- To twoja wina, Ren! - wykrzyknęłam przestraszonym głosem.
- Nie prawda, to ta idiotka pobiegła w las i jeszcze mnie prowokowała, żebym ją gonił. - mruknął mój brat, niewzruszony tym co się stało.
- Uspokójcie się. - odezwała się Kallisto, która jako jedyna zachowała zimną krew. - Panika nic nie da.
- Ale Temisto zniknęła! Zgubiła się w lesie! Pewnie coś złego jej się stało! - wyobrażałam sobie najczarniejsze scenariusze. Nie wybaczę sobie, jeśli jej się coś stanie. Tak na nią gadałam, że jaka to ona świrnięta, szalona i tym podobne. W dodatku mama się załamie. Uhh, dlaczego to się musiało stać?!
- Spokojnie. - Kallisto dalej próbowała opanować sytuację. - Słuchajcie, zrobimy tak. Pójdziemy jej szukać całą naszą grupą, ale możemy się od siebie oddalać na widoczną odległość. Lepiej, żebyśmy się my sami nie zgubili, bo wtedy będzie źle. Zrozumiano?
Przytaknęliśmy i zaczęliśmy poszukiwania.
Ciąg dalszy z perspektywy Kallisto.
29.11.2018
28.11.2018
Od Luny CD Kagekao
- Oj, histeryzujesz. - mruknął Kagekao. - Zresztą jeśli będę chciał, to nawet nie zauważysz jak wyjdę.
- Ale jak zauważę, to poczujesz to tak dotkliwie, że później będziesz śpiewał głosikiem tak cieniutkim, że nawet byś nie pomyślał, że to możliwe. - zdenerwował mnie ten stary pierdziel.
- Wiesz co? Chyba wrócę do spanka, nie wyspałem się. - uśmiechnął się krzywo, po czym ułożył się wygodnie na posłaniu i zamknął oczy, a ja od razu wiedziałam co teraz miałam zrobić.
Cóż, pora odnaleźć starych przyjaciół. Można powiedzieć, że dosyć ciepłych przyjaciół...
Ze znalezieniem Flegetona nie miałam zbytniego problemu. Mój towarzysz "z drugiej ręki" obecnie kręci się po jakichś pustych jaskiniach, szukając jakiegoś schronienia na zimę. Może i jest odporny na wysoką temperaturę, ale na niską już nie bardzo. Ma bardzo cienką skórę i łatwo się przeziębia, a wtedy jego ogień na ciele całkowicie gaśnie na kilka tygodni. Opowiadał mi o tym, że kiedyś jesienią się przeziębił, jego ogień zgasł, a wtedy mieli z Hekate niemałe problemy. No, ale wróćmy do tematu.
Flegeton zgodził się pomóc mi z moim partnerem, szczególnie, że moja jaskinia jest dosyć przestronna i w niej nie wieje.
Razem z Flegetonem poszliśmy szukać drugiego przyjaciela, na którego Kage mówi "POMIOT SZATANA!", więc nada się do tego zadania idealnie.
Szukanie Płomyczka normalnie byłoby trudniejsze, ale z Flegetonem poszło bardzo sprawnie. Cerber zaśmiał się, że ogniste istoty się przyciągają. Cóż, może być w tym trochę prawdy. Płomyczek znalazł się w norze, pod kilkusetletnim, ogromnym drzewem. Bardzo chętnie zgodził się mi pomóc, szczególnie przez relacje jakie łączą go i Kagekao. Oby się nie pozabijali.
Ciekawe co zrobi Kagekao, kiedy obudzi się w pomieszczeniu "zamkniętym" przez cielsko cerbera i jak zareaguje na swojego starego kolegę - Płomyczka.
<Kage?>
- Ale jak zauważę, to poczujesz to tak dotkliwie, że później będziesz śpiewał głosikiem tak cieniutkim, że nawet byś nie pomyślał, że to możliwe. - zdenerwował mnie ten stary pierdziel.
- Wiesz co? Chyba wrócę do spanka, nie wyspałem się. - uśmiechnął się krzywo, po czym ułożył się wygodnie na posłaniu i zamknął oczy, a ja od razu wiedziałam co teraz miałam zrobić.
Cóż, pora odnaleźć starych przyjaciół. Można powiedzieć, że dosyć ciepłych przyjaciół...
Ze znalezieniem Flegetona nie miałam zbytniego problemu. Mój towarzysz "z drugiej ręki" obecnie kręci się po jakichś pustych jaskiniach, szukając jakiegoś schronienia na zimę. Może i jest odporny na wysoką temperaturę, ale na niską już nie bardzo. Ma bardzo cienką skórę i łatwo się przeziębia, a wtedy jego ogień na ciele całkowicie gaśnie na kilka tygodni. Opowiadał mi o tym, że kiedyś jesienią się przeziębił, jego ogień zgasł, a wtedy mieli z Hekate niemałe problemy. No, ale wróćmy do tematu.
Flegeton zgodził się pomóc mi z moim partnerem, szczególnie, że moja jaskinia jest dosyć przestronna i w niej nie wieje.
Razem z Flegetonem poszliśmy szukać drugiego przyjaciela, na którego Kage mówi "POMIOT SZATANA!", więc nada się do tego zadania idealnie.
Szukanie Płomyczka normalnie byłoby trudniejsze, ale z Flegetonem poszło bardzo sprawnie. Cerber zaśmiał się, że ogniste istoty się przyciągają. Cóż, może być w tym trochę prawdy. Płomyczek znalazł się w norze, pod kilkusetletnim, ogromnym drzewem. Bardzo chętnie zgodził się mi pomóc, szczególnie przez relacje jakie łączą go i Kagekao. Oby się nie pozabijali.
Ciekawe co zrobi Kagekao, kiedy obudzi się w pomieszczeniu "zamkniętym" przez cielsko cerbera i jak zareaguje na swojego starego kolegę - Płomyczka.
<Kage?>
27.11.2018
Od Kallisto "Posiadłość Tajemnic" cz. 3
- Temisto! - warknęłam wygrzebując się ze sterty liści, którą na mnie i resztę rodzeństwa zrzuciła moja kochana siostrzyczka. Ja ją chyba kiedyś utopię.
- Tem, jak ja cię zaraz...! - burknął Ren, któremu drobniejsze listki utknęły w tej jego grzywce.
- No co mi zrobisz, Reniferku? - Tem igrała z ogniem. Ren raczej nie należy do osób zbyt spokojnych i łatwo go zdenerwować, szczególnie, że nienawidził, kiedy Temisto zwracała się do niego per "Reniferku". Być może jest to spowodowane tonem, jakim nasza siostra wymawia to słowo. Jest on wysoki, niby słodszy niż cukier, ale jednak kryje się w nim nuta takiego sarkazmu. Dlatego za każdym razem, kiedy Temmie go tak nazywa, tak bardzo kłuje go to w uszy.
No i tym razem też zakłuło.
Ren wyskoczył z liści jak z procy, a Temisto tylko na to się zaśmiała.
- No, nareszcie coś się dzieje! Gońcie mnie, śledzie! - wykrzyknęła radośnie i zaczęła biec wgłąb lasu, a Ren oczywiście za nią. Ja, Nico i Toby pobiegliśmy za nimi, bo ta dwójka, to wybuchowe połączenie i lepiej, żeby nie wysadzili połowy lasu.
Ciąg dalszy z perspektywy Nico.
- Tem, jak ja cię zaraz...! - burknął Ren, któremu drobniejsze listki utknęły w tej jego grzywce.
- No co mi zrobisz, Reniferku? - Tem igrała z ogniem. Ren raczej nie należy do osób zbyt spokojnych i łatwo go zdenerwować, szczególnie, że nienawidził, kiedy Temisto zwracała się do niego per "Reniferku". Być może jest to spowodowane tonem, jakim nasza siostra wymawia to słowo. Jest on wysoki, niby słodszy niż cukier, ale jednak kryje się w nim nuta takiego sarkazmu. Dlatego za każdym razem, kiedy Temmie go tak nazywa, tak bardzo kłuje go to w uszy.
No i tym razem też zakłuło.
Ren wyskoczył z liści jak z procy, a Temisto tylko na to się zaśmiała.
- No, nareszcie coś się dzieje! Gońcie mnie, śledzie! - wykrzyknęła radośnie i zaczęła biec wgłąb lasu, a Ren oczywiście za nią. Ja, Nico i Toby pobiegliśmy za nimi, bo ta dwójka, to wybuchowe połączenie i lepiej, żeby nie wysadzili połowy lasu.
Ciąg dalszy z perspektywy Nico.
Od Nico "Posiadłość Tajemnic" cz.2
- Oj no, ruszcie swoje cztery litery! Bawcie się! - powiedziała wesoło Tem, która rozrzucała liście na wszystkie strony, a szczególnie we mnie. Dlaczego ona musi być taka nadpobudliwa? Jakoś mnie i reszcie rodzeństwa nie brakuje żadnej klepki, nawet Mateo. Chociaż jeśli by się zastanowić, to jeszcze Ren jest dosyć specyficzny, no ale nie jest tak świrnięty jak ona.
No, może przesadzam, ale nie można zaprzeczyć, że Temisto na tle naszej rodziny wyróżnia się energicznością i wiecznie dobrym humorem.
Zdmuchnęłam pomarańczowy liść z pyska.
- Ale co mamy robić? - spytałam.
- Bawić się! Biegać! Skakać! Rzucać się liśćmi! Po prostu żyyyyć! - mówiąc ostatni wyraz rzuciła w górę trochę liści.
Co prawda minęło trochę czasu, ale koniec końców każdy z nas zaczął się bardziej lub mniej chętnie bawić razem z Temmie. Ganialiśmy się i rzucaliśmy w siebie liśćmi jakbyśmy znów byli szczeniakami.
Ciąg dalszy z perspektywy Kallisto.
No, może przesadzam, ale nie można zaprzeczyć, że Temisto na tle naszej rodziny wyróżnia się energicznością i wiecznie dobrym humorem.
Zdmuchnęłam pomarańczowy liść z pyska.
- Ale co mamy robić? - spytałam.
- Bawić się! Biegać! Skakać! Rzucać się liśćmi! Po prostu żyyyyć! - mówiąc ostatni wyraz rzuciła w górę trochę liści.
Co prawda minęło trochę czasu, ale koniec końców każdy z nas zaczął się bardziej lub mniej chętnie bawić razem z Temmie. Ganialiśmy się i rzucaliśmy w siebie liśćmi jakbyśmy znów byli szczeniakami.
Ciąg dalszy z perspektywy Kallisto.
26.11.2018
Od Yuki c.d Yuki „Hello darkness my old friend” cz.5
Wilczyca imieniem Eleonora, czego zdołałyśmy się wcześniej
dowiedzieć od szlachty, spojrzała w nasze oczy wzrokiem godnym spłoszonej
zwierzyny.
– Idziemy? – zapytała niepewnie, po chwili niezamierzonej
niezręcznej ciszy. Mruknęłyśmy dwie potwierdzająco i odwróciłyśmy się w stronę
wiatrołapu.
– W jakie tereny się przeniesiemy?
– Może jakieś na wschód? Jest tam dużo watach, niezbyt potężnych.
– zaproponowała Lilia.
– Ale jest dużo wilków, szansa na bycie wykrytym wzrasta –
odrzuciła propozycję Eleonora. – Na południu jest mała populacja, raczej znajdziemy
tam jakiegoś samotnika lub niezbyt liczną watahę.
– A chcesz się włóczyć po odludziach nie wiadomo ile by
znaleźć jednego wilka? – Zwróciłam się do garbuski. – Lepiej znaleźć jakiś
teren gdzie jest przeciętna ilość watah.
– Na przykład? – Lilia spojrzała na mnie gromiącym wzrokiem.
– No nie wiem… Na zachodzie? – Strzeliłam pierwszą lepszą
stronę. Nie byłam najlepsza w geografii, a szczególnie w zapamiętywaniu watah.
– Wataha Szkarłatnego Bzu, coś ci ta nazwa mówi?
Ah, to ta wataha będąca tyranem dla swoich sąsiednich watah.
Szczerze, myślałam, że była na północy…
– A północ? – zaproponowałam ponownie, licząc na szczęśliwy
traf.
– Bagna, mokradła, wodne potwory… – odrzekła Eleonora cicho,
ale zrozumiale.
Westchnęłam
– Czyli nie ma żadnego bliższego terenu pasującego do mojego
opisu?
– Najbliższy taki jest za jeziorem rusałek.
Nigdy wcześniej nie czułam się aż tak głupia jak przy nich.
Zdawały się bardziej ogarniać ten świat niż ja sama.
– To w takim razie jestem zgodna z Lilią, nie chce mi się
długo chodzić po bezludziach.
– Ale możemy zostać przyłapane i zlinczowane! – upierała się
Eleonora. – Nie będziemy mogły jak uciec! Teleportacja tutaj trwa dobre pięć
minut!
– Zawsze możemy znaleźć inne rozwiązanie. – Usilnie próbowałam
ją przekonać do pomysłu Lilii.
Koniec końców garbuska dała się namówić na nasz pomysł.
Ruszyłyśmy do teleporterów.
C.D.N
Od Yuki c.d Yuki „Hello darkness my old friend” cz.4
Czekałam przy wejściu na wiatrołap z wiklinowym koszykiem na
grzbiecie. W sumie zabawne, że znali mój rozmiar w talii. Nie ukrywam, byłam
bardzo przestraszona moją wyprawą, jak i zarówno czułam ekscytację. Ruszałam na
swego rodzaju polowanie. Polowanie na wilcze dary. Uściślając, mieliśmy zdobyć
słuch, zdrowie, zdrowy rozsądek, łapę oraz układ pokarmowy. Ostatnie było
zdecydowanie dziwne. Co ten wilk mógł sobie zrobić, by musiał mieć nowe jelita,
żołądek i tego typu rzeczy? Ciekawe czy jamę ustną to też obejmuje…
Nie musiałam długo czekać zanim przyszła różowo-futra. Na
jej pysku widniała obojętność, chociaż czułam, że tak naprawdę jest przerażona
tak jak ja. Muszę przyznać, gdyby nie te oczy byłaby nawet całkiem urocza. Tylko
jeszcze dodać jej promienisty uśmiech.
Stałyśmy w ciszy, póki się nie odezwała.
– Jak ci na imię? – zapytała, z lekko wyczuwalną dozą
ciekawości.
Spojrzałam na nią, po czym odrzekłam z lekkim uśmieszkiem na
pysku.
– Yuki, a tobie?
– Lilia – powiedziała szybko. – Jak myślisz, zdążymy na czas
przynieść wszystkie dary? – zapytała już wolniej, jakby to było to, czego
naprawdę chciała się dowiedzieć z rozmowy.
– Raczej tak, o ile się w miarę zgrabnie uwiniemy. Nie
powinno zrobić to nam większego problemu, zadanie zdaje się łatwe.
– A jeżeli takie nie będzie? – wtrąciła mi się w wypowiedź.
Widziałam w jej czerwonych oczach błysk przerażenia.
– To będziemy musiały się postarać by je wykonać w ciągu
trzech dni, trzeba być dobrej myśli – odpowiedziałam. – Jeżeli nie zmieścimy
się w terminie wiesz, co nas spotka. – Mimo wszystkich sił włożonych w to, bym
zabrzmiała jak najbardziej spokojnie, głos mi się lekko załamał.
Niestety nasza lekko upośledzona rozmowa zakończyła się wraz
z przyjściem garbuski.
C.D.N
Od Yuki c.d Yuki „Hello darkness my old friend” cz.3
– A na czym polega misja? – zapytała różowa wadera, siląc
się na spokojny ton głosu.
– Będziecie musiały zagrabić pięć wymienionych darów od
wilków z innych watach. – Zmienił pergamin. Już otwierał pysk by czytać, ale
garbuska mu przerwała:
– A jak mamy zgrabić dary? – Jej ton głosu idealnie pasował
do tego, jak wyglądała. Przestraszona jak mały szczeniaczek.
– Proszę cierpliwie czekać, Eleonoro – odrzekł szlachcic, patrząc
na nią znad pergaminów. – Każda z was dostanie listę darów, by zapobiec
zgubieniu listy, albo specjalnemu zniszczeniu jej przez jedną z
współpracowniczek. Przed wyprawą możecie również skorzystać z zasobów
organizacji, wyposażając się w jedzenie oraz picie. Cel, jaki wybierzecie do
zagrabienia nie ma znaczenia, bylebyście były w stanie posiąść jego dar i
przekazać go bezpiecznie radzie Cieni.
Cały ten proces wydawał się jakby trwał wieki. Spokojny i
gruby głos szlachcica, powaga sytuacji oraz cisza w Sali biesiadnej dodawała „klimatu”.
Podniósł ostatni pergamin.
– By zagrabić dar, musicie podczas snu ofiary, wyrecytować
zaklęcie, - zawarte na liście darów do zebrania - po czym odszukując w jej
ciele wybranego daru, wyjąć go z ciała i umieścić w specjalnym dla darów
talizmanie, które dostaniecie wraz z prowiantem.
– I to wszystko? – spytała „Eleonora”.
– Tak, możecie już iść po prowiant.
Od Yuki c.d Yuki „Hello darkness my old friend” cz.2
– Mogę więc zaczynać z wyjaśnieniami…
Basior spojrzał na pożółkłe pergaminy leżące przed nim, na
solidnym, dębowym stole. Chrząknął, podniósł za pomocą umysłu najkrótszy
pergamin i zaczął:
– W imieniu rady Cieni oraz całej organizacji zwołałem was w
tutaj w dniu dzisiejszym by ogłosić parę ważnych kwestii. W związku z wielkim
napływem nowych członków nie jesteśmy w stanie utrzymywać większości starych
członków, szczególnie tych, którzy nie są w stanie odpłacić długu daru.
Na twarzy towarzyszek zobaczyłam wyraźne przerażenie, sama
czułam wielki strach, zważywszy na to, że mój dar to nic innego jak życie. Czy
on sugeruje, że nas wyrzuci? Basior nie zwracając uwagi na naszą reakcję czytał
dalej:
– Jako jednostka testowa zostaniecie wysłane na misje, od
wyniku której będzie zależało wasze członkostwo. – Zmienił pergamin. – Jeżeli misja
zakończy się wynikiem pozytywnym, wasze dary zostaną z wami, a wy same
będziecie mogły nadal zajmować miejsce w Cieniach. Jeżeli zaś będziecie śmiałe
przyjść tu bez wykonania nakazanego celu, albo jeżeli nie traficie do siedziby
przed upłynięciem trzech dni i trzech nocy od dnia dzisiejszego - dary zostaną
wam odebrane i przyznane nowym członkom.
Zadrżałyśmy ze strachu, wszystkie trzy.
C.D.N
Od Kagekao c.d Luna
– Jeśli dalej chcesz mieć partnerkę, to będziesz siedział w
jaskini. Jak będzie trzeba, to cię nawet zamknę – zagroziła moja małżonka.
Spojrzałem na nią niemrawym
wzrokiem. Gdyby nie wcześniejsza rozmowa uznałbym to za niezbyt śmieszny żart.
Niestety było to jak najbardziej prawdziwe. Naprawdę groziła mi rozwodem.
– Nie mówisz poważnie, prawda? – zapytałem dając sobie
złudną nadzieję, że tak właśnie jest. Jej wzrok przybrał takiego wyrazu, jaki
nawet największy idiota mógłby mi zazdrościć.
– Mówię poważnie – warknęła, krzywiąc pysk w grymasie
złości. – Dodam, że jeżeli odważysz się, chociaż wyjrzeć na zewnątrz z jaskini
podczas trwania czystki, to prócz partnerki utracisz również prawa
rodzicielskie do szczeniaków oraz dach nad głową.
<Luna? Masz marudo>
25.11.2018
Od Sixa CD. Sory
- Dobra masz trzy punkty. Więc jest pięć do ośmiu. Wygrywam.
- Jak na razie.
Próbowałem jeszcze licytować ilość punktów, ale niewiele mi to dało. No cóż, przy następnej konkurencji to ja zapunktuję!
- Okay, wracamy na tą ścieżkę?- spytała, przebierając łapami wśród liści, najwyraźniej oddzielając czerwone i brązowe od pomarańczowych i żółtych. Pomogłem jej trochę, zasypując jej dotychczasowe zbiory kolorystyce całą masą nowych, nieposegregowanych listków.
- Ej! Przegrana nie upoważnia cię do zemsty!- stwierdziła stanowczo, tupiąc łapą.
Ooo nie! Tak nie będzie.
- Przegrana? My dalej gramy! Nie wrobisz mnie w przed wynikową porażkę!
- Tak, taak, jaaasne. Gramy już chyba tylko po to, żebyś mógł się przekonać, że czegokolwiek nie zrobisz, to poniesiesz klęskę.
- To wyzwanie?- Uniosłem brew, czekając na potwierdzenie lub zaprzeczenie.
- A jak myślisz?- Wadera uśmiechnęła się podstępnie. Domyśliłem się, że tak.
- Chcesz się doigrać?- spytałem, tym razem podnosząc swoje mapy z ziemi, zanim przymierzyłbym się do wyścigu.
- Możliwe- zaśmiała się.- A co mi zrobisz?
- Poszczuję cię gołębiem i tyle z ciebie będzie- prychnąłem rozbawiony.
- Gołębiem? Ambitnie. Już widzę jak to wielkie bydle zadziobywuje mnie na śmierć- zaśmiała się, stawiając pierwszy krok w stronę ścieżki.
Odechciało mi się biegania i po prostu podreptałem za Sorą, stopniowo zrównując się z nią. Słońce zaczęło już zachodzić, a mnie naszła myśl, że wypadałoby wrócić już do domu.
- Kolejne zadanie, Six?
Noo... Może jeszcze chwilkę zostanę.
- Oczywiście. Teraz twoja kolej na wykonanie wyzwania.
- Jaka punktacja?
- Wyzwania za jeden, konkurencje za dwa punkty.
- Rozumiem. To jak?
Dróżka z każdą chwilą się skracała, a ja wytężałem wzrok, by szybciej ujrzeć, co znajduje się na jej końcu. Przyspieszyłem trochę. Sorze widocznie się nie chciało albo wspaniałomyślnie postanowiła dać mi chwilkę na wymyślenie czegoś niezłego.
I wymyśliłem.
Za ostatnim krzakiem na dróżce były schody. Stare, popękane, ale co najważniejsze, prowadzące do czegoś ciekawego. Wyjąłem mapę.
Tak, to są... Bunkry!
- Sora, mam wyzwanie- odezwałem się, gdy wadera już znalazła się obok mnie.
- No słucham.
- Wejdź do środka któregoś z tych bunkrów i przynieś mi pamiątkę.
- Zwariowałeś? Nawet nie wiem, co jest w środku. Albo kto jest w środku!
- Cóż, dla cykorów nie ma punktów. Podejmujesz się?
<Sora?>
- Jak na razie.
Próbowałem jeszcze licytować ilość punktów, ale niewiele mi to dało. No cóż, przy następnej konkurencji to ja zapunktuję!
- Okay, wracamy na tą ścieżkę?- spytała, przebierając łapami wśród liści, najwyraźniej oddzielając czerwone i brązowe od pomarańczowych i żółtych. Pomogłem jej trochę, zasypując jej dotychczasowe zbiory kolorystyce całą masą nowych, nieposegregowanych listków.
- Ej! Przegrana nie upoważnia cię do zemsty!- stwierdziła stanowczo, tupiąc łapą.
Ooo nie! Tak nie będzie.
- Przegrana? My dalej gramy! Nie wrobisz mnie w przed wynikową porażkę!
- Tak, taak, jaaasne. Gramy już chyba tylko po to, żebyś mógł się przekonać, że czegokolwiek nie zrobisz, to poniesiesz klęskę.
- To wyzwanie?- Uniosłem brew, czekając na potwierdzenie lub zaprzeczenie.
- A jak myślisz?- Wadera uśmiechnęła się podstępnie. Domyśliłem się, że tak.
- Chcesz się doigrać?- spytałem, tym razem podnosząc swoje mapy z ziemi, zanim przymierzyłbym się do wyścigu.
- Możliwe- zaśmiała się.- A co mi zrobisz?
- Poszczuję cię gołębiem i tyle z ciebie będzie- prychnąłem rozbawiony.
- Gołębiem? Ambitnie. Już widzę jak to wielkie bydle zadziobywuje mnie na śmierć- zaśmiała się, stawiając pierwszy krok w stronę ścieżki.
Odechciało mi się biegania i po prostu podreptałem za Sorą, stopniowo zrównując się z nią. Słońce zaczęło już zachodzić, a mnie naszła myśl, że wypadałoby wrócić już do domu.
- Kolejne zadanie, Six?
Noo... Może jeszcze chwilkę zostanę.
- Oczywiście. Teraz twoja kolej na wykonanie wyzwania.
- Jaka punktacja?
- Wyzwania za jeden, konkurencje za dwa punkty.
- Rozumiem. To jak?
Dróżka z każdą chwilą się skracała, a ja wytężałem wzrok, by szybciej ujrzeć, co znajduje się na jej końcu. Przyspieszyłem trochę. Sorze widocznie się nie chciało albo wspaniałomyślnie postanowiła dać mi chwilkę na wymyślenie czegoś niezłego.
I wymyśliłem.
Za ostatnim krzakiem na dróżce były schody. Stare, popękane, ale co najważniejsze, prowadzące do czegoś ciekawego. Wyjąłem mapę.
Tak, to są... Bunkry!
- Sora, mam wyzwanie- odezwałem się, gdy wadera już znalazła się obok mnie.
- No słucham.
- Wejdź do środka któregoś z tych bunkrów i przynieś mi pamiątkę.
- Zwariowałeś? Nawet nie wiem, co jest w środku. Albo kto jest w środku!
- Cóż, dla cykorów nie ma punktów. Podejmujesz się?
<Sora?>
24.11.2018
Nowa wadera! Tibia! (Czyli wielki powrót do WMS)
Właściciel: syax.pl@gmail.com
Imię: Tibia. Zdrobnienie, którego używają tylko Six, Kora, Michio i jej bliscy to Tia
Wiek: Ma 2 lata, ale nadal zachowuje się jak sczenię, i do tego niegrzeczne >C
Płeć: Wadera
Żywioł: Iluzja, mrok, cień, zniewolenie, umysł
Stanowisko: Zaganiacz, Zabójca
Cechy fizyczne: Jak na wilczycę jej pokroju jest bardzo zwinna i potrafi wykonywać ruchy możliwe tylko dla kotów, ale rzadko to robi, nie lubi się popisywać swoimi umiejętnościami. Do tego często wplątuje się w bójki, by potem pokazać przeciwnikowi, że jest bardzo dobra w unikach. Szybkością nadąża z zadawaniem obrażeń, może i nie mega wielkich, ale wystarczająco moznych, by wróg zapamiętał, a kim zadarł. Jedyni, których nie skrzywdzi Tibia, to Six, Michio i Kora.
Cechy charakteru: Nadal zachowuje się jak mały szczeniak, lubi brykać i skakać. Uważa prawie wszystko za zabawę. Czasami może być opryskliwa w odniesieniu do Sixa, jej wychowawcy. Potrafi się rozmażyć w ciągu jednej minuty, o czym? Hah, o jej zauroczeniu. Jeżeli chce, to nawet słucha Sixa, ten wtedy uważa to za cud i nawija jak najęty, żeby cokolwiek jej przekazać. Nie mówi zbytnio o sobie, woli siedzieć cicho. Jeżeli ma czas po treningach i nauce, to chodzi na spacery z Misiem i Korą.
Cechy szczególne*: Tia nie wyróżnia się niczym szczególnym.
Lubi: Tarzać się w trawie lub liściach, polować z Sixem, długie spacery, walki, wygłupiać się, bawić się z Michiem i Korą.
Nie lubi: Samotności, płaczu, smutku
Boi się: Strzałów, krzyków, pożarów, ciemności
Moce: Potrafi zniewolić dowolną duszę, zadając jej mniejsze obrażenia, w mroku i cieniach często może spostrzec duchy, zjawy lub zmarłe wilki, dlatego się boi ciemności, jeżeli trzeba, to umie przekazać jakąkolwiek wiadomość komuś poprzez umysł, podczas walk może tworzyć iluzje, takie nawet jak skopiowanie siebie, by zmylić napastnika i zaatakowac jak najszybciej. Tego wszystkiego nauczył ją Six c:
Historia: Tibia była chyba najmłodsza z miotu. Starsze rodzeństwo się uczyło przy ludziach, a Tia za to wolałą brykać i biegać z mamą. Często odwiedzały inne samotne wilki. Wadera bardzo interesowała się polowaniem i walką. Czasami nawet wyzywała o wiele starsze od niej wilki, by z nią zawalczyły, co zwykle kończyło się wyśmianiem szczeniaka albo przegonieniem z terenu. Potem Tia chciała poznać jakieś stado, w którym mogłaby polować, walczyć, czy też nawet poznać jakiegoś partnera. W wieku roku i 11 miesięcy wyruszyła w poszukiwanie takiego miejsca. Czasami z ekscytacji o nowym miejscu zamieszkania, nowym stadzie i nowych znajomościach zapominała o głodzie i zmęczeniu. Po pewnym czasie natknęła się na zapach jakiejś watahy. Tą watahą jest Wataha Mrocznych Skrzydeł, w której pozna wiele przyjaźnie nastawionych wilków i.... Kto wie?... Doczeka się własnych szczeniąt?.....
Zauroczenie*: Six
Głos*: Głos jak na nią samą ma bardzo dojrzały i kobiecy, podobny do Nali
Partner*: Na razie nie ma.
Szczeniaki*: To to niedawno co było szczeniakiem
Rodzina: Matka była wilkiem, a ojciec psem ludzi. Ponoć miała jeszcze starsze rodzeństwo, ale ludzie je przygarnęli, a ona chciała zostać wilkiem, jak jej matka
Rodzina: Matka była wilkiem, a ojciec psem ludzi. Ponoć miała jeszcze starsze rodzeństwo, ale ludzie je przygarnęli, a ona chciała zostać wilkiem, jak jej matka
Jaskinia: Z Misiem i Sixem X3
Medalion: Piękny, owalny kamień granatowy z wygrawelowanym znakiem zodiaku skorpiona
Towarzysz*: nie posiada
Inne zdjęcia*: brak
Przedmioty kupione w sklepie*: brak
Dodatkowe informacje*: Dla Sixa chce dorosnąć, stać się odpowiedzialną, żeby przestał ją traktować jak szczeniaka i ją polubił...
Umiejętności: 800 Omega
: Siła: 100
: Zręczność: 150
: Wiedza: 100
: Spryt: 100
: Zwinność: 250
: Szybkość: 200
:Mana: 100
Coins: 10
Od Aarona do kogoś
Rozejrzałem się po łące. Księżyc gościł wysoko na niebie. Polana była rozjaśniona światłem gwiazd. Usłyszałem za sobą kroki i szybko odwróciłem się.
- Ruben? - zapytałem, gdy basior podszedł bliżej. Poczułem, jak ściska mnie w gardle. Co on tutaj robi?
Nie odpowiedział na moje pytanie, lecz nie było wątpliwości. To Ruben. Jego szare futro w tym momencie miało błękitną poświatę. Poczułem jego zapach. Przyjemny i znajomy.
- Dlaczego mi to robisz? - prychnąłem i odsunąłem się od przyjaciela. Znowu nie doczekałem się odpowiedzi. Po tym wszystkim co zaszło, on śmie mnie teraz męczyć? Nawet tutaj?
- Odejdź, proszę. - Odwróciłem się i zamknąłem oczy.
Jak na życzenie, obudziłem się. Otaczała mnie jedynie spowita mrokiem moja jaskinia. Westchnąłem głośno. Minęło już tyle czasu, od kiedy nie widziałem Rubena, a dalej nie potrafię o nim zapomnieć. Oparłem głowę o łapy. Zastanawiałem się, czy on również czasem o mnie myśli.
- Głupota - powiedziałem do siebie. - Po co miałby o mnie pamiętać?
Wstałem z legowiska i przeciągnąłem się.
- Głupotą jest też to, że znowu rozmawiam sam ze sobą - zaśmiałem się cicho i wyjrzałem na zewnątrz. Do wschodu Słońca zostało jeszcze trochę czasu. Wychodzenie o takiej porze dnia na pewno nie jest rozsądne, ale cóż. Jestem pewien, że i tak nikt za mną nie zatęskni.
Swoje kroki skierowałem w stronę pobliskiej rzeki. Zeskoczyłem powoli po kamieniach. Jedyne na co miałem teraz ochotę, to zanurzyć się w lodowatej wodzie. Nie obchodziło mnie to, że mogę się rozchorować. Po prostu chciałem zapomnieć o wszystkim. A nie ma na to lepszego sposoby, niż kąpiel. Zanurzyłem się i poczułem chłód rozchodzący się po moim ciele. Szybciej niż wszedłem, wyszedłem z rzeki. To nie był jednak najmądrzejszy pomysł, przyznaję. Przysiadłem na brzegu i zacząłem wylizywać futro, by je osuszyć. Przyniosło to marne skutki, więc wróciłem do jaskini.
- I co chciałeś tym udowodnić? Czujesz się jakoś lepszy? - zadawałem sobie pytania. Ostatnio coraz częściej rozmawiałem sam ze sobą. Nigdy tak bardzo nie brakowało mi towarzystwa jak w tej chwili. Brakowało mi osoby, której mógłbym się wyżalić. I która mogłaby powstrzymać mnie przed wskoczeniem do zimnej wody w nocy. Wróciłem do ciepłego legowiska pokrytego mchem. Tutaj grube futro wyschnie szybciej. Chociaż będzie czystsze. Utrzymanie białej sierści wcale nie jest tak proste, jak się wydaje. Zmęczony życiem i wszystkim innym ponownie zwinąłem się w kłębek. Oby znowu nie nawiedził mnie Ruben.
Obudziło mnie światło wkradające się do jaskini. Dzień. Na szczęście reszta nocy obyła się bez koszmarów.
- Najpierw polowanie, później praca - zdecydowałem. Mówienie na głos przestawało mnie powoli denerwować.
Wstąpiłem do lasu. Cicho posuwałem się do przodu, nasłuchując każdego dźwięku. Usłyszałem cichy dźwięk szurania w podszyciu. Na szczęście, nie było to na tyle głośne, bym mógł obawiać się jakiegokolwiek ataku. Zając. Zobaczyłem go chwilę później. Nieświadomy zagrożenia szukał pożywienia. Tak się składa, że ja też teraz to robię. Skoczyłem w jego kierunku i nim zdążył zrozumieć co się dzieje, szybko jednym kłapnięciem pyska złamałem mu kark.
- Mam nadzieję, że trafisz do lepszego miejsca - szepnąłem i rozpocząłem posiłek. Nie potrzebuję dużo pokarmu. Skończyłem i zasypałem kości w geście szacunku do zwierzyny. Wyczyściłem również futro i łapy. Przecież nie mogłem pokazać się wśród wilków zakrwawiony. To byłoby straszne!
W końcu doszedłem do biblioteki. Na ogół to miejsce jest bezpieczne i spokojne. Nie obawiam się niczego i często widuję pobratymców. Aktualnie nie było tutaj nikogo. Postanowiłem poukładać książki, które wczoraj zostały zwrócone. To proste zadanie i nie da się go zepsuć. Chyba. Wziąłem dwa tomy i odszukałem odpowiednich regałów. Odłożyłem je na miejsce. Kilka razy przestawiałem je i wyczyściłem kurz. Musi być perfekcyjnie. Po skończonym zadaniu, poszedłem do innej szafki, gdzie również zająłem się sprzątaniem. Nie dostawałem do wyższych półek. Było to dla mnie niezbyt przyjemne. Świadomość, że tamte książki są biedne i zapomniane, nie dawała mi spokoju. Postanowiłem, że muszę się tam dostać. To nie powinno być trudne. Zebrałem kilka książek i zrobiłem rusztowanie. Wcześniej oczywiście, je przeprosiłem. Nie jest im pewnie miło, że na nich stoję. Zacząłem odkurzać. Nie skończyłem tego robić, gdy poczułem, że "niesamowicie bezpieczne" podwyższenie z książek zaczyna się rozsuwać. Cudownie. Zamiast jednak z gracją zeskoczyć, próbowałem się czegoś złapać. Zepchnąłem przypadkiem kilka dzieł, które z impetem upadły na drugą stronę regału. Sam również zaliczyłem ziemię. Nagle usłyszałem głośne "aua". Przestraszyłem się. Ktoś oberwał książkami! Okrążyłem półkę jak najszybciej potrafiłem i pomogłem wydostać się wilkowi, powtarzając tylko "przepraszam, przepraszam, przepraszam". Dlaczego to zawsze spotyka mnie?
<Ktoś?>
- Ruben? - zapytałem, gdy basior podszedł bliżej. Poczułem, jak ściska mnie w gardle. Co on tutaj robi?
Nie odpowiedział na moje pytanie, lecz nie było wątpliwości. To Ruben. Jego szare futro w tym momencie miało błękitną poświatę. Poczułem jego zapach. Przyjemny i znajomy.
- Dlaczego mi to robisz? - prychnąłem i odsunąłem się od przyjaciela. Znowu nie doczekałem się odpowiedzi. Po tym wszystkim co zaszło, on śmie mnie teraz męczyć? Nawet tutaj?
- Odejdź, proszę. - Odwróciłem się i zamknąłem oczy.
Jak na życzenie, obudziłem się. Otaczała mnie jedynie spowita mrokiem moja jaskinia. Westchnąłem głośno. Minęło już tyle czasu, od kiedy nie widziałem Rubena, a dalej nie potrafię o nim zapomnieć. Oparłem głowę o łapy. Zastanawiałem się, czy on również czasem o mnie myśli.
- Głupota - powiedziałem do siebie. - Po co miałby o mnie pamiętać?
Wstałem z legowiska i przeciągnąłem się.
- Głupotą jest też to, że znowu rozmawiam sam ze sobą - zaśmiałem się cicho i wyjrzałem na zewnątrz. Do wschodu Słońca zostało jeszcze trochę czasu. Wychodzenie o takiej porze dnia na pewno nie jest rozsądne, ale cóż. Jestem pewien, że i tak nikt za mną nie zatęskni.
Swoje kroki skierowałem w stronę pobliskiej rzeki. Zeskoczyłem powoli po kamieniach. Jedyne na co miałem teraz ochotę, to zanurzyć się w lodowatej wodzie. Nie obchodziło mnie to, że mogę się rozchorować. Po prostu chciałem zapomnieć o wszystkim. A nie ma na to lepszego sposoby, niż kąpiel. Zanurzyłem się i poczułem chłód rozchodzący się po moim ciele. Szybciej niż wszedłem, wyszedłem z rzeki. To nie był jednak najmądrzejszy pomysł, przyznaję. Przysiadłem na brzegu i zacząłem wylizywać futro, by je osuszyć. Przyniosło to marne skutki, więc wróciłem do jaskini.
- I co chciałeś tym udowodnić? Czujesz się jakoś lepszy? - zadawałem sobie pytania. Ostatnio coraz częściej rozmawiałem sam ze sobą. Nigdy tak bardzo nie brakowało mi towarzystwa jak w tej chwili. Brakowało mi osoby, której mógłbym się wyżalić. I która mogłaby powstrzymać mnie przed wskoczeniem do zimnej wody w nocy. Wróciłem do ciepłego legowiska pokrytego mchem. Tutaj grube futro wyschnie szybciej. Chociaż będzie czystsze. Utrzymanie białej sierści wcale nie jest tak proste, jak się wydaje. Zmęczony życiem i wszystkim innym ponownie zwinąłem się w kłębek. Oby znowu nie nawiedził mnie Ruben.
Obudziło mnie światło wkradające się do jaskini. Dzień. Na szczęście reszta nocy obyła się bez koszmarów.
- Najpierw polowanie, później praca - zdecydowałem. Mówienie na głos przestawało mnie powoli denerwować.
Wstąpiłem do lasu. Cicho posuwałem się do przodu, nasłuchując każdego dźwięku. Usłyszałem cichy dźwięk szurania w podszyciu. Na szczęście, nie było to na tyle głośne, bym mógł obawiać się jakiegokolwiek ataku. Zając. Zobaczyłem go chwilę później. Nieświadomy zagrożenia szukał pożywienia. Tak się składa, że ja też teraz to robię. Skoczyłem w jego kierunku i nim zdążył zrozumieć co się dzieje, szybko jednym kłapnięciem pyska złamałem mu kark.
- Mam nadzieję, że trafisz do lepszego miejsca - szepnąłem i rozpocząłem posiłek. Nie potrzebuję dużo pokarmu. Skończyłem i zasypałem kości w geście szacunku do zwierzyny. Wyczyściłem również futro i łapy. Przecież nie mogłem pokazać się wśród wilków zakrwawiony. To byłoby straszne!
W końcu doszedłem do biblioteki. Na ogół to miejsce jest bezpieczne i spokojne. Nie obawiam się niczego i często widuję pobratymców. Aktualnie nie było tutaj nikogo. Postanowiłem poukładać książki, które wczoraj zostały zwrócone. To proste zadanie i nie da się go zepsuć. Chyba. Wziąłem dwa tomy i odszukałem odpowiednich regałów. Odłożyłem je na miejsce. Kilka razy przestawiałem je i wyczyściłem kurz. Musi być perfekcyjnie. Po skończonym zadaniu, poszedłem do innej szafki, gdzie również zająłem się sprzątaniem. Nie dostawałem do wyższych półek. Było to dla mnie niezbyt przyjemne. Świadomość, że tamte książki są biedne i zapomniane, nie dawała mi spokoju. Postanowiłem, że muszę się tam dostać. To nie powinno być trudne. Zebrałem kilka książek i zrobiłem rusztowanie. Wcześniej oczywiście, je przeprosiłem. Nie jest im pewnie miło, że na nich stoję. Zacząłem odkurzać. Nie skończyłem tego robić, gdy poczułem, że "niesamowicie bezpieczne" podwyższenie z książek zaczyna się rozsuwać. Cudownie. Zamiast jednak z gracją zeskoczyć, próbowałem się czegoś złapać. Zepchnąłem przypadkiem kilka dzieł, które z impetem upadły na drugą stronę regału. Sam również zaliczyłem ziemię. Nagle usłyszałem głośne "aua". Przestraszyłem się. Ktoś oberwał książkami! Okrążyłem półkę jak najszybciej potrafiłem i pomogłem wydostać się wilkowi, powtarzając tylko "przepraszam, przepraszam, przepraszam". Dlaczego to zawsze spotyka mnie?
<Ktoś?>
Nowy basior! Aaron!
Autor grafiki: Sinasni (DA) |
Właściciel: Mik [Hw]
Imię: Aaron
Wiek: 3 lata
Płeć: Basior
Żywioł: Iluzja
Stanowisko: Bibliotekarz. Spokojny zawód dla spokojnego pana.
Cechy fizyczne: Aaron brak tężyzny nadrabia zwinnością. Jest to szczupły, drobny basior i uwierz, że nie będzie na Ciebie zły, gdy pomylisz go z samicą. To już kwestia przyzwyczajenia. Wilk posiada długie, białe, nakrapiane futro. Wręcz uwielbia swoją puszystą kitę. Na szyi i pysku jego sierść jest pokaźniejsza, przypominająca delikatnie grzywę. Aaron ma heterochromię - jedno z jego oczu jest błękitne, drugie zaś jasnozielone. To drugie zwykle zasłonięte jest grzywką. Zarówno poduszeczki łap jak i język jest koloru błękitnego. Cały wygląd basiora, sprawia, że wyróżnia się on z tłumu, co niezbyt mu się podoba.
Cechy charakteru: Aaron na pierwszy rzut oka wydaje się być pewnym siebie i ekstrawertycznym. Niestety, to tylko pozory. Wilk jest bardzo nieśmiały i wstydliwy. Zawsze martwi się tym, co pomyślą inni. Zawsze chciał się dopasować i być "tacy jak wszyscy". W głębi serca wie, że jest to raczej niemożliwe. Ciężko zdobyć jego zaufanie, ale bardzo łatwo je utracić. Aaron, gdy już się do kogoś przekona, potrafi godzinami z nim rozmawiać. Jest bardzo dobrym słuchaczem. Jest miły i wrażliwy. Świadomie nie chce nikogo obrazić. Wie, że słowa ranią czasem bardziej niż czyny. Mimo wszystko Aaron nie jest głupi. Szybko wykrywa podstęp i nie da sobą pomiatać. Chyba, że ma dojść do walki. Z natury jest pacyfistą i znając swoją beznadziejną siłę, woli rozwiązywać problemy słowami. Wydaje się, że nie posiada własnego zdania. Jeżeli ktoś go o coś poprosi - on to zrobi. Czasem udaje, że czegoś nie rozumie, tylko po to, aby mniej od niego wymagano (lub aby kogoś nie urazić). Do wszystkich zwraca się z szacunkiem. Nie zdziw się, gdy zacznie mówić do Ciebie "sir". Wprawdzie, jest dosyć leniwy. Sen to najlepsze zajęcie. Woli raczej przebywać w samotności, jednak co jakiś czas nawet i on odczuwa potrzebę spędzenia z kimś czasu. Od momentu, gdy pokłócił się ze swoim jednym przyjacielem, czuje się bardzo samotny. To uczucie go dołuje. Basior jest lojalny i pragnie dla każdego jak najlepiej. Można go uznać trochę za pewnego rodzaju masochistę - nawet jeśli cierpi, nigdy tego nie ukaże. Dawno do tego przywykł. Właściwie, Aaron jest jest dosyć strachliwy. Każdy dźwięk nieznanego pochodzenia przyprawia go o gęsią skórkę. Czasem dramatyzuje. "Słyszeliście ten szelest? Wszyscy zginiemy, totalnie. Panika jest tutaj wskazana". Zdarza się, że zachowuje się nawet bardziej niż wadera, niż dorosły wilk. Podsumowując. Aaron to poczciwy młodzieniec. Charakteryzuje się łagodnością i dobrocią. Jest samotny i pragnie uwagi innych, chociaż nie chce tego pokazywać. To nieśmiała, kochająca osoba, która szuka akceptacji i kogoś, kto go zrozumie.
Cechy szczególne: Aaron uważa, że wyróżnia się swoim wyglądem. Wspomnę tylko o kolczykach w prawym uchu.
Lubi: Aaron jest spokojnym wilkiem - lubi ciszę i naturę. Uwielbia odpoczywać i rozmyślać. Cały czas mógłby jeść maliny. Kocha je. Ceni sobie higienę i dużo czasu spędza na czyszczeniu swojego futra.
Nie lubi: Nienawidzi hałasu i niespodzianek. Nie lubi narzucających się wilków - jego przestrzeń osobista jest świętością. Unika brudu i wymaga czystości od otaczających do pobratymców. Bycie w centrum uwagi go przeraża.
Boi się: Boi się odrzucenia, którego nieraz doświadczył. Zależy mu na akceptacji. A tak właściwie, każdy głośniejszy dźwięk sprawia, że podskakuje ze strachu.
Moce: Aaron na tę chwilę odkrył jedną moc. Potrafi stworzyć dosyć silną iluzję, oszukuje ją zmysły przeciwnika.
Historia: Urodził się w bardzo małej watasze. Katrina, jego matka, była kochająca i opiekuńcza. Aaron jednak nie może powiedzieć tego o swoim ojcu. Basior niezbyt przepadał za swoim synem - uważał go za nieudacznika. Jego zdanie wynikało wyłącznie z tego, że szczeniak nie urodził się czarny, tak jak on sam. Zarówno matka, jak i Aaron nie mogli zrozumieć jego postępowania. Dla ojca wszystko co robił - było źle. Nienawidził go do tego stopnia, że raz próbował go zabić. Przestraszony młodzieniec postanowił opuścić rodzinne stado. Było to dla niego niesamowicie trudno, ale wiedział, że może być tylko lepiej. Wędrował dosyć długo. Towarzyszył mu bardzo przyjacielski basior - Ruben. Niestety ich drogi rozeszły się. Po jakimś czasie Aaron odnalazł Watahę Mrocznych Skrzydeł i tutaj szuka szczęścia.
Zauroczenie: To skomplikowane.
Głos: Phillip Phillips - Home
Partner: To również skomplikowane.
Szczeniaki: Uwielbia dzieci, ale wątpi, że będzie dane mu je posiadać.
Rodzina: Matka zwała się Katrina. Imienia ojca woli nie wspominać. Rodzeństwa nigdy nie posiadał, a przyjemniej nic o tym nie wie.
Jaskinia: Klik!
Medalion: Klik!
Towarzysz: Nie posiada.
Inne zdjęcia: Brak
Przedmioty kupione w sklepie: Brak
Dodatkowe informacje: Mimo wszystko Aaron jest bardzo dobrym łowcą. Cierpliwość i skupienie sprawia, że prawie nigdy nie wraca z polowania z pustymi łapami. Bardzo często myśli na głos.
Umiejętności:
Siła: 50
Zręczność: 150
Wiedza: 150
Spryt: 100
Zwinność: 100
Szybkość: 150
Mana: 100
Od Temisto "Posiadłość Tajemnic" cz.1
Dorosłość to super sprawa! Wreszcie można robić rzeczy, które przez tyle czasu były dla nas zakazane!
Na nieszczęście moje rodzeństwo nie podziela mojego entuzjazmu, jak zwykle. Mówią coś tam, że dorośli powinni być odpowiedzialni czy coś w tym stylu. Nuuuudaaaa. Przecież nie można żyć za poważnie, bo ucieknie nam tyle cudownych chwil!
Jak na jesień, była dzisiaj piękna pogoda. Słońce oświetlało kolorowe listki, te jeszcze pozostające na drzewach oraz te, które już z nich spadły. Wiał chłodny wiatr, ale nie było jakoś bardzo zimno, jak dla mnie było okej. Chociaż w sumie dla mnie każda pogoda jest okej, nieważne czy praży słońce, leje deszcz, sypie śnieg czy wieje wiatr. Każdy dzień jest piękny!
...No chyba, że jest jakiś kataklizm. Albo czystka. Albo wojna. Wtedy już nie jest pięknie. Cóż, nieważne.
Z racji pięknego dnia, postanowiłam wyciągnąć moje już stare i spróchniałe rodzeństwo na świeże powietrze. Nic im się nie stanie, jeśli sobie trochę pohasają w liściach, a nawet "zadziała to pozytywnie na ich zdrowie" jakby powiedziała Kallisto. I kto wie, może spotka nas coś ciekawego?
Ciąg dalszy z perspektywy Nico.
Na nieszczęście moje rodzeństwo nie podziela mojego entuzjazmu, jak zwykle. Mówią coś tam, że dorośli powinni być odpowiedzialni czy coś w tym stylu. Nuuuudaaaa. Przecież nie można żyć za poważnie, bo ucieknie nam tyle cudownych chwil!
Jak na jesień, była dzisiaj piękna pogoda. Słońce oświetlało kolorowe listki, te jeszcze pozostające na drzewach oraz te, które już z nich spadły. Wiał chłodny wiatr, ale nie było jakoś bardzo zimno, jak dla mnie było okej. Chociaż w sumie dla mnie każda pogoda jest okej, nieważne czy praży słońce, leje deszcz, sypie śnieg czy wieje wiatr. Każdy dzień jest piękny!
...No chyba, że jest jakiś kataklizm. Albo czystka. Albo wojna. Wtedy już nie jest pięknie. Cóż, nieważne.
Z racji pięknego dnia, postanowiłam wyciągnąć moje już stare i spróchniałe rodzeństwo na świeże powietrze. Nic im się nie stanie, jeśli sobie trochę pohasają w liściach, a nawet "zadziała to pozytywnie na ich zdrowie" jakby powiedziała Kallisto. I kto wie, może spotka nas coś ciekawego?
Ciąg dalszy z perspektywy Nico.
Od Luny CD Kagekao
On jest bezczelny! Łapy mnie świerzbią żeby mu coś zrobić.
- Jak przetrwać podczas czystki? JAK PRZETRWAĆ PODCZAS CZYSTKI?! Ty uczysz je mordować, a nie tego jak przetrwać podczas czystki!
- Oj Lunuś... - powiedział delikatnym głosem.
- NIE LUNUSIUJ MI TU, STARY MORDERCZY PRYKU! - krzyknęłam na niego. - Nie chcę, by nasze dzieci robiły to, co robiłeś! - miałam pretensję do niego. Nie wybaczę sobie, jeśli moje dzieci zamienią się w potwory współpracujące z ludźmi, nie szanujące nawet własnej rasy.
- Oj, no ale inne wilki też "bawią się w czystkę"... - próbował się usprawiedliwić.
Wzięłam głęboki wdech, później wydech. Niepotrzebnie tak wybucham.
- Czystka nie jest zabawą. - mruknęłam. - To mord. Sama nie rozumiem po co właściwie jest ta czystka, dlaczego nasza rasa ma taką potrzebę wybijania się nawzajem. Nie obchodzi mnie to, że inne wilki biorą udział w czystce, obchodzi mnie to co ty i nasze potomstwo robicie oraz nie mam zamiaru pozwolić wam na udział w tym chorym wydarzeniu.
- Mi też? Przecież jestem już dawno po drugim roku życia, mogę decydować sam o sobie. - burknął niezadowolony. Najwyraźniej miał już ustalone plany na ten dzień, krwawe plany.
- Jeśli dalej chcesz mieć partnerkę, to będziesz siedział w jaskini. Jak będzie trzeba, to cię nawet zamknę.
<Kage?>
- Jak przetrwać podczas czystki? JAK PRZETRWAĆ PODCZAS CZYSTKI?! Ty uczysz je mordować, a nie tego jak przetrwać podczas czystki!
- Oj Lunuś... - powiedział delikatnym głosem.
- NIE LUNUSIUJ MI TU, STARY MORDERCZY PRYKU! - krzyknęłam na niego. - Nie chcę, by nasze dzieci robiły to, co robiłeś! - miałam pretensję do niego. Nie wybaczę sobie, jeśli moje dzieci zamienią się w potwory współpracujące z ludźmi, nie szanujące nawet własnej rasy.
- Oj, no ale inne wilki też "bawią się w czystkę"... - próbował się usprawiedliwić.
Wzięłam głęboki wdech, później wydech. Niepotrzebnie tak wybucham.
- Czystka nie jest zabawą. - mruknęłam. - To mord. Sama nie rozumiem po co właściwie jest ta czystka, dlaczego nasza rasa ma taką potrzebę wybijania się nawzajem. Nie obchodzi mnie to, że inne wilki biorą udział w czystce, obchodzi mnie to co ty i nasze potomstwo robicie oraz nie mam zamiaru pozwolić wam na udział w tym chorym wydarzeniu.
- Mi też? Przecież jestem już dawno po drugim roku życia, mogę decydować sam o sobie. - burknął niezadowolony. Najwyraźniej miał już ustalone plany na ten dzień, krwawe plany.
- Jeśli dalej chcesz mieć partnerkę, to będziesz siedział w jaskini. Jak będzie trzeba, to cię nawet zamknę.
<Kage?>
21.11.2018
Kroniki Zaświatów. "Co się dzieje w piekle?" cz. 1
- Uciekać? – prychnął wielki basior i potrząsnął łbem. – Z tobą? Chyba coś ci padło na mózg.
Choć w półmroku widać było jedynie zarys sylwetki, oczy obydwu wilków błyskały jasno przerażającym światłem. Przy dokładniejszym spojrzeniu dało się w nich dostrzec głębię – tak mroczną, jak serca właścicieli.
- Zebrałem już grupkę – warknął drugi, jeżąc sierść na karku. – Niewielką, ale zobaczysz… Niedługo przyjdziesz do mnie i będziesz się płaszczył, żebym pozwolił ci wyjść ze mną z tego bagna!
- Akurat. – Potężniejszy z wilków machnął pogardliwie ogonem. Jego były rozmówca ruszył już z miejsca. Warczał gniewnie, brutalnie rozpychając tabuny lamentujących, migoczących dusz. Wreszcie wskoczył na podwyższenie, znajdujące się pośrodku pomieszczenia.
- Co on znowu… Taki ból… Nie damy rady… Znalazł się kolejny dupek, jakby mało było cierpienia… - poniosły się szemrania. Basior uniósł wściekle wargi, po czym z trudem opamiętał się i zawył.
Sala umilkła, chociaż niechętnie.
- Towarzysze w niedoli – zaczął szorstkim, cierpkim głosem, spojrzeniem szarych oczu omiatając uważnie zebranych. – Wiem, na jakie męki zostaliście skazani. Możemy im się jednak przeciwstawić! Dołączcie do naszej Hordy i razem przejmijmy władzę nad tą norą!
Na chwilę zapanowała cisza.
- Niech ktoś stąd zdejmie tego bałwana! – krzyknął jakiś wilk. Pomieszczenie na powrót wypełniło się szumem i pokrzykiwaniami, tym razem – szyderczymi.
- Nawet zdolności oratorskie ma kiepskie – mruknął basior, z którym mówca przed chwilą rozmawiał. Teraz, gdy znajdował się pod dającym odrobinę światła magicznym minerałem, można było dostrzec barwę jego sierści: granatowo-białą.
- Jak niby chcesz pokonać Nestera? – ponad wilcze śmiechy wybił się jeden głos. Dusze znów zamilkły, zapewne zaciekawione, jaka padnie odpowiedź. Sprawiło to, że lepiej było słychać osobnika, który przeklął rozpaczliwie pod nosem tuż przed rozpłynięciem się w mgiełkę. Co słabiej widoczne jednostki spojrzały po sobie z niepokojem.
- Możemy wykraść się stąd niepostrzeżenie, kilka dusz zrobi to bez problemu, jeśli im pomożemy. – kontynuował szarooki. Próbował wyglądać na pewnego siebie i zirytowanego zachowaniem reszty, jednak zaczynał odczuwać strach. Przełknął ślinę i odchrząknął. - Na ziemi są wielkie zasoby magii, możemy zmanipulować słabeuszy… To da nam potrzebną siłę!
Kolejne dusze zaczynały zanikać, z zewnątrz dobiegało pierwsze zawodzenie. Musieli się spieszyć.
- Ale Nester jest bogiem! Ukarze nas! – zaskomlał jeden z wilków. Rozległy się pomruki poparcia.
- Słuchajcie, wy nędzne robaki! – wrzasnął mówca. – Naprawdę chcecie tu gnić przez całą wieczność? Oglądać Nyks, która chodzi sobie swobodnie po ziemi!? Skoro ona może, to my też!
Na wzmiankę o Nyks więcej wilków nadstawiło uszu. Rozpalił w nich nadzieję, płomyczek buntu – dostrzegł to w ich ślepiach. Musiał ich teraz tylko ostatecznie przekonać.
- Ale ona nas nie cierpi… Co, jeśli będzie chciała nam przeszkodzić? – zapytał ktoś cichutko.
Zanim basior zdążył odpowiedzieć, chudy wilczek wdrapał się na podwyższenie i szepnął mu coś do ucha. Gdy się oddalił, wargi szarookiego rozszerzyły się w szatańskim uśmiechu.
- Już nam nie przeszkodzi – roześmiał się przy akompaniamencie coraz głośniejszych cierpiętniczych wrzasków. – Przez własną głupotę utknęła w bryle lodu!
Salę wypełniły opętańcze wrzaski radości. Stojący w kącie atramentowo-biały wilk uśmiechnął się pod nosem.
***
- Black, są nowe informacje na temat Zera Życiowego – oznajmiła czerwono-czarna wilczyca.
- Co znowu? – zapytał przywódca Hordy. Przewrócił oczami, jednak ciężko było ukryć, że wieść go zainteresowała.
- Zawędrował do watahy zwanej Watahą Mrocznych Skrzydeł. Teraz… - zaczęła wadera, jednak ktoś jej przerwał.
- Ho, ho, ho, ten ciołek na naszych starych śmieciach? Chętnie zobaczę, jak rujnuje tą zapyziałą dziurę – uśmiechnął się złośliwie Erotare, podchodząc bliżej.
- Żeby ciebie zaraz ktoś nie zrujnował! – prychnął Black, po czym zwrócił się z powrotem do wadery. – I? Co z nim?
- Dopadł go jakiś basior i torturuje – zameldowała, zirytowana przerwaniem jej wypowiedzi, po czym odwróciła się, żeby odejść.
- Hej, hej! Nie tak prędko! – zawołał szarooki basior. – Przekaż wywiadowi, by zdobył na ten temat więcej informacji. Poza tym… Tak. Możesz oznajmić grupce Normiego, że mają nowy cel. Wataha Mrocznych Skrzydeł.
- Tak jest – mruknęła czerwono-czarna i oddaliła się.
Choć w półmroku widać było jedynie zarys sylwetki, oczy obydwu wilków błyskały jasno przerażającym światłem. Przy dokładniejszym spojrzeniu dało się w nich dostrzec głębię – tak mroczną, jak serca właścicieli.
- Zebrałem już grupkę – warknął drugi, jeżąc sierść na karku. – Niewielką, ale zobaczysz… Niedługo przyjdziesz do mnie i będziesz się płaszczył, żebym pozwolił ci wyjść ze mną z tego bagna!
- Akurat. – Potężniejszy z wilków machnął pogardliwie ogonem. Jego były rozmówca ruszył już z miejsca. Warczał gniewnie, brutalnie rozpychając tabuny lamentujących, migoczących dusz. Wreszcie wskoczył na podwyższenie, znajdujące się pośrodku pomieszczenia.
- Co on znowu… Taki ból… Nie damy rady… Znalazł się kolejny dupek, jakby mało było cierpienia… - poniosły się szemrania. Basior uniósł wściekle wargi, po czym z trudem opamiętał się i zawył.
Sala umilkła, chociaż niechętnie.
- Towarzysze w niedoli – zaczął szorstkim, cierpkim głosem, spojrzeniem szarych oczu omiatając uważnie zebranych. – Wiem, na jakie męki zostaliście skazani. Możemy im się jednak przeciwstawić! Dołączcie do naszej Hordy i razem przejmijmy władzę nad tą norą!
Na chwilę zapanowała cisza.
- Niech ktoś stąd zdejmie tego bałwana! – krzyknął jakiś wilk. Pomieszczenie na powrót wypełniło się szumem i pokrzykiwaniami, tym razem – szyderczymi.
- Nawet zdolności oratorskie ma kiepskie – mruknął basior, z którym mówca przed chwilą rozmawiał. Teraz, gdy znajdował się pod dającym odrobinę światła magicznym minerałem, można było dostrzec barwę jego sierści: granatowo-białą.
- Jak niby chcesz pokonać Nestera? – ponad wilcze śmiechy wybił się jeden głos. Dusze znów zamilkły, zapewne zaciekawione, jaka padnie odpowiedź. Sprawiło to, że lepiej było słychać osobnika, który przeklął rozpaczliwie pod nosem tuż przed rozpłynięciem się w mgiełkę. Co słabiej widoczne jednostki spojrzały po sobie z niepokojem.
- Możemy wykraść się stąd niepostrzeżenie, kilka dusz zrobi to bez problemu, jeśli im pomożemy. – kontynuował szarooki. Próbował wyglądać na pewnego siebie i zirytowanego zachowaniem reszty, jednak zaczynał odczuwać strach. Przełknął ślinę i odchrząknął. - Na ziemi są wielkie zasoby magii, możemy zmanipulować słabeuszy… To da nam potrzebną siłę!
Kolejne dusze zaczynały zanikać, z zewnątrz dobiegało pierwsze zawodzenie. Musieli się spieszyć.
- Ale Nester jest bogiem! Ukarze nas! – zaskomlał jeden z wilków. Rozległy się pomruki poparcia.
- Słuchajcie, wy nędzne robaki! – wrzasnął mówca. – Naprawdę chcecie tu gnić przez całą wieczność? Oglądać Nyks, która chodzi sobie swobodnie po ziemi!? Skoro ona może, to my też!
Na wzmiankę o Nyks więcej wilków nadstawiło uszu. Rozpalił w nich nadzieję, płomyczek buntu – dostrzegł to w ich ślepiach. Musiał ich teraz tylko ostatecznie przekonać.
- Ale ona nas nie cierpi… Co, jeśli będzie chciała nam przeszkodzić? – zapytał ktoś cichutko.
Zanim basior zdążył odpowiedzieć, chudy wilczek wdrapał się na podwyższenie i szepnął mu coś do ucha. Gdy się oddalił, wargi szarookiego rozszerzyły się w szatańskim uśmiechu.
- Już nam nie przeszkodzi – roześmiał się przy akompaniamencie coraz głośniejszych cierpiętniczych wrzasków. – Przez własną głupotę utknęła w bryle lodu!
Salę wypełniły opętańcze wrzaski radości. Stojący w kącie atramentowo-biały wilk uśmiechnął się pod nosem.
***
- Black, są nowe informacje na temat Zera Życiowego – oznajmiła czerwono-czarna wilczyca.
- Co znowu? – zapytał przywódca Hordy. Przewrócił oczami, jednak ciężko było ukryć, że wieść go zainteresowała.
- Zawędrował do watahy zwanej Watahą Mrocznych Skrzydeł. Teraz… - zaczęła wadera, jednak ktoś jej przerwał.
- Ho, ho, ho, ten ciołek na naszych starych śmieciach? Chętnie zobaczę, jak rujnuje tą zapyziałą dziurę – uśmiechnął się złośliwie Erotare, podchodząc bliżej.
- Żeby ciebie zaraz ktoś nie zrujnował! – prychnął Black, po czym zwrócił się z powrotem do wadery. – I? Co z nim?
- Dopadł go jakiś basior i torturuje – zameldowała, zirytowana przerwaniem jej wypowiedzi, po czym odwróciła się, żeby odejść.
- Hej, hej! Nie tak prędko! – zawołał szarooki basior. – Przekaż wywiadowi, by zdobył na ten temat więcej informacji. Poza tym… Tak. Możesz oznajmić grupce Normiego, że mają nowy cel. Wataha Mrocznych Skrzydeł.
- Tak jest – mruknęła czerwono-czarna i oddaliła się.
20.11.2018
Uwaga, uwaga! Wątek fabularny!
Jeśli czytasz ten post, zapewne chcesz dowiedzieć się, o co właściwie w tym wszystkim chodzi. W takim razie masz szczęście, bo oto nadchodzą...
OBJAŚNIENIA
Czym jest ten wątek? To proste! Ogłaszamy właśnie wydarzenie, które zależnie od waszej inwencji twórczej może rozwinąć się w całkiem ciekawą akcję. Innymi słowy - jest to temat, który każdy z was może wykorzystać w swoich opowiadaniach. Za jego uwzględnienie nie otrzymacie żadnych przedmiotów ze sklepu czy jednostek waluty; to po prostu wątek fabularny. Co będzie dalej? To zależy od tego, co postanowicie z tym wszystkim zrobić! Oczywiście, udział w żadnym wypadku nie jest obowiązkowy.
WĄTEK,
czyli co zdarzyło się do tej pory?
czyli co zdarzyło się do tej pory?
Linia fabularna zawarta jest w specjalnych opowiadaniach oznaczonych etykietą 'Kroniki Zaświatów'.
Nie od dziś wiadomo nam, że wilki, które za życia szerzyły zło, po śmierci zostaną ukarane. Wieczna pokuta odbywa się w bliżej nieznanym nam miejscu, nad którym władzę sprawuje bóg śmierci - Nester. Pewnego dnia silniejszym duchom udało się zgromadzić dość mocy, by na chwilę oderwać się od swej nękanej istoty i móc przebywać w innym miejscu, nie czując cierpienia. Przekazały tą wiedzę innym, a choć ból okazywał się być jeszcze straszliwszy po powrocie do duszy, ich fantomom udało się utworzyć miejsce zwane Salą Obrad. Tam co jakiś czas spotykały się, dyskutując o przyziemnych sprawach (nie lubiły tego słabsze dusze, którym stworzenie fantomu przysparzało wiele trudności). W pewnym momencie stała się rzecz niezwykła - wilczycy (Nyks), która za życia mordowała innych, Nester zezwolił na błąkanie się po śmierci po Ziemi. To podburzyło zmarłe wilki, również dlatego, że wadera nie szczędziła im obelg i pokpiwania, a jej dusza zachowała większość swoich mocy. Jedna z umęczonych dusz, należąca do basiora o imieniu Black, zdołała w pewnym momencie przekonać je do buntu i ucieczki, a potem pokonania Nestera, na wieść o tym, że Nyks, opętawszy pewną waderę, nie stanowi zagrożenia. Buntownicy założyli organizację zwaną Hordą, która czas, który członkowie mogą spędzić, nie odczuwając cierpienia, przeznacza na wyszukiwanie na Ziemi potrzebnych jej do ucieczki zasobów magicznej mocy. Aktualnym celem jest Wataha Mrocznych Skrzydeł.
Nie od dziś wiadomo nam, że wilki, które za życia szerzyły zło, po śmierci zostaną ukarane. Wieczna pokuta odbywa się w bliżej nieznanym nam miejscu, nad którym władzę sprawuje bóg śmierci - Nester. Pewnego dnia silniejszym duchom udało się zgromadzić dość mocy, by na chwilę oderwać się od swej nękanej istoty i móc przebywać w innym miejscu, nie czując cierpienia. Przekazały tą wiedzę innym, a choć ból okazywał się być jeszcze straszliwszy po powrocie do duszy, ich fantomom udało się utworzyć miejsce zwane Salą Obrad. Tam co jakiś czas spotykały się, dyskutując o przyziemnych sprawach (nie lubiły tego słabsze dusze, którym stworzenie fantomu przysparzało wiele trudności). W pewnym momencie stała się rzecz niezwykła - wilczycy (Nyks), która za życia mordowała innych, Nester zezwolił na błąkanie się po śmierci po Ziemi. To podburzyło zmarłe wilki, również dlatego, że wadera nie szczędziła im obelg i pokpiwania, a jej dusza zachowała większość swoich mocy. Jedna z umęczonych dusz, należąca do basiora o imieniu Black, zdołała w pewnym momencie przekonać je do buntu i ucieczki, a potem pokonania Nestera, na wieść o tym, że Nyks, opętawszy pewną waderę, nie stanowi zagrożenia. Buntownicy założyli organizację zwaną Hordą, która czas, który członkowie mogą spędzić, nie odczuwając cierpienia, przeznacza na wyszukiwanie na Ziemi potrzebnych jej do ucieczki zasobów magicznej mocy. Aktualnym celem jest Wataha Mrocznych Skrzydeł.
Podsumowując (wilki z watahy znają tylko fakty oznaczone wykrzyknikiem):
- dusze cierpiące po śmierci założyły organizację zwaną Hordą, zajmującą się sprawą ucieczki z miejsca odbywania wiecznej kary, jak również pokonania Nestera, by nie zostać potem jeszcze surowiej ukaranym;
- Hordzie przewodniczy wilk o imieniu Black (pomaga mu jego koleżka Erotare; obydwa basiory pochodzą z WMS);
- na założenie Hordy wpływ miało między innymi złagodzenie przez Nestera kary dla wilczycy o imieniu Nyks, która obecnie przebywa w ciele Igazi, która z kolei uwięziona jest w bryle lodu poza terenem watahy*;
- Horda działa na Ziemi, gdyż dusze wysyłają tam fragmenty swej istoty przez 'luki w zabezpieczeniach'; ich działanie na razie sprowadza się do wyszukiwania słabych i zdegenerowanych jednostek, jednak nie wiadomo, jakie są wobec nich jej zamiary;
- obecnym celem Hordy jest WMS. Ich uwagę skupił na niej Zero, który stchórzył i uciekł podczas procesu 'przekabacania' go na tereny tej watahy; obecnie basior torturowany jest przez Kalego.
- !działanie duchów (niewielkie anomalie) powoli zaczyna być widoczne,! jednak większość wilków nie wie o całej sytuacji.
*O tym, że Igazi została opętana, wie tylko basior o imieniu Mateo. Uważa jednak, że wadera zginęła, a poza tym sam jest świrnięty, więc jego wiedza zbytnio się nie przyda (chociaż jest w watasze jedynym egzorcystą).
- dusze cierpiące po śmierci założyły organizację zwaną Hordą, zajmującą się sprawą ucieczki z miejsca odbywania wiecznej kary, jak również pokonania Nestera, by nie zostać potem jeszcze surowiej ukaranym;
- Hordzie przewodniczy wilk o imieniu Black (pomaga mu jego koleżka Erotare; obydwa basiory pochodzą z WMS);
- na założenie Hordy wpływ miało między innymi złagodzenie przez Nestera kary dla wilczycy o imieniu Nyks, która obecnie przebywa w ciele Igazi, która z kolei uwięziona jest w bryle lodu poza terenem watahy*;
- Horda działa na Ziemi, gdyż dusze wysyłają tam fragmenty swej istoty przez 'luki w zabezpieczeniach'; ich działanie na razie sprowadza się do wyszukiwania słabych i zdegenerowanych jednostek, jednak nie wiadomo, jakie są wobec nich jej zamiary;
- obecnym celem Hordy jest WMS. Ich uwagę skupił na niej Zero, który stchórzył i uciekł podczas procesu 'przekabacania' go na tereny tej watahy; obecnie basior torturowany jest przez Kalego.
- !działanie duchów (niewielkie anomalie) powoli zaczyna być widoczne,! jednak większość wilków nie wie o całej sytuacji.
*O tym, że Igazi została opętana, wie tylko basior o imieniu Mateo. Uważa jednak, że wadera zginęła, a poza tym sam jest świrnięty, więc jego wiedza zbytnio się nie przyda (chociaż jest w watasze jedynym egzorcystą).
17.11.2018
14.11.2018
Od Kory cd. Misia
Wybiegłam na dwór. Od razu owionął mnie chłodny jesienny wietrzyk. Byłoby to całkiem przyjemne, gdyby nie jedna rzecz, która przybyła wraz z nim.
A mianowicie: deszcz.
Gdy tylko czuję te małe, nieznośne kropelki, opadające bezwstydnie na każdy odsłonięty centymetr mojego ciała i zamieniające moją sierść w nasiąkniętą, bezużyteczną warstwę kłaków, to aż chce mi się porządnie trzasnąć te chrzanione chmurki jakimś porządnym kijem w ich puchate łby, obojętnie, czy jest to możliwe, czy nie. Może wtedy przestałyby się zamieniać w te chmurzyska-mutanty, i… Nieważne.
Horda mokrych drobinek pokrywała cały świat wokół i właśnie zabierała się za mnie. Prychnęłam ze złością, warknęłam krótko na deszczowe chmury, i zanim w Niedźwiedziu mogła rozbłysnąć choćby iskierka nadziei na wygraną, popędziłam przed siebie. Liście, którymi zasłana była ziemia, zrobiły się śliskie, ale nie sprawiło mi to kłopotów. Ze mną deszcz tak łatwo nie wygra!
Bez przeszkód i zbytniego ociągania się przeskoczyłam linię granicy lasu z obszarem łąk. Tutaj kropelki mogły mi już tylko obrzydzać życie ciągłym stukotem; drzewa iglaste to bardzo dobrzy obrońcy. Lubię je. Nie zrzucają igiełek na zimę, są takie żywe i zielone przez cały rok. No i, jak już mówiłam, wspaniale powstrzymują deszcz przed spadnięciem na mnie.
Usłyszałam kroki za sobą i podczołgałam się bliżej pnia świerku.
- Przed czym się tam chowasz? – zapytał Niedźwiedź, pochylając się.
- Przed mikrozabójcami – odparłam, strzepując z głowy jakąś obeschniętą igiełkę.
- Czyli?
- No, przed kroplami – westchnęłam z politowaniem nad jego niedomyślnością, po czym wysunęłam się spod gałęzi drzewa. – Po co ten cały spacer, co?
Wzruszył lekko ramionami.
- Chciałem wyjść z domu i o czymś z tobą porozmawiać.
- To nie brzmi zbyt pociągająco. – Otrzepałam się z elementów leśnego poszycia, które przyczepiły się do mnie i mojej bluzy. Nie wszystkie opadły, ale mówi się trudno. – Raczej podejrzanie.
- Cóż, przecież nie musisz. W każdej chwili możesz uciec i więcej się nie pokazać, sama powiedziałaś – zaoponował, ruszając naprzód.
- Nie ufam ci! – burkęłam jeszcze, zanim sama podążyłam ścieżką. Perspektywa zwiewania akurat tego dnia nie wydawała mi się zbyt przyjemna, a pozostanie pod świerczkiem w towarzystwie robaczków również nie stanowiło ciekawej opcji.
Podczas, gdy basior zachowywał jeszcze milczenie, zaczęłam się rozglądać po mijanym terenie. Zgodnie ze starą zasadą „poznaj swojego wroga”, zapamiętywałam różne charakterystyczne miejsca, które mogłyby się nadać na punkty orientacyjne podczas ucieczki. Zapachy były w tym bardzo pomocne. Znalazł się jednak jeden, który odrobinę mnie zaniepokoił. Krew.
- Jeśli to ma być lekcja pierwszej pomocy, to ja spadam – mruknęłam, zrównując się z Niedźwiedziem. Zdawało się, że uśmiechnął się pod nosem. To zirytowało mnie jeszcze bardziej.
- Nie. Posłuchaj, Kora – odwrócił głowę i spojrzał prosto na mnie – co pamiętasz o swoich rodzicach?
Przez chwilę chciałam walnąć łbem w najbliższy pieniek. Dorośli! Czy oni zawsze muszą pytać o to samo? Nigdy nie słyszałam, żeby jakikolwiek dorosły wilk zapytał szczeniaka co lubi robić, czego się boi, co sądzi na jakikolwiek temat. Jedynie „jak masz na imię?”, „ile masz lat?”, „kim są twoi rodzice?”. Obchodzą ich tylko dane – płeć, wiek, nazwa, zawód, gatunek. Jakby reszta się nie liczyła.
To pytanie, choć podobne, było jednak trochę inne. Wyczuwałam to w sposobie, w jaki Niedźwiedź je zadał. Może więc nie należy spisywać go na straty. Może. Okaże się.
- Moja mama ma na imię Maka i jest miła, ale nie dawała mi słodyczy. Tata rzadko był w jaskini, bo polował. Na jelenie. Takie duże, z rogami… - rozmarzyłam się. Tak dawno nie jadłam jelenia! Tamte były pyszne, szczególnie tuszka, podpieczona lekko na ognisku… Ach, o czym ja mówiłam? – Z rogami. Tak. Mam jeszcze Lakę, który… - przerwałam. Do głowy znów napłynęły mi obrazy sprzed miesięcy. Nie. Nie, precz! Dlaczego to musi mi się zawsze przypominać?!
- Kora? – Niedźwiedź przystanął, co ledwie zauważyłam. – Wszystko dobrze?
Zacisnęłam powieki, próbując przywrócić się do porządku.
- Nie… Tak. Laka jest wkurzającym wrzodem na tyłku, bo jest starszym bratem. A teraz zostaw mnie w spokoju! – krzyknęłam i pobiegłam przed siebie, byle gdzie, tylko daleko. Jednak już po kilku metrach kaptur zaczepił mi się o jakąś durną gałązkę głogu, a ja nie miałam siły się jej pozbyć.
A mianowicie: deszcz.
Gdy tylko czuję te małe, nieznośne kropelki, opadające bezwstydnie na każdy odsłonięty centymetr mojego ciała i zamieniające moją sierść w nasiąkniętą, bezużyteczną warstwę kłaków, to aż chce mi się porządnie trzasnąć te chrzanione chmurki jakimś porządnym kijem w ich puchate łby, obojętnie, czy jest to możliwe, czy nie. Może wtedy przestałyby się zamieniać w te chmurzyska-mutanty, i… Nieważne.
Horda mokrych drobinek pokrywała cały świat wokół i właśnie zabierała się za mnie. Prychnęłam ze złością, warknęłam krótko na deszczowe chmury, i zanim w Niedźwiedziu mogła rozbłysnąć choćby iskierka nadziei na wygraną, popędziłam przed siebie. Liście, którymi zasłana była ziemia, zrobiły się śliskie, ale nie sprawiło mi to kłopotów. Ze mną deszcz tak łatwo nie wygra!
Bez przeszkód i zbytniego ociągania się przeskoczyłam linię granicy lasu z obszarem łąk. Tutaj kropelki mogły mi już tylko obrzydzać życie ciągłym stukotem; drzewa iglaste to bardzo dobrzy obrońcy. Lubię je. Nie zrzucają igiełek na zimę, są takie żywe i zielone przez cały rok. No i, jak już mówiłam, wspaniale powstrzymują deszcz przed spadnięciem na mnie.
Usłyszałam kroki za sobą i podczołgałam się bliżej pnia świerku.
- Przed czym się tam chowasz? – zapytał Niedźwiedź, pochylając się.
- Przed mikrozabójcami – odparłam, strzepując z głowy jakąś obeschniętą igiełkę.
- Czyli?
- No, przed kroplami – westchnęłam z politowaniem nad jego niedomyślnością, po czym wysunęłam się spod gałęzi drzewa. – Po co ten cały spacer, co?
Wzruszył lekko ramionami.
- Chciałem wyjść z domu i o czymś z tobą porozmawiać.
- To nie brzmi zbyt pociągająco. – Otrzepałam się z elementów leśnego poszycia, które przyczepiły się do mnie i mojej bluzy. Nie wszystkie opadły, ale mówi się trudno. – Raczej podejrzanie.
- Cóż, przecież nie musisz. W każdej chwili możesz uciec i więcej się nie pokazać, sama powiedziałaś – zaoponował, ruszając naprzód.
- Nie ufam ci! – burkęłam jeszcze, zanim sama podążyłam ścieżką. Perspektywa zwiewania akurat tego dnia nie wydawała mi się zbyt przyjemna, a pozostanie pod świerczkiem w towarzystwie robaczków również nie stanowiło ciekawej opcji.
Podczas, gdy basior zachowywał jeszcze milczenie, zaczęłam się rozglądać po mijanym terenie. Zgodnie ze starą zasadą „poznaj swojego wroga”, zapamiętywałam różne charakterystyczne miejsca, które mogłyby się nadać na punkty orientacyjne podczas ucieczki. Zapachy były w tym bardzo pomocne. Znalazł się jednak jeden, który odrobinę mnie zaniepokoił. Krew.
- Jeśli to ma być lekcja pierwszej pomocy, to ja spadam – mruknęłam, zrównując się z Niedźwiedziem. Zdawało się, że uśmiechnął się pod nosem. To zirytowało mnie jeszcze bardziej.
- Nie. Posłuchaj, Kora – odwrócił głowę i spojrzał prosto na mnie – co pamiętasz o swoich rodzicach?
Przez chwilę chciałam walnąć łbem w najbliższy pieniek. Dorośli! Czy oni zawsze muszą pytać o to samo? Nigdy nie słyszałam, żeby jakikolwiek dorosły wilk zapytał szczeniaka co lubi robić, czego się boi, co sądzi na jakikolwiek temat. Jedynie „jak masz na imię?”, „ile masz lat?”, „kim są twoi rodzice?”. Obchodzą ich tylko dane – płeć, wiek, nazwa, zawód, gatunek. Jakby reszta się nie liczyła.
To pytanie, choć podobne, było jednak trochę inne. Wyczuwałam to w sposobie, w jaki Niedźwiedź je zadał. Może więc nie należy spisywać go na straty. Może. Okaże się.
- Moja mama ma na imię Maka i jest miła, ale nie dawała mi słodyczy. Tata rzadko był w jaskini, bo polował. Na jelenie. Takie duże, z rogami… - rozmarzyłam się. Tak dawno nie jadłam jelenia! Tamte były pyszne, szczególnie tuszka, podpieczona lekko na ognisku… Ach, o czym ja mówiłam? – Z rogami. Tak. Mam jeszcze Lakę, który… - przerwałam. Do głowy znów napłynęły mi obrazy sprzed miesięcy. Nie. Nie, precz! Dlaczego to musi mi się zawsze przypominać?!
- Kora? – Niedźwiedź przystanął, co ledwie zauważyłam. – Wszystko dobrze?
Zacisnęłam powieki, próbując przywrócić się do porządku.
- Nie… Tak. Laka jest wkurzającym wrzodem na tyłku, bo jest starszym bratem. A teraz zostaw mnie w spokoju! – krzyknęłam i pobiegłam przed siebie, byle gdzie, tylko daleko. Jednak już po kilku metrach kaptur zaczepił mi się o jakąś durną gałązkę głogu, a ja nie miałam siły się jej pozbyć.
<Misiu? Meg?>
Od Kagekao c.d Luna
Zadowolony z siebie położyłem się na ziemi. Po takim
polowaniu zasługiwałem na głęboką i długą drzemkę. Moje pomioty w końcu się do
czegoś przydały. Ciekawe kiedy będą na tyle dorosłe by się wyprowadzić z
jaskini i znaleźć drugą połówkę…
Moje rozmyślania przerwał straszliwie głośny krzyk:
- KAAAGEEE!!! – Wzdrygnąłem się i podniosłem gwałtownie
głowę. Moim oczom ukazała się zdenerwowana do granic możliwości Luna.
Przeczuwałem coś złego. Czy ja się jej… Bałem?
- Przyznaj się, na jaki debilny pomysł wpadłeś? – Wysyczała przez
zęby, wręcz wypluwając w moją stronę jad przesiąkający jej niegdyś miły dla
ucha głos.
- Ale przecież nauka polowania im się przyda, zresztą sama
przyznałaś – odpowiedziałem trochę zmieszany.
- Tak, ale chodzi mi o to co oprócz nauki polowania
wymyśliłeś – doprecyzowała, a ja zrozumiałem, że dzieciaki się wygadały.
- Gniewasz się na mnie przez to że chciałem je nauczyć jak
przetrwać podczas czystki…?
<Luna?>
<Luna?>
12.11.2018
Od Michia CD. Kory i Meg
Po krótkiej rozmowie z Meg wróciłem do jaskini, gdzie Kora jeszcze smacznie spała. Jak to w jesieni bywa, zaczął padać deszcz. Nie było też najcieplej, dlatego przez dłuższą chwilę zastanawiałem się, co może się dziać z Sixem, ale inne przemyślenia odwiodły mnie od tych. Dużo myślałem o Korze i o całym pomyśle adopcji. Jeśli by tego nie chciała, to po co w ogóle to wszytko? Nie chciałem zrobić nic wbrew temu szczeniakowi. Wolałem wymyślić coś, dzięki czemu zgodziłaby się na to bez wahania, jednak szybko zdałem sobie sprawę, że to powinno wyjść naturalnie. Wtedy i tylko wtedy, rzeczywiście ta zgoda byłaby ważna.
Padało coraz mocniej, przez co dźwięk również był głośniejszy. Starałem się zniwelować te odgłosy, by nie dotarły do Kory, jednak okazało się to bezcelowe. Waderka niebawem zaczęła się przewracać z boku na bok, co dało mi pewność, że się przebudziła. Czas na śniadanko!
Dałem jej chwilę, żeby wstała, a sam zacząłem przyrządzać jedzenie. Na deszcz najlepsze kakałko, a do kakałka najlepsze gofry. Miejmy nadzieję, że tym razem nie ucieknie przed posiłkiem. Wolałbym, żeby nabrała sił na dzienne przygody. Poza tym będę musiał z nią porozmawiać, żeby zdobyć jakieś konkretniejsze informacje. Bądź co bądź, ale niektóre rzeczy jednak muszę wiedzieć. Szczególnie, że Kora zna swoich rodziców. Jeśli nadal żyją, powinienem spróbować do nich dotrzeć, poszperać przy tym. Tak przynajmniej myślę...
Przed końcem roboty pojawiła się waderka.
- Hej, Kora- przywitałem się, kiedy wskakiwała na blat.
- Cześć- odpowiedziała, nie patrząc w moją stronę, tylko na cieplutkie kakao.
- Śmiało, to dla ciebie- uśmiechnąłem się do niej. Zamachała ogonem i podeszła do miski. Odwróciłem się i wziąłem dżem. Po chwili był on już częścią dania. Gotowe.
- Mlask, mlask, mlask- głośne dźwięki dochodzące z pyszczka Kory zwróciły moją uwagę.- Za mało słodkie. Więcej cukru.- I miała już po niego sięgać, ale...
- Może lepiej nie- odparłem. Na wszelki wypadek odsunąłem go dalej i odwróciłem się do waderki.- Masz jeszcze gofry, mała.
Kora zaciekawiona spojrzała na mnie, machając ogonem.
- Co to gofryyy?
- Takie dobre jedzonko- powiedziałem, przesuwając talerz w jej stronę. Z początku podejrzliwie nastawione do posiłku szczenię podchodziło z dystansem do jedzenia, ale potem ze smakiem wszamała wszystko. Trochę się ubrudziła, ale nie chciała się umyć. Westchnąłem i wyszedłem z kuchni.
- To może napij się chociaż trochę wody- zaproponowałem, robiąc porządek z posłaniem, na którym spała.
- Po co?- Podeszła bliżej mnie, zeskakując uprzednio z blatu.- Piłam kakao- dodała, podchodząc jednak do minijeziorka i biorąc dwa hausty wody. Przy okazji trochę się oczyściła.
- Nie będzie chciało ci się pić po słodkim, kiedy wyjdziemy- wytłumaczyłem, zapominając o jednym małym szczególiku. Waderka nie znała moich zamiarów.
- Wyjdziemy?- Mała stanęła przede mną, najwyraźniej oczekując kontaktu wzrokowego, na co przystałem, nie chcę tracić zaufania szczeniaka.
- Miałem nadzieje, że przejdziesz się ze mną na drobny spacerek.- Przypominając sobie o niedawno przeprowadzonej na terenach czystce, dodałem jeszcze, że podróż trochę by zajęła.
- Jak nic coś knujesz, Niedźwiedź.- Przymrużyła oczy, nadal jednak wpatrując się w te moje.- Piszę się- powiedziała w końcu, jednak bez przekonania w głosie.- Jak coś mi się nie spodoba, to spadam i już mnie nie zobaczysz.
Najwyraźniej uznała to za wystarczającą groźbę. Posłała mi pełen pewności siebie uśmieszek i wyszła z jaskini.
- Idziesz, czy mam iść sama?
Ten szczeniak nie powinien mieć mnie w garści. A jednak miał. I doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Idę.
- Szybciej! Kto ostatni w lesie ten zgniłe jajo!
<Korciu? Meg?>
Padało coraz mocniej, przez co dźwięk również był głośniejszy. Starałem się zniwelować te odgłosy, by nie dotarły do Kory, jednak okazało się to bezcelowe. Waderka niebawem zaczęła się przewracać z boku na bok, co dało mi pewność, że się przebudziła. Czas na śniadanko!
Dałem jej chwilę, żeby wstała, a sam zacząłem przyrządzać jedzenie. Na deszcz najlepsze kakałko, a do kakałka najlepsze gofry. Miejmy nadzieję, że tym razem nie ucieknie przed posiłkiem. Wolałbym, żeby nabrała sił na dzienne przygody. Poza tym będę musiał z nią porozmawiać, żeby zdobyć jakieś konkretniejsze informacje. Bądź co bądź, ale niektóre rzeczy jednak muszę wiedzieć. Szczególnie, że Kora zna swoich rodziców. Jeśli nadal żyją, powinienem spróbować do nich dotrzeć, poszperać przy tym. Tak przynajmniej myślę...
Przed końcem roboty pojawiła się waderka.
- Hej, Kora- przywitałem się, kiedy wskakiwała na blat.
- Cześć- odpowiedziała, nie patrząc w moją stronę, tylko na cieplutkie kakao.
- Śmiało, to dla ciebie- uśmiechnąłem się do niej. Zamachała ogonem i podeszła do miski. Odwróciłem się i wziąłem dżem. Po chwili był on już częścią dania. Gotowe.
- Mlask, mlask, mlask- głośne dźwięki dochodzące z pyszczka Kory zwróciły moją uwagę.- Za mało słodkie. Więcej cukru.- I miała już po niego sięgać, ale...
- Może lepiej nie- odparłem. Na wszelki wypadek odsunąłem go dalej i odwróciłem się do waderki.- Masz jeszcze gofry, mała.
Kora zaciekawiona spojrzała na mnie, machając ogonem.
- Co to gofryyy?
- Takie dobre jedzonko- powiedziałem, przesuwając talerz w jej stronę. Z początku podejrzliwie nastawione do posiłku szczenię podchodziło z dystansem do jedzenia, ale potem ze smakiem wszamała wszystko. Trochę się ubrudziła, ale nie chciała się umyć. Westchnąłem i wyszedłem z kuchni.
- To może napij się chociaż trochę wody- zaproponowałem, robiąc porządek z posłaniem, na którym spała.
- Po co?- Podeszła bliżej mnie, zeskakując uprzednio z blatu.- Piłam kakao- dodała, podchodząc jednak do minijeziorka i biorąc dwa hausty wody. Przy okazji trochę się oczyściła.
- Nie będzie chciało ci się pić po słodkim, kiedy wyjdziemy- wytłumaczyłem, zapominając o jednym małym szczególiku. Waderka nie znała moich zamiarów.
- Wyjdziemy?- Mała stanęła przede mną, najwyraźniej oczekując kontaktu wzrokowego, na co przystałem, nie chcę tracić zaufania szczeniaka.
- Miałem nadzieje, że przejdziesz się ze mną na drobny spacerek.- Przypominając sobie o niedawno przeprowadzonej na terenach czystce, dodałem jeszcze, że podróż trochę by zajęła.
- Jak nic coś knujesz, Niedźwiedź.- Przymrużyła oczy, nadal jednak wpatrując się w te moje.- Piszę się- powiedziała w końcu, jednak bez przekonania w głosie.- Jak coś mi się nie spodoba, to spadam i już mnie nie zobaczysz.
Najwyraźniej uznała to za wystarczającą groźbę. Posłała mi pełen pewności siebie uśmieszek i wyszła z jaskini.
- Idziesz, czy mam iść sama?
Ten szczeniak nie powinien mieć mnie w garści. A jednak miał. I doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Idę.
- Szybciej! Kto ostatni w lesie ten zgniłe jajo!
<Korciu? Meg?>
- Wiem, że czas tutaj nie trzyma się kupy, ale opko jest ;-;
9.11.2018
Od Mateo do reszty familii
- Daj to. Przecież to bez sensu.
- Nie! Jeśli jest jakiś sposób, to właśnie taki. Ren! Mówię coś! Oddaj tę torbę!
- Renuś, proszę, nie wściekaj się i oddaj te rzeczy Temisto.
- Ty też!? Naprawdę chce wam się leźć za granicę, żeby tylko…
- Prawdę mówiąc, nie chce mi się. Ale nie chcę też, żeby dalej taki był.
- Więc moglibyście pomóc, bo jak na razie nie widzę, żeby ktokolwiek robił coś w tym kierunku!
- Że ja mam pomagać? Dobre sobie.
Zastrzygłem uszami. Zwykle rodzeństwo nie konwersowało na takiej amplitudzie. Widocznie tym razem miało ważny powód. I tym powodem najwyraźniej byłem ja.
Przeciągnąłem się i wstałem na łapy. Otrzepałem się jeszcze z resztek snu, po czym opuściłem pokój.
- Dzień dobry! O czym gawędzicie? – zapytałem pogodnie, stając na progu.
Nico pisnęła i odruchowo się cofnęła. Dosyć dziwne, ale ten dom nigdy nie był zbyt normalny. I tak wszystko mi jedno.
- Słuchaj… - odezwała się Kalli. Zamilkła, rozejrzała się po pyskach rodzeństwa, z których dziwnym zbiegiem okoliczności akurat wszystkie były odwrócone, westchnęła i kontynuowała. – Właśnie planowaliśmy wyprawę. Chcemy znaleźć Igazi.
Chcą znaleźć… Ach. W jednej chwili poczułem jeszcze intensywniej, że stoję na ziemi, jakby zwiększyła się siła grawitacji. Moje spojrzenie stwardniało.
- Dlaczego chcecie szukać martwej? – zapytałem, prychając śmiechem. Po chwili znów zapadła cisza, tym razem jeszcze cięższa. – To idiotyczne. Odpuśćcie sobie.
W Renie jakby coś pękło. Szarpnął głową na bok, odsłaniając zęby.
- Widzicie?! Widzicie tego powalonego wariata?! O tym właśnie mówiłem! Sam nazwał to idiotyzmem, jak możecie chcieć się dla niego męczyć?
- Ren! – krzyknęła Temmie, wyskakując przed niego, by odciąć mu ewentualną drogę ataku.
- Hej, stop! – zawołałem. Odwróciła się. – Przecież on ma rację.
Cała piątka, nawet Ren, spojrzała na mnie jak na obłą- cóż, jak to na mnie.
- Wasze działania są jak najbardziej nonsensowne, a powalonym wariatem mogę być, proszę bardzo.
- Ale… Dlaczego ty nie rozumiesz!? Musimy! – niemal zaskomlała Temisto. Może i by mnie to zdziwiło, ale świat jest zbyt śliczny, by zawracać sobie głowę takimi rzeczami.
- Z jakiego powodu? – spytałem w zastanowieniu. – Doceniam chęć wyprawienia pogrzebu, ale ciało zostało już prawdopodobnie rozszarpane przez…
- Przestań już! – poprosił cicho Tobias. Przez chwilę wszyscy milczeli. – Nie poznaję cię… Ale niezależnie od tego, co myślisz, ona ż y j e!
Pochyliłem łeb, czując, jak jeży mi się sierść na karku.
- Ona NIE żyje, Tobias. NIE MA jej, czy to jasne? PRZESTAŃCIE SIĘ WRESZCIE ZAJMOWAĆ TĄ PARANOJĄ!
Odwróciłem się i wybiegłem z pomieszczenia, a potem z jaskini. Złość była już dla mnie zapomnianym uczuciem. Dlaczego znów przychodzi? Dlaczego oni nie mogą zapomnieć? Nie wiedziałem. Była tylko jedna rzecz, której byłem pewien.
Igazi nie ma wśród żywych i jest to rzecz niezaprzeczalna.
***
W jednym z pokojów jaskini Luny i Kagekao jeszcze przez dłuższą chwilę panowała cisza.
- To.. co robimy? – odezwała się niepewnie Kallisto. Z początku nikt nie odpowiedział.
- Nie! Jeśli jest jakiś sposób, to właśnie taki. Ren! Mówię coś! Oddaj tę torbę!
- Renuś, proszę, nie wściekaj się i oddaj te rzeczy Temisto.
- Ty też!? Naprawdę chce wam się leźć za granicę, żeby tylko…
- Prawdę mówiąc, nie chce mi się. Ale nie chcę też, żeby dalej taki był.
- Więc moglibyście pomóc, bo jak na razie nie widzę, żeby ktokolwiek robił coś w tym kierunku!
- Że ja mam pomagać? Dobre sobie.
Zastrzygłem uszami. Zwykle rodzeństwo nie konwersowało na takiej amplitudzie. Widocznie tym razem miało ważny powód. I tym powodem najwyraźniej byłem ja.
Przeciągnąłem się i wstałem na łapy. Otrzepałem się jeszcze z resztek snu, po czym opuściłem pokój.
- Dzień dobry! O czym gawędzicie? – zapytałem pogodnie, stając na progu.
Nico pisnęła i odruchowo się cofnęła. Dosyć dziwne, ale ten dom nigdy nie był zbyt normalny. I tak wszystko mi jedno.
- Słuchaj… - odezwała się Kalli. Zamilkła, rozejrzała się po pyskach rodzeństwa, z których dziwnym zbiegiem okoliczności akurat wszystkie były odwrócone, westchnęła i kontynuowała. – Właśnie planowaliśmy wyprawę. Chcemy znaleźć Igazi.
Chcą znaleźć… Ach. W jednej chwili poczułem jeszcze intensywniej, że stoję na ziemi, jakby zwiększyła się siła grawitacji. Moje spojrzenie stwardniało.
- Dlaczego chcecie szukać martwej? – zapytałem, prychając śmiechem. Po chwili znów zapadła cisza, tym razem jeszcze cięższa. – To idiotyczne. Odpuśćcie sobie.
W Renie jakby coś pękło. Szarpnął głową na bok, odsłaniając zęby.
- Widzicie?! Widzicie tego powalonego wariata?! O tym właśnie mówiłem! Sam nazwał to idiotyzmem, jak możecie chcieć się dla niego męczyć?
- Ren! – krzyknęła Temmie, wyskakując przed niego, by odciąć mu ewentualną drogę ataku.
- Hej, stop! – zawołałem. Odwróciła się. – Przecież on ma rację.
Cała piątka, nawet Ren, spojrzała na mnie jak na obłą- cóż, jak to na mnie.
- Wasze działania są jak najbardziej nonsensowne, a powalonym wariatem mogę być, proszę bardzo.
- Ale… Dlaczego ty nie rozumiesz!? Musimy! – niemal zaskomlała Temisto. Może i by mnie to zdziwiło, ale świat jest zbyt śliczny, by zawracać sobie głowę takimi rzeczami.
- Z jakiego powodu? – spytałem w zastanowieniu. – Doceniam chęć wyprawienia pogrzebu, ale ciało zostało już prawdopodobnie rozszarpane przez…
- Przestań już! – poprosił cicho Tobias. Przez chwilę wszyscy milczeli. – Nie poznaję cię… Ale niezależnie od tego, co myślisz, ona ż y j e!
Pochyliłem łeb, czując, jak jeży mi się sierść na karku.
- Ona NIE żyje, Tobias. NIE MA jej, czy to jasne? PRZESTAŃCIE SIĘ WRESZCIE ZAJMOWAĆ TĄ PARANOJĄ!
Odwróciłem się i wybiegłem z pomieszczenia, a potem z jaskini. Złość była już dla mnie zapomnianym uczuciem. Dlaczego znów przychodzi? Dlaczego oni nie mogą zapomnieć? Nie wiedziałem. Była tylko jedna rzecz, której byłem pewien.
Igazi nie ma wśród żywych i jest to rzecz niezaprzeczalna.
***
W jednym z pokojów jaskini Luny i Kagekao jeszcze przez dłuższą chwilę panowała cisza.
- To.. co robimy? – odezwała się niepewnie Kallisto. Z początku nikt nie odpowiedział.
<Rodzino?>
6.11.2018
Od Kai - Z relacji po nocy
Czystka jako tako minęła. Okazało się że zabiłam tylko jedną osobę, a potem musiałam wrócić, bo mój brat tak jakby wybił ponad 2 wilki. Teraz? Teraz była jakaś godzina po syrenach obwieszczających koniec czystki. Wyszłam na zewnątrz już bez mojego przebrania. Panował półmrok, oraz nie przyjemny siąp. W powietrzu unosił się zapach krwi i... spalenizny? Poszłam nieco dalej w głąb watahy, i koło strumyczka go zobaczyłam. Wielkie stare drzewo z którego został już tylko popiół, oraz resztki po ciałach. Czyżby na nim wisiały? Westchnęłam ciężko i usiadłam na suchej, nie przyjemnej trawie. Wszędzie były płaty popiołu, oraz zapachy, które za jakieś dwa dni znikną. Na niebie zaczęły się gromadzić szare chmury, zapowiadające nie ubłagany deszcz. Chociaż to może i dobrze, bo ulewa dobrze zrobi tym suchym, pełnym śmierci ziemiom. Może nareszcie będą grzyby? Wiem że jakieś ostatnie resztki bo prawdziwym okresie grzybobrania jednak jakiś śniak się może znajdzie...
- Trzeba tu posprzątać - mruknęłam wstając. Przywołałam moje linki, które pod wpływem szybkiego wirowania zaczęły zdmuchiwać popiół z traw i wrzucać go do strumienia, by wraz z prądem popłynął gdzieś daleko. Nikt za sprzątanie ciał się nie zabierał. W sensie rozumiałam że istnieją tu jakieś stworki które jak są głodne potrafią wszamać całego trupa ale to nadal było dla mnie mało na uzasadnienie. Zaczęło powoli kropić, a kilka kropli sadło na mój nos. Nie minęło kilka chwil, a rozpadało się na amen. Odwołałam moje linki i popatrzyłam w niebo. Jasno i ciemno-szare chmury towarzyszyły posępnemu wiatrowi
- Będzie jutro mgła - powiedziałam do siebie. Kiseki jako prawie nie widoczny, biały punkt sfrunęła na mój kark i zatopiła się w futro zasłaniając się skrzydłami. Ta to dopiero nie lubiła moknąć. Uśmiechnęłam się pod nosem i poszłam w stronę groty. Trzeba było posprzątać resztki po halloween, i coś zrobić z resztą ciasta.
4.11.2018
Event na Halloween!
Dobry ludzie moi jeszcze żywi! (Jeżeli nie przeżyjecie to nawet nie ma co brać w tym udziału) nie mogłam zdecydować czy do tego dodać rysunki, ale chyba jednak tak xD Otóż, że halloween wypada w czystkę, postanowiłam coś zorganizować. Nie musicie koniecznie jednak chodzić po domach i zabijać tych co nie zdali w liście śmierci. Możecie np siedzieć w domu, i drążyć dynię czy coś. Można by pisać opowiadanie o czystce, jednak nie koniecznie o krwawej stronie halloween, co zalicza się do eventu! Za opowiadania przyznawane są:
1 Miejsce: 600 CS + wybrana rzecz ze sklepiku dowolna jedna + *(jak grasz w hw lub też doggi) jestem skłonna oddać źreba z potencjałem, o ile się nim dobrze zajmiecie c: Chyba że chcesz cuś innego, propozycje mile widziane w komentarzach pod postem.
2 Miejsce: 450 CS + złota karta
3 Miejsce: 240 CS + tygrys w płynie!
Inne miejsce: Niższe miejsca dostają 130 CS
Natomiast jeżeli nie lubisz chodzić po watasze w ten jakże krwawy dzień (znaczy wieczór i noc) to możesz coś narysować! Oczywiście coś związanego z tym zagranicznym świętem. Chyba że wolisz po polszczyźnie, to możesz narysować znicz na grobie czy coś z dniem zmarłych. Za rysunki są przyznawane miejsca:
1 Miejsce: 545 CS + złota karta + (może nakłonisz kogoś do narysowania ci czegoś xD)
2 Miejsce: 450 CS + Leniwiec (chodzi mi tutaj o to takie zwierze z czarnego rynku by nieporozumień nie było)
3 Miejsce: 350 CS + Miecz
4 Miejsce: 270 CS + biały puszysty królik! (NIE! Nie do jedzenia!)
Jakieś dalsze miejsce: 190 CS
I tak, to jest rozdawane oddzielnie. Jednak:
1. Rysunki zaczynają się od teraz, a oddać można aż do 4 listopada.
2. Opowiadania możecie napisać teraz, jednak nie wstawiajcie. Wstawić dopiero możecie wstawić w dzień czystki, bo w sumie o tym będzie mowa. Wysyłać już można
3. Proszę o nie kopiowanie rysunków, lub też pospolita "kradzież" nie będzie uznawana
4. To ma być wasza praca, a nie że ktoś za was narysuje!
PS: Teraz to ogarnęłam, otóż wszystkie eventy i wygrane w czymkolwiek, będą zapisywane w specjalnej stronie która możliwe iż powstanie.
Możliwe. Nic nie obiecuję xD
1 Miejsce: 600 CS + wybrana rzecz ze sklepiku dowolna jedna + *(jak grasz w hw lub też doggi) jestem skłonna oddać źreba z potencjałem, o ile się nim dobrze zajmiecie c: Chyba że chcesz cuś innego, propozycje mile widziane w komentarzach pod postem.
2 Miejsce: 450 CS + złota karta
3 Miejsce: 240 CS + tygrys w płynie!
Inne miejsce: Niższe miejsca dostają 130 CS
Natomiast jeżeli nie lubisz chodzić po watasze w ten jakże krwawy dzień (znaczy wieczór i noc) to możesz coś narysować! Oczywiście coś związanego z tym zagranicznym świętem. Chyba że wolisz po polszczyźnie, to możesz narysować znicz na grobie czy coś z dniem zmarłych. Za rysunki są przyznawane miejsca:
1 Miejsce: 545 CS + złota karta + (może nakłonisz kogoś do narysowania ci czegoś xD)
2 Miejsce: 450 CS + Leniwiec (chodzi mi tutaj o to takie zwierze z czarnego rynku by nieporozumień nie było)
3 Miejsce: 350 CS + Miecz
4 Miejsce: 270 CS + biały puszysty królik! (NIE! Nie do jedzenia!)
Jakieś dalsze miejsce: 190 CS
I tak, to jest rozdawane oddzielnie. Jednak:
1. Rysunki zaczynają się od teraz, a oddać można aż do 4 listopada.
2. Opowiadania możecie napisać teraz, jednak nie wstawiajcie. Wstawić dopiero możecie wstawić w dzień czystki, bo w sumie o tym będzie mowa. Wysyłać już można
3. Proszę o nie kopiowanie rysunków, lub też pospolita "kradzież" nie będzie uznawana
4. To ma być wasza praca, a nie że ktoś za was narysuje!
PS: Teraz to ogarnęłam, otóż wszystkie eventy i wygrane w czymkolwiek, będą zapisywane w specjalnej stronie która możliwe iż powstanie.
Możliwe. Nic nie obiecuję xD
3.11.2018
Od Haraki cd. Kalego
Słońce zniżało się powoli, pokrywając ziemię złocistorudymi barwami. Przy
okazji świeciło prosto w oczy Harace, przez co musiała je mrużyć, by móc
wędrować dalej. Sergiusz pozostawał niewzruszony.
Przebyli spory kawałek, przechodząc przez kilka zagajników i pól, by w końcu ujrzeć na horyzoncie niską zabudowę sklepiku. Od celu podróży dzielił ich już tylko jeden z niewielu dobrze zagospodarowanych terenów watahy – średnich rozmiarów placyk, obsadzony gęsto krzewami wonnych kwiatów, rozwiniętych nawet o tej porze roku. Podłoże stanowiła miękka, przyjemna dla łap ziemia, której nieprzypadkowe znalezienie się w tym miejscu stanowiło ewenement na skalę nie tylko okolicy, ale i całego regionu.
- Astry – wymamrotała pod nosem szczurzyca, pochylając głowę, by nie dotknąć zwieszającej się z wątłej łodygi olbrzymiej główki kwiatu. Nie lubiła tego rodzaju kwiecia. Przepych, jakim ukoronowane były jego pędy, wydawał jej się kompletnie nie na miejscu, gdy porównywała je do innych roślin, o niejednokrotnie dużo szerszym kręgu zastosowań.
Nie tylko powietrze tutaj, ale i cały placyk były natomiast wręcz przesiąknięte agresywnym aromatem tych jesiennych piękności.
Haraka przecięła placyk, z początku biegnąc szybko, potem trochę zwalniając. Od zapachu kwiatów zaczynał ją swędzieć nos, co przyniosło nowy temat do rozważań: czy węże mogą kichać? Zaraz jednak je porzuciła, gdyż Sergiusz na powrót pojawił się przy niej i mogli kontynuować podróż.
Dotąd, ku radości węża, wycieczka płynęła w milczeniu; nagle jednak szczurzycy zachciało się to zmienić. Spojrzała na współtowarzysza, będącego jednocześnie wrogiem, jednak zanim zdążyła wystosować do niego jakąś mniej lub bardziej kąśliwą wypowiedź, oboje stanęli (Sergiusz bardziej wpełzł) na progu sklepiku.
- Idź i załatw tę matę – syknął i zwinął się lekko, najwyraźniej nie zamierzając ruszyć się z miejsca.
- Oczywiście, strachliwy pełzaku – prychnęła Haraka, po czym wkroczyła w półmrok sklepiku.
Właśnie miała wbić zęby w ścianę na widok rozległego obszaru, jaki zajmowały półki z kompletnie nieinteresującym asortymentem, jaki stanowiły fiolki i buteleczki z wszelkiego rodzaju miksturami, gdy usłyszała cichy głos:
- Pomóc pani w czymś?
***
- …i tak, jak to jest nie mieć nóg? – kontynuowała, niezrażona tym, że na większość poprzednich pytań nie otrzymała odpowiedzi. Wąż wysyczał cicho coś, co można by luźno przetłumaczyć na rozpaczliwe „Skończ wreszcie, babo!”. Od kiedy ponownie przeszli przez placyk, Haraka wykazywała niezwykłą gadatliwość, której nie przeszkadzał nawet przymus ciągnięcia przez całą drogę powrotną całkiem sporego rulonu maty.
- No, naprawdę – sapnęła, szarpiąc za przytroczony do bagażu sznureczek, by w ten sposób posunąć go do przodu o kilka kolejnych centymetrów – jeśli dalej będziesz takim ponurakiem, to nigdy nie znajdziesz sobie dziewczyny!
- To, że tu z tobą jessstem nie oznacza, że muszę z tobą rozmawiać. – Biedny Sergiusz nie mógł nawet przysłonić czymś otworów słuchowych, by choć na chwilę uwolnić się od niewątpliwie dlań irytującego dźwięku, jakim był głos szczurzycy.
- Ale mógłbyś. Popatrz, jak wesoło ptaszki śpiewają, żuczki brzęczą, ziemia krzyczy w uniesieniu! Jak można nie rozmawiać z bliźnim w takich pięknych… O, jesteśmy. Zawołaj, łuskowaty ogonie, swojego pana, dobrze?
Wąż ruszył prędzej, niespodziewanie pozostawiając uszczypliwość bez komentarza; najwyraźniej chciał jak najszybciej uwolnić się od Haraki. Zniknął w jaskini, gdy szczurzyca wciąż mozolnie zbliżała się do niej, z trudem ciągnąc matę.
Przebyli spory kawałek, przechodząc przez kilka zagajników i pól, by w końcu ujrzeć na horyzoncie niską zabudowę sklepiku. Od celu podróży dzielił ich już tylko jeden z niewielu dobrze zagospodarowanych terenów watahy – średnich rozmiarów placyk, obsadzony gęsto krzewami wonnych kwiatów, rozwiniętych nawet o tej porze roku. Podłoże stanowiła miękka, przyjemna dla łap ziemia, której nieprzypadkowe znalezienie się w tym miejscu stanowiło ewenement na skalę nie tylko okolicy, ale i całego regionu.
- Astry – wymamrotała pod nosem szczurzyca, pochylając głowę, by nie dotknąć zwieszającej się z wątłej łodygi olbrzymiej główki kwiatu. Nie lubiła tego rodzaju kwiecia. Przepych, jakim ukoronowane były jego pędy, wydawał jej się kompletnie nie na miejscu, gdy porównywała je do innych roślin, o niejednokrotnie dużo szerszym kręgu zastosowań.
Nie tylko powietrze tutaj, ale i cały placyk były natomiast wręcz przesiąknięte agresywnym aromatem tych jesiennych piękności.
Haraka przecięła placyk, z początku biegnąc szybko, potem trochę zwalniając. Od zapachu kwiatów zaczynał ją swędzieć nos, co przyniosło nowy temat do rozważań: czy węże mogą kichać? Zaraz jednak je porzuciła, gdyż Sergiusz na powrót pojawił się przy niej i mogli kontynuować podróż.
Dotąd, ku radości węża, wycieczka płynęła w milczeniu; nagle jednak szczurzycy zachciało się to zmienić. Spojrzała na współtowarzysza, będącego jednocześnie wrogiem, jednak zanim zdążyła wystosować do niego jakąś mniej lub bardziej kąśliwą wypowiedź, oboje stanęli (Sergiusz bardziej wpełzł) na progu sklepiku.
- Idź i załatw tę matę – syknął i zwinął się lekko, najwyraźniej nie zamierzając ruszyć się z miejsca.
- Oczywiście, strachliwy pełzaku – prychnęła Haraka, po czym wkroczyła w półmrok sklepiku.
Właśnie miała wbić zęby w ścianę na widok rozległego obszaru, jaki zajmowały półki z kompletnie nieinteresującym asortymentem, jaki stanowiły fiolki i buteleczki z wszelkiego rodzaju miksturami, gdy usłyszała cichy głos:
- Pomóc pani w czymś?
***
- …i tak, jak to jest nie mieć nóg? – kontynuowała, niezrażona tym, że na większość poprzednich pytań nie otrzymała odpowiedzi. Wąż wysyczał cicho coś, co można by luźno przetłumaczyć na rozpaczliwe „Skończ wreszcie, babo!”. Od kiedy ponownie przeszli przez placyk, Haraka wykazywała niezwykłą gadatliwość, której nie przeszkadzał nawet przymus ciągnięcia przez całą drogę powrotną całkiem sporego rulonu maty.
- No, naprawdę – sapnęła, szarpiąc za przytroczony do bagażu sznureczek, by w ten sposób posunąć go do przodu o kilka kolejnych centymetrów – jeśli dalej będziesz takim ponurakiem, to nigdy nie znajdziesz sobie dziewczyny!
- To, że tu z tobą jessstem nie oznacza, że muszę z tobą rozmawiać. – Biedny Sergiusz nie mógł nawet przysłonić czymś otworów słuchowych, by choć na chwilę uwolnić się od niewątpliwie dlań irytującego dźwięku, jakim był głos szczurzycy.
- Ale mógłbyś. Popatrz, jak wesoło ptaszki śpiewają, żuczki brzęczą, ziemia krzyczy w uniesieniu! Jak można nie rozmawiać z bliźnim w takich pięknych… O, jesteśmy. Zawołaj, łuskowaty ogonie, swojego pana, dobrze?
Wąż ruszył prędzej, niespodziewanie pozostawiając uszczypliwość bez komentarza; najwyraźniej chciał jak najszybciej uwolnić się od Haraki. Zniknął w jaskini, gdy szczurzyca wciąż mozolnie zbliżała się do niej, z trudem ciągnąc matę.
- Coś obiło mi się o uszy. – Podbiegła do małego pagórka z poduszek, po czym na jedną wskoczyła. – Miękkie.
- Odkrywcze stwierdzenie – skomentował basior, podchodząc.
- Ba! Przecież wiesz, jakie są szpitalne poduchy. I na co oni wykorzystują te podatki…? – Haraka ziewnęła i zniknęła pod warstwą kocyków.
- Czekaj!
Jedynie niewielkie wybrzuszenie materiału wskazywało na obecną pozycję szczurzycy. Choć jeszcze minutę temu wydawała się całkowicie rozbudzona, teraz wyraźnie balansowała na granicy snu i jawy. Kiedy miała już wpaść w krainę sennych marzeń, w niewielkiej odległości od siebie poczuła ciepełko. Natychmiast wypełzła jednak się da xD spod ciepłego okrycia.
- Obiecałeś, mój ciapciaku – wymamrotała, wciskając się w sierść wilka. Chwilę potem słodko zasnęła.
<Kali?>
1.11.2018
Od Lii ,,Polska czystka ze świeżego mleka #4"
Westchnęłam. Może jeszcze dwa trupki?
- Może... może Nox? Silver? Ignite? - wyliczałam patrząc wzrokiem do góry
- Nie będzie dywaników? - popatrzyłam na nią spode łba
- Jeszcze raz mi wspomnisz o dywanikach, to wsadzę ci jakiegoś starego buta do pyska.
- No dobra. To wszyscy po kolei?
- Może być. Im bardziej paląca się choinka tym lepiej. Żeby tak jeszcze pod koniec czystki... taka niby gwiazdka na niebie na Boże Narodzenie. - Tak więc po kolei kto bliżej mieszkał tak szliśmy. Minęłam jakiegoś wilka robiącego za mordercę, oraz wdepnęłam w kałużę krwi i zobaczyłam zmasakrowane ciało ale nic poza tym. W drodze Demo jeszcze kogoś podpaliła, więc mieliśmy latające po watasze płonące grilowane mięso. Sęk w tym że bez sosu. Gdy dotarliśmy do jaskini Noxa...
- Cukierek albo psikuus! - zawołałam w głąb jaskini. Od razu zostałam unieruchomiona cieniem. Ni było tego widać pod maską, ale wykrzywiłam się w krzywym uśmiechu przekręcając głowę lekko na bok - Nie baw się w Shikamaru, chociaż... mocy nie zatrzymasz - po tych słowach cień się skurczył na tyle że mogłam się poruszać jako tako, a z wnętrza dobiegł lekki skowyt. Przeciągnęłam się i skrzywiłam głowę prostując kręgosłup. Po chwili przeteleportowałam się cicho tuż za plecy basiora tak, że jego cień zniknął. Teraz przydałoby się przebranie za Jeffa i powiedzenie słynnego tekstu: go to sleep, ale jakoś nie przeszło mi to przez gardło, za to zrobiłam coś innego, lekko przesunęłam się obok niego tak, że pysk miałam przy jego uchu
- Pozdrów ode mnie Hadesa - szepnęłam mu w ucho. Ten się wzdrygnął, i nie ruszając się skierował wzrok na mnie, ale mimo jego natychmiastowej reakcji, przez którą cieniem złamał mi łapę, zdążyłam zdjąć maskę, a mój pysk zmaterializował się w samą porę, by wgryźć się w jego krtań. Jak zabijać na czystce tak po prostu... to szybko. Przy tętnica się trochu jakby uszkodziła. Mój pysk zmoczył się w krwi, a basior upadł na zmienię opryskując kamienie jaskini krwią, która pod ciśnieniem robiła za fontannę słabnącą wraz z czasem. Oblizałam się patrząc na niego z góry, i miałam taką chwilę laga mózgu. Patrzyłam bezwiednie na martwe ciało, i jakby mój mózg odpłynął... miałam wrażenie, że gdybym teraz znalazła się w górach, najzwyczajniej w świecie bym z tej góry skoczyła i się zabiła o jakiś kamień... najpewniej uderzając głową o kamień...
- Lia? Skończyłaś? Przestań się tak na niego gapić bo ci się oczy świecą i to wygląda przerażająco.
- Mam doła - mruknęłam.
- Czyli jak zwykle - odparła
- Nie nie jak zwykle! Na co dzień mam taki dziwny ton głosu i jeszcze... - zaczęłam swoje tłumaczenie jednak Dusza nie miała zamiaru tego słuchać
- Dobra, dobra czaję a teraz chodź dalej - mruknęła
- Czekaj może ma coś ciekawego w mieszkaniu! - zawołałam i przeszukałam całą jaskinię. Znalazłam tylko jakieś pomniejsze błyskotki. Miałam zamiar dodać zawód jubilera, więc nie było potrzeby bym brała jakieś pomniejsze rzeczy
- Idziesz? Zakładaj tą maskę i chodź! - zawołała zniecierpliwiona Demo. No tak... noc się już kończy
- Dobra dobra! - wzięłam maskę i założyłam na pysk, który od razu zmienił się w czarny dym. Potem była Ignite, którą zajęła się Demo bawiąc się w podsmażanie. gdy ona to robiła, ja musiałam zająć się swoją łapą. Bolało jak cholera i była już opuchnięta... trzeba potem iść do Rose. Przez całą drogę kulałam, więc teraz był dla mnie odpoczynek... i dla łap. Westchnęłam, zacisnęłam zęby i spróbowałam wiatrem nastawić jakoś kość by dobrze się zrosła. Syknęłam, a pod maską popłynęły łzy. Wypuściłam powietrze gdy było po wszystkim, i wzdrygnęłam się, gdy obok jaskini Ignite w lesie zaczęło się coś świecić, coś przeraźliwie krzyknęło, światło zgasło, a Demo wyszła zadowolona z krzaków ciągnąc za sobą martwą waderę ze spaloną połową pyska
- Ał... - stwierdziłam patrząc na to
- A flaki to cię już nie ruszały co?
- We flaki też bolało - przyznałam zmieniając moją łapę w mrok, dzięki czemu mogłam normalnie chodzić, przy czym nie raniłam mojej łapy jeszcze bardziej, i też nie odczuwałam bólu - Jeszcze jeden wilk i po sprawie. Ty się nim zajmij bo ja nie chcę mieć kolejnej złamanej łapy.
- No oke - mruknęła wadera. Mieliśmy już 4 martwe ozdoby choinkowe. Jeszcze jedna i po krzyku.
- Tylko na Silvera... - zatrzymałam moje słowa - to ja ci może z nim pomogę
- Co tak?
- Znasz pojęcie zabijania wzrokiem?
- Nom. Ty tak robiłaś gdy ci Monstery kradłam
- No, to on zabija wzrokiem dosłownie
- Uf... jeszcze jakieś informacje?
- Tak. Umie zmieniać się w mgłę, zatrzymywać czas i przywoływać potwory. A reszta mocy nie istotna.
- To masz jakiś plan ataku?
- Nie. Nie wiem. Zaśpiewaj coś czy jak... ja wezwę moje duszki mroczki które go zatrzymają i możesz się pobawić w robienie kwiotków z jego wnętrzności
- Ale chyba nie z frontu?
- Nie. A i tak wszyscy mają cię za martwą więc jak zaczniesz śpiewać z lasu bedzie oke - wstałam o mały włos się nie wywalając zapominając o tym, że mam "mroczną łapę" i za pomocą wiatru uniosłam kolejne dwa trupki żeby się Demoś biedna martwa męczyć nie musiała (wyczuj ten sarkazm) I poszłyśmy w stronę jaskini Silvera, chociaż jak się spodziewałam... nie było go tam.
- Góry - mruknęłam - musi być w górach - a więc raz dwa na góry czas! Spodziewałam się pochyłych, i tak się stało. Plan przebiegł z 3 otarciami się o śmierć, małym nie wypałem, przypadkowym przemienieniem mnie na mroczną formę, a zaraz po tym w wielkiego smoka i już chciałam zionąć ogniem na basiora, ale na szczęście moja jakże bardzo martwa przyjaciółka powstrzymała mnie podpalając mi lekko pysk. Chociaż i tak basior zszedł raczej z wycieńczenia niż zadanych obrażeń. Do tego piosenki Demo tak bardzo zadziałały, że ja jako wielki smok miałam ochotę iść w kimono niczym Aizawa i mieś na wszystko wyjeb... no. Tak więc mamy już 5 trupków, zdezorientowaną Demoness i wkurzoną że nie może spać Lię. Co mogło pójść nie tak?
- Chyba coś zgubiłam - mruknęłam nie ogarniając życia i idąc w stronę starego drzewa
- Tak rozum - burknęła Demo podreptując obok.
- Nie serio coś zgubiłam - zaczęłam się rozglądać nie przytomnym wzrokiem - aaaaaaa - przysiadłam jakbym doznała olśnienia - Pelerynę zgubiłam! - zaczęłam płakać w sumie nie wiem czemu, a po chwili się śmiać
- Zapomniałam że się upijasz bezsennością - mruknęła Demo
- he he - zaśmiałam się trochu głupio i wstałam by dalej iść do drzewa. Gdy dotarliśmy na miejsce, od razu zabrałam się za rozwieszanie trupków na halloweenowej choince, co trochę śmiejąc się jak głupia. Serio bezsenność źle na mnie działa. Gdy wszystko było gotowe, wadera podpaliła truchła, ja ogień podsyciłam wiatrem i...
- TAŃCZYMY WOKÓŁ OGNISKA! - krzyknęłam i zaczęłam się śmiać, i równie szybko jak się śmiałam, śmiać się przestałam.
- To co teraz?
<Demo? Albo koniec albo jeszcze odpiszesz chociaż wątpię xD>
- Może... może Nox? Silver? Ignite? - wyliczałam patrząc wzrokiem do góry
- Nie będzie dywaników? - popatrzyłam na nią spode łba
- Jeszcze raz mi wspomnisz o dywanikach, to wsadzę ci jakiegoś starego buta do pyska.
- No dobra. To wszyscy po kolei?
- Może być. Im bardziej paląca się choinka tym lepiej. Żeby tak jeszcze pod koniec czystki... taka niby gwiazdka na niebie na Boże Narodzenie. - Tak więc po kolei kto bliżej mieszkał tak szliśmy. Minęłam jakiegoś wilka robiącego za mordercę, oraz wdepnęłam w kałużę krwi i zobaczyłam zmasakrowane ciało ale nic poza tym. W drodze Demo jeszcze kogoś podpaliła, więc mieliśmy latające po watasze płonące grilowane mięso. Sęk w tym że bez sosu. Gdy dotarliśmy do jaskini Noxa...
- Cukierek albo psikuus! - zawołałam w głąb jaskini. Od razu zostałam unieruchomiona cieniem. Ni było tego widać pod maską, ale wykrzywiłam się w krzywym uśmiechu przekręcając głowę lekko na bok - Nie baw się w Shikamaru, chociaż... mocy nie zatrzymasz - po tych słowach cień się skurczył na tyle że mogłam się poruszać jako tako, a z wnętrza dobiegł lekki skowyt. Przeciągnęłam się i skrzywiłam głowę prostując kręgosłup. Po chwili przeteleportowałam się cicho tuż za plecy basiora tak, że jego cień zniknął. Teraz przydałoby się przebranie za Jeffa i powiedzenie słynnego tekstu: go to sleep, ale jakoś nie przeszło mi to przez gardło, za to zrobiłam coś innego, lekko przesunęłam się obok niego tak, że pysk miałam przy jego uchu
- Pozdrów ode mnie Hadesa - szepnęłam mu w ucho. Ten się wzdrygnął, i nie ruszając się skierował wzrok na mnie, ale mimo jego natychmiastowej reakcji, przez którą cieniem złamał mi łapę, zdążyłam zdjąć maskę, a mój pysk zmaterializował się w samą porę, by wgryźć się w jego krtań. Jak zabijać na czystce tak po prostu... to szybko. Przy tętnica się trochu jakby uszkodziła. Mój pysk zmoczył się w krwi, a basior upadł na zmienię opryskując kamienie jaskini krwią, która pod ciśnieniem robiła za fontannę słabnącą wraz z czasem. Oblizałam się patrząc na niego z góry, i miałam taką chwilę laga mózgu. Patrzyłam bezwiednie na martwe ciało, i jakby mój mózg odpłynął... miałam wrażenie, że gdybym teraz znalazła się w górach, najzwyczajniej w świecie bym z tej góry skoczyła i się zabiła o jakiś kamień... najpewniej uderzając głową o kamień...
- Lia? Skończyłaś? Przestań się tak na niego gapić bo ci się oczy świecą i to wygląda przerażająco.
- Mam doła - mruknęłam.
- Czyli jak zwykle - odparła
- Nie nie jak zwykle! Na co dzień mam taki dziwny ton głosu i jeszcze... - zaczęłam swoje tłumaczenie jednak Dusza nie miała zamiaru tego słuchać
- Dobra, dobra czaję a teraz chodź dalej - mruknęła
- Czekaj może ma coś ciekawego w mieszkaniu! - zawołałam i przeszukałam całą jaskinię. Znalazłam tylko jakieś pomniejsze błyskotki. Miałam zamiar dodać zawód jubilera, więc nie było potrzeby bym brała jakieś pomniejsze rzeczy
- Idziesz? Zakładaj tą maskę i chodź! - zawołała zniecierpliwiona Demo. No tak... noc się już kończy
- Dobra dobra! - wzięłam maskę i założyłam na pysk, który od razu zmienił się w czarny dym. Potem była Ignite, którą zajęła się Demo bawiąc się w podsmażanie. gdy ona to robiła, ja musiałam zająć się swoją łapą. Bolało jak cholera i była już opuchnięta... trzeba potem iść do Rose. Przez całą drogę kulałam, więc teraz był dla mnie odpoczynek... i dla łap. Westchnęłam, zacisnęłam zęby i spróbowałam wiatrem nastawić jakoś kość by dobrze się zrosła. Syknęłam, a pod maską popłynęły łzy. Wypuściłam powietrze gdy było po wszystkim, i wzdrygnęłam się, gdy obok jaskini Ignite w lesie zaczęło się coś świecić, coś przeraźliwie krzyknęło, światło zgasło, a Demo wyszła zadowolona z krzaków ciągnąc za sobą martwą waderę ze spaloną połową pyska
- Ał... - stwierdziłam patrząc na to
- A flaki to cię już nie ruszały co?
- We flaki też bolało - przyznałam zmieniając moją łapę w mrok, dzięki czemu mogłam normalnie chodzić, przy czym nie raniłam mojej łapy jeszcze bardziej, i też nie odczuwałam bólu - Jeszcze jeden wilk i po sprawie. Ty się nim zajmij bo ja nie chcę mieć kolejnej złamanej łapy.
- No oke - mruknęła wadera. Mieliśmy już 4 martwe ozdoby choinkowe. Jeszcze jedna i po krzyku.
- Tylko na Silvera... - zatrzymałam moje słowa - to ja ci może z nim pomogę
- Co tak?
- Znasz pojęcie zabijania wzrokiem?
- Nom. Ty tak robiłaś gdy ci Monstery kradłam
- No, to on zabija wzrokiem dosłownie
- Uf... jeszcze jakieś informacje?
- Tak. Umie zmieniać się w mgłę, zatrzymywać czas i przywoływać potwory. A reszta mocy nie istotna.
- To masz jakiś plan ataku?
- Nie. Nie wiem. Zaśpiewaj coś czy jak... ja wezwę moje duszki mroczki które go zatrzymają i możesz się pobawić w robienie kwiotków z jego wnętrzności
- Ale chyba nie z frontu?
- Nie. A i tak wszyscy mają cię za martwą więc jak zaczniesz śpiewać z lasu bedzie oke - wstałam o mały włos się nie wywalając zapominając o tym, że mam "mroczną łapę" i za pomocą wiatru uniosłam kolejne dwa trupki żeby się Demoś biedna martwa męczyć nie musiała (wyczuj ten sarkazm) I poszłyśmy w stronę jaskini Silvera, chociaż jak się spodziewałam... nie było go tam.
- Góry - mruknęłam - musi być w górach - a więc raz dwa na góry czas! Spodziewałam się pochyłych, i tak się stało. Plan przebiegł z 3 otarciami się o śmierć, małym nie wypałem, przypadkowym przemienieniem mnie na mroczną formę, a zaraz po tym w wielkiego smoka i już chciałam zionąć ogniem na basiora, ale na szczęście moja jakże bardzo martwa przyjaciółka powstrzymała mnie podpalając mi lekko pysk. Chociaż i tak basior zszedł raczej z wycieńczenia niż zadanych obrażeń. Do tego piosenki Demo tak bardzo zadziałały, że ja jako wielki smok miałam ochotę iść w kimono niczym Aizawa i mieś na wszystko wyjeb... no. Tak więc mamy już 5 trupków, zdezorientowaną Demoness i wkurzoną że nie może spać Lię. Co mogło pójść nie tak?
- Chyba coś zgubiłam - mruknęłam nie ogarniając życia i idąc w stronę starego drzewa
- Tak rozum - burknęła Demo podreptując obok.
- Nie serio coś zgubiłam - zaczęłam się rozglądać nie przytomnym wzrokiem - aaaaaaa - przysiadłam jakbym doznała olśnienia - Pelerynę zgubiłam! - zaczęłam płakać w sumie nie wiem czemu, a po chwili się śmiać
- Zapomniałam że się upijasz bezsennością - mruknęła Demo
- he he - zaśmiałam się trochu głupio i wstałam by dalej iść do drzewa. Gdy dotarliśmy na miejsce, od razu zabrałam się za rozwieszanie trupków na halloweenowej choince, co trochę śmiejąc się jak głupia. Serio bezsenność źle na mnie działa. Gdy wszystko było gotowe, wadera podpaliła truchła, ja ogień podsyciłam wiatrem i...
- TAŃCZYMY WOKÓŁ OGNISKA! - krzyknęłam i zaczęłam się śmiać, i równie szybko jak się śmiałam, śmiać się przestałam.
- To co teraz?
<Demo? Albo koniec albo jeszcze odpiszesz chociaż wątpię xD>
Subskrybuj:
Posty (Atom)