Głównie pieprzenie. Oni chcieli jakieś minerały, my informacje o sprawach z półboskimi larwami. Trzeba będzie jakoś Sokara ogarnąć, bo aktualnie to chyba jedyny żyjący półboski szczen. Trzeba pozostawić przy życiu i dbać, bo jeszcze nasza jedyna wyjątkowa karta pójdzie się walić. Westchnęłam, wychodząc z pokoju targowiska. Nie potrzebowaliśmy jakoś dużo minerału, ale sam fakt iż musieliśmy oddać jakąś część, to dla mnie nieporozumienie. Konieczne, ale nadal. W końcu bycie stereotypową cebulą nie może istnieć, jeśli cebularz roztrwania wszystko na prawo i lewo. I tak się trochę potargowaliśmy, więc jakiś procent zaoszczędzimy. Plus dla nas. Minus z kolei był taki, że.... nie podobała mi się Violet. Nie, że jej nie lubiłam, absolutnie! Nawet jej nie znałam, a moje nastawienie było raczej neutralne. Jednak jakiś owad żarł mi opuszkę, a ja nie mogłam go zlokalizować. A może to po prostu jakiś kaprys? Nie wiem, ten stereotyp o kobietach czy coś. Spokojnym, tępym wzrokiem odprowadzałam oddalające się dwie sylwetki. Mojego brata przyjaciela, oraz wysłanniczki innej watahy.
- Hej, Fluff - Zagadałam do czarnego basiora, który właśnie postanowił się oddalić. Najpewniej do biblioteki czy coś. Ten spojrzał na mnie, pytającym wzrokiem. Spokojnie staruszku, nie chcę z ciebie zrobić testera. Od tego mam tamtą ciemną flegmatyczną masę na wpół martwą.
- Tak? - Proste, stateczne pytanie. Podreptałam więc bliżej.
- Nie masz może ochoty, by pomóc mi w- - Nie zdążyłam dokończyć, gdyż ten najwyraźniej znając już moje zamiary, pokręcił spokojnie głową, powodując mój spadek zaangażowania.
- Przykro mi, może innym razem - A po tych słowach, tak jak to by zrobił każdy inny wilk, po prostu się oddalił tam, gdzie chciał iść. Została jeszcze Antilia. Ale ta gdzieś zniknęła zaraz po zgromadzeniu. Innych nie znałam. Byli jeszcze moi opiekunowie i zmarła mama Vespre, ale nie będę gadać do ściany licząc na cud i odpowiedź z nieba. A opiekunowie.... uh. To opiekunowie. Z kamienną, ponura miną powędrowałam więc do swojego pokoju z papierami. Mój plan na zajęcia się czymś innym by nie siadać do spraw formalnych poszedł spać. Siadłam dopiero w swoim pokoju na miękkim puchatym dywaniku i rozłożyłam wszystko na biurku/stoliku. Co ja tak właściwie robię? Nie nadawałam się do tego. Powinnam sadzić kwiatki w ogródku i mieszać zioła, a nie męczyć się ze sprawami umysłowymi. Jedyne co mnie ratowało to umiejętności i wiedza wpojona za szczeniaka oraz rada i towarzysze. Trochę jak taka kukiełka kierowana przez miliony sznureczków. Po jakimś czasie, do pokoju wszedł Vespre, który jakoś tak niepewnie podszedł, by położyć się obok, kładąc łeb na moim ogonie. Nawet mi się nie chciało odwracać głowy w jego stronę. Po prostu na wpół martwym wzrokiem patrzyłam się tępo na kartki. Jakieś irytujące uczucie przebiegło mi przez kark, jak taka pchła. Bardzo irytująca pchła.
- No, liczę na ciebie! - Na mój pysk wkradł się wredny zwycięski uśmieszek, kiedy sama poszłam szukać Fluffiego, a Vespre spróbował jakoś odżyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz