Gdy Sokar się obudził, od razu zaczął błądzić mętnym wzrokiem po swojej sypialni. Akurat wróciłam ze swojej jaskini, niosąc nowe lekarstwa w szklanych fiolkach. Przekazałam Tsumi odpowiedni zwój z zaklęciem, dzięki któremu będzie w stanie przesyłać mi świeże eliksiry drogą magiczną. Gdy basior mnie dostrzegł, ulga na jego pysku była aż za bardzo widoczna. Nie odzywałam się do niego, nadal będąc zła. On to rozumiał, bo doskonale wiedział jakie konsekwencje mogą mieć jego czyny. Z drugiej strony… zrobił to, bo się o mnie marwił… Chciał mnie odnaleźć, upewnić się, że wszystko ze mną w porządku.
Niemniej jednak gniew górował nad domniemanym zauroczeniem oraz zainponowaniem.
Poprosiłam, aby powoli usiadł na swoim łóżku a ja zaczęłam badanie. Z początku mój pacjent się opierał, ale udało mi się go namówić na to oraz na chwilę spokoju z jego strony. Gdy zaczęłam go osłuchiwać, zaczął mówić, co bardzo utrudniło mi osłuchanie jego płuc.
– ...przepraszam, że cię zmartwiłem. Po prostu... – Sokar pokręcił głową, a ja wyjełam stetoskop z swoich uszu. Płuca nadal mocno rzęziły, co mnie niepokoiło, ponieważ trzeba będzie siegnąć po mocniejsze leki. Po chwili dopowiedział: – Nie myślałem trzeźwo i... myślałem, że potrzebuję cię za wszelką cenę zobaczyć – dodał po dłuższej chwili ciszy i braku odpowiedzi z mojej strony. Jego słowa jednak nie przechodziły obojętnie – z każdym kolejnym moja złość do niego topniała, a jej miejsce zastępowało coś innego – wzruszenie. Byłam wzruszona tym, co był w stanie zrobić dla mnie – wilczycy, która nie zna swojej historii, nie wie robiła w przeszłości, nie wie kim w ogóle jest…
– Chciałem być pewny, że nic ci nie jest – przyznał szczerze.
– Proszę, nie bądź zła...
Te słowa rozbiły całą wściekłość na tego osobnika płci męskiej. Westchnęłam ciężko.
– Nie jestem na Ciebie zła, a przynajmniej nie teraz… – zaczęłam łagodnym tonem. Czułam, jak powoli zaczyna mi drżeć głos z emocji, które w końcu zostały uwolnione z złotej klatki mojego umysłu. Rzadko kiedy pozwalam sobie na takie momenty, wiedząc, że ryzykuję bardzo dużo, nawet swoje życie, ale w tamtej chwili zaufałam Sokarowi. Nie wiedziałam czemu to robię. Umysł oraz życiowe doświadczenie krzyczały, abym tego nie robiła, ale serce kibicowało mi, aby w końcu wyrazić uczucia…
– Po prostu… jak to ująć… – zawahałam się. Nie wiedziałam jaknto ubrać w słowa.
Opuściłam łeb, by po chwili spojrzeć Sokarowi w oczy, kiedy samotna łza spływała mi po policzku. Ten siedział na swoim, ciężko oddychając, czekając na moje słowa.
– Nie sądziłam, że… ktokolwiek... będzie mnie szukał… Że ktoś się będzie o mnie… martwił… – Słowa z trudem przechodziły, przez załamujące się gardło. Walczyłam z burzą uczuć będącą w mojej głowie. Sokar uśmiechnął się, a w lewym oku zaczęła się zbierać łezka. Ostrożnie zsunął się ze swojego posłania, a następnie chwiejnym i słabym krokiem podszedł do mnie. Uśmiechnął się i słabo mnie objął. Z początku nie wiedziałam co mam zrobić, ale po chwili wtuliłam się w jego ciepłe futro, jakimś cudem pachnącą świeżym powietrzem i potem. Przymknęłam oczy, czując, że to ten jedyny.
Bogowie jednak postanowili odebrać mi moment szczęścia.
Z początku niczego sie nie domyśliłam, dopóki ciało basiora nie stało się… wiotkie. A po chwili usłyszałam głośny świst powietrza. Odsunęłam się delikatnie od czekoladowego wilka, by zobaczyć co się dzieje.
Sokar zaczął się dusić.
Na cenną sekundę zamarłam, ale szybko odzyskałam zimną krew. Położyłam wilka na skalistej posadzce i zaczęłam go reanimować, ponieważ już zdążył stracić przytomność.
Nie odbierajcie mi i jego, błagam…
Zajrzałam do sypialni Sokara, niosąc nowe leki, majac nadzieję, że się wybudził. Niestety, dalej był w śpiączce, w którą zapadł najprawdopodobniej wskutek tych duszności. Minął już tydzień od czasu tego zdarzenia, a poprawy nadal nie widać. Wprawdzie organizm powoli zaczyna walczyć z chorobą samodzielnie oraz stopniowo regeneruje się po bitwach z drobnoustrojami, które to powodują, ale nadal musi dostawać silne leki a nie przechodzą obojętnie wobec organizmu.
Pozostawało jedynie czekać…
Doszły nowe obowiązki, ponieważ Tsumi zażądała spotkania ze mną. Z początku nie chciałam opuszczać Sokara nawet na krok, ale Alfa wyszła z propozycją, że spotkamy sie u mnie. Zgodziłam się.
Postanowiła zgłosić mnie do Rady jako nowego jej członka. Nashi odeszła z nieznanych mi przyczyn. Ostatanio zachowywała się dosyć dziwnie… Miałam nadzieję, że wszystko z nią w porządku. Fluffy natomiast nadal zasila Radę, podobnie jak Vespre. Brakuje jednak tradycyjnego trzeciego wilka w kręgu… Zgodziłam się. Zastanawiałam się też dlaczego Tsumi tak mi ufa? Przecież ja sama siebie praktycznie nie znam a co dopiero inny wilk… Mam jednak zaufanie do decyzji naszej przywódczyni i uszanowałam jej wolę, przyjmując to stanowisko.
Niemal mechanicznie już przygotowałam wszystko co było potrzebne – leki, strzykawki, igły… Podałam odpowiednie substancje Sokarowi, który spał nienaturalnym snem. Siedziałam tak przy nim, patrząc czy oddycha… Martwiłam się. I bałam się czy z tego wyjdzie.
Dlaczego musi mnie to spotykać…? Dlaczego nie mogę zaznać szczęścia? – Te dwa pytania krążyły po mojej głowie niczym natrętne komary latem. Przymknęłam oczy, bliska rozpaczy.
Wyszłam, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Jak zwykle przystanęłam przy oczku wodnym znajdującym się wewnątrz groty starego wulkanu. Była noc a tarcza Księżyca odbijała się w lustrzanej tafli wody. Położyłam się, pozwalając, by moje łzy zmieszały się z górską wodą zasilającą to jeziorko.
Nie wiem kiedy przysnęłam, ale poczułam, że coś dotyka mojej sierści. Natychmiast ocknęłam się z dziwnego snu, którego nawet już nie pamiętam i rozejrzałam się dookoła.
Myślałam, że serce wyskoczy m z piersi…
Niemniej jednak gniew górował nad domniemanym zauroczeniem oraz zainponowaniem.
Poprosiłam, aby powoli usiadł na swoim łóżku a ja zaczęłam badanie. Z początku mój pacjent się opierał, ale udało mi się go namówić na to oraz na chwilę spokoju z jego strony. Gdy zaczęłam go osłuchiwać, zaczął mówić, co bardzo utrudniło mi osłuchanie jego płuc.
– ...przepraszam, że cię zmartwiłem. Po prostu... – Sokar pokręcił głową, a ja wyjełam stetoskop z swoich uszu. Płuca nadal mocno rzęziły, co mnie niepokoiło, ponieważ trzeba będzie siegnąć po mocniejsze leki. Po chwili dopowiedział: – Nie myślałem trzeźwo i... myślałem, że potrzebuję cię za wszelką cenę zobaczyć – dodał po dłuższej chwili ciszy i braku odpowiedzi z mojej strony. Jego słowa jednak nie przechodziły obojętnie – z każdym kolejnym moja złość do niego topniała, a jej miejsce zastępowało coś innego – wzruszenie. Byłam wzruszona tym, co był w stanie zrobić dla mnie – wilczycy, która nie zna swojej historii, nie wie robiła w przeszłości, nie wie kim w ogóle jest…
– Chciałem być pewny, że nic ci nie jest – przyznał szczerze.
– Proszę, nie bądź zła...
Te słowa rozbiły całą wściekłość na tego osobnika płci męskiej. Westchnęłam ciężko.
– Nie jestem na Ciebie zła, a przynajmniej nie teraz… – zaczęłam łagodnym tonem. Czułam, jak powoli zaczyna mi drżeć głos z emocji, które w końcu zostały uwolnione z złotej klatki mojego umysłu. Rzadko kiedy pozwalam sobie na takie momenty, wiedząc, że ryzykuję bardzo dużo, nawet swoje życie, ale w tamtej chwili zaufałam Sokarowi. Nie wiedziałam czemu to robię. Umysł oraz życiowe doświadczenie krzyczały, abym tego nie robiła, ale serce kibicowało mi, aby w końcu wyrazić uczucia…
– Po prostu… jak to ująć… – zawahałam się. Nie wiedziałam jaknto ubrać w słowa.
Opuściłam łeb, by po chwili spojrzeć Sokarowi w oczy, kiedy samotna łza spływała mi po policzku. Ten siedział na swoim, ciężko oddychając, czekając na moje słowa.
– Nie sądziłam, że… ktokolwiek... będzie mnie szukał… Że ktoś się będzie o mnie… martwił… – Słowa z trudem przechodziły, przez załamujące się gardło. Walczyłam z burzą uczuć będącą w mojej głowie. Sokar uśmiechnął się, a w lewym oku zaczęła się zbierać łezka. Ostrożnie zsunął się ze swojego posłania, a następnie chwiejnym i słabym krokiem podszedł do mnie. Uśmiechnął się i słabo mnie objął. Z początku nie wiedziałam co mam zrobić, ale po chwili wtuliłam się w jego ciepłe futro, jakimś cudem pachnącą świeżym powietrzem i potem. Przymknęłam oczy, czując, że to ten jedyny.
Bogowie jednak postanowili odebrać mi moment szczęścia.
Z początku niczego sie nie domyśliłam, dopóki ciało basiora nie stało się… wiotkie. A po chwili usłyszałam głośny świst powietrza. Odsunęłam się delikatnie od czekoladowego wilka, by zobaczyć co się dzieje.
Sokar zaczął się dusić.
Na cenną sekundę zamarłam, ale szybko odzyskałam zimną krew. Położyłam wilka na skalistej posadzce i zaczęłam go reanimować, ponieważ już zdążył stracić przytomność.
Nie odbierajcie mi i jego, błagam…
✧─── ・ 。゚★: *.✦ .* :★. ───✧
Zajrzałam do sypialni Sokara, niosąc nowe leki, majac nadzieję, że się wybudził. Niestety, dalej był w śpiączce, w którą zapadł najprawdopodobniej wskutek tych duszności. Minął już tydzień od czasu tego zdarzenia, a poprawy nadal nie widać. Wprawdzie organizm powoli zaczyna walczyć z chorobą samodzielnie oraz stopniowo regeneruje się po bitwach z drobnoustrojami, które to powodują, ale nadal musi dostawać silne leki a nie przechodzą obojętnie wobec organizmu.
Pozostawało jedynie czekać…
Doszły nowe obowiązki, ponieważ Tsumi zażądała spotkania ze mną. Z początku nie chciałam opuszczać Sokara nawet na krok, ale Alfa wyszła z propozycją, że spotkamy sie u mnie. Zgodziłam się.
Postanowiła zgłosić mnie do Rady jako nowego jej członka. Nashi odeszła z nieznanych mi przyczyn. Ostatanio zachowywała się dosyć dziwnie… Miałam nadzieję, że wszystko z nią w porządku. Fluffy natomiast nadal zasila Radę, podobnie jak Vespre. Brakuje jednak tradycyjnego trzeciego wilka w kręgu… Zgodziłam się. Zastanawiałam się też dlaczego Tsumi tak mi ufa? Przecież ja sama siebie praktycznie nie znam a co dopiero inny wilk… Mam jednak zaufanie do decyzji naszej przywódczyni i uszanowałam jej wolę, przyjmując to stanowisko.
Niemal mechanicznie już przygotowałam wszystko co było potrzebne – leki, strzykawki, igły… Podałam odpowiednie substancje Sokarowi, który spał nienaturalnym snem. Siedziałam tak przy nim, patrząc czy oddycha… Martwiłam się. I bałam się czy z tego wyjdzie.
Dlaczego musi mnie to spotykać…? Dlaczego nie mogę zaznać szczęścia? – Te dwa pytania krążyły po mojej głowie niczym natrętne komary latem. Przymknęłam oczy, bliska rozpaczy.
Wyszłam, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Jak zwykle przystanęłam przy oczku wodnym znajdującym się wewnątrz groty starego wulkanu. Była noc a tarcza Księżyca odbijała się w lustrzanej tafli wody. Położyłam się, pozwalając, by moje łzy zmieszały się z górską wodą zasilającą to jeziorko.
Nie wiem kiedy przysnęłam, ale poczułam, że coś dotyka mojej sierści. Natychmiast ocknęłam się z dziwnego snu, którego nawet już nie pamiętam i rozejrzałam się dookoła.
Myślałam, że serce wyskoczy m z piersi…
Sokar? Mówimy se tak? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz