14.02.2022

Od Lait

Wilczyca czytała stronę książki po raz kolejny, nie mogąc się skupić. Nie było to winą siedzenia przy rzeczce dusz, gdzie duchy dawały o sobie znać. To... po prostu nie był jej dzień. Nawet nie wypiła swojej normalnej dawki kawy! To jeszcze bardziej psuło humor, a dawno już tak złego nie miała. Westchnąwszy cicho, zamknęła i odsunęła swoją dotychczasową lekturę, wciąż starając utrzymać się ją w powietrzu, tak by jej nie zmoczyć. Brązowa skórzana okładka, bez żadnego tytułu, ale z niesamowitą treścią, patrzyła na nią z wyrzutem, a Lait słyszała w głowie swoje wyrzuty co do przerwania czynności czytania. Pokręciła łbem. Zaczęła się zastanawiać nad tym, co jej popsuło ten dzień. Chciała wrócić na początek „zła”, żeby być przynajmniej świadomą od czego się zaczęło. Problem w tym, że nie wiedziała. Parę razy przemyślała to co robiła dzisiaj i nie mogła znaleźć. Rano zrobiła kawę, poczytała, wyszła na spacer i... aj. No nie miała pojęcia co się stało. Irytowało ją to. Podeszła bliżej wody, zaraz wpatrując się w swoje odbicie.
— Coś cie drapie, huh? — usłyszała głos obok. Drgnęła wystraszona. Na chwilę zupełnie zapomniała, że oprócz niej mogą być tu duchy. Odwróciła wzrok w lewo, gdzie zauważyła półwidocznego wilka, basiora. Nie kojarzyła go, w sumie nie miała skąd go skojarzyć. Jest młoda, a ten tutaj... no cóż, wydawał się starszy.
— Tak jakby — odpowiedziała po chwili.
— Potrzebujesz pomocy z tym? — spytał grzecznie. Lait miała wrażenie, że owy basior jest bardzo przyjemnym wilkiem.
— Jakbym jeszcze wiedziała z czym.
Nieznajomy zaśmiał się. Wadera popatrzyła na niego z niezrozumieniem.
— Mam zły dzień i tyle — dopowiedziała.
— Każdemu się zdarza, musisz go jakoś przetrwać.
— Wiem — mruknęła i zaczęła dreptać w jakąś stronę.
— Próbowałaś może z kimś o tym rozmawiać jeszcze? Oprócz mnie... nie wiem, z rodziną? To pytanie sprawiło, że ponownie przystanęła. Spojrzała na ducha, chwilę później jednak spuszczając wzrok. Rodzina. Średnio ją pamiętała, czasami zapominała, że istnieli gdzieś na świecie. Nauczyła się (lub nie do końca...?) żyć bez nich, ale... no jednak bywały momenty, gdzie tęskniła, chociaż nie wiedziała sama za czym, bo nie pamiętała domowego ciepła. Zdarzały się jej jakieś lekkie przebłyski raz na dłuższy czas, ale... to nie to samo niż wspomnienia, które wiadomo, że są prawdziwe. W swojej podróży, z przed dołączenia da watahy, spotkała wiele szczeniąt z jakąś osobą z rodziny... a ona była sama. Nie mogła jednak nikogo winić, sprowadziła na siebie taki los i musiała się pogodzić, co nie znaczyło, że ją to nie boli.
— Nieznajoma?
— Huh? — wyrwała się z transu i spojrzała na niego. Duch wyglądał na zmartwionego.
— Wszystko dobrze? Ucichłaś na trochę.
— Ta... to nic takiego. Będę już szła, okay? — powiedziała przepraszająco.
— W porządku... Mam nadzieję, że może będzie lepiej potem — uśmiechnął się delikatnie.
— Tia, dzięki — westchnęła i wysiliła się na uśmiech. — Do zobaczenia?
— Cześć.
Lait ruszyła powoli w drogę powrotną.
Musi sobie wybaczyć ucieczkę, inaczej nie da rady ze samą sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz