadera
Żywioł: Podobnie, jak u rodzeństwa jest to woda oraz powietrze, dodatkowo natura obdarzyła ją żywiołem ziemi.
Stanowisko: W byłej watasze grała rolę swatki i była zadowolona ze swojego zajęcia, teraz jednak musi podołać cięższemu zadaniu i wcielić się w rolę szamana.
Cechy fizyczne: Jest posągowa. Mała głowa, zakończona niedługim pyskiem jest przyozdobiona ślepiami w kolorze zielonym. Na czaszce sterczą dwa, proporcjonalne do ciała uszka, w jednym z nich widnieje srebrny kolczyk. Całe tułowie jest bardzo smukłe, okryte krótkim, ale gęstym włosiem, szarość wpadająca w niebieski. Ogon długi, trochę wypłowiały, nic szczególnego. Na sierści wyraźnie zaznaczone są jasne znamienia, które przypominają kiełkującą roślinę. Jest wysoka, często wygląda, jakby szła na szczudłach ze względu na swoje zbyt długie i chude łapy. W jej kroku nie można dostrzec gracji, prędzej jej brak.
Cechy charakteru: Jak każda żywa istota ma wiele wad i zalet. Kaoma nie potrafi rozmawiać ze szczeniętami, często brak w niej empatii, nie lubi i nie umie pocieszać. Wielokrotnie łamała obietnice, jest niepunktualna, zbyt pewna siebie. Kolejną wadą jest duma, której nie potrafi się wyzbyć. O dziwo wielu marzeń o szczęśliwej rodzinie, nie potrafi rozmawiać z basiorami, zawsze mówi albo za dużo lub w ogóle się nie odzywa. Potrafi wygarnąć, jeśli coś jej się nie podoba, ale robi to, kiedy jej cierpliwość sięga granic. Zazwyczaj jest spokojna, cicha, nieobecna podobnie jak jej bracia - Harbinger Ghost czy Oleander. Lubi polować. Uwielbia metaliczny smak oraz zapach krwi. Momentami jest naprawdę zapatrzona w siebie, nie widzi swoich wad. Nie umie podejmować decyzji. Ucieka od problemów. Nigdy nie miała przyjaciół, całe dzieciństwo spędziła z rodzeństwem, nie jest w stanie zwierzać się komuś obcemu. W wolnych chwilach łapie motyle, jest zafascynowana ich lekkością oraz wyglądem. Uwielbia dobrą zabawę, ale tylko w znanym towarzystwie. Jeśli ktoś pozna ją bliżej, będzie w stanie dostrzec jej zamiłowanie do przyrody oraz wielkie oddanie.
Cechy szczególne: brak
Lubi: Motyle, wodę, chłód, zapach krwi
Nie lubi: Piasku
Boi się: Jeszcze nie wie, czego się boi, ale z czasem z pewnością się tego dowie.
Moce:
~ Oddychanie pod wodą
~ Tworzenie różnych skał oraz minerałów
~ Rzeźbienie w skałach
~ Władza nad ciepłymi wiatrami
Historia: Po śmierci rodziców przy wejściu do ich jaskini znalazła tajemniczy list, który nakazywał jej odnaleźć pozostałe rodzeństwo. Znając zawiłą historię klątwy swojej rodziny, postanowiła wyruszyć na poszukiwania najstarszych braci, aby wspólnie mogli odnaleźć Kodę, Stellę oraz Eventie'go. Nie spodziewała się, że na ziemi Watahy Smoczego Ostrza znajdzie jedynie zgliszcza niegdyś pięknego królestwa. Wadera z mieszanymi uczuciami ruszyła w drogę powrotną, natrafiając przy tym na dziwne ślady, które zwiastowały, że tereny WSO nie są całkiem opustoszałe. W taki oto sposób dała kolejną szansę przygodzie. Odnalazła najstarszego brata oraz nieco młodszego Oleandra, a dodatkowo dowiedziała się, że Eventie nie żyje od kilkunastu lat. Przez jakiś czas zamieszkiwała tereny watahy swoich braci, ale w końcu postanowiła odejść w poszukiwaniu miejsca dla siebie.
Zauroczenie: Wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia, ale jest zbyt dumna, aby spojrzeć na pierwszego, lepszego basiora. Szuka ideału, choć wie, że nikt nie spełni jej wymagań. Prawdopodobnie umrze samotnie, ale pogodziła się z tym.
Głos: Trochę niski, jak na waderę, lekko zachrypnięty, co nie znaczy, że nie brzmi kobieco. Jest mieszanką wielu barw, zmienia się wraz z nastojem Kam oraz tego, o czym się mówi.
Partner: Brak
Szczeniaki: Pragnie zostać matką, chociaż dla jednego szkraba.
Rodzina: 
O dziwo biologiczni rodzice:

~Matka Loyane
~Ojciec Pi

Rodzeństwo:

~Kochany Harbinger Ghost
~Nieznośny Oleander (martwy)
~Eventie (martwy)
~Koda
~Stella

Jaskinia: Niewielka, szara jaskinia. W środku nie ma nic szczególnego, pomieści dwa-trzy wilki.
Medalion: Bardzo niewielki, karminowy kamyczek ukryty po wewnętrznej stronie kolczyka.
Towarzysz: Brak
Inne zdjęcia: Brak
Przedmioty kupione w sklepie: Brak
Dodatkowe informacje: Brak
Umiejętności: 
: Siła: 50
: Zręczność: 150
: Wiedza: 200
: Spryt: 60
: Zwinność: 150
: Szybkość: 190
:Mana: 24h

Odchodzą! (decyzja właścicieli)



Exan



Czarny Kruk

A więc, te duszyczki postanowiły nas opuścić. 
Będziemy tęsknić :)

Od Nitaena


Potrząsnąłem głową, strzepując z siebie kroplę wody, która postanowiła spaść ze stropu groty na moją głowę, akurat gdy jadłem świeżo ugotowane ziemniaki. Serio. Ziemniaki są pyszne. Ale nie takie zmielone, tylko całe, które chwilę poleżały sobie pozostawione same sobie w naczyniu, żeby dookoła nich powstała taka niby skórka. Takie najlepsze. Rozprostowałem kręgi wyciągając przed siebie łapy i gdy kolejna kropla spadła na mój pysk, nerwowo chciałem ją ugryźć. Tak, bo czemu nie.
- Nie jedz powietrza, ziemniaki ci się skończyły? Taki głodny jesteś? - usłyszałem kpiący ton siostry, która właśnie wchodziła do jaskini.
- Jak tam, praca skończona czy znowu masz kaca po wczorajszym piciu? - odgryzłem się wracając do żucia ziemniaków.
- W przeciwieństwie do ciebie zamiast alkoholu piję soczki - odpowiedziała obojętnie po czym zrzuciła z siebie kosz z rybami
- Dzisiaj będą ryby?
- Tak, z ziołami.
- Ale żeby aż cały kosz?
- Kto powiedział że będziemy jeść sami? - spytała unosząc brwi
- Ale kogo masz zamiar...
- Mamę, Tatę, jeszcze żyjące rodzeństwo, - mówiła wyciągając ryby na jakąś tacę - pomóż mi. Weź przynieś zioła czy coś. Tylko nie byle jakie, chyba pamiętasz jakie zioła się do ryby dawało nie? - usłyszałem za sobą

Od Equela do Rose


Uśmiechnąłem się przyjaźnie w stronę Rose.
- Śpij dalej - dotknąłem nosem jej policzka. Gdy ta położyła głowę na łapach, wstałem ostrożnie, po czym skierowałem się do półek, jakie tworzyły korzenie zaplatające się pomiędzy skałami. Pamiętałem jeszcze dokładnie jak Nitaen jako taki szczeniak przy kości próbował powyżerać wszystkie herbatniki. Z tą myślą wziąłem gliniane naczynie w którym były jakieś przekąski, podreptałem do wciąż śpiącej Rose i położyłem obok niej miskę, po czym ułożyłem się obok niej, by popatrzeć na szare niebo, które dawało mizerne światło wchodzące lekko do groty. Ta ulewa się należała. W końcu po kilku dniach upału, Bogowie postanowili coś z tym zrobić. Chociaż pewnie to nie oni, tylko zwykła natura postanowiła zrobić coś z tą suszą. Przystawiłem nos do sierści wadery. Pachniała ziołami. Rozróżniłem kilka z nich, także lekki powiew lawendy. Widać tylko drzemała, bo po chwili odwróciła w moją stronę głowę.
- Jak tam? Nie było dzisiaj za dużo do robienia prawda? - spytałem łagodnie. Ta tylko westchnęła zamykając zmęczone oczy
- Cały dzień spokój, jedyne co mogę leczyć to ranne ptaki czy robić maści na oparzenia, ugryzienia, zakażenia... - zaczęła wyliczać sennym wzrokiem. Palnąłbym coś teraz, jednak sądząc po moim wieku, trochę dla mnie na to za późno, więc tylko kontynuowałem rozmowę, opowiadając o całym nudnym dniu i o tym, jak brak wiatru i deszcz skutecznie zamaskował zapach polujących. Nic nowego. Po jakimś czasie, przez zachmurzenie przecisnął się lekki, złocisty promień światła, dziarsko odbijający się w kałuży. Po chwili pojawiła się przy nim reszta światła, przebijająca się z różnych stron nieba przez chmury. Krajobraz wyglądał magicznie, w akompaniamencie z lekko uderzającym o ziemie deszczem.

<Rose?>

Event urodzinowo-letni!

Dobry wieczór każdemu, kto czyta ten post zaraz po publikacji, oraz dzień dobry tym, którzy raczyli rzucić na niego okiem dopiero rano, w południe czy po pysznym, letnim obiedzie.
 
Roooozwiń dobry człowieku :3
v