14.11.2018

Od Kory cd. Misia

Wybiegłam na dwór. Od razu owionął mnie chłodny jesienny wietrzyk. Byłoby to całkiem przyjemne, gdyby nie jedna rzecz, która przybyła wraz z nim.
A mianowicie: deszcz.
Gdy tylko czuję te małe, nieznośne kropelki, opadające bezwstydnie na każdy odsłonięty centymetr mojego ciała i zamieniające moją sierść w nasiąkniętą, bezużyteczną warstwę kłaków, to aż chce mi się porządnie trzasnąć te chrzanione chmurki jakimś porządnym kijem w ich puchate łby, obojętnie, czy jest to możliwe, czy nie. Może wtedy przestałyby się zamieniać w te chmurzyska-mutanty, i… Nieważne.
Horda mokrych drobinek pokrywała cały świat wokół i właśnie zabierała się za mnie. Prychnęłam ze złością, warknęłam krótko na deszczowe chmury, i zanim w Niedźwiedziu mogła rozbłysnąć choćby iskierka nadziei na wygraną, popędziłam przed siebie. Liście, którymi zasłana była ziemia, zrobiły się śliskie, ale nie sprawiło mi to kłopotów. Ze mną deszcz tak łatwo nie wygra!
Bez przeszkód i zbytniego ociągania się przeskoczyłam linię granicy lasu z obszarem łąk. Tutaj kropelki mogły mi już tylko obrzydzać życie ciągłym stukotem; drzewa iglaste to bardzo dobrzy obrońcy. Lubię je. Nie zrzucają igiełek na zimę, są takie żywe i zielone przez cały rok. No i, jak już mówiłam, wspaniale powstrzymują deszcz przed spadnięciem na mnie.
Usłyszałam kroki za sobą i podczołgałam się bliżej pnia świerku.
- Przed czym się tam chowasz? – zapytał Niedźwiedź, pochylając się.
- Przed mikrozabójcami – odparłam, strzepując z głowy jakąś obeschniętą igiełkę.
- Czyli?
- No, przed kroplami – westchnęłam z politowaniem nad jego niedomyślnością, po czym wysunęłam się spod gałęzi drzewa. – Po co ten cały spacer, co?
Wzruszył lekko ramionami.
- Chciałem wyjść z domu i o czymś z tobą porozmawiać.
- To nie brzmi zbyt pociągająco. – Otrzepałam się z elementów leśnego poszycia, które przyczepiły się do mnie i mojej bluzy. Nie wszystkie opadły, ale mówi się trudno. – Raczej podejrzanie.
- Cóż, przecież nie musisz. W każdej chwili możesz uciec i więcej się nie pokazać, sama powiedziałaś – zaoponował, ruszając naprzód.
- Nie ufam ci! – burkęłam jeszcze, zanim sama podążyłam ścieżką. Perspektywa zwiewania akurat tego dnia nie wydawała mi się zbyt przyjemna, a pozostanie pod świerczkiem w towarzystwie robaczków również nie stanowiło ciekawej opcji.
Podczas, gdy basior zachowywał jeszcze milczenie, zaczęłam się rozglądać po mijanym terenie. Zgodnie ze starą zasadą „poznaj swojego wroga”, zapamiętywałam różne charakterystyczne miejsca, które mogłyby się nadać na punkty orientacyjne podczas ucieczki. Zapachy były w tym bardzo pomocne. Znalazł się jednak jeden, który odrobinę mnie zaniepokoił. Krew.
- Jeśli to ma być lekcja pierwszej pomocy, to ja spadam – mruknęłam, zrównując się z Niedźwiedziem. Zdawało się, że uśmiechnął się pod nosem. To zirytowało mnie jeszcze bardziej.
- Nie. Posłuchaj, Kora – odwrócił głowę i spojrzał prosto na mnie – co pamiętasz o swoich rodzicach?
Przez chwilę chciałam walnąć łbem w najbliższy pieniek. Dorośli! Czy oni zawsze muszą pytać o to samo? Nigdy nie słyszałam, żeby jakikolwiek dorosły wilk zapytał szczeniaka co lubi robić, czego się boi, co sądzi na jakikolwiek temat. Jedynie „jak masz na imię?”, „ile masz lat?”, „kim są twoi rodzice?”. Obchodzą ich tylko dane – płeć, wiek, nazwa, zawód, gatunek. Jakby reszta się nie liczyła.
To pytanie, choć podobne, było jednak trochę inne. Wyczuwałam to w sposobie, w jaki Niedźwiedź je zadał. Może więc nie należy spisywać go na straty. Może. Okaże się.
- Moja mama ma na imię Maka i jest miła, ale nie dawała mi słodyczy. Tata rzadko był w jaskini, bo polował. Na jelenie. Takie duże, z rogami… - rozmarzyłam się. Tak dawno nie jadłam jelenia! Tamte były pyszne, szczególnie tuszka, podpieczona lekko na ognisku… Ach, o czym ja mówiłam? – Z rogami. Tak. Mam jeszcze Lakę, który… - przerwałam. Do głowy znów napłynęły mi obrazy sprzed miesięcy. Nie. Nie, precz! Dlaczego to musi mi się zawsze przypominać?!
- Kora? – Niedźwiedź przystanął, co ledwie zauważyłam. – Wszystko dobrze?
Zacisnęłam powieki, próbując przywrócić się do porządku.
- Nie… Tak. Laka jest wkurzającym wrzodem na tyłku, bo jest starszym bratem. A teraz zostaw mnie w spokoju! – krzyknęłam i pobiegłam przed siebie, byle gdzie, tylko daleko. Jednak już po kilku metrach kaptur zaczepił mi się o jakąś durną gałązkę głogu, a ja nie miałam siły się jej pozbyć.
<Misiu? Meg?>

1 komentarz:

  1. Misio zadawał jeszcze inne pytanka! D< (Kolej Meg na odpis. Może na ciebie wpadnie? C;)

    OdpowiedzUsuń