Padało coraz mocniej, przez co dźwięk również był głośniejszy. Starałem się zniwelować te odgłosy, by nie dotarły do Kory, jednak okazało się to bezcelowe. Waderka niebawem zaczęła się przewracać z boku na bok, co dało mi pewność, że się przebudziła. Czas na śniadanko!
Dałem jej chwilę, żeby wstała, a sam zacząłem przyrządzać jedzenie. Na deszcz najlepsze kakałko, a do kakałka najlepsze gofry. Miejmy nadzieję, że tym razem nie ucieknie przed posiłkiem. Wolałbym, żeby nabrała sił na dzienne przygody. Poza tym będę musiał z nią porozmawiać, żeby zdobyć jakieś konkretniejsze informacje. Bądź co bądź, ale niektóre rzeczy jednak muszę wiedzieć. Szczególnie, że Kora zna swoich rodziców. Jeśli nadal żyją, powinienem spróbować do nich dotrzeć, poszperać przy tym. Tak przynajmniej myślę...
Przed końcem roboty pojawiła się waderka.
- Hej, Kora- przywitałem się, kiedy wskakiwała na blat.
- Cześć- odpowiedziała, nie patrząc w moją stronę, tylko na cieplutkie kakao.
- Śmiało, to dla ciebie- uśmiechnąłem się do niej. Zamachała ogonem i podeszła do miski. Odwróciłem się i wziąłem dżem. Po chwili był on już częścią dania. Gotowe.
- Mlask, mlask, mlask- głośne dźwięki dochodzące z pyszczka Kory zwróciły moją uwagę.- Za mało słodkie. Więcej cukru.- I miała już po niego sięgać, ale...
- Może lepiej nie- odparłem. Na wszelki wypadek odsunąłem go dalej i odwróciłem się do waderki.- Masz jeszcze gofry, mała.
Kora zaciekawiona spojrzała na mnie, machając ogonem.
- Co to gofryyy?
- Takie dobre jedzonko- powiedziałem, przesuwając talerz w jej stronę. Z początku podejrzliwie nastawione do posiłku szczenię podchodziło z dystansem do jedzenia, ale potem ze smakiem wszamała wszystko. Trochę się ubrudziła, ale nie chciała się umyć. Westchnąłem i wyszedłem z kuchni.
- To może napij się chociaż trochę wody- zaproponowałem, robiąc porządek z posłaniem, na którym spała.
- Po co?- Podeszła bliżej mnie, zeskakując uprzednio z blatu.- Piłam kakao- dodała, podchodząc jednak do minijeziorka i biorąc dwa hausty wody. Przy okazji trochę się oczyściła.
- Nie będzie chciało ci się pić po słodkim, kiedy wyjdziemy- wytłumaczyłem, zapominając o jednym małym szczególiku. Waderka nie znała moich zamiarów.
- Wyjdziemy?- Mała stanęła przede mną, najwyraźniej oczekując kontaktu wzrokowego, na co przystałem, nie chcę tracić zaufania szczeniaka.
- Miałem nadzieje, że przejdziesz się ze mną na drobny spacerek.- Przypominając sobie o niedawno przeprowadzonej na terenach czystce, dodałem jeszcze, że podróż trochę by zajęła.
- Jak nic coś knujesz, Niedźwiedź.- Przymrużyła oczy, nadal jednak wpatrując się w te moje.- Piszę się- powiedziała w końcu, jednak bez przekonania w głosie.- Jak coś mi się nie spodoba, to spadam i już mnie nie zobaczysz.
Najwyraźniej uznała to za wystarczającą groźbę. Posłała mi pełen pewności siebie uśmieszek i wyszła z jaskini.
- Idziesz, czy mam iść sama?
Ten szczeniak nie powinien mieć mnie w garści. A jednak miał. I doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Idę.
- Szybciej! Kto ostatni w lesie ten zgniłe jajo!
<Korciu? Meg?>
- Wiem, że czas tutaj nie trzyma się kupy, ale opko jest ;-;
Przymrużyła oczy?
OdpowiedzUsuńCzyżby... tak? θ-θ
Skąd ten pomysł? ? θ.θ
Usuń