Czekałam przy wejściu na wiatrołap z wiklinowym koszykiem na
grzbiecie. W sumie zabawne, że znali mój rozmiar w talii. Nie ukrywam, byłam
bardzo przestraszona moją wyprawą, jak i zarówno czułam ekscytację. Ruszałam na
swego rodzaju polowanie. Polowanie na wilcze dary. Uściślając, mieliśmy zdobyć
słuch, zdrowie, zdrowy rozsądek, łapę oraz układ pokarmowy. Ostatnie było
zdecydowanie dziwne. Co ten wilk mógł sobie zrobić, by musiał mieć nowe jelita,
żołądek i tego typu rzeczy? Ciekawe czy jamę ustną to też obejmuje…
Nie musiałam długo czekać zanim przyszła różowo-futra. Na
jej pysku widniała obojętność, chociaż czułam, że tak naprawdę jest przerażona
tak jak ja. Muszę przyznać, gdyby nie te oczy byłaby nawet całkiem urocza. Tylko
jeszcze dodać jej promienisty uśmiech.
Stałyśmy w ciszy, póki się nie odezwała.
– Jak ci na imię? – zapytała, z lekko wyczuwalną dozą
ciekawości.
Spojrzałam na nią, po czym odrzekłam z lekkim uśmieszkiem na
pysku.
– Yuki, a tobie?
– Lilia – powiedziała szybko. – Jak myślisz, zdążymy na czas
przynieść wszystkie dary? – zapytała już wolniej, jakby to było to, czego
naprawdę chciała się dowiedzieć z rozmowy.
– Raczej tak, o ile się w miarę zgrabnie uwiniemy. Nie
powinno zrobić to nam większego problemu, zadanie zdaje się łatwe.
– A jeżeli takie nie będzie? – wtrąciła mi się w wypowiedź.
Widziałam w jej czerwonych oczach błysk przerażenia.
– To będziemy musiały się postarać by je wykonać w ciągu
trzech dni, trzeba być dobrej myśli – odpowiedziałam. – Jeżeli nie zmieścimy
się w terminie wiesz, co nas spotka. – Mimo wszystkich sił włożonych w to, bym
zabrzmiała jak najbardziej spokojnie, głos mi się lekko załamał.
Niestety nasza lekko upośledzona rozmowa zakończyła się wraz
z przyjściem garbuski.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz