14.02.2022

Od Antilii cd. Tsumi

Nie wiem kiedy się obudziłam – siedząc w zamkniętej przestrzeni, bez dostępu do widoku gołego nieba nie byłam w stanie policzyć jak długo byłyśmy uwięzione w lodowcu góry…
...ani jak długo byłam nieprzytomna…
Zaczęłam powoli się budzić, czując silny ból głowy, jakby połamane kości, stłuczone ciało oraz inne urazy nie wystarczały. Z początku nie chciałam wstawać ani w ogóle się budzić, ale mój instynkt kazał mi zbierać dupę w troki i działać a nie się opierdzielać. Zdążyłam się nauczyć mu, wyjątkowo, ufać, tak więc z dużą niechęcią otworzyłam oczy. Duże zaskoczenie – nadal byłam otoczona błękitnym lodem. Ciężko westchnęłam, zupełnie jak wtedy kiedy z rana muszę wstać i iść na patrol lub lecieć do chorego pacjenta…
Ostrożnie wstałam, nadal czując, że mam pokiereszowane kości, przednimi nogami. Pierwsze, prawdziwe zaskoczenie – ktoś przykrył mnie kocem. Drugie zaskoczenie – była miska z wodą.
Ktoś to musiał przynieść…
Zaczęłam dogłębniej analizować miejsce, w którym przebywałam. Ściany wyglądały idealnie gładkie, jednak czułam, że to nie było dzieło natury tylko… wilka. Miski również były rzeźbione i wygładzone przy pomocy odpowiednich narzędzi. Napiłam się kilku łyczków wody, ponieważ byłam nieco spragniona. Woda była słodka i czysta, bardzo smaczna do tego. Nie przypomniała wody z lodu…
Nagle usłyszałam jakieś kroki. Widziałam wprawdzie wejście, lecz moje kontuzje powodowały, że siedziałam w miejscu a wejście skręcało w lewo. Próbowałam wstać, ale nie udało mi się – poczułam ostry ból od żeber w dół. Zacisnęłam mocno zęby, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Pozostało mi jedynie czekać…
W końcu na ścianie pojawiły się cienie, które wydłużyły swe szpony aż w końcu pojawił się młody wilk o śnieżnobiałej sierści i złotych znaczeniach na futrze. Jego oczy miały intensywny, bursztynowy odcień a jego postura emanowała spokojem. Nie uznawał mnie za zagrożenie i chciał zasygnalizować podobnie.
Nie dziwię się… W takim stanie nawet muchy nie pacnę… – pomyślałam złośliwie.
Siadł niedaleko mnie, obserwując moje wysiłki wstawiania. <
Nie wiem kiedy się obudziłam – siedząc w zamkniętej przestrzeni, bez dostępu do widoku gołego nieba nie byłam w stanie policzyć jak długo byłyśmy uwięzione w lodowcu góry…
...ani jak długo byłam nieprzytomna…
Zaczęłam powoli się budzić, czując silny ból głowy, jakby połamane kości, stłuczone ciało oraz inne urazy nie wystarczały. Z początku nie chciałam wstawać ani w ogóle się budzić, ale mój instynkt kazał mi zbierać dupę w troki i działać a nie się opierdzielać. Zdążyłam się nauczyć mu, wyjątkowo, ufać, tak więc z dużą niechęcią otworzyłam oczy. Duże zaskoczenie – nadal byłam otoczona błękitnym lodem. Ciężko westchnęłam, zupełnie jak wtedy kiedy z rana muszę wstać i iść na patrol lub lecieć do chorego pacjenta…
Ostrożnie wstałam, nadal czując, że mam pokiereszowane kości, przednimi nogami. Pierwsze, prawdziwe zaskoczenie – ktoś przykrył mnie kocem. Drugie zaskoczenie – była miska z wodą.
Ktoś to musiał przynieść…
Zaczęłam dogłębniej analizować miejsce, w którym przebywałam. Ściany wyglądały idealnie gładkie, jednak czułam, że to nie było dzieło natury tylko… wilka. Miski również były rzeźbione i wygładzone przy pomocy odpowiednich narzędzi. Napiłam się kilku łyczków wody, ponieważ byłam nieco spragniona. Woda była słodka i czysta, bardzo smaczna do tego. Nie przypomniała wody z lodu…
Nagle usłyszałam jakieś kroki. Widziałam wprawdzie wejście, lecz moje kontuzje powodowały, że siedziałam w miejscu a wejście skręcało w lewo. Próbowałam wstać, ale nie udało mi się – poczułam ostry ból od żeber w dół. Zacisnęłam mocno zęby, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Pozostało mi jedynie czekać…
W końcu na ścianie pojawiły się cienie, które wydłużyły swe szpony aż w końcu pojawił się młody wilk o śnieżnobiałej sierści i złotych znaczeniach na futrze. Jego oczy miały intensywny, bursztynowy odcień a jego postura emanowała spokojem. Nie uznawał mnie za zagrożenie i chciał zasygnalizować podobnie.
Nie dziwię się… W takim stanie nawet muchy nie pacnę… – pomyślałam złośliwie.
Siadł niedaleko mnie, cierpliwie czekając, najpewniej, aż zadam jedne z najbardziej oczywistych pytań:
– Dlaczego mnie porwaliście? Biały Wilk milczał przez dłuższy czas, aż w końcu odpowiedział:
– Ponieważ byłyście za blisko… Odpowiedź mnie zaskoczyła.
– Czego? Cały czas siedziałam na czterech literach, z wiadomych przyczyn…
– Nie zauważyłaś znaków?
– Jakich znaków? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Piłeczka odbita w stronę przeciwnika. Jego ruch.
– Przed jaskinią były znaki, które ostrzegały przed niebezpieczeństwem i innymi takimi… – wyjaśnił. Ping – piłeczka odbita w moją stronę.
– Nie widziałam żadnych znaków, ponieważ mnie pogrzebała lawina śnieżna, która zeszła podczas wspinaczki. Byłam wtedy nieprzytomna.
Pong – odbicie do Białego.
– A Twoja towarzyszka nic nie zauważyła?
Ping.
– Nic mi o tym nie wspomina… – urwałam w połowie słowa. – Gdzie ona jest?
– Nie wiemy. Nie było jej z tobą.
Mruknęłam coś pod nosem, równie niezrozumiale dla rozmówcy jak i dla mnie. Biały siedział spokojnie, zupełnie jakbyśmy znali się od lat.
– Kim jesteś? – zapytałam, czując, że to moja pora na pytanie.
– Nazywam się Ivius. Jestem uczniem medyka oraz mieszkańcem Lodowej Doliny.
– Lodowej Doliny? – Uniosłam brew w zaskoczeniu.

– …i tak nasi przodkowie osiedlili się w Lodowej Dolinie. Niektórzy wychodzą poza nasze góry, zdobywając rzadkie i niedostępne tutaj surowce, ale nasza dolina jest niemalże samowystarczalna.
Kiwnęłam głową, zafascynowana tą historią. Lodowa Dolina była ukryta między szczytami gór Szpiczastych a jej wyjątkowy mikroklimat sprzyjał spokojnemu życiu, jakie się tu toczyło. Wilki uprawiały tutaj rolę, hodowały owce dające niezwykłą wełnę, niezwykle odporną na mróz i przy tym cienką. Krajobraz był niezwykle piękny – soczysta zieleń ukryta w lodowej koronie. Wiekowe drzewa chyliły swe gałęzie, aby podarować sadownikom swoje owoce. Górskie strumyki płynęły z cichym szumem, zasilając niewielkie acz bardzo urodzajne pola uprawne. Tutejsze wilki mieszkały w lodowych jaskiniach, zupełnie jak u nas… Kilku elementów tutaj nie było, takich jak urządzenia elektryczne, ale to mi w żadnym stopniu nie przeszkadzało. Można spokojnie nazwać to miejsce illydyczne…
Rozmawiałam z Starszyzną, zapewniając ich, że nie zdradzę istnienia Lodowej Doliny. Kilku starszych wilków kiwnęło stare, pomaszczone pyski na znak akceptacji a ja przedstawiłam całą wersję wydarzeń jak tu się znalazłam…
Przemieszczałam się przy pomocy swoich własnych nóg, które nie ucierpiały podczas lawiny, a na pozostałą część ciała, niezdolną do ruchu, zostało nałożone zaklęcie lewitacji. Dziwnie wyglądałam z latającym dupskiem, ale jakoś trzeba sobie radzić…
Ivius został moim, swego rodzaju, przewodnikiem po Dolinie. Niestety, wiedzieli ode mnie o Nihilach oraz sytuacji, jaka teraz jest, tak więc musiałam opuścić to wspaniałe miejsce.
– Mam nadzieję, że jeszcze tutaj wrócę… – powiedziałam tęsknym głosem.
– Ja również… – Uśmiechnął się mój towarzysz. – Ten tunel – wskazał łapą – zaprowadzi cię na drugą stronę Gór.
Już miałam ruszyć kiedy coś mnie tknęło.
– Tsumi! Bez niej się nie ruszam!
Ivius miał coś powiedzieć i już otworzył pysk, kiedy z sąsiedniego tunelu zaczął się pojawiać cichutki głosik a z każdą sekundą jego głośność rosła oraz stawał się wyraźniejszy…
Po kilku chwilach Alfa watahy wyleciała z tunelu i wylądowała na mnie, miażdżąc moje, już zmiażdżone, kości.


(Tsum? Idziemy dalej czy pytasz Iviusa o gada? Ciulowy ten odpis, nie ma co… )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz