20.09.2019
Od Lucasa c.d Krzemienia
- No, opowiadaj młody: Kto cię, do jasnej cholery, tak urządził? - zapytał wilk, szukając czegoś w niższej części jaskini. Po chwili wrócił, niosąc ze sobą kilka różnorodnych roślin i wrzucając je kolejno do garnka, spojrzał się pytającą na mnie z powodu dalszego braku odpowiedzi.
Przez chwilę biłem się sam ze swoimi myślami, nie wiedząc jak wiele byłem w stanie mu powiedzieć. Najbardziej obawiałem się już nie samej reakcji, a po prostu prawdopodobnego wyśmiania mnie za opowiadanie niemożliwych rzeczy. Sam wciąż ciężko przetrawiałem swoją sytuację i czując się, jak gdyby będąc w lekkim amoku, potrzebowałem momentami upomnieć swoją własną świadomość, że to wciąż jest prawdziwa rzeczywistość, w której dalej się znajduję. W przeszłości zdarzało mi się ignorować osoby wierzące w podobne zjawiska, a teraz świat śmiejąc mi się prosto w twarz, pokazywał mi jak bardzo ograniczałem wcześniej swoje własne myślenia i zamykałem się w bezpiecznej bańce. 'Przecież to tylko wygłupy, nic się nie stanie' - rozbrzmiał w mojej głowie znajomy głos, który usłyszałem podczas tamtego wieczoru jako ostatni.
Starszy wilk kontynuował przygotowanie jedzenia, które wydzielało coraz intensywniejszy i bardziej apetyczny zapach. Najwidoczniej postanowił nie naciskać, widząc moją niewyraźną minę po zadanym przez niego pytaniu. Wciąż czułem jednak, że powinienem przyznać się mu przynajmniej do części mojej historii. Wiedziałem, że podzielnie się nią pomogłoby mi w utrzymaniu ciężaru, który spadł na mnie niespodziewanie i przytłoczył mnie swoją obecnością.
Pomimo tego, ciągle narastające uczucie strachu i niepokoju, uniemożliwiało mi to. Próbując zapanować nad swoimi emocjami, zacząłem rozmyślać nad tym w jaki sposób mógłbym ująć część, którą chcę mu przekazać.
Krzemień w tym czasie zdążył już wszystko przygotować i napełniając całą miskę jeszcze parującym się wywarem, zerknął lekko na mnie. Po chwili podszedł i podsunął mi moją porcję praktycznie pod mój nos, najwyraźniej nie licząc na to, że jestem w stanie całkowicie się podnieś z wciąż świeżą raną. Wyprostowałem się jedynie odrobinę, aby mieć wygodniejszy dostęp do jedzenia, które już kusiło mój węch swoją wyrazistą wonią. Patrząc na delikatnie wygięte krawędzie misy, wziąłem lekki wdech i zamiast zacząć jeść postanowiłem pierw odsłonić przygotowany wcześniej przeze mnie fragment.
- Można powiedzieć, że to nie było celowo wymierzone w... moją osobę. - Skrzywiłem się, wypowiadając zdanie, które w moich myślach brzmiało o wiele lepiej. Mając delikatnie nakreślić zarys całego wydarzenia, jedynie skomplikowałem i utrudniłem sobie wyjaśnianie zaistniałej sytuacji. - Dobrze znałem osoby, które mi to zrobiły, zresztą równie dobrze one znały również mnie. Jakby to ująć... doszło do dość sporego nieporozumienia między nami - mówiłem, próbując obejść się bez najistotniejszej części, która o wszystkim tak naprawdę zadecydowała. - Zostałem przez nich uznany za kogoś obcego w tamtym momencie i nie miałem możliwości wytłumaczenia się. Konkretniej próbowałem nawet wszystko im wyjaśnić, ale bez większego efektu. Tak jakby... nie było między nami żadnego sposobu na nawiązanie rozmowy. Byłem dla nich pewnego rodzaju intruzem, którego chcieli się pozbyć, aby teoretycznie pomóc mi. Dlatego nie mam im tego wszystkiego za złe, ale jednak... bardzo prawdopodobne jest, że już nie znajdę okazji, aby się z nimi skontaktować, a tym samym opowiedzieć co tak naprawdę się wtedy stało, że mnie nie rozpoznali.
Wilk patrzył na mnie z lekko uniesioną jedną brwią, jak gdyby do końca nie rozumiejąc co mu próbuję przekazać, owijając wciąż w bawełnę. Przełknąłem nerwowo ślinę, zastanawiając się jak inaczej mógłbym jeszcze to ująć, aby lepiej go naprowadzić na swoje myśli. Wciąż uważałem, że powiedzenie wszystkiego wprost mogłoby nie być najrozsądniejszą dla mnie decyzją. Nie znałem w końcu jeszcze jego stosunku, jak i również reszty watahy, do miejsca z którego pochodziłem. Mogłem zakładać jednak, że w normalny okolicznościach nie zostałbym raczej zbyt miło przez nich przyjęty.
W tym momencie czułem się obcy również tutaj. Pomimo powstałych między nami podobieństw fizycznych, nic mnie z nikim tu nie łączyło. W każdej chwili mogli się mnie po prostu pozbyć. Nie miałem także już swojego dawnego miejsca, do którego mógłbym wrócić, aby zobaczyć znajome twarze. Nigdy nie ciągnęło mnie do kłamania, i nawet w tak ekstremalnej sytuacji, wolałem podawać delikatnie zakrytą prawdę niż zmyślony fałsz.
- W krótkim czasie dość... znacząco się zmieniłem, jeśli chodzi o wygląd - wymamrotałem, czując jak bicie mojego serca przyspiesza z powodu napełniającego mnie strachu. - Mam na myśli całokształt. Gdyby ktoś znajomy w tym momencie na mnie spojrzał nigdy nie powiedziałby, że to jestem ja. W dużej części to moja wina. Zrobiłem coś z czego się wyśmiewałem, że i tak nie zadziała, a inni mnie jedynie do tego namawiali. Była więc to moja decyzja. Głupia, nieświadoma decyzja. Nikt z mojej grupy prawdopodobnie się nie spodziewał, że ten drobny "eksperyment" wyjdzie. Nie wiem co teraz z tym zrobić. Myślę, że raczej nie ma sposobu, aby to wszystko cofnąć. Nie czuję się też dobrze z tym, że miałbym tutaj zostać. To nie jest raczej.. mój świat - mruknąłem na koniec, po czym w końcu przeszedłem do jedzenia, lekko już ostygniętej zupy.
<Krzemień? Wybacz mi, że tak długo mnie nie było.>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz