- Nie! Jeśli jest jakiś sposób, to właśnie taki. Ren! Mówię coś! Oddaj tę torbę!
- Renuś, proszę, nie wściekaj się i oddaj te rzeczy Temisto.
- Ty też!? Naprawdę chce wam się leźć za granicę, żeby tylko…
- Prawdę mówiąc, nie chce mi się. Ale nie chcę też, żeby dalej taki był.
- Więc moglibyście pomóc, bo jak na razie nie widzę, żeby ktokolwiek robił coś w tym kierunku!
- Że ja mam pomagać? Dobre sobie.
Zastrzygłem uszami. Zwykle rodzeństwo nie konwersowało na takiej amplitudzie. Widocznie tym razem miało ważny powód. I tym powodem najwyraźniej byłem ja.
Przeciągnąłem się i wstałem na łapy. Otrzepałem się jeszcze z resztek snu, po czym opuściłem pokój.
- Dzień dobry! O czym gawędzicie? – zapytałem pogodnie, stając na progu.
Nico pisnęła i odruchowo się cofnęła. Dosyć dziwne, ale ten dom nigdy nie był zbyt normalny. I tak wszystko mi jedno.
- Słuchaj… - odezwała się Kalli. Zamilkła, rozejrzała się po pyskach rodzeństwa, z których dziwnym zbiegiem okoliczności akurat wszystkie były odwrócone, westchnęła i kontynuowała. – Właśnie planowaliśmy wyprawę. Chcemy znaleźć Igazi.
Chcą znaleźć… Ach. W jednej chwili poczułem jeszcze intensywniej, że stoję na ziemi, jakby zwiększyła się siła grawitacji. Moje spojrzenie stwardniało.
- Dlaczego chcecie szukać martwej? – zapytałem, prychając śmiechem. Po chwili znów zapadła cisza, tym razem jeszcze cięższa. – To idiotyczne. Odpuśćcie sobie.
W Renie jakby coś pękło. Szarpnął głową na bok, odsłaniając zęby.
- Widzicie?! Widzicie tego powalonego wariata?! O tym właśnie mówiłem! Sam nazwał to idiotyzmem, jak możecie chcieć się dla niego męczyć?
- Ren! – krzyknęła Temmie, wyskakując przed niego, by odciąć mu ewentualną drogę ataku.
- Hej, stop! – zawołałem. Odwróciła się. – Przecież on ma rację.
Cała piątka, nawet Ren, spojrzała na mnie jak na obłą- cóż, jak to na mnie.
- Wasze działania są jak najbardziej nonsensowne, a powalonym wariatem mogę być, proszę bardzo.
- Ale… Dlaczego ty nie rozumiesz!? Musimy! – niemal zaskomlała Temisto. Może i by mnie to zdziwiło, ale świat jest zbyt śliczny, by zawracać sobie głowę takimi rzeczami.
- Z jakiego powodu? – spytałem w zastanowieniu. – Doceniam chęć wyprawienia pogrzebu, ale ciało zostało już prawdopodobnie rozszarpane przez…
- Przestań już! – poprosił cicho Tobias. Przez chwilę wszyscy milczeli. – Nie poznaję cię… Ale niezależnie od tego, co myślisz, ona ż y j e!
Pochyliłem łeb, czując, jak jeży mi się sierść na karku.
- Ona NIE żyje, Tobias. NIE MA jej, czy to jasne? PRZESTAŃCIE SIĘ WRESZCIE ZAJMOWAĆ TĄ PARANOJĄ!
Odwróciłem się i wybiegłem z pomieszczenia, a potem z jaskini. Złość była już dla mnie zapomnianym uczuciem. Dlaczego znów przychodzi? Dlaczego oni nie mogą zapomnieć? Nie wiedziałem. Była tylko jedna rzecz, której byłem pewien.
Igazi nie ma wśród żywych i jest to rzecz niezaprzeczalna.
***
W jednym z pokojów jaskini Luny i Kagekao jeszcze przez dłuższą chwilę panowała cisza.
- To.. co robimy? – odezwała się niepewnie Kallisto. Z początku nikt nie odpowiedział.
<Rodzino?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz