3.11.2018

Od Haraki cd. Kalego

Słońce zniżało się powoli, pokrywając ziemię złocistorudymi barwami. Przy okazji świeciło prosto w oczy Harace, przez co musiała je mrużyć, by móc wędrować dalej. Sergiusz pozostawał niewzruszony.
Przebyli spory kawałek, przechodząc przez kilka zagajników i pól, by w końcu ujrzeć na horyzoncie niską zabudowę sklepiku. Od celu podróży dzielił ich już tylko jeden z niewielu dobrze zagospodarowanych terenów watahy – średnich rozmiarów placyk, obsadzony gęsto krzewami wonnych kwiatów, rozwiniętych nawet o tej porze roku. Podłoże stanowiła miękka, przyjemna dla łap ziemia, której nieprzypadkowe znalezienie się w tym miejscu stanowiło ewenement na skalę nie tylko okolicy, ale i całego regionu.
- Astry – wymamrotała pod nosem szczurzyca, pochylając głowę, by nie dotknąć zwieszającej się z wątłej łodygi olbrzymiej główki kwiatu. Nie lubiła tego rodzaju kwiecia. Przepych, jakim ukoronowane były jego pędy, wydawał jej się kompletnie nie na miejscu, gdy porównywała je do innych roślin, o niejednokrotnie dużo szerszym kręgu zastosowań.
Nie tylko powietrze tutaj, ale i cały placyk były natomiast wręcz przesiąknięte agresywnym aromatem tych jesiennych piękności.
Haraka przecięła placyk, z początku biegnąc szybko, potem trochę zwalniając. Od zapachu kwiatów zaczynał ją swędzieć nos, co przyniosło nowy temat do rozważań: czy węże mogą kichać? Zaraz jednak je porzuciła, gdyż Sergiusz na powrót pojawił się przy niej i mogli kontynuować podróż.
Dotąd, ku radości węża, wycieczka płynęła w milczeniu; nagle jednak szczurzycy zachciało się to zmienić. Spojrzała na współtowarzysza, będącego jednocześnie wrogiem, jednak zanim zdążyła wystosować do niego jakąś mniej lub bardziej kąśliwą wypowiedź, oboje stanęli (Sergiusz bardziej wpełzł) na progu sklepiku.
- Idź i załatw tę matę – syknął i zwinął się lekko, najwyraźniej nie zamierzając ruszyć się z miejsca.
- Oczywiście, strachliwy pełzaku – prychnęła Haraka, po czym wkroczyła w półmrok sklepiku.
Właśnie miała wbić zęby w ścianę na widok rozległego obszaru, jaki zajmowały półki z kompletnie nieinteresującym asortymentem, jaki stanowiły fiolki i buteleczki z wszelkiego rodzaju miksturami, gdy usłyszała cichy głos:
- Pomóc pani w czymś?

***

- …i tak, jak to jest nie mieć nóg? – kontynuowała, niezrażona tym, że na większość poprzednich pytań nie otrzymała odpowiedzi. Wąż wysyczał cicho coś, co można by luźno przetłumaczyć na rozpaczliwe „Skończ wreszcie, babo!”. Od kiedy ponownie przeszli przez placyk, Haraka wykazywała niezwykłą gadatliwość, której nie przeszkadzał nawet przymus ciągnięcia przez całą drogę powrotną całkiem sporego rulonu maty.
- No, naprawdę – sapnęła, szarpiąc za przytroczony do bagażu sznureczek, by w ten sposób posunąć go do przodu o kilka kolejnych centymetrów – jeśli dalej będziesz takim ponurakiem, to nigdy nie znajdziesz sobie dziewczyny!
- To, że tu z tobą jessstem nie oznacza, że muszę z tobą rozmawiać. – Biedny Sergiusz nie mógł nawet przysłonić czymś otworów słuchowych, by choć na chwilę uwolnić się od niewątpliwie dlań irytującego dźwięku, jakim był głos szczurzycy.
- Ale mógłbyś. Popatrz, jak wesoło ptaszki śpiewają, żuczki brzęczą, ziemia krzyczy w uniesieniu! Jak można nie rozmawiać z bliźnim w takich pięknych… O, jesteśmy. Zawołaj, łuskowaty ogonie, swojego pana, dobrze?
Wąż ruszył prędzej, niespodziewanie pozostawiając uszczypliwość bez komentarza; najwyraźniej chciał jak najszybciej uwolnić się od Haraki. Zniknął w jaskini, gdy szczurzyca wciąż mozolnie zbliżała się do niej, z trudem ciągnąc matę.
 - Jej! – powiedziała, zeskakując na ziemię. Kali pokręcił lekko głową.- Bywa Pani Doktor całkiem irytująca, wiedziała Pani o tym?
- Coś obiło mi się o uszy. – Podbiegła do małego pagórka z poduszek, po czym na jedną wskoczyła. – Miękkie.
- Odkrywcze stwierdzenie – skomentował basior, podchodząc.
- Ba! Przecież wiesz, jakie są szpitalne poduchy. I na co oni wykorzystują te podatki…? – Haraka ziewnęła i zniknęła pod warstwą kocyków.
- Czekaj!
Jedynie niewielkie wybrzuszenie materiału wskazywało na obecną pozycję szczurzycy. Choć jeszcze minutę temu wydawała się całkowicie rozbudzona, teraz wyraźnie balansowała na granicy snu i jawy. Kiedy miała już wpaść w krainę sennych marzeń, w niewielkiej odległości od siebie poczuła ciepełko. Natychmiast wypełzła jednak się da xD spod ciepłego okrycia.
- Obiecałeś, mój ciapciaku – wymamrotała, wciskając się w sierść wilka. Chwilę potem słodko zasnęła.
<Kali?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz