16.11.2019

Dd Nadara do Mazikeen

Szkło rozprysło się o kamienie, kiedy fiolka po krótkim balansowaniu na półce, wreszcie spadła. Migocząca ciecz rozpłynęła się, wnikając w szczeliny pomiędzy głazami. Nieduży, zbity z praktycznie trzech kawałków drewna kredensik drgał jeszcze przez moment, poczym z powrotem znieruchomiał. Obok niego, na sztywnych, nadal drżących nogach, dysząc i przeklinając się w duchu, stał basior. W chwili gdy pojemnik turlał się po półce, Nadar wbił w nią wzrok, wiedząc, że już nie zdąży jej złapać. Nie zdążył. I cały czas patrzył w to samo miejsce. Substancja zaczęła powoli wypalać kolejne źdźbła trawy, które stawały jej na drodze.
- Oddychaj… - Nadar wypuścił głośno powietrze z płuc. Przecież wcale w jednej chwili nie stracił kilku tygodni pracy. I oczywiście stworzył tylko jedną dawkę specyfiku przez niedostępność surowców. Jak mogłoby być inaczej, o ironio?
Basior ostrożnie przekroczył stróżkę żrącego płynu i stanął przed prostą szafką, którą kilka dni wcześniej przyciągnął do leża. Ktoś musiał wcześniej wyrzucić ją na obrzeża lasu, choć nie mógł sobie przypomnieć, żeby którykolwiek z wilków z watahy robił takie rzeczy. Zamyślił się na chwilę.
- Coś cię gryzie? – usłyszał głos, dobiegający zza jego pleców. Obrócił się, ale nikogo nie dostrzegł. Nie odpowiedział.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak.
Nadar nie wiedział kto do niego mówi, ale nie miał ochoty na żarty. Co prawda zdarzało mu się rozmawiać z demonami, ale one nie martwiły się o jego problemy życiowe. Nie zdziwiłby się, gdyby troska okazała się podstępem.
- Tygodniami pracowałem nad nową recepturą lekarstwa, ale wszystko poszło na marne… - odpowiedział w końcu.
- Lekarstwa? Przecież to twoje „lekarstwo” wyżarło całą trawę na około! – głos się zaśmiał.
- W odpowiedniej dawce wszystko może być lekarstwem… - odpowiedział niepewnie. Basior nie lubił zagadek ani sytuacji, nad którymi nie panował. Po chwili dostrzegł kątem oka jakiś kształt, nieco mniejszy od przeciętnego wilka. – Kim jesteś?
- Jestem tobą, ale i kimś inny.
- Nie lubię zagadek. Nie mam na nie czasu. – zebrał kilka niezbitych fiolek, które ocalały przy upadku.
- To nie zagadka – postać roześmiała się – Musimy się w końcu poznać – Słychać było wyraźnie, że mówiąca się uśmiecha..
- Nie wiem kim jesteś i nie mam na ciebie czasu. Odejdź.
- Dobrze, mogę sobie pójść, chociaż tylko przechodziłam… - w uszach Nadara rozbrzmiał inny głos, żywszy i bardziej wilczy. Obejrzał się i spojrzał na wychylającą się zza skały waderę. Speszył się.
- Przepraszam, nie mówiłem do ciebie. Kim jesteś?
<Mazikeen?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz