14.02.2022

Od Vespre do Tsumi

– Papiery zostawiłem w sali alchemicznej – wyjaśniłem, podchodząc bliżej wader. – Nikogo w środku nie było, chciałem cię wpierw powiadomić o Violet, ale jak widać chyba już nie muszę – mówiąc to, zerknąłem na wspomnianą wilczyce.
– Idź po Wichne, zaprowadzę Violet do sali i pójdę po Antilie – rozkazała Tsum, jak oficer swojemu szeregowemu.
Westchnąłem.
– Już idę – odpowiedziałem niechętnie, niezadowolony wizją dalekiego lotu do jaskini szamanki.
Nie mówiąc nic więcej, ruszyłem w stronę wyjścia z pałacu, zostawiając Tsumi i Violet same.
Najchętniej, zamiast być chłopcem na posyłki alfy, położyłbym się gdzieś teraz i tak leżał, póki ktoś by nie zmartwił się bezwładnym ciałem na posadzce. Miałem jednak robotę do wykonania i niezbyt wielkie chęci na następne bicie klapkiem po łbie. To wystarczyło, by porzucić jak na razie swoje plany na bycie martwą kupą futra gdzieś w kącie.
Wyszedłem na świeże powietrze. Ah, odwilż. Przez wszechobecną wilgoć niska temperatura jeszcze bardziej się potęguje. Nie cierpiałem, nie - nienawidziłem całym sercem zimy, która była dla mnie jedną wielką udręką. Musiałem jak najszybciej dolecieć do jaskini Wichny i zaprowadzić ją do pałacu - nie czułem, jakbym był w stanie wytrzymać ani minuty dłużej.
Najszybszą drogą było dolecenie tam. Szkoda, że sama Wichna nie posiadała skrzydeł, byłoby jeszcze szybciej. A tak, to drogę powrotną będę musiał spędzić na bezmyślnym szlajaniem się z Wichną do pałacu, co pewnie zajmie dwa razy tyle co przelot.
Kończąc moje marudzenie oraz skracając całą drogę, po jakiejś godzinie byłem ponownie na miejscu. Zaprowadziłem Wichne do sali alchemicznej. I tak nie zrozumiałbym nic z ich medycznego bełkotu, dlatego wolałem nie wkręcać się w to spotkanie czarownic.
Zamiast tego powinienem wziąć moją dzisiejszą dawkę leku. W ostatnim czasie astma mi się pogłębiła i każdy dzień podczas którego zapomniałbym wąchać ziółek mógłby się skończyć nocnymi dusznościami. Nie jest to zbyt przyjemne doświadczenie, którego jednak wolałbym uniknąć. Wąchanie gorzkawego, mdłego zapachu jest już od tego przyjemniejsze.
Wbiłem do pokoju Tsum, szukając woreczka z wcześniej przygotowaną mieszaniną ziółek. Jako, że bardzo często przebywam tutaj wraz z alfą, wolę zostawiać moje rzeczy tutaj. Mógłbym rzec, że wśród tych czterech ścian przebywam zdecydowaną większość swojego życia.
Z wonnym woreczkiem w pysku, wróciłem pod drzwi sali alchemicznej. Nie chciałem wchodzić do środka. Ich paplanina zabiłaby mnie na miejscu. Już ciekawsze zdawało mi się leżenie na posadzce, co z największą chęcią zrobiłem. Woreczek z ziółkami położyłem tuż przed swoim nosem, pozwalając mdłej woni witać w moim układzie oddechowym za każdym razem, gdy brałem oddech. Przykrywszy się własnymi skrzydłami, przymknąłem delikatnie oczy. Czekałem, jak wierny pies, aż spotkanie się skończy, bym mógł znowu uczepić się boku Tsumi.

– Wszystko dobrze? – Z błogiego snu rozbudził mnie delikatny waderzy głos.
Uniosłem leniwie ślepia, patrząc na winowajcę, który przerwał mi błogi sen. Violet patrzyła na mnie zmartwiona, jakbym leżał ranny na kafelkach. Jeżeli wadera tu stała to znaczyło, że spotkanie się już skończyło. Podniosłem łeb z przednich łap, również odsuwając nos od ziół.
– Tak, tak, czekałem na was po prostu – wyjaśniłem, rozciągając przednie łapy. Ziewnąłem przeciągnę, pokazując swój równy rządek kiełków.
– Czym jest ten woreczek? – zapytała, nie dając mi spokoju. Jakby mogło ją to w ogóle obchodzić.
– Lekarstwo na astmę – odpowiedziałem zwięźle, biorąc woreczek w pysk i podnosząc się do końca z ziemi.
Na widok wychodzącej z sali Tsum mój ogon mimowolnie rozkołysał się delikatnie na boki. Już zrobiłem krok w jej stronę, gdy powstrzymał mnie głos wadery która przerwała mój błogi sen.
– Um… – Niepewna, spuściła wzrok na kafelki. – Mógłbyś mnie jeszcze raz odprowadzić do pokoju? Ten pałac jest tak zawiły, że wolę nie ryzykować zgubienia. Zresztą, sama nie wiem w którą stronę powinnam iść – poprosiła nieśmiało.
Nie będę kłamać - w ogóle nie uśmiechało mi się odprowadzenie nieznanej wadery do pokoju. Odmówić jednak nie wypadało.
– Okej. – Zgodziwszy się, rozciągnąłem jeszcze tylne łapy i skrzydła, nim zacząłem odprowadzać waderę. – Chodź.
Jeszcze kątem oka zdążyłem zauważyć przerażające spojrzenie Tsum. Czy robię coś złego…? Nie zdążyłem zacząć rozmyślać na dobre, gdy waderka mi przerwała.
– Na pewno wszystko okej? Wyglądasz na ledwo żywego – pytała dalej, najwyraźniej zmartwiona. – To były na pewno odpowiednie leki?
– Wszystko dobrze – odpowiedziałem. – Tsumi zawsze przygotowuje dla mnie tą mieszankę ziół, na pewno się nie pomyliła.
Posłała mi nieokreślone spojrzenie, którego mój zaspany umysł nie potrafił obecnie rozczytać.
– Alfa jest twoją partnerką? – zapytała, a ja o mało nie upuściłbym woreczka z ziołami.
– Przyjaciółką – poprawiłem ją szybko. – Znamy się od małego.
– Hm… – mruknęła. – Dobrze jest mieć taką bliską osobę. – Nie byłem pewny, czy na pewno usłyszałem delikatną nutę smutku w jej głosie.
Wolałem nic nie mówić dalej, bo i tak już zbliżaliśmy się do jej pokoju.
– Proszę, to drzwi do twojego pokoju – zatrzymałem się.
– Dziękuję – uśmiechnęła się, wchodząc do środka. – Dobranoc.
– Dobranoc – pożegnałem ją w momencie gdy zamykała drzwi.
Westchnąwszy cicho, wróciłem do pokoju Tsum.

<Tsum?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz