3.12.2019

Od Robina CD Vi


Zastrzygłem uszami, słysząc śpiew niosący się gdzieś z oddali. Zamknąłem na chwilę oczy, wsłuchując się w piosenkę. Wiedziony ciekawością rozpocząłem poszukiwania osobnika odpowiedzialnego za ten utwór. Nim jednak zdążyłem to zrobić, wszystko ucichło. Spojrzałem na pożółkłe korony drzew. Złote liście błyszczały w niczym niezmąconym blasku księżyca. Czas o tej porze roku mijał tak szybko, że nie zdałem sobie nawet sprawy z tego, kiedy dzień ustąpił miejsca nocy. Rozejrzałem się wokół i doszedłem do niezbyt przyjemnego wniosku, że tak właściwie nie mam pewności co do swojej obecnej pozycji. Zachciało mi się wieczornych spacerków po ledwo znanych mi terenach i oto rezultat tego działania. Zamknąłem oczy i wypowiedziałem słowa, których nauczyła mnie stara szamanka spotkana przeze mnie kilka lat temu. Otworzyłem oczy. Jak jednak powinienem był się spodziewać, po duchach tego lasu nie było ani śladu. Te leśne istoty bywają bardzo kapryśne i psotne. Sprawy nie polepszał fakt, iż byłem nowy w tym lesie, jego magiczni domownicy nie musieli zechcieć przybyć na moje wezwanie. Westchnąłem ciężko. Nie miałem innego wyboru, jak tylko samemu odnaleźć ukrytą gdzieś jaskinię. Nim jednak ruszyłem, spostrzegłem małego duszka przyglądającego mi się zza drzewa. Może jednak las nie pozostał całkowicie głuchy na mojego wezwanie. Powoli podszedłem do stworzonka.
- Hej. - Przywitałem się. - Starałem się mówić cicho, tak by go nie spłoszyć. - Zechciałbyś mi pomóc?
Istotka skinęła przytakująco głową.
- Wskazałbyś mi drogę do domu? - Zapytałem.
Duszek ponownie skinął głową i zaczął biec. Natychmiast ruszyłem za nim. Malec miał wskazać mi drogę do domu, ale nie odnosiłem wrażenia, abyśmy faktycznie się do niego zbliżali. Zamiast tego zacząłem słyszeć ciche niejednostajne pluski wody. Zatrzymaliśmy się na skraju lasu tuż przy jeziorze.
- Jeśli chcesz mnie zabić to szybko. - Usłyszałem.
Spojrzałem na wilczycę, która wypowiedziała te słowa. Nie wyglądało na to, aby był tam ktoś prócz nas, czy mówiła więc do mnie? Spojrzałem na duszka, który mnie tu przyprowadził, jednak już go obok mnie nie było. Tak typowe dla tych figlarnych istotek. Podszedłem bliżej wilczycy.
- Obawiam się, że byłoby to niezgodne z pełnioną przeze mnie funkcją. - Powiedziałem, siadając obok.
Samica wzdrygnęła się lekko. Spojrzałem na taflę wody, w której odbijało się nocne niebo. Jedynie pluski ryb mąciły panującą wokół ciszę. Po chwili milczenia samica spojrzała w moją stronę. Dopiero teraz dostrzegłem jej zupełnie czarne oczy i czerwoną ciecz wypływającą spod powiek.
- Wszystko w porządku? - Zapytałem, gdyż w połączeniu z dość smukłą sylwetką wilczycy wzbudziło to we mnie niepokój.
- Tak. - Odparła dość nieśmiało samica.
- Czy to... - Zacząłem, wskazując na oczy wadery, choć nie miałem nawet pewności czy mnie widzi - ...normalne?
- Tak, nic mi nie jest.
Skinąłem głową na znak, że rozumiem. Ponownie nastała chwila ciszy.
- Mam na imię Robin, jestem tu nowy. A Ty?

<Vi? Nie można nazwać go szczególnie taktownym, ale mam nadzieję, że nie zraził już kogoś do siebie w ten sposób XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz